Chapter 1: follow the butterflies
Chapter Text
Drzwi przedziału otworzyły się i najmłodszy rudowłosy chłopiec wszedł do środka.
– Hej, Harry – powiedział zmęczony tak dobrze znanymi mu słowami, mimo, że Harry jeszcze się nie przedstawił. Zamknął za sobą drzwi przedziału i usiadł z klaśnięciem na przeciwko niego.
– Um… – odpowiedział Harry, a usta Rona wykrzywiły się w rozbawieniu. – Kim jesteś?
– Ron Weasley – wymamrotał, wzdychając, po czym zaczął grzebać w swojej kieszeni. Wyciągnął z niej worek o dziwnym kształcie. – Trzymaj – rzekł Ron Weasley, ponownie wzdychając i wręczając chłopcu ruszającą się saszetkę. Harry wziął ją niezręcznie. – To magiczna torba. Ma w środku szczura, który jest też przestępcą. Nie wypuszczaj go. Jest mordercą.
Ron Weasley nie jest normalny. Prawdopodobnie szalony.
– Um… – Harry znów wydukał. Potrząsnął głową i zamrugał kilka razy, patrząc na worek. Prawdopodobnie było w nim jakieś zwierzę. Harry słyszał szuranie i stąpanie małych łapek.
– Robię to prawdopodobnie setny raz – powiedział Ron, rozkładając się płasko na plecach i przymykając oczy – ale czy chcesz dowiedzieć się więcej o Świecie Magii?
– Um, pewnie. – Odpowiedział Harry, przygryzając wargę. Prawdopodobnie setny raz?
– A więc – odrzekł Ron, jakby znał już odpowiedź Harry’ego – po pierwsze, jest kompletnie popieprzony. Nienawidzę go. Nienawidzę mojego życia. Żyć, nie ważne. Lubię jedynie moją rodzinę, ciebie i Hermionę.
– Um. – Harry rzekł, myśląc on mnie lubi! zamiast o tym, że powinien zabrać swój bagaż i wyjść. W takim razie – Okej.
– Fretka też jest spoko. – Ron kontynuował, wzdychając. – Czasem. Naprawę, tylko czasem.
Może w torbie jest fretka? Zabójcza fretka.
– Przynajmniej był spoko ostatnie dwa razy, ale zawsze mnie zaskakuje. – Chłopak przewrócił oczami, a Harry nie miał pojęcia o czym on mówi. – Mały blond gnojek.
Wyglądało na to, że przywołał tego kogoś, o kim mówił, bo drzwi otworzyły się, ukazując w nich blondyna ze sklepu Madame Malkin, otoczonego dwoma wyższymi chłopcami, z wrednymi wyrazami twarzy. Wyglądali jak ochroniarze, stojąc obok chudego, bladego chłopaka.
– To prawda? – zapytał blondyn, skupiając wzrok na Harrym. – W całym pociągu mówią, że-
– Jesteś wcześniej! – Wykrzyczał nagle Ron. Obaj Harry i drugi chłopak szybko spojrzeli się na niego. – To jeszcze nigdy się nie wydarzyło. Interesujące.
– Słucham? – Chłopak zapytał, wyglądając na mocno zdezorientowanego, ale i lekko urażonego.
– Nie, nie… nie przerywaj sobie. – Ron pokręcił głową i odchylił się na siedzeniu, przyglądając się pozostałym. – Nie zwracajcie na mnie uwagi. Uwielbiam to napięcie.
Napięcie? Jakie napięcie?
Blondyn zanim odwrócił się z powrotem do Harry’ego, mrugnął, patrząc na rudzielca z oszołomieniem. – A więc to prawda? – zapytał, marszcząc brwi. – To ty jesteś Harry Potter?
– Tak – odpowiedział, zerkając na Rona, który szeroko się do nich uśmiechał. Rozpromieniony. Podobno bez żadnego powodu. Jeden z większych chłopców nerwowo stąpał z nogi na nogę.
– To jest Crabbe, a to Goyle – powiedział blond chłopiec, pokazując na dwójkę obok niego. – A ja jestem Malfoy, Draco Ma-
Ron zaśmiał się, a Malfoy od razu się napuszył.
– Śmieszy cię moje imię? – Malfoy zapytał ze złością. – Nie muszę pytać o twoj-
– Jesteś naprawdę słodki. – Ron wtrącił i znów pokiwał głową. – Taki mały i ciągle wkurzony. Przeurocze.
Harry w ogóle tego nie widzi. Policzki Draco nabrały koloru, gdy spojrzał na Rona. Nie miało to większego znaczenia, bo chłopak i tak był widocznie zszokowany.
– Siadajcie. – Ron przesunął się, aby ustąpić miejsca. Crabbe i Goyle spojrzeli na Draco. – Siadajcie! No dawaj, Malfoy. Zluzujcie trochę, co?
Crabbe i Goyle wzruszyli ramionami, najwidoczniej tracąc zainteresowanie konwersacją i wcisnęli się obok Rona, zostawiając Draco Malfoya zmuszonego do usiądnięcia obok Harry’ego. Zrobił to i z niepewną miną wyciągnął rękę w geście przywitania, którą Harry potrząsnął, głównie dlatego, że nie wiedział, co innego zrobić.
– W razie czego, lepiej żebyście wiedzieli, że jestem przeciwko tej waszej małej “relacji” – powiedział Ron surowo – ale prawdopodobnie oszczędzi mi to wiele stresu w przyszłości, więc tak jest najlepiej.
Jaka relacja? Draco otworzył buzię, aby coś powiedzieć, ale zaraz ją zamknął, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów.
– A tak w ogóle to jestem Ron Weasley. – Chłopak kontynuował, a Draco pochylił się z miną mówiącą “wiedziałem”. – Mam kanapki z peklowaną wołowiną – oznajmił wymownie. Malfoy drgnął lekko. – Nie lubię ich - zaznaczył Ronald. – Wiecie, w razie gdyby ktoś inny je chciał – uśmiechnął się do Draco, który groźnie na niego spojrzał.
– Draco je uwielbia – wtrącił od niechcenia Crabbe, co zaskutkowało kolejnym ostrzegawczym spojrzeniem ze strony Malfoya.
– Oh, nie wiedziałem! – zapewnił Weasley niewinnym głosem, sugerującym, że doskonale o tym wiedział. – Chciałbyś kilka?
– Chciałby – stwierdził Goyle. – Masz taką minę, jak zawsze, gdy czegoś chcesz – dodał, a Draco znów zrobił się czerwony. Harry zanotował w głowie jaki wyraz twarzy ma chłopak, gdy czegoś chce.
– Masz – odparł Ron, rzucając całą paczuszkę kanapek w stronę Draco.
Minęła dłuższa chwila zanim Draco ostrożnie podniósł pakunek. Ron Weasley jest najdziwniejszą osobą, jaką napotkał. Nie, Ron Weasley jest najdziwniejszą istotą, jaką kiedykolwiek spotkał. A to dopiero coś, zważając na rodzinę jego matki i szalone domowe skrzaty. Musiał jednak przyznać, że jego kanapki z peklowaną wołowiną były znakomite. Draco nie mógł uwierzyć, że nie smakowały Weasleyowi. Był pewien, że lubi wszystko inne, ponieważ on i Harry sami opróżnili prawie cały wózek z przekąskami i Ron wyglądał całkiem szczęśliwie, zajadając się nimi.
– Jak myślisz, w jakim będziesz domu? – Malfoy spytał Pottera, który wpatrywał się w Czekoladowe Żaby z zafascynowaniem.
– Domu? – Harry spytał niepewnie. Ron walnął się w twarz.
– Zapomniałem mu o tym powiedzieć! Wszystko przez to, że przyszedłeś za szybko – oskarżył Draco, nonsens.
Ten zignorował go, jak każdą inną dziwną rzecz, które ciągle wygadywał. Crabbe i Goyle wyglądali na zdezorientowanych, jak zawsze. Draco obserwował, czasem się wtrącając, jak Ron Weasley zapuszcza się w świat czarodziejów, tłumacząc wszystko, i jak Harry Potter coraz bardziej wygląda na zaskoczonego i przytłoczonego. Ron był gdzieś w środku wyjaśniania quidditcha i rzucania pokręconych, ale jednocześnie prostych uwag, jak to Quidditch Jest Prawdziwym Powołaniem Harry’ego Pottera, gdy drzwi do przedziału otworzyły się ponownie, ukazując chłopca, na którego babcia krzyczała na peronie, razem z dziewczyną o bujnych, krzaczastych włosach i dużych zębach.
– Czy ktoś z was widział ropuchę? Neville ją zgubił – oznajmiła apodyktycznym tonem, który od razu zirytował Draco.
– Nie, nie widzieliśmy – odpowiedział Harry, ale Ron podskoczył jakby tylko na to czekał.
– Mogę wam ją przywołać – uradował się.
Jednak Draco wiedział, że zaklęcia przywołujące nie figurują w programie nauczania klas pierwszych. Najwidoczniej dziewczyna również to wiedziała. Powiedziała Ronowi, wyglądając na zirytowaną, “Zaklęcia przywołujące są nauczane na czwartym roku. Skąd możesz je znać? Oczywiście przeczytałam wszystkie podręczniki, i tak czy inaczej, czytałam też inne rzeczy i nic nie zna-”
Draco jej nienawidził. Harry wyglądał na przerażonego.
– Accio ropucha Teodora. – Ron z łatwością machnął różdżką nad jej głową, wychylając się z przedziału. Coś brązowo-zielonego zaczęło się zbliżać i wleciało prosto w jego rękę. Podał to odropuszonemu chłopcu, który uśmiechnął się z wdzięcznością zabierając płaza.
– Skąd wiedziałeś, że ma na imię Teodora? – Dziewczyna spytała ostro. Ron gapił się na nią, po czym zamrugał i nerwowo się zaśmiał. – To nie była odpowiedź – nalegała, gdy Ron nie wydusił z siebie nic więcej.
– To Harry Potter! – wykrzyknął szybko i dziewczyna ożywiła się, odwracając się do Harry’ego.
Chłopiec z ropuchą wślizgnął się do przedziału i zasunął za sobą drzwi, usiadł i spoglądał zakłopotany. Dziewczyna, Hermiona Granger, jak się okazuje, gadała, gadała, gadała i gadała, aż w końcu tylko Ron Weasley jej słuchał. Draco spojrzał na Harry’ego Pottera opierającego głowę o okno i spoglądającego na uciekające krajobrazy, na Neville'a, który głaskał ropuchę Teodorę, unikając kontaktu wzrokowego, na Crabbe’a i Goyle’a jedzących słodycze Harry’ego, i na Rona z miłym wyrazem twarzy oraz na nadmiernie podekscytowaną Hermionę Granger. Draco uderzyła nagle przerażająca myśl, że właśnie zdobył pierwszych przyjaciół w Hogwarcie.
Chapter 2: Can I have a look at uranus too, Lavender?
Summary:
Prawdopodobnie pierwszy raz w dziejach Hogwartu, Ceremonia Przydziału była taką katastrofą.
Notes:
bchhbdjccjnchbcu plz nazwa tego rozdziału, to nie ma być prawa takie zabawne
(See the end of the chapter for more notes.)
Chapter Text
– Pansy! Blaise!
Pansy odwróciła się, aby zobaczyć kto tak entuzjastycznie ją woła, mimo, że ledwo zdążyła wysiąść z pociągu.
Czy to … Weasley?
Blaise puścił do niej oczko, zanim skupił wzrok na wysokim, rudowłosym chłopcu, szerzącym do nich zęby.
– Znamy się? – Blaise przeciągnął słowa tym niedowierzającym tonem, którego używa jego matka. Chłopiec uśmiechnął się jeszcze szerzej i bardziej szalenie, a Blaise lekko zbladł. – Albo inaczej, wszystko dobrze z twoją głową? – dodał powoli.
– Nie bardzo – odpowiedział z boku Draco, brzmiąc nieco ponurze. – Niezupełnie. Tak sądzę.
Weasley wybuchł śmiechem, sam. Czarnowłosy chłopiec obok niego stąpał z nogi na nogę. Dziewczyna z bujnymi włosami wygłaszała swoje opinie na temat poczytalności rudzielca.
– Witaj, Draco. – To jedyne, co Pansy miała do powiedzenia. – Szukaliśmy cię, ale nie mogliśmy cię znaleźć.
– Byłem… – Blondyn otworzył usta, ale zaraz je zamknął, wyglądał na rozdartego. Weasley puknął go lekko w ramię, a oko Draco drgnęło. – Poznawałem nowych… ludzi. To jest Ron Weasley – przedstawił rudzielca, teraz pochylonego ku podłodze, z różdżką w ręce. Blaise spojrzał na niego zaciekawiony, gdy czerwone iskierki wystrzeliły z czegoś, cokolwiek tam robił.
– Ja jestem Hermiona Granger – powiedziała dziewczyna z puszystymi włosami i dużymi przednimi zębami, pociągając nosem. Na twarzy Pansy pojawi się grymas, mimo, że ta nie wiedziała czemu.
– To Pansy Parkinson – zagestykulował Blaise, wyglądając na rozbawionego – a ja jestem Blaise Zabini.
– A to – przerwał dramatyczną pauzą Draco, wyglądając na lekko zirytowanego, gdy ktoś im przerwał, i popchnął chudego chłopca przed siebie.
Wygląda na znajomego, chwila, czy to-
– Harry Potter – skończył z uśmieszkiem, bo wiedział, że wygrał.
Pansy, Blaise, Theo, Daphne i Draco założyli się, zaraz przed rozpoczęciem szkoły o to, kto pierwszy zaprzyjaźni się z Harrym Potterem. Mały chujek, Draco właśnie wygrał połowę zapasów słodyczy Pansy. Jakież to irytujące , pomyślała, spoglądając na chłopaka. Trzymał w ręce dziwny, gruby worek. Może to jej wyobraźnia, ale była pewna, że coś się w nim poruszyło.
– Wspaniale – oznajmił Blaise, nie dbając o czekoladę. Posłał Potterowi krótkie spojrzenie i wystawił rękę, którą Harry potrząsnął, mrugając jak debil. – Miło mi cię poznać, Harry Potterze.
– Ciebie również – odpowiedział Potter, uśmiechając się lekko.
Pansy łypnęła na dumnego z siebie Draco.
– Ooo, dzieciaczki się dogadują! – wykrzyknął Ron Weasley nagle i dość dziwacznie. Harry odwrócił się, zamykając oczy, jakby nie chciał tam być.
Zaciekawienie Blaise’a nasiliło się, nawet gdy Draco zmarkotniał. Hermiona Granger spojrzała na Rona przenikliwym i zdeterminowanym wzrokiem, jakby chciała przeanalizować, dlaczego chłopak tak dziwnie się zachowuje. Pansy nagle poczuła, że ją polubi.
– Pirszoroczniacy! Pirszoroczniacy! – Głęboki głos wykrzyknął i tłum ruszył w stronę łódek.
~~~
Blaise Zabini szybko się nudził. To fakt, który wszyscy znali. Wiedzieli, że nudzi się baaardzo, bardzo szybko. Wszystko męczyło go po chwili, a mówiąc chwila, miał na myśli dwie sekundy. Może czasem trzy. Jednak Ron Weasley zdołał zatrzymać na sobie jego uwagę przez co najmniej dziesięć minut. Był po prostu tak śmieszny. Każde słowa wychodzące z jego ust kołowały Blaise’a. Na przykład teraz, stali w kolejce do Tiary Przydziału, gdzie Abbott, Hannah właśnie została przydzielona do Hufflepuffu.
– Musisz poznać moją siostrę – powiedział nagle Ron do Blaise’a, gdy następny dzieciak podszedł do stołka. – Przysięgam, pokochasz ją.
– Jasne, Weasley – powiedział, marszcząc brwi. Rudy tylko się do niego uśmiechnął. Przezabawne.
Dziewczyna z wcześniej podbiegła do Tiary, gdy profesor McGonagall zawołała “Granger, Hermiona”.
– No dalej, Gryffindor, Gryffindor, dawaj – mruknął Ron z oczami skupionymi na Granger, której głowę zasłaniała czapka. – Ostatnim razem trafiła do Ravenclawu, ugh, Gryffindor, błaga-
Ostatnim razem?
“Gryffindor” oznajmiła Tiara, a Weasley zaczął podskakiwać i wiwatować jakby sam jeden wygrał Puchar Domów. Hermiona Granger zarumieniła się, gdy przeszła obok nich. Interesujące , pomyślał Blaise.
Longbottom, Neville, chłopiec, który zgubił ropuchę, również trafił do Gryffindoru, zaskakując tym wszystkich. Malfoy został przydzielony do Slytherinu razem z Theo i Pansy, która trzasnęła Draco w ramię, sprawiając, że ten spadł z ławy.
– Na razie idzie dobrze – pokiwał głową Weasley, mrucząc pod nosem. Blaise potrząsnął głową i zmarszczył brwi.
– Potter, Harry – zawołała McGonagall, a cała pochłonięta szeptami sala, zwróciła się w jej stronę.
Ron grzmotnął Harry’ego, aby niski, przeraźliwie chudy, zielonooki, podenerwowany chłopiec w końcu się ruszył. Jego postura krzyczała “Nie patrzcie na mnie!”, a sposób w jaki szedł-
Chwila. Co on trzyma?
Zdezorientowany Blaise skupił wzrok na worku w ręce Pottera.
Dlaczego trzyma- Salazar. To się rusza. Sakiewka się rusza. W jego ręce. Co on do cholery kombinuje? Rusza się coraz bardziej.
Obok niego, Weasley zaczął się dławić, gdy torba znów się poruszyła, jakby coś chciało się z niej wydostać.
– Wiedziałem, że przegiąłem z tym środkiem uspokajającym – wybąkał Ron, a Blaise zamrugał.
To jest absolutnie, cholernie przezabawne.
W momencie, gdy Tiara opadłą na głowę Pottera, sakiewka wypadła z jego rąk. Harry zgramolił się ze stołka i instynktownie pobiegł za czymkolwiek właśnie uciekło. Nawet profesor McGonagall wydała z siebie ciche zirytowane westchnienie i odsunęła się z Tiarą w ręce, która mamrotała coś o dzieciakach będących “niewdzięcznymi gremlinami”.
Blaise obserwował i-
To był szczur.
Gruby, szaro-brązowy szczur tak po prostu biegał po Wielkiej Sali, na swoich małych, grubych łapkach. Biegający szczur, którego Harry Potter trzymał podczas Ceremonii Przydziału, właśnie uciekł.
Czy szczury tak robią? Czy powinny tak robić?
I oczywiście, wszyscy teraz martwią się o głupiego szczura. Blaise zajęczał głośno, gdy Weasley warknął, wyciągając swoją różdżkę i pobiegł za zwierzęciem.
– Co do diabła- – zaczął profesor Snape, gdy Dumbledore podniósł się, obserwując z zaciekawieniem rozgardiasz.
– Weasley, co ty- – powiedział Blaise, gdy rudowłosy chłopiec wskoczył na stół Puchonów, wprawiając wszystkich w krzyk. Prefekci wstali. Jeden z nich, starszy Weasley, krzyczał, że ich matka dowie się o tym głupim zachowaniu.
Biedna Pani Weasley.
– Drętwota! – wrzasnął Ron, nie będący nawet jeszcze formalnie pierwszoroczniakiem, i jakimś cudem z jego różdżki wystrzeliły czerwone iskry, nie trafiając w szczura.
Blaise przyglądał się wszystkiemu ze skrzyżowanymi rękoma. To było tak wciągające. Wyglądało na to, że Draco również tak uważał, ponieważ zaśmiewał się z przerażonych min Puchonów.
– Z drogi! Drętwota!
Zabini zastanawiał się, dlaczego Dumbledore tylko stoi, tak samo jak Potter, obok stołka i wygląda na zagubionego i zmartwionego. McGonagall była blada i bardzo, bardzo zła.
– Pettigrew, ty mały- – wysapał Weasley. A więc najwidoczniej imię szczura to… Pettigrew.
Ron zeskoczył ze stołu i Blaise zauważył trochę jakby biało-niebieskiego światła, emitującego z jego różdżki, które uderza prosto w szczura.
To co nastało potem, prawdopodobnie będzie pojawiało się w koszmarach Blaise’a do końca jego życia. Pomyślał z obrzydzeniem, gdy szczur zaczął rosnąć. Powiększał się jak Zaklęcie Żarłoczności, kończyny wyrastały, tracąc szare włoski, aż w końcu stanął przed nimi niski, łysiejący, brudny mężczyzna. Mężczyzna. Zamiast szczura. To istota ludzka, nie ważne jak bardzo przypomina szczura. Zdecydowanie mężczyzna. Człowiek.
Na jajca Merlina , pomyślał Blaise.
Ktoś powiedział dokładnie to samo na głos.
– Ha! – wrzasnął Ron Weasley zwycięsko, a cała Wielka Sala patrzyła się na niego w niedowierzaniu. Przynajmniej Dumbledore już się nie uśmiechał. McGonagall wyglądała jakby poważnie myślała nad emeryturą. Snape patrzył na Pottera, jakby to była jego wina. Harry nawet tego nie zauważył, co jeszcze bardziej zirytowało Snape’a.
– Czy to- – zapytała McGonagall zduszonym głosem.
– Tak! – Weasley zwycięsko pokiwał głową.
– Ale to- – powiedział zszokowany półolbrzym, Hagrid.
– Dokładnie! – potwierdził Ron, wypychając w przód klatkę piersiową.
– Peter Pettigrew – oznajmił Dumbledore słabo, patrząc na grubego, łysiejącego mężczyznę, który był szczurem.
Snape przeklął barwnie i głośno. Ktoś ze stołu Gryfonów się zaśmiał.
– Glizdo- – profesor we fioletowym turbanie wydukał zanim zdążył się powstrzymać. Reszta nauczycieli gapiła się na niego, dopóki nie powiedział oczywistym tonem – A-a-nima-g-gus.
– Zgadza się – rzekł Dumbledore poważnie.
– A TY! – krzyknął Ron, wskazując swoją różdżką na profesora w turbanie.
Nie, Blaise zdecydował po sekundzie. Teraz TO będzie na zawsze w jego koszmarach. Patrzył na Weasleya ściągającego materiał z głowy nauczyciela. Zamiast tyłu jego głowy była kolejna…twarz. Nie miała nawet nosa. Przerażające.
~~~
Ron Weasley jest jebanym rewolucjonistą , pomyślał Dean Thomas, szczerząc się do niego, gdy siedzieli w gabinecie Dumbledore’a, ponieważ nie dostali jeszcze przydziału. A magia jest wykurwista.
Przez całe zamieszanie, kilku z uczniów nie zostało jeszcze przydzielonych do domów, a uczta zakończyła się, zanim zdążyli zjeść. Dean usiadł z chłopcem poznanym w pociągu, Seamusem Finniganem, świeżym Gryfonem. Rozejrzał się wokół gabinetu, który swoją drogą był zarąbisty. Było tam mnóstwo rzeczy, którymi Dean chciał się pobawić, ale powstrzymał się, bo nie chciał, aby jego mugolscy rodzice dostali sowę pierwszego dnia. Byłoby bagno. Turpin, Lisa siedziała na krześle obok niego. Harry Potter, który, jak się okazuje, jest kimś znanym, opierał się o ścianę, wyglądając na przygnębionego. Zabini, Blaise wspierał się na parapecie, próbując się nie śmiać. Weasley siedział na podłodze po turecku, uśmiechając się do nich nieśmiale.
– To – oznajmił Ron, kręcąc głową – jest pierwszy i ostatni raz, gdy dałem Pettigrew Harry’emu w pociągu.
Wyglądało na to, że dla nikogo nie miało to sensu, ale co tam Dean mógł wiedzieć? Harry Potter westchnął głęboko, co Thomas często słyszał od jego mamy, gdy przychodził z boiska zbyt zabłocony i kłamał, że już tego nie zrobi.
– Miejmy to już za sobą. – Do gabinetu wszedł profesor z groźnym spojrzeniem, tłustymi włosami i długim nosem. Dumbledore’a jeszcze tam nie było, bo podobno miał do załatwienia jakieś prawne sprawy z tym szczuro-mężczyzną. Dean nie znał szczegółów.
– Witam, profesorze Snape. – Ron uśmiechnął się do niego leniwie. Zabini parsknął i szybko spojrzał w ziemię. Potter zsunął się po ścianie.
– Weasley, ty pierwszy – zawołał profesor Snape (albo Snap?) , grymasząc się, gdy podnosił Tiarę. – No dalej, usiądź tutaj.
– Czekaj, co? – wydusił Ron, siadając. – Harry pierwszy. Nie mogę zostać przydzielony przed nim.
– Owszem, możesz – przeciągnął Snape, widocznie próbując opanować swój gniew. – I zostaniesz. Już. Mi. Tu. Siadaj. Weasley.
– Nie, nie rozumie pan – zaprotestował, lekkomyślnie biorąc pod uwagę purpurową twarz Snape’a. – Muszę być w tym samym domu, co Harry. On wybiera dom, a potem ja. Inaczej zginie.
Co to w ogóle znaczy? Harry Potter jeszcze nie wybrał domu. Wszyscy gapili się na niego z niedowierzaniem. Weasley nawet nie drgnął.
– Ja? – wydusił w końcu z siebie Harry.
Snape widocznie miał już dość, bo wsadził czapkę na głowę Rona, siedzącego na podłodze.
“Gryffindor!” oznajmiła Tiara po niecałej sekundzie. Snape zaszydził i wsadził stary kapelusz na głowę Lisy Turpin, która została Krukonką. Profesor wziął sobie słowa Rona do serca i przeszedł obojętnie obok Harry’ego, dochodząc do Blaise’a Zabini, który uśmiechnął się, gdy usłyszał “Slytherin!”. Ronald zmierzwił włosy Deana, szczerząc się dumnie, gdy ten został Gryfonem. Snape w końcu przyniósł Tiarę do Harry’ego. Po minucie usłyszeli “Slytherin!”,a Ron Weasley poczuł się jakby ziemia zapadła mu się pod nogami. Dramatycznie zajęczał “Znów to samo, nieee…”. Harry Potter wyglądał na zadowolonego. Snape był oburzony.
Notes:
Dziękuje za wszystkie komentarze i kudos! Nie macie pojęcia jakx szczęśliwx jestem widząc, że wam się podoba <3
akwwnm on Chapter 1 Thu 03 Jun 2021 11:18PM UTC
Comment Actions
ryallsirius on Chapter 1 Fri 04 Jun 2021 10:53AM UTC
Comment Actions
Alexandrinne on Chapter 1 Fri 04 Jun 2021 11:47AM UTC
Comment Actions
ryallsirius on Chapter 1 Sat 05 Jun 2021 05:52PM UTC
Comment Actions
Alexandrinne on Chapter 1 Mon 07 Jun 2021 08:22AM UTC
Comment Actions
Paligo on Chapter 2 Wed 09 Jun 2021 07:26AM UTC
Comment Actions