Actions

Work Header

O klątwach, elfach i co najmniej jednym kucyku

Summary:

Napisałam ku własnej uciesze fix-it o moich ulubionych ofiarach Losu z DA II. Bo mogłam.
Zupełnym przypadkiem po drodze pojawiły się też też: klątwy odmładzające, żarty o rudych, kucyk o śmiesznym imieniu, góry cukru, happy end dla każdego, gościnne występy Inkwizytorki, retrospekcje mające retrospekcje i jedna rewolucja (napomknięta) i mnóstwo mimowolnego okrucieństwa

Później znalazło się też miejsce na coś jeszcze: dodatkowy rozdział o Cullenie. Też w podobnym klimacie.

Chapter Text

Dzień był mroźny, ale pogodny w związku z czym goniec znalazł Inkwizytorkę Adaaar podczas bójki na śnieżki z Dorianem na blankach. Adaar podziwiała niewzruszenie z jakim goniec prezentował informacje, jednocześnie pozbywając się z twarzy resztek zbłąkanej śnieżnej kuli którą przypadkowo trafiła mu w twarz. Po pewnym czasie mieszkania w Skyhold ludzie przyzwyczajali się do wszystkiego. Akurat jej brak majestatu i umiłowanie do dziecinnych zabaw był jedną z tych prostszych do zaakceptowania rzeczy.
Adasr nie czekała nawet żeby pechowy żołnierz ja odprowadzał do sali narad, od razu rzuciła się do biegu. Varric, jej kumpel, druch i kompsn do picia wrócił! I to nie sam! - zostawiając Dorianowi przeprosiny za pechową śnieżkę. O etykietę się nie martwiła,: śnieg z kubraka przecież wyschnie nim dojdzie na miejsce. Chyba. Zresztą, plamy z wody to żadne plamy, prawda? A spotkanie wyglądało na pilne. No i Varric wrócił! Akurat on nigdy nie wymagał żeby się stroiła.
Varric chyba myslał podobnie bo nawet nie mrugnął okiem na jej przemoczone codzienne ubrania, rosnąca powoli kałuże wody, włosy w nieładzie i naddarty podczas walki z Dorianem szalik tylko przedstawił... obiekt spotkania. Czyli swoich "drogich" świeżo przybyłych przyjaciół, nie szczędząc (wyglądających na bardzo mocno przesadzone) ukłonów i ceremoniału. Sarkazm wręcz wylewał się z krasnoluda. Na resztę zgromadzonych w sali decydentów i jej Doradców Inkwizytorka przezornie nie patrzyła: Józefina od dawna uważała że czas spowazniec, Cullen był osobą zawsze pamiętająca się żeby się uczesać. Zawsze.

- Inkwizytorko. Pozwól sobie przedstawić moich drogich przyjaciół których honor mamy dziś przyjmować i którzy zaszczycili nas swoją obecnością: to Czempionka Kirkwall, Hawk a to jej mąż, Jego Wysokość Książe, Jaśnie Oświecony Najwyższy i Szalchetny Protektor Tevinter, osoba tylu cnych przydomków że dla oszczędzenia czasu, oszczędzę wymiany wszystkich, zostawiając ten honor sobie na później. Oboje uczynili nam ten zaszczyt i przybyli do nas osobiście.Myślę –z czym zgadza się ze mną Lady Cassandra, nalegająca na ich przybycie-że w obecnej sytuacji potrzebujemy pilnej pomocy ich obojga, osobiście.

Hawk, sławna Czempionka Kirkwall, sławna wojowniczka, poważana szlachcianka i bohaterka wielu heroicznych opowieści oraz serii książek o swoich epickich przygodach wydawała się wyraźnie ubawioną młodą kobietą o oczach pełnych dobrodusznej uciechy, bez śladów nadęcia czy protekcjonalności do których przecież miałaby prawo. Adaar od razu ją polubiła.
Prawdopodobne źródło większości uciechy Hawk czyli Książe Protektor Tevinter w reakcji na ceremoniał powitania i nazywanie go "jaśnie panem" zaprezentował iście nieksiażęce maniery i przewracał oczami tak mocno że nieświadomie pokręcił również głową gdzie tkwiła skoplikowana fryzura złożona z wielu bieluteńkich warkoczyków okalających ostre elfie uszy. Nie wydawał się zachwycony.
Wyraźnie nie lubił być nazywany Jego Wysokością, co równie wyraźnie bardzo bawiło dwójkę jego drogich przyjaciół.

 

* * *

Kilka lat wczesniej, Kirkwall....

 

Fenris powoli dochodził do zmysłów. Leżał w wielkim wygodnym łożu- to zawsze Plus. Pluszowy zwierzak leżący obok niego, zaraz obok mnóstwa innych porozrzucanych wszędzie zabawek wskazywal ze jest spora szansa ze wspomnienia jakie miał w głowie a które dotyczyły bycia do wczoraj sześciolatkiem nie były tylko efektem wyobraźni ani ….efektem bardzo, ale to bardzo dziwnego snu.
Przyjaciele czuwający wokół jego łózka mieli bardzo niezdecydowane miny, absolutnie nie takie jakie spodziewa się człowiek zobaczyć gdy budzi się otoczony bliskimi po naprawdę dziwnym magicznym wypadku. Jak ktoś kto na pogrzebie własnej matki słyszy że dostał niewiarygodnie dużą sumę pieniędzy. Jak ktoś kto w spalonych resztkach własnego domu znalazł uroczego szczeniaczka o najpiękniejszych oczkach i widać ze od razu bardzo mądrego. Jakby jednocześnie coś stracili i zyskali. Ale głównie widać było ze cieszą się widząc go całego i żywego.
Fenris nie pamiętał co dokładnie stało się że wszyscy z jego nielicznej ekipy przyjaciół wydawali się być w pokoju i bacznie obserwować jego łóżko. Dobra, zapyta o to. Ale później. Na razie były bardziej palące kwestie.
czy to...czy ja... czy naprawdę.... czy ja dobrze pamiętam że.... – cholera, nie mógł złapać się jednej myśli. Spokojnie, prawie to ma. Da radę.
- Varric czy ty serio kupiłeś mi kucyka?! - ha! Udało się! Można być z siebie dumnym!
- Oczywiście że kupiłem. Czemu miałbym nie chcieć być twoim ulubionym wujkiem? - głos krasnoluda był podejrzanie łagodny.
- Niby co ja do cholery mam zrobić teraz z kucykiem?
- Po pierwsze, nikt z nas nie wiedział jak długo będziesz go potrzebować a po drugie, to nie był powód żeby ulubiony wujek nie obdarował swojego ulubionego elfiątka wymarzonym prezentem, w końcu sześc lat ma się raz...no dobra niektórzy dwa razy w życiu….możesz go zawsze….oddać elfim dzieciom z obcowiska? - Varric zaczynał brzmieć niepewnie, jakby abstrakcyjność tematu rozmowy własnie do niego dotarła i go obecnie przerastała
Fenris zaś nie wiedział skąd nagły napływ emocji, ale postanowił roztropnie z nim nie walczyć, nie miał na to siły.
- STANOWCZO ODMAWIAM, NIE ODDAM LORDA CIASTKA GLUPIM PRZYCHLASTOM, to MOJ kucyk, zresztą żadne nie umiałoby się nim zając, a do tego Mariush jest głupi, Visenna nie zasłużyła, a Eyriel jest rudy, o reszcie nie wspomnę!
- ….rudy, powiadasz? To trochę kiepska obraza z twoich ust. znamy twoja tajemnicę. twoja mama nam powiedziała. Sam byłes rudy, hipokryto. nie możesz trzymać tego przeciwko biednemu małemu Eyrielowi.
- On nie jest mały, był ode mnie wyższy, całe dwa palce....A poza tym….moja...mama? Więc ta kobieta która przyprowadziłeś...?
- Twoja prawdziwa, najprawdziwsza matka, z siostrą w zestawie, pragnę dodać. Siostrą- magiczką. Oczywista zasluga nizej podpisanego. I uwazaj jak się wyrażasz o ksieżniej matce.
- Księżnej...matce....?
- Mieszka w twoim starym domu, oczywiście po tym jak go wyremontowano. Tak zaniedbana rezydencja nie licowała z waszą pozycją.
- Powiedz że żartujesz. Ze to jakiś chory sen i niemożliwe żebym dostał tytuł szlachecki w konsekwencji wszystkich wydarzeń poprzedniego...roku? Minął rok?
- Tak, minął rok. I tak, Fenris, nie wiem jak ci inaczej to powiedzieć, ale tak, jesteś teraz księciem. Znaczy miasto wierzy że jesteś księciem. Dla nas zawsze pozostaniesz Panem Marudą.
- I to wszystko dlatego że byłem uroczy? Pamiętam tylko zabawy z tymi małymi zdrajcami z obcowiska którzy ciągle chcieli bawić się lalkami. Lalkami, Variic! Lalki to najnudniejsza zabawa na świecie!.. I kolorowe książeczki o zwierzakach i....szczeniaczka? Żadnych politycznych aktywności czy zyskiwana tytułów szlacheckich.
- Proszę cię. Byłeś najbardziej uroczym elfiatkiem na kontynencie.To samo w sobie otwierało wiele serc. I drzwi. I skarbców.
- A trochę dlatego że tajemnicze elfie dziecko w szatach bogatszych od niektórych ludzkich królów o nienaturalnym kolorze włosów, doskonale wychowane i ułożone, znające obce języki, w towarzystwie i pod opieka najpotężniejszych osób w Kirkwall zaczęło budzić pewne domysły - dodał do rozmowy milczący do tej pory Anders
- ….Varric. Varric, co zrobiłes. Co. Wyście. Zrobili. I jak to nienaturalnym... czy ja...
- Nie, spokojnie, nie jesteś rudy. Wciąż masz swoje białe włosy. Białe włosy też są nienaturalne- wtrąciła stojąca w drzwiach Hawk, w mig rozumiejąc obawę przyjaciela - Fenris, odpocznij, wciąż jesteś skołowany. Na swój sposób obudziłeś się rok później, na swój sposób... miałeś dzikie szczęście ze przeżyłeś ostatnich kilka dni. Masz w głowie wspomnienia sześcio- i dwudziestoośmiolatka. Pozwól sobie odpocząć, wyjaśnimy to wszystko.Na spokojnie, po kolei. Bogowie, jesteś zielony, pozwól sobie jeszcze na sen. Obiecuje ze następnym razem, jak nie będziesz już tak skołowany opowiemy ci cała historię. Prawda Anders? - kontynuowała Hawk, troskliwie.

Ah. Więc Fenris miał dwadzieścia osiem lat. To....zupełnie nowa wiedza. Od dawna nie miał pojęcia ile mógł mieć lat- niespecjalnie też się zastanawiał, normalnie starczyło mu „coś przed trzydziestką”, urodziny też były mu zbędne. Przy takim trybie życia jakie miał, urodziny i dokładny wiek brzmiały jak niepotrzebny luksus. Cóż, teraz jako Książe Fenris będzie musiał nadrobić co do tematu zbędnych i niezbędnych luksusów, jak widać.
I co, do cholery stało się kilka dni temu?

Z zamyślenia wyrwał go zatroskany (od kiedy Pomiot jest o niego zatroskany? Czemu wydaje się być tak przejęty?) głos Andersa:
- Fenris, Fenris, odpocznij. Varric ma rację- powinieneś odpocząć, teraz to za dużo wrażeń naraz. Obiecujemy że wszystko niedługo będzie bardziej jasne. Patrz, dostałeś pluszowego bryłkowca od kochanej siostry Nightindale, przytul się do niego i pozwól sobie trochę pospać, dobrze? Bedziemy tu na pewno jak się obudzisz. - Fenris poczuł ze faktycznie, jest zmęczony krótką rozmową i że naprawdę, sen wydaje się dobrym pomysłem. Tylko najpierw jedna rzecz.
-Jestem...dużym..chłopcem...bez ..pluszaków.... - powiedział przytulając się do zabawki i zasypiając. O to czemu Abominacja nie ma swojego wyczuwalnego pasażera na gapę zapyta następnym razem.

* * *

Niedużo później, wciąż Kirwall:

- No więc.... zacznijmy od początku. Coś mi już mówiła Hawke. Trochę pamiętam, acz z nieco przekrzywionej perspektywy. Nadal mam mnóstwo pytań. Jak to się stało, że zostałem zaklęty w bycie niedużym, bezbronnym i przerażonym elfim dzieckiem?
- To bardzo dobre pytanie! Otóż- my też nie wiemy! Któregoś dnia robiliśmy rekonesans na Poranionych Brzegach i w jednej z jaskiń była skrzynia. I demon. Dostałeś się tam pierwszy, ledwo co patrzymy i puf! Dużo białego dymu a później tylko twoja pusta zbroja i nieprzytomne dziecko wyglądające jak ty wystające spod spodu! Zabraliśmy cię na zewnątrz, a resztę może już jakoś pamiętasz....
- Obawiam się że pamiętam bardzo mało. Głównie ekscytację, przestraszenie i to ze nikt z was nie wiedział że mam na imię Leto, ale w jakiś dziwny sposób wiedziałem że Fenris to też moje imię.
- No więc, do tej pory nie wiemy jaki to rodzaj klątwy cię dopadł, czy to był rozumny demon, ani jaki miał cel ten który klątwę rzucił na skrzynię. Nie udało nam się powiązać.... wypadku.... ani z zadaniem jakie wtedy mieliśmy, ze skarbem jaki tam był ukryty ani z możliwą ewentualną zemstą uprzednio spotkanych osób. Nawet nie z twoim wcześniejszym właścicielem. Nawiasem mówiąc, koleś jest obecnie martwy, to też jest ciekawa historia.... W każdym razie: Uwierz, szukałem tych powiązań, tak samo jak szukaliśmy później lekarstwa na twoją...przypadłość. Można powiedzieć że był to absolutnie losowy przypadek, z absolutnie losową ofiarą. Nie było także śladów żeby dopadła kogokolwiek wcześniej.
Baliśmy się że klątwa, poza zdeformowaniem cię także cię zabiła, ale nie: po wyciągnięciu cię na powierzchnię Anders rzucił się ci na pomoc i okazało się że jesteś całkowicie zdrowym, żywym, oddychającym samodzielnie i całym elfem. Tylko tak na oko sześcioletnim i nieprzytomnym w śmiesznie za dużej tunice. Hawk bała się że jak się obudzisz, nie będziesz rozumiał wspólnego, a nikt z nas nie znał Arcanum. Anders bał się że zaklęcie usmażyło ci mózg. Wszyscy zastanawialiśmy się co zrobimy jak nie będziesz miał swoich wspomnień i spanikujesz, budząc się nagle na innym kontynencie wśród obcych ludzi i na dodatek w towarzystwie co najmniej jednego maga. Szczęście że chociaż mieliśmy czas zabrać cię z ciemnej jaskini pełnej zwłok, to na pewno utrudniłoby rozmowę gdybyś był przytomny już tam.
I wtedy Hawk wpadła na genialny pomysł: "dzieci są głupie, prawda?” - Powiedziała, mając na myśli że zamiast tłumaczyć ci skomplikowane zawiłości ostatnich dwudziestu lat twojego żywota, zmiany kraju, kwestii wolności, różnic między traktowaniem magów u was i u nas i obecnej sytuacji – można po prostu powiedzieć ci coś, co sześciolatki zrozumieją. Bajkę.
- I dlatego jak się obudziłem, powiedziałeś mi ze nie jestem i nigdy nie byłem niewolnikiem tylko byłem ukrywającym się dalijskim księciem, ostatnim dziedzicem Elfickiego Imperium którego trzeba było wywieźć w tajemnicy z kraju?
- No, trochę mnie poniosło. Ale pomyśl o tym tak: to dawało nam doskonała wymówkę do rozpieszczania cię i zaopiekowania się tobą najlepiej jak się dało, bez wzbudzania podejrzeń czemu ci dziwni ludzie obsypują cie zabawkami i słodyczami zamiast być wstrętnymi właścicielami niewolników czy coś.
- Nie musieliście mnie niczym obsypywać, zacznijmy od tego
- Jak to nie musieliśmy? Jesteś naszym przyjacielem. Zresztą zawsze byłeś Panem Poważnym, pomyśleliśmy ze bycie rozpieszczana maskotka grupy będzie rodzajem... wakacji jaki ci zrobimy nim znajdziemy metodę do odczarowania cię. No i nie groziły nam żadne konsekwencje wychowawcze, po pierwsze nie byłeś tak naprawdę dzieckiem, po drugie, miałeś pozostać dzieckiem krótko, bo ile taki urok transformacji normalnie trwa?
- Wnioskuję po tym że obudziłem się dorosły rok póżniej, że trochę dłużej niż się spodziewaliście
- Paskudztwo było okropnie splatane, nie chciało mijać samo, a potem nie mogliśmy znaleźć przeciw-zaklęcia ani uroku. Absolutnie nieodwracalna sprawa. Sprawdzaliśmy wszędzie.
- I dlatego kupiłeś mi kucyka?
- Bogowie, nie! Kucyka kupiłem ci bodajże trzeciego dnia, porządny krasnoludzki wierzchowiec. Na wypadek jakby udało nam się uratować tylko twój dorosły umysł, ale nie ciało, miałbyś konia na którym mógłbyś jeździć bez wstydu. Jakbyś miał być dorosły następnego dnia, miałbyś pamięć jednego dnia absolutnej ekstazy z powodu spełnionego marzenia i to też byłoby warte wydatku. A na razie miał być twoją, Fenrisowa zabawka, do kochania, zaplatania mu wstążeczek, czesania i wszystkiego co może chcieć mały elfi chłopiec marzący o koniku. Sam mi wyznałeś, zawstydzony i w wielkiej tajemnicy że skoro już jesteś teraz wolny i bogaty... to może dałoby ci spełnić to jedno, jedyne marzenie, i już o nic nie będziesz prosić, tylko tak bardzo, bardzo chcesz kucyka. Ślepiąc tymi wielkimi, zielonymi oczami jak szczeniaczek. Każdy by ci kupił kucyka. Albo od razu dwa, jeden na zapas, taki byłeś wtedy słodki i niewinny w swoim małym dziecinnym pragnieniu zwierzaka
- A moja... matka.... jak to się stało?
- To z mamą było miesiące później, gdy dowiedziałem się że definitywnie pozostaniesz już na zawsze dzieckiem które będzie musiało znowu dorosnąć. Bardzo tęskniłeś za mamą i zrozumiałem że listy to już za mało i moim obowiązkiem jako przyjaciela jest chociaż postarać się jej poszukać. Wydobyłem jak się nazywała, jak się nazywała twoja siostra, u kogo służyliście i potem miałem nadzieję że w domostwie twojego byłego pana ktoś prowadził rejestr służby, no i że w międzyczasie nikt nie złożył ich w ofierze. Wiedziałeś że sam kupiłeś im wolność? No, to niespodzianka!
Jakbym ich nie znalazł, oczywiście dalej dostawałbyś listy. Na szczęście obie były całe i zdrowe, pracowały jako krawcowe. Udało nam się je ściągnąć i wyjaśnić im sytuację nim wybuchła rewolucja. Kwestię dwudziestu lat różnicy przyjąłeś prostym "to takie czary".
- A listy, jak się domyślasz, pisałem ja. Uszczęśliwiały cię, nie będę nigdy żałować że je fałszowałem.

- No więc.... wracając do tamtego dnia transformacji... obudziłeś się, i dzięki bogom, mówiłeś we
wspólnym. I trzech innych językach, co wskazywało że dorosły Fenris się ...przebija przez dziecko. Na szczęście nie na tyle by rozważać schowanie swoich małych łapek w czyiś oczodołach, byłeś raczej grzeczny, dobrze wychowany i wykazywałeś dobre maniery. I miałeś komplet swoich wspomnień do szóstego roku życia, emocjonalnie też wyglądałeś na tyle. Korzystając z tego że byłeś spokojny postanowiliśmy jechać na tej nie-morderczej fali i Anders został ci szybko przedstawiony jako wierny i oddany ci sługa, opiekun i ochroniarz. Na szczęście sześcioletni Fenris wierzył że magowie są niesamowicie potężni, więc posiadanie maga na każde swoje życzenie uprawdopodobniło w jego głowie ze sam musi być potężny, więc może faktycznie nie kłamaliśmy z tym księciem. Anders zaś przedstawił się jako łagodny i godny zaufania...
- Robiąc mnóstwo rzeczy tylko po to żebym go polubił, łącznie z wyczarowywaniem słodyczy z powietrza.
- Dokładnie. Nawet nie wiedziałem że magia lodu i entropii da radę zrobić tak lody, no ale jak dobrze pomyśleć... No, i zadziało. I przeniósł cię calutką drogę z powrotem do miasta na plecach. Po tym jak sobie zmienił włosy na niebieskie bo podobno lubiłeś niebieski.. Nagle zobaczyłeś mnóstwo magii, jak ci się wydawało: tylko dla twojej uciechy, ciężko było ci myśleć że to krwiożerczy potwór. A później to pamiętasz chyba, jak robił ci telekinetyczne przedstawienia z latających w powietrzu twoich zabawek? Czuwał jak szlachta zaczęła zapraszać cię na wspólne zabawy z ich dziećmi, słuchał co znowu zrobili twoi koledzy z Obcowiska i z pewną powagą leczył twoje podarte misie magią? Był prawie ciągle przy tobie?Nie myślałem ze Anders może mieć tyle serca do dzieci, a co dopiero co do dziecka które było... Tobą.
- No, nie byliśmy wcześniej przyjaciółmi.
- Nie.

Na chwilę zapadła cisza.

- Wymyślicie ta cala historię z księciem bo nie mieliście zielonego pojęcia jak postępować ze straumatyzowanym dzieckiem, prawda?
- Absolutna racja, mój elfi przyjacielu. Jedyne co wiedzieliśmy to fakt że możesz ukrywać jedzenie bo Hawk też tak ma, doświadczenie głodu w dzieciństwie tak robi. Dlatego zawsze miałeś w pokoju tacę z ciastkami i owocami na widoku, żebyś nie wpadł na pomysł ukrywania jedzenia pod łóżkiem czy coś. Żeby nie dokładać służbie sprzątania, rozumiesz. No ale nie chowales jedzenia, w ogóle byłeś podejrzanie grzeczny i normalny. A potem się zaczęło... Wpadliśmy w szał kupowania ci rzeczy: szczeniaczek, kucyk, zabawki, pluszaki, zestaw żołnierzyków Tevinter kontra Elfy, książeczki, pikniki, organizowanie ci towarzyszy zabaw żebyś miał kolegów i koleżanki w swoim wieku, organizowanie ci zabaw, ubranka z brokatem, kupowanie przysmaków, wycieczki żeby nazbierać kwiatków, spacery do ogrodów wicehrabiego, nawet rejsy łódką. Trzeba przyznać że rozpieszczanie cię było dobrą zabawą dla nas wszystkich. No, a później nawet szlachta zaczęła posyłać po ciebie, żebyś poznał i polubił ich dzieci, w ramach jakiejś inwestycji na ich przyszłość bo rzadko które dziecko miało w mieście tyle co ty. Zaczęły też pojawiać się podarki dla ciebie od nich! Nawet zorganizowano bal czy dwa, nie mówiąc o zorganizowanym festynie, pięciu teatrzykach i tym że templariusze myśleli że nie widzę jak ukradkiem częstowali cię cukierkami.

- A teraz, wytłumacz mi proszę, czemu wszyscy w mieście biorą mnie za zaginionego arystokratę, skoro to był rodzaj waszej, prywatnej gry. - Fenris był też pewien że dość mocno rzucał się w oczy jako dorosły i ludzie powinni raczej skojarzyć że wyglądające jak on dziecko może być co najwyżej jego-zbiegłego niewolnika i najemnika z elfiej biedoty z paskudnym charakterem, wielkim mieczem i nawykiem upijania się Pod Wisielcem- zrobionym gdzieś na boku bękartem a nie zaginionym arystokratą z romantyczną historią. A jednak.
Ludzie byli dziwni.

- My... jakby....poprosiliśmy wicehrabiego żeby w ramach przysługi zrobił mały teatrzyk i przyjął cię z honorami jako zamorskiego dziedzica tronu, żebyś nie miał żadnych wątpliwości o swoim absolutnie fałszywym i wymyślonym na poczekaniu tytule, oczywiście w tajemnicy i po godzinach pracy i bez wzmianki o tym w prawdziwych aktach i bez wiedzy sekretarza. W absolutnym sekrecie, więc o spotkaniu wiedziało całe miasto już następnego poranka. Ludzie lubią plotkować. A później zostawiliśmy cię na dwa dni pod opieką Avelline, przecież nie mogliśmy cię zabrać na wybrzeże walczyć z bandytami, potrzebowaliśmy w końcu kogoś dorosłego do opieki nad tobą. ...Co przerodziło się prawie natychmiast w całkiem nowe pogłoski o trzymaniu cię pod całodobową opieką najważniejszych osób w straży, przyznanej natychmiast po tajnej audiencji. Nie pomagało że my wszyscy eeeee......nieustannie nazywaliśmy cię książątkiem? Publicznie też?
Myśleliśmy ze kilka dni potrwa i ludzie zapomną o głupich pogłoskach, ale nie przewidzieliśmy Andersa. Rozumiesz, żeby uciszyć plotki o trzymaniu cie pod ochroną straży, potem zostawialiśmy cię z Andersem, pod warunkami że się wcześniej umyje,będzie trzymał cię z dala od kanałów i przynajmniej raz dziennie karmił cie czymś co nie jest słodyczami, no i nie będzie publicznie pokazywał się w swoich magowych łachmanach, Hawk mu nawet kupiła ładne nowe ubrania żeby się nie rzucał tak w oczy w Górnym Mieście... No i w czystych ubraniach Anders od razu wyglądał ludziom na wyspecjalizowanego ochroniarza dla arystokraty, z tymi swoimi nienagannymi manierami, aurą absolutnej pewności siebie, uwagą nieustająco skupioną na tobie i tym że znał prawie tyle języków co ty. Ulica jednogłośnie stwierdziła że ochrona straży miejskiej była tymczasowa bo dojechał twój królewski gwardzista.
W ogóle, żałuj że nie mogłeś zobaczyć się z zewnątrz tego dnia gdy zabraliśmy cie pod miasto na piknik, Anders niósł cię na rękach i rozmawiał z tobą w Arcanum bo we wspólnym nie znałeś słów, bardzo istotnych dla zasad jakiejś dziecięcej tevinterskiej gry- pewnie w maga-mordercę i kozy ofiarne, znając waszą kulturę...Nigdy chyba nie widziałem go szczęśliwszego, aż promieniał. Ewidentnie tęsknił za możliwością bycia ojcem.
A w ogóle, to już rozumiesz. Im bardziej unikaliśmy odpowiedzi kim jesteś, tym bardziej miasto tworzyło teorie Nie dało się z tym nic zrobić z opinią publiczną, czego nie zrobiliśmy, tylko utwierdzało ludzi w przekonaniu że jesteś specjalny. No, i trochę przesadziliśmy z rozpieszczaniem cię, jak mówiłem wcześniej, miałeś dosłownie wszystko co chciałeś i całe mnóstwo rzeczy które to my chcieliśmy dla ciebie...A potem wydało się że ty masz Lyrium w skórze a Anders jest magiem no i już było pozamiatane, nie dość że twoje tatuaże z reglamentowanego materiału droższego od złota były zaiste godne elfiego króla, to jeszcze arogancja posiadania w dzisiejszych czasach maga apostaty na prywatnych usługach w Kirkwall wydawała się wszystkim odpowiednio książęca.
W każdym razie- Ludzie bywają romantyczni jak widać. Lubią wierzyć w odległe magiczne krainy gdzie elfy są bogate, magiczne,wspaniale i wyniosłe. Białowłose elfie książątko znikąd pasowało do romantycznej legendy w jaką chcieli wierzyć.
O dziwo, im bardziej mieszkańcy miasta byli rasistowscy, tym bardziej pasowałeś im do poglądów, łatwiej im było wierzyć że te podstępne ostrouchy są w stanie z czystej złośliwości chytrze ukrywać cała dynastię królewską wraz z majątkiem przez stulecia na odległym, egzotycznym zadupiu za jaki brano Tevinter czekając na wielki moment przełomu historii żeby się ujawnić tylko dlatego że mogły, niż w to że elfy to taka sama rozumna rasa jak ludzie, a przecież gromada dyskryminowanych, zaharowanych biedaków tak zupełnie racjonalnie nie miałaby nawet siły na żadne spiski.

- Tak, tak. To była bardzo piękna bajka jaką stworzyliście i w jakiej żyłem, krasnoludzie. Gorzej że nie mam pojęcia czym jest teraz
- Teraz, to mój drogi, masz obowiązki narodu, swojego ludu i Honoru.
- Szydzisz.
- Może trochę. Głowa do góry! Poradzimy sobie!
- Mówisz tak bo nie ty zostałeś twarzą rewolucji w Tevinter. Hawk już mi powiedziała. Bardzo się śmiała.
- Ale twoja strona wygrała! Patrz na pozytywy!
- Mhm, co robi mnie nominalnym władca Tevinter. Mnie, Varric. Kogoś kto nie posprzątał własnego domu mając na to kilka lat, a z tego co rozumiem jego największa polityczna mocą jest śliczne wyglądanie w uroczych miniaturkach ludzkich ubranek dla arystokratów i wzbudzanie współczucia. I czy ja ci już mówiłem że jestem antymonarchistą? A o wszystkich komplikacjach z magami nie wspomnę.
- Yghhh..... tak. Udało ci się być jedyną ofiarą protestu magów w mieście. Tak jakby po stronie magów. Gratulacje. I...Nikt z nas nie lubi myśleć o tamtych dniach. Ja nie lubię myśleć co się wtedy z tobą działo.
- Varric. Powiedz mi w końcu. Co się wtedy stało? Jakim cudem złamaliście rzekomo niezłamywany urok? Czemu wyglądaliście jakbyście zostali obsypani diamentami na egzekucji waszych bliskich gdy obudziłem się z jedną nową dziurą w pamięci i zaskakującym brakiem tej starej, drugiej?
- ...Ty..... pamiętasz komtur Meredith? Ona uznała że wszystko co się dzieje w mieście, wszystkie zmiany, protest magów przeciwko zakazowi posiadania dzieci i rodzin, próby zmuszenia jej do pozwalania by rodziny dzieci-magów mogły je odwiedzać? Lepsze traktowanie elfów, a więc też podniesienie statusu biedoty? Zmiana statusu templariuszy i magowie na legalnych umowach o pracę na mieście? Wewnętrzne napięcia w polityce miasta? Winiła ciebie o wszystko. Wszystko, co wydawało jej się złe w mieście, a złe wydawały się jej jakiekolwiek zmiany, zaczęły się od twojego „przybycia”. To że twoje białe włosy brano za efekt bycia „tajemniczym i zaczarowanym” i posiadanie na usługach maga-ochroniarza też nie pomogło, wiesz co ona myśli o magii...Mówiła, i nawet miała racje, że twoje szlachectwo to pic na wodę i idiotyczny pomysł kogoś kto chciał wmówić bajkę naiwnym. Trochę śmieszne że nikt jej nie wierzył, chociaż się nie myliła. Miała też.....miecz ze skażonego Lyrium? Które powoli zatruwało jej umysł agresją i morderczymi myslami?
No, w każdym razie... Trwał pokojowy strajk magów. Część naszej radosnej ekipy była na pertraktacjach: ja, Hawk, Avelline, Anders też poszedł.
Meredith bardzo chciała cię osobiście zabić, najlepiej publiczne, licząc że to zastraszy protestujących i pokaże siłę jej charakteru i niezłomność... wypatrzyła więc okazję jak bawiłeś się z dziećmi z Obcowiska pod opieką Merril która nie dość że słabo umie w opiekę nad dziećmi to akurat była czymś zajęta. Posłała po ciebie templariusza. Potem... to trudne, ugh. Potem....Potem było tak że Czerwone Lyrium z jej miecza zakaziło twoje czyste. Oba się rozlały po twoim ciele gdy miecz wylądował w twoim niedużym ciałku. Na wylot. Ona chciała zrobić pokaz dla miasta. Okrutny jak tylko mogła.
Anders praktycznie od razu był przy tobie, robiąc co mógł. No ale nie mógł dużo. Ty no, jakby, ten...umierałeś później. Kilka dni, powolna, niewiarygodnie bolesna śmiercią i nigdy, przenigdy nie przestawałeś wołać swojej mamy. Czasem Merril udawała że jest twoją matką żeby było ci lżej. Prawdziwą mamę musieliśmy trzymać z dala bo była ostatnia osoba jaka mogła cie wtedy uspokoić, sama wariowała widząc cie w takim stanie, podejrzewam ze po raz drugi w życiu. No, może za pierwszym razem było ci lżej bo nie było dodatkowego czerwonego Lyrium. Nie wiem. Nie mogliśmy cię całkiem uśpić, bo byś się już nie obudził, mogliśmy tylko uśmierzać ból.
Czuwaliśmy przy tobie, wszyscy po kolei, kiedy gorączkowałeś w majakach, próbowaliśmy usmieżyć ci ból tak bardzo jak się dało, ale coraz bardziej docierało że nie da się ciebie uratować. Byłeś dzieckiem dotkniętym dwoma magicznymi zakażeniami i jednym zwyczajnym w komplecie do przebicia mieczem. Tego było po prostu za dużo.

Cisza jaka zapadła, była uderzająca. Fenris nie wiedział co do końca miały powiedzieć. Na szczęście Varric dość szybko zebrał myśli z powrotem:

- Anders powiedział, że może transformacja cie w dorosłego zatrzymałaby agonie... że dorosłe, bardziej wytrzymałe ciało może pozwoliłoby cie uleczyć do końca i jakoś uratować. Ale... urok był przecież nie był do zerwania, sprawdzaliśmy wszystkie możliwe opcje wcześniej. Sprawdzali po raz kolejny najwięksi uzdrowiciele z Kręgu po których wysyłał Orsino. A wcześniej przecież i nawet ci z Orleis, nawet uciekinierzy z Tevinter nie dawali żadnych ci szans na naglą transformacje w dorosłego, i to wtedy kiedy byleś zdrowy i pełen sił. A bez transformacji miałeś coraz mniej szans na przeżycie. Zaklęte koło. W końcu pozostało nam tylko zapytać siebie nawzajem... czy to już czas porozmawiać o tym czy i jak ...uśmierzyć twój ból, w końcu ostatecznie, czy wciąż mieć nadzieję. To była trudna chwila dla nas wszystkich ale w końcu zdecydowaliśmy że....
- Więc... co się stało dalej? W końcu przecież żyję. - Fenris zepsuł dramatyczną pauzę niecierpliwym pytaniem
- Fenris, opowiadam ci właśnie jak ledwie kilka dni temu rozważaliśmy skrócenie cierpień małego, niewinnego chłopca którego wszyscy bardzo kochaliśmy żeby tylko przestał czuć bezbrzeżny ból, możesz nie być taki bez serca?
- Moje umieranie, więc mogę.
- Ugh, Fenris, przypomnij mi czasem czemu się przyjaźnimy... Tak, tak, naprawdę to wiem. Jesteś bardzo wyjątkowym elfem. Nadal, weź czasem trochę subtelności włącz... Wracając: Położyliśmy przy tobie wszystkie twoje ulubione zabawki, Anders praktycznie nie odchodził od twojego łóżka. Zorganizowaliśmy się dwójkami żebyś nigdy nie był sam, żebyś przypadkiem nie umarł sam gdy nadejdzie no wiesz, ta chwila. Zaczęliśmy rozważać...pożegnanie.
A w międzyczasie Zakon zorganizował modlitwę za twoje zdrowie i za twoje życie, codziennie, od ataku do dnia kiedy wszystko miało się skończyć. Mendy jedne, wypatrzyły okazję do promocji. A protest magów zakończył się jakoś godzinę po ataku na ciebie, rozwścieczony tłum rozerwał Meredith na strzępy po tym jak już dopadła ją Hawk i w sumie na tym się skończyło. Nikt nie chciał być po stronie okrutnej i szalonej dzieciobójczyni więc propozycje magów przeszły bez dyskusji, no i magowie dużo bardziej teraz kojarzą się tu teraz z ekstrawagancką służbą, myślę że nie byłoby pewnie tak trudno przekonać że nie ma powodu zabraniać im w Kręgu Kirkwall mieć małżeństwa i znać własne dzieci, nawet bez twojego ocierania się o śmierć. No ale cóż.
No więc... modły w zakonie... następne dni..... całe miasto, prawie tam było, nawet kilka Qnari było z szacunku bo oni też okazało się że bardzo lubią dzieci, szczególnie takie mówiące w ich języku a jakoś tak wyszło że cię parę razy braliśmy na spotkania z nimi. Nie można było zrobić nic innego niż te modły- powoli wszyscy zaczynali rozumieć że nie było na świecie nic, co mogłoby cie uratować. Pech.
No właśnie, w świecie. To znam tylko z opowieści, byłem wtedy trochę....zajęty....więc będzie ogólnikowo, ale...
Tyle ludzi naraz, jeszcze modlących się, przyciągnęły pewnego Ducha Współczucia. Nie rób takich wielkich przerażonych oczu! Nie, nie jesteś abominacja, paskudztwem ani pomiotem. Ozdrowił cie, od razu z ran, infekcji i klątwy rzuconej rok temu naraz, poznał Justyniana który przebywał w Andersie, uznał ze on tez cierpi, zabrał go ze sobą i sobie poszedł, nic od nikogo więcej nie chciał. Podobno dziwny był. Ja też nigdy nie myślałem ze duchy mogą nosić kapelusze. Ani że duch współczucia może być leniwy i rozwiązywać kwestie bólu wielu osób lecząc tylko jedna osobę. No, ale stało się. Byłeś zdrowy, Andres przypadkiem stracił pasażera na gapę, mogliśmy rozważać obudzenie twojej straumatyzowanej matki. Przeżyłeś... ale wróciłeś do nas jako dorosły Fenris. Zdążyliśmy już pokochać małego księcia Leto, a nim już nie jesteś. Odzyskaliśmy cię.. ale też straciliśmy, więc te dziwne miny jakie zobaczyłeś budząc się ten pierwszy raz? To dlatego.
- Tak, rozumiem. To wszystko też tłumaczy dlatego Anders nie ma w środku ducha! Zastanawiałem się pierwszego dnia, kiedy się obudziłem!
- Tak, to było kolejne dwa dni po cudownym uleczeniu. Trochę jeszcze potem spałeś, nawet duchy nie umieją robić niemożliwych rzeczy od reki... uzdrowiciele mówili że to już normalny sen. Nie myśl ze szybko ci zapomnę że pierwsze co faktycznie powiedziałeś po obudzeniu, było o twoim kucyku. Priorytety to ty masz, tak jak wtedy miałeś jeszcze lekką gorączkę. Anders dalej się wtedy o ciebie bardzo martwił.
- A ty?
- Martwiłem się niesamowicie. Oczywiście. Hawk też. Reszta też, chociaż może mniej. A swoją drogą...Skąd wiedziałeś ze Anders..a, no tak. Lyrium. Tak, powtórzę jeszcze raz, tym razem wyraźnie: Anders nie ma nikogo w głowie poza sobą, już definitywnie i na stałe. Kupiłem mu ostatnio kotka żeby nie czuł się teraz samotny.

* * *
Fenris musiał się pogodzić z kilkoma zmianami które zaszły w ciągu ostatniego roku.
Najwidoczniej umiał teraz czytać- zasługa wspomnianych wcześniej kolorowych ( i piekielnie drogich!) książeczek o zwierzaczkach które uwielbiała mu czytać do snu Hawke jednocześnie pokazując mu literki. Po ponownej przemianie umiejętność została.
Miał też matkę i siostrę- obie nieco zagubione i niepewne nowej sytuacji, ale wydawały się miłe i uroczo nie wiedzące co zrobić z tym że obecnie to one posiadają służbę i mieszkają w wielkiej rezydencji. Całkiem miło mieć rodzinę, myślał. Nawet jeśli cała trójka na razie nie wiedziała co z tym zrobić. I jedno było magiem. I w sumie przejęły jego stary dom, bo Fenris cały zeszły rok mieszkał z Hawk jako jej wychowanek.
Nowością było też to, że w Kirwall hitem stały się drzeworyty, ilustracje, portrety i odbitki jego samego jako maleńkiego elfiego arystokraty na swoim dumnym wierzchowcu, znaczy kucyku o imieniu Lord Ciastek. Zwykli mieszkańcy miasta pokochali swojego Księcia, stęsknieni za romantycznymi historiami.Fenris nadal uważał że oni wszyscy oszaleli.
Szczególnie kiedy jeden ze sprzedawców próbujących mu wepchnąć jego własny portret jako pamiątkę z miasta powieszał do niego „serah szlachetny Elfie” - wyglądało na to że nastroje anty elfie były zdecydowanie łagodniejsze. Może miała na to wpływ wygrana elfia rebelia w Tevinter. Może miała na to wpływ nowa elfia żona cesarzowej Orleis. Fenris odmawiał uznania że miał w tym jakikolwiek udział.
Jak by nie było- obecnie elfy traktowano z wyraźnie mniejszą dawką pogardy i nagle miały one nadmiar pieniędzy do wydawania na głupoty co było publicznie rozpoznawalne wśród ulicznych sprzedawców ,jak widać. Jak to się udało przeprowadzić- Fenris nie miał pojęcia.

Nie były to jedyne zmiany. była też kwestia magów.
Nadal wydawało mu się nienormalnym co ci wszyscy magowie robią na ulicach, w biały dzień i nieprzerażeni? i czemu towarzyszący im arystokraci nie są przejęci jak powinni być? Idą obok przerażających maszyn śmierci, uzurpatorów i złych tyranów!
Fenris westchnął. To akurat prawdopodobnie jego wina

Wygląda na to że stało się to przy pierwszym publicznym ujawnieniu – i to w pilnie strzeżonym parku wicehrabiego, w dzielnicy najbogatszych, bo czemu nie- że Anders jest magiem, i to ujawnieniu spowodowanym tym że ten ostatni nie mógł się powstrzymać od bardzo publicznego uleczenia Fenrisowi kolanka po upadku z kucyka gdy tylko Fenris zaczął płakać.... „nie mogłem przecież pozwolić żebyś płakał! Co byłby ze mnie za oj...opiekun gdybym ci nie pomógł”- Fenris osobiście uważał się za fana surowszego wychowania i nie widział nic przeciwko żeby pozwolić dziecku się wypłakać, szczególnie gdy ta opcja nie narażałaby ich na wykrycie i niechybną śmierć z rąk strażników, ochroniarzy, templariuszy lub najemników bogatych mieszkańców Kirkwall. Albo wszystkich naraz.
W każdym razie- pogłoski że Fenris jest kimś więcej niż elfia znajda na wychowaniu Hawk musiały być już wtedy dość mocno zakorzenione bo jedyną reakcją jaką wtedy uzyskali- na elfiątko z wciąż rozmazanymi łzami na buzi ale już wyleczoną nóżką i maga przerażonego że zostały im najwyżej minuty życia bo karą za publiczne pokazy magii była natychmiastowa śmierć a szanse uzdrowiciela w walce były z grupą zbrojnych były żadne.....otóż jedyną reakcją jaka naprawdę się pojawiła, były stłumione słowa o „immunitecie dyplomatycznym” „nie robieniu kłopotów” i wykład jaki przechodząca szlachcianka dała mężowi że „Jak widać niektórzy mogą sobie pozwolić na publiczne posiadanie prywatnego maga na służbie jak widać, trzeba tylko mieć wpływy, Janush, wydawało mi się że my też jesteśmy WPŁYWOWI, kochanie, czyżbyś kłamał?”.
A, i był jeszcze lizak od strażników dla Fenrisa. Truskawkowy.
Anders też w miarę szybko doszedł do siebie. Był roztrzęsiony później tylko co najwyżej godzinę.
Konsekwencjami bardziej długodystansowymi był wyścig szlachciców o to kogo będzie stać go na maga-ochroniarza i bardziej bezczelnie zlekceważyć zasady panujące w mieście, udowadniając swoje wpływy w ten sposób. Skoro ukrywający się dziedzic straconego tronu nieistniejącego królestwa może mieć takiego służącego, oni też powinni, przecież nie są GORSI od jakiegoś tam elfa.
Nie minął miesiąc jak Krąg prawie zupełnie zamienił się w akademik gdzie magowie wracali po pracy spać a templariuszy dołączono do mieszanych patroli ze strażnikami miejskimi wszędzie tam gdzie przebywali szlachcice, zaczęli też częściej sami pilnować ulic. Co innego pozostawało zrobić. Szlachta wymaga, szlachta ma.
Apostaci byli tańsi,więc dość szybko zaczęli pracować u co bogatszych mieszczan, trochę psując rynek, a trochę robiąc wrażenie luksusu na kredyt. Głownie zaś robota zajmowała im czas i umysły od głupich pomysłów z użyciem demonów. Zwykle.
Pozostawała tylko kwestia rodzin do uregulowania... Ale jak widać, nawet z tym sobie poradzono. Jakoś.

* * *

Kirwal, Jakiś Czas Później

 

- Wszystko pięknie, tylko nie mam teraz gdzie mieszkać. Po remoncie to już nie to samo. I ci wszyscy ludzie w środku, okropność -Powiedział Fenris, marudnym tonem, moszcząc się na miękkiej kanapie przy kominku w domu Hawk. Jego matka okazała się być kobietą po której syn odziedziczył wiele cech charakteru co szczególnie było widać po tym że zatrudniała na swoją nieliczną służbę tylko i wyłącznie ludzi. Fakt że Fenris jako optymalną ilość ludzi w swoim domu uznawał zazwyczaj jedną (Hawk. To byla Hawk) też nie pomagał.
- Spokojnie, na razie mieszkasz ze mną, a resztę poukładamy jakoś, ty mój Wybawicielu z Okowów i Przyjacielu Magów.- powiedziała Hawk nalewając wina.
- Znów. Szydzisz. - Fenris ewidentnie potrzebował tego wina. Natychmiast.
- Gdzieżbym śmiała. To twój prawdziwy tytuł – powiedziała z tak niewiarygodnie poważną i niewinną miną że aż sugerującą brak powagi, siadając obok niego i wyraźnie skracając dystans.
- Wolałem już „świecący elf” albo „ten białowłosy ostrouch”
- Wcale nie. Nie lubiłeś jak ludzie doceniali tylko twój wygląd pomijając że masz też perfekcjnie nieprzyjemny charakter i wielkopańskie maniery pięknie zgrzytające z twoim żywotem mieszkańca ruiny i bywalca wielu bójek w barze przy kartach.... No nie patrz tak na mnie, mozemy zmienić temat!

- …..Nadal uważam ze nie oddam Lorda Ciastka dzieciom z Obcowiska. Niech sobie kupią własne kucyki.
- Spokojnie Fenris, to twój kucyk. Zostanie z tobą tak, jak długo będziesz chciał go trzymać. Chociaż nadal mnie bawi że trzymasz urazę do kolegi z dzieciństwa bo wysmiewał twoje imiona dla lalek. Szczególnie to śmieszne że teraz masz prawie trzydzieści lat, a on wciąż siedem.
- Właśnie... co powiecie ludności miasta, ze jestem nagle starszy o ponad dwadzieścia lat? Czy już coś powiedzieliście?
- ci co cie pamiętają..z wcześniej.... będą milczeć, ci co cie nie pamiętają, nie są problemem. Na razie wiedzą tyle, że żyjesz i potrzebujesz teraz spokoju.
- bardzo. pocieszające. wielce. To co planujemy?
- No dobra, dobra. Coś wymyślimy. Moze że atak Meredith pochłaniał twoja energie życiową i zabrał ci dwadzieścia lat życia? Chyba że wolisz zaklęcie snu które wymagało przyspieszenia czasu dla ciebie? Możemy też powiedzieć o przywołanym duchu współczucia którego leczenie miało swoją cenę.
- HAWK, PÓŁ TEVINTER I CALUTKIE KIRKWALL ŻE O SEHERONIE NIE WSPOMNĘ WIDZIAŁO MNIE JAKO DOROSŁEGO, TO CHYBA BĘDZIE NIECO BARDZIEJ SKOMPLIKOWANE
- Co do tego.... wolisz być własnym ojcem czy bratem? A jak bratem, to zwykłym czy bliźniakiem?
- HAWK....Za dużo czasu spędzasz z Varrickiem. Jestem prawie całkiem przekonany ze się w niego zmieniasz.
- Spoko, spoko. Na razie panuje powszechny consensus że dorosły ty był twoim bliżej niesprecyzowanym krewnym który zginął przez Danariusa- on uciekł, ciebie wywieziono w tajemnicy, obaj mieliście specjalne znaki świadczące o waszym pochodzeniu z królewskiej linii. Możesz wybrać jak chcesz być zapamiętany- chociaż może nie naginajmy za bardzo i nie mówmy że byliście kuzynami.
- To wszystko stanowczo wygląda za prosto. Skończymy zaatakowani i zniszczeni na amen, jak Dalia skończyła, jak skończyło Elfickie Imperium, jak skończył każdy sławny elf od stuleci, to idzie za łatwo.
- Fakt, na razie udało ci się chyba już na stałe rozchmurzyć Andersa i odzyskać dla nas Bethany jak długo wróci nocować do Kręgu, ale to wszystko wina kilku zbiegów okoliczności,plotkującej straży pałacowej i idiotycznego pomysłu co zrobić żebyś się nie bał bandy okrwawionych obdartusów. Plus naszej potrzeby żebyś w swoim krótkim drugim dzieciństwie miał wszystko co najlepsze. Sama nie wiem czy jest jakakolwiek sytuacja do której moglibyśmy porównać swoją z czystym sumieniem. I nie nazwałbym kilkudniowej agonii „łatwą”.
- Hawk, drugi raz powtarzam, przecież żyję! Cały i zdrowy, i znowu w dobrym wieku!
- Ale chlip.... nikt nie odda mi mojego ulubionego elfiątka.
- Hawk JA jestem twoi ulubionym elfiątkiem! Och Stwórco, Teraz się śmiejesz. Gdybym był prawdziwym księciem, to kazałbym cię wygnać z miasta za zmuszenie mnie do wypowiedzenia tego na głos.
- Jesteś diukiem tego miasta, możesz próbować. I nie bocz się. I tak wiem że zawsze będę twoją ulubioną ciocią . W końcu mówiłeś mi to jak zaplatałam ci warkoczyki. Kazałam zrobić obrazek jak ci było wtedy ślicznie, patrz. Zawsze wiedziałam że kiedyś znowu będziesz z powrotem sobą i wtedy się przyda.
- Hawk, ja wciąż mogę cofnąć te zaręczyny.
- Nie zrobiłbyś tego. Kochasz mnie.
- Nich mnie demony, kocham cię kobieto. Tylko przestań nosić moje obrazki na których jestem marudnym sześciolatkiem, proszę. Och stwórco, naprawdę było mi w tym ślicznie.

* * *

Z powrotem w teraźniejszości, Skyhold

….I właśnie dlatego, szanowna Lady Cassandro, wszyscy tu zebrani, uważam za wielce nieroztropne uważanie mnie jako cytuje „strategicznego sojusznika sprawy Inkwizycji”. To wszystko to dym i lustra, dziwne zbiegi okoliczności i źle ulokowana troska żebym nie płakał kiedy miałem sześc lat i byłem bez mamy w obcym kraju. - z absolutnie poważną miną i pełen zaiste książęcej doniosłej powagi dokończył opowieść Leto Fenris Pierwszy Tego Imienia, Król Dalijczyków,Ostatni Dziedzic Tronu Imperium Elfów, Książe Protektor Tevinter, Diuk Kirkwall, Wyzowliciel z Okowów, Przyjaciel Magów, Ukochany Ludu, Zwycięzca Rewolucji, mąż Czempionki Kirkwall, Jasniepan, utalentowany dyplomata słynny na cały świat ze swych manier i niezwykłej pokory, zwany również w niektórych , nieco bardziej zamkniętych kregch kręgach Panem Ponurym, Wrogiem Dobrej Zabawy.
- czyli.... mówisz mi że CHOLERNE IMPERIUM TEVINTER upadło bo wielkim skrócie.... ktoś doszedł do błędnych wniosków kiedy twoi przyjaciele nazywali cię „książątkiem”? - Cassandra zbierała rozsypane wątki do kupy
- To, plus kilka grup wpływu i co najmniej trzy, jak nie cztery okoliczne kraje wypatrzyły dobrą okazję do interwencji i wykorzystania podburzonych nastrojów społecznych wśród tevinterskich niewolników i klas niższych by pozbyć się Imperium nie ogłaszając otwartej wojny, w końcu konflikt polityczny i gospodarczy między Imperium a resztą świata był mocno wyeskalowany, nawet pominąwszy kwestie światopoglądowe.... no i Elfi „kraj obiecany” gdzie panuje prawdziwa równość, będący tak daleko na południe rozwiązywał też kwestie lokalnych anty-elfich niepokojów w Fereldenie i Orleais, zgodnie z zasadą że jeśli kogoś nie ma, nie może być problemem i kalkulowaniem że zapewne elfy będą chciały emigrować.
...Nie mówiąc o tym, że podniesienie pozycji elfów i oswojenie ludu z wizją elfickiego arystokraty w najwyższych warstwach społecznych było z powodów osobistych bardzo na rękę cesarzowej Celene, biorąc pod uwagę kto jest jej obecną żoną...nawet jeśli ryzykowała ze swojej strony kwestię Dalii..W ogóle, nie wiem jak sobie to wyobrażała, od razu jej powiedziałem że nie chciałem żadnych cholernych ruin do kompletu już i tak dziwacznej i niemożliwej sytuacji i żeby wzięła swoją dalię i jej groby, żywy obywatele potrzebują kraju żeby się rozwijać a nie ruin by pamiętać swój upadek, no i po co mi puszcza? Co ja niby miałbym zrobić z puszczą? To wręcz rasistowskie, myśleć że skoro jestem elfem to będę chciał mieszkać w puszczy i codziennie płakać nad jakimś starym grobem, tuląc się do ścian pełnych niezrozumiałych już dla nikogo obrazków bo dziedzictwo wymaga czy coś. Niech sobie zatrzyma ten kawałek, co najwyżej zrobi tam elfie miejsce pielgrzymkowe z jakimś porządnym zapleczem czy gospodą, jak już ogarnie tam problem z żywymi trupami i swojego durnego kuzyna, ona sobie zarobi a staroświeckie elfy jak będą chciały to będą mogły sobie bezpiecznie okazyjnie płakać w jednym miejscu, z dala ode mnie i z odpowiednią celebrą, a nie ciągle i wszędzie, powiedziałem jej to zresztą też.

- Doceniam zaufanie jakim nas obdarzyłeś, mówiąc to wszystko. Twoja tajemnica skromnych początków dochodzenia do wielkości będzie u mnie i u nas wszystkich bezpieczna, Wasza Wysokość. - Cassandra powiedziała poważnie, kryjąc rumieniec. Monologi jakim została uraczona, mimo że nieco komiczne, naświetlały nieco bardziej jakim cudem Fenris doszedł od społecznego wyrzutka do odnoszącego sukcesy władcy państwa, mimo zbytniej skromności jaką prezentował. Jakie to wszystko razem było niesamowite! Z niewolnika do księcia! Magia! Dramatyzm! Działanie na rzecz zmiany świata!
- Wcale nie zależy mi na tajemnicy! Zresztą każdy wie że byłem wychowywany wśród niewolników jako jeden z nich! Myślą że to dodaje romantyzmu mojej legendzie! I właśnie wyznałem że nie jestem żadną Waszą Wysokością, jeszcze kilka lat temu nie miałem nawet na porządną parę skarpet i moje hobby polegało na upijaniu się w sztok kiedy tylko nie musiałem ukrywać się przed poborcą podatków w kradzionej rezydencji która nielegalnie zająłem! Wiem że to się w końcu wyda i wyląduje na szafocie jako uzurpator. Albo w rowie. Albo jako dywan z elfa gdy magistrowie-kontrrewolucjinisci przyjdą pod pałac, to by akuratnie pasowało w ich nieco ekscentryczne i odrobinę krwiożercze gusta a także w to że stworzyli sprawnie działające podziemie i to poza granicami kraju....
- Ugh, kontrrewolucjoniści. Wyrzuć takich z kraju to zrobią ci składające się z wielu rozsianych po świecie komórek organizacje próbujące znaleźć metodę by starać się wykorzystać czerwone Lyrium i szczeliny dla własnych celów i podburzać magów z innych państw, a my od miesięcy rozbijamy je jedna po drugiej, bez końca, bo mają komórki po maksymalnie osiem osób i nieuchwytnych liderów...jak oni planują z powrotem zdobyć tak kontrole nad całym krajem to ja nawet nie...Cholerni Venatori.... - Fenris znów wszedł w tryb oburzonego monologu. Zrobił przerwę na głębszy oddech, spojrzał na nieco osłupiałe miny kapitana Cullena, szpiegmistrzyni Leliany i Inkwizytorki Adaar, zreflektował się i dokończył już spokojniej:
- Dlaczego nikt mi nigdy nie wierzy gdy mówię że jestem prostym mężczyzną który chce z powrotem swoje spokojne życie uchodźcy ukrywającego się przed łowcami niewolników który lubił grać karty co czwartek? Władzę mam, bo ludzie wierzą ze ja mam?
- księże Leto... poza tym że zgrabnie podsumowałeś uniwersalny problem władzy totalnym mimochodem... to problem z Venatori,oraz kwestia zawiązania i zbudowania sojuszu z Orlais są powodami czemu potrzebujemy każdej możliwej pomocy, a ty mówisz nam że te kwestie rozwiązałeś wcześniej u siebie, sam? Że Vetanori mogli być dużo lepiej zorganizowaną organizacją, a w Dalii mogliśmy mieć teraz wojnę na co najmniej trzy fronty i o podłożu rasowym?
- ...tak? - Fenris nie rozumiał w czym problem. To nie on był jakoś bardzo bystry, to po prostu wszyscy wokół bywali jacyś głupi. Każdy by tak umiał, gdyby był na jego miejscu. Państwo rządziło mu się praktycznie samo co samego Fenrisa jako zadeklarowanego przeciwnika monarchii bardzo cieszyło. Może jeszcze kiedyś przekona innych do swojej abdykacji jak zorientują się że go nie potrzebują. Nie rozumiał też czemu Inkwizycja chce pomocy z problemami których on sam pozbył się w ten sposób że zrzucił je na innych, tak jak wtedy gdy powiedział Celene żeby wzięła sobie ta cała Dalię, dziękuje, to jej problem.
- Nie będę jedyną kiedy powiem że ja też nie wierzę w twoje bycie prostym- Cassandra pozostała niewzruszona.
- Obawiam się że twoje słowa uprawdopodobniły ze potrzebujemy właśnie ciebie – och, zasępił się Fenris. Komandor Cullen też dołączył się do dyskusji. I też nie po jego stronie. A taki był miły, jak mu pozwalał w Kirwall na zabawy z templariuszami na korytarzach jak komtur Meredith nie patrzyła.

Fenris tylko westchnął.
Przynajmniej były ciastka na stole.
Fenris lubił ciastka od kiedy znów miał sześć lat i od tamtego czasu byłu mu źródłem łatwej pociechy. Od razu ugryzł dwa.

Może jeszcze jakoś uda się zrzucić heroizm na żonę, skoro z wymawianiem od książęcych zaszczytów się nie udało.