Actions

Work Header

Lekcja 2137: Kto rapem wojuje, od rapu ginie

Summary:

Kolejna piękna i leniwa sobota w Edo zostaje brutalnie przerwana, gdy Księżniczka Soyo dokonuje zamachu stanu za pomocą... mikrofonów!?

Zapraszam na "odcinek" Gintamy, parodiujący Hypnosis Microphone.

Notes:

tw: kiepsko napisane rapsy. Oprócz tych pierwszych Księżniczki, bo te nie pisałam ja, a moja dziewczyna.

Miłego czytania życzę~

Work Text:

Lekcja 2137: Kto rapem wojuje, od rapu ginie

 

Kraj samurajów.  

Już dawno nikt tak nie nazwał naszego kraju. Kiedyś samurajowie marzyli, patrząc w błękitne niebo nad Edo, po którym teraz latają obce statki.

Shinpachi szedł, jak zwykle rano o tej porze, z domu do pracy, robiąc w myślach po raz tysięczny tę samą narrację, która lata temu otworzyła pierwszy rozdział mangi, a potem niezliczoną ilość razy pojawiała się w odcinkach anime. Zapewne zdawał sobie sprawę, że napisanie tych słów na początku fica świadczy jedynie o braku umiejętności autora w wymyślaniu dobrych wstępów. I miał całkowitą rację. 

Nie miał jednak żadnego wpływu ani na to, że ten fic rozpoczął się tymi, a nie innymi słowami, ani na to, że puszczony na telebimie trailer nowego serialu, w którym grać miała Otsuu, został nagle przerwany. Twarz młodej idolki zniknęła nagle zarówno z umieszczonych na budynkach ekranach, ale też ze wszystkich wystawowych monitorów z pobliskiego sklepu z elektroniką. Normalnie nikt by się tym szczególnie nie przejął. Jednak zanim oburzony krzyk fanów Otsuu zdążył wybrzmieć, zdano sobie sprawę, że jakimś cudem wszystkie transmisje w kraju zostały nagle przerwane. Oczywiście niezmiernie ucieszyło to muszących udawać skupienie na zdalnych wykładach studentów. Ich miny jednakże szybko zrzedły, gdy w odbiciu czarnych ekranów zobaczyli swoje wynędzniałe twarze.

Po kilku sekundach, podczas których nie działo się kompletnie nic, wszystkie ekrany w kraju pokazały jeden obraz.

Księżniczka Soyo, ubrana w wojskowy mundur zamiast jednego ze swoich wystawnych kimon, stała w ciemnym przestronnym pomieszczeniu. Po zarysach jedynie zgadywać było można, że znajduje się w jakimś gabinecie. 

 - Dzień dobry, obywatele Japonii. Nazywam się Tokugawa Soyo i jestem przewodniczącą Partii Słów. Muszę podzielić się z wami informacją wielkiej wagi  - rozległy się słowa. 

- Partia Słów? - powtórzył Shinpachi. Ludzie na ulicy, którzy przystanęli, by posłuchać komunikatu wyglądali na równie zdziwionych. Pierwsze słyszeli o takiej partii. A już szczególnie, żeby młoda księżniczka należała do jakiegokolwiek ruchu politycznego. Pełniła raczej funkcję ozdobną, mając ładnie wyglądać obok swojego brata podczas uroczystości. 

- Dzisiaj - kontynuowała Soyo. - Partia Słów przejęła władzę nad rządem. Nie ma żadnego powodu do niepokoju. Od tej pory podążajcie za nami, jako waszymi nowymi liderami. A poprzedni liderzy… - w kadr dostojnym krokiem wszedł Szogun. - ...muszą zniknąć.

- Przecież to twój brat! - krzyknął Shinpachi. 

Shige Shige nie wyglądał jednak na zaniepokojonego. Miał typowy dla siebie poważny i pewny siebie wyraz twarzy. 

W ręce Soyo pojawił się nagle mikrofon. Na jego widok Szogun nieco zbladł, ale oprócz tego nie dał po sobie poznać, że cała ta sytuacja wywiera na niego jakikolwiek wpływ. 

- To Hipnotyzujący Mikrofon. Ludzie, którzy usłyszą wypowiadane przez niego słowa doznają różnych straszliwych dolegliwości. Najlepiej by było pokazać to na przykładzie, prawda, szanowny bracie?

Soyo uśmiechnęła się słodko, na pozór niewinnie. Jednak każdy, kto ją znał, wiedział, że nie bez powodu wraz z Nobume i Kagurą zostały kiedyś określone Trzema Sadystycznymi Siostrami. Shige Shige również musiał zdawać sobie z tego sprawę, a jednak obdarzył siostrę delikatnym uśmiechem i pogłaskał ją po głowie.

- Rolą Szoguna jest, by stanowić przykład dla społeczeństwa - odpowiedział.

- Jestem pewien, że nie o taki przykład chodzi - skomentował Shinpachi. Miał złe przeczucia. Doskonale wiedział, że jeśli w ich historię wplątany zostaje Szogun, nigdy dla nikogo nie kończy się ona dobrze. A już napewno nie dla biednego władcy, który zadziwiająco często przy takich okazjach musiał prezentować swoją nie do końca śnieżnobiałą bieliznę.

Dziewczyna włączyła mikrofon i rozległ się krótki, niepokojący dźwięk, a zaraz po nim prosty rytm, wybijany na bębnach taiko. Soyo puknęła w mikrofon, by sprawdzić, czy na pewno działa, wzięła głęboki wdech i ku zdziwieniu widowni w całym kraju, zaczęła rapować.:

- Mój szanowny bracie zwanym też Szogunem

Nigdy nie odznaczałeś się specjalnie rozumem

Z kupskiem w białych majtkach zamiast w lśniącej zbroi

Bieganie na golasa tobie nie przystoi

Kiedy wchodzisz między ludzi żeby poznać swych poddanych

Zawsze trafiasz na kłopoty gównem utytłany

Lepiej przestań się pogrążać oddaj władzę w dobre ręce

Przejmę rządy i w podzięce nie opuścisz świata w męce 

Każdy wers sprawiał, że Shige Shige coraz bardziej zapadał się w sobie. Na jego ciele nie powstawały żadne fizyczne obrażenia, jednak nawet mimo usilnych prób zachowania powagi dało się zauważyć, że cierpi. Wraz z ostatnimi słowami swojej siostry padł na podłogę. 

Na ulicy zapanowała nienaturalna cisza. Właśnie wszyscy widzieli jak młodsza siostra Szoguna, bardziej celebrytka niż osoba mająca faktyczną władzę, dokonuje zamachu stanu.

- Co się tam wyprawia…? - spytał Shinpachi. Wiedział, że Soyo uwielbiała brata i nigdy przenigdy nie chciałaby go skrzywdzić. Skąd więc nagle ta zmiana? I o co chodzi z tym mikrofonem? 

- Jak widzieliście, moje słowa miały bezpośredni wpływ na jego ciało. To właśnie moc Hipnotyzującego Mikrofonu, moc którą powinniście dokładnie obserwować i która od tej pory będzie jedyną bronią w tym świecie. Tak jak dawniej wprowadzono zakaz miecza, tak teraz Partia Słów wprowadza zakaz jakichkolwiek broni. Nasz kraj wystarczająco już wycierpiał podczas wojen, nie potrzebujemy więcej przemocy.

- Czy ten Mikrofon nie jest bardziej niebezpieczny!? - skomentował Shinpachi

- Dziękuję za uwagę!

Transmisja się zakończyła i jeszcze przez chwilę nikt się nie odzywał, trawiąc informacje.

- Heeeeeee!? Jak to koniec!? Co z Szogunem!? - krzyknął w końcu Shinpachi. Nie tylko on był tak poruszony. Zdawać by się mogło, że apel księżniczki o zmniejszeniu przemocy przyniósł jedynie odwrotny skutek. Mieszkańcy Kabuki nigdy nie byli znani z posłuszeństwa i teraz też wcale nie zamierzali się słuchać jakiejś gimnazjalistki. Nawet jeśli najwidoczniej mogła ich zmieść jedynie za pomocą rapu. 

Chaos, który zapanował na ulicy sprawił, że Shinpachi mocniej przycisnął do siebie niesione w papierowej torbie zakupy i ruszył biegiem do Yorozuyi. Kagura przyjaźniła się przecież z księżniczką, może będzie potrafiła przemówić jej do rozsądku. Ewentualnie Gintoki uruchomi ten jeden procent swojego mózgu odpowiedzialny za bycie główną postacią shounena i znowu będzie bohaterem, ratującym swoją dzielnicę i całe miasto. 

Cóż, szanse były marne, ale jakieś były.

Dzielnica Kabuki wyglądała aktualnie, jakby wszyscy jej mieszkańcy postanowili na złość stosować przemoc i broń na wszystkich i wszystkim. Sytuacja przypominała trochę warszawskie marsze niepodległości, jednak nikt nie niósł tak idiotycznych transparentów, ograniczając się jedynie do wrzasków, przekleństw i nieuzasadnionej agresji. 

Shinpachi przemykał między wzburzonymi ludźmi w pełni wykorzystując swój potencjał postaci o całkowicie przeciętnym i nijakim wyglądzie. 

- Teraz to by się przydała policja, jak jest potrzebna to oczywiście się lenią - powiedział, gdy był świadkiem jak grupka na oko ośmioletnich dzieci obrabowała stragan z arbuzami. Schował się przed nimi w jednej z bocznych alejek. Nie zamierzał stanąć na drodze bandzie młodych bandytów, uzbrojonej w dorodne okazy owoców. 

Uliczką tak wąską, że nie wiadomo, jaki w ogóle był cel jej istnienia, przecisnął się na drugą stronę, a stamtąd miał już jedynie kilkadziesiąt metrów do Yorozuyi. Rzucił się biegiem i przeskakując po dwa stopnie znalazł się przed drzwiami. Zawahał się jednak, nim położył na nich dłoń. Powróciły do niego traumatyczne wspomnienia z komediowych arców, gdy wchodził do mieszkania tylko po to, by spotkać się z Gintokim i Kagurą, już zarażonymi aktualną fabułą. Dlatego też powinien być gotowy, że gdy tylko przekroczy próg, stanie naprzeciw rapowych wersji swoich przyjaciół.

Odetchnął głęboko i dopiero wtedy otworzył drzwi.

- Już jestem! - oznajmił i przywitał go… zadziwiający spokój. Zdjął buty i przeszedł do salonu, gdzie napotkał najbardziej typowy obraz, jaki tylko mógł zastać w mieszkaniu o tej porze dnia. 

Jak na przedpołudnie wypadało, Gintoki siedział z nogami opartymi na biurku i przeglądał ostatni numer Jumpa. Szklanka z wodą mogła wskazywać na to, że nasz bohater po raz kolejny w swym życiu musiał się zmagać ze straszną chorobą, jaką jest zatrucie alkoholowe. Obok dzielnie walczącego z własnym organizmem Ginem leżał Sadaharu. Ogromny pies zajmował całą przestrzeń między biurkiem a jedną z kanap, na której rozsiadła się Kagura. Dziewczyna przerzucała kanały w telewizji i nieśpiesznie żuła sukombu. 

- Oh, Pattsuan - odezwał się Gintoki. Chrypka jedynie potwierdziła domysły Shinpachiego. - Kupiłeś może jakieś przeciwbólowe?

- Oi, Shinpachi, kiedy śniadanie? - wtrąciłą się Kagura, nie przerywając zabawy pilotem. Na każdym kanale, który włączyła mówiono jedynie o przemówieniu Księżniczki Soyo i o Hipnotyzujących Mikrofonach, jakkolwiek durnie ta nazwa by nie brzmiała. 

- Przeciwbólowe są przecież w szafce w kuchni. A śniadanie mogliście sobie zrobić sami, jest już przecież prawie południe - odpowiedział Shinpachi z wyczuwalną irytacją w głosie. Mimo to odniósł zakupy do kuchni, przyniósł Ginowi tabletki, a następnie przystąpił do przygotowania prostego śniadania z tego, co już mieli w lodówce. Zakupione rano warzywa chciał przeznaczyć na curry. Znając życie, a raczej znając bezdenny żołądek Kagury, nawet jeśli ugotuje cały gar, nie zostanie ani jedna porcja na kolację.

Jakiś kwadrans zajęło mu, by postawić przed Kagurą i Gintokim miseczki z parującym jeszcze ryżem z dodatkami i samemu zasiąść na wolnej kanapie. Sadaharu również dostał swoją poranną porcję karmy. Jego merdający szybko z zadowolenia ogon tworzył w mieszkaniu przyjemny wiaterek. 

Zjedli w ciszy, mąconej jedynie przez mlaskanie psa i szum telewizora, w którym to kolejni eksperci wypowiadali się na temat nadprzyrodzonych możliwości Mikrofonów. Podziękowali za posiłek, Gintoki wrócił do umierania, Kagura do skakania po kanałach, a Sadaharu do drzemania. Shinpachi pozbierał naczynia, umył je i zaparzył herbaty. Postawił tacę z czajnikiem i trzema kubkami na stole, po czym wziął jeden i usiadł naprzeciwko Kagury.

- JEST ZA SPOKOJNIE!!! - krzyknął, nagle wstając. - Co to ma być!? Dlaczego zachowujecie się tak normalnie!? Nie widzieliście ogłoszenia w telewizji!?

- Oi, oi, oi, uspokój się, Shinpachi - odpowiedział Gintoki nie wychylając się zza swojego Jumpa. - Jasne, że widzieliśmy wiadomości, ale mało nas to obchodzi.

- Właśnie, Shinpachi. Za bardzo się przejmujesz innymi - dopowiedziała Kagura. - Dlatego jesteś Shinpachim i nikim więcej.

- Co to niby miało znaczyć!? - wykrzyczane pytanie Shinpachiego było oczywiście retoryczne. Już dawno przyzwyczaił się do głupich komentarzy Kagury, a krzyczał jedynie z przyzwyczajenia. - Ale naprawdę nie zamierzacie nic zrobić? Kagurciu, Księżniczka jest przecież twoją przyjaciółką! Nie wiesz, o co w tym wszystkim chodzi?

- Soyuś miała ostatnio dużo spotkań z głupimi dorosłymi i nie mogłyśmy się widzieć - odparła Kagura, która niczym prawdziwa dama dłubała właśnie w uchu i z zainteresowaniem oglądała wydobyty wosk. Shinpachi pomyślał, że może to i lepiej, że dziewczyny nie widzą się tak często, bo w takim towarzystwie Księżniczka mogłaby całkowicie stracić swoje wyuczone przez lata dobre maniery.

- A ty, Gin? Nie widziałeś, co się dzieje na ulicach? Nie zamierzasz się jakoś włączyć do fabuły i też walczyć na rapsy?

- Nie, to za bardzo upierdliwe - Gintoki przewertował Jumpa w poszukiwaniu Naruto, ale nagle go tknęło, że przecież ta manga skończyła się sześć lat temu. Gintaman, dzięki bogu, też już przestał być wydawany, więc powinien znaleźć sobie teraz inną serię do narzekania. Może ta nowa manga od twórcy Sket Dance się nada? - Z resztą - kontynuował, szukając odpowiedniego tytułu w spisie treści. - nie wiem, czy pamiętasz, ale po arcu o gorących źródłach matka Sugity napisała z prośbą, żeby jej syn już więcej nie śpiewał. Kim ja jestem, żeby nie spełnić żądań kochającej rodzicielki?

- Eh, masz rację - potwierdził Shinpachi. - Chociaż to jest fanfik, więc i tak nikt by nie słyszał twojego głosu - dodał ciszej. 

Ale może faktycznie powinni przeczekać to szaleństwo. Mogli przecież na złość Autorce i Czytelnikom nie robić nic, poza rozkoszowaniem się tym pięknym sobotnim dniem. I słuchaniem nie zwalniającej ani na chwile rozpierduchy, która właśnie działa się na ulicach Kabuki.

Shinpachi dał już się zwieść tej chwili spokoju. Niemal uwierzył, że mogą przeczekać to całe zamieszanie, jednak niespodziewanie drzwi do mieszkania otworzyły się gwałtownie.

- Gintoki! - rozległ się wściekły krzyk, dodatkowo wzmocniony przez mikrofon. Cała Yorozuya podskoczyła na swoich siedzeniach, a Sadaharu natychmiast zerwał się, żeby ukryć się w szafie. Oto zbliżało się do nich coś straszniejszego niż najgorszy koszmar, gorszy niż najgorszy angst i sernik z rodzynkami.

Do salonu wparowała wściekła Otose, dzierżąca w dłoni zwykły czarny mikrofon. Za nią w gotowości stały Tama oraz Catherine. 

Oto przybyła krucjata odebrać pieniądze za czynsz.

- Czego chcesz, starucho!?

Gintoki postanowił przyjąć starą strategię pt. “Nie wiem o co ci chodzi, jaki czynsz, jakie pieniądze, ekonomia to tylko wymyślone cyfry, a kapitalizm powinien upaść.”. Mimo to cofnął się bezpiecznie pod samo okno, by w razie czego móc z niego wyskoczyć. Chociaż było zamknięte. I zasłonięte żaluzjami. Może jednak nie był to zbyt dobry pomysł. 

Kagura chciała pójść w ślady Sadaharu, jednak pies zajmował całą wolną przestrzeń w szafie. Nie pozostało jej więc nic innego niż próbowanie poruszać się tak wolno, by stać się niewidzialną. Milimetrami zaczęła przesuwać się w stronę wyjścia, jednak drogę zagrodziła jej Catherine. 

Shinpachi natomiast wpatrywał się w dzierżący przez Otose mikrofon. Albo raczej Mikrofon, jeśli faktycznie był tą tajemniczą, wprowadzoną przez Partię Słów bronią.

- Ty już dobrze wiesz, pasożycie! Gdzie czynsz za ostatnie dwa miesiące!?

- Czynsz!? Jaki czynsz!? Te podłe i niewolnicze pieniądze płacone burżujom żerującym na biednych prostych ludziach!?

- Hmpf. Nie zostawiasz mi więc wyboru - oznajmiła Otose. Włączyła Mikrofon i w momencie, gdy rozległ się z niego krótki elektroniczny dźwięk, zmienił się nagle w starszy model, dodatkowo ozdobiony kwiecistymi wzorami. Za kobietą znikąd pojawiły się trzy półki z alkoholami, łudząco podobne do tych znajdujących się piętro niżej, tylko że zamiast sake, stało nich kilka głośników w kształcie butelek.

Wyglądało więc na to, że nie dało im się uciec przed fabułą i Hipnotyzujący Mikrofon w końcu ich dopadł.

- Nie udawaj nie uciekaj

Z kasą więcej mi nie zwlekaj

Co schowane masz, oddawaj

Jak cię nie stać - posprzedawaj

Trochę głupot coś zgromadził

Tyś się tutaj doprowadził

- Ugh… - skierowany na Gintokiego atak sprawił, że nasz srebrnowłosy samuraj upadł na podłogę. 

- A więc to jest potęga Hipnotyzującego Mikrofonu… - powiedział cicho Shinpachi. Pomysł, że jakieś przetworniki elektroakustyczne mogą mieć nad człowiekiem moc większą niż tradycyjna broń nagle nie wydawał się już tak całkiem głupi.

- Całkiem nieźle, starucho.

Gin z trudem podniósł się na nogi. Po jego czole spływał pot i wyglądał nie gorzej niż po jednej z poważnych walk. Tylko tym razem nie krwawił z żadnego miejsca, a wyglądał jakby coś nagle wyssało z niego całą energię i nie tracił przytomności jedynie dzięki silnej woli.

- Nie pogrążaj się już, Gintoki - oznajmiła Otose. - Oddaj pieniądze i zapłać za ten miesiąc, a nie wylądujesz w szpitalu.

- Wybacz, ale nie zamierzam się poddać. Bogini Szczęścia nie była wczoraj dla mnie łaskawa i przechodzę teraz drobne problemy finansowe…

- Przegrał całą naszą wczorajszą wypłatę w pachinko - wtrącił Shinpachi, który domyślił się tego, gdy tylko wszedł do mieszkania. Bo skąd jego szef miałby hajs, żeby chlać na tyle długo, by na następny dzień mieć kaca? Shimura dziękował sobie w myślach, że przewidział taki obrót wydarzeń i specjalnie przekazał Gintokiemu mniej niż zapłacił klient, a z zachomikowanych pieniędzy zrobił zakupy na dzisiejszy obiad. Którego być może nie będzie im dane zjeść, jeśli Otose wraz z Tamą i Catherine zmiotą ich za pomocą rapu.

Gintoki sięgnął do rękawa yukaty, skąd wyciągnął trzy mikrofony.

- Kagura, Shinpachi, łapcie! 

- WIEDZIAŁEM! - krzyknął Shimura, chwytając ten rzucony w jego stronę. - WIEDZIAŁEM, ŻE I TAK ZOSTANIEMY W TO WPLĄTANI!

- Uspokój się Shinpachi i wykorzystaj swój entuzjazm na rapowanie! - oznajmił Gintoki i uruchomił swoje urządzenie. Najwidoczniej mikrofony zmieniały swój wygląd w zależności od tego, kto je dzierżył, przyjmując postać w jakiś sposób nawiązującą do osobowości swojego właściciela. Dlatego właśnie po rozbłysku światła Gintoki pojawił się na tle kilku lewitujących w powietrzu, będących srebrnymi kulami głośników, dzierżąc w dłoni ******.

- CO TO MA BYĆ!? DLACZEGO KSZTAŁT TWOJEGO MIKROFONU JEST WYGWIAZDKOWANY!?

- Nie przejmuj się tym, Shinpachi - powiedziała Kagura, wyraźnie w bojowym już nastroju. - Ten żart byłby śmieszniejszy, gdybyśmy mogli pokazać mozaikę albo po prostu ******, bez żadnej cenzury. 

- TO AKURAT NIE JEST ŻADEN PROBLEM!

Kagura już nic nie odpowiedziała, tylko włączyła swój mikrofon. Przyjął kształt jej parasolki, a za nią stały dwa wielkie głośniki w kształcie potężnych opakowań sukombu.

Shinpachi spojrzał na trzymany w dłoni mikrofon. Wyglądał całkiem normalnie, a oprócz napisu “Hypnosis Microphone” nie wyróżniał się niczym szczególnym.

Shimura zamknął oczy i włączył urządzenie. Rozległ się charakterystyczny dźwięk i nawet przez zamknięte powieki widział towarzyszący mu rozbłysk światła. Gdy jednak znowu spojrzał na trzymany w dłoni mikrofon wyglądał on dokładnie tak samo jak przed przemianą.

- He? Dlaczego tylko mój się nie zmienił? - spytał, a w odpowiedzi Kagura wyszczerzyła zęby i podsunęła mu pod nos lusterko. Dopiero w nim Shinpachi zobaczył, że owszem jednak coś się zmieniło. Z oprawek jego okularów wysunął się mały bezprzewodowy mikrofonik, tak jakby to jego szkła miały rapować. Również głośniki były miniaturowe, wystające z oprawek i przyjmujące kształt fantazyjnych skrzydeł - TO JAKIŚ ŻART!

- Nie ma czasu na narzekanie, Pattsuan - powiedział Gintoki. - Pora pokazać tej starej babie potęgę rapu Yorozuyi i ochronić moje pieniądze!

- Chwila, jakie pieniądze? - zdążył jeszcze spytać Shinpachi zanim zaczęła się muzyka.

- Stara jesteś, wkrótce zejdziesz

A i tak po czynsz tu leziesz 

Weź nas zostaw, weź się odwal

Ani grosza ci nie oddam!

Gintoki ledwo odsunął mikrofon od ust, a już Kagura zaczęła rapować swoje wersy:

- Ty starucho upierdliwa

Nie bądź taka hałaśliwa!

- A-ah… - nim Shinpachi się zorientował, już przyszła jego kolej.

Proszę wybacz mym… przedmówcom...?

Nam… trzem biednym gołodupcom

- Całkiem, całkiem - pochwaliła Otose. Widać było po niej zmęczenie, jednak nawet się nie zachwiała. - Ale wciąż jesteście o sto lat za młodzi, by chociaż marzyć o pokonaniu mnie!

- Pasożyty i nieroby, pijaczyny i huncwoty

Oraz inne pracofoby muszą płacić czynszu kwoty

I żadne krzyki, żadne jęki, nie pomogą się wywinąć

Choćbyś upadł tu na klęczki, tej okazji nie dam zniknąć

Już zbyt długo z tym zwlekałam, dobre serce okazałam

Lecz to koniec pobłażania, to co moje - odebrałam!

Tym razem podczas rapu wydarzyło się coś niespodziewanego. Wraz z wypowiadanymi przez nią słowami zza jej pleców wynurzyła się długa, niczym utkana z dymu, na wpół przezroczysta ręka. Poruszając się wraz z rytmem melodii coraz bardziej przybliżała się do Gintokiego. Mężczyzna nie mógł już nigdzie uciec, stojąc pod samym oknem. Ręka oplotła się wokół niego, unieruchamiając go całkowicie i sięgnęła do tylnej kieszeni jego spodni. Darujmy sobie dokładny opis tej sceny, bo z Gintokim trzymającym w dłoni ocenzurowany mikrofon i ręką zaglądającą mu pod yukatę należałoby zapewne zmienić rating tego ficzka na “not safe for work”.

W każdym razie ta tajemnicza dłoń, będąca specjalnym atakiem Otose, noszącym nazwę “Natychmiastowa Spłata Czynszu”, przeszukała wszystkie kieszenie Gintokiego i w końcu znalazła ukryty plik kilku banknotów.

Gdy kończyła się piosenka, ręka wróciła do Otose, przynosząc jej zdobyte pieniądze i zniknęła równie nagle, jak się pojawiła. Wraz z nią do normalności wróciły wszystkie mikrofony, tym samym kończąc bitwę.

Nie zważając na krzyki oburzenia swojego lokatora, kobieta przeliczyła jeny i średnio zadowolona schowała je do rękawa.

- Powiedzmy, że na razie to wystarczy - oznajmiła.

- Oi, oi, oi, oddawaj to! 

- Ciesz się, że na pieniądzach się skończyło. Odebrałam po co przyszłam, wychodzimy.

Catherine wystawiła Yorozuyi język, a Tama skłoniła się grzecznie i wszystkie opuściły mieszkanie. 

- Oi, Gin…?

- Tak, Pattsuan?

- Czy ty właśnie przegrałeś bitwę na rap z Otose?

Sadaharu wyszedł z szafy i podszedł do Kagury. Dziewczyna zaczęła drapać go pod szyją, a jego wielki ogon stukał rytmicznie w podłogę. Za oknem radośnie dzwonił alarm w jakimś sklepie, ktoś krzyczał, ktoś próbował śpiewać, a ktoś inny próbował beatboxować. 

- AAAAAAAAAAGH! CHOLERNE MIKROFONY! - wrzasnął Gintoki. Schował twarz w dłoniach i pokonany przysiadł na krześle. - Moje pieniądze, moje ciężko zaoszczędzone pieniądze… Aaaaah, miałem dzisiaj iść na pachinko, czuję w kościach, że dzisiaj byłby ten dzień, że kulki byłyby dla mnie łaskawe…

- Ginciu nie łam się, jeszcze nie raz będziesz miał okazję przegrać wszystkie oszczędności - starała się pocieszyć go Kagura. 

- Z twoim szczęściem i tak byś stracił wszystko, a tak chociaż mamy Otose z głowy na jakiś czas - dopowiedział Shinpachi. Oboje nie mieli nawet szczypty wiary w hazardowe umiejętności swojego szefa.

Gintoki obdarzył ich oboje wzrokiem zdechłej ryby, takiej co już przeleżała parę dni na słońcu, a zwierzęta zdążyli posilić się jej większą częścią.

- Bierzesz dzieci pod swój dach, karmisz i wychowujesz, a one odpłacają się sarkazmem i ironią… Ah, gdzie popełniłem błąd? 

- Nie przypominam sobie, byś kiedykowliek nas karmił.

- Mnie wychowała ulica - powiedziała z pełną powagą Kagura.

- Woof woof! - dopowiedział Sadaharu.

- Niewdzięcznicy - podsumował Gintoki. Odchylił głowę do tyłu i dodał jeszcze cicho: - Ah, moje pieniądze... 

- I co zamierzamy teraz zrobić? - spytał Shinpachi, wiedząc, że jeśli sam nie zacznie tematu, ci lenie nawet palcem nie kiwną. Jasne, jemu też średnio podobała się perspektywa kolejnych rapowych bitew, ale im szybciej się z tym uporają, tym szybciej będą mogli wrócić do normalności. Jakakolwiek by ona nie była.

- A musimy robić cokolwiek? - odpowiedział, zgodnie z oczekiwaniami, Gintoki.

- Jeśli chcesz, by już do końca życia Otose odbierała od ciebie czynsz za pomocą rapu to nie, nie musimy.

Gintoki jeszcze przez chwilę milczał, jednak Shinpachi był pewien swoich słów. Albo zrobią coś teraz, albo zostaną uwięzieni w tej idiotycznej fabule na dłużej, niż pozwalałby na to czas antenowy oraz zdolności pisarskie Autorki. W końcu westchnął głęboko i wstał, unosząc w górę dłoń trzymającą mikrofon.

- No dobra. Kabuki Division: Yorozuya! Pora pokazać światu nasz flow i rymy!

- Yeah!

Shinpachi i Kagura również unieśli swoje mikrofony w górę. Tak właśnie rozpoczęła się nowa, pełna niemiłych wyzwisk i niedokładnych rymów, przygoda naszych bohaterów.

 

(Wyobraźmy sobie, że w tym momencie wleciał opening Gintamy parodiujący opening Hypmiców. Wyobraźmy to sobie, bo opisywanie tego jest zbyt upierdliwe, a umówmy, talentu do pisania tekstów piosenek, robienia animacji czy w ogóle czegokolwiek powiązanego z muzyką to ja na pewno nie mam.)

 

Warsztat Gengaia miał to do siebie, że definitywnie nie pasował do epoki Edo, ani nawet do standardów XXI wieku. Był zawieszony gdzieś między pracownią z “Powrotu do przyszłości” a “Star Trekiem”. To tam powstawały roboty, młotki do zmniejszania ludzi i inne należące do science fiction przedmioty. Dlatego nie powinno nikogo dziwić, że poszukując źródła Hipnotyzujących Mikrofonów, Yorozuya udała się właśnie tam.

- Oh, Ginnoji!

Gengai oderwał się od pracy przy jakiejś wielkiej maszynerii i zszedł po drabinie na dół, by przywitać swoich gości. Kagura bawiła się z Sadaharu, rzucając mu urwane ramię jakiegoś droida do aportowania, a Shinpachi próbował jakoś powstrzymać to niszczenie zapewne delikatnego sprzętu. Niestety wielki pies zrozumiał to opacznie i uznał, że okularnik chciał się po prostu dołączyć, więc po chwili Shinpachi stracił swój Mikrofon, który Kagura i Sadaharu przerzucali między sobą.

- Dobrze was widzieć - powiedział wynalazca. - Potrzebujecie czegoś?

- Widziałeś już coś takiego? - bez zbędnych wstępów Gintoki wyciągnął swój Mikrofon.

- Jasne, oglądałem przecież ten komunikat. Zakaz wszelkiej broni prócz tego, nie? Dlatego muszę rozbroić parę zabawek - poklepał konstrukcję, przy której przed chwilą majstrował. Być może wyglądało to jak część pewnego wielkiego robota, którego nazwa rymuje się z “Bundam”.

- Czyli też nie wiesz skąd się wzięło to całe szaleństwo?

- Tego nie powiedziałem.

Shinpachi, ku niezadowoleniu Sadaharu odzyskał zarówno swój Mikrofon jak i rękę androida i zakończył zabawę. Teraz cała trójka podeszła do Gintokiego i Gengaia, akurat by zobaczyć, jak wynalazca wyciąga Hipnotyzujący Mikrofon.

- Kilka dni temu zgłosił do mnie jakiś facet - powiedział. - Powiedział, że nazywa się Kazuma Kuroda i chce wprowadzić nowe mikrofony do swojego baru karaoke, więc poprosił mnie o sprawdzenie tych i lekką modyfikację - odłożył przedmiot na stół roboczy. Oparł się o niego i skrzyżował ramiona. - Od razu zauważyłem, że to nie są zwykłe mikrofony, ale płacił z góry, a części do Bundama nie są tanie. Nie spodziewałem się oczywiście, że później nasza Księżniczka dokona za ich pomocą zamachu stanu.

- Panie Gengai, wie pan może, gdzie teraz jest ten człowiek? - spytał Shinpachi. 

- Powiedział, że ma bar w Kabuki, nazywa się chyba “Tak jak smok”, jeśli dobrze pamiętam.

- Oi, staruszku - odezwała się Kagura. - Więc to przez niego Gincio oberwał rapem od Otose?

Gengai wybuchnął śmiechem, a Gin zdzielił Kagurę w głowę za “szarganie reputacji niepokonanego głównego bohatera”.

- Nie wiem, czy to on jest odpowiedzialny za wszystko, ale na pewno miał Mikrofon zanim zaczął się ten cały bałagan. 

- To chyba złożymy mu wizytę - oznajmił Gintoki. - Dzięki za info, staruszku.

- Właściwie, panie Gengai, co tak właściwie pan w nich ulepszył? - spytał Shinpachi.

Wynalazca uśmiechnął się szeroko i wziął do ręki odłożony wcześniej Mikrofon.

- Dodałem bardzo ważną funkcję, niezbędną do bezproblemowego funkcjonowania. Widzicie ten guzik? - cała Yorozuya wyciągnęła swoje Mikrofony i znalazła małe przyciski, znajdujące się dość wysoko i właściwie ledwo wyczuwalne. - Gdy się je naciśnie... - wszyscy jednocześnie wykonali polecenie. - ...dozuje sos sojowy.

Z mikrofonów trysnęły na podłogę strużki ciemnobrązowego sosu.

- PO CO KOMU TAKIE ULEPSZENIE!? - krzyknął Shinpachi.

 

Owszem, bar “Tak jak smok” znajdował się w Kabuki. Nie była to jednak miejscówka z karaoke, jakich obecnie było pełno, z osobnymi pokojami, milionami piosenek do wyboru i najnowszym sprzętem audio. Bar z zewnątrz wyglądał jak raczej tania chińska knajpa z tym kiczowatym niby dachem, całkowicie nie pasującym do elewacji reszty budynki i czerwonymi lampionami z wymalowanymi kanji oznaczającymi smoka. Co ciekawe, na drzwiach oprócz typowej zawieszki OTWARTE/ZAMKNIĘTE wisiała również kartka z napisem: “Wstęp tylko dla pełnoletnich”.

- No dobra, młokosy, tu wasza rola się kończy - powiedział Gintoki i ruszył żwawo w stronę baru. A raczej ruszyłby, gdyby nie powstrzymali go trzymający za ramiona Shinpachi z Kagurą.

- Tylko nic nie pij - przestrzegł Shinpachi. Być może pijany Gin lepiej składałby rymy, ale reszta Yorozuyi nie zamierzała tego sprawdzać.

- A niby za co? Ta jędza zabrała mi przecież wszystko.

Gintoki wyszarpał się i zanim do jego uszu zdążyły dotrzeć kolejne ostrzeżenia, sięgnął ku klamce i otworzył drzwi baru. Natychmiast w swoje objęcia wciągnął go delikatny aromat taniego piwa, wymiocin i potu. Zaciągnął się nim i przekroczył próg. 

W środku było ciemno i pusto. Nie było ani klientów, ani obsługi. Gdy nikt nie odpowiadał na jego wołanie, zajrzał na zaplecze, gdzie stały jedynie przeterminowane kartony z sokami oraz za ladę, by przejrzeć kolekcję niestety pustych butelek po przeróżnych alkoholach. Z żalem przechylił jedną z nich do góry dnem i przez chwilę obserwował powoli skapujące na podłogę ostatnie krople dwunastoletniej whisky. Gdyby był to angst a nie parodia, być może warto byłoby się pokusić o jakąś rozbudowaną i artystyczną metaforę upływającego życia. Ale na szczęście nikt w tym crossoverze nie wymaga niczego ambitnego.

W każdym razie wyglądało na to, że bar był opuszczony. Nie na tyle długo, by miejscowa ludność zdążyła wszystko rozkraść, ale wystarczająco, aby móc przypuszczać, że od dłuższego czasu nikt się tym interesem nie zajmowała. Co oznaczało, że ich jedyny trop okazał się ślepą uliczką.

Jeszcze przez chwilę postał sobie za barem, przeglądając kolekcję butelek. Ku jego ogromnemu rozczarowaniu wszystkie były faktycznie puste. Czyli nie dostał nawet nagrody pocieszenia.

Co powinni teraz zrobić? Najlepiej by chyba było pójść prosto do zamku i dowiedzieć się wszystkiego od źródła. Kagura jakoś ich wprowadzi omijając straże albo po prostu będzie robiła dziury w kolejnych murach tą swoją siłą kosmity. Więc dostanie się tam nie było żadnym problem. Ale co później? Mają wyzwać Księżniczkę na bitwę na rap? Uratować Szoguna, jeśli nie wykitował, tylko jest gdzieś zamknięty? A może od razu wysadzić wszystko w chuj, ogłosić upadek szogunatu i stworzyć jedyną słuszną partię komunistyczną…

Eh, bycie głównym bohaterem shounena było ciężkie. Najchętniej by się z tego wypisał, on już swoje przygody przeżył, niech teraz młodzi walczą i podbijają światowe rynki. On mógł co najwyżej dopingować ich z zacisza swojego mieszkania. 

“Zacisza”. Może kiedyś faktycznie było tam cicho, jednak z dwójką dzieciaków i wielkim psem takie spokojne chwile zdawały się jedynie odległym wspomnieniem. Co wcale nie było takie złe. Chociaż raz na jakiś czas przydałoby się parę dni odpoczynku. Może by tak po tym całym cyrku z rapem zrobić sobie wakacje i wyjechać do jakiś gorących źródeł? ...ale tym razem bez żadnych duchów i Standów.

Gintoki w końcu wyszedł z baru, by zastać na ulicy dokładnie taki widok, jakiego powinien się był spodziewać. 

Kagura, Shinpachi i Sadaharu stali przed budynkiem, otoczeni przez losowych mieszkańców Kabuki. Każdy z nich trzymał w dłoni jakąś broń - czy to pistolet, miotłę, potężnego ogórka lub podręcznik do biochemii Stryera.

- Spuścić was z wzroku na chwilę - powiedział Gintoki, ustawiając się między warczącym Sadaharu, a gotową do wystrzału z parasolki Kagurą. Gdy wyciągnął swój drewniany miecz, ktoś z tłumu parsknął śmiechem. - Oi, oi, oi! Nie lekceważcie potęgi pamiątki znad jeziora Toya! - krzyknął.

- Ginciu… - Kagura pociągnęła go za rękaw i musiał zrezygnować z wojny na spojrzenia z jednym z bezdomnych, dzierżących wycięty z kartonu miecz. Serio, ktoś kto miał papierową broń śmiał się z jego drewnianej? 

- Co?

- Głodna jestem.

- To nie jest na to czas! - odezwał się Shinpachi. Już nawet nie chciało mu się mówić, że przecież nie tak dawno zjedli śniadanie, a do obiadu zostało jeszcze parę godzin. Poza tym Kagura cały czas podjadała sobie wodorostożelki. 

- Ale jak mam walczyć z pustym żołądkiem? 

- Przekuj swój głód w wolę walki - poradził Gintoki.

Jeden z bezdomnych, ten z kartonowym mieczem, nagle zaatakował. Gin zablokował cios. I aż się cofnął pod siłą ataku. Karton nie dość, że się nie złamał ani nie pogniótł, to jeszcze zmusił naszego głównego bohatera do użycia więcej niż procenta swojej shounenowej siły. 

- Z czego produkują te kartony? - mruknął Gintoki. Nagle tekturowe zbroja czy garnitur Madao przestały być aż takie zabawne.

Walki rozgorzały wszędzie wokół. Gintoki musiał bronić się przed najwyraźniej bronią ostateczną, do której dostęp miała połowa populacji bezdomnych Kabuki. Kagura wykonywała te swoje piruety i obroty, okazjonalnie strzelając komuś pod nogi parasolką i zmuszając go do tańca między kulami. Asystował jej Sadaharu, którego wnętrze paszczy zwiedził więcej niż jeden przeciwnik. 

A Shinpachi schował się gdzieś z tyłu i próbował nie rzucać się w oczy. Nie wziął ze sobą żadnej broni, nie podejrzewał, że mogą zostać zaatakowani przez losowy tłum! To miała być opowieść o pojedynkach na słowa a nie brutalnej i niepotrzebnej przemocy fizycznej!

Shinpachi wyciągnął Mikrofon. Chyba jednak powinien odwołać słowa o braku jakiejkolwiek broni. 

W chaosie nikt nie usłyszał jak Mikrofon zostaje uruchomiony i nikt nie zwrócił uwagi na niepozorne głośniki. Shinpachi wziął głęboki oddech i wystąpił na przód, tak by mieć pozostałych członków Yorozuyi za swoimi plecami. 

- Rapu nawet nie słucham, wiadomo że wolę idolki

Słowa lecą tak szybko, strach, że dostanę kolki

Miecza nie wziąłem, bo słowem dzisiaj wojuję

Mam mój mic, zaraz was zahipnotyzuję!

Tak się ze mnie śmiali, że krzyczeć jedynie potrafię

To miny wam zrzedną, gdy zmiotę was moim rapem! 

Cisza, która nastała, gdy zniknęły głośniki, była tak cicha, że stanowiła wręcz przeciwieństwo zwykłego ulicznego harmideru w Kabuki. I nie chodziło tutaj o zwykły brak dźwięków. Cisza ta zdawała się wypływać z każdego sklepu i zaułku, z ludzkich i psich gardeł. Wszystko na chwilę zamarło, Shinpachi bał się mrugnąć, by trzepot rzęs nie zburzył tego chwilowego spokoju.

Nagle dźwięki zaczęły wracać. Dyszenie Sadaharu. Świst wiatru, przechodzącego swobodnie między uszami Gintokiego. Miętolenie pustego opakowania wodorostożelek przez Kagurę. I upadek kilkunastu ciał, gdy wszyscy stojący przed Shinpachim atakujący osunęli się na ziemię.

Ci, którzy byli poza zasięgiem Mikrofonu teraz przemyśleli swoje wybory życiowe i porzucali bronie, by oddalić się w jak najszybszym niezorganizowanym pośpiechu. Gintoki kopnął najbliżej leżący kartonowy miecz i jeszcze na niego splunął. Oby tak śmiercionośna broń już nigdy nie została użyta. 

- Wow, Shinpachi, jednak nie jesteś tak bezużyteczny - powiedziała Kagura i poklepała chłopaka w plecy. Tylko że coś, co w zamyśle miało być przyjacielskim gestem, w jej wykonaniu zmieniło się w niemal łamiące kręgosłup doznanie. Niespodziewający się aż takiej przemocy wymierzonej w jego stronę, Shinpachi nie miał nawet szans jakoś zneutralizować atak. Zrobił parę kroków do przodu i chcąc ratować zsuwające się z jego nosa okulary, wypuścił z dłoni Mikrofon. Który to potoczył się do przodu i mijając dwa nieprzytomne ciała, zatrzymał się dopiero przydepnięty przez czarny but.

- Co my tu mamy...

Hijikata podniósł Mikrofon i obejrzał go dokładnie. Za nim stały dwa radiowozy, mieszczące w sobie łącznie ośmiu policjantów, a wśród nich, prócz demonicznego wiceprzewodniczącego, Sougo, Kondou, Yamazaki oraz czterech randomów, którzy być może mają jakieś imiona, ale kogo to właściwie obchodzi.

- Tfu, psy przyjechały - mruknął Gintoki i splunął.

- Idźcie marnować nasze podatki gdzie indziej! - krzyknęła Kagura, a Sadaharu jej zawtórował pojedynczym szczeknięciem.

- Oi, oi, oi, dzieci i kosmici głosu nie mają - odpowiedział Sougo i wystąpił naprzód. 

- Czemu w takim razie ujadasz?

Kagura również postąpiła naprzód i teraz dzieliło ich jedynie jedno nieprzytomne ciało. 

- Spokojnie, Sougo - Hijikata chwycił Okitę za kołnierz i odciągnął go do tyłu.

- Właśnie, trzymaj tego szczeniaka na łańcuchu! - zakrzyknęła Kagura i wystawiła język. 

- Oi, Danna, - Sougo zwrócił się do Gintokiego. - zapomniałeś założyć kaganiec swojemu zwierzątku.

- Sadaharu nie potrzebuje kagańca! On sam wie, kogo ma gryźć a kogo nie! - odpowiedziała Kagura, przytulając się się do wielkiego psa. Sadaharu zamachał radośnie ogonem i szczeknął.

- Mówiłem o tobie - odparł Okita z uśmiechem. Przed zostaniem zmiażdżonym przez fioletową parasolkę uchronił go Gintoki. Odciągnął Kagurę do tyłu i próbował ją utrzymać w miejscu. Co, przypomnijmy, nie jest prostym zajęciem, a Ginowi się udawało wyłącznie dzięki byciu głównym bohaterem oraz z powodów fabularnych. Bo nie chcielibyśmy mieć przecież rozsmarowanej na asfalcie głowy Okity, prawda?

- Panie Hijikata, odda mi pan Mikrofon? - spytał Shinpachi. Okularnik podszedł bliżej i wyciągnął dłoń w stronę policjanta. Ten jednak, zamiast przekazać Mikrofon właścicielowi, podał go swojemu dowódcy, mówiąc:

- Musimy go zabezpieczyć jako dowód w sprawie.

- Chwila, jakiej sprawie?

- Sprawie nieautoryzowanego użycia Hipnotyzującego Mikrofonu.

- Nie martw się, Shinpachi - powiedział Kondou. - Wyślę ci do więzienia zaproszenie na ślub mój i Otae. 

- NIE O TO SIĘ MARTWIĘ!

- Oi, oi, chwila, jakie nieautoryzowane użycie? Przecież my się tylko broniliśmy! - wtrącił Gintoki. Jednak już w momencie, gdy wypowiadał te słowa wiedział, że nikt mu nie uwierzy. Po pierwsze - tak dla zasady, bo przecież Shinsengumi nie mogło tak po prostu odpuścić Yorozuyi czegokolwiek. Po drugie, dlatego że wszyscy ewentualni świadkowie zmyli się, gdy tylko zauważyli policję. Czyli na miejscu zdarzenia zostali jedynie ci leżący na ziemi oraz ci, którzy ich na tę ziemię posłali. No i po trzecie…

- Chcesz mi wmówić, że zaatakowała was banda uzbrojona w miotły i... kartonowe miecze? - spytał szyderczo Hijikata.

- Lepiej nie lekceważ ich potęgi - mruknął w odpowiedzi Gintoki.

- Pakować się do radiowozu, pojedziemy sobie na komendę - głos Hijikaty, mimo że miał być znużony tak jak podczas rutynowej kontroli, ewidentnie przesiąknięty był zadowoleniem z cudzego nieszczęścia. 

- Żywcem się nie damy! - krzyknęła Kagura i wycelowała swoją parasolką w policjantów. Wszyscy, oprócz jednego młodego rekruta, który nie miał jeszcze okazji się przekonać jaką śmiercionośną bronią może być ten domyślnie przeznaczony do ochrony przed słońcem przedmiot, sięgnęli do swoich mieczy.

- Dobra, spokój, spokój - Okita stanął przed Kagurą, jakby w ogóle się nie przejmował, że w każdej chwili może być postrzelony. Włożył ręce do kieszeni i całą swoją postawą dawał znać, że nudzi już go ta cała kłótnia. - Powstrzymajmy się od przemocy.

- Co, Sadysto, boisz się, że przegrasz? - zakpiła Kagura. Specjalnie podeszła jeszcze bliżej, by przyłożyć lufę prosto do klatki piersiowej chłopaka. On odtrącił ją jednym ruchem i odpowiedział:

- Z tobą? Żartujesz sobie? Myślę, że w obecnych czasach mamy lepszy sposób niż brutalna i nikomu niepotrzebna przemoc.

Słowa te, chociaż w ustach znanego sadysty brzmiały nieco nienaturalnie, zostały usprawiedliwione w momencie, gdy wyciągnął swój Mikrofon. No tak. W końcu niby wszystkie bronie były zakazane, samo noszenie mieczy przy sobie było już złamaniem tej reguły. Więc jeśli Shinsengumi miało nadal działać pod nowymi rządami, musiało się stosować do prawa, jakkolwiek głupie by ono nie było.

- Sougo ma rację - przytaknął Kondou i zwrócił się do Gintokiego. - Shinsengumi wyzywa Yorozuyę na Bitwę Rapową! - mówiąc to, rzucił Shinpachiemu jego Mikrofon. - Żeby było sprawiedliwie - dopowiedział. Chłopak podziękował i włączył swoje urządzenie.

- Upierdliwa fabuła… - mruknął tylko Gin, ale uruchomił swój Mikrofon. 

- My rhymes are fly, my beats are sick. Yo! - zacytowała Kagura, robiąc parę kroków w tył by stanąć nieco za szefem najemników.

Policjanci cofnęli się do swoich radiowozów, zostawiając na placu bojów jedynie dowódców. Niemal jednocześnie rozległy się trzy krótkie elektroniczne dźwięki.

- Skoro to my was wyzwaliśmy, - zaczął Kondou. Jego Mikrofon nie był oczywiście niczym innym niż bananem, a za jego plecami pojawił się olbrzymi goryl, podtrzymujący dwie kolumny głośników. - wy możecie atakować jako pierwsi.

- Hmpf. Obyście tego nie żałowali - odparł Gintoki. Z jego głośników zaczęła wydobywać się muzyka, a Hijikata, będący przecież jego naturalnym oponentem, wystąpił nieco do przodu.

- Let’s party! - wykrzyknął do swojego mikrofonu w kształcie butelki majonezu, a stojące za nim dwa ogromne słoiki Kieleckiego, rozbłysły jasnym światłem. Okita uśmiechnął i uniósł w górę trzymany w dłoni pejcz, a wraz z tym gestem nieco wyżej pofrunęła lewitująca kopia jego maski do spania.

Gintoki uśmiechnął się i zaczął śpiewać:

- Jak to policeman przeszukuje mnie?

Przecież mam prawo nosić to, co chcę

To, co moje jest moje, co jara mnie

W razie, co nie wiem przecież jak i gdzie

Gintoki skończył, a Hijikata ciężko upadł na ziemię. Natychmiast podbiegł do niego Kondou i próbował go podnieść.

- Chwila, to tak można w ogóle!? - wrzasnął Shinpachi, będąc pewnym, że gdzieś w zasadach bitew rapowych musiało być zapisane, że trzeba korzystać z własnych tekstów. Albo chociaż rapować, a nie śpiewać polskie reggae.

- Można - odpowiedziała z przekonaniem Kagura. - Gdyby to było złe to Bóg by inaczej świat stworzył.

- Nie wiem, czy Bóg ma cokolwiek wspólnego z tym wszystkim.

Shinpachi obserwował, jak Hijikata w końcu staje o własnych siłach i ociera cieknącą z nosa krew. Z jego głośników zaczęła lecieć muzyka.

- Całkiem nieźle, - powiedział. - Ale wciąż niewystarczająco!

I zaczął rapować.

- Słodkie zęby, srebrna trwała na łbie błyszczy

Niby z Edo ale debil jak z Bydgoszczy

Wstyd się przyznać, gdy na mieście go spotykasz

Wzrok odwracasz i w inną stronę zmykasz

To bohater z shounenów wszystkich jest najtępszy

A wiadomo, że Kielecki mayo jest najlepszy!

Widać było jak Gintoki napina wszystkie mięśnie, jednak ostatecznie musiał ugiąć się pod potęgą Hipnotyzującego Mikrofonu. Upadł na jedno kolano i ciężko dyszał, a z jego nosa pociekła krew. 

- Wybaczcie, Yorozuya! - Kondou wystąpił na przód. - Przygotuj się, Shinpachi! - dodał, gdy z jego głośniku zaczęły już grać wybijany na bębnach rytm. Shinpachi jeszcze tylko zobaczył jak Kagura pomaga Ginowi się podnieść i nagle został pochłonięty przez wytworzoną przez Mikrofon iluzję, odgradzającą go bananowym ogrodzeniem od reszty świata.

- Mój przyszły szwagrze, nie stój na przeszkodzie

Miłości czystej i niewinnej, będącej życia osłodzie

Krzywdzić cię nie chcę, więc rozstańmy się w zgodzie

Bym nie musiał cię zostawić wymalowanego w miodzie

- Ngh! - Shinpachi został zmuszony do cofnięcia się, ale nie upadł. Zamiast tego od razu przystąpił do kontrataku:

- Miodzie? Znowu chcesz polować na chrabąszcze?

Moją siostrę zostaw, póki jeszcze ładnie proszę

Jedzenia jej kuchni całe życie nie zazdroszczę

Lepiej uciekaj, bo zaraz siłą cię wyproszę 

Ciężko mu się oddychało, a okulary całkowicie zaparowały. Cały świat był nieco zamazany, ale i tak był pewien, że zobaczył, jak Kondou upada na ziemię, przygwożdżony atakiem. Niestety przed upłynięciem dziesięciu sekund zdołał podnieść się, opierając się na swoim mieczu i odtrącając pomoc zarówno Hijikaty, jak i Sougo.

- Wygląda na to, że zostaliśmy tylko my, sadysto - odezwała się Kagura. - Patrząc na stan waszej drużyny łaskawie pozwolę ci zacząć.

- Nie chcę twojej łaski, ale skoro wolisz się poddać bez walki to proszę bardzo!

- Nie mam szacunku i nie mam ochoty

Patrzeć na mordę, przykład brzydoty

Powinieneś na ziemi przede mną się tarzać

Na kolana padnij, draniu Hijikata!

- Oi, oi, oi! Czemu atakujesz mnie!? - wykrzyknął przygwożdżony do ziemi Hijikata. Mimo starań nie mógł się podnieść, jakby coś ciężkiego siedziało mu na plecach. Albo jakby do ziemi dociskał je stopą pewien książę planety sadystów. 

- To moja specjalna umiejętność - odparł Sougo, schodząc ze swojego przełożonego. - Gdy atakuję Hijikatę, otrzymuję później +10 do kolejnego ataku.

- Gówno, a nie +10! Wymyśliłeś to właśnie!

- W takim razie, ja też muszę skorzystać ze swojego skilla! - oznajmiła Kagura i zaczęła rapować:

- Yo yo yo yo!

Yo yo yo!

Sadysta i mayo, 

A goryl ich szef

Yo - co za bzdura

Yo - co za szuja

Yo - lepiej uciekaj

Zwady nie szukaj

YO!

- Oi, Kagurciu, nie za dużo tych “Yo”? - spytał Shinpachi, słusznie martwiąc się o moc takiego rapu. Sougo stał nieporuszony, jakby wyśpiewane przez Kagurę słowa nie miały na niego żadnego wpływu.

- Spokojnie, Shinpachi. Każde “Yo” dodało +2 do mojego kolejnego ataku.- I to ma mnie uspokoić!? 

- Hmpf. Czyli prawdziwa walka zaczyna się dopiero teraz? - na ustach Sougo pojawił się uśmiech. Kagura odwzajemniła się tym samym, jednak w tym miejscu należałoby zaznaczyć, że obu tym grymasom daleko było do niewinnej i beztroskiej wesołości. 

- Pokaż, na co się stać, sadysto.

Zamiast zacząć cywilizowany pojedynek na słowa, Sougo i Kagura rzucili się na siebie, a w ruch poszły zarówno miecz, jak i wciąż przemieniony w parasolkę mikrofon. 

- Co wy wyprawiacie!? - spytał, całkiem słusznie, Shinpachi. 

- Zostawmy ich, szwagier - odezwał się Kondou.

- Nie jesteś moim szwagrem!

- Niech idioci się pozabijają - wtrącił się Hijikata, a Gintoki dodał:

- Oi, czy to nie wasz człowiek teraz używa broni wbrew zakazowi?

- W ramach obrony przed waszą kosmitką. Mam do listy zarzutów dopisać jeszcze przetrzymywanie nielegalnych imigrantów? - odgryzł się Hijikata. Gintoki splunął i mruknął coś o marnotrawstwie podatków i psach na usługach skorumpowanego rządu. Zanim jednak Hijikata zdążył mu zagrozić aresztem za obrażanie funkcjonariuszy na służbie, idealnie między nimi upadł kulisty i niebezpiecznie migający czerwoną diodą przedmiot.

Wszyscy, poza pochłoniętymi walką małolatów, zdążyli jedynie podnieść wzrok z bomby, gdy wybuchła ona chmurą gęstego dymu. Po chwili rozległy się dwa kolejne wybuchy a świat zniknął Shinpachiemu sprzed oczu. Jego Mikrofon samoistnie się dezaktywował, a nie mając przy sobie miecza czy chociaż patelni, stał się nagle bezbronny. Słyszał wokół siebie kroki wielu osób, ktoś coś krzyknął, ktoś się rozkaszlał. Nagle poczuł uścisk na swoim przedramieniu. Został gwałtownie pociągnięty i stracił równowagę, potykając się o własne stopy. Od razu jednak podniesiono go do góry, a w przerzedzajacym się dymie zobaczył znajome biedackie brązowe ubranko.

- Pan Hasagawa! - krzyknął zaskoczony Shinpachi, rozpoznając mężczyznę do absolutnie niczego, w skrócie MADAO. 

Nagle powietrze przeszył wrzask Hijikaty:

- KATSURA! 

- Szybciej, musimy uciekać! - pospieszył Madao. Shinpachi zobaczył, jak obok z chmury wyłania się Elizabeth, trzymająca pod pachą Kagurę, krzyczącą: “Zostaw mnie! Walka się jeszcze nie skończyła!”, ale po chwili zniknęła gdzieś z przodu.

Coś z tyłu wybuchło, a Shinpachi stwierdził, że skoro już został uratowany przed potencjalnym aresztem nie pozostało mu nic innego jak tylko podciągnąć spodnie i uciekać jak najszybciej. 

 

Park w Kabuki od pokoleń zamieszkiwany był przez kolejne klany bezdomnych i nic się nie zapowiadało, by miało się to jakoś zmienić w przyszłości. Dzikie królestwo pozbawionych zasad, domów i pieniędzy osobników, idealnie sprawdzało się jako kryjówka przed policją. 

- Oi, Zura, co to niby ma być?

- Nie Zura, tylo MC Katsura, yo! 

- MC twoja stara - mruknął Gin, widząc, że niczego się nie dowie. Katsura, ubrany w swoją ikoniczną już fioletową bluzę z żółtym napisem “KATSURAP”, był zbyt pochłonięty układaniem nowego tekstu razem z Elizabeth, by móc odpowiadać na pytania dawnego towarzysza. 

- Dziękujemy za ratunek, panie Hasegawa - powiedział Shinpachi, dobrze zauważając, że jedyną w miarę normalną osobą w tym towarzystwie był Madao. Niezbyt dobrze świadczyło to o wszystkich zebranych w parku osobach.

- Nie ma sprawy i tak w sumie was szukaliśmy.

- Nie pożyczę ci pieniędzy, sam nic już nie mam - zaznaczył od razu Gintoki. Patrzył na Kagurę, która zdążyła już się przysiąść do jakiego ogniska i właśnie jadła upieczoną na patyku rybę. Albo coś rybopodobnego, bo ciężko było określić, co za stworzenie tym razem wyłowiono z pobliskiego stawu. 

- Nie chcę twoich pieniędzy! - krzyknął od razu Hasegawa, jednak zaraz się poprawił: - Przynajmniej nie teraz.

- Proszę o wybaczenie - odezwał się jeden z bezdomnych, zasłaniający większą część swojej twarzy szalikiem, który również służył mu za kaptur. - To ja poprosiłem o odnalezienie Yorozuyi, gdyż mam dla was zlecenie. 

Już słysząc głos tego mężczyzny, Shinpachi poczuł ciarki na plecach. A gdy ten odwinął szal ukazując swoją twarz oraz charakterystyczną fryzurę, myślowy wrzask Gintokiego i Shinpachiego był słyszany przez wszystkich telepatów w promieniu wielu kilometrów.

“TO SHOGUUUUUN!!!!”

- Oi, Zura! - wysyczał Gin, odwracając się przyjaciela.

- Nie Zura, ty-

- Czemu współpracujesz z Szogunem!? - przerwał mu Gintoki, starając się by krzyczeć jak najciszej. Katsura uśmiechnął się i poprawił swoją czapkę z daszkiem.

- Pozwól, że wyjaśnię ci to w piosence.

- Nie, absolutnie nie pozwalam!

- Elizabeth, Bring the Beat!

- Zura, odpowiedz mi jak człowiek, a nie- 

Niestety dla wszystkich zebranych w parku, protesty Gina zostały zagłuszone przez puszczoną z boomboxu muzykę. 

- Zrób to ze mną - ZURA

Zrób to teraz - ZURA

Jōi to Joy

Joy to Jōi

Jak mam pokonać szoguna - ZURA

Kiedy on jest ze mną - TUTAJ

Jōi to Joy

Joy to Jōi

- Proszę, kończ ten fic jak najszybciej, bo nie wytrzymam kolejnego “Joy to Jōi” - mruknął Gintoki do nikogo konkretnie. Jego wniosek został wzięty pod uwagę i fabuła nabrała tempa, gdy Shige Shige skłonił przed nim głowę.

- Jestem pewien, że moja siostra nigdy by się tak nie zachowała. Ktoś musiał ją zmusić. Proszę, Yorozuya - powiedział Szogun. - Pomóżcie mojej siostrze.

- A-ah, proszę się nie kłaniać! - Shinpachi od razu zaczął panikować a Gin westchnął ciężko.

- Uh. Zgaduję, że ta głupia fabuła się nie skończy, dopóki nie pozbędziemy się tej całej Partii Bzdur. 

- Słów - poprawił go odruchowo Shinpachi.

- Mówię przecież. No dobra. Kagura! - dziewczyna oderwała się od walki o ostatni kęs ryby ze starszym bezdomnym w okularach i pomarańczowej czapce z daszkiem. - Chodź, mamy robotę.  

- Bardzo wam dziękuję - Szogun uśmiechnął się delikatnie.

- Ta. Podziękujesz nam, gdy wrócisz na ten swój złoty tron - Gin machnął ręką. Podeszła do niego Kagura, trzymając w zębach wyszarpaną z rąk nieprzytomnego już bezdomnego tylną płetwę ryby. 

- Czekaj, Gintoki - głos Katsury nie mógł nieść ze sobą żadnych dobrych wiadomości, dlatego Gin odruchowo przyspieszył kroku. Drogę zagrodziła mu jednak Elizabeth. Wyciągnęła w jego stronę podłużne pudełko. Sadaharu obwąchał je podejrzliwie i szczeknął. Być może, gdyby Yorozuya wciąż miała podręczny tłumacz języka psiego wiedzieliby, co ich pupil ma im do przekazania. Niestety pozostało im jedynie zaufać, że nie było to ostrzeżenie o bombie. 

- Pan Gengai skontaktował się ze mną i prosił o przekazanie tego - powiedział Katsura. Gintoki odebrał pudełko od Elizabeth i podejrzliwie uchylił wieko. To, że znali już nadawcę wcale nie oznaczało, że czuł się pewniej. Może nawet wręcz przeciwnie, bo teraz w każdej chwili spodziewał się tryskającej nie wiadomo skąd fontanny sosu sojowego. Nic jednak nie próbowało go ochlapać, więc śmielej zajrzał do środka. Na kawałku tkaniny leżał mikrofon, bardziej kanciasty niż reszta jego hipnotyzujących pobratymców. Shinpachi wyjął przyczepioną do niego karteczkę i przeczytał na głos:

- “Ginnoji, ten facet od Mikrofonów pojawił się niedługo po waszym wyjściu. Tym razem przyniósł nieco inny model, nazywając go True Hypnosis Mic. Dał mi ten egzemplarz do ulepszenia i na razie dowiedziałem się tylko, że jest potężniejszy od podstawowej wersji. Tobie pewnie przyda się bardziej. Z wyrazami szacunku, Hiraga Gengai.” 

- Tru hipnozys majk - powtórzyła Kagura, wyjmując przedmiot i oglądając go z każdej strony. W końcu znalazła ukryty guzik i z premedytacją go nacisnęła, posyłając w powietrze ciemnobrązową strużkę sosu. Za drugim naciśnięciem, sos wylądował dokładnie na jej zdobycznym kawałku ryby.

- No dobra, czyli dostajemy zupgradowany item przed główną bitwą. Fajnie - skomentował Gintoki, zabierając Kagurze Mikrofon.

- Chwila, tutaj jest coś jeszcze napisane - powiedział Shinpachi, odwracając kartkę. Musiał zmrużyć oczy i ustawić ją pod odpowiednim kątem do światła, by wśród plam po sosie sojowym odczytać resztę wiadomości.

- “PS. To jednorazowa broń, bo zabija każdego, kto ją użyje.” Taka informacja powinna być przecież na początku!

- Przynajmniej jest sos sojowy - zauważyła Kagura, chcąc polać sobie resztę ryby. Jeszcze raz nacisnęła na przycisk, ale tym razem nic się nie stało.

- “PPS” - przeczytał Shinpachi, odkrywając jeszcze jeden, drobniejszy dopisek. - “Niestety skomplikowanie urządzenia pozwoliło na zamontowanie zbiorniczka sosu sojowego jedynie na dwa wytryski.”

- Nieeeeee!!! - Kagura w pełnej dramatu pozie opadła na kolana. Gintoki schylił się, by zabrać jej Prawdziwy Mikrofon i schować go do rękawa yukaty. 

- Przynajmniej wiemy, że również pod względem wytrysku sosu ten badziew jest całkowicie nieprzydatny.

- Naprawdę musiałeś użyć akurat tego słowa? - mruknął cicho Shinpachi, a głośniej spytał: - I co teraz, Gin? 

- Spokojnie, Pattsuan - Gintoki położył dłoń na ramieniu chłopaka. - Mam plan.

- Jaki plan?

- Kurwa sprytny - odpowiedział Gintoki z uśmiechem.

 

- I to ma być twój sprytny plan!? - głos Shinpachiego poniósł się wzdłuż murów otaczających zamek. Jak gdyby nigdy nic stali przed bramą główną, kimona wyprasowane, peruki uczesane, melony w miejsce cycków włożone. 

- Zamknij się, Shinpachi, bo jeszcze nas nie wpuszczą - skarcił go Gintoki szeptem i podszedł do jednego ze strażnika pilnującego bramy. - Ne, ne, onii-san~ - zaszczebiotał w zamyśle uroczo. - Przyszłyśmy odwiedzić naszą psiapsiółkę Księżniczkę, wpuścisz nas~☆?

- Ja nie wierzę, nie wierzę, że ten plan jest aż tak durny… - mruknął Shinpachi, podczas gdy Kagura przyłączyła się do Gina. Zatrzepotała doklejonymi rzęsami, a obrysowane czerwoną szminką usta ułożyła w dziubek.

Strażnicy spojrzeli na siebie i zgodnie skierowali włócznie w stronę naszych bohaterów. 

- Aaaaah, straszne~☆ - Gin próbował udawać wystraszona nastolatkę, a Kagura jedynie jeszcze bardziej wydęła usta. A strażnicy poprawili uchwyty na włóczniach. 

Shinpachi był pewny, że to już koniec. Że tak właśnie zakończy się ten fic, z nimi przebitymi włóczniami i jakimś bullshitem typu “a to wszystko był tylko sen”.

Niestety, albo i stety, nie mógł liczyć na tak proste zakończenie. 

- Gin? - głos Otae przebił się przez udających płacz Kagurę i Gintokiego. Strażnicy natychmiast się wyprostowali.

- Pani wicepremier!

- Wicepremier!? - powtórzył Shinpachi.

- Oh, Shinuś, Kagurcia, co tu robicie? - spytała a mimo uśmiechu na twarzy w żadnym stopniu nie wyglądała przyjaźnie. Jej zwyczajowe kimono zostało zastąpione przez mundur, przypominający ten, który miała na sobie Księżniczka Soyo podczas konferencji. Przytwierdzony przy pasku mikrofon sugerował, że być może niczym w grach czeka na nich walka, nim wejdą do ostatniej lokacji z bossem. Chociaż patrząc na Otae i jej niby-miły-ale-tak-naprawdę-wkurwiony-uśmiech, może walka z ostatecznym przeciwnikiem czekała ich już teraz.

- Chcieliśmy odwiedzić Soyuś, ale ci panowie nie chcą nas wpuścić - poskarżyła się Kagura, a Shinpachi pomyślał, że z takim wyglądem sam też by ich nigdzie nie wpuścił.

- Ojoj. Coś na to zaraz poradzimy - Otae powiedziała coś cicho do jednego ze strażników. Ten przytaknął i odsunął się, robiąc miejsce dla Kagury, która natychmiast pobiegła w stronę starszej dziewczyny i rzuciła się jej na szyję.

- Yo, dzięki, Ota… - zaczął Gin, jednak nim zdążył zrobić więcej niż jeden krok do przodu, strażnik zablokował mu drogę. - Oi, oi, oi, co to ma być?

- Wybacz, Gin. Tylko kobiety mają tu wstęp - odpowiedziała Otae, obejmując Kagurę jednym ramieniem.

- Chwila, co? Pierwsze słyszę! - odezwał się Gintoki. - Oi! Wracajcie tu!

Niewzruszone krzykami mężczyzny, dziewczyny ruszyły w stronę zamku. Kagura obejrzała się jeszcze tylko, by wystawić język.

- Gin… i co teraz…? - spytał cicho Shinpachi. Może skoro sprytny plan Gina nie zadziałał i nie zdołali wejść do zamku, nie będą musieli już walczyć ani rapować. Kagurę spiszą na straty, bo w sumie po co im małoletnia bohaterka. Jeszcze minory na twitterze dowiedzą się, że ma czternaście lat i najczęściej shipują ją z osiemnastolatkiem, przez co zrobią overparty wszystkim fanom Gintamy i Gorylowi, za stworzenie takich postaci.

- Teraz… teraz musimy wrócić do starego dobrego gintamowego stylu wchodzenia do obiektów, w których nas nie chcą. 

- To znaczy…?

W odpowiedzi Gintoki uśmiechnął się szeroko. Wyciągnął imitujące cycki melony… które okazały się tak naprawdę bombami pomalowanymi tak by udawać owoce. 

Jedno zapalenie zapalniczki i w miarę celny rzut później, Gintoki i Shinpachi wbiegli w chmurę dymu, okalającą całą główną bramę. Gdzieś w tle słyszeli krzyki i kaszlnięcia strażników. Rozległ się alarm, ale oni się nie zatrzymywali, dobrze znając drogę do wejścia. 

- Kaguraaaaa! - wydarł się Gintoki, gdy niemal dogonili dziewczyny. 

Otae obróciła się i sięgnęła ku swojemu mikrofonowi. W tym samym momencie Kagura stanęła jej na stopę i kopnęła w brzuch, posyłając ją kilka metrów w tył. Dołączyła do nie zatrzymujących się nawet na chwilę pozostałych członków Yorozuyi. Jedynie Shinpachi odwrócił się, by rzucić krótkie: “Wybacz, siostro!”.

W trójkę wbiegli po schodach prowadzących do głównego wejścia. Ciężkie, zamknięte drzwi nie stanowiły żadnej przeszkody dla rozpędzonej Yato. 

- Z buta wjeżdżam! - krzyknęła Kagura i owszem, wjechała z buta rozwalając zapewne zabytkowe i okrutnie drogie drzwi. Shinpachi podziękował w duchu, że po zakończeniu tego fica wszystko wróci do stanu przed i nie będą musieli płacić za żadne szkody.

Taką przynajmniej miał nadzieję.

- Stać! - krzyknęła jedna ze strażniczek. Pewnie jeszcze do wczoraj należąca do broniącej Yoshiwary Hyakki, kobieta próbowała zatrzymać rozpędzoną Yorozuyę. Jednak chociaż zarówno ona jak i reszta jej oddziału zdążyły wyciągnąć a nawet uruchomić swoje Mikrofony, Kagura była szybsza:

- Wracajcie do swego miasta, joł

Zanim poczujecie siłę mą! 

Chociaż nie był to rap nawet niskich lotów, zadziałał na tyle, że Yorozuya zdążyła pokonać te kilka korytarzy, dzielących ich od sali tronowej. 

- Czekałyśmy na was - odezwała siedząca na podwyższeniu…

- Sacchan!? - krzyknął Shinpachi. 

Jej spokojny głos w połączeniu z delikatnym uśmiechem przyprawił Gintokiego o dreszcze.

- Proszę, usiądźcie - wskazała na przygotowane trzy poduszki. Jedno spojrzenie na obserwujące ich zza Sacchan Nobume i Tsukuyo, wystarczyły Shinpachiemu, by stwierdzić, że sprzeciw mógłby się bardzo źle skończyć. Wszystkie trzy kobiety ubrane były w podobne do siebie mundury, przy czym ten Sarutobi był idealną kopią stroju noszonego przez panią premier z pewnej serii.

- No tak, obowiązkowy żart z seiyuu - mruknął Gintoki, a głośniej powiedział: - Słuchajcie, możemy to jakoś rozwiązać bez dalszego rapowania? Wymyślanie rymów jest zbyt upierdliwe.

- Nie sądzę, by cokolwiek było do rozwiązywania.

Zza bocznych drzwi wyłoniła się była księżniczka, a obecna pani premier, Soyo Tokugawa. Towarzyszyła jej Otae, która, jak można by się spodziewać po kimś o sile i temperamencie goryla, szybko otrząsnęła po kagurowym nokaucie.

Sacchan natychmiast wstała, by ustąpić premierce miejsca. Soyo skinęła jej głową i zasiadła na tronie. 

- A te badziewia? - Gintoki wskazał na cały czas trzymane w gotowości przez Tsukuyo i Nobume Mikrofony.

- Dzięki nim w końcu w kraju i na całym świecie zapanuje pokój. Jeśli słowa staną się orężem, nie będzie potrzeby walczyć mieczami czy bronią palną. Jeśli to słowa będą mogły decydować o zwycięstwie, nie trzeba będzie zabijać drugiej strony konfliktu. Te “badziewia”, jak je nazwałeś, pozwolą nam raz na zawsze pozbyć się niepotrzebnej przemocy.

- Soyuś… - powiedziała cicho Kagura.

- Jasne, bo te Mikrofony wcale nie zadają fizycznych obrażeń. Coś dziurawa jest ta twoja logika.

- Gintoki - odezwała się ostrzegawczo Tsukuyo. Mężczyzna wzruszył pogardliwie ramionami.

- No co? Poza tym wiadomo przecież, że w tej serii to kobiety są bardziej wulgarne i silniejsze od wszystkich facetów, więc nawet nie wiem, czemu mnie dziwi, że zwalczając przemoc same jej używacie.

- Wystarczy! - oznajmiła Księżniczka. - Możecie odejść, ten jeden raz wam wybaczę.

- Żartujesz sobie? Nie zamierzam do końca życia musieć rymować, by wygrać walkę. Ale dobra, zakończmy to na twoich zasadach.

- Gin, ty chyba nie chcesz…! - odezwał się Shinpachi, zauważając, że wyciągnięty z rękawa Gina Mikrofon różnił się od zwykłych modeli. Dźwięk towarzyszący jego uruchomieniu również nieco się różnił, a wyzwolona przy tym fala sprawiła, że wszystkim na około podniosły się włoski na całych ciałach.

- Spokojnie Pattsuan.

- Ale Gin, pan Gengai ostrzegał, że ten mikrofon może zabić użytkownika!

- Spokojnie, mówię - Gintoki położył dłoń na ramieniu chłopaka. - Nic mi nie będzie. Oi, pani premier! - zwrócił się do Soyo. - Jeśli wygramy, odwołacie tą całą szopkę i z powrotem oddasz władzę swojemu bratu. 

- A jeśli przegracie?

- Wtedy przyznamy, że faktycznie macie rację i rap jest najlepszym sposobem na osiągnięcie światowego pokoju.

- Niech więc tak będzie - zgodziła się Księżniczka. - Liczę na ciekawą bitwę, Yorozuya - dodała, uśmiechając się. Sala tronowa wypełniła się dźwiękami, gdy wszyscy uruchomili swoje mikrofony. - Proszę, możecie zacząć.

Shinpachi posłał Ginowi zaniepokojone spojrzenie. Czy na pewno dadzą radę? Kobiety nie tylko miały przewagę liczebną, ale też żadna z nich nie miała broni, która mogła pozbawić ją życia.

Z głośników Gintokiego zaczęły już płynąć pierwsze nuty, gdy do uszu wszystkich przedarły się dochodzące z korytarza krzyki. Muzyka się zatrzymała a do sali wpadł rozpędzony wielki biały pies.

- Sadaharu! - Kagura od razu podbiegła do zwierzaka. Pies zaszczekał radośnie i zamachał ogonem. Przez grzbiet miał przewieszony worek, który zsunął się na ziemię, gdy zwierzak postanowił usiąść.

- Czy to czwarty członek waszej drużyny? - spytała całkiem poważnie Nobume. - Nie sądzę, by był dobrym raperem.

- Sadaharu jest na pewno najlepszym raperem wśród psów! - zaprotestowała natychmiast Kagura, a pupil potwierdził czterema szczeknięciami, które jakimś cudem się rymowały. 

- Co to jest? - spytał Shinpachi, pochylając się nad workiem. Był dosyć spory, prawie półtora metra długości i sprawiał wrażenie, jakby można było w nim całkiem komfortowo schować zwłoki. Gintoki niepewnie szturchnął jego zawartość czubkiem buta, co sprawiło, że nieco poluzował się zamykający pakunek sznurek. Ze środka wyjrzał kawałek koperty. Shinpachi podniósł ją, a reszta Yorozuya, zajrzała mu ciekawie przez ramię. 

“Ginnoji, 

Znalazłem rozwiązanie naszego problemu. Poskładałem go ze śmieci z garażu. 

Nazywa się Lambda-FP.”

 

Drodzy Czytelnicy, tutaj musi nastąpić mała dygresja. 

Otóż wydawać by się mogło, że w którymś momencie, tak jak zdarzało się to Sorachiemu, Sadaharu nagle magicznie zniknął z tej historii.

Ale to nieprawda.

Był to w stu procentach zamierzony zabieg fabularny, aby przygotować mający odmienić losy ostatecznej bitwy plot twist. 

Cofnijmy się parę(naście/dziesiąt) paragrafów do tyłu, do obozu Katsury. Wtedy to po otrzymaniu Prawdziwego Mikrofonu, Gintoki napisał krótki, pełen poirytowania list do Gengaia, z żądaniem rozwiązania drobnego problemu w postaci śmierci po użyciu True Hypmica .

List przekazał Sadaharu i wzamian za rolę posłańca obiecał mu zakup dwóch worków karmy. 

I właśnie teraz, gdy był najbardziej potrzebny, Sadaharu wrócił z przesyłką od wynalazcy, mającą być lekarstwem na ten śmiertelnie poważny problem. Idealnie niczym w porządnym filmie kategorii B, bohater miał zostać uratowany tuż przed tragiczną śmiercią.

Cóż, to wszystko to kłamstwo.

Tak naprawdę zapomniałam o Sadaharu.

 

- Lambda-FP… - powiedział na głos Shinpachi i cała Yorozuya spojrzała podejrzliwie na worek.

Nagle coś w pakunku się poruszyło. Sadaharu warknął i schował się za Kagurą.

- Trwa ponowne uruchamianie systemu. Proszę nie wyłączać urządzenia - odezwał się dobiegający z worka komunikat.

- Nowy android? - spytał Shinpachi.

- Ma sens - odpowiedział Gintoki i schylił, by odpakować przesyłkę. - Android nie umrze po użyciu mikrofonu, a nawet jeśli to staruszek Gengai go odbuduje, jeśli ma gdzieś kopię zapasową pamięci.

Oczom wszystkim ukazał się widocznie sklecony z czegokolwiek korpus na małych kółkach niczym od krzesła biurowego. Z przodu wystawał jeden chwytak, idealnie przystosowany do trzymania mikrofonu. Jedynie głowa była bardziej zaawansowana, chociaż usta i tak były jedynie umownym trójkątem, podświetlającym się podczas wydawania dźwięków. Dwukolorowe oczy, niebieskie z różem na górze zaświeciły się gdy system zakończył wszystkie aktualizacje. 

Głowa obróciła się nagle najpierw w lewo, potem w prawo, a różowe, przechodzące we fiolet włosy, zafalowały delikatnie. 

Zbieżność wyglądu robota z jakimkolwiek klonem z innej serii była całkowicie przypadkowa.

- Proszę włożyć Mikrofon. Proszę włożyć Mikrofon - zakomunikował android, a Gin posłusznie zamontował True Hypmica w przeznaczonym do tego chwytaku. Robot już sam poradził sobie z jego uruchomieniem. - Procedura Rap Battle została uruchomiona. Proszę wskazać przeciwnika.

Yorozuya jednogłośnie wskazała palcami na cztery umundurowane kobiety. 

- Jesteście już gotowi? - spytała Soyo. 

- Jak najbardziej - odpowiedział Gintoki. Wyciągnął swój zwykły Mikrofon i od razu go uruchomił. 

Gintoki:

- Kobiet mam nie bić? Taka zasada? A kto tak powiedział!

Kto tak uważa, chyba nie za wiele o świecie tym wiedział

Wiadomo, że laski z Edo są bardziej brutalne

Niż goryle górskie, aż tak są fatalne!

Shinpachi:

- Siostra? Policja? A nawet księżniczka

Każda z nich jest niczym modliszka

Tylko Otsu wśród morza potworów

Warta jest wszystkim mężczyzn amorów!

Kagura:

- Bohaterka shonena może być tylko jedna

Reszta z was jest całkowicie zbędna

To właśnie jestem ja! Heroine number ONE

I waszym mataczeniom zadaję właśnie kłam!

Yorozuya:

- Koniec waszej władzy, oddajcie mikrofony

Pora kończyć tego fica, wracamy już do normy!

Połączony atak trzech członków Yorozuyi posłał wszystkie kobiety na podłogę.

- Muszę przyznać, że jesteście godnymi przeciwnikami - oznajmiła Soyo, podnosząc się, przy pomocy Nobume. - Jednak nie będziecie mieli już żadnej szansy na kontratak.

Soyo:

- Mój brat nie był odpowiedni na rolę szoguna

Ten kraj potrzebuje lepszego opiekuna

Tylko kobiety mogą temu zaradzić

Z tym krajem-burdelem sobie poradzić

Tsukuyo:

- Burdel, dzielnica czerwonych latarni

Mężczyźni to władcy co najmniej marni

Niech tylko błyśnie im ktoś golizną

A już inną częścią ciała myślą

Nobume:

- Przechwalają się, jacy to są silni

A tak naprawdę jedynie są debilni

Otae:

- Chamscy, obrzydliwi oraz ordynarni

Czemu faceci muszą być aż tak marni

Wszystkie:

- Koniec waszego buntu, oddajcie mikrofony

Nasz ład jest lepszy od waszej starej normy

Gintoki, Shinpachi i Kagura musieli ugiąć się pod siłą ataku. Fala rapu zepchnęła ich do tyłu i usiłowała przygwoździć do ziemi. Jednak nasi bohaterowie dzielnie się nie dali, ostatkiem sił utrzymując się na nogach. Dyszeli tak ciężko, że dalsza bitwa byłaby dla nich niemożliwa.

Na szczęście mieli w drużynie jeszcze jednego członka.

Robot zabuczał, a jego korpus zamienił się w jeden wielki głośnik, z którego popłynęła głośna muzyka.

- Dawaj, Lambda! - krzyknął Gintoki, zebrawszy w sobie wszystkie siły. 

- Ne, ne, siostrzyczki

Czy nie chcecie się ze mną zabawić?

Chodźmy zatańczyć

Razem w różu będziemy się pławić

Red and white are

połączone, nie? Co z nich powstanie, wiesz?

Sing with me now

Sing with me now!

Różowe światło zalało całą salę tronową. Shinpachi musiał zasłonić oczy rękawem. Słyszał jak obok niego robot wydał jakiś dziwny dźwięk i nagle zamilkł. Coś stuknęło o podłogę, a po chwili oparło się o stopę Shinpachiego. Chłopak zerknął na dół i zobaczył Prawdziwy Mikrofon. 

Światło powoli gasło. 

Robot stał lekko pochylony do przodu. Zgaszone oczy zdawały się być martwe.

- Czy… czy to koniec…? - spytał Shinpachi.

- Najwidoczniej - odparł Gin. Wyłączył swój Mikrofon. Nie było już sensu walczyć, ich przeciwniczki leżały pokonane na podłodze. - Chociaż nie wiem, jak niby te słowa miały wszystko naprawić. Przecież to był bełkot z losowymi angielskimi słowami - dodał, kopiąc niedziałającego już robota. Urządzenie zakołysało się niebezpiecznie i wywaliło się, rozpadając się na części. 

- Soyuś! - Kagura natychmiast podbiegła do przyjaciółki. 

- Kagurcia…? - głos Księżniczki brzmiał, jakby dopiero wybudziła się ze snu. - Co… co się stało…? - spytała, podnosząc się. Kagura pomogła jej wstać.

Gintoki asystował Tsukuyo, odpędzając się od wybudzonej właśnie Sacchan, a Shinpachi pomagał siostrze. Tylko Nobume jako silna i niezależna kobieta, z naciskiem na bardzo silna, nie potrzebowała żadnego mężczyzny, by samodzielnie pozbierać się z podłogi.

- Wprowadziłyście rapową dyktaturę - odpowiedział Gin.

- Nic nie pamiętacie? - zapytał Shinpachi, a Otae pokręciła przecząco głową.

- Nie. Ostatnie co pamiętam, to nasze spotkanie dzisiaj w Yoshiwarze... 

- A tak, miałyśmy małe zebranie - potwierdziła Tsukki. - Księżniczka nas poprosiła.

- Brat zgodził się, bym opuściła zamek, pod warunkiem, że Nobume będzie mnie chronić… - dodała Soyo, a wicekapitan Mimawarigumi przytaknęła. - Odwiedziła nas jakaś delegacja i miałam pokazać im uroki Edo…

- Więc postanowiłaś zabrać ich do Yoshiwary? - wtrącił pytanie Gintoki.

- Sami zaproponowali. 

- Podobno nasza dzielnica jest sławna na cały wszechświat - powiedziała Tsukki. - Dobrze, będziemy mogły zarabiać też na turystach.

- Tak… powiedzieli, że chcieliby zwiedzić najpiękniejsze miasto w towarzystwie najpiękniejszych kobiet, więc poprosiłam Tsukuyo, Sarutobi i Otae o pomoc.

- Oi, Soyuś, a czemu mnie nie zaprosiłaś? - wtrąciła Kagura, jednak Księżniczka ją zignorowała.

- Ostatnie co pamiętam to jak ten mężczyzna chciał nam pokazać najnowszy wynalazek swojej cywilizacji…jakieś mikrofony.

Yorozuya wymieniła spojrzenia. 

- Czy ten mężczyzna… nie nazywał się przypadkiem Kazuma Kuroda? - spytał Shinpachi.

- Nie, kazał mówić na siebie Zero - odpowiedziała Otae. - Ale wyglądał całkiem jak Ta***ya Ku**da.

- I towarzyszyło mu trzech takich samych różowych gremlinów. To jeden z nich miał nam zademonstrować działanie tego mikrofonu - dodała Nobume.

- No cóż… ważne, że już po wszystkim - oznajmił Gintoki. Rzucił swój Mikrofon na kupkę śmieci będącą jeszcze przed chwilą robotem. - Świat ocalony po raz kolejny, możemy wracać do domu. Za jakiś czas wpadnę do twojego braciszka po zapłatę.

Soyo uśmiechnęła się. 

- Przekażę bratu - powiedziała. Gin skinął głową.

- Dobra, młodzieży, zbieramy się - rzucił, próbując odczepić od siebie Sacchan, która zadeklarowała, że chce wrócić razem z nim, prosto do jego łóżka. Otae wspomniała coś o tym, że zaprasza na kolację (będą omlety), a do Tsukuyo zgłosiły jej podwładne z Hyakki. Nobume wyciągnęła telefon, by odczytać zaległe smsy. Do Księżniczki natomiast podeszli chowający się wcześniej po kątach służący i zaczęła wydawać im dyspozycje. 

- Chodź, Kagurcia - Shinpachi położył rękę na ramieniu dziewczyny. Razem ruszyli w stronę wyjścia, dokładając swoje Mikrofony do leżącej na środku przepięknej sali tronowej kupki śmieci. Sadaharu, nie chcąc być gorszym od reszty Yorozuyi, również dołożył tam coś od siebie.

I tak oto czwórka naszych głównych bohaterów wracała do domu, po kolejnym udanym uratowaniu całego kraju. 

Słońce wciąż wisiało wysoko nad Edo, a jego mieszkańcy jak zwykle po takich dziwacznych przygodach, szybko wracali do swojego zwyczajnego życia. Póki w Gintamie nie zacznie się poważna fabuła, wciąż mogli cieszyć się stojącym w miejscu czasem i praktycznym brakiem konsekwencji żadnych arców.

Wszystko wróciło do normy.

 

(Tutaj wyobraź sobie swój ulubiony ending Gintamy. Ewentualnie ending Hypmiców z Yorozuyą w roli głównej. W końcu ich kizuna też jest niewiarygodnie silna i warta swojej piosenki.)

 

Mężczyzna zapalił papierosa i rozsiadł się wygodnie w fotelu. Spoglądał w otchłań kosmosu, a ona spoglądała w niego. 

Wypuścił z płuc obłoczek dymu. Z podłogi przed nim wysunął się nagle projektor. 

- Dawno się nie odzywałeś - odezwał się wyświetlony hologram kobiety. Obraz drgał i falował nieco, a sama postać sprawiałą wrażenie jakby nałożono na nią niebieski filtr. 

- Właśnie wracam z delegacji - odparł mężczyzna. Z kieszeni narzuconego na ramiona futra wyciągnął czarny, nieco kanciasty mikrofon. - Pierwsze testy wypadły całkiem pomyślnie - oznajmił, uśmiechając się. Przyciemniane okulary zsunęły się nieco z jego nosa, odsłaniając dwukolorowe tęczówki.