Chapter 1: Kim jest Tajemniczy Darczyńca?
Chapter Text
Był ciepły letni wieczór. Nad Norą powoli zachodziło słońce. Molly otworzyła okno ogrodowe i zawołała:
- Kolaaaaacja!
- Jeszcze nie mamo!
- Proszę, jeszcze jedno kółko!
- Dobrze. Daje Wam jeszcze 10 minut!
Minął kwadrans… Aż w końcu Molly wyszła do ogrodu gdzie jej mąż, Fred, George, Ron, Ginny i Hermiona z ekscytacją wpatrywali się w niebo.
- Harry! Syriusz! Kończcie ten lot! Kolacja wystygnie!
W końcu magiczny latający motocykl wylądował na ziemi. Dwójka motocyklistów zeskoczyła z niego i zdjęła kaski. Od razu wszyscy ich otoczyli.
- Wow! To było obłędne! Przejdziemy się jutro?
- Oczywiście! – powiedział Syriusz przybijając piątkę ze swoim chrześniakiem. - Jeździsz tak samo jak Twój ojciec! Naprawdę… James byłby z Ciebie dumny!
- Moim zdaniem Harry prowadził najlepiej z nas wszystkich! – stwierdziła Ginny. – Naprawdę ma to we krwi!
- Zgadzam się! – przytaknął Ron. – Może Harry i Syriusz powinni zgłosić się do zawodów…?
- Ok… Ale na razie wystarczy. - odparła Pani Waesley. - Przyda Wam się trochę odpoczynku… Cały dzień gracie w quidditcha i fruwacie na motorze… Skoro już wszyscy się przejechali to…
- Nie wszyscy Molly… - wtrącił jej mąż. – Jeszcze tylko jedna przejażdżka i idziemy na kolację…
- Naprawdę? – zdziwiła się Pani Weasley. – Ron, Hermiona, Ginny, Fred, George… Kto jeszcze się nie przejechał…?
- Ja! – odpowiedział Pan Weasley. – Nie po to naprawiałem ten motocykl, żeby teraz nie zrobić z Syriuszem chociaż jednej rundki i…
- Dobra, dobra… - westchnęła Molly. – Niech Ci będzie… Zróbcie jedno kółeczko wokół domu, a zaraz potem chce Was wszystkich widzieć na kolacji… Migiem!
***
Podczas kolacji wszyscy byli w dobrym nastroju. Kilka dni wcześniej Bill i Fleur wyjechali na krótki czas do Egiptu, a państwo Weasley zgodzi się, by Syriusz zajął ich pokój żeby mógł spędzić wakacje ze swoim chrześniakiem.
- Cieszysz się, że Cię namówiliśmy? – spytał Harry.
- Oczywiście! – odpowiedział jego ojciec chrzestny. - Dawno już nie jeździłem, bo jazda na motocyklu zawsze przypominała mi chwilę z Jamesem… Ale dzięki, że mnie przekonaliście, żebym do tego wrócił!
Poklepał Harry’ego po ramieniu.
- A wiecie… Doszedłem do wniosku… Że jest coś jeszcze przyjemniejszego od lotu na motocyklu… Lot na grzbiecie hipogryfa!
- Super! – ucieszył się Ron. – To może teraz przyprowadziłbyś tu Hardodzioba i…
- Nie, podziękujemy! – wtrąciła Molly. - Nie mamy… Warunków do trzymania hipogryfa!
Już sam widok jej dzieci lecących dziesięć metrów nad ziemią na latającej maszynie przyprawiał ją o mdłości, a co dopiero lot na grzbiecie wielkiego ptakokonia z dziobem i pazurami jak brzytwy…
- Jeszcze jedną dokładeczkę? – zapytała troskliwie Harry’ego przesuwając wielką wazę z aromatyczną zupą w jego stronę.
- Ale Pani Weasley! To już piąta…
- Ale Ty jesteś taki chudziutki Harry…
Po zupie przyszła kolej na drugie danie. Po raz kolejny Molly wymusiła kilka dokładek na najlepszym przyjacielu swojego najmłodszego syna tłumacząc, że trzeba go podtuczyć.
- I jeszcze makowiec…
- Ale ja już nie mam miejsca… - jęknął Harry.
- Och, daj spokój… - odparł Ron. - Mama tyle go piekła… Musisz go spróbować… Chociaż kawałeczek…
***
Harry nie pamiętał kiedy ostatnio był tak najedzony. Pani Weasley wymusiła na nim przynajmniej potrójną dokładkę każdego dania i wcisnęła w niego chyba pół makowca. Po kolacji Ron, Hermiona i Syriusz koniecznie chcieli zagrać z nim w szachy, więc kolejna godzina upłynęła na wysiłku umysłowym. Po ostatniej partii Harry był już naprawdę zmęczony. Ginny zaproponowała, że po tak ciężkim dniu powinni położyć się wcześniej. Wszyscy przyznali jej rację.
Kiedy Harry, Ron i Hermiona ubrali się w piżamy i położyli do łóżek, Syriusz przyszedł do ich pokoju by powiedzieć chrześniakowi „Dobranoc”.
- Byłeś wspaniały Młody… Naprawdę przypominasz Jamesa… W każdym calu…
- Dziękuję Ci… Ziew… Ale ja już… Zasypiam…
Wtem do pokoju weszła Ginny niosąc tacę z kubkami.
- Proszę, zrobiłam Wam kakao!
- Wielkie dzięki! - odparł Syriusz.
- Jesteś… Kochana… - wymamrotał Harry.
Ginny podała mu jego kubek z tacy. Wziął go do ręki i powąchał.
- Hmmmm… Jakoś dziwnie pachnie… Dodałaś mi coś tutaj?
- Co? No gdzie, Harry… To tylko kakao… Z przyprawami… - odparła Ginny… dyskretnie krzyżując palce za plecami.
Harry wypił całą zawartość kubka. Poczuł, że ogarnia go coraz większa senność. Zdjął okulary, położył je na szafce i osunął się na poduszkę. Syriusz pochylił się nad nim i przykrył go kocykiem.
- Dobranoc Młody… Bardzo Cię kocham…
- Ja ciebie też… Syriuszu… Dobranoc… - odpowiedział z coraz większą sennością.
Jego ojciec chrzestny i Ginny wyszli z pokoju i zgasili światło. Harry przewrócił się na bok i pogrążył w błogim śnie.
Nie minęło 10 minut… A Ron i Hermiona po cichu wstali z łóżek i pochylili się nad swoim przyjacielem. Po czym… Zaczęli głośno klaskać tuż nad jego głową. Harry nawet się nie drgnął. Poruszała się jedynie jego klatka piersiowa.
- Udało się! – ucieszył się Ron.
- Śpi jak suseł! – dodała radośnie Hermiona.
Do pokoju weszli Ginny i Syriusz.
- Jest ok? – spytała siostra Rona.
- Tak. Dużo mu tego dolałaś?
- Wystarczy do rana.
- Doskonale. – odparł Syriusz zacierając ręce. – Śpij słodko mój drogi.
- No to możemy zaczynać. – powiedziała radośnie Hermiona.
Wszyscy czworo zeszli na dół gdzie czekała już na nich pozostała czwórka Weasleyów.
- Wy rozkładacie stół… - rozdzielała zadania Molly. – Wy zajmiecie się dekoracjami… A Wy pomożecie mi w gotowaniu… Mamy niecałe 10 godzin… Zaczniemy od ciasta…
- Mamo, nie mogłaś zacząć piec go wcześniej? – zapytał George.
- Właśnie. – dodał Fred. – Wtedy przynajmniej jeden punkt z listy byłaby już odhaczony, a tak nie mamy nic… A czasu jest niewiele…
- Nie mogłam upiec go wcześniej bo wtedy Harry zacząłby coś podejrzewać… Makowiec nie wzbudził w nim podejrzeń, ale gdyby zobaczył że piekę coś większego od razu zorientowałby się co zamierzamy zrobić…
- To do roboty. – odparł Syriusz. – Musimy się pośpieszyć!
- Ale będzie zabawa! – cieszyła się Ginny. - Już się nie mogę doczekać jego reakcji!
***
Było już rano. Harry zaczynał się budzić. Nagle poczuł, że… Coś musnęło jego twarz... Jakby spadły na nią płatki kwiatów…
- STO LAT HARRY!!!
Podskoczył jak oparzony. Natychmiast chwycił z szafki okulary. Włożył je i… Zaniemówił z wrażenia! Z sufitu sypało się confetti, a wokół jego łóżka… Stali Wesleyowie razem z Hermioną, Syriuszem, Lupinem, Tonks i Moody’m. Wszyscy trzymali długi transparent z napisem: „HAPPY SWEET SIXTEEN HARRY!!!”.
- Wszystkiego Najlepszego!!!
- Żyj nam długo Jubilacie!!!
- Szczęśliwej 16-tki!!!
No, tak… Dziś jest… 31 lipca! Zupełnie zapomniał!
- O mój Boże… Dziękuję Wam… - powiedział cudem powstrzymując wzruszenie. - Nie wiem co powiedzieć… Jeszcze nikt nigdy nie zrobił mi takiej niespodzianki…
- No to najwyższy czas! – zawołał Ron.
- W końcu to Twoja słodka 16-tka! – dodał Syriusz.
- Nie mogę uwierzyć, że już jesteś taki duży… - załkała Pani Weasley. - Wciąż pamiętam jak byłeś tym małym chłopcem, który pytał jak dostać się na peron 9 i ¾… Aż trudno uwierzyć, że wyrosłeś na takiego…
- Mamo, daruj sobie bo Harry dostanie przez Ciebie cukrzycy! – warknął Fred.
- A nawet jak jej nie dostanie, to na pewno go zemdli… - dodał George.
Wszyscy zaczęli obściskiwać Harry’ego i obsypywać go całusami.
- Tak Wam dziękuję… To naprawdę najcudowniejszy prezent jaki dostałem…
- Najcudowniejszy? – powtórzył Ron. – Jeszcze zobaczymy…
- Jeszcze wszystko przed Tobą… - odparła Hermiona.
- Wiemy, że jak do tej pory nie miałeś prawdziwych urodzin. – mówiła dalej Ginny. - Dlatego postanowiliśmy w tym roku zrobić Ci takie urodziny, jakich nigdy nie zapomnisz!
- A to nie wszystko! – odparła Tonks.
- W tym roku nie będziesz spędzał urodzin sam! – powiedział Moody.
- Dziś czeka Cię pierwsze w życiu… Przyjęcie urodzinowe! – odparł Lupin.
- Ja!? – zawołał Harry z niedowierzaniem. - Przy-przyjęcie!? Dla mnie!?
- A dla kogo innego! – zaśmiała się Hermiona.
- Prawdziwe przyjęcie! – odparł Syriusz. - Z tortem, gośćmi i dobrą zabawą!
- Staraliśmy się, żeby to był niezapomniany dzień!
- Zaplanowaliśmy dla Ciebie masę atrakcji!
- Przygotowaliśmy wszystkie Twoje ulubione potrawy!
- I upiekliśmy Ci wspólnie tort!
- Dostaniesz też górę prezentów!
Harry nie mógł w to uwierzyć. Odkąd zamieszkał u Dursley’ów nigdy nie obchodził urodzin. Zazwyczaj kiedy zbliżał się 31 lipca wuj i ciotka zupełnie go ignorowali lub traktowali gorzej niż zwykle. A żeby jeszcze bardziej podkreślić jak go nie znoszą zawsze starali się by każde urodziny Dudley’a były wielkim świętem, tak by Harry czuł się odtrącony. Np. kiedy jego kuzyn skończył 10 lat Dursleyowie wyprawili synowi wielką imprezę z mnóstwem kolegów (którzy zabawili się w ganianie Harry’ego po ogrodzie i wepchnęli go do kałuży błota). Gdy później zbliżał się 31 lipca ich siostrzeniec po cichu liczył, że może i on w końcu doczeka się przyjemnych urodzin. Zwłaszcza gdy Dursleyowie tego dnia pojechali do miasta i zostawili go u Pani Figg, która poczęstowała go ciastem… Niestety jak się później okazało wujostwo w ten dzień postanowiło pognębić Harry’ego jeszcze bardziej niż zwykle… Dali mu w prezencie wieszak i stare skarpetki wuja Vernona, a na dodatek zaprosili do domu kumpli Dudley’a, którzy potraktowali Harry’ego jak worek treningowy… Biedny chłopiec spędził wieczór cały w siniakach ukrywając się przed nimi w swojej komórce pod schodami...
Jedyne urodziny które Harry rzeczywiście mógł zaliczyć do udanych to czternaste (kiedy w trakcie diety Dudley’a przyjaciele przysłali mu aż cztery torty), trzynaste (gdy dostał swoje pierwsze w życiu kartki i prezenty urodzinowe) i najwspanialsze – jedenaste (kiedy Hagrid powiedział mu, że jest czarodziejem). Ale jakby nie licząc gajowego wszystkie urodziny Harry spędził sam jak palec odcięty od świata w swoim pokoju.
To co się teraz działo było totalnym kosmosem. Wszyscy jego przyjaciele obsypywali go uśmiechami i życzeniami. Kiedy zeszli na dół Harry poczuł się tak, że miał ochotę popłakać się z radości. Cała Nora została udekorowana czerwonymi i złotymi balonami i serpentynami, a nawet transparentami z napisem „Żyj nam sto lat Harry!”. Na dole czekał na niego wielki zastawiony stół i setki kartek z życzeniami, które napłynęły ze wszystkich czterech stron Wielkiej Brytanii. Ale prawdziwy szok Harry przeżył kiedy Pani Weasley pokazała mu stos paczek ustawiony w salonie. Był dużo mniejszy od góry prezentów, które co roku dostawał Dudley ale Harry’ego absolutnie to nie obchodziło. Dla niego liczyło się tylko to, że dostał je od przyjaciół.
- Naprawdę? To dla mnie…?
- Nie, dla Krzywołapa… - odparła Hermiona. - No oczywiście, że dla Ciebie!
- Dzięki, dzięki, dzięki! Jesteście naprawdę kochani!
- Wysłaliśmy sowy do wszystkich Twoich znajomych z informacją, że masz urodziny… - mówił dalej Ron. - Wielu z nich w odpowiedzi przysłało upominki. Luna specjalnie dla Ciebie zakupiła w Szwecji starożytny talizman, który ma Cię chronić przed Ględatkami Niepospolitymi… Cokolwiek by to nie było…
- Zaraz… - odezwał się Pan Weasley. - A co to za duża paczka w barwach Gryfonów…? Wcześniej jej tu nie było…
Na samym szczycie stosiku leżała płaska prostokątna paczka. Pudełko było owinięte w czerwony papier w żółte lwy Gryffindoru. Całość przewiązana była złotą wstążką zwieńczoną ogromną kokardą. Obok była przypięta duża kartka. Ale najdziwniejsze było to, że tekst na niej został napisany… Na maszynie. Harry żył w świecie magii wystarczająco długo by wiedzieć, że czarodzieje praktycznie w ogóle nie piszą na maszynach tylko korzystają z piór i atramentu. Odczepił kartkę i odczytał na głos jej treść. Gdy to zrobił jego zdumienie i podniecenie sięgnęło zenitu.
KOCHANY HARRY,
BARDZO PROSZĘ NIE OTWIERAJ TEGO PREZENTU AŻ DO PÓŁNOCY, KIEDY BĘDZIESZ MIAŁ 16 LAT.
NIECH NIKT DO TEJ PORY NIE RUSZA TEJ PACZKI I NIE PRÓBUJE DO NIEJ ZAJRZEĆ (NAWET MAGICZNYM OKIEM).
W ŚRODKU ZNAJDUJE SIĘ NAJPIĘKNIEJSZY PREZENT
JAKI KIEDYKOLWIEK DOSTAŁEŚ.
JEST BARDZO CENNY I NIEZWYKLE TRUDNO BYŁO GO ZDOBYĆ.
ALE WIEM, ŻE DA CI DUŻO SZCZĘŚCIA BO ZAWSZE O TYM MARZYŁEŚ I ZAZDROŚCIŁEŚ TEGO DUDLEY’OWI.
W TEN WYJĄTKOWY DZIEŃ CHCE ŻEBYŚ BYŁ NAJSZCZĘŚLIWSZY NA ŚWIECIE.
TAJEMNICZY DARCZYŃCA
- Woooow… Co to? – zaciekawił się Ron.
- Jakiś niezwykły prezent… - dodała Hermiona.
- Harry… Co to może być… - spytała Ginny.
- „Najpiękniejszy prezent jaki kiedykolwiek dostałeś”… - przeczytał Pan Weasley. - Coś cennego i trudno dostępnego… Coś o czym zawsze marzyłeś… Co posiada Twój kuzyn, a Ty nie…
- Czy Dudley dostał kiedyś na urodziny coś bardzo drogiego, czego mu szczerze zazdrościłeś? – zapytał Syriusz.
- Wiele takich rzeczy… - stwierdził Harry. – Ale były to głównie mugolskie przedmioty… A teraz kiedy jestem czarodziejem… To już z nich nie korzystam…
- Skoro jest cenne… - zastanowiła się Tonks. - Może to jakaś biżuteria dla mężczyzn…
- Na biżuterie chyba za duże… - stwierdził Lupin. – Skoro jest trudne do zdobycia… Stawiam, że to może być jakiś rzadki magiczny przedmiot…
- Nie, to odpada… - odparł Syriusz. – Skoro Harry „zazdrościł tego kuzynowi”… To chyba nie może to być magiczne…
- Szczerze… Nie mam pojęcia… Co to może być… - stwierdził Harry. – Ale umieram z ciekawości, co jest w środku…
- Ale pamiętaj, że nie możesz otworzyć tego przed północą! – przypominała mu Pani Weasley. – Nie zależnie od tego co tam jest… List mówi, że póki co nie wolno tego otwierać!
- Lepiej nie ruszajmy prezentów przed wybiciem dwunastej. – powiedziała Ginny.
- Ale skąd to się tu wzięło? – zastanowił się Moody. – Jesteście pewni, że tej paczki jeszcze przed chwilą tu nie było?
- Tak, kiedy poszliśmy na górę… To ta paczka na pewno tu nie leżała… - odparł Pan Weasley. - Ktoś musiał się zakraść i ją podłożyć…
- A może… - stwierdził Alastor. – Jednak rzucę okiem na jej zawartość…
- Nie! – zawołał Lupin. – Czytałeś co tu jest napisane? Że nawet Tobie nie wolno zerknąć do środka magicznym okiem! Nie róbmy tego, bo jeszcze coś popsujemy!
- Ale… - zaczął Szalonooki. – To może być niebezpieczne! A co, jeśli ten prezent podrzucili Śmierciorzercy?!
- Daj, spokój! – przerwała mu Tonks. – Nie opowiadaj bzdur! Przecież ten dom chronią rozmaite ochronne zaklęcia! Wiesz dobrze, że żadni niepowołani ludzie nie mogą się przez nie przedrzeć! Nawet przez sieć Fiuu, która jest pod nadzorem…
- Faktycznie… - stwierdził Moody. – No dobrze. Macie rację.
- Ten prezent na bank musiał zostawić tu ktoś spośród nas… - zastanowił się George. – Tylko kto…?
- Co może być w środku… - zastanowił się Fred. – Umieram z ciekawości…
- Najlepiej będzie. – stwierdziła pewnym głosem Ginny. – Jeśli zostawimy to tam gdzie leży aż do północy, kiedy Harry’emu stuknie szesnastka. Wtedy nasz solenizant to otworzy i przekonamy się co jest w środku…
Harry spojrzał z uśmiechem i podnieceniem na wszystkich swoich gości.
- No dobrze… Nie otworzę tego aż do północy… Ale powiedzcie mi tylko jedno… Od kogo to jest!? Kto z Was jest tym Tajemniczym Darczyńcą?!
Wypatrywał czy przypadkiem kogoś nie zdradzi jego mina… Ale nic nie zauważył. Wszyscy goście wyglądali na tak samo zaskoczonych jak on.
- Nikt się nie chce przyznać? Aha, czyli mam zrobić śledztwo…
- Wiecie co… Może zanim siądziemy do śniadania zagramy w taką grę…? – zaproponował Moody. - Harry, podobno chcesz być aurorem? To będzie twoje pierwsze śledztwo. Tak się składa, że mam przy sobie flakonik z veritaserum… Na wszelki wypadek zawsze noszę je przy sobie… Każdy z nas dostanie kropelkę na język. Tyle wystarczy na jedną prawidłową wypowiedź. I Harry zada każdemu z nas jedno pytanie… Tą metodą spróbujemy wywnioskować, kto jest Darczyńcą…
- Super! – ucieszył się Harry. - Zróbmy tak! Proszę, zgódźcie się wszyscy.
- Jestem za. – odparł Syriusz. – To będzie świetna zabawa!
- Dobrze. – odparła Pani Weasley. – Spróbujemy!
Inni goście też się zgodzili. Po chwili Moody podał każdemu kropelkę eliksiru, a Harry zaczął zadawać pytania zapisując je na kartce.
Harry: Ron, czy masz coś wspólnego z tym prezentem?
Ron: Ja tego nie pakowałem…
Harry: A Ty Hermiono? Czy to Ty mi to wręczyłaś?
Hermiona: To nie ja i nie mam pojęcia kto Ci to przysłał…
Harry: Ginny, czy to twoja sprawka?
Ginny: Wybacz Harry, ale nie wiem o czym marzyłeś i czego zawsze zazdrościłeś swojemu kuzynowi…
Harry: Pani Weasley czy to od Pani?
Molly: Harry, przecież ja zawsze dawałam Ci prezenty, które zrobiłam własnoręcznie…
Harry: A Pan? Panie Weasley…
Arthur: Harry, ja nie umiem pisać na maszynie…
Harry: Fred czy to Ty za tym stoisz?
Fred: Wybacz, ale to nie ja kupiłem Ci ten prezent…
Harry: A Ty George? Czy kupiłeś mi coś wyjątkowego…?
George: Prezent, który dostaniesz od nas pochodzi ze sklepu na Pokątnej…
Harry: Syriuszu, czy to Ty? W końcu dostałem już od Ciebie Błyskawicę…?
Syriusz: Owszem, kilka lat temu kupiłem Ci Błyskawice, ale prezent który dziś dla Ciebie przygotowałem sam w sobie jest tani i można kupić go w pierwszy lepszym sklepie.
Harry: A może to od Pana Profesorze Lupin?
Lupin: Prezent, który Ci kupiłem to nie Błyskawica, ale mam nadzieję, że i tak Ci się spodoba…
Harry: A może ten prezent jest od Ciebie, Tonks?
Tonks: Nie, prezent, który chce Ci podarować kupiłam wczoraj w sklepie „Wszystko za 1 galeon”…
Harry: Czyli został nam już tylko Profesor Moody…
Moody: Czy gdybym to ja był Tajemniczym Darczyńcą to zaproponowałbym zagadki pod wpływem veritaserum…?
- Zaraz… Wszyscy zaprzeczyli?! Czyli, że… tego Darczyńcy nie ma wśród nas?
Goście wymienili zdumione spojrzenia.
- Słuchajcie… A może… Ten Darczyńca to Dumbledore… On dużo o Tobie wie… Może kupił Ci coś niezwykłego… Pokroju peleryny-niewidki?
- A może to Hagrid? W końcu on miał styczność z Dursleyami… I podczas waszego pierwszego spotkania podarował Ci tort urodzinowy… Więc chyba musiał wiedzieć czego Ty nigdy nie dostałeś, a dostał to Dudley…
- Nie, takie zagadkowe listy… To nie w jego stylu…
- A może to od Seamusa…? Albo od Neville’a? Czy od McGonagall?
- Albo od Billa i Fleur? Przysłali to z Egiptu…?
- Nie, nie, nie… - stwierdził Harry. - Ja coś czuje, że jednak ten Tajemniczy Darczyńca jest wśród nas! Tylko jakoś się zamaskował…
Przyjrzał się jeszcze raz wypowiedziom gości i wytężył umysł.
- No, zastanów się chłopcze… - powiedział zachęcająco Moody. – Skoro chcesz być aurorem to kombinuj… Mamy pewność, że wszyscy powiedzieli prawdę, ale każda z wypowiedzi wydaje się przeczyć temu, że dana osoba jest Darczyńcą… Jeśli Darczyńca naprawdę tu jest… To co to oznacza…? Jak myślisz…?
- Skoro nikt nie mógł kłamać… To oznacza, że… Wiem! Ktoś musiał powiedzieć tylko pół prawdy! Ktoś z Was pod wpływem veritaserum sformułował swoją wypowiedź tak, że powiedział prawdę, ale w taki sposób, żebym nie domyślił się że to on jest Darczyńcą!
- Doskonale Harry! – ucieszyła się Tonks.
- Będzie z Ciebie wielki auror! – odparł Syriusz głaszcząc chrześniaka po głowie.
- To może na razie wystarczy… - stwierdziła Pani Weasley. – Wrócimy do tego śledztwa później… A teraz czas na Twoje urodzinowe śniadanie!
***
- Za Harry’ego!
- Za Harry’ego!
Wszyscy wznieśli toast za zdrowie solenizanta stukając się kubkami z kawą, herbata i sokiem.
- Żyj nam sto lat, Młody! – powiedział Syriusz klepiąc go po ramieniu.
- Na co masz ochotę? – spytała Pani Weasley. - Na naleśniki? Czy jajka z bekonem? A może jedno i drugie?
- Wybieram… Trzecia opcję. – odparł z uśmiechem Harry.
- Jak chcesz… Tylko pamiętaj, że musisz mieć jeszcze miejsce na inne przysmaki… Czeka nas dzisiaj jeszcze lunch, podwieczorek i obiadokolacja ze wspaniałym tortem!
Po śniadaniu wszyscy usiedli w salonie, a Harry zaczął czytać swoje kartki urodzinowe. Wszystkie były pełne ciepła i dobrej energii. Wielu ludzie wręcz gratulowało mu jego wyczynów i dziękowało mu za ochronę świata czarodziejów. Było to bardzo miłe.
- „Śmierciorzerców słychać już wycie
I każdy z nas to wie,
Gdy Harry będzie na szczycie,
Tom Riddle znajdzie się na dnie!
Podpisano: Colin i Denis Creevey’owie… Dzięki chłopaki!
Inne kartki wydawały się pochodzić od cichych wielbicieli… I wielbicielek…
- „Harry, mój Ty Ptysiu z czekoladowym nadzieniem, polany kremem angielskim… Jesteś spełnieniem wszystkich moich najsłodszych marzeń. Rozpływam się przy Tobie jak lody pozostawione na Słońcu w gorący, upalny dzień…”
- Łeeeee… - skrzywił się Fred. - To chyba od właścicielki cukierni…
- „Marzy mi się by spróbować Twojego policzka, rumianego jak świeżo upieczony biszkopcik…”. Fuj… „Życzę Ci najsłodszej z najsłodszych szesnastek… Oj, chyba jednak dostanę tej cukrzycy… „Sto lateczek Mój lukrowany Pączużku z Pożeczkową Marmoladką”… To się chyba piszę przez „sz” i „rz”… Podpisano… „Twoja Najsłodziutkiejsza Romilda Vane…”. Bleee… Paskudztwo…
- Herbatki, Kochani? – zapytała Pani Weasley.
- Tak mamo! – zawołał Fred cały zielony na twarzy. – Prosimy, o dużo bardzo, bardzo, bardzo gorzkiej herbaty!
- Lepiej to wyrzuć Harry… - stwierdził zdegustowany George. – Albo nie! Pożycz to nam… Przyda się na bilbord reklamowy… Napiszemy tam ten tekst a pod spodem zamieścimy informacje: „Wymiotki Pomarańczowe Weasleyów, dają jeszcze szybszy efekt!”
Po przeczytaniu kartek, Syriusz i Lupin przynieśli album ze zdjęciami żeby pokazać wszystkim jak wyglądał Harry, kiedy był malutki. Zaczęli zasypywać gości różnymi miłymi wspomnieniami z dzieciństwo solenizanta… Jak mały Harry lubił latać na swojej dziecięcej miotełce, jak ochlapywał ich kiedy próbowali go wykąpać i jak Łapa musiał sam karmić go butelką przy piersi bo Remus nie mógł patrzeć na mleko pochodzące z laktatora…
- Tutaj Lily macha nad Tobą grzechotką… - ekscytował się jego ojciec chrzestny. - A tu ja trzymam Cię na rękach i próbuję Ci pokazać jak mieszać świąteczny pudding…
- O, a tutaj Łapa i Rogacz stoją nad Tobą w swojej zwierzęcej postaci, a Ty ich głaskasz Harry! – wskazał Lupin. – Lily zawsze powtarzała Jamesowi: „Uważaj z porożem przy dziecku!”.
- O, a to zdjęcie jest takie urocze… - Harry wskazał placem fotkę na której jego ojciec chrzestny w psiej postaci siedział zwinięty w kłębek na dywanie, a w jego futerko leżało wtulone kilkumiesięczne niemowlę ze smoczkiem w buzi.
- Tak, jak byłeś mały często zasypiałeś przytulony do Łapy. – mówił dalej Lupin. – Oboje bardzo to lubiliście… A jak James chciał Cię zabrać do łóżeczka, to Syriusz czasami warczał na niego i nie chciał Cię oddać.
- Naprawdę… Nic nie pamiętam… - zastanowił się Harry. – A z tatą też tak zasypiałem jak miał postać jelenia…?
- Oczywiście! - mówił dalej były nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią. – Spałeś z nim i lubiłeś łapać go za rogi… Zawsze jak Syriusz i James się przemieniali to byłeś takim podekscytowanym maluchem…
- Tylko do Petera nie mogliśmy Cię przekonać. – mówił dalej animag. - Nie ważne czy był w ludzkiej postaci czy jako Glizdogon… Za każdym razem jak chciał do Ciebie podejść to zaczynałeś płakać i Lily musiała Cię zabrać… Ale ja i Rogacz od razy przypadliśmy Ci do gustu… Bawiliśmy się z Tobą, jeździłeś na nas… Z resztą sam zobacz…
Przewrócił stronę i pokazał kolejne zdjęcia, przedstawiające raczkującego Harry’ego przed którym siedział Łapa. Psisko radośnie wyło a uradowany bobas próbował naśladować jego dźwięki. Pod spodem znajdowała się druga fotka, na której uśmiechnięty dzidziuś siedział na grzbiecie Rogacza próbując chwycić go za poroże.
- Tak lubiłeś szczekanie, że Syriusz kupił Ci na święta szczekającego miśka… - powiedział Profesor Lupin. - Ale byłeś fajnym dzieckiem!
- I nadal nim jesteś… - odparł Syriusz mierzwiąc Harry’emu włosy. – Naprawdę Młody… Nie mogę uwierzyć, że to już 16 lat… Wyrosłeś na prawdziwego mężczyznę… Jesteś taki przystojny, mądry i taki podobny do tatusia…
- O, a to zdjęcie jest zabawne! – przerwała im Tonks wskazując kolejną fotografią w albumie. – No, proszę… Harry’emu bardzo musiały podobać się twoje włosy…
Na zdjęciu Syriusz trzymał mniej więcej kilkumiesięcznego chrześniaka który swoją małą rączką złapał go za kosmyk włosów i pociągnął je w dół…
- I kto to mówi… - stwierdził Łapa przyglądając się Nimfadorze. - Nie tylko jemu za dzieciaka podobały się moje włosy…
- Co… Masz na myśli…? – odparła niepewnie Tonks rumieniąc się na twarzy.
- Kiedy pierwszy raz pojechałem do Andromedy zobaczyć jej nowonarodzoną córeczkę, to tak się spodobałem małej, że nagle jej oczy zmieniły się w moje i wyrosły jej długie czarne włosy. Matka mało nie zemdlała… I tak dowiedzieliśmy się, że dziecko jest metamorfomagiem.
Goście zachichotali.
- Och… Byłam tylko berbeciem w kołysce! – broniła się Tonks.
- Ale kiedy odwiedzałem Cię jak miałaś po siedem, osiem lat… – mówił dalej Syriusz. - To też często robiłaś mi takie numery, że twoje blond warkoczyki nagle zmieniały się w długie, czarne kręcone włosy… Nie pamiętasz, mała?
W tym momencie Nimfadora westchnęła i jej twarz… Nagle zmieniła się w twarz Syriusza! Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- A co? Nie podobam Wam się w tej postaci…? - spytała biorąc się pod boki.
- Bardzo nam się podobasz… - odparł z uśmiechem Syriusz.
- To skoro, tak mi ładnie… - stwierdziła ze złowieszczym uśmiechem na twarzy należącej do kuzyna jej matki. - To pójdę tak do pracy! Tylko najpierw zrobię sobie mocny makijaż, założę szpilki i czarną koronkową sukienkę! I będę używać Twojego nazwiska…
- Nie! Zaczekaj…! – przerwał jej przerażony Syriusz. – Nie rób mi tego! Nie chce być na językach całego biura aurorów!
Po raz kolejny salon zatrząsnął się od śmiechu…
***
Gdy dorośli poszli do kuchni przygotować lunch Harry został sam w pokoju z Ronem i Hermioną, którzy rozmawiali ze sobą. Wykorzystał tą chwilę by pochylić się nad swoimi zapiskami i jeszcze raz je przeanalizować. Paczka od Tajemniczego Darczyńcy nie dawała mu spokoju. Miał wrażenie, że prezent leżący z boku cały czas się na niego patrzy…
- Ok… Mogę odrzucić Hermionę, Ginny, Syriusza i Tonks… Z ich wypowiedzi definitywnie wynika, że ten prezent nie jest od nich… Moody’ego w zasadzie też…
- Hej, masz jakiś trop…? – zapytał Ron.
- Weź pokaż… - odezwała się Hermiona.
- Więc tak… - zaczął Harry. – Myślę, że najbardziej podejrzani wydają się… Twoi rodzice Ron…
- Myślisz, że to oni? W sumie… To by pasowało… W końcu zawsze Cię lubili… Zwłaszcza moja mama…
- Powiedziała: „Harry, przecież ja zawsze dawałam Ci prezenty, które zrobiłam własnoręcznie…”. W czasie przeszłym… Ale nie powiedziała nic o tym, co teraz chce mi dać…
- Taki prezent dla Ciebie… Byłby w jej stylu! – ucieszyła się Hermiona. – Myślę, że to od niej! Ona jest Darczyńcą!
- Jest jeszcze tata Rona… - kontynuował Harry… - On odpowiedział krótko: „Harry, ja nie umiem pisać na maszynie…”. Ale w takim razie mógł poprosić o napisanie kogoś innego!
- W sumie… - zastanowił się Ron. – Tata zbiera różne mugolskie przedmioty… Może mieć też maszynę do pisania! Być może nie opanował posługiwania się nią i poprosił o pomoc mamę! Tak, na pewno mamy dwóch Darczyńców – moich rodziców!
- Ale to nie wszystko… - mówił dalej Harry. – Wypowiedzi Freda i George’a też są podejrzane… A oni mają olej w głowie i wiedzą jak wprowadzić kogoś w błąd… „Fred: Wybacz, ale to nie ja kupiłem Ci ten prezent…”… „George: Prezent, który dostaniesz od nas pochodzi ze sklepu na Pokątnej…”.
- Czyli z „Magicznych Dowcipów Weasleyów”… - podsumował Ron.
- Niekoniecznie… - stwierdził Harry. – On nie powiedział „z naszego sklepu na Pokątnej…”. Więc być może Fred tego nie kupował, ale kupił to George… W jakimś innym lokalu…
- Genialne! – ucieszył się Ron. – Być może moi bracia chcieli podziękować Ci za fundusz na otwarcie ich sklepu! I w podzięce kupili Ci coś co będzie dla Ciebie spełnieniem marzeń… To oni są Tajemniczymi Darczyńcami! Czy raczej… ich dwójka jest Tajemniczym Darczyńcą!
- Tak… Ale jest jeszcze… Profesor Lupin… - mówił dalej Harry. – „Prezent, który Ci kupiłem to nie Błyskawica, ale mam nadzieję, że i tak Ci się spodoba…”…
- Kurczę… - zastanowiła się Hermiona. – To brzmi naprawdę bardzo podobnie do wiadomości, którą zostawił Darczyńca…
- Właśnie. – stwierdził Harry. – I w zasadzie w tej jego wypowiedzi nie ma nic, co by wykluczało, że to jest prezent od niego… Więc czy to Lupin jest Darczyńcą?
- Zaraz… Chwileczkę. – zastanowiła się Hermiona. – To nie może być od niego. W tej wiadomości było zaznaczone, że ten prezent jest „bardzo cenny”… A Profesor Lupin przecież nie jest bogatą osobą…
- Ajaj… Racja… - zastanowił się Harry. – Ale idąc tym tropem… To powinniśmy wykreślić też Pana i Panią Weasley… Ich też raczej nie stać na drogi prezent…
- Chyba, że Lupin pożyczył pieniądze od Syriusza! – podsunął Ron. – A moi rodzice mogli w każdej chwili pożyczyć kasę od Freda i George’a!
- No jasne! – ucieszył się Harry. – Myślę, że to dobry trop! Czyli mamy skróconą listę podejrzanych do pięciu osób… Skoro mamy pewność, że oni wszyscy wtedy powiedzieli pra…
Nagle urwał, bo coś przyszło mu do głowy.
- Chwila moment… Hermiono… Jak w zasadzie wygląda to veritaserum…?
- Jest bezwonne i bezsmakowe. Jak woda. Żeby można było go dodać niepostrzeżenie.
- A ten eliksir, który dał Wam Moody?
- Był dokładnie taki.
- A co jeśli… - mówił dalej Harry. - To co on Wam dał nie było eliksirem prawdy…? Może Darczyńca dogadał się z nim wcześniej… I Alastor od początku planował dać Wam wodę żeby mnie zmylić? Może Darczyńca gdzieś tu jest i skłamał kiedy się go zapytałem…?
- Myślisz? – zaciekawiła się Hermiona. – Ale jeśli to prawda… To każdy mógł skłamać i „zeznania” nas wszystkich nie mają żadnej wartości…
- A może… - zawołał Ron. – To Ty! Ty jesteś Darczyńcą Hermiono!
- Ja?! Niby dlaczego?!
- Ty jako jedyna powiedziałaś wprost, że „To nie ja i nie mam pojęcia kto Ci to przysłał”! Na pewno Ty to zaplanowałaś! Namówiłaś Moody’ego żeby podał nam wodę, tak żeby wszyscy myśleli, że pod wpływem Eliksiru Prawdy przyznałaś, że nie jesteś Darczyńcą! W ten sposób odsunęłaś od siebie wszystkie podejrzenia!
- A skąd! A może… To Ty Ronaldzie! Ty powiedziałeś: „Ja tego nie pakowałem…”. Na pewno byłeś pod wpływem prawdziwego veritaserum i żeby się nie zdradzić powiedziałeś „pół prawdy”… Bo to Ty wszystko zorganizowałeś i kupiłeś Harry’emu prezent, ale samo zapakowanie zleciłeś komuś innemu! Np. Ginny!
- Akurat! Niby po co miałbym prosić kogoś by mi to spakował! Jak już kupuje komuś superprezent to pakuję go sam!
- Ale to Ty przyjaźnisz się z Harry’m najdłużej z nas! Nawet dłużej niż ja! Więc Ty najlepiej z nas widziałeś o czym Harry marzy i czego zazdrości Dudleyowi!
- Stop! – przerwał im Harry. – W zasadzie oboje macie racje… Mogę podejrzewać Was oboje… Ale może spróbujmy coś ustalić… Czy to na pewno było veritaserum czy zwykła woda…?
Ron i Hermiona zastanowili się przez chwilę.
- Wiesz… Myślę, że to jednak było prawdziwe veritaserum. Kiedy to wypiłam… Czułam taką potrzebę, że muszę powiedzieć prawdę…
- Ja tak samo. – stwierdził Ron. – Po prostu… Po wypiciu tego… Nie potrafiłem powiedzieć inaczej… Też czułem, że muszę mówić prawdę…
- Ok. Rozumiem. – odparł Harry. – Czyli przynajmniej wiemy, że wszyscy powiedzieli prawdę…
- Przepraszam… - usłyszeli dziewczęcy głos.
Odwrócili się i zobaczyli Ginny niosącą tacę z napojami.
- Przypadkiem usłyszałam waszą rozmowę… Dobrze zrozumiałam… Że macie pięć podejrzanych osób…?
- Tak. – odparł Ron. – Doszliśmy do wniosku, że Darczyńcą może być tylko Lupin, Fred, George albo nasi rodzice…
- Ciekawe tropy… - odparła jego siostra… - A czy macie pomysł… Co może znajdować się wewnątrz prezentu…?
- Nie mam pojęcia… - skwitował Harry. – Ale się dowiem!
- Powodzenia… - odparła Ginny uśmiechając się. – A na razie… Wypijcie swoją herbatkę. – powiedziała podając im kubki.
- Cokolwiek jest w środku… Mam nadzieję, że Ci się spodoba Harry. W końcu to Twój dzień…
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
Chapter Text
Harry jeszcze nigdy nie przeżył tak fantastycznych urodzin. Po lunchu przyjaciele zaproponowali mu grę w quidditcha, a później Syriusz zafundował mu kilka rundek na latającym motocyklu. Spędzili tak parę godzin, aż nadszedł czas na podwieczorek, podczas którego wznieśli kolejne toasty za zdrowie Harry’ego. Kiedy skończyli jeść udali się do salonu i zajęli się rozmową oraz grą w szachy. Ron zaproponował nawet, żeby zagrali w komórki do wynajęcia, ale Harry bardzo szybko zauważył, że goście cały czas dają mu w tej grze fory tak żeby to on wygrał.
- Hej! Tak nie można – powiedział z uśmiechem. - W każdej rundzie dajecie mi wygrać!
- A skąd! - odparł Fred.
- Ty po prostu jesteś za dobry… - dodał George.
- Czyżby… - mruknął Harry. – Krzyżując ręce na piersi…
- No dobrze… - westchnął Ron… - Mówiłeś mi kiedyś o tym, że jak Twój kuzyn miał urodziny, to Twoja balonowa ciotka uderzała Cię laską, żebyś nie mógł z nim wygrać w komórki do wynajęcia… Chcieliśmy, żeby to był taki mały rewanż i żebyś tym razem to Ty wygrał…
- Domyśliłem się… - odparł z uśmiechem. - W porządku, dzięki że chcieliście zrobić mi przysługę…
Harry aż za dobrze pamiętał wizytę ciotki Marge podczas 5 urodzin Dudley’a. Każde jej odwiedziny zaliczały się do najgorszych dni w jego życiu. Uwielbiała wbijać mu szpile na każdym kroku i traktowała go jak niepotrzebny ciężar. Podczas tego pamiętnego przyjęcia nie tylko uderzyła Harry’ego, ale też próbowała namówić Vernona i Petunię, żeby oddali siostrzeńca do sierocińca dla niepełnosprawnych umysłowo dzieci. A gdy zapytał czy tam będzie mógł mieć innych opiekunów opryskliwie powiedzieli mu, że nie ma szans by ktoś przygarnął takiego dziwaka jak on i powinien być izolowany od innych... Najbardziej bolesne okazało się jednak Boże Narodzenie kiedy Harry miał 8 lat. I to wcale nie dlatego, że dostał w prezencie starą ścierkę i przeterminowane sucharki dla psów, nie dlatego, że potknął się i upuścił tacę z jedzeniem za co ciotka Marge nazwała go beznadziejnym i bezużytecznym, a potem powiedziała Dudley’owi by zrobił „z nim porządek”, ani nawet nie dlatego że jego kuzyn włożył mu głowę do muszli klozetowej i musiał uciekać do swojej komórki cały mokry… Najbardziej bolesne było to, że 8-letni Harry postanowił wtedy narysować w swoim zeszyciku o co chciałby poprosić Świętego Mikołaja… A kiedy powiedział o tym wujowi i ciotce, został przez nich okrutnie wyśmiany i oboje dali mu jasno do zrozumienia, że musi o tym zapomnieć, bo nie ma absolutnie żadnych szans by jego gwiazdkowe życzenie mogło się spełnić… Tego smutnego dnia Harry porzucił swoje wieloletnie marzenie… W noc Wigilijną siedział pod schodami ociekając wodą i ze smutkiem patrzył na swój rysunek… Widział, że już nic z tego nie będzie…
Ale to była przeszłość… Nie był już samotnym chłopcem zamkniętym w komórce pod schodami, który kuli się za strachu przed bandą Dudley’a. Teraz był otoczony bliskimi, którzy śmiali się i radowali razem z nim. Jego ojciec chrzestny uśmiechał się do niego, jego najlepsi przyjaciele zasypywali go zabawnymi historiami. W końcu mógł poczuć się jak prawdziwy solenizant. Naprawdę nie mógł być szczęśliwszy…
W końcu zbliżała się pora kolacji. Dorośli udali się do kuchni by przygotować posiłek, a Fred i George razem z Ginny poszli do ogrodu by przygotować pokaz sztucznych ogni, który miał odbyć się tuż przed północą zanim Harry skończy 16 lat…
Solenizant został w salonie jedynie z Ronem i Hermioną. W tym czasie ich uwagę ponownie przykuła paczka od Tajemniczego Darczyńcy. Przez te wszystkie atrakcje praktycznie o niej zapomnieli, ale powoli zbliżała się pora jej otwarcia. Coraz bardziej nurtowało ich co w niej jest i kto ją przysłał.
- „Bardzo proszę nie otwieraj tego prezentu aż do północy, kiedy będziesz miał 16 lat.”… Dlaczego muszę mieć 16 lat…? Co to może być…?
- Myślę, że… To może być coś czego będziesz mógł użyć dopiero gdy będziesz miał skończone 16 lat… - stwierdziła Hermiona.
- Kaseta z filmem…? – zaproponował ich rudy przyjaciel.
- Ronaldzie! – zawołała Hermiona.
- No co…? Miałem na myśli mugolski film grozy dozwolony od 16 roku życia…
- W sumie… - zastanowił się Harry. – To by się zgadzało… Mój kuzyn kiedyś dostał na urodziny magnetowid…
- To jest płaskie, nie? – stwierdził Ron patrząc na paczkę leżącą na szczycie prezentów.
- Tak, ale nie jestem pewien… - stwierdził Harry. – Chyba jakoś szczególnie mu tego nie zazdrościłem…
- „Zazdrościłeś tego Dudley’owi…” – powtórzyła Hermiona. – Wytęż mózg. Co takiego ma on, a Ty nie? Coś co Ty zawsze chciałeś mieć…
- Szczerze…? Wszystko! Od ubrań, po własny pokój!
- A co Dudley dostawał na urodziny…? – spytał Ron. - Czego zawsze mu zazdrościłeś? Może roweru?
- Jak byłem mały to może i mu tego zazdrościłem, ale… Przecież ja teraz wolę miotłę od roweru! A miotłę już mam!
- To może… Nowy model miotły… - zaproponował Ron. - Błyskawica Turbo 2002?
- To istnieje taka miotła? – zdziwiła się Hermiona.
- Oczywiście, że nie. Teraz ją wymyśliłem…
- A możesz wymyślić coś realnego…? – warknęła panna Granger.
- Złoty zegarek na rękę? – zastanowił się Harry. – Nie, na zegarek to jest za duże…
- A może to nie jest zwykły mugolski przedmiot…? – powiedział Ron. – Może to coś co ma Dudley, ale… Ulepszone magią…? Tak jak mój tata zrobił z naszym samochodem…
- „W środku znajduje się najpiękniejszy prezent jaki kiedykolwiek dostałeś…” – powiedział Harry. – To mnie najbardziej nurtuje… Co to może być…? I skąd Darczyńca ma pewność, że nigdy w życiu nie dostałem nic piękniejszego…?
- „Jest bardzo cenny”, „I niezwykle trudno było go zdobyć…” – powiedział Ron. - Czyli musiał kosztować krocie… I trudno dostępne… Może to jakiś piękny, rzadki antyk!
- Może… Coś co pomoże Ci pokonać Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać! – powiedziała Hermiona. - Jakiś magiczny klejnot? Amulet? Może artefakt chroniący przed czarną magią…
Wtem do pokoju weszli Syriusz i Moody niosąc tacę z herbatą.
- Proszę, przynieśliśmy Wam picie! – odparł ojciec chrzestny Harry’ego. - Nadal główkujecie nad paczką…? Widzę, że już nie możecie się doczekać egzaminu na aurora…
- No pewnie! - odparł Harry. – Jak już skończymy szkolenie będziemy najlepszymi aurorami w całej Wielkiej Brytanii!
Moody spojrzał na nich z uśmiechem.
- A kogo podejrzewacie…? Zdradzicie kto według Was jest Darczyńcą i co jest w środku paczki…? Pokażcie nam, zawodowym aurorom co potraficie.
- Więc tak… - zaczął Ron. - Nie wiemy co jest w środku… Ale mamy 5 podejrzanych osób, które mogę być Darczyńcą…
- Doprawdy… - zaciekawił się Moody. – A jak do tego doszliście…
- Na początek… - zaczął Harry. – Skreśliłem Hermionę, bo po veritaserum powiedziała wprost, że to nie ona… Tonks tak samo, bo prezent dla mnie kupiła w tanim sklepie… Gdybyś to Ty był Darczyńczą nie zaproponowałbyś tej gry… A z kolei Ty powiedziałeś, że Twój prezent jest tani i można go kupić w pierwszym lepszym sklepie… Ginny też odpada, bo powiedziała, że nie wie o czym marzyłem…
- Doskonała dedukcja. – pochwalił ich Moody. – Więc kogo obstawiacie…?
- To mogą być rodzice Rona. – stwierdził Harry. – Oni mogliby mi kupić jakiś mugolski przedmiot, którego zazdrościłam Dudley’owi i go zaczarować… Ich wypowiedzi były bardzo wymijające… Są też Fred i George… Bardzo podejrzani, bo oni zawsze wiedzą jak wprowadzić kogoś w błąd… Więc to może być sprawka ich obojgu… I jeszcze… - dodał po chwili namysłu. – Jest Profesor Lupin. Nasz nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią odpowiedział bardzo wymijająco kiedy zadawałem mu pytanie… Więc być może… Ma z tym coś wspólnego…
Na twarzy Syriusza pojawił się wielki promienny uśmiech.
- Super Harry… Ty naprawdę potrafisz logicznie myśleć i analizować fakty! - poklepał chrześniaka po ramieniu. - Na pewno będziesz świetnym aurorem. Kiedy już zostaniesz przyjęty będziemy razem chodzić do pracy… Nauczę Cię wszystkiego o tym zawodzie… I postawimy sobie biurka obok siebie. Już zawsze będziemy razem. Jak…
- Przepraszam, co to za pogaduchy… - przerwał im lekko zdenerwowany Profesor Lupin. – Czy ja dobrze słyszałem, że… Coś mówiliście, o tej paczce…
- Tak, próbujemy ustalić od kogo ona pochodzi… - odparł Harry. - Kim jest Darczyńca…
- Och, wystarczy już tych zagadek… - odpowiedział szybko speszony Profesor. - Cały dzień próbujecie to rozwiązać…
- Wcale nie cały dzień… - powiedział Ron.
- Było tyle atrakcji, że główkowaliśmy nad tym może z 15 min… - odparł Harry.
Zauważył, że były nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią wyglądał na nieco przestraszonego i zdezorientowanego.
- Nie… Nie zawracajcie sobie tym głowy! – wypalił Lupin. - Wszystko wyjaśni się we właściwym czasie! A teraz lepiej o tym zapomnijcie… Kolacja już czeka! Szybko, do stołu…
***
- Sto lat, sto lat niech żyje, żyje nam!
Sto lat, sto lat niech żyje, żyje nam!
Jeszcze raz, jeszcze raz niech, żyje nam…
Pani Weasley postawiła na stole wielki kajmakowy tort w kształcie serca polany czerwonym lukrem ze złotym napisem „HARRY SWEET SIXTEEN”. Na szczycie stało 16 świeczek.
- Dalej Harry!
- Pomyśl, życzenie!
- Życzenie? Przecież dzięki Wam przeżyłem dzisiaj najpiękniejsze urodziny w życiu... Czego jeszcze mógłbym potrzebować do szczęścia…?
- Na pewno jest coś jeszcze czego pragniesz… - stwierdził Syriusz. – Pomyśl o tym…
- Dobrze. Niech będzie…
Harry zamknął oczy i pomyślał…
- Chcę żeby… Zawartość tej paczki powaliła mnie na kolana… Nie wiem, co to może być ale niech mnie zaskoczy i da mi dużo radości…
Wziął głęboki oddech i dmuchnął…
- Brawo! – zawołała Ginny. - Wszystkie za pierwszym razem!
- Brawo Młody! – odparł Syriusz. - Na pewno się spełni!
Po kilku kawałkach tortu i toaście kremowym piwem goście udali się do ogrodu gdzie Fred i George urządzili pokaz swoich magicznych fajerwerków.
Jak zwykle było to wspaniałe widowisko. Jednak tym razem bliźniacy przeszli samych siebie. Bowiem sztuczne ognie malowały na rozgwieżdżonym niebie różne sceny z życia Harry’ego. Moment gdy miał na głowie Tiarę przydziału… Jego pierwszy lot na miotle… Walka z Bazyliszkiem… Lot na Hipogryfie… Wyczarowywanie Patronusa… Walka z Rogogonem… Lekcje GD… A na samym końcu na niebie pojawił się ogromny złoty lew Gryfonów, który ryknął i zamienił się w cyfrę „16”. Rozległ się huragan braw.
- Boże, to było przepiękne! – zawołał Harry rzucając się bliźniakom na szyję.
- He he… To nasz nowy produkt! „Fajerwerki Spersonalizowane”! Produkowane tylko na zamówienie!
- 10 galeonów sztuka, 30 za zestaw. Dla członków rodziny, przyjaciół i sponsora naszej działalności – 100% zniżki!
Po pokazie goście udali się do salonu. Wszyscy wyczekiwali na wybicie dwunastej, kiedy Harry ukończy 16 rok życia i w końcu otworzy swoje prezenty.
- Umieram z ciekawości, co jest w środku! – ekscytował się Ron.
- Mam nadzieję, ze spodoba się Harry’emu… - odparł Pan Weasley. – Cokolwiek to jest… - dodał pośpiesznie.
- Spokojnie Kochanie… - odpowiedziała mu żona. – Prezent od Darczyńcy na pewno… Go nie zawiedzie…
- Ja myślę, że nie zależnie co jest w tej paczce, Harry i tak się z tego ucieszy… - dodał Moody. – Już samo to zgadywanie dostarczyło mu tyle radochy…
- Nie zapominajmy, że ta paczka to nie jedyna rzecz, którą Harry dziś dostanie. – przypomniał Syriusz. – My też kupiliśmy mu wiele wspaniałych rzeczy… Mam nadzieję, że mój prezent również przypadnie mu do gustu…
- Oj, Twój prezent na pewno mu się spodoba! – odparła Tonks, klepiąc kuzyna matki po ramieniu. – Będzie zachwycony! I z mojego, pewnie też się ucieszy…
- Wystarczy tych dywagacji! – przerwał im Lupin. – Cięgle tylko Darczyńca to, paczka tamto… Już dosyć… Za kilka minut sami się przekonamy co Harry dostał w tym roku na urodziny… Na pewno będzie wniebowzięty… Cały w skowronkach… - urwał i zastanowił się chwilę, po czym dodał. – Zakładam, że tak będzie…
W końcu nadeszła ta chwila. Wskazówki zegara zbliżyły się do godziny 12:00…
- 10… 9… 8… 7… 6… 5… 4… 3… 2… 1… 0! STO LAT HARRY!
Wszyscy goście zaczęli klaskać i wiwatować. Z sufitu zaczęło spadać złote confetti…
- Wszystkiego najlepszego Harry!
- Żyj nad długie lata!
- Dużo zdrowia, szczęścia i pomyślności!
- I bezpieczeństwa…!
- Samych „Wybitnych” na egzaminach!
- I sukcesów w quidditchu!
- Wszystkiego dobrego Harry! Nie mogę uwierzyć, że masz już 16 lat… Mój kochany…
- Hej, weź zostaw coś dla mnie! Nie Ty jeden chcesz go uściskać! – odparła Tonks niemal wyrywając solenizanta z zaciśniętych ramion kuzyna swojej matki. – Harry, życzę Ci, żebyś został wspaniałym aurorem i mógł pracować razem z nami w Ministerstwie!
- I żebyś jak najszybciej pokonał Sam-Wiesz-Kogo!
- I żebyś świetnie radził sobie w walce!
- I żebyś zaliczył wszystkie Owutemy!
- Hermiono! Ledwie zdaliśmy Sumy… Możesz chociaż w czasie wakacji przestać myśleć o szkole…?
- Dobra Ron… Harry, życzę Ci pięknych chwil w Hogwarcie!
- Moi drodzy… - zaczął solenizant. – Ja też chciałem Wam coś powiedzieć… Naprawdę nie wiem jak mam Wam dziękować! Nigdy jeszcze nie przeżyłem tak wspaniałych urodzin! To był jeden z najwspanialszych dni mojego życia…
- Och, Harry… - zaczął Lupin. – Może jeszcze wszystko przed Tobą… Dzień się jeszcze nie skończył…
- Owszem, skończył się - z wybiciem dwunastej! – zażartował Ron.
- Nie to miałem na myśli… - mówił dalej były nauczyciel Obrony Przed Czarną Magię. - Skoro masz już 16 lat… To najwyższy czas na otwarcie prezentów…
- Nie mogę się doczekać aż to otworzysz… - powiedział z uśmiechem pan Weasley. – W końcu… Darczyńca twierdzi, że w Twojej paczce… Jest najpiękniejszy prezent jaki kiedykolwiek dostałeś…
- Na pewno będzie to coś wspaniałego… - dodała z uśmiechem Pani Weasley.
- Szybko, Harry… - ponagliła go Ginny. - Musisz to otworzyć!
- Ok. – odparł Harry. – Przyjrzyjmy się paczce…
Sięgnął na stosik i ostrożnie zdjął z niego paczkę od Tajemniczego Darczyńcy. Przyjrzał się jej raz jeszcze. Prostokątne pudełko było dość płaskie i szerokie. Zawinięte w czerwony papier w złote lwy Gryffindoru. Wokół zawiązana była złota wstęga zwieńczona dużą kokardą… Spojrzał na napisaną na maszynie kratkę… „W środku znajduje się najpiękniejszy prezent jaki kiedykolwiek dostałeś”… „Jest bardzo cenny i niezwykle trudno było go zdobyć”… Zawsze o tym marzyłeś i zazdrościłeś tego Dudley’owi”... Co też to może być…? I kto mu to podarował… Delikatnie spróbował ją pomacać i nią potrząsnąć.
- Ciężka jest…? – spytał Ron.
- Hmmmm… Bardzo lekka. – odparł Harry. - O… Coś się przesunęło w środku…
- Masz jakiś pomysł co to jest? – spytał z uśmiechem Lupin.
- Nie… Żadnego…
- A jak myślisz… Od kogo to jest? – zapytała podekscytowana Ginny.
- Też nie jestem pewien. Ale… Ktokolwiek z Was jest tym Tajemniczym Darczyńcą… Już z miejsca dziękuję mu za ten prezent! - dodał z uśmiechem.
- Otwieraj! – ponaglił go Fred.
- Bo umrzemy z ciekawości! – dodał George.
- Dobrze… - wziął głęboki wdech. – No to… Otwieramy…
Harry zaczął drążącą ręką odwiązywać złotą wstążkę. Zdjął ją i rozerwał czerwony papier w złote lwy… Pod nim znajdowało się tekturowe pudełko. Zarumieniony z emocji zdjął pokrywkę i ujrzał…
- Kolejne pudełko w barwach Ravenclawu…?!
W gryfońskiej paczce znajdowała się kolejna, nieco mniejsza i bardziej płaska, zapakowana w niebieski papier w kruki i obwiązana srebrną wstążką do której była przymocowana kolejna karteczka z tekstem napisanym na maszynie.
HARRY, WIEDZ, ŻE WSZYSCY JESTEŚMY Z CIEBIE BARDZO DUMNI.
TAJEMNICZY DARCZYŃCA
- Dziękuję bardzo Darczyńco… Kimkolwiek jesteś… - westchnął z uśmiechem Harry.
Odwiązał srebrna wstęgę i rozerwał papier w kruki. Otworzył pudełko i…
- Teraz paczka Huffelpuffu… - westchnął zagłuszony chichotem podekscytowanych gości.
Wyjął kolejne pudełko owinięte w żółty papier w czarne borsuki. Tę paczkę również oplatała złota wstęga z karteczką, której treść tym razem nieco go przestraszyła:
SZYKUJ SIĘ HARRY.
JUŻ ZA CHWILĘ…
TO BĘDZIE NAJWAŻNIEJSZY MOMENT W TWOIM ŻYCIU.
TAJEMNICZY DARCZYŃCA
- Najważniejszy moment w moim życiu? – powtórzył z lekkim lękiem w głosie Harry. – Rany Julek… Co tu jest grane…?
- Co to znaczy…? – zapytała z niepokojem Hermiona. – Co się stanie kiedy Ty to otworzysz…?
- A może to jednak coś niebezpiecznego? – zastanowił się Moody. – Może jednak rzucę na to okiem…
- Daj spokój! – przerwała mu Tonks. – Przecież już ustaliliśmy, że tą paczkę przyniósł ktoś z nas, a nikt z obecnych tu osób nie podarowałby Harry’emu niczego niebezpiecznego.
- No dobrze… - stwierdził solenizant. – Nie wiem co za chwilę się wydarzy… Ale otwieramy dalej…
Zdjął wstążkę, nieco drżącymi rękami rozerwał papier w borsuki i…
Spodziewał się pakunku w barwach Slytherinu, ale zamiast tego… Odkrył kolejną paczkę w barwach Gryffindoru przewiązaną złotą wstążką.
- Ojej… Widać Darczyńca wiedział, o mojej awersji do domu Salazara i mi go odpuścił – ucieszył się Harry. - O, tu jest informacja, że ta paczka jest ostatnia!
To pudełko było najmniejsze ze wszystkich. Miało mniej więcej wymiary 20 na 30 cm i było dość cienkie…
- Co to może być… Płaskie… Bardzo lekkie… Jakby nic nie ważyło…
- Nie mam pojęcia… - stwierdził Ron.
- Ja też nie… - odparła Hermiona. – Nie mam już żadnego pomysłu co jest w środku…
- Cóż… - stwierdził Harry. – Jest tylko jeden sposób by się przekonać…
Spojrzał jeszcze raz na karteczkę:
GRATULACJE HARRY,
TO JUŻ OSTATNIA PACZKA.
KIEDY JĄ OTWORZYSZ NIC JUŻ NIE BĘDZIE TAKIE JAK WCZEŚNIEJ.
CZY JESTEŚ GOTOWY…?
TAJEMNICZY DARCZYŃCA
- Gotowy… - odpowiedział zdecydowanym głosem.
Harry wziął głęboki oddech i lekko drżącą ręką zaczął rozwijać złotą wstążkę. Krew pulsowała mu w uszach, a serce z podekscytowania biło jak młot. Goście patrzyli się na niego w absolutnej ciszy i skupieniu. Rozwiązał wstążkę i zdjął ją z pudełka. Zaczął zdejmować papier, odsłaniający tekturowe pudełko…
Czuł, że jego serce za chwile wyskoczy mu z piersi. W końcu dotarł do kartonu…
Otworzył pudełko i…
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
Notes:
Czy już wiecie, kto jest Tajemniczym Darczyńcą?
A co może znajdować się w środku paczki?Piszcie w komentarzach!
Chapter 3: Najpiękniejszy prezent w życiu Harry’ego to…
Chapter Text
Wszyscy wpatrywali się w napięciu czekając na reakcję solenizanta.
Harry otworzył pudełko i ujrzał…
- Kartki papieru…?
Ku jego zaskoczeniu w paczce znajdowało się tylko kilka kartek na których było coś napisane. Goście zamilkli w niedowierzaniu. Zdziwiony Harry wyjął je z pudełka, wziął do ręki i…
- OCH!!!
Z jego gardła mimowolnie wydobył się zduszony okrzyk… W tym momencie poczuł się tak jakby jego serce miało wyskoczyć mu z piersi. Upuścił pudełko i odruchowo zatkał sobie usta dłonią. Zamarł w bezruchu wpatrując się wielkimi oczami w to co trzymał…
Nie… To niemożliwe… To musi być sen… Cudowny, przepiękny sen… To nie może dziać się naprawdę… To niemożliwe, żeby trzymał w ręce… Spełnienie swoich najskrytszych, najgłębszych marzeń… To czego tak bardzo pragnął przez całe życie…
Po prostu nie mógł w to uwierzyć… A jednak… Mijały kolejne sekundy, a on stał zasłaniając usta dłonią i wpatrywał się w te kartki… Powoli docierało do niego… Zaczynał rozumieć wszystkie informacje… Najpiękniejszy prezent jaki kiedykolwiek dostał… Tak bardzo cenny… To czego tak zazdrościł Dudley’owi… Trudne do załatwienia… „Najważniejszy moment w życiu po, którym nic już nie będzie takie jak wcześniej”…
Emocje zaczęły w nim wzbierać… Poczuł się tak jakby zaraz miał eksplodować ze wzruszenia i szczęścia… Zaczął drżeć, a jego oczy napełniły się łzami… A jednak to prawda… Jak mógł wcześniej się nie domyślić o co chodziło w tej zagadce… Spełnienie jego największego marzenia… Przecież to było oczywiste czego najbardziej pragnął… Tajemniczy Darczyńca… To takie proste… Czemu od razu nie zorientował się kto nim jest!
Ciągle nie wierząc własnemu szczęściu podniósł zapłakane oczy znad kartek i spojrzał Darczyńcy prosto w twarz, jakby próbując zadać mu pytanie: „Naprawdę…?”. Ale Darczyńca tylko posłał mu bardzo ciepły uśmiech i pokiwał głową jakby chciał powiedzieć: „Tak. To się dzieje naprawdę”.
W tym momencie emocje, które gotowały się w Harry’m eksplodowały. Wybuchnął płaczem i dosłownie zalał się łzami, łkając ze wzruszenia.
Zdumieni goście, którzy przyglądali mu się od kilku minut w końcu odzyskali głos.
- Harry… - zapytał z niedowierzaniem Ron. – Co to za kartki…?
Jego najlepszy przyjaciel uniósł zapłakane oczy.
- To… To są…
Jego głos tak drżał, że ledwie mógł wymówić słowo…
Prawie wszyscy patrzyli na niego z wyraźnym zaniepokojeniem…
- Harry… - odezwała się nieco przerażona Pani Weasley… - Powiedź nam… Co to jest?
- To są… To są… Dokumenty Adopcyjne!
- Co?!?!?!
Niemal wszyscy złapali się za głowy.
- C-C-CO!?
- JAK TO… GDZIE… KIEDY…
- HARRY… CO…JAK…?
- KIEDY… SKĄD…?
- ŻE TY… CIEBIE…
- ALE… KTO…?!
I wtedy do nich dotarło, że nie wszyscy goście doznali szoku... Jedynymi osobami, w pokoju które uśmiechały się i nie wyglądały na zaskoczonych byli Nimfadora Tonks, Remus Lupin i…
- Tak. To byłem ja. – powiedział Syriusz Black krzyżując ręce na piersi. - Ja jestem Tajemniczym Darczyńcą!
Po czym podszedł do zapłakanego Harry’ego i z ciepłym uśmiechem położył dłonie na jego ramionach.
- Harry… Okazało się, że Dursley’owie nie muszą być Twoimi opiekunami prawnymi, żeby czar który Cię chroni nadal działał. Wystarczy, tylko że będziesz tam mieszkał jeszcze przez jedno lato i nazywał ich dom swoim, a ta bariera nadal się utrzyma. Ale nic się nie zmieni jeśli w papierach będziesz miał wpisanego innego rodzica…
Harry nadal płakał ze wzruszenia, zakrywając sobie usta ręką i patrzył swojemu ojcu chrzestnemu prosto w oczy. Serce biło mu jak młot… Widział co za chwile usłyszy…
- Rozmawiałem z Albusem i kiedy tylko się o tym dowiedziałem, od razu rozpocząłem procedurę adopcyjną… Zdobyłem wszystkie potrzebne dokumenty… Spotkałem się też z Dursley’ami… Zgodzili się przekazać mi prawa rodzicielskie i pozwolili byś przyjechał do nich na jeszcze jedno lato… Złożyli swoje podpisy… Ja też podpisałem co trzeba… Brakuje już tylko Twoich podpisów i krótkiego magicznego rytuału, żebyśmy mogli oficjalnie stać się rodziną…
Syriusz wyjął z kieszeni wieczne pióro.
- Gdzie…?! Gdzie mam podpisać…?! – zawołał Harry dławiąc się łzami.
- Tutaj… Tu… I jeszcze tutaj… Zaczekaj, zawołam przez cieć Fiuu prawniczkę Barbarę Moblick, która ma to podbić…
Podszedł do komika i wezwał z Ministerstwa urzędniczkę z Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Kobieta przyjrzała się dokumentom i zaczęła je podstemplowywać. W pokoju panowała absolutna cisza. Jedynymi dźwiękami, jakie można było usłyszeć to donośne bicie serc Harry’ego i Syriusza. Oboje trzymali się za ręce i stali obok obserwując w skupieniu poczynania kobiety.
- Dobrze… A teraz proszę by rodzic i dziecko stanęli naprzeciwko siebie i podnieśli dłonie. Zgodnie z tradycją Rodu Blacków odprawimy tzw. Rytuał Adopcji Krwi. Dzięki temu krew rodzica popłynie w żyłach dziecka, a krew dziecka w żyłach rodzica. Wasze geny się połączą i będziecie związani za sobą także biologicznie. Może troszeczkę zaszczypać, ale bez obaw, to potrwa tylko minutę.
Gdy zrobili co im kazała, Pani Moblick uniosła różdżkę. Na lewej dłoni Harry’ego i prawej dłoni Syriusza pojawiły się małe rany. Popłynęły z nich strumyczki krwi, które uniosły się i splotły ze sobą jak wężyki, a następnie każdy z nich wniknął w rankę znajdującą się naprzeciwko. Obaj poczuli jak ich krew miesza się ze sobą i wnika do ich żył. Stali w skupienie słysząc tylko bicie swoich serc, które rozprowadzały po ich ciałach krew. Po niecałej minucie strumyczki w końcu wniknęły do ran w całości. Rozcięcia na dłoniach od razu się zabliźniły.
Pani Moblick ponownie sięgnęła po dokumenty. W końcu przybiła ostatni stempel.
- W porządku. Syriusz Orion Black otrzymuje pełnię praw rodzicielskich nad Harrym Jamesem Potterem. Chłopcze… Teraz nazywasz się Harry Black-Potter. Od tej chwili jesteś następcą i dziedzicem Szlachetnego i Starożytnego Rodu Blacków. Oficjalnie jesteście rodziną.
Gdy kobieta przekazała im dokumenty i zniknęła w zielonych płomieniach w pokoju nadal panowała cisza. Tak jakby do wszystkich obecnych jeszcze nie dotarło to co powiedziała. Dopiero po kilku sekundach zaczęło docierać do nich co się właśnie wydarzyło. Pierwszy odezwał się Profesor Lupin. Posłał Harry’emu i Syriuszowi ciepły uśmiech i zwrócił się do nich jakby próbując uświadomić im, że to nie sen…
- Już… To się dzieje naprawdę… Jesteście ojcem i synem…
Harry nadal miał łzy na twarzy… W końcu zdobył się na odwagę, odwrócił się w stronę Syriusza i spojrzał mu prosto w oczy. One też były pełne łez, ale przebijał przez nie ciepły uśmiech pełen szczęścia. Tak jak wtedy gdy się poznali…
- Tato…
- Synku…
Łapa pochylił się i przytulił swoje dziecko do piersi. Harry odruchowo wtulił się jego ramię, nie mogąc powstrzymać emocji i wzruszenia. W końcu, po tylu latach… Spełniło się jego największe, najskrytsze marzenie… Miał rodzinę… Znów miał ojca. Chciał po prostu zostać w jego ramionach już na zawsze… Żeby już nigdy nic ich nie rozdzieliło, żeby już nigdy nie był sam… Żeby rozkoszować się jego ciepłem i ojcowską miłością…
Czas mijał, a oni stali tak wtuleni w siebie…
Tak jak podczas ich pierwszego spotkania, kiedy Syriusz po uniewinnieniu wyszedł na wolność i od razu skierował się do Hogwartu. Gdy przekroczył bramy zamku jako wolny człowiek od razu chciał zobaczyć swojego chrześniaka. Kiedy Albus go przyprowadził i zostawił ich sam na sam Syriusz nie mógł się powstrzymać by nie przytulić dziecka do piersi i nie popłakać się ze szczęścia… 11-letni Harry też wtedy się wzruszył, bo po raz pierwszy w życiu ktoś przytulił go tak jakby naprawdę mu na nim zależało…
Teraz znów stali i przytulali się ze łzami w oczach… Jakby oboje przeżywali tą chwilę na nowo… Tyle, że teraz Harry był nieco wyższym chłopcem… I tym razem byli prawdziwą rodziną…
Minęło kilka minut ciszy… Aż w końcu przerwała je Tonks, która zaczęła powoli klaskać… Po chwili dołączyli do niej też inni goście, bijący brawo którzy teraz sami zalewali się łzami. Na szczęście Nimfadora i Remus (którzy najwyraźniej byli przygotowani na tą chwilę) natychmiast wyciągnęli chusteczki i rozdali je reszcie obecnych…
A Harry i Syriusz dalej stali wtuleni w siebie…
Nikt nie chciał im przerwać najpiękniejszej chwili w ich życiu…
***
- Toast za szczęśliwą rodzinę Blacków!
- Za szczęście rodzinne!
Wszyscy stuknęli się kielichami z kremowym piwem.
- To teraz… - odparła Tonks. – Czas na prezent ode mnie…
Podsunęła solenizantowi kolejną paczkę, której jeszcze nie odpakował. Harry otworzył pudełko i wyciągnął dwie bransolety z połówkami serca z napisami „Ojciec” i „Syn”.
- Dzięki! Fantastyczne! Będą nam pasowały do sweterków.
On i jego nowy ojciec siedzieli na kanapie ubrani w bordowe swetry, który dostali w prezencie od Lupina. Syriusz miał na piersiach wielkiego czarnego psa, a Harry małego słodkiego szczeniaczka.
- No i na koniec… - odparł Syriusz. - Został prezent ode mnie… To co mówiłem pod wspływem veritaserum dotyczyło przygotowanych dziś dokumentów, ale kilka tygodni temu kupiłem Ci jeszcze jeden podarunek…
Wskazał na ostatnią paczkę owiniętą w złoty papier i przewiązaną czerwoną wstążką.
- Ależ… Tato… Przecież dałeś mi już dziś najpiękniejszy prezent w historii Galaktyki!
- Adopcja to jedno… A podarunek to drugie… Nie mogłem przecież pozwolić, żeby mój syn nie dostał dziś ode mnie upominku, który będzie mu przypominał ten dzień… Proszę szczeniaczku!
Harry oblał się rumieńcem. Powoli oswajał się z myślą, że od tej pory Syriusz będzie nazywał go swoim synem, a nie chrześniakiem. Szybko przyzwyczaił się też do tego, że może mówić do niego „Tato”… To było takie miłe… W końcu miał prawdziwego rodzica, o którym tak marzył… Całe życie czekał na tą chwilę… Teraz koniecznie musi się postarać by być dla niego jak najlepszym potomkiem… Żeby jego nowy tata mógł być z niego dumny…
Otworzył pudełko i wyjął z niego pluszowego czarnego Misia z czerwonym serduszkiem ze złotą cyfrą „16”, który trzymał w łapkach mahoniową szkatułkę ze złotym zapięciem w logo Gringotta. Harry spróbował ją wyjąć, a wtedy… Miś zaszczekał na niego. Uśmiechnął się. No, tak jego nowy tata na jego pierwsze urodziny dał mu dziecięcą miotłę-zabawkę, a na 13 podarował mu dorosłą miotłę… A teraz na 16 kupił mu szczekającego misia, takiego jak ten, którego wręczył mu na jego pierwsze Boże Narodzenie… Tylko Syriusz Black wymyśleć coś takiego.
Otworzył szkatułkę. Była wyścielona czerwonym puchem, na którym leżał piękny złoty medalion z Herbem Blacków wyrytym w obsydianie. Na górze było wygrawerowane nazwisko „Harry Black-Potter”, a na dole uaktualniona dywiza Blacków „Toujours Pur de Coeur”.
- Boże… Jest… Przepiękny! – zachwycił się Harry.
Wyjął wisior i dokładnie go obejrzał. Z tyłu znajdował się napis:
Kochanemu Harry’emu z okazji adopcji w dniu 16 urodzin 31 lipca 1996 roku.
Dla najwspanialszego, najmilszego, najmądrzejszego, najbardziej utalentowanego i najukochańszego członka Szlachetnego i Starożytnego Rodu Blacków – Chłopca, Który Przeżył.
Twój Ojciec Syriusz Black
- Dziękuję! – zawołał rzucając się ojcu na szyją i dając mu buziaka w policzek. – Jest wspaniały! Jak udało Ci się go zdobyć?
- Ten medalion wykuto specjalnie na moje prywatne zamówienie w Gringotcie. – mówił dalej Syriusz. - Został zaprojektowany na wzór pierścienia mego ojca, wiesz tego który znaleźliśmy podczas sprzątania domu zeszłego lata. Całe szczęście, że go nie wyrzuciłem. Stworek miał racją kiedy chciał go zatrzymać… Poprosiłem gobliny, żeby medalion był bardzo lekki tak żebyś mógł nosić go na co dzień. Żeby cały Hogwart się dowiedział, że jesteś teraz Blackiem!
- Wow… - zdumiał się Harry oglądając cudeńko w swoich placach. – Czyli… Musiał kosztować fortunę… Och… Tato… Nie musiałeś…
- Właśnie, że musiałem – odparł jego nowy ojciec z promiennym uśmiechem na twarzy. – Chce żeby wszyscy widzieli z daleka, że mój syn jest teraz częścią rodziny Blacków. Niech cały świat wie, że doczekałem się szczeniaczka!
Harry się zarumienił. Zupełnie zapomniał o tym, że jego nowy rodzic pochodzi z bardzo arystokratycznego rodu. Syriusz jak na posiadacza ogromnej fortuny nigdy się z tym nie afiszował i bardzo rzadko decydował się na jakieś większe wydatki. A teraz, on chłopiec wychowywany w komórce pod schodami, któremu wujostwo nie chciało kupować nawet nowych skarpetek niespodziewanie został jego dziedzicem. Potomkiem szlacheckiej rodziny. To było wręcz surrealistycznego doświadczenie. Jakby przenieść się z lepianki do pałacu Buckingam. Musi się z tym oswoić… Tylko… Jak on sobie poradzi jako młody arystokrata?
- Dalej Harry, włóż ten medalion! – ponagliła go Ginny.
Solenizant wziął błyskotkę i założył ją na szyję. Pasowała idealnie.
- I jak wyglądam?
- Super!
- Pasuje do Twoich oczu!
- Jak prawdziwy arystokrata!
- Słuchajcie… - wymamrotał Harry. – Ale tak na poważnie… Myślicie, że ja na pewno… Pasuję na bogatego dziedzica starożytnego rodu…?
- Oczywiście, że tak! – odparł Syriusz. – A dlaczego miałbyś nie pasować?
- No bo… Nie wiem, jak funkcjonują wyższe sfery… Nie znam ani etykiety, ani żadnych obyczajów, nie wiem jak się zachowywać, czy mam zmienić dykcję, jak się poruszać kiedy idę, jak się mam wysławiać itp…
Syriusz wybuchnął śmiechem przypominającym szczekanie psa.
- Oj, Harry… A czy w moim codziennym zachowaniu zauważyłeś kiedyś coś do by odbiegało od normy…?
Harry ponownie się zarumienił. Fakt, jego nowy ojciec od urodzenia ma arystokratyczne korzenie... Ale absolutnie nie można było powiedzieć o nim, że jest sztywniakiem trzymającym się etykiety i zasad… Wręcz przeciwnie – wyrósł na buntownika, rozrabiakę i dowcipnisia. W końcu to Huncwot…
- No… Nie. Ty zawsze jesteś wyluzowany i pogodny…
- Dokładnie! A widziałeś kiedyś żeby Twoi koledzy pochodzący z bogatych rodzin zachowywali się w jakiś skostniały sposób?
- Nie… Nawet Ślizgoni z rodów czystej krwi zachowują się jak normalne nastolatki.
- No właśnie! Mamy prawie XXI wiek… Epoka Wiktoriańska już dawno minęła. Bycie arystokratą już nie oznacza permanentnego życia według sztywnych zasad. Etykiety wymagana jest tylko w sprawach oficjalnych albo na uroczystych spotkaniach. Nie martw się, w razie czego Cię podszkolę. Ale na co dzień możesz spokojnie rozmawiać z kolegami, nosić T-shirty i biegać po szkolnym korytarzu. O język też się martw… Wiesz, jak wysławiała się moja matka…
- Ok, masz rację… Poradzę sobie… - odparł z uśmiechem jego syn.
- Harry! – zagadał go Ron. – Możesz poprosić swojego sługę o więcej tortu…?
- Ronaldzie! – zawołała Hermiona. – Niech Harry lepiej go nie nadużywa! Kuchnia jest dwa kroki stąd, możemy sami sobie przy…
- Daj spokój! Słyszałaś, że on musi się nauczyć, jak ma się teraz zwracać do swojego nowego Panicza…
Ich przyjaciel westchnął z uśmiechem po czym zwrócił się do skrzata Blacków trzymającego tacę z napojami. Został wezwany do Nory, żeby Harry mógł poćwiczyć wydawanie mu komend.
- Stworku… - zaczął niepewnie.
- Co Panicz Harry sobie życzy? – zapytał skrzacik.
- Proszę, przynieś nam wszystkim jeszcze po kawałku tortu z kuchni… Panicz Harry… Jak to dziwnie brzmi…
- Przyzwyczaisz się… - odparł Syriusz. – Jesteś teraz dziedzicem i następcą jednej z najstarszych czarodziejski rodzin… Służba musi się do Ciebie odpowiednio zwracać.
- Nadal nie mogę w to uwierzyć. Jeszcze kilka godzin temu byłem siostrzeńcem właściciela firmy produkującej świdry… A teraz jestem synem arystokraty… Niesamowite…
- Upoważniłem Cię do korzystania z kont Blacków i noszenia tytułów rodowych… - mówił dalej jego nowy ojciec. - Uaktualniłem też nasze rodzinne motto… Było „Toujours Pur” czyli „Zawsze czysty” a teraz jest „Toujours Pur de Coeur” – czyli „Zawsze czyste serce”… Tak jest lepiej. Rodzina Black pod moją wodzą na zawsze odcina się od czarnej magii i ideologii czystości krwi…
- Tato… Ja naprawdę… Nie wiem co powiedzieć… - mruknął Harry rumieniąc się.
- Zobaczysz, szybko przyzwyczaisz się do nowego życia… - powiedział jego ojciec.
- A z kolei my musimy się przyzwyczaić, że teraz masz podwójne nazwisko… - odparł Ron. - Harry Black-Potter… Niesamowite…
- A właśnie… - zaczął Syriusz uśmiechając się radośnie do dzieci Weasley’ów. - Nie wiem czy jeszcze pamiętacie… Ale Wasi rodzice pochodzą z rodzin, które również są spokrewnione z Blackami… Więc teraz…
Ron, Fred i George zerwali się z kanapy.
- Harry, czyli my teraz jesteśmy kuzynami! Wow!!!
- Niesamowite! – zawołał nowy dziedzic rodu Blacków.
Wszyscy czterej zaczęli się obściskiwać.
- Ale fantastycznie!
- O mój Boże… - załkała Pani Waesley, ocierając oczy chusteczką, która podał jej mąż. – Jeśli chcesz możesz nazywać mnie i Artura „ciocią” i „wujkiem”…
- Oczywiście, że tak! – ucieszył się Harry. – Dziękuję… Ciociu Molly! Tak!
- Harry i my… Naprawdę…? Och nie… - jęknęła po cichu Ginny, ale po chwili przypomniała sobie, że w świecie czarodziejów związki między kuzynami drugiego stopnia na szczęście są legalne i westchnęła z ulgą.
- I ja też jestem Twoją kuzynką! – cieszyła się Tonks. – Jesteśmy jedną wielką rodziną! Będziesz musiał koniecznie poznać moich rodziców…
- A właśnie, przypomnij żebym oddał twojemu tacie jego maszynę do pisania. – odparł Syriusz. - Jak to dobrze, że mi ją pożyczył… Mój charakter pisma Harry poznałby w sekundę!
- O mój Boże! – zawołał nagle jego syn. – Zapomniałem… Malfoyowie… Narcyza… przecież ona też jest z Blacków… Czyli teraz… Draco i ja też jesteśmy… Kuzynami?! O nie!
- Ajajajajaj… - przetoczyło się przez pokój.
- Yyyyy… Chyba lepiej mieć za wujostwo Malfoyów niż Dursley’ów…?! – wypalił niepewnie Ron.
- A skąd! – odpowiedział Harry. - Jedni i drudzy to dranie!
- Gdybyś miał wybierać… - zastanowił się Fred. - Kogo wolałbyś mieć za kuzyna… Dudley’a czy Draco?
- Nikogo! Żadnego z nich!
- A jaka ciocia lepsza…? – mówił dalej George. - Ciotka Petunia czy ciocia Cyzia…?
- Żadna z nich!
- A który wujek lepszy? - kontynuował Fred. - Wuj Vernon czy wujek Lucjusz?
- Żaden!
- Czyli chyba mamy problem… - podsumował George.
- Draco Malfoy moim kuzynem… Koniec świata…
- Ale… - zaczęła Hermiona. - Jak my im o tym powiemy…?
- Spokojnie… - odparł Lupin. - Mamy już plan…
- Kiedy pójdziemy poinformować naszą drogą Cyzię i jej syna, o tym że rodzina nam się powiększyła… - mówił dalej Syriusz. – Zabiorę ze sobą dużą butelkę eliksiru trzeźwiącego…. I zanim ogłoszę tę radosną wiadomość podłożę im obojgu materace…
- Oj, coś… Czuję, że kolegom Draco to się nie spodoba… - mruknął z uśmiechem Ron. - Dopiero będzie miał przerąbane w Hogwarcie… Cały Slytherin nie da mu spokoju…
- Ja bym się bardziej martwiła o reakcję… Kolegów jego taty… - stwierdziła Hermiona. - Oj, im to już na pewno się nie spodoba, że Chłopiec, Który Przeżył stał się głową rodziny, z której pochodzi jego matka… A już były szef taty… Ojoj… Ten to dopiero się na nich wścieknie…
- Ale czy… - zaczął niepewnie Harry. – Czy naprawdę muszę… Bo ja… Chce za mieć za kuzynów Wesaleyów i Tonksów… Ale nie chcę mieć w rodzinie Draco i jego rodziców…
- Spokojnie! – odpowiedział jego nowy ojciec. - Jeśli nie chcesz to nie musisz ich uważać za krewnych… Ja jestem głową rodu i ja decyduję kogo mamy traktować jak członka rodziny… Jeśli nie chcesz uznać Malfoyów za wujostwo to nie ma problemu. Ty jesteś naszym dziedzicem i ty o tym decydujesz…
- Czyli mogę wszem i wobec podkreślać, że wy jesteście moją rodziną, a Malfoyowie, nie? – ucieszył się jego syn.
- Oczywiście Harry. I tak będzie najlepiej dla wszystkich… Z resztą… Wiecie, że na starym gobelinie Blacków teraz wisi nowy ma którym kazałem przywrócić bliskich mi krewnych, a pominąć złych przodków… I Weasleyowie tam są, Tonksowie tam są, wuj Alfard jest, Harry też jest… A Malfoyów i Lestrangów tam nie ma… Czyli w zasadzie po krzyku! Teraz to jest nasz gobelin Harry i Ty i ja sami decydujemy kto ma się tam znaleźć!
Harry odetchnął z ulgą. Widział, że on i Draco i tak nie uciekną przed tym, że teraz są ze sobą spokrewnieni, ale przynajmniej nie będą musieli traktować się nawzajem jak kuzyni. Chociaż tyle…
- Naprawdę, nic nie podejrzewaliście..? – zapytał Syriusz gości. – Nie przyszło Wam do głowy, że to ja jestem Darczyńcą i, że ten tajemniczy prezent to adopcja?
- Nie! A skąd!
- W życiu!
- Nikt się tego nie spodziewał!
- Nawet przez myśl, nam to nie przeszło…
- Nikt nie zauważył, że Syriusz zachowuje się ostatnio bardziej troskliwie niż zwykle w stosunku do Harry’ego? – spytał Lupin.
- Nie…! Jakoś nie zwróciliśmy na to uwagi…
- Bo on już sobie zakodował, że to jest teraz jego dziecko… I był spragniony ojcostwa… - podsumowała Nimfadora.
- Ale Ty i Remus wiedzieliście o wszystkim? – spytał Pan Weasley.
- Jak moglibyśmy nie wiedzieć… - westchnęła Tonks. – Przecież Syriusz przez ostatnie tygodnie… W domu i w pracy bez przerwy mówił tylko o jednym… Harry to, Harry tamto… Musieliśmy niemal błagać go… „Proszę czy możemy porozmawiać o czymkolwiek co nie ma czarnych włosów, okularów i blizny na czole…”.
- To prawda. – dodał Lupin. – Ciągle słyszeliśmy… „Załatwię Harry’emu wszystkie rodowe tytuły…”, „nauczymy Stworka zwracać się do niego „Paniczu Harry”, „tu na gobelinie wyhaftujemy mu nazwisko Black-Potter”, „tu powiesimy jego rodzinny portret”, „a gdzie urządzimy mu pokój… Albo nie, Harry sam sobie wybierze gdzie będzie mieszkał”…
- Nie wspominając już o radosnym informowaniu wszystkich rodzinnych obrazów o tym, że Ród Blacków będzie miał nowego dziedzica… - dodała Nimfadora.
- Jak zareagowali malowani członkowie rodu…? – spytała Ginny.
- To zależy którzy… - stwierdził Lupin. - Portrety wuja Alfarda i Phineasa Nigeliusa Blacka były bardzo podekscytowane, że rodzina doczeka się potomka… Obrazy ojca Syriusza i Regulusa też jakoś to zaakceptowały, bo pogodziły się z tym, że Łapa jest ich jedynym potomkiem i ma sympatię do mugolaków, której się nigdy nie wyrzeknie… Ale np. obraz matki Syriusza… Teraz już babci Harry’ego… Wiecie, ten którego nie można było zdjąć ze ściany, więc został zamalowany na czarno i zabity deskami na ostanie Święta… Krzyczał, spod tych desek że nigdy na to nie pozwoli i nas pozabija za uczynienie dziedzicem Blacków dziecka, którego matka była mugolakiem…
- Ale to nic takiego. – odparł Syriusz. – Moja malowana mamuśka nas nie obchodzi… Jak nie chce poznać wnuka to jej sprawa…
- Ale parę razy… - stwierdziła Tonks. - Mało brakowało, abyś się wygadał… I byłoby po niespodziance. Dobrze, że ja i Remus byliśmy w pobliżu…
- Wtedy jak rozmawialiście o pracy aurora… - przypomniał Lupin. - Zdążyłem dosłownie w ostatniej chwili! Prawie powiedziałeś Harry’emu: „Już zawsze będziemy razem. Jak ojciec i syn”…
- A gdybym ja nie zareagowała podczas składania życzeń… - kontynuowała Tonks. - Ledwie zdążyłam! Mało brakowało, a zwróciłbyś się do niego: „Mój kochany synku”… Albo przy tym albumie… „Jesteś taki przystojny, mądry i taki podobny do tatusia…”
- Akurat wtedy przy tych zdjęciach to miałem na myśli Jamesa… - odpowiedział kuzyn jej matki.
- Ale do Ciebie też jestem podobny…? – spytał Harry.
- Oczywiście, że jesteś! – odpowiedział, czochrając włosy synka i kładąc mu ręce na policzkach. – Masz takie same włosy i podobny kształt buzi… I teraz kiedy w Twoich żyłach płynie moja krew, na pewno z czasem nabierzesz też różnych moich cech…
- Mogliśmy się domyślić… - stwierdziła Hermiona. - Przecież od dawna było wiadomo czego Harry pragnie najbardziej na świecie… Rodziny! To było takie proste…
- Czemu nikt z nas nie pomyślał o zwierciadle Ain Eingarp?! - jęknął Ron. - Przecież to było tak oczywiste!
- Ale intryga była dobra… - stwierdził George. - Kiedy przeczytaliśmy, że prezent jest bardzo cenny i trudno go zdobyć z miejsca założyliśmy, że musi to być coś bardzo drogiego…
- A papier „sam w sobie jest tani i można kupić go w pierwszy lepszym sklepie”… - stwierdził Fred. - Tak naprawdę cenne i trudne do zdobycia było to co na nim zapisano…
- To było cenniejsze niż wszystkie inne prezenty świata! – odparł radośnie Harry.
Spojrzał na swojego nowego ojca, a następnie przeniósł wzrok na swoją nową ciocie i wujka, a następnie Tonks, Rona i resztę swoich nowych kuzynów. Jego rodzinę… Zrobiło mu się cieplej na sercu. W końcu po tylu latach jego marzenie stało się prawdą…
- A właśnie… - przypomniał sobie. - Miałem Wam pokazać coś co znalazłem na Private Drive w czasie porządków… Czy ktoś mógłby przywołać accio notes z mojego dzieciństwa…?
- Accio, notes z dzieciństwa Harry’ego! – powiedział Moody.
Po chwili książeczka przyleciała z góry.
- Znalazłem to podczas sprzątania mojej starej komórki… - mówił dalej Harry. - I pomyślałem, że Wam to pokarzę…
Otworzył notes na rysunku, nad którym widniała data sprzed 8 lat… Przedstawiał on kilka ludzików obok świątecznej choinki. Jeden z ludzików był większy od grupki pozostałych. Przy czym spośród tych mniejszych wyróżniał się jeden, którym miał narysowane okulary, blizną na czole i szeroki uśmiech…
- Kiedy byłem mały zawsze marzyłem, że nagle pojawi się jakiś nieznany krewny i zabierze mnie od Dursleyów… Narysowałem to kiedy miałem 8 lat… Chciałem wtedy poprosić Świętego Mikołaja, żeby mi zesłał takiego krewnego… Wyobraziłem sobie jak bawię się z nim i jego dziećmi… Narysowałem to w nadziei, że się spełni… Ale ciotka i wuj wyśmiali mnie i powiedzieli, że mogę o tym zapomnieć, bo moi rodzice nie mieli już żadnych żyjących krewnych, więc nie ma szans by ktoś mnie odnalazł i zabrał z ich domu…
- Nie pomyśleli, że może Cię przygarnąć, ktoś kto był blisko z Twoimi rodzicami, ale niekoniecznie był z nimi spokrewniony? – spytał Syriusz.
- Nie… Powiedzieli mi, że mogę po tym zapomnieć, bo tata nie miał już żadnej rodziny, a jedyną żyjącą krewną mamy jest ciotka Petunia… Byłem załamany… Nie mogłem w to uwierzyć…
- I straciłeś nadzieję…? – spytała Hermiona.
- Tak… W tamte Święta straciłem wszelką wiarę w to, że kiedykolwiek będę miał rodzinę… Potem już nigdy więcej o tym nie marzyłem… - Prawdziwa nadzieją, wróciła do mnie dopiero kiedy rozpocząłem naukę w Hogwarcie i dowiedziałem się, że mam ojca chrzestnego który ma wyjść na wolność…
Zarumienił się i odwrócił głowę w stronę Syriusza.
– Szczerze mówiąc… Kiedy pierwszy raz zobaczyłem Twoje zdjęcie w gazecie i dowiedziałem się jak bardzo Azkaban niszczy psychikę pomyślałem, że… Może już nawet nie pamiętasz, że miałeś chrześniaka… I, że to znowu koniec marzeń…
- I jeszcze tego samego dnia McGonagall powiedziała, że wzywa Cię dyrektor… - przypomniał mu Ron. – Pamiętasz… I co się okazało…?
- Byłem w szoku kiedy usłyszałem, że mój ojciec chrzestny chce mnie widzieć… Ale potem jak już się spotkaliśmy… Kiedy mnie przytuliłeś, to było takie miłe…
- Nigdy bym o Tobie, nie zapomniał… - odparł Syriusz kładąc mu rękę na ramieniu. - Kiedy byłem w Azkabanie… Cały czas… To właśnie trzymało mnie przy życiu…To, że gdzieś tam daleko mam chrześniaka…. I w głębi duszy wiedziałem… Że muszę Cię zobaczyć… Dotknąć… Przytulić… Przetrwać to piekło… Zaraz po tym jak zostałem wypuszczony na wolność i postawiłem pierwsze kroki na lądzie... To naprawdę była pierwsza myśl kiedy Knot zapytał gdzie ma mnie zabrać… Harry… Muszę go zobaczyć…
- Dziękuję… - odparł jego syn. – I przepraszam… Nie powinienem wtedy tak myśleć… Gniewasz się…?
Jego ojciec zastanowił się chwilę.
- Niech to będzie odpowiedź…
Zmienił się w psa i zaczął lizać syna po twarzy…
- Ha… Ha… Ok, dobrze rozumiem… Tato! Wystarczy Tatusiu…!
Syriusz wrócił do swojej ludzkiej postaci.
- Wiecie co… - zaczął Harry wycierając sobie psią ślinę z okularów. - Ja chyba naprawdę… Zaczynam się przyzwyczajać do tej nowej sytuacji… Im dłużej nad tym myślę… Tym bardziej widzę, że naprawdę pasuję do tej rodziny…
- Oczywiście, że tak. Kuzynku! – odparł Ron.
- Na pewno będziemy szczęśliwą rodzina. – dodała ciocia Molly.
- Będziemy ciągle spędzać czas razem! – zawtórowała Tonks.
Nowy dziedzic Blacków uśmiechnął się i zarumienił.
- Chyba naprawdę… Było mi przeznaczone by dołączyć do tej rodziny.
- Oczywiście, że tak! – odparł Syriusz. - Ach, zapomniałbym… Harry… Twój medalion się otwiera! Jeśli chcesz dowodów, że takie było Twoje przeznaczenie, to radzę Ci zajrzeć do środku. – dodał puszczając oczko do synka.
Solenizant sięgnął po wisior i go otworzył. W jednej połówce znajdowało się zdjęcie na którym małego Harry’ego trzymają Lily i James, a w drugiej fotka przedstawiająca Syriusza z niemowlęciem w objęciach.
- Nie zapominajmy, że moje szczenię poza mną ma jeszcze dwójkę rodziców. – odparł dumnie Syriusz. – Teraz ja jestem Twoim ojcem, ale zawsze będziemy mieć w sercach też Twoich biologicznych rodziców. James i Lily zawsze będą częścią naszej rodziny.
- Pięknie… Dziękuję… - wzruszył się Harry.
- I wiesz… - mówił dalej jego ojciec. - Twoi rodzice… Przed śmiercią często powtarzali, że jeśli coś im się stanie, to ja mam zostać Twoim opiekunem… Zapisali to w testamencie… I też dzięki temu mogłem szybko sfinalizować procedurę adopcyjną.
- Naprawdę…? - zdumiał się Harry.
- Tak. To była ich ostatnia wola. Żebym to ja został Twoim ojcem. Oni naprawdę tego chcieli… Dlatego nawet kiedy byłem w Azkabanie… W głębi duszy zawsze wiedziałem, że kiedyś będziesz moim dzieckiem… Ostatnio nawet brałem zdjęcia Jamesa i mówiłem do nich… „Teraz Harry będzie naszym wspólnym dzieckiem… Naszej trójki… Twój, mój i Lily…”.
Harry nie wiedział co powiedzieć… Naprawdę zabrakło mu słów… Spojrzał na uśmiechnięte fotki trójki rodziców w wisiorze… Następnie podniósł oczy znad medalionu i objął wzrokiem wszystkich swoich gości…
- Czy mógłbyś… Dać mi mapę Huncwotów? – zapytał nieśmiało.
- Oczywiście! Accio mapa Huncwotów!
Gdy pergamin pojawił się na dole Harry położył na nim różdżkę po czym wziął głęboki oddech i odparł płynnym i emocjonalnym głosem.
- Ja Harry Black-Potter… Przysięgam uroczyście, że przyniosę chlubę naszej rodzinie i zrobię wszystko by być dla Was najlepszym synem na świecie! Nie zawiodę naszej rodziny!
Uniósł oczy i spojrzał na swoich nowych krewnych.
- Naprawdę… Kocham Was wszystkich… I dziękuję za najpiękniejszy dzień mojego życia! Udowodnię, że będę najlepszym Blackiem w historii naszego rodu.
Goście westchnęli, a w oczach kilku z nich pojawiły się łzy.
- Och Harry… - powiedział Syriusz uśmiechając się synka i kładąc mu rękę na ramieniu. - My też Cię kochamy… I dziękujemy Ci z całego serca… Ale Ty naprawdę nie musisz nam nic udowadniać… Zapewniam Cię, że Ty już jesteś idealnym Blackiem… Doskonałym Dziedzicem…
- Naprawdę…? – spytał chłopiec.
- Tak. - mówił dalej Syriusz. – Blackowie przez stulecia byli przesiąknięci okrucieństwem, ideologia czystości krwi i pychą. A ja chcę to zmienić i wprowadzić do naszego rodu nowe wartości. Toujours pur do Coeur. Zawsze czyste serce. Więc kto teraz będzie dla nas lepszym dziedzicem niż Ty? Kochasz swoich przyjaciół, wspierasz innych, jesteś dobry wrażliwy, pomocny, odważny, wierny, lojalny a przy tym skromny i utalentowany. Dokładnie to czego potrzebujemy. Jesteś takim dzieckiem jakie zawsze chciałem mieć… Naprawdę nasz ród nie mógł sobie wymarzyć lepszego dziedzica…
W oczach chłopca, pojawiły się łzy. Syriusz szybko je otarł, po czym przytulił swojego syna do piersi. Dziecko od razu odwzajemniło uścisk taty.
- Kocham Cię Tatusiu…
- Ja też Cię kocham Harry… Będziesz wspaniałym dziedzicem naszego rodu… Nasz najbardziej szanowany i zasłużony członek rodziny… Harry Black-Potter, Chłopiec, który Przeżył… Mój Syn…
Syriusz złożył kilka pocałunków na czółku dziecka. Był tak bardzo spragniony ojcostwa. Przez ostatnie dni nie myślał prawie o niczym innym tylko o tym, że zostanie tatą. Nie mógł się już doczekać, kiedy będzie mógł powiedzieć Harry’emu, że teraz jest jego rodziną. Jego synem. Jego najukochańszym dzieckiem. Już nigdy nie pozwoli by żadni wstrętni Dursley’owie go skrzywdzili! Nigdy nie pozwoli Śmierciorzercom tknąć jego potomka! Nie ważne, że Harry ma już 16 lat… Dla niego to zawsze będzie jego młode… Jego szczenię… Takie cudowne, mądre, zdolne, utalentowane i takie podobne do ojca (zarówno biologicznego jak i adopcyjnego…
- On już naprawdę bez reszty wsiąknął w rodzicielstwo… - mruknęła po cichu Tonks.
- I bardzo dobrze. – odparł Lupin. – Widać, że Harry jest spragniony bliskości…
- Na pewno będą doskonałą rodziną. – stwierdził Alastor. – Nie potrzeba magicznego oka by stwierdzić, że są dla siebie stworzeni…
***
Kiedy Lupin, Tonks i Moody wyszli, Weasleyowie razem z Hermioną zajęli się sprzątaniem. Stworek też im pomagał. Ponieważ Syriusz przywrócił rudowłosą rodzinę na gobelin oni również mogli wydawać mu komendy.
- Uffff… Ale się dzisiaj wydarzyło… - mruknęła Hermiona.
- Myślisz, że Harry’emu spodobał się mój prezent…? – spytała Ginny.
- Jasne! Ten Twój ręcznie robiony szaliczek był piękny…
- A gdzie Harry i Syriusz? – spytała najmłodsza Weasleyówna.
- Pan i Panicz zostali w pokoju… - odparł Stworek.
- Pewnie są bardzo zmęczeni… - stwierdziła Molly. – Pojdę i powiem im, żeby już się pożyli spać…
Skierowała się w stronę salonu.
- Harry? Syriusz? Robi się późno, może byście już…
Urwała gdy dostrzegła co porabia solenizant i jego nowy rodzic, który teraz miał postać wielkiego czarnego psa. Obaj zasnęli na kanapie. Wyglądali naprawdę uroczo i bezbronnie. Chłopiec leżał wtulony w futro ojca tak jakby był małym dzieckiem z fotografii w albumie, a nie 16-letnim dziedzicem arystokratycznego rodu. Molly podeszła i delikatnie zdjęła mu okulary, po czym przykryła swoich kuzynów kocem. Uśmiechnęła się i mruknęła.
- Słodkich snów, pycholki…
Wyszła z pokoju zostawiając ich razem. Po chwili oboje poruszyli się przez sen i przytulili do siebie. A mieli naprawdę piękny sen… A może nie był to sen…? Skoro oboje śnili o tym samym… W tym śnie patrzyło się na nich dwoje ludzi… Kobieta o zielonych oczach i długich rudych włosach oraz mężczyzna, który wyglądał niemal tak samo jak Harry… Uśmiechali się patrząc na świeżo upieczonego ojca i syna cichutko szepcząc:
- Brawo Łapo… Dokładnie tak jak chcieliśmy…
KONIEC
PS. I uprzedzając Wasze pytania…
Tak. Syriusz nie pozwolił nazwać swojego wnuka na cześć Smarkulesa…
FannyBrawne99 on Chapter 3 Thu 05 Sep 2024 01:27PM UTC
Comment Actions