Actions

Work Header

[PL] Sprzeczności [T]

Summary:

W obliczu problemu Hermiona Granger zawsze stara się go dokładnie przeanalizować. Zbiera informacje, stawia hipotezy, przeprowadza eksperymenty… To wszystko, co zna i kocha, nie powinno więc nikogo dziwić, że gdy w jej sypialni pojawia się problem, dokładnie wie, jak znaleźć rozwiązanie.
A tak się składa, że rozwiązanie leży w ramionach pewnego siebie i silnego nieznajomego, którego dłonie i usta wiedzą, jak doprowadzić ją do szaleństwa. Jedyny problem? Należą do Draco Malfoya, jedynej osoby, której nigdy nie powinna ufać.

Notes:

Chapter 1

Notes:

tłumaczenie: PannaMalinka
korekta i poprawki: Ninquelien, Charlotte_vanilla

Chapter Text

Nie. Nie. To nie może być prawda. Hermiona sprawdziła skrawek papieru w swojej dłoni, jej oczy przeskakiwały pomiędzy nabazgranym adresem, a numerami na froncie starego kamiennego budynku przed nią. To było to miejsce? Strach wezbrał w jej żołądku, przyćmiewając ciekawość, która ogarniała ją od wielu dni.

Wyglądał bardziej jak zrujnowany dwór, być może kiedyś majestatyczny, zanim pnącza sprawiły, że kamienie się pokruszyły i poczerniały od brudu, niż miejsce, które miało „spełnić jej najskrytsze pragnienia”. A przynajmniej tak napisano w ulotce, z której po raz pierwszy dowiedziała się o Szkarłatnym Zakonie. Prawie wybuchnęła śmiechem, gdy przeczytała nazwę. Szkarłatny Zakon. Brzmiało to tak pretensjonalnie i fałszywie, ale po wielu godzinach poszukiwań, które włożyła w to wszystko… Właśnie o to im chodziło. Technicznie rzecz biorąc, mieli kilka różnych nazw, żeby zmylić opinię publiczną, i to właśnie ją kupiło.

Anonimowość. Bezpieczeństwo. Pewność, że mogłaby spróbować, tylko jeden raz i nigdy nie oglądać się za siebie, gdyby jej podejrzenia się potwierdziły.

Kobieta ze Szkarłatnego Zakonu chwaliła się, że mają najbardziej dyskretną obsługą tego typu, że nikt nigdy nie dowie się, czego szuka, i że podjęli wszelkie środki ostrożności w celu ochrony tożsamości swoich klientów. Tak bardzo, że gdy tylko wypełniła swój profil i wysłała im pierwszą płatność, elegancka czarna sowa pojawiła się w ciągu godziny z wisiorkiem z czerwonego kamienia.

Postępuj zgodnie ze wskazówkami aby dostać się pod poniższy adres i załóż to na pierwszą wizytę. Zawiera magię, która została stworzona dla Ciebie i tylko dla Ciebie, aby uzyskać dostęp do naszych nieruchomości. Jeśli ktoś inny założy wisiorek na szyję, zaklęcie stanie się bezużyteczne, a twoje konto zostanie anulowane.

Ściskała teraz w dłoni pomiętą dolną część tej notatki, a naszyjnik ciążył na jej szyi. Wydawał się odporny na urok, który rzuciła tego wieczoru na swoją twarz, zmieniając jej rysy nie do poznania. Kobieta z gazety była piękna, miała proste czarne włosy, przeciwieństwo jej brązowych loków, błyszczące zielone oczy, cienki nos i usta o idealnych proporcjach. Dziewczyna miała nadzieję, że będzie atrakcyjna dla tego, kogo miała spotkać dziś wieczorem i że mężczyzna nie rozpozna jej prawdziwej tożsamości. Zaklęcie było trudne, ale po kilku próbach całkiem dobrze je opanowała. Eliksir wielosokowy byłby przesadą, a zaklęcie dało jej więcej swobody w wyborze tego, jak chciała lub powinna wyglądać.

Najgorsze w jej dążeniach do zostania Ministrem Magii było to, że wszystko, co zrobiła, każdy ruch, jaki wykonała, mógł zostać użyty przeciwko niej. A to? To było coś, co mogło zrujnować jej karierę, zanim jeszcze zaczęła się rozwijać. 

Dopiero gdy zrobiła niepewny krok do przodu, obraz przed jej oczami lekko zamigotał, winorośl okalająca mury zniknęła, a kamienie nagle zaczęły wyglądać jak nowe. Magia promieniująca z budynku przed nią była tak silna, że można było ją wyczuć. Wypełniła powietrze wokół niej, a lekkie impulsy elektryczności połaskotały jej włosy. Naszyjnik rozgrzał się, uderzając w jej skórę intensywnymi falami ciepła, aż wszystko wokół znów się uspokoiło. To było tak, jakby przeszła przez barierę, otwierając ją tym zaczarowanym naszyjnikiem.

Wow. Hermiona znała silną magię, ale to… To było coś innego. Rzuciła kolejne spojrzenie na budynek przed sobą i dostrzegła przekrzywione odbicie swojej nowej twarzy w jednym z frontowych okien. Szydziło z niej, miała wrażenie, że jej odbicie wyśmiewa głupi pomysł, który wpadł do jej głowy w ciągu ostatnich kilku tygodni. Czy to naprawdę coś, na co zamierzasz tracić czas? Zapytała swoje odbicie. Po co ta cała gra w przebieranki?

W jej żołądku zawrzała znajoma frustracja. Minęło prawie osiemnaście miesięcy od zakończenia jej związku z Ronem, a ona nie była ani trochę bliżej znalezienia rozwiązania swojego małego problemu, niż w dniu ich łzawego rozstania. Dzień, w którym błagał i mówił, że to nie jest taka wielka sprawa. Znajdziemy na to sposób, powiedział, jakby to była zwykła sprzeczka o mebel.

Nie oznacza to, że była całkowicie niezadowolona z ich życia seksualnego, ale zaczęła zauważać, że przez ostatnią połowę ich związku jej myśli błądziły za każdym razem, gdy byli razem w łóżku. Czy napisała tą notatkę w pracy, zanim wyjechała na weekend? Czy wyrzuciła śmieci? A co z tygodniowymi zakupami? Jak w zegarku, nieuchronnie zaczynała myśleć o liście zakupów w trakcie seksu, pomimo wszelkich starań, by się skupić. 

To nie była wina Rona, co tylko pogarszało sprawę. Wydawało się, że nie ma nic, co mógłby zrobić, by jej pomóc, bez względu na to, co próbowali zrobić. Byli po prostu… niekompatybilni. Tak samo, jak jej wszyscy pozostali partnerzy i miała tego dość. Coś musiało się zmienić. Wiedziała, że wszystko z nią w porządku, ponieważ mogła czuć się podniecona i zresztą często była. Miała zdrowy popęd seksualny, ale mogła się skoncentrować tylko wtedy, gdy była sama. To, logicznie rzecz biorąc, oznaczało, że brakowało jej jakiegoś kluczowego elementu w relacjach ze swoimi partnerami.

Niemal natychmiast po zerwaniu z Ronem pogrążyła się w badaniach. Różne techniki, zabawki, uroki, dosłownie wszystko, aby zrozumieć, co działa, a co nie. Początkowo jej hipoteza miała tylko udowodnić, że wciąż może się podniecić i cieszyć swoim ciałem. Nie zajęło jej dużo czasu, by to potwierdzić. Potem, po kilku miesiącach wstępnych badań, które miały udowodnić, że zmierza we właściwym kierunku, spróbowała umawiać się na randki. Różne typy mężczyzn z różnych środowisk. Nie było ich dużo, tylko kilku, ale wystarczyło… Z pięciu, z którymi się spotykała, trzech dotarło z nią do sypialni.

I przy żadnym z nich nie czuła się podniecona.

Byli mili, naprawdę. Ale nie domyślili się niczego, nawet gdy świadomie zmuszała się do odgrywania swojej roli, głośno jęcząc i zaciskając uda, kiedy uznawała, że nadszedł „właściwy” moment. Potem padali obok niej, wyczerpani i szczęśliwi, uśmiechając się, jakby właśnie wygrali mistrzostwa świata w quidditchu.

— Chyba ci się podobało, co? 

Rzeczywiście, było dobrze. Ale tylko do badań. Pod koniec jej randkowego eksperymentu potwierdziła kilka rzeczy.

Po pierwsze, miała całkowicie zdrowy i aktywny popęd seksualny. Była zdolna do podniecenia i pozostania w tym stanie, a także mogła osiągać orgazmy na własną rękę lub przy użyciu zabawek, zarówno mugolskich, jak i magicznych.

Po drugie, była zainteresowana seksem. Problemy zaczynały się dopiero wtedy, gdy sytuacja się rozkręciła, a wtedy jej myśli zaczynały błądzić. 

Po trzecie, jeśli jej umysł błądził, orgazm był niemożliwy.

Co doprowadziło ją do nowego pytania badawczego. Co musiałoby się stać, żeby pozostała skupiona w łóżku z mężczyzną? Podczas swoich samotnych eksperymentów w domu, nie marnowała czasu. Była skuteczna, kiedy się dotykała, wiedząc dokładnie, czego i jak potrzebuje. Czy to dlatego, że czuła potrzebę kierowania mężczyznami, z którymi była? A może ciągle czuła, że nie są zainteresowani jej przyjemnością i skupiają się tylko na własnej?

Hermiona rozszerzyła zakres swoich badań. Znalazła mugolską literaturę, która mówiła dokładnie to samo. Znalazła psychoterapeutów specjalizujących się we wszystkim, co dotyczy seksu i relacji intymnych. Odkryła artykuły z czasopism w specjalnych sklepach, chronionych zaklęciami, by dzieci ich nie widziały, schowanych w ciasnych zakamarkach między Nokturnem a Ulicą Pokątną, gdzie nikt się nie zapuszczał.

Każdy z nich wskazywał na jedną rzecz: dominację i uległość.

To było zabawne, naprawdę. Ona? Hermiona Jean Granger miała by lubić BDSM? Absolutnie nie. Była bita, torturowana, grożono jej śmiercią i nie tylko. W czasie wojny straciła przyjaciół i bliskich. Znała ból, a nie było to najprzyjemniejsze uczucie. W niektórych miejscach wciąż nosiła na to dowody. Blizny wyblakły, ale nigdy nie znikną całkowicie… Wiedziała więc, że nie ma ochoty być związana przez nieznajomego ani zagłębiać się w bardziej mroczne obszary, o których czytała.

Ale im dłużej się w to zagłębiała, tym bardziej wydawało się jej, że to jedyna opcja. Wszystkie jej eksperymenty zawiodły jeden po drugim, a jej hipotezy stawały się coraz bardziej przygnębiające z każdym mijającym tygodniem, kiedy nie mogła znaleźć rozwiązania. To właśnie doprowadziło ją do tego momentu, w którym stała przed Szkarłatnym Zakonem, gotowa spróbować ostatniej pozycji na swojej liście. Tej, którą przysięgłaby, że nie jest zainteresowana, ale Hermiona Granger nigdy się nie poddaje. Nie spocznie, dopóki nie dowie się, że wyczerpała każdą możliwość, nawet jeśli wymagało to eksperymentowania z dominacją i uległością. 

Jeśli to nie zadziała, oznaczałoby to, że do końca życia będzie skazana na przeciętny seks. 

Nie, poprawiła się sama. Kiedy to nie zadziała. Choć była pewna, że to strata czasu, chęć doprowadzenia swoich badań do końca oznaczała, że musiała dokończyć to, co zaczęła, tylko po to, by mogła z całą pewnością powiedzieć, że ma rację. Musi to zrobić. 

— Panna Jean?

Grzeczny głos przerwał jej rozmyślania, a jej uwaga skupiła się na drzwiach posiadłości. Niski mężczyzna w formalnym garniturze przytrzymał dla niej otwarte drzwi, jego białe rękawiczki lśniły na tle czarnej farby. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że użył imienia, które podała we wniosku, a nie jej prawdziwego. 

— Ach, tak, przepraszam — przeprosiła, ruszając w stronę drzwi. Szybko zerknęła na zegarek i zdała sobie sprawę, że zmarnowała prawie dziesięć minut na chodniku, pogrążona we własnych rozmyślaniach. Słońce zaczynało zachodzić, a jeśli zostanie na zewnątrz dłużej, przegapi swoje spotkanie. A dano jej jasno do zrozumienia, że nie zwracają pieniędzy.

— Proszę wejść. — Cofnął się o krok, robiąc jej miejsce, żeby mogła wkroczyć do reprezentacyjnego holu. Kiedy drzwi się za nią zamknęły, mężczyzna odezwał się ponownie. — Dziś wieczorem zapisaliśmy cię na sesję z jednym z naszych najbardziej doświadczonych klientów, w oparciu o twój profil i formularz zgłoszeniowy.

Ach tak, ankieta. Prawie się uśmiechnęła na jej wspomnienie. To była kolejna rzecz, która utwierdziła ją w wyborze Szkarłatnego Zakonu – ich zaangażowanie w badania i gromadzenie danych, które potwierdzało ich profesjonalizm. Wszyscy klienci wypełniali kwestionariusz co trzy do sześciu miesięcy, wskazując swoje preferencje, niechęci, zainteresowania i granice. Na końcu znajdowała się trzystronicowa lista seksualnych doświadczeń, które miała ocenić pod względem poziomu swojego zainteresowania. Jak można było się po niej spodziewać, przed wieloma z nich postawiła twarde zera.

— Czy chciałabyś wprowadzić jakieś zmiany, zanim pokażę ci górę? — Porozumiewawcze  spojrzenie mężczyzny sprawiło, że jej policzki zapłonęły gorącem. Czy jej brak doświadczenia był aż tak oczywisty?

Spośród około stu pozycji na liście każdą przestudiowała osobno. Znalazła filmy nagrane przez mugoli i zdjęcia zrobione przez czarodziejów, które pokazywały różne scenariusze, i upewniła się, że przed udzieleniem odpowiedzi dokładnie zastanowi się nad każdą z opcji. Niektóre z nich były całkowicie akceptowalne i przewidywalne, nawet jeśli nie interesowała się takimi rzeczami jak odgrywanie ról czy przebieranki. Niektóre wywracały jej żołądek na lewą stronę, jak zabawa nożami lub ognistymi pochodniami. Pozostałe były po prostu dziwne… Ale były też inne, które powodowały szybsze bicie jej serca i ściskanie w żołądku.

— Nie, dziękuję. — Hermiona zmusiła się do przełknięcia, ignorując rosnące napięcie w swoim gardle. 

Chociaż nie czuła niepokoju w drodze do tego miejsca, teraz, gdy była już w środku, poczuła się tak jakby miała motyle w brzuchu. To był ten sam rodzaj stresu, który odczuwała w szkole przed ważnym egzaminem. Niepokój w żołądku, ścisk w klatce piersiowej i puls wybijający jednostajny rytm nawet na opuszkach jej palców.

— Tędy, proszę.

Skinął jej głową z determinacją i zaczął wchodzić po schodach. Nogi się pod nią ugięły, ale zmusiła się, by iść za nim bez żadnych zastrzeżeń, wspinając się po szerokich schodach na drugie piętro. Z klasyczną boazerią i pluszowym dywanem na schodach, rezydencja naprawdę przypominała stary, okazały dom. Na ścianach wisiały gustowne dzieła sztuki w złoconych ramach, ale większość obrazów przedstawiała pejzaże lub martwą naturę, z kwiatami i drzewami szeleszczącymi na niewidzialnym wietrze. 

Czy to był czyjś dom? A może po prostu został zaprojektowany w ten sposób, aby wyglądał jak najbardziej swobodnie? Czy to dlatego mężczyzna przed nią był ubrany jak kamerdyner? Istniało tak wiele innych miejsc i usług, rzekomo skierowanych do społeczności BDSM, ale większość z nich przypominała proste bary i prywatne kluby. W przeciwieństwie do nich Szkarłatny Zakon reklamował się jako prywatna usługa kojarzenia partnerów, oferując spotkania i nazywając je „randkami”. Randki, odbywały się w ich prywatnych posiadłościach, takich jak ta, ukrytymi pośród ulic Londynu.

Kiedy dotarli na drugie piętro, kontynuowała swoje obserwacje. Sześć par drzwi z tego samego ciemnego, bejcowanego drewna. Kolejna klatka schodowa prowadziła na trzecie piętro, ale była odgrodzona liną. Zauważywszy jej ciekawość, mężczyzna odchrząknął i podszedł do najbliższych drzwi.

— Dziś wieczorem zarezerwowano dla ciebie pokój numer cztery. Każdy pokój posiada prywatną łazienkę, z której możesz korzystać według własnego uznania przed, w trakcie lub po sesji. Jeśli potrzebujesz jakiejkolwiek pomocy podczas pobytu tutaj, w interkomach w pobliżu drzwi wbudowane jest zaklęcie przywołujące. Pracownik znajdujący się najbliżej, udzieli ci natychmiastowej pomocy, ale nikt inny w domu nie zostanie o tym powiadomiony.

Wow, czuła, jak jej brwi unoszą się ze zdziwienia. Naprawdę cenią sobie prywatność.

— Czy masz jakieś pytania? — zapytał, ale ona tylko potrząsnęła głową. Przyspieszone tempo jej serca jeszcze wzrosło, a dłonie spociły się. Zamiast wycierać je o spódnicę, splotła ręce na wysokości bioder. Po prostu oddychaj, pomyślała Hermiona. Bywało gorzej, więc to powinno być łatwe. Jej próby uspokojenia się nie powiodły i poczuła lekkie mrowienie w palcach. Nikt nie chciałby partnera z lepkimi dłońmi, bez znaczenia, czy zostali dopasowani, czy nie.

— Nie. — Po jej potwierdzeniu kamerdyner otworzył drzwi i odsunął się na bok.

— Twój partner na ten wieczór zostawił instrukcje na stole. Powinien wkrótce do ciebie dołączyć.

Zanim zdążyła wymamrotać odpowiedź, zniknął, schodząc po schodach szybkimi, cichymi krokami.

Instrukcje. Kimkolwiek był ten facet… Zostawił jej instrukcje. Jej klatka piersiowa zacisnęła się mocniej i stłumiła westchnienie. O Merlinie, to był zły pomysł. Teraz, stojąc samotnie w korytarzu, żałowała wszystkiego, co doprowadziło ją do tej chwili.

Powinien wkrótce do mnie dołączyć, druga połowa zdania przemknęła przez jej umysł, skłaniając ją do działania. Były tylko dwie opcje: wejść do środka i przeczytać instrukcje lub wyjść. Nie miała już czasu, by stać i myśleć o tym, co sprowadziło ją do tej chwili.

Zanim zdążyła ulec mrożącemu strachowi, który płynął w jej w żyłach, wpadła do pokoju, zamykając za sobą drzwi ze zdecydowanym trzaśnięciem. Nie ma czasu na zastanawianie się lub ucieczkę z krzykiem. To była odwaga, prawda? Stawiać czoła nieznanemu? Czemuś, co mogło cię zranić. Musiała zaufać, że wszystko będzie dobrze.

Minęło sporo czasu.

Zamykając oczy, Hermiona policzyła do dziesięciu. Z każdą liczbą nieparzystą brała głęboki wdech, a z każdą parzystą robiła wydech. Raz, dwa, trzy… Zanim doszła do dziesięciu, jej serce uspokoiło się odrobinę. Otworzyła oczy, rozejrzała się po pokoju i starała się uspokoić oddech.

Podobnie jak w pozostałej części posiadłości, podłogi były z ciemnego bejcowanego drewna, ale na środku pokoju leżał gruby dywan w abstrakcyjne czerwone i szare paski. Wewnątrz znajdował się dopasowany zestaw skórzanych mebli, jedna długa kanapa i dwa fotele, a pośrodku stał zwykły drewniany stół. Po lewej stała duża skrzynia, a wzdłuż ścian stały półki z książkami. Było tam okno z zasłoniętymi roletami i kolejne drzwi po prawej stronie, najprawdopodobniej prowadzące do łazienki, o której wspomniał mężczyzna. Z każdym oddechem serce Hermiony uspokajało się coraz bardziej. To nie był jakiś loch grzechu ani magazyn pełen narzędzi tortur... To był tylko pokój. Proste pomieszczenie, wypełnione książkami i wygodnymi meblami. Ten pokój mógłby być w każdym domu.

Hmm.

Zanim skupiła się na książkach, odwróciła wzrok spoglądając w bok. Tuż za progiem stał mały czarny stolik, na którym leżało kilka arkuszy pergaminu. Pierwsze dwa były listami, a kiedy podeszła bliżej zdała sobie sprawę, że jeden z nich był jej. Mimo że dane zostały usunięte, rozpoznała swoje odpowiedzi. Co oznaczało… Och. Druga lista należała do niego, kimkolwiek był. Gdy tylko jej oczy zaczęły przeglądać pergamin, panika ponownie zaczęła w niej narastać. Czy jest coś, czego on nie lubi? Każda scena została oznaczona określonym poziomem zainteresowania, a im dłużej czytała, tym bardziej się niepokoiła. Pełna punktacja za krępowanie. To samo dotyczyło klapsów, ale nie chłosty. Nawet jeśli powinna poczuć ulgę, to nie mogło się równać z tym, co zawierała reszta jego listy. Podglądanie, ekshibicjonizm, zabawa sensoryczna… uwielbiał to wszystko.

Odsuwając listę na bok, spojrzała na inne kawałki pergaminu. Gdyby przeczytała więcej z jego listy, całkowicie zrezygnowałaby z eksperymentu i uciekła. Dopasowali ich z jakiegoś powodu, przypomniała sobie. Chyba że… Myśl, że to mogła być pomyłka, przemknęła przez jej słabą próbę uspokojenia siebie. Czy mogli ją przypadkowo dopasować do kogoś zbyt dla niej doświadczonego? Kogoś, kto mógłby ją skrzywdzić?

Następny zestaw wyglądał jak kopie wyników badań, gdzie oboje oznaczeni byli jako całkowicie zdrowi. Jeden w takim razie musiał być jej. Hermiona pamiętała, jak wyraziła na to zgodę podczas wstępnego spotkania, a także zaakceptowała eliksir antykoncepcyjny jako jeden z warunków członkostwa w Szkarłatnym Zakonie. Chociaż istniało wiele eliksirów i zaklęć zapobiegających ciąży i leczących choroby przenoszone drogą płciową, nadal należało podjąć pewne środki ostrożności. Czysto, dyskretnie i bez zobowiązań. Tego właśnie chciała… prawda?

Tak, przypomniała sobie, przechodząc do ostatniego kawałka pergaminu leżącego na stosie. Ten był inny niż pozostałe, napisany starannym charakterem pisma, a ciemnozielony atrament błyszczał, gdy podniosła go, by przyjrzeć się mu dokładnie. 

W górnej szufladzie tego stolika znajdziesz opaskę na oczy. Proszę, załóż ją i usiądź w dowolnym miejscu w pokoju, gdzie poczujesz się komfortowo, a ja wkrótce do ciebie dołączę. 

Przeczytała jego słowa trzy razy, zanim w pełni zapadły jej w pamięć. To wszystko? To była jedyna instrukcja? W głębi duszy spodziewała się najgorszego. Może rozkaz by rozebrała się do naga i przywiązała się do kaloryfera. Ale opaska na oczy? To wydawało się zbyt łatwe. 

Zaciskając usta, otworzyła szufladę. Zgodnie z oczekiwaniami w środku znajdował się jeden przedmiot. Czarna jedwabna opaska na oczy z długimi wiązaniami po obu stronach.

Przesuwając ją między palcami, tkanina wydawała się miękka i luksusowa, a ona nie mogła się powstrzymać przed podniesieniem jej do ust, by poczuć, jak chłodny materiał ślizga się po jej skórze. Nie uspokoiło to jej nerwów, ale przynajmniej dało jej szansę na koncentrację.

Coś, co należało do niej w tym dziwnym, obcym miejscu.

Dobrze, wypuściła nerwowe westchnienie. Mogę to zrobić. Odkładając różdżkę i torebkę na boczny stolik, zrobiła kilka niepewnych kroków w kierunku części wypoczynkowej. Usiądź w dowolnym miejscu w pokoju, gdzie poczujesz się komfortowo, napisano w notatce. Każdy wybór miał swoje plusy i minusy, ale nie mogła dać się wciągnąć w coś, co nie miało znaczenia. Nie mogła przewidzieć, czego by sobie życzył, a to, że była odwrócona plecami do drzwi, nie miało większego znaczenia, jeśli miała zasłonięte oczy, prawda?

Zmusiła się, by o tym nie myśleć i usiadła na skraju sofy. Drżącymi rękami podniosła materiał do twarzy, decydując się w ostatniej chwili zawiązać go na tyle luźno, by przepuszczał światło przez dolną krawędź. 

Tak jest wystarczająco dobrze, Hermiona wypuściła nierówny oddech. Mogła jeszcze trochę…

Szmer przy drzwiach ostrzegł ją, że nie jest już sama, a zaraz potem usłyszała kroki wchodzące do pokoju. Wstrzymując oddech, czekała na kliknięcie zamka, ale przez kilka długich chwil panowała cisza. W końcu zapadka wsunęła się na miejsce z cichym kliknięciem.. 

— Cóż — głęboki głos odezwał się cicho tuż za jej plecami, ale nie śmiała się poruszyć. — Jeśli to nie jest miła niespodzianka, to nie wiem, co jeszcze może nią być.

Miła niespodzianka? Ciekawość i obawa mieszały się w jej żołądku, silne i trochę przyprawiające o mdłości.

— Przepraszam? — pytanie zabrzmiało słabo i niepewnie.

Jego odpowiedzią był rozbawiony dźwięk, po którym nastąpił szelest pergaminu i kilka ostrożnych kroków. Jego krok był pewny, a kątem oka dostrzegła gładkie, wypolerowane buty ze smoczej skóry.

— Niewiele początkujących tak chętnie stosuje się do instrukcji.

— Och. — Ulga zalała jej ciało, rozgrzewając jej zmarznięte kończyny.

Jego stopa poruszyła się, a potem zatrzymała.

— Och, rzeczywiście… Myślę, że powiedziałem to za wcześnie. Czyż nie jesteś małą sprytną czarownicą?

Zanim zdążyła zapytać, co miał na myśli, jedwab zacisnął się na jej oczach, zasłaniając resztę widoku. Zakłopotanie narastało w jej piersi, rozpływając się w górę i na kark. Jak to zauważył? Pytanie to przyćmiło jej uświadomienie sobie, że nawet nie wypowiedział zaklęcia na głos... Co oznaczało, że był także zaawansowanym czarodziejem. Hmm. To było interesujące. Znała w swoim życiu tylko garstkę czarownic i czarodziejów, którzy z taką łatwością potrafili posługiwać się magią niewerbalną, a jej samej wciąż zdarzało się zmagać z takimi czarami.

— A to zaklęcie maskujące? Ktoś przyszedł dobrze przygotowany.

Było coś w tonie jego głosu co drażniło jej skołatane nerwy. W jakiś sposób ten nieznajomy był w stanie z łatwością ją przejrzeć. Zbyt łatwo i to sprawiło, że poczuła się bardziej niespokojna, niż była na to gotowa. 

— O ile mi wiadomo, zaklęcia masujące są zgodne z tutejszymi zasadami. — Jej słowa zabrzmiały ostrzej niż chciała, ale nie czuła się winna. Zamiast tego wyprostowała ramiona i uniosła brodę wyżej, pomimo atramentowej ciemności wypełniającej jej pole widzenia. Poza tym, pomyślała ze złością, skąd on w ogóle mógł wiedzieć? Jak mógł rozpoznać zaklęcie? Najwyraźniej jej umiejętności nie były tak dobre, jak myślała, a to frustrowało ją jeszcze bardziej.

— Rzeczywiście są, ale — jego głos obniżył się o oktawę, pogłębiając do gładkiego, zmysłowego tonu, gdy pochylił się, by wymówić słowa tuż przy jej uchu, — ostrzegam cię, moja droga. Inni czarodzieje mogą nie znieść tak wrogiego tonu ze strony uległej. 

Hermiona ledwo stłumiła pisk zaskoczenia, kiedy poczuła, jak jego ciężar opada na kanapę obok niej. Na szczęście dla niej, wydawał się rozbawiony jej nerwowością, ponieważ jego jedyną odpowiedzią był kolejny niski chichot. Na brodę Merlina, ona naprawdę to schrzaniła, prawda? Najpierw była zbyt ostra, a teraz podskakiwała przy każdym jego ruchu? Jak mogła dać mu szansę, skoro ciągle wybuchała jak jeden z żartów Weasleyów? 

— Tym razem wybaczę ci tylko dlatego, że jesteś nowa. Ale jestem ciekawy… — urwał a ona złapała się na tym, że pochyla się w jego stronę. A kiedy nie rozwinął tematu, odchrząknęła.

— Ciekawy? — Na szczęście jej głos zabrzmiał bardziej jak jej własny. Był spokojny i pewny, nawet jeśli nie czuła tego w środku.

— Co wiedźma taka jak ty robi w miejscu takim jak to, używając zaawansowanego zaklęcia maskującego, by ukryć swoją tożsamość. —Pergamin cicho zaszeleścił obok niej, widocznie mężczyzna przeglądał jej listę, tak jak ona wcześniej przeglądała jego — Zrelaksuj się, musimy przedyskutować kilka rzeczy, zanim zaczniemy.

— Co masz na myśli, mówiąc wiedźma taka jak ja? — zapytała, zanim zdążyła się powstrzymać. 

Niektóre książki, wspominały, że czasami dominujący partnerzy nie lubili, gdy ich ulegli mówili bez wyraźnego pozwolenia. Och, Merlinie, proszę, powiedz mi, że on nie należy do tych typów…

Zamiast odpowiedzieć, czekał. Wokół nich panowała cisza i od razu wiedziała, że przekroczyła swoje granice. 

— Przepraszam, to było niegrzeczne z mojej strony. To mój pierwszy raz, więc trochę się denerwuję.

Przeprosiny bezmyślnie wymknęły się jej z ust, ale w głębi duszy wiedziała, że postąpiła właściwie.

— Dokładnie — Niemal usłyszała, jak jego usta unoszą się w uśmiechu. Miał atrakcyjny głos, a teraz, gdy przyzwyczaiła się do ograniczonego widzenia, poczuła, że jej pozostałe zmysły się wyostrzyły.

Ciepło jego ciała promieniowało na jej skórę, co oznaczało, że był blisko, na tyle by mogła go dotknąć, jeśli poruszyłaby się we właściwy sposób. Subtelne nuty jego wody kolońskiej łaskotały ją w nos, pachniały głęboko, luksusowo i drogo.

— Jesteś pierwszą czarownicą od dłuższego czasu, z którą mnie połączyli, pomimo twojego braku doświadczenia. Z jakiegoś powodu spojrzeli na twój wniosek i zdecydowali, że będziemy kompatybilni pomimo różnicy w naszych preferencjach. Kiedy wczoraj agencja przesłała mi twoje dane, pomyślałem, że to pomyłka.

Hermiona zamarła. Więc to był błąd.

— Jeśli nie jesteś pewien dopasowania, to dlaczego kazałeś mi założyć tę opaskę na oczy? Po co w ogóle się fatygowałeś?

Jej pytanie przerwało ciszę między nimi, wyrażając więcej żalu niż chciała. Dlaczego mógł zobaczyć jej profil, gdy ona nie otrzymała w zamian żadnych informacji na jego temat? W jej głowie kłębiło się zbyt wiele pytań i nie miała czasu, by znaleźć na nie odpowiedź. 

— Ponieważ — usłyszała kolejny szelest pergaminu i poczuła, jak jego ciężar przesuwa się do przodu, a następnie cofa się, jakby kładł notatki na stole przed kanapą — nie mogę zaprzeczyć, że twoje odpowiedzi mnie zaintrygowały. I tak jak ty używasz małego czaru, by chronić swoją tożsamość, opaska na oczy pomaga mi zachować prywatność i lepiej wykonywać swoją pracę.

Lepiej, jak? Zanim zdążyła zadać kolejne pytanie, poczuła lekki jak piórko dotyk na ramieniu. Wydało jej się, że powoli przesuwał czubkiem palca po jej skórze, kreśląc niespieszne koła, tak że każdy jego dotyk wywoływał przyjemną gęsią skórkę. Hermiona starała się powstrzymać drżenie, ale kiedy opuszki jego palców zanurzyły się w zagłębieniu jej łokcia i powoli przesunęły się po wewnętrznej stronie jej nadgarstka, wypuściła drżący oddech. Jego głos obniżył się, gdy palce musnęły jej skórę.

— Właśnie tak.

Albo była spragniona dotyku, albo opaska rzeczywiście zadziałała na jego korzyść.

— Teraz — powiedział, zatrzymując swoje ruchy, a jej ręka mimowolnie zadrżała, pragnąc jego dotyku. Ciepło rozeszło się po jej ciele, a skóra pod sukienką zapłonęła. Było to widoczne, ponieważ materiał był wystarczająco wycięty, by eksponować obojczyki, ale kończył się znacznie powyżej dekoltu. Jeśli cokolwiek zauważył, nic nie powiedział. — Myślę, że to oczywiste, że masz pytania, ale ja również je mam. Co powiesz na małą grę w pytania i nagrody? 

Och, był dobry. Przebiegły, ale dobry.

— Okej — zgodziła się, przełykając ciężko. To było coś, z czym mogła sobie poradzić.

Zamruczał z zadowoleniem, po czym wrócił do delikatnego błądzenia palcami po jej ramieniu.

— Grzeczna dziewczynka. Ponieważ tak łatwo się zgodziłaś, pozwolę ci zadać pierwsze pytanie.

Nie była pewna, czy przyjemność, która ją ogarnęła, wynikała z jego pochwały, czy z tego, że po tylu błędach wreszcie zrobiła właściwą rzecz.

— Nie zamierzasz mnie skrzywdzić, prawda?

Przez dłuższą chwilę milczał, ale jego palec nie przestawał się poruszać. Wzory, które rysował, sprawiały wrażenie, jakby tkał skomplikowane zaklęcie, zataczając pętle i powracając raz za razem.

W końcu, gdy zebrał myśli, odpowiedział poważnym głosem.

— Nigdy nie zrobiłbym niczego, na co nie dałaś wyraźnej zgody przed przyjściem tutaj. Doskonale wiem, czym jest ból i nie zadaję go tym, którzy o niego nie proszą. — Zanim zdążyła odetchnąć z ulgą, kontynuował. — Ale musisz coś zrozumieć, ból nie zawsze równa się cierpieniu. Z odpowiednim zaufaniem, mogę użyć pewnych technik, aby zwiększyć przyjemność. To, co myślisz, że może boleć, w rzeczywistości przyniesie przyjemność.

Instynkt sprawił, że zesztywniała, ale jego ręka ponownie przesunęła się w górę jej ramienia, prześlizgując się po materiale jej rękawa i dotknęła podstawy jej szyi. Ciepło rozeszło się po jej ciele i nie mogła się powstrzymać przed wtopieniem się w kanapę. Gdyby to była nagroda, przyjęłaby ją.

— Twój formularz mówił, że chcesz spróbować czegoś nowego. Dlaczego?

Walcząc o utrzymanie równomiernego oddechu, Hermiona odliczyła kilka oddechów, zanim odpowiedziała. Nie była całkowicie szczera podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Chociaż wiedziała, że musi przepracować swoje problemy seksualne, wydawało jej się to zbyt osobiste, by mówić o tym obcej osobie. Zamiast tego stwierdziła, że się nudzi i chce poszerzyć swoje doświadczenie w odosobnionym i bezpiecznym miejscu.

— Z nudów tak myślę.

Kłamstwo miało gorzki smak, ale kiedy jego palce przestały delikatnie wodzić po jej obojczyku, strach opadł na nią jak kamień w  jej podbrzuszu.

Na początku milczał, ale poczuła, że się odsuwa. Nagły brak ciepła jego ciała wydał jej się karą i zacisnęła palce na kolanach, żeby nie zerwać opaski i nie zobaczyć, gdzie się podział.

— Chociaż uważam, że twoje zamiłowanie do zgryźliwości jest urocze, nie toleruję kłamstw.

— Przepraszam… — zaczęła, ale jej przerwał.

— Nie interesują mnie twoje przeprosiny. Mają znaczenie tylko wtedy, gdy mówisz szczerze, kochanie.

Przyłapana. Wiedział więc, że nie było jej przykro, że wcześniej na niego naskoczyła. Pochylając głowę, przeniosła ciężar ciała do przodu. Bez możliwości użycia wzroku czuła się niemal naga. Widział ją, ale była odizolowana i znajdowała się w centrum uwagi.

— Ja… — Musiała przełknąć ślinę, czując znajomy ucisk w gardle. — Trudno mi się skoncentrować w łóżku.

— Dlaczego? — Pytanie było ostre i bezpośrednie, ale nie oceniające. Zamiast tego ton jego głosu sprawił, że gorące dreszcze przebiegły wzdłuż jej szyi i musiała wziąć głęboki oddech, żeby się uspokoić.

— Sama sobie radzę sobie dobrze, ale kiedy jestem z kimś, zbyt łatwo się rozpraszam. Próbowałam wszystkiego, ale… czegoś brakuje. 

Jedynym dźwiękiem, jaki wydał w odpowiedzi, było gwałtowne wciągnięcie powietrza, a potem cicho wymamrotane przekleństwo.

— Po co kłamać w tak przyziemnej sprawie?

— To nie jest przyziemne… — warknęła, rozpoznając swój błąd o sekundę za późno. Zakrywając usta dłonią, próbowała ukryć przerażenie malujące się na jej twarzy.  — Przepraszam, lepiej już pójdę. Nic z tego nie będzie.

Zanim zdążyła wstać, silna ręka owinęła się wokół jej nadgarstka i pociągnęła ją z powrotem w dół. Jego dłoń była szeroka, jego palce były na tyle długie, by całkowicie owinąć się wokół jej nadgarstka z pewnością, która sprawiła, że jej ciało zastygło w miejscu.

— Wiem, czego potrzebujesz, ale nie spodoba ci się to. — Po krótkiej przerwie dodał. — Przynajmniej nie od razu.

— Co masz na myśli? — Wszystko, co przeczytała, mówiło, że to doświadczenie będzie wyzwalające. Ale ilość stresu i niepokoju, które przebiegały przez jej ciało w tym momencie, nie przynosiły jej ulgi.

— To znaczy, — zaczął, przyciągając ją nieco bliżej, testując, czy ułoży się przy jego ciele. Dopiero gdy to zrobiła kontynuował, ale nie mogła nie zauważyć solidnej budowy jego ciała pod ubraniem. Jego zapach był jeszcze silniejszy teraz, kiedy tuliła się do niego i był odurzający. — że najważniejszą rzeczą w tym pokoju, między nami lub kimkolwiek innym, powinno być zaufanie. Musisz mi zaufać. Dokładnie wiem, czego potrzebujesz i jak ci to dać.

Czuła przy sobie jego ciało, zwinne i silne, nie było muskularne ani miękkie jak ciała niektórych mężczyzn przed nim i to było na tyle rozpraszające, że zapomniała, co powiedział.

— Nawet mnie nie znasz. Skąd możesz wiedzieć, czego potrzebuję?

— Ponieważ mężczyźni tacy jak ja doskonale wyczuwają potrzeby takich czarownic jak ty. Sprytnych małych czarownic, które próbują zerkać ukradkiem i zadają zbyt wiele pytań, bo boją się oddać kontrolę. Ja specjalizuję się w jej przejmowaniu, żebyś ty mogła ją odpuścić.

Kiedy rumieniec zawstydzenia pojawił się na jej policzkach, zaśmiał się.

— Domyślam się, że czarodzieje, z którymi byłaś, pozwolili ci przejąć stery, co? — Kiedy nie odpowiedziała, cmoknął językiem. — Nie możesz się skupić, ponieważ ci kretyni są zbyt zajęci pogonią za własną przyjemnością.

— Naprawdę mi się to podoba... — Jego palce wbiły się w jej usta, zanim mogła wymyślić wymówkę, że „nie było tak źle”. Ale oboje wiedzieli, że tak nie jest. W przeciwnym razie, nie byłoby jej tutaj, prawda?

— I to jest powód, dla którego tu jesteś, prawda? Ciągle szukasz dla nich wymówek, zamiast pozwolić sobie poddać się komuś, kto chce się tobą zaopiekować.

— Ja… — Czy tak było? Czy to było to? Jej badania wykazały, że problemem wcale nie było jej libido. — Nie wiem. Może.

— W takim razie cieszę się, że się zgadzamy. — Jego ramię zacisnęło się wokół jej ciała jak zaklęcie Immobulus. — W takim razie mamy dwie nierozwiązane kwestie. Czy chcesz spróbować? A może chcesz odejść i wrócić do swoich nudnych randek?

Merlinie, był zarozumiały, prawda? Dwadzieścia minut razem i już jest przekonany, że dokładnie wie, co jej się spodoba? Mało prawdopodobne. Jednak w jego pewności było coś dziwnie pociągającego. To nie była fałszywa brawura, ale raczej coś, co pochodziło z głębi jego duszy. To było częścią jego natury, mogła to wyczuć i było równie pociągające, co niepokojące.

Odetchnęła głęboko, uspokajając skołatane nerwy.

— Jeśli powiem tak, co się stanie?

Jego odpowiedzią był kolejny śmiech, a jej skóra zapłonęła, gdy poczuła, jak jego palce wracają śladem w górę jej szyi, aż w końcu zamykają jej szczękę w nieruchomym uścisku.

Niewypowiedziany rozkaz.

To on miał kontrolę.

To on dyktował warunki, a ona miała podążyć za jego instrukcjami. 

Gorący dreszcz podniecenia przebiegł przez jej organizm, oszałamiający i ekscytujący.

— To moja tajemnica, a twoim zadaniem jest ją odkryć. Twoja ciekawość zostanie zaspokojona szybciej, niż myślisz, mała czarownico.

Dopiero po chwili znalazła siłę, by skinąć głową. Rezygnacja z kontroli nie przychodziła jej łatwo. Co, według jej własnych badań, miało sens.

— Dobrze. Tak.

Jego uścisk na jej szczęce zmienił się, aż jego palce objęły jej twarz, a kciuk delikatnie przesunął się po konturze jej warg.

Prawie zapomniała o swojej iluzji, aż do chwili, gdy usłyszała jego chropowaty szept.

— Zrobiłbym wszystko, by zobaczyć twoje prawdziwe rysy pod całą tą magią. Ale może tak będzie najlepiej, biorąc pod uwagę, jak zaraz zaczniemy. Z góry przepraszam kochanie.  Wszystko szybko się skończy.

— Poczekaj... — dysząc, próbowała odepchnąć się od jego klatki piersiowej, ale przytrzymał ją w miejscu, więc nie mogła się odsunąć. — Co? Nie… 

– Przestań. - Jego surowa komenda zmusiła ją do opanowania się. – Nie tylko się mi sprzeciwiałaś, ale i skłamałaś. Wspominałem ci, że nie cierpię kłamstw, a gdybym to zbagatelizował, stworzyłoby to… niefortunną podstawę dla naszego związku, jak sądzisz?

Niestety miał rację. Była konfliktowa i nie potrafiła być szczera nawet, kiedy zadał jej proste pytanie. Jak miała dokończyć swoje badania, jeśli nie była ze sobą szczera?  Szlag by to trafił! Nie była w stanie mówić z powodu nagłej suchości w ustach, więc zamiast tego odpowiedziała mu drżącym skinieniem głowy.

— Ponieważ odpowiedziach w twoim zgłoszeniu zaznaczyłaś „brak zainteresowania krępowaniem”, zezwalam ci na trzymanie rąk splecionych nad głową. Ale jeśli poruszysz nimi w jakikolwiek sposób, natychmiast przestanę. Czy to jasne? 

Zalała ją słodka fala ulgi.

— Tak. Dziękuję.

Niemal słyszała uśmiech w jego głosie.

— Szybko łapiesz. — Jego ciężar obok niej się przesunął, a potem silne dłonie poprowadziły jej ciało na jego kolana. — Na pokój nałożono zaklęcie tłumiące dźwięki, więc możesz hałasować, ile tylko chcesz, ale chciałbym, żebyś liczyła.

Liczyć? Co miał na myśli… o nie. 

Gdy tylko ułożyła się brzuchem na jego kolanach, poczuła charakterystyczne muśnięcie jego dłoni na tylnej stronie jej nagich ud. Widziała to na zdjęciach i filmach, na których kobiety dostawały klapsy tak długo, aż ich tyłki zrobiły się jaskrawoczerwone, ale nawet po tym wciąż błagały o więcej. 

Na jej skórze pojawił się głęboki rumieniec, a on nawet jeszcze nie zaczął. Nie była pewna, czy to niepokój, czy ekscytacja, ale napięcie było na tyle silne, że jej dłonie lekko drżały.

— Zapytałbym, czy kiedykolwiek wcześniej dostałaś klapsa, ale myślę, że chyba znam już odpowiedź. — Jego palce przesunęły się wyżej, zanurzając się pod rąbkiem jej spódnicy, aż czubki palców musnęły wrażliwą skórę pod jej tyłkiem.

— Nie — przyznała, nie chcąc znowu kłamać. Jego pieszczoty na jej nogach były tak delikatne i subtelne, że miała wrażenie, jakby każde zakończenie nerwowe poniżej jej pasa nagle zapłonęło. 

Budził jej ciało powolnymi, płynnymi ruchami, a ona czuła każdy fragment jego skóry na swojej. 

I choć ją to zaskoczyło, ciepło zaczęło narastać w jej wnętrzu.

Jej ciało toczyło wewnętrzną walkę – podekscytowanie mieszało się z niepokojem, splatając się w wyraźne, niemal namacalne doznanie, które sprawiało, że czuła się jak po kilku eliksirach pobudzających, które dawniej brała, by zarwać noc przed egzaminami.

— Dziękuję za twoją szczerość. Jeśli dobrze się spiszesz, obiecuję, że później ci to wynagrodzę. Co sądzisz o pięciu? Myślisz, że sobie z tym poradzisz?

Zdołała jedynie wykonać kolejny drżący ruch głową, gdy poczuła, jak odsłania jej pośladki na chłodne powietrze. Dłonie miała schowane pod krawędzią poduszki nad głową, a dla pewności splótła palce ze sobą, jakby to miało jej pomóc. 

Pięć to przecież nie tak dużo, prawda? Pięć szybkich klapsów i będzie nagrodzona.

To nie tak, że nie zasługuję na karę, pomyślała z grymasem. Dobra robota, Hermiono. Schrzań swoje doświadczenia z BDSM, zanim jeszcze…

Jego dłoń opadła ciężko na jej pośladki, uderzając dokładnie w to wrażliwe miejsce między jej tyłkiem a udem—to samo, które jeszcze chwilę wcześniej pieścił lekkimi muśnięciami swoich palców.

— Och! — Dźwięk wyrwał się z jej piersi, zanim zdążyła go powstrzymać, a jej ciało natychmiast zesztywniało. Zapiekło, ale nie było aż tak źle.

— Licz, proszę — przypomniał jej delikatnie, przesuwając dłonią po lekkim zaczerwienieniu, które pozostawiła po sobie jego ręka.

Jej głos ugrzązł w gardle.

— Jeden.

Kolejne uderzenie spadło, tym razem po przeciwnej stronie.

— Dwa — Kiedy wstrzymała oddech, ponownie pogładził piekący pośladek.

Trzecie i czwarte uderzenie trafiło wyżej, uderzając w miękkie, pełniejsze części jej pośladków, tuż przy krawędzi jej bielizny. Nie dotknął ich, nie przesunął materiału na bok, ale zadbał o to, by przy każdym uderzeniu poczuła piekący ślad jego dłoni. Gdyby wiedziała, że skończy z tyłkiem w powietrzu, zanim jeszcze się pocałują, mogłaby wybrać bardziej seksowną parę majtek zamiast prostych czarnych w stylu bikini, które zazwyczaj wybierała w mugolskich sklepach.

—Trzy. Cztery.

Teraz jej całe pośladki płonęły ogniem. Krew gromadziła się w jej miednicy i wokół bioder, pędząc do miejsc, które z pewnością rumieniły się tak samo jak jej klatka piersiowa i twarz. 

To było nieprzyjemne uczucie, ale on się zatrzymał, przesuwając obiema dłońmi po jej skórze szerokimi ruchami, dociskając je lekko, aż chłód jego dotyku złagodził ból. 

— Tak dobrze sobie radzisz, kochanie. Czy poradzisz sobie z jeszcze jednym?

Hermiona zmusiła się, by skinąć głową, wciskając głowę głębiej w poduszkę, żeby nie mógł zobaczyć jej twarzy. Dziwne uczucie klapsów dezorientowało resztę jej ciała. Samo w sobie nie było to przyjemne, ale przypływ krwi po każdym uderzeniu wysyłał kolejne fale ciepła między jej uda Jakby nie wiedziało, że nie powinno. Jakby nie potrafiło odróżnić bólu od przyjemności.

— Tak. — Kiedy w końcu udało jej się wykrztusić odpowiedź, jego ręce znieruchomiały.

Podciągając jedno kolano pod jej biodra, uniósł jej pośladki jeszcze wyżej, a drugą ręką rozchylił jej uda o kilka centymetrów.

— Dobra dziewczynka. A teraz oddychaj… — Czekał, aż zobaczy, jak jej klatka piersiowa rozszerza się przy wdechu, by uderzyć.Ale tym razem nie wybrał miękkich, pełnych części jej pośladków ani ud. Sięgnął prosto w jej najbardziej czułe miejsce. Nie powstrzymał się. Włożył w to uderzenie więcej siły, ponieważ pieczenie było przytłumione przez materiał napięty na jej dolnych wargach. Ale cios i tak był odczuwalny. Z jej piersi wyrwał się szorstki jęk, zanim zdążyła go powstrzymać. Trafił prosto w jej łechtaczkę, już nadwrażliwą od zwiększonego przepływu krwi, a szok sprawił, że jej oczy wywróciły się do tyłu. Fala podniecenia przetoczyła się przez jej ciało, gorąca i oszałamiająca, mieszając się z bólem, który właśnie jej zadał.

— Pięć. — Ostatnia cyfra była niczym więcej jak tylko drżącym wydechem, gdy jego ręce wznowiły głaskanie.

— Jestem z ciebie bardzo dumny. Czy było aż tak źle? — Ścisnął lekko jej uda, wysyłając lekkie fale bólu przez jej wnętrze. Wszystko wydawało się spuchnięte i wrażliwe, a kiedy przesunęła się na jego kolanach, zamarła.

Była mokra.

— Chyba nie — zaśmiał się cicho, wciąż nie przestając pieścić jej pośladków. — Powiedz mi jeszcze raz to, co powiedziałem ci wcześniej.

Nie trzeba było geniusza, by domyślić się, o czym mówił, ale instynkt podpowiadał jej, że jeśli nie odpowie, on przestanie jej dotykać. Hermiona wiedziała tylko, że w tym momencie to była ostatnia rzecz, jakiej pragnęła. Była gotowa przyjąć więcej klapsów, jeśli oznaczało to więcej tego rozkosznego ciepła, które narastało między jej nogami.

— Ból… — zaczęła, dysząc ciężko. — Nie zawsze równa się cierpieniu.

— I czy to bolało? — Jego palce musnęły rąbek jej majtek, ale nie wsunął pod nie dłoni, nawet gdy przesunęła się na jego kolanach. Czuła się bezwstydnie, ale ciśnienie narastające między jej udami było nie do zniesienia. Nigdy nie była tak podniecona, nawet wtedy kiedy sama się zaspokajała.

Złapała kolejny nierówny oddech i mgła w jej głowie się rozwiała.

— Tylko trochę. Ale... Teraz to jest już przyjemne.

I rzeczywiście tak było. Bardziej, niż mogłaby sobie kiedykolwiek wyobrazić. Gdyby nie on, trzymający jej nogi w miejscu, już dawno przycisnęłaby palce do punktu tuż nad swoją łechtaczką, by ulżyć narastającemu napięciu.

— Więc myślę, że jesteś gotowa na swoją nagrodę, prawda?

Tym razem nie czekał na jej odpowiedź. Zamiast tego jedną ręką przytrzymał ją w miejscu, a drugą zagłębił się pod rąbek jej bielizny, odsuwając materiał na bok, odsłaniając ją całkowicie. O Merlinie… Była tak mokra, że chłodne powietrze wokół niej było jak lodowaty pocałunek na jej cipce. Ciepło rozlało się na jej policzkach, ale była zbyt rozpalona, by naprawdę się zawstydzić. Poza tym po to przyszła, prawda? Czy dokładnie wiedział, co się wydarzy, nawet jeśli ona nie była tego pewna? Może brakowało jej doświadczenia w świecie fetyszy, ale z pewnością nie była nieśmiała.

— Proszę, proszę. — Nie roześmiał się, ale rozbawienie w jego głosie było oczywiste. Ale to było coś więcej... Był spięty i poważny, a ona wiedziała, że podziwia widok jej lśniących warg, rozpostartych na jego kolanach niczym uczta. — Myślę, że dzisiaj dowiedziałaś się o sobie czegoś nowego, nie sądzisz? 

Nie mogła już tego znieść. Poruszając biodrami, uniosła się jeszcze bardziej, próbując wytworzyć jakieś tarcie między udami, ale robiąc to, uświadomiła sobie jedną rzecz. Pod nią, naciskając na przednią część ud, znajdowała się potężna erekcja. 

Och.

Więc to mu się podobało. Świadomość, że był równie podniecony jak ona, tylko dodawał jej pewności siebie, więc jeszcze mocniej zacisnęła swoje uda. Kiedy to zrobiła, jego dłoń mocniej ścisnęła jej nogę.

— Ty mała spryciulo. Doskonale wiem, co knujesz — Dał jej szybkiego, lekkiego klapsa w lewy pośladek, co sprawiło, że krzyknęła. Nie był tak mocny jak poprzednie, ale to było ostrzeżenie — Lubisz czuć na sobie mój wzrok? Czy lubisz wiedzieć, że widok tego… 

Przesunął lekko palcem po jej fałdach, ale nie włożył go do środka — …sprawia, że desperacko pragnę cię spróbować?

— Tak. — To wyznanie było ledwie słyszalnym szeptem, ale sposób, w jaki trzymał ją blisko siebie, powiedział więcej niż jakakolwiek odpowiedź, którą mógłby wypowiedzieć na głos. 

Kiedy delikatnie dotknął jej środka, prawie umknęły jej jego cicho mamrotane słowa. Rysował te same kuszące wzory, w górę, w dół, tam i z powrotem, powtarzając je, aż wiła się na jego kolanach.

— Myślę, że wiedzą co nieco o dopasowywaniu…

Miała wrażenie, że te słowa były bardziej dla niego niż dla niej, ale mimo to fala satysfakcji popłynęła przez jej żyły. Uważając, by nie poruszyć rękami, wygięła plecy w łuk, desperacko czegoś pragnąc. Jakiegokolwiek dotyku, tarcia, ulgi. Narastający ból stawał się coraz bardziej dotkliwy, i nie wiedziała, jak długo jeszcze zdoła go wytrzymać, zanim sama będzie musiała sobie ulżyć. 

— Proszę, potrzebuję więcej.

— Naprawdę? — Jego głos był ostry. — Czy w tym momencie zwykle przejmujesz kontrolę i mówisz swoim partnerom, jak mają cię dotykać? A może to ten, w którym ja decyduję, czego naprawdę potrzebujesz?

— Ty — zgodziła się szybko, kiwając głową. — Ty, proszę. Zrobię, co tylko chcesz.

W tym momencie zrobiłaby wszystko, o co by poprosił, gdyby to oznaczało włożenie w nią tych długich palców. Nie obchodziło jej, czy dojdzie między nimi do seksu – po prostu potrzebowała od niego więcej. Czegokolwiek chciał, bo miał rację. W tym momencie, w tym pokoju, ufała mu, że dokładnie wie, czego ona najbardziej potrzebuje. Bardzo łatwo to udowodnił, zaledwie kilkoma ruchami ręki.

Później będzie zawstydzona. Będzie leżeć w łóżku i płonąć czerwienią ze wstydu, że wypchnęła biodra wyżej w pogoni za jego dotykiem, że przybliżyła się do jego palców w desperackiej próbie wypełnienia bolesnej pustki między swoimi nogami. 

— A gdybym chciał to zrobić jeszcze raz? — Dał jej kolejnego lekkiego klapsa, a ona poczuła, jak jej ciało wibruje od uderzenia. Pieczenie szybko zmieniło się w więcej gorąca, więcej wilgoci, a ona wydała z siebie przeszywający jęk.

— Och, Merlinie…

— Powinnaś wymawiać moje imię. To ja sprawiam, że tak się czujesz — przypomniał jej, uderzając jej drugi pośladek. Nie były to piekące uderzenia – były na tyle lekkie, by podtrzymać narastające ciepło pod jej skórą, ale wystarczająco mocne, by posłać delikatne ukłucie bólu przez jej pośladki. 

Potem ciężka dłoń dotknęła jej gorącej skóry. Wydawało się, że płonie, a kiedy jego palce ponownie zanurzyły się między jej udami, pomyślała, że zaraz zacznie krzyczeć. 

— Powiedz mi, co mam zrobić — błagała, wijąc się pod jego dotykiem. Powiedziałaby jego imię, gdyby je znała. Wykrzykiwała by je tak głośno, że ludzie na ulicy mogliby ją usłyszeć, nawet przez zaklęcie wyciszające. — Proszę, po prostu mi powiedz.

W końcu ustąpił, wsuwając palec między jej fałdy. Nie napotkał żadnego oporu, zanurzając się nim po knykcie, a ona prawie rozpadła się pod wpływem tego uczucia. Wyciskając słowa przez zaciśnięte zęby, poruszył pod nią swoimi biodrami.

— Taka gorąca i wrażliwa. Jakbyś była stworzona dla mnie.

— Och, och… — Wypychając biodra do tyłu, odpowiadała na jego powolne pchnięcia ciężkim oddechem. 

Później dodał drugi palec, rozciągając ją jeszcze bardziej. Opuszki jego palców z łatwością odnalazły wrażliwe miejsce na przedniej stronie jej miednicy, a ona odruchowo uniosła swoje biodra, gdy zaczął pocierać miejsce, w którym znajdowała się wiązka nerwów. Nie miała głowy, by mu powiedzieć, że zwykle nie była tak wrażliwa ani tak ożywiona w łóżku. Nigdy nie ocierała się tak o czyjąś dłoń, nigdy tak desperacko nie potrzebowała uwolnienia. Miała wrażenie, że zaniosłaby się szlochem gdyby teraz przestał. Czy to z powodu klapsów, czy z powodu jego pewności siebie, czy też dlatego, że po mistrzowsku kontrolował jej ciało, nie wiedziała. Ale krzyczałaby jak banshee, gdyby przestał.

Po szczególnie głośnym jęku, jego kciuk przesunął się do przodu, z łatwością znajdując jej łechtaczkę. Nie dotknął jej od razu, ale zamiast tego otarł się o nią, drażniąc jeszcze bardziej.

Była tak blisko, ale nie wystarczająco blisko. Wiedziała, że bez tego nie osiągnie spełnienia i wypuściła z siebie sfrustrowane westchnienie, gdy raz po raz omijał i sunął wokół jej najbardzej wrażliwego punktu. 

Musiała coś zrobić, ale gdyby poruszyła trochę rękami, przestałby. Obiecał jej to, a ona mu uwierzyła. Gdyby zwróciła się do niego bezpośrednio, oskarżyłby ją o próbę przejęcia kontroli. To było jak walka z wiatrakami.

No dalej, próbowała zmienić tempo, ale on natychmiast to wyczuł i unieruchomił jął.

— Zastanawiasz się, prawda?

— Umm... — Ledwie zdążyła znaleźć właściwą odpowiedź, kiedy zabrał rękę i owinął się wokół jej talii, przyciągając jej ciało do siebie jednym silnym ruchem. Nagłe szarpnięcie sprawiło, że zakręciło  się jej w głowie, a jej ręce spontanicznie sięgnęły po jego ciało, działając w własnej obronie, chwytając go za ramiona. Poczuła pod palcami cienką tkaninę, niewiarygodnie gładką, ale nie jedwabistą. Zdecydowanie drogie, cokolwiek to było.

— Powiedz mi. — Mocno przyciągnął jej biodra do swoich kolan, a ona nie miała innego wyjścia, jak tylko usiąść na nim okrakiem. Kiedy się usadowiła, jedna ręka pozostała na jej talii, a druga powędrowała do jej karku, by chwycić ją za włosy. — O czym myślałaś?

Jej oddechy były płytkie, a uczucie jego klatki piersiowej przyciśniętej do jej ciała było niemal nie do zniesienia. Chciała go dotknąć, przesunąć dłońmi po płaszczyznach jego ciała i poznać go, tak jak on ją. Czy był szczupły i muskularny pod tym kosztownym strojem? Czy miał włosy na klatce piersiowej? Jak by się czuł, gdyby przejechała paznokciami po jego piersi?

— Odpowiedz mi — zachęcił ją, pochylając się, by przeciągnąć ustami wzdłuż jej szyi. Delikatnie skubnął skórę tuż poniżej jej szczęki, a kiedy westchnęła pod wpływem tego doznania, poczuła jak jego usta układają się w przebiegły uśmiech.

— Potrzebowałam… — sapnęła, walcząc ze sobą, by nie poruszyć biodrami i nie ocierać się o jego erekcję, która napierała między jej nogami. Gdyby to zrobiła, z pewnością pobrudziłaby jego spodnie. — Więcej. Nie mogę dojść, jeśli nie dotkniesz bezpośrednio mojej łechtaczki. 

Wyznanie wydawało się sztywne i wymuszone, ale było prawdziwe. Ale zamiast się odsunąć, wynagrodził ją delikatnym ugryzieniem płatka ucha.

— I myślałaś, że do tego nie zmierzam?

— Ja nigdy… — westchnęła głośno, tym razem, kiedy ręka, która trzymała jej biodro, opadła niżej, tam, gdzie najbardziej jej pragnęła. — Nigdy nie byłam tak podniecona. 

Łatwiej było powiedzieć prawdę i może lepiej, że mimo wszystko zawiązał jej oczy. To ułatwiało oderwanie się od świata zewnętrznego, powstrzymywało przed analizowaniem jego reakcji i zastanawiania się, co powinna robić lub mówić inaczej. Całkowicie zdjął z niej odpowiedzialność, zmuszając ją, by całkowicie skupiła się wyłącznie na własnej przyjemności.

To jest to, czego mi brakowało?

Jego uśmiech rozszerzył się na jej gardle, a potem zaczął składać pocałunki i ssać jej skórę, wędrując w dół jej szyi. Nie był delikatny i na pewno rano będą ślady, ale nie dbała o to. W drodze do domu kupiłaby całą skrzynkę mikstur maskujących, ponieważ chciała by zostawił te ślady.

— Czy nie o to chodzi?

Gdy jego palce dotarły do jej wnętrza, jej ciało zadrżało, przyciskając się do jego.

— Tak — jęknęła, wzdychając z ulgą, gdy ponownie wsunął w nią palce, by kontynuować pieszczoty. Nie marnował czasu i wrócił do miejsca, w którym skończył, ale tym razem nie zwlekał już z drażnieniem jej łechtaczki. Jego kciuk odnalazł ją, przycisnął, a potem zaczął przesuwać po wrażliwym punkcie tam i z powrotem, w rytmie zsynchronizowanym z ruchem jego środkowego i serdecznego palca.

Ogarnęła ją fala przyjemności, tak silna, że poczuła, jak wszystko się w niej się kurczy.

— Tak — skandowała.

Poruszając biodrami, poczuła, jak sukienka unosi się na jej biodrach. Nadal był w pełni ubrany, a to sprawiło, że mentalny obraz wymalowany w jej głowie był jeszcze bardziej nieprzyzwoity. Mogą być kimkolwiek, wygłupiając się razem w tajemnicy. Pozostają w ubraniach, ponieważ muszą szybko uciec lub dlatego, że nie mogą pozwolić sobie na złapanie. Namiętny romans dwojga kochanków, rozdzielonych przez przeznaczenie, którzy tak bardzo pragnęli siebie nawzajem, że nie mogli tracić czasu na rozbieranie się.

Jakby czytając w jej myślach, puścił jej włosy, przesunął palcami po jej szyi i klatce piersiowej, osadzając się tuż pod krągłością jej piersi. Zaczepiwszy palcami pocierał wrażliwe miejsce w jej wnętrzu, a palcami drugiej ręki muskał jej łechtaczkę, zataczając powolne koliste kręgi. Całe jej ciało napięło się, a on warknął jej do ucha.

— Nie masz pojęcia, jak bardzo chcę zedrzeć zębami tę sztywną sukienkę z twojego ciała, żeby zobaczyć, co jest pod spodem. Wyglądasz tak porządnie i grzecznie, ale jesteś małą wyuzdaną czarownicą, prawda? Kochasz to, co ci robię i nie masz dość.

— Tak. — skinęła głową, starając się utrzymać biodra nieruchomo, ale ciśnienie narastało. Czuła napięcie w nogach, a z każdym ruchem jego palców spirala przyjemności zakręcała się coraz mocniej. — Proszę, nie przestawaj… 

Kontynuował, ssąc i skubiąc jej szyję, szczękę, płatek ucha.

— Czy masz pojęcie, jak bardzo doprowadzasz mnie do szaleństwa? Czuję twoje podniecenie i chcę go posmakować. Następnym razem, gdy się spotkamy, planuję rozebrać cię do naga i położyć na stole jak ucztę.

Naprawdę tak na niego działała?

Jego erekcja wciąż napierała na jej wewnętrzne udo, ale nie dał jej jeszcze pozwolenia, by go dotknęła, a coś podpowiadało jej, że nie może tego po prostu robić, kiedy jej się podoba. 

— Czy mogę... — Pytanie zostało przerwane przez nagłą falę przyjemności, która przetoczyła się przez jej ciało, gdy wbił w nią palce z nową siłą. — Mogę Cię dotknąć?

— Jeszcze nie — Jego odpowiedź była zdecydowana, ale nie powstrzymał swoich ruchów.

— Tylko jeśli będziesz dobrą, małą czarownicą i dojdziesz na mojej dłoni. Możesz to zrobić?

Jej biodra same się zacisnęły i skinęła głową. Drżenie jej ud nasiliło się, a ruchy stały się nierówne. Znalazł stały rytm, rysując małe ósemki na jej łechtaczce, co doprowadzało ją do szału. Pracując w tandemie z palcami, co kilka pchnięć wchodził głębiej, aby nacisnąć jej punkt G, i czuła, jak na jej piersi zaczynają formować się kropelki potu. Nie mogła wytrzymać dłużej, ale przypomniała sobie jedną rzecz ze swoich badań, w samą porę.

— Czy mogę dojść? — Ochrypły głos prawie nie przypominał jej własnego, ale była gotowa błagać, gdyby musiała. Jej wnętrze zaciskało się z każdą sekundą, pulsując w ostrzegawczych skurczach, i nie była pewna, czy zdoła się powstrzymać. Obraz, który przed nią namalował, przedstawiający ją leżącą na stole, podczas gdy on przesuwał ustami po jej ciele, był prawie nie do wyobrażenia. Skoro tak umiejętnie używa palców, jego usta muszą być jeszcze lepsze.

Ugryzł jej szyję, unosząc przy tym biodra i wciskając się w nią by poczuła jego nabrzmiałego penisa.

— Dojdź, grzeczna dziewczynko. Dojdź dla mnie i pokaż mi, jak bardzo to kochasz.

Uczucie, gdy napierał na jej nagą skórę, tuż pod jego dłonią, wystarczyło, by posłać ją na skraj.

— Och, och, och… — Jej całe ciało zesztywniało, a potem opadła na niego, wijąc się i wyginając, gdy rozkosz rozlała się po jej kończynach niczym przypływ: biała, gorąca, iskrząca na zakończeniach nerwowych, Odpuściła, pławiąc się w tym uczuciu, którego nie doświadczyła nigdy wcześniej. Coraz intensywniej, coraz bardziej olśniewająco, aż wydawało się, że jest przez nie całkowicie pochłonięta. Orgazm pulsował coraz mocniej, gdy ścisnęła jego dłoń. Przez szum krwi w uszach słyszała własne nieskładne mamrotanie, szlochając z ulgi, gdy on podążał za każdym drgnieniem przyjemności, jakie miało do zaoferowania jej ciało.

Kiedy było po wszystkim, jej ciało zwiotczało, wciąż odrętwiałe od przyjemności i wszystkiego, czego doświadczyła. Oboje oddychali ciężko, ale po chwili poczuła, jak jego ciało napina się pod nią.

— ...Granger? — zapytał zdławionym szeptem, a mroźne zrozumienie wypełniło jej żyły, natychmiast ją otrzeźwiając.

Cholera, intensywność jej orgazmu musiała wystarczyć, by rozproszyć resztki zaklęcia maskującego, co oznaczało… O nie – strach i przerażenie natychmiast wypełniły jej  żołądek, na świecie była tylko jedna osoba, która wymawiała jej nazwisko, tak właśnie zrobił to mężczyzna pod nią.

Draco Malfoy.

Och, Merlinie, nie – proszę, proszę nie – światło w pokoju oślepiło ją, gdy zerwała czarny jedwab z oczu i napotkała lodowato szare oczy, zaledwie milimetry dalej.

Ta sama lodowata szarość, która drwiła z niej od lat. Wyzywał ją, znęcał się nad jej przyjaciółmi, patrzył, jak jego ciotka torturuje ją w jego własnym domu. Ten sam mężczyzna, który był zbyt wielkim tchórzem, by stanąć w obronie tego, co było słuszne podczas wojny, który przyczynił się do najgorszego bólu, jakiego kiedykolwiek doświadczyła w swoim życiu, właśnie doprowadził ją do najsilniejszego orgazmu, o jakim mogła marzyć. 

— Chyba się rozchoruję… — Zeskoczyła z jego kolan tak szybko, jak tylko mogła i potykając się, ruszyła w stronę drzwi. Żółć podeszła jej do gardła, gorąca i kwaśna. Musiała natychmiast wyjść.

— Granger, proszę... — Wstał, by pójść za nią, ale potknęła się o dywan, jej nogi wciąż były słabe. Uniosła rękę, starając się trzymać go na dystans, żeby nie podszedł bliżej. — Proszę usiądź. Musimy porozmawiać

— Nie! — Kiedy stanęła stabilnie na nogach, wyciągnęła w jego stronę palec. — Nie mamy o czym rozmawiać, Malfoy. Ty wstrętny mały karaluchu, nadal znęcasz się nad ludźmi, ale teraz robisz to w sypialni?

Wypluła te słowa w jego stronę, a jej ramiona drżały po bokach. Łzy piekły ją pod powiekami, ale się nie zamierzała się im poddać. Całe jej ciało było gorące i zarumienione, a jej żołądek wywrócił się, gdy spojrzała na jego ciało. Ciało, które tak desperacko pragnęła poczuć i które, jak się okazało, należało do jednego z jej największych wrogów. Minęły lata, odkąd widzieli się po raz ostatni, wciąż miał tę samą szczupłą sylwetkę, co w czasach szkolnych. Ale teraz jego ramiona były nieco szersze, a szczęka trochę bardziej wydatna. Ale jakim cudem – musiała powstrzymać szloch, zakrywając usta wierzchem dłoni, żeby nie zwymiotować – jak mogła tego nie zauważyć?

— Wcale nie o to chodzi. — Jego głos zmienił się w zimną stal. — Nie rozumiesz. Proszę usiądź, nie możesz się aportować, dopóki się nie uspokoisz. 

Tłumiąc śmiech, pozbierała swoje rzeczy.

— Rozumiem doskonale, Malfoy. Teraz, gdy wojna się skończyła, musisz znaleźć sposób by zadać ludziom ból, a jaki jest lepszy sposób, by to zrobić niż poniżanie kobiet.

— Nie o to tu chodzi. — Podszedł bliżej, podnosząc ręce. — Mówiłem ci, że nie o to chodzi i mówiłem poważnie. A teraz proszę...

Jego następna prośba została przerwana, gdy aportowała się do domu, lądując na środku swojego salonu, a łzy zniesmaczenia zaczęły płynąć po jej policzkach.

Chapter 2

Notes:

tłumaczenie: PannaMalinka
korekta i poprawki: Ninquelien, Charlotte_vanilla

Chapter Text

Przez długie godziny Hermiona szlochała w swoim łóżku, zwinięta w kłębek. Głośne, wściekłe spazmy wstrząsały jej ciałem, aż cała była obolała i pulsująca bólem. Logiczna część jej umysłu wiedziała, że to była przesadna reakcja, choć jakoś udało jej się oszczędzić sobie upokorzenia wymiotów, kiedy w końcu zatoczyła się do swojej sypialni. Zamiast tego jej reakcja była czysto emocjonalna. Fale wstydu i poczucia winy przetaczały się przez jej ciało, miotając nią tam i z powrotem, aż wypełniła ją nienawiść do samej siebie, większa niż kiedykolwiek sądziła, że jest możliwa.

Właśnie doszłam na dłoni Malfoya.

Na samą myśl jej ramiona znowu zadrżały. Nie pierwszy raz o tym pomyślała, a mimo że łzy już wyschły, jej ciało wciąż drżało. Jej głowa pulsowała bólem, a dreszcze przebiegały po jej skórze na samą myśl tego, co się wydarzyło. Że jej się to podobało. Przedtem , poprawiła się pociągając nosem. Podobało jej się zanim dowiedziała się, że to był on.

Kiedy studnia jej łez w końcu się wyczerpała, zmusiła zesztywniałe kończyny do ruchu i poszła pod prysznic. Pod gorącym strumieniem szorowała każdy skrawek swojej skóry, aż stała się czerwona i piekąca, aż nie czuła już odcisku jego palców wypalonego na jej duszy.

Za każdym razem, gdy Hermiona brała eliksir słodkiego snu, budziła się gwałtownie. To nie był naturalny sen i nie przypominał mugolskich leków, po których przez wiele godzin czuła się ociężała i otępiała. Budziła się gwałtownie w łóżku, gdy tylko eliksir przestał działać, gotowa i czujna, jakby  wcale nie zasnęła. Na szczęście po godzinach płaczu, prysznicu i pozbawionego snów odpoczynku czuła się w końcu bardziej stabilna. Czuła się bardziej sobą.

Dopiero gdy usiadła, poczuła to. Sztywność w mięśniach jej ud i rozkoszny ból, który osiadł głęboko w jej kościach podczasu snu.

Och. 

Gorąco uderzyło jej do policzków od razu, gdy przypomniała sobie dotyk jego dłoni na swojej nagiej skórze, uderzające, piekące i łagodzące zarazem. Jej żołądek wykonał przewrót, a ciepłe mrowienie rozlało się w jej klatce piersiowej. Opierając dłoń na sercu, czekała, aż pochłonie ją panika, tak samo jak poprzedniej nocy. Aż jej oczy znów zapieką, aż gorący wstyd ponownie zbierze się pod powiekami.

Ale nic się nie stało. Motyle w brzuchu rozwiały się, a wszystko pozostało spokojne. Czy to znaczyło, że wypłakała już wszystko? Wyschła na ten moment? Była pusta, dopóki zbiornik jej emocji nie napełni się na nowo i nie będzie miała wystarczająco dużo, by znów się rozsypać? Emocje były głupie, ryzykowne, nierozsądne – i zawsze była zbyt podatna na łzy, gdy czuła się przytłoczona. To była tylko kwestia czasu, zanim to się powtórzy, co oznaczało, że musiała jak najlepiej wykorzystać chwilę, dopóki jeszcze miała trzeźwy umysł.

Wypuszczając głębokie westchnienie, Hermiona zerknęła na zegar przy łóżku. 9:00. Było później niż zazwyczaj wstawała, ale nie na tyle późno, by nie mogła mieć produktywnego poranka. A właśnie tego potrzebowała – jej głowa wciąż była ciężka i zamglona po płaczu, ale leżenie w łóżku niczego by nie zmieniło. Nic nie mogło tego zmienić. Tak bardzo, jak tego nienawidziła, jak nienawidziła myśli o nim, stało się. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowała, było dalsze roztrząsanie tego, a jak dobrze już wiedziała, czasem jedynym sposobem na pójście naprzód była siła.

Ignorując ból między swoimi udami, zrzuciła z siebie pościel i wstała z łóżka, po drodze chwytając wełniany sweter i kierując się do kuchni. Gdy przeszła do rutynowych czynności przygotowywania porannej herbaty, trybiki w jej umyśle zaczęły się obracać. Musiała pracować. To był jedyny i najlepszy sposób na zajęcie myśli. Głęboka studnia wstydu po ostatniej nocy została powstrzymana tylko na chwilę – tego była pewna. Prędzej czy później znów się do niej wślizgnie i ją pochłonie. To musiało się stać.

Co robić? Mogłaby pójść do biura w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów i z wyprzedzeniem zająć się papierkową robotą dotyczącą najnowszej rundy uchyleń praw czystokrwistych. W niedzielę nikt inny nie będzie w biurze, co oznaczało dużo czasu i ciszy na uporządkowanie wszystkiego przed poniedziałkowym przesłuchaniem aurorów.

To było to . Wyobraziła sobie stosy notatek i kopii wcześniejszych uchyleń, które będą potrzebne do przygotowań. Doskonałe, nieatrakcyjne, fruwające przypominajki, wolne od smrodu jej błędów. Zakurzone, monotonne dokumenty, które nie miały nic wspólnego z jej osobistymi badaniami na temat seksu, przyjemności i preferencji. To była nudna, żmudna praca – i dokładnie tego potrzebowała.

Gdy jej herbata była gotowa, skierowała się do swojego biurka, by przepakować torbę do pracy. Druga sypialnia w jej mieszkaniu służyła jako prowizoryczny gabinet, wypełniony regałami i szafkami na dokumenty, dzięki którym mogła śledzić swoje różne projekty badawcze – zarówno te związane z pracą, jak i te prywatne. Chociaż w Ministerstwie trzymano na stanie standardowe pióra i pergamin, zawsze wolała mieć własne. To był drobny nawyk, z którego Harry zawsze się podśmiewał, twierdząc, że marnuje czas i pieniądze, ale dla niej miało to znaczenie. Gdy wojna dobiegła końca i wszystko wróciło do normy, miło było znów skupiać się na takich drobnostkach. Poza tym atrament w piórach NeverDry zawsze się rozmazywał, a poprawianie rozlanych plam było zwyczajną stratą czasu 

Puk. Puk. Puk.

Przerywając swoją pracę, zauważyła płowego puchacza, który upuścił weekendowe wydanie Proroka Codziennego na jej parapet, po czym odleciał. Wrzucając ostatnie przybory do torby, podeszła, by podnieść gazetę, nie wykazując nią większego zainteresowania. Ledwie rzuciła na nią okiem, zanim wróciła do przygotowań do wyjścia do pracy. To pewnie ta sama paplanina, na której Rita Skeeter żerowała co tydzień – strony wypełnione plotkami towarzyskimi i niepotwierdzonymi pogłoskami. Wciąż utrzymywała subskrypcję jedynie po to, by upewnić się, że żadnemu z jej projektów w Ministerstwie nie przytrafi się zła prasa, ale weekendowe wydania rzadko miały jakiekolwiek wartościowe treści.

Zanim jednak zdążyła wrzucić gazetę do kosza z resztą śmieci, jej uwagę przykuł pogrubiony nagłówek.

TAJEMNICZY DZIEDZIC MALFOYÓW WIDZIANY W MIEŚCIE

Na zagięciu strony czarno-białe zdjęcie sprawiło, że jej żołądek zacisnął się w bolesnym skurczu. Znajoma już platynowa czupryna i dłoń odgarniająca kilka niechlujnych kosmyków z czoła. Nawet nie widziała jego oczu, ale wiedziała, że jeśli rozłoży gazetę, będą tam. Intensywne, stalowoszare, wpatrzone w obiekt przed sobą dokładnie w ten sam sposób, w jaki patrzył na nią, gdy zerwała swoją opaskę.

Drżące dłonie poruszyły się, zanim jej mózg zdążył je powstrzymać. Potrząsnęła gazetą, by zobaczyć cały artykuł, uparcie unikając wzroku postaci na zdjęciu, skupiając się na tekście.

Draco Malfoy, tajemniczy spadkobierca fortuny Malfoyów, został po raz pierwszy od ponad roku zauważony w Londynie! Nasi informatorzy widzieli go samotnie przed pubem tuż po godzinie 21:00, zanim wszedł do środka, gdzie spędził wieczór, popijając drinki w towarzystwie tajemniczej brunetki. Następnie pan Malfoy odwiedził pobliską księgarnię, a jego towarzyszka zniknęła w równie tajemniczy sposób. Malfoy nie dokonał żadnych zakupów i wyszedł równie niespostrzeżenie, jak się tam pojawił.

Po wojnie był łączony z Serafine Bruuner, spadkobierczynią austriackiej sieci aptek, jednak para nie była widziana razem od wielu miesięcy.

Anonimowe źródło bliskie panu Malfoyowi donosi nam również, że od czasu wyroku w zawieszeniu, jaki nałożył na niego Wizengamot, ściśle współpracuje z Ministerstwem Magii, a nawet nawiązał rodzącą się przyjaźń z samym Cudownym-Chłopcem, Harrym Potterem! Nie wiadomo, czym obecnie zajmuje się ten przystojny młody czarodziej, ale z takim przyjacielem jak Potter – wszystko jest możliwe! Czy to początek jego powrotu do wyższych sfer magicznego społeczeństwa? Czarownice mogą tylko mieć nadzieję! Jeśli to rzeczywiście początek jego odrodzenia jako odmienionego czarodzieja, będziemy czekać z zapartym tchem, by zobaczyć, co będzie dalej.

CZYTAJ WIĘCEJ NA STRONIE SZÓSTEJ.

Podczas gdy ona siedziała sama w domu, dręczona poczuciem winy i wstydu, on włóczył się po Londynie na randce? Jak długo czekał po tym, jak Deportowała się do domu, zanim skierował swoją uwagę na kogoś innego? Gdy zamknęła oczy, jego twarz wróciła do niej z bolesną wyrazistością. Jego szeroko otwarte, stalowoszare oczy pełne alarmu, wyciągnięta w jej stronę ręka, jakby podchodził do dzikiego zwierzęcia. Błagał, prosił, żeby się uspokoiła. Przez cały ich czas w Hogwarcie nigdy nie widziała go takiego. Nawet wtedy, gdy patrzył, jak wiła się na podłodze jego salonu, krzycząc i płacząc.

Wszystko po to, by zachowała jego sekret? Ta myśl wywołała falę mdłości, która ścisnęła jej żołądek.

Oczywiście. Nie było mowy, żeby były Śmierciożerca chciał, aby wyszło na jaw, że jego powojenne hobby to eksperymentowanie z seksualnymi dewiacjami w sekretnych klubach Londynu. Albo… wstydził się, że to była ona . Najprawdopodobniej obie opcje jednocześnie, jeśli miała być ze sobą szczera.

Potrząsając głową i biorąc głęboki oddech, skupiła się na kolejnej rzeczy, która ją zaskoczyła.

Anonimowe źródło bliskie panu Malfoyowi donosi, że od czasu wyroku w zawieszeniu, jaki nałożył na niego Wizengamot, ściśle współpracuje z Ministerstwem Magii, a nawet nawiązał rodzącą się przyjaźń z samym Wspaniałym-Chłopcem, Harrym Potterem.

W przypadku Rity Skeeter nie można było rozróżnić, co jest prawdą, a co wyolbrzymioną bzdurą. Przecież na pewno wiedziałaby, gdyby Draco Malfoy współpracował z Ministerstwem od czasu swojego procesu? Pracowała tam od lat. A przyjaźń z Harrym? To absurd. Widuje go co tydzień. Powiedziałby jej, gdyby Malfoy kręcił się po Ministerstwie.

To nie mogło być prawdą. Nie było takiej możliwości.

Jej wzrok powędrował z powrotem do poruszającego się zdjęcia, a ona wzięła głęboki wdech, szykując się na jego widok. Tak jak za młodu, nosił znajome, całkowicie czarne ubrania. Czarne spodnie, dopasowane do jego długich nóg, i przylegającą czarną kamizelkę nałożoną na jego zapisaną na guziki koszulę. Kołnierz nadal był rozpięty, a jej oddech przyspieszył na wspomnienie momentu, gdy wciskała twarz w jego szyję, dochodząc, wijąc się przy jego dłoni niczym rozgrzana do czerwoności rozpustnica.

Poza kamizelką, miał na sobie dokładnie to samo, co dwie godziny wcześniej, zanim Prorok twierdził, że zrobiono to zdjęcie.

Bogowie, on naprawdę jest przystojny. 

Logika nie pozwalała jej temu zaprzeczyć. Zauważyła, że nabrał ciała, ale dopiero teraz, patrząc na zdjęcie, mogła przyjrzeć mu się lepiej, niż pozwoliła sobie przyjrzeć mu się osobiście. Był wysoki, znacznie wyższy, niż go zapamiętała, i wyglądał o wiele lepiej niż w młodości. Nie był już tym przerażonym, wychudzonym chłopakiem o szpiczastej twarzy. Teraz był… dystyngowany. Jego kości policzkowe i szczęka wciąż były ostre, ale wyglądał bardziej jak model z okładki Tygodnika Czarownica niż… tchórzofretka.

Ugh. Faceci tacy jak Malfoy nie zasługiwali na to, by być aż tak atrakcyjni.

Jej wzrok ponownie zatrzymał się na ruchu jego dłoni. Długie palce przeczesują jego włosy, odgarniając je z twarzy. Zdjęcie powtarzało się w pętli. Powoli trzepocząc rzęsami, zniknął za drzwiami baru ze swobodnym wyrazem twarzy, jakby przestało mu się podobać całe to miejsce. Jej oddech przyspieszył i nie mogła się powstrzymać przed patrzeniem na niego, przypominając sobie z jaką łatwością użył na niej tych samych palców. 

Ciepło rozlało się po jej klatce piersiowej, rozkwitło na jej skórze, aż jej szyja zapłonęła od gorąca, ale była zahipnotyzowana. Nie, zmusiła się do potrząśnięcia głową, usuwając dziwne myśli ze swojego umysłu. To hormony i resztki pożądania sprawiły, że pomyślała o Malfoyu w jakikolwiek sposób, który nie był absolutną grozą.

Był obrzydliwy i manipulujący, nie można mu było ufać. Nawet jeśli jej ciało doceniło jego umiejętności, nie mogła dać mu najmniejszej szansy na odkupienie. W każdym razie wynik  jej badań był nieoczekiwany. Naprawdę była zainteresowana elementami BDSM i to tak bardzo, że jej najgorszy wróg nie mógł jej do tego zniechęcić. Nawet jeśli Rita Skeeter i reszta Proroka Codziennego widzieli w nim odmienionego człowieka.

Nie była do końca pewna, co o tym myśleć.

Zerknąwszy z powrotem na artykuł, westchnęła, a jej umysł wypełniały pytania szybciej niż była w stanie zarejestrować każde z nich z osobna. I żadne z nich nie miało nic wspólnego z jej pracą w Ministerstwie. 

Fantastycznie.

Do końca dnia Hermiona nie ruszyła swojej pracy. Nie mogła zmusić się do kontynuowania tej farsy pakowania swojej biurowej torby, skoro wiedziała, że tylko tymczasowo powstrzymałoby jej nieuchronną ciekawość. Mogła odwlekać to w czasie, ale ostatecznie i tak by ustąpiła, ryzykując, że ktoś wpadnie na nią w biurze, albo mogła ulec pokusie w zaciszu własnego mieszkania.

I właśnie to zrobiła.

Kilka godzin później, po wysłaniu sowy po archiwalne numery Proroka Codziennego i przenalizowaniu własnych notatek, na podłodze jej salonu rozciągała się prowizoryczna mapa.

Wszystko zaczęło się od kilku bazgrołów na starym pergaminie – zapisów jej własnych wspomnień i faktów z wojny. A zaraz potem znalazły się instrukcje dotyczące dokładnego sporządzania wielu kopii jej wspomnień na potrzeby procesów Wizengamotu i duplikaty pisemnych oświadczeń, które dostarczyła na potrzeby różnych zeznań, w tym także dla Draco Malfoya. To był ostatni raz, kiedy go widziała i ostatni raz, kiedy w ogóle o nim myślała. Z akt wynikało, że Harry wypowiadał się o nim bardziej przychylnie niż ona, a jej własne zeznania były w najlepszym razie neutralne. 

Czy im pomógł? Technicznie. Ledwie.

Następnie informacje z Proroka wypełniły luki. Nie czekała, aż rozprawy się zakończą, zamiast tego udała się do Australii, aby spróbować odwrócić szkody, jakie wyrządziła umysłom i wspomnieniom swoich rodziców, jak tylko było już wystarczająco bezpiecznie. W końcu było to o wiele ważniejsze niż czekanie na skazanie dziesiątek Śmierciożerców, nawet tych, którzy byli moralnie dwuznaczni. 

Najwyraźniej Draco i Narcyza Malfoy czekali na proces w Azkabanie, a następnie otrzymali wyroki w zawieszeniu. Ponieważ Narcyza bardziej przyczyniła się do zwycięstwa niż jej syn, nie postawiono żadnych dodatkowych warunków w kwestii jej wypuszczenia. Potem w gazetach niewiele o niej pisano, wspominano tylko od czasu do czasu, kiedy kobieta przekazywała pokaźną sumę tej czy innej organizacji charytatywnej, wykorzystując majątek rodziny Malfoyów, aby zrehabilitować splamione dziedzictwo ich imienia. 

Draco, Był trudniejszy do zrozumienia. Podczas gdy jego matka starała się zdystansować od Lucjusza, który odsiadywał dożywotni wyrok w Azkabanie, Draco po prostu zdecydował się całkowicie odciąć od całej sytuacji.

A przynajmniej próbował. Pod koniec artykułu podsumowującego proces Malfoya były dwie linijki, które zawierały jedną wskazówkę.

„Nieoczekiwany zwrot wydarzeń: Draco Lucjusz Malfoy zgodził się dostarczyć swoje wspomnienia podczas trwającego procesu Wizengamotu po zeznaniach odpowiednio Harry'ego Pottera, Rona Weasleya i Hermiony Granger. Anonimowe źródło poinformowało, że spadkobierca Malfoyów zaoferował swoje wspomnienia w zamian za nieznaną ugodę z Ministerstwem Magii.”

Hermiona nie miała wątpliwości, że Malfoy znał wartość swoich wspomnień, biorąc pod uwagę fakt, że Voldemort i jego najbardziej lojalni słudzy mieszkali z jego rodziną od miesięcy. Musiał mieć prawdziwy skarbiec informacji, ale to nie miało sensu – ale dlaczego czekał na ich zeznania, zanim dobrowolnie oddał swoje wspomnienia?

Był to powszechny argument przetargowy dla większości Śmierciożerców oraz niższych rangą poplecznikówi, którzy drapali się w górę po władzę pod rządami Voldemorta. Gdy tylko upadł, wszyscy zgłosili się, próbując zeznawać przeciwko sobie, zanim zostali oskarżeni o poważniejsze przestępstwa. Ale Draco najwyraźniej wytrzymał do ostatniej chwili i nie było jasne, dlaczego. I po co?

Wzmianka o Malfoyu w porannym wydaniu gazety ponownie przemknęła przez jej głowę. 

„Anonimowe źródło zbliżone do pana Malfoya powiedziało nam również, że ściśle współpracuje on z Ministerstwem Magii, odkąd Wizengamot wydał na niego wyrok w zawieszeniu, a nawet zaprzyjaźnił się z samym cudownym- chłopcem- który- stał- się- mężczyzną Harrym Potterem.”

Przekopując się przez stos pergaminów, znalazła dwa wydania i położyła je obok siebie, mrużąc oczy na drobny druk, jakby mógł on zamienić się w odpowiedź, której szukała. Zamiast tego jej wzrok rozmazał się z napięcia. Chociaż odpowiedź nie była jasna, to logika za tym stojąca już tak.

W pewnym momencie swojego procesu Draco Malfoy zmienił zdanie. Albo to, albo instynkt samozachowawczy wziął górę, gdy wyobraził sobie swoją przyszłość zamkniętą w maleńkiej, wilgotnej kamiennej celi. W zamian za swoje życie zaoferował coś Ministerstwu – coś, czego bardzo chcieli. Wspomnienia tak, też coś jeszcze oprócz tych fragmentów pamięci.

...ściśle współpracuje on z Ministerstwem Magii, odkąd Wizengamot wydał na niego wyrok w zawieszeniu...

Co Draco Malfoy miał do zaoferowania Ministerstwu Magii i dlaczego ona o tym nie wiedziała? Była tu wystarczająco długo, zaczynając od pracy w Departamencie Regulacji i Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, a następnie przeniosła się do Departamentu Przestrzegania Prawa Magicznego z Harrym. Zmarszczyła brwi, a jej głowa znów zaczęła pulsować bólem. Po prostych pytaniach pojawiły się jeszcze trudniejsze, a artykuły coraz mniej przypominały brednie Rity Skeeter, a bardziej coś, co celowo trzymano w tajemnicy. 

Co Harry ma z tym wspólnego i dlaczego jej nie powiedział?

***

Siedziała na krześle przy biurku czekając na Harry'ego. Kiedy w końcu dotarł do biura w poniedziałek rano, jego włosy były rozczochrane, zmierzwione od snu i Merlin wie czego jeszcze. Najprawdopodobniej Ginny próbowała je okiełznać tego ranka, zanim przedostał się przez sieć Fiuu do Atrium Ministerstwa. 

Gdy tylko ją zobaczył, skrzywił się.

– Czy mogę przynajmniej napić się herbaty, zanim zarzucisz mnie formularzami prawnymi? 

Ciepło rozlało się po jej szyi, zanim zdążyła wykrztusić z siebie zdumioną odpowiedź. Od wczoraj nawet nie myślała o pracy. Po raz pierwszy od rozpoczęcia pracy w Ministerstwie jej pierwsza myśl rano nie dotyczyła pracy, harmonogramu spotkań ani całej papierkowej roboty, którą musiała skończyć, przejrzeć lub podpisać.

Nie. To był Malfoy. Skrzywiła się w tym samym momencie co Harry'ego.

– Ach, przepraszam, rób swoje.

Czekała cierpliwie, podczas gdy on krzątał się po biurze, przygotowując się i wołając przez drzwi o herbatę do swojej asystentki. Pierwsza strona Proroka Codziennego, złożona na pół, spoczywała pod jej pachą, z każdą chwilą nagrzewając się, gdy Harry chodził po biurze.

W końcu, po nieznośnie długim oczekiwaniu, opadł na krzesło, sięgając ręką, by odgarnąć niesforny kosmyk czarnych włosów z swojej twarzy. Było jasne, że wciąż jeszcze nie do końca się obudził, a po blisko trzynastu latach przyjaźni Hermiona wiedziała, czego się po nim spodziewać.

Na szczęście nie potrzebowała, żeby był na tyle przytomny, jak wtedy kiedy musiał rzucać zaklęcia lub aresztować zbuntowanych czarodziejów. Wystarczyło, że da jej tylko kilka odpowiedzi. 

– Natknęłam się na to wczoraj. – Przechodząc od razu do sedna, popchnęła Proroka przez biurko. – Najwyraźniej Rita Skeeter sądzi, że zniżasz się do przyjaźni z Malfoyem. 

Obserwowała go uważnie, śledząc wzrokiem jego twarz, podczas gdy jego rysy zmieniały się z ciekawości w zdezorientowanie, aż w końcu przekształcając się w coś jeszcze bardziej niepokojącego niż się spodziewała.

Rezygnacja.

– Naprawdę nie nazwałbym tego przyjaźnią – powiedział z westchnieniem, pociągając długi łyk herbaty.

– Ty… Co? – Dźwięk, który wydobył się z jej gardła, był bardziej zaskoczony i mniej zdegustowany, niż zamierzała.

– To znaczy, wciąż jest nadętym dupkiem, ale śmiał się z kilku moich żartów...

– Harry – przerwała, podnosząc rękę, żeby przestał mówić. – Kiedy to się zaczęło?

Nie zawracała sobie głowy uprzejmościami ani nie próbowała udawać, że nie po tę informację tutaj przyszła. 

Jego zielone oczy pociemniały ze zmieszania.

– Co masz na myśli? Hermiono, pracuje z Biurem Aurorów od lat. Prawdopodobnie ktoś widział nas idących razem do kominków w Atrium i wszystko źle zinterpretował.

Od lat? Ze wszystkich sił starała się wyrównać oddech. Sama myśl o tym była absurdalna – Draco Malfoy, pomagający aurorom?

– Nie wiedziałam.

Wychodzi na to, że wielu rzeczy niewiedziała, ale pozostało to niewypowiedziane.

– Naprawdę? – zapytał i jeszcze bardziej zmierzwił włosy, drapiąc się w tył głowy. – Myślę, że zaczął pracować, kiedy kończyłaś swoje OWUTEMY, ale był w pobliżu od końca procesu. Bywa tu tylko kilka razy w miesiącu, aż dziwię się, że nigdy go nie widziałaś.

– Ale dlaczego? – podkreśliła, coraz bardziej zdenerwowana.

Harry zatrzymał się, przechylając głowę na bok, uważnie się jej przyglądając. Widziała, jak jego własne pytania zaczynają wypływać na powierzchnię, ale powstrzymał je.

– Po tym, jak przekazał swoje wspomnienia na rozprawie, zaoferował aurorom, że nauczy ich Oklumencji. Szkolenie miało trwać tylko dwa lata, kiedy był na okresie próbnym, ale wciąż wraca jako konsultant. Jest w tym naprawdę dobry, ale nie mów mu, że tak powiedziałem. Jego ego już ledwo mieści się w drzwiach.

– Oklumencja? – słowo wydawało się ciężkie w jej ustach.

Potter skinął głową.

– Snape też go szkolił, jak sądzę. Jest lepszy niż ja kiedykolwiek byłem, to na pewno.

– A ty po prostu… – Przełknęła ślinę, próbując zebrać myśli, by nie zdradzić swojej desperacji. – Ufasz mu?

Nie co dzień Ministerstwo zawierało układy z byłymi Śmierciożercami, ale nigdy wcześniej nie kwestionowała w ten sposób oceny Harry'ego.

– Na początku nie – przyznał. – Ale to nie do mnie należała ta decyzja. Spodziewałem się, za każdym razem, że rzuci na mnie urok gdy się tylko odwrócę, ale trzymał się z boku i wykonywał swoją pracę. I wciąż wraca, mimo że wielokrotnie odrzucał oferty pracy na cały etat składane mu przez Robardsa.

– Znowu o mnie plotkujesz, Potter?

Powolny przeciągły głos nadchodzący od strony drzwi przerwał ich rozmowę. Hermiona zerwała się na równe nogi. Jej klatka piersiowa ścisnęła się tak boleśnie, że mogłaby przysiąc, że jej płuca na chwilę odmówiły posłuszeństwa.

– Przeczytaj ostatnie wydanie Proroka – zażartował Harry zwracając się do wysokiej postaci za nią.

Nie mogła się zmusić, by odwrócić się i spojrzeć na niego, myśląc, że da radę zebrać całą swoją magię i nagle stanie się niewidzialna. Ale to raczej niemożliwe, prawda?

– Najwyraźniej jesteśmy teraz dobrymi przyjaciółmi.

Poczuła się tak, jakby szyderczy śmiech Malfoya zagnieździł się głęboko w jej żołądku.

– Wygląda na to, że nie było ciekawszych plotek, skoro uważają, że upadliśmy tak nisko,

Hermiona nie była pewna, co ją bardziej zszokowało, czy to, że śmiech Harry'ego był szczery, czy też to, że Malfoy nie wykorzystał okazji, by go obrazić. Musiała mieć szeroko otwarte usta, bo gdy Harry na nią spojrzał, tylko wzruszył ramionami w sposób, który mówił wszystko.

– Powinnam już iść... – Przesuwając się ostrożnie wokół krzesła, próbowała niepostrzeżenie wymknąć się z pokoju, tylko po to, by napotkać blond głowę blokującą drzwi.

– Tak szybko? – Jego usta wykrzywiły się w znajomy, irytującym uśmieszku. – Tak dawno cię nie widziałem, Granger. Powinniśmy nadrobić zaległości.

Miała wrażenie, że jej serce zapadło się gdzieś w głąb jej piersi, a przez krótką chwilę ogarnęła ją panika, lecz jego szare oczy nie zdradzały nawet cienia rozbawienia. Pomimo tego, że potrafiła czytać między wierszami wypowiedzianego przez niego zdania, jego twarz pozostała gładka i niewzruszona, co nie pomagało stłumić przemożnej chęci ucieczki.

– Nie, naprawdę, zostawię was samych. – Potrząsnęła głową i ruszyła do przodu.

Malfoy cofnął się na tyle, by mogła przejść, ale odległość między ich ciałami była tylko na szerokość różdżki.

– W takim razie pójdę z tobą. Wpadłem tylko po to, żeby podrzucić książkę Daviesowi, kiedy usłyszałem swoje imię i pomyślałem, że zobaczę, o co to całe zamieszanie. Tak czy inaczej właśnie wychodzę.

Jego uśmieszek zmienił się w pełny uśmiech, a ona zacisnęła swoje zęby.

– To nie jest konieczne. Mogę iść sama, dziękuję.

– I co? – zaśmiał się, a jego oczy wróciły do Harry'ego, jakby to był niedorzeczny pomysł. – Powinienem iść pięć kroków za tobą i udawać, że nie widzę tego ogromnego krzaka, który nazywasz fryzurą, blokującego resztę korytarza?

Frustracja sięgnęła zenitu, a z jej gardła wyrwał się zduszony dźwięk. Nie miała siły na odpowiedź, bo wiedziała, że jeśli otworzy usta, albo na niego nakrzyczy, albo rzuci na niego urok. A może jedno i drugie, rozważyła to przez chwilę.

Zamiast tego obróciła się na pięcie i ruszyła korytarzem zdecydowanym krokiem, tupiąc przy każdym kroku, zanim Malfoy zdążył skończyć się śmiać. Niestety, zdążyła tylko skręcić za róg, zanim dopadło ją echo drugiej pary butów.

– Poważnie, Granger, gdzie się pali?

– Przestań! – Hermiona zatrzymała się i odwróciła do niego z uniesionym palcem wskazującym. Jego oczy błysnęły ze zdziwienia, ale on też się zatrzymał, podnosząc ręce w geście poddania. – Po prostu przestań. Zostaw mnie w spokoju.

– Ach, rozumiem. – Skinął głową, wysuwając podbródek do góry, a potem z powrotem w dół, po czym opuścił ręce do bardziej swobodnej pozycji. – Możesz plotkować o mnie za moimi plecami, ale…

– Czego chcesz?

Jej ostre pytanie przerwało mu, a wszelkie pozory rozbawienia na jego twarzy natychmiast zniknęły.

– Wyjaśnić sytuację, oczywiście.

Zacisnęła pięści po bokach, starając się ze wszystkich sił nie wybuchnąć na oczach mijających ją współpracowników. Tylko oddychaj… Wdech, wydech, wdech, wydech. 

Nie pomogło.

– A nie mogłeś wysłać sowy?

– A przeczytałabyś go? A może wrzuciłabyś list do kominka, gdy tylko rozpoznałabyś moje pismo?

Cholera. Miał rację. Jej twarz też musiała to pokazywać, bo kontynuował.

– Jeśli ta mała sesja plotek, którą właśnie przerwałem, była jakąkolwiek wskazówką, to masz pytania. Założyłem, że możemy dojść do porozumienia. Wydaje się, że łatwiej zapytać mnie, niż węszyć w biurze Pottera, prawda?

– Nie jestem zainteresowana żadną umową z tobą, Malfoy.

Zacisnął szczękę, a jej twarde linie stały się jeszcze bardziej wyraźne.

– W takim razie pozwól mi przynajmniej przeprosić.

Mogła się roześmiać i prawie to zrobiła.

– Tym też nie jestem zainteresowana…

– Wiesz, Granger, prawie zapomniałem, jaka jesteś trudna. To niesamowite, że ludzie chętnie z tobą pracują każdego dnia – powiedział, podchodząc bliżej, a jego oczy błyszczały z irytacji.

Prychnęła.

– Dlaczego mam słuchać twoich przeprosin po tym, jak pozwoliłeś sobie na obraźliwy komentarz na temat moich włosów i nazwałeś mnie trudną? I nawet nie odniosę się do niczego innego, ponieważ nie mamy tyle czasu. Wiem, że prawdopodobnie jesteś przyzwyczajony do tego, że dostajesz wszystko, czego chcesz, ale powinieneś pamiętać, z kim rozmawiasz. Nie jestem ci nic winna.

Jego spojrzenie przygasło, a on zamrugał odwracając wzrok.

– Masz rację. Nie musisz tego robić. Ale jestem pewien, że gdybym nie rzucił jakimś żartem Potter od razu by coś zauważył, a nie sądziłem, że chciałabyś by był podejrzliwy. Dodatkowe przeprosiny za to, że pomyślałem, że wolałabyś, żeby wszystko zostało jak najbardziej niepozorne.

Och. Jej gniew tylko nieznacznie ostygł. Niestety miał rację, a ona przemilczała ripostę, która cisnęła się jej na usta.

– Poza tym – kontynuował, w końcu zerkając z powrotem na nią – Twoje włosy nie są nawet w przybliżeniu tak gęste jak wtedy, gdy byliśmy młodsi. To prawie imponujące, naprawdę, biorąc pod uwagę, jak to kiedyś wyglądało. Ale fakt, że jesteś trudna, pozostaje niezmienny. 

Zaskoczenie jego łatwymi przeprosinami natychmiast zniknęło.

– Nie zamierzasz odejść, prawda? – W jej sercu zaczęło narastać przerażenie. Na te słowa jego usta ponownie wykrzywiły się w uśmiechu.

– Wygląda na to, że nie.

– Naprawdę przyszedłeś sprawdzić Davisa? – Auror był znany z ucinania sobie porannych drzemek przy biurku i unikania zadań w terenie. Nie był najlepszym materiałem na mistrza oklumencji, jeśli miała być szczera.

– Nie.

Poczucie niepokoju wypełniło całe jej ciało, sprawiając, że jej kończyny stały się ciężkie i zmęczone. Nie zamierzał odejść, a zdecydowany błysk w jego oku mówił jej, że będzie wracał tu codziennie, jeśli nie skończy tego teraz.

– Moje biuro.

Nie czekała, aż odpowie lub pójdzie za nią, a on też nie powiedział do niej ani słowa, dopóki nie dotarli na miejsce, a ona nie skończyła rzucać zaklęcia wyciszającego w pokoju.

– Odpowiem na każde twoje pytanie – zaoferował, obracając się powoli, by przyjrzeć się jej biurku i półkom. – Ale chcę coś w zamian.

Jej dłonie już się pociły, będąc znowu z tak nagle nim sam na sam. Jego wysoka sylwetka wydawała się o wiele większa w zamkniętym pomieszczeniu, uważnie obserwowała, jak podchodzi do półki na przeciwległej ścianie i przeciąga palcem po rzędzie książek. Nie było to nic szczególnego, jedynie różne teksty o historii czarodziejów i aktach prawnych, ale czuła się coraz bardziej nieswojo z powodu jego pośredniej analizy. To były jej rzeczy. To była jej przestrzeń. Jego nie powinno tutaj być.

– Co? – praktycznie krzyknęła. Zrobi wszystko, by mieć to już za sobą i sprawić, by sobie poszedł, żeby mogła sama pławić się w swoim zakłopotaniu. 

Jego ręka opadła z powrotem do boku, a palce zacisnęły się w pięść. Zatrzymał się, po czym rozluźnił dłoń i odwrócił się do niej.

– Chcę zakończyć naszą sesje.

Zrobiłaby wszystko, co trzeba… z wyjątkiem tego.

– Absolutnie nie! – Zachwiała się i cofnęła, aż jej plecy uderzyły w najdalszą ścianę. W Ministerstwie? W jej biurze? – Nigdy bym…

– Szczerze, jak na tak inteligentną osobę, jesteś naprawdę głupia – przerwał jej. – Nie to mam na myśli. Mam na myśli ostatni krok.

Otworzyła usta, zamknęła je i ponownie otworzyła.

– Co?

Jej mózg jakby przestał działać.

Posłał jej sceptyczne spojrzenie.

– Wiem, że wiesz, o czym mówię. Hermiona Granger nie dołącza do sekretnego seks klubu bez przeprowadzenia szczegółowych badań.

– Rozumiem, co masz na myśli – wykrztusiła.

– Dobrze, cieszę się, że to już wyjaśniliśmy – powiedział, przewracając oczami, po czym podszedł do niej. – Ty i ja zawarliśmy umowę, a ja dotrzymuję słowa. Jeśli Szkarłatny Zakon się dowie, to ja będę winny tego, co się stało. Nie ty. Traktują tego rodzaju sprawy bardzo poważnie, ja też.

Hermiona potrząsnęła głową tak mocno, że kosmyk jej loków przykleił się do balsamu do ust, który nałożyła tego ranka. Świetnie. On już myśli, że jestem głupia. Odgarniając pasmo, patrzyła, jak podchodzi jeszcze bliżej.

– Trochę na to za późno, a poza tym nie jestem zainteresowana. Nic im nie powiem, więc nie musisz się martwić o swoją reputację.

Słysząc jej ostry ton, zatrzymał się.

– W porządku, w takim razie nie uzyskasz żadnych odpowiedzi.

Kiedy odwrócił się na pięcie w stronę drzwi, jej ręka sama sięgnęła w jego stronę próbując go zatrzymać.

– Ale…

– Takie są moje warunki, Granger. Zgadza się albo wychodzę.

Kolejny zimny przypływ paniki wypełnił jej żyły. Czytała o końcowym etapie, czyli opiece i całym fizycznym kontakcie, jakiego zwykle wymagała. I chciał to zrobić tutaj? Teraz?

– Najpierw powiedz mi, dlaczego – zażądała, unosząc podbródek w nieudanej próbie trzymania równowagi. Jeśli to były jego warunki, oznaczało to, że czegoś od tego oczekiwał. Czegoś, czego sam potrzebował.

Spiorunował ją wzrokiem, a ona zauważyła, że przycisnął język do wewnętrznej strony policzka.

– Ponieważ ty i ja zawarliśmy umowę, zanim jeszcze weszliśmy do tego pokoju i każde z nas miało swoje role do odegrania. Nawet jeśli nie wiedziałaś, że umowa dotyczyła mnie, konkretnie. Mogłem pomóc.

Prawie się roześmiała i zrobiłaby to, gdyby jego gniew nie wzmógł się jeszcze bardziej. Był sfrustrowany, ale najwyraźniej był też ślepy. Myślał, że mógł pomóc?

Zmuszając się do odwrócenia wzroku, skupiła oczy na swoim biurku.

– Gdybym została, byłoby tylko gorzej.

Prawda w jej słowach została niewypowiedziana, a jego milczenie mówiło, że usłyszał każde jej słowo. Jego następne słowa były cichsze, a ona prawie uznałaby je za delikatne, gdyby wyszły z jakichkolwiek innych ust niż jego.

– Mogłaś się rozszczepić, aportując się w ten sposób. To było lekkomyślne.

Lekkomyślne? Hermiona spojrzała na niego. Miał czelność oceniać bezpieczeństwo jej działań.

– Dlaczego w ogóle cię to obchodzi? – Tym razem nie mogła się powstrzymać przed wyrzuceniem rąk w powietrze, czując wrzącą frustrację.

– Ponieważ. Mi. Zależy.

Cały się trząsł, cedząc słowa przez zaciśnięte zęby.

– To nie wystarczy – odparła.

– Ponieważ nie jestem tą samą osobą, co wcześniej. – Przerwał po wzięciu głębokiego oddechu. – Czy zgodziłbym się na sesję, wiedząc, że to ty? Nie, bo wiem, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego. Ale czy kpiłem z ciebie później? Czy cię obraziłem? Wyśmiewałem cię? Kiedy próbowałaś powstrzymać swoje mdłości na myśl o tym, że cię dotykam? Powiedz mi co ja zrobiłem, Granger? Powiedz mi.

Już otwierała usta, by odpowiedzieć, ale jej umysł dogonił jej słowa. W jej głowie błyskawicznie pojawił się obraz jego postaci, rozłożone ramiona i szeroko otwarte oczy w alarmującym wyrazie, błagające ją, by się uspokoiła. Uspokoiła się.

– Ty… – Musiała przełknąć przytłaczający wstyd, który wypełnił jej pierś. To nie był ten sam rodzaj wstydu, co tamtego wieczoru – był świeży i zabarwiony zimnym żalem, kiedy zarejestrowała, że miał rację. Draco Malfoy stał przed nią i miał rację. – Próbowałeś mnie zatrzymać. Porozmawiać i uspokoić mnie przed wyjściem. 

Jego oczy zamknęły się, gdy przyjął jej wyznanie, ale chwilę później otworzyły się ponownie, a jego szare oczy były pewne i niewzruszone.

– To dla mnie ważne, ponieważ dotrzymuję słowa i wiem, że po tym wszystkim nie zrezygnujesz z tego, czego szukasz. Ale musisz wiedzieć, że nie możesz ponownie takiej sesji kończyć w ten sposób, Granger, nawet jeśli będziesz z kimś innym. W takiej chwili emocje sięgają zenitu po obu zaangażowanych stronach.

Szczerze mówiąc, nie zastanawiała się zbytnio nad ostatnim etapem, kiedy tego wieczoru wyruszała do Szkarłatnego Zakonu. Pewnie, czytała o tym i znała podstawy… Wiedziała o potrzebie rozładowania napięcia emocjonalnego po sesji. Ale ich sesja nie była aż tak intensywna... Prawda? Pewnie, sprawił, że doszła, ale jej reakcja była bardziej związana z tym, kim był, niż z tym, co się stało.

– Czy to dlatego zaraz po tym poszedłeś na drinki z kimś innym? Bo twoje emocje były zbyt intensywne? – Hermiona była świadoma, że unika odpowiedzi, ale nadal czuła się nieswojo. Nie mógł stać przed nią i zachowywać się jak jakiś zreformowany święty, kiedy jego działania były tak sprzeczne. 

Rzucił jej ostre spojrzenie.

– To cię zabolało, co? Nawet jeśli to ty uciekłaś przede mną?

Hermiona wybuchnęła ostrym śmiechem.

– Wiesz, jak na kogoś, kto twierdzi, że się zmienił, wciąż jesteś absurdalnie nieuchwytny.

Malfoy wyprostował ramiona i zdziwiony uniósł blond brwi. Gdyby go nie nienawidziła, byłby to niesamowicie atrakcyjny widok. 

– Powiedziałem, że się zmieniłem, a nie że miałem lobotomię. – Jego usta ponownie wykrzywiły się w znajomym uśmiechu. – Teraz, jeśli prawidłowo śledzę naszą rozmowę, wróciliśmy do miejsca, w którym zaczęliśmy. Potrzebujesz odpowiedzi, a ja jestem gotów ich udzielić. Za określoną opłatą.

Ogarnął ją niepokój. To nie był strach – mógł już rzucić na nią klątwę, gdyby naprawdę tego chciał – ale raczej niepewna świadomość potencjalnego niebezpieczeństwa, które czaiło się w przyszłości.

– Najpierw powiedz mi, co planujesz zrobić.

Malfoy przewrócił oczami.

– Granger, nie każdy twój partner przyjdzie ze szczegółowym planem, który można przeczytać z wyprzedzeniem. Ważną częścią tego procesu jest nauczenie się ufać, nawet jeśli w ogóle nie masz na to ochoty.

– W takim razie daj mi przynajmniej ogólny zarys – sprzeciwiła się. – Wybacz mi, że nie chcę zostać zaskoczona. Znowu.

Niemal czuła jego zirytowane westchnienie, nawet z daleka.

– Usiądziesz na tym krześle. – Skinął głową na krzesło stojące naprzeciwko jej biurka. – A ja opowiem ci o podstawach. Na co należy zwrócić uwagę. Co powinnaś wiedzieć lub czego się spodziewać. Różne praktyki, w zależności od tego, z kim jesteś. Jakie jest dopuszczalne i niedopuszczalne zachowanie dla obu stron, w tym paniczna ucieczka natychmiast po tym. 

Jego drwiny sprawiły, że przewróciła oczami, ale zrobiła niepewny krok do przodu.

– Czy musisz mnie dotykać, żeby to wszystko zrobić?

Czytała, że w końcowych etapach partnerzy okazywali troskę, łagodząc napięcie po sesji uściskami i delikatnym dotykiem, ale obraz Malfoya przytulającego się do kogoś był równie absurdalny, jak próba założenia świątecznej czapki na smoka. Wydawało się to zarówno niebezpieczne, jak i nieprzemyślane. Kiedy zawahał się z odpowiedzią, zatrzymała się. 

– Nie muszę, nie.

Dziwne uczucie zaczęło krążyć w jej żyłach. Niezupełnie lęk, ale coś podobnego. Może wahanie? Czy chciała, żeby ją dotykał? Nie, to nie mogło być to. Pomysł był niedorzeczny.

– Ale chciałbyś? Gdybym to nie była ja?

Skrzywiła się, gdy zdała sobie sprawę, jak desperacko zabrzmiało jej pytanie. Nie żeby obchodziło ją, co o niej myśli. Jej ciekawość dotyczyła nowej, nieznanej strony jego osobowości. Zawsze była spragniona wiedzy, sięgała po nowe fakty i liczby, jakby były łykami powietrza, które mogłyby podtrzymać jej płonące płuca. Odkrywanie tajemnic było najbliższą satysfakcji rzeczą, jaką kiedykolwiek znała i najwyraźniej poznawanie sekretów Malfoya miało stać się jej najnowszą obsesją.

Zamilkł na chwilę.

– Chciałbym. Zwykle jest proces oparty na zmysłach dotyku, aby przywrócić cię do rzeczywistości po sesji. Dla niektórych powinno to być relaksujące i kojące, podczas gdy inni mogą woleć omówić sesję. Wszystko zależy od osoby. 

Opadając na krzesło, Hermiona w myślach przeanalizowała własne preferencje. Zawsze była osobą lubiącą dotyk, opierając się o Rona i Harry'ego, przytulając ich lub kładąc głowę na ich ramionach, kiedy była zmęczona. Bycie wchłoniętym przez klan Weasleyów było jak powrót do domu, do drugiej rodziny z tym całym ich naturalnym, okazywaniem czułości fizycznej.

– W takim razie możesz dotknąć mnie na wierzchu moich szat – powiedziała. – Ale nic niestosownego.

Jej dodatkowy warunek sprawił, że prychnął stojąc za krzesłem.

– Nie śmiałbym o tym marzyć.

To tylko kolejny eksperyment, powiedziała sobie, czując, że jej żołądek znów zaczyna trzepotać z nerwów. Eksperyment mający na celu sprawdzenie, co naprawdę czuła w związku z tą całą sprawą z Malfoyem i czy mogłaby – lub chciałaby – mieć taką samą reakcję na jego dotyk, kiedy wie, że to on.

I tak większość jej skóry była zakryta. Jej szaty robocze były bardziej mugolskie niż większości czarodziejów i wyglądały bardziej jak wełniana sukienka biznesowa z dłuższymi rękawami i zwężoną talią. Jedyną rzeczą, która naprawdę się różniła, były zaczarowane kieszenie i pasujący, odpinany płaszcz, który rano pośpiesznie zarzuciła na ramiona. 

– Mogę? – Poczuła lekkie szarpnięcie płaszcza i pochyliła się do przodu, żeby mógł go zdjąć.

Gdy tylko zdjął szatę, od razu kontynuował. 

– Granger, ja…

Jego długa pauza sprawiła, że wstrzymała oddech, starając się nie przerywać ciszy. Tykanie zegara na półce wypełniło przestrzeń, ale nie przejmowała się liczeniem każdej mijającej sekundy. Wraz z rosnącą ciekawością Malfoya i czymkolwiek było to nowe wydarzenie, wiedziała, że nie może tracić czasu na rozpraszanie się. Musiała być czujna i gotowa na wszystko, co powie.

Nie mogła znowu dać się zaskoczyć.

Odchrząknął i spróbował jeszcze raz.

– Zanim zrobię lub powiem coś jeszcze… przepraszam. Za wszystko. Nigdy nie myślałem, że cię jeszcze zobaczę i nie sądziłem, że to się stanie w ten sposób, ale… Mam długą listę rzeczy, których żałuję w życiu, a sposób, w jaki cię traktowałem, jest blisko szczytu. 

Jej serce się zamarło.

– I proszę, nic nie mów – kontynuował, zanim zdążyła nabrać powietrza. – Wolałbym po prostu mówić otwarcie, bez chęci rzucenia na siebie później crucio, jeśli nie masz nic przeciwko. Ale wiedz proszę, że myślałem o przeproszeniu cię tysiące razy, na tysiące różnych sposobów i żaden z nich nigdy nie był wystarczający. Ja to wiem i ty też to wiesz, ale to nie zmienia faktu, że wciąż musiałam to powiedzieć.

– Ja… ja… – To była jej kolej, by się jąkać, jej słowa były ledwie szeptem. – Dobrze.

Co jeszcze mogła powiedzieć? Co jeszcze powinna powiedzieć? Jej życie pogrążyło się w chaosie w ciągu kilku dni i gwałtownie się pogarszało, a Malfoy stał pośrodku gruzowiska. 

Odwracając głowę, spojrzała na niego. Nie patrzył na nią, ale jego szczęka była mocno zaciśnięta, gdy wbijał wzrok w ścianę. Jego ramiona napięły się pod czarną szatą, ale głowę nadal unosił wysoko. Pamiętała to spojrzenie z dawnych czasów, kiedy był jeszcze chłopcem udającym mężczyznę.

Coś w jej klatce piersiowej pękło.

– Dziękuję.

Jego ramiona rozluźniły się, tylko trochę, ale wyraz jego twarzy zmienił się, gdy znów na nią spojrzał. Zniknęła jakakolwiek oznaka niepewnej wrażliwości, a jej miejsce zajęła zuchwała determinacja.

– W takim razie twarzą do przodu. – Kiedy to zrobiła, usłyszała, jak podchodzi o krok bliżej. Teraz stał tuż za krzesłem, a jego obecność była wyczuwalna, chociaż już go nie widziała. – Ponieważ to tak naprawdę tylko lekcja i jestem pewien, że znasz podstawy, nie będę wykonywać wszystkich ruchów.

Cichy szept wrażeń na jej skórze głowy sprawił, że Hermiona zadrżała. Kolejny nadszedł tuż za nim, gdy zdała sobie sprawę, że delikatnie dotyka jej włosów, układając każdy kosmyk na miejsce.

– W normalnej sesji zadaniem Dominanta jest pomoc partnerowi w powrocie do równowagi – Jest ruchy nie ustawały, a ona walczyła z kolejną falą gęsiej skórki. – Ponieważ technicznie nie jest to sesja, nie będę udawał, że to, co się dzieje, jest intymne, ale powiem, że zwykle wiele osób dyskutuje o tym, co im się podobało, a co nie.

Siedząc zupełnie nieruchomo, pozwoliła sobie zamknąć oczy.

– Dobrze.

Niepokój zatrzepotał w jej żołądku jak rój chochlików kornwalijskich, ale pod tym kryło się coś jeszcze. Coś głębszego i bardziej zakazanego, coś, o czym nie chciała myśleć, gdy ręce Malfoya delikatnie gładziły jej włosy.

Jego dotyk był tak delikatny, że przypominał łagodne muśnięcia bryzy – nie podejrzewała, że jest zdolny do takiej czułości.

– Nie musisz mi mówić, jak się czułaś, ponieważ już dałaś mi to dość jasno do zrozumienia, ale chciałbym wiedzieć… Dlaczego zdecydowałaś się użyć zaklęcia maskującego? 

Jej ramiona napięły się, a jego ręce zamarły.

– Dlaczego zawiązałeś mi oczy?

Jego odpowiedzią było gwałtowne pociągnięcie loka między jego palcami, a ona cicho westchnęła.

Mimo nagany odpowiedział.

– Wierz lub nie, ale nie zawiązałem ci oczu, bo bałem się, że moja partnerka zobaczy, kim jestem. Nie wstydzę się, Granger. Zrobiłem to, ponieważ twoje akta wskazywały, że jesteś nowa, a opaska na oczy dała mi możliwość zapewnienia ci czysto fizycznego doświadczenia. Takiego, które zmusiło cię do skupienia się na reakcji twojego ciała i wyostrzenia pozostałych zmysłów, zwiększając twoją przyjemność.

Ty. Twoja przyjemność. Twoje ciało. Kolejny dreszcz przebiegł jej po karku. Mówił do niej swobodnie, intymnie, bez żadnych formalnych pozorów, których się po nim spodziewała. Draco Malfoy powinien był się zdystansować, szydzić z niej, pluć obelgami na temat tego, jaka była obrzydliwa lub w jaki sposób jest gorsza od niego.

– W takim razie pozwól, że zmienię moje pytanie – powiedział. – Dlaczego zdecydowałaś się użyć zaklęcia maskującego, a nie eliksiru wielosokowego?

Biorąc szybki oddech przez nos, żeby się uspokoić, postanowiła być z nim szczera.

– Bo chciałam, żeby moje ciało było moje. Musiałam wiedzieć, czy naprawdę mi się to podoba i nie mogłam ufać swoim reakcjom, gdybym nie była całkowicie sobą.

Druga ręka dotknęła jej włosów i silne poczucie spokoju rozlało się po jej ramionach.

– To dobrze. Dokładnie tak, jak powinno być.

Zanim zdążyła przetworzyć zdziwienie wywołane jego pochwałą, odezwał się ponownie.

– Wiem, że prawdopodobnie jesteś przyzwyczajona do ufania swojemu gigantycznemu mózgowi, ale w tym przypadku musisz nauczyć się bardziej ufać swojemu ciału. Twoja głowa jest tym, co skłoniło cię do szukania – nie pozwól, by cię to odstraszyło od znalezienia tego, czego potrzebujesz, Granger.

– Tak jak… ostatnio – dokończyła za niego, zmuszając się do wypowiedzenia słów.

Zaśmiał się lekko.

– Dokładnie.

Przez moment cisza narastała wokół nich, a ona pozwoliła sobie zanurzyć się w kojącym rytmie jego dotyku.

– Twoje włosy są o wiele bardziej miękkie niż się spodziewałem.

W jej piersi błysnęła irytacja, ale była to ledwie iskierka w porównaniu ze złością, którą czuła wcześniej na jego widok. 

– Jestem pewna, że jest we mnie wiele rzeczy, których byś się nie spodziewał.

– Z pewnością – zgodził się chętnie. – Chociaż pomijając twoje obelgi, powiedziałbym, że jak dotąd był to całkiem przyjemny zestaw niespodzianek.

Jej policzki zapłonęły, rumieniec wykwitł na jej szyi, aż do uszu. Dzięki Morgano, że nie widzi mojej twarzy, pomyślała. Nigdy nie była dobra w ukrywaniu swoich emocji, a fakt, że siedziała do niego plecami, pomagał złagodzić nieco niepewną wrażliwość tej chwili.

– Czy ty… – Słowa padły, zanim zdążyła je powstrzymać, ale kiedy już zaczęła, nie mogła się wycofać. – Czy tobie się podobało?

Kiedy nie odpowiedział od razu, zakłopotany rumieniec zalał resztę jej klatki piersiowej, grożąc, że całkowicie ją pochłonie.

– Ja tylko… to znaczy… powinnam o to zapytać, prawda? Tego się ode mnie oczekuje?

Nie żeby chciała wiedzieć, czy mu się to podobało. Absolutnie nie. Było to tylko hipotetyczne pytanie do Dominanta lub partnera, którym on nigdy nie był i nie będzie.

Jego ręce opadły i usłyszała, jak się odsuwa. Oddychała miarowo, przegryzając wargę i zastanawiając się, co powinna zrobić. Czy posunęła się za daleko? Czy to już koniec? Powinna wstać? Odwrócić się do niego i zacząć domagać się odpowiedzi na jej własny zestaw pytań?

– Ja… – Jego spóźnioną odpowiedź przerwało gwałtowne pukanie do drzwi jej biura.

– Panno Granger? Mam te akta gotowe na twoje następne spotkanie. – Stłumiony głos jej sekretarki dobiegający zza drzwi sprawił, że Hermiona podskoczyła z krzesła i jak najszybciej odsunęła się od Malfoya.

– Ach, tak, dziękuję, Cecelio – odpowiedziała z całą zawodową pewnością siebie, na jaką było ją stać. – Odbiorę je od ciebie, wychodząc. 

Czekała, aż starsza kobieta oddali się od drzwi i spojrzała na mężczyznę po drugiej stronie pokoju. Jego szare oczy były skupione na niej, ale wyraz jego twarzy pozostał obojętny.

– Wygląda na to, że na swoje odpowiedzi będziesz musiała trochę poczekać. – Zrobił krok w stronę drzwi. – Masz czas dziś wieczorem?

– Dziś wieczorem? Tak – powiedziała powoli kiwając głową.

– W takim razie w tym samym czasie, w tym samym miejscu. Z naszyjnikiem na szyi możesz aportować się prosto do pokoju. – Jego usta wygięły się w subtelnym uśmiechu, gdy położył dłoń na klamce. – A ponieważ wiem, że oczekujesz pełnej szczerości… tak, dobrze się bawiłem. Bardziej niż prawdopodobnie chcesz wiedzieć i prawdopodobnie dużo bardziej niż powinienem. Ale być może oboje uczymy się czegoś o sobie podczas tej małej wyprawy. 

Opuścił jej gabinet, pozostawiając ją, z szeroko otwartymi ustami, oszołomioną jego śmiałością.

Chapter 3

Notes:

tłumaczenie: PannaMalinka
korekta i poprawki: Ninquelien, Charlotte_vanilla

Chapter Text

Malfoy już na nią czekał, kiedy aportowała się do  pokoju w Szkarłatnym Zakonie. Do tego samego pokoju, w którym zostawiła go kilka dni wcześniej, wyłożony ciemną boazerią i otoczony skórzanymi meblami. Wystrój pomieszczenia nie uległ zmianie. Na półkach pod ścianą Hermiona zauważyła te same książki, co podczas pierwszej wizyty, ale tym razem szczupła postać Malfoya leżała wyciągnięta na jednym końcu kanapy.

Jeśli poczuł lekki powiew wiatru, kiedy pojawiła się zaledwie kilka stóp dalej, nie dał tego po sobie poznać. Jego wzrok był odległy i skupiony na przeciwległej ścianie. Opierając się jedną ręką o podłokietnik, w drugiej trzymał małą szklankę z bursztynowym płynem. Powolnym, swobodnym ruchem podniósł butelkę do ust i pociągnął długi łyk.

– Po części spodziewałem się, że mnie wystawisz.

Wciąż na nią nie patrzył, a Hermiona przygryzła dolną wargę, Obserwowała go dziwnie zahipnotyzowana, jak jego ramiona uniosły się z westchnieniem pod liniami marynarki, aż w końcu odwrócił się, by na nią spojrzeć.

W jego oczach nie było potępienia ani irytacji. Coś rozluźniło się w jej piersi i chociaż nadal mu nie ufała, to był początek.

– Rozważyłam wszystkie za i przeciw – powiedziała ostrożnie, wciąż nie ruszając się z miejsca – Ale ponieważ wypełniłam swoją część umowy, niesprawiedliwie byłoby nie przyjść.  

Bystrym okiem rozejrzała się po pokoju. Mogła stać, ale to nie sprzyjało rozmowie. Do wyboru były dwa krzesła, z których jedno stało dość blisko, ale wciąż poza jej zasięgiem, a drugie na tyle daleko, że rozmawianie z daleka byłoby niezręczne… Albo mogła usiąść na kanapie, na pustym miejscu tuż obok niego. Wspomnienia przemknęły jej przez głowę, gdy tylko spojrzała na sofę.

Jej ciało, rozciągnięte na twardej powierzchni jego ud. Jego dłoń wsuwająca się pod jej spódnicę. Jego ręka uderzająca w jej pulsującą skórę. Jego palce… 

Zamrugała kilka razy i potrząsnęła głową, a na jego twarzy malowało się rozbawienie pełne zrozumienia.

– Chciałbym na chwilę zatrzymać się nad tym, ile samokontroli wykazuje, nie komentując tego co się stało – powiedział, lekko unosząc kącik ust. Był to przebłysk niemal chłopięcego uśmiechu, ale zniknął tak szybko, jak się pojawił. – Ale mówiłem poważnie. Nie składam obietnic, których nie dotrzymuję, i jeśli dziś chcesz ode mnie odpowiedzi, to właśnie dziś je dostaniesz.

– Naprawdę? – Hermiona wciąż nie mogła pozbyć się ostatnich śladów niezdecydowania, które trzymały ją w miejscu. 

Malfoy wypuścił powietrze przez nos i opróżnił szklankę, którą trzymał w dłoni.

– Merlinie, niczego nie ułatwiasz. Kiedyś umrę z szoku, jeśli uda mi się zrobić coś tak, że nie będziesz miała wątpliwości co do moich motywów. A teraz, napijesz się czegoś?

Wstał i okrążył kanapę. Wstrzymała oddech na jego widok, tak zdeterminowanego i pewnego siebie, gdy pytająco uniósł jedną brew.

– Ja… – Chęć instynktownej odmowy zakręciła się na końcu jej języka, ale otrząsnęła się z tego. – Tak, byłoby miło. Dziękuję.

Chociaż zgodziła się na zasadę Szkarłatnego Zakonu „zabawa tylko na trzeźwo”, nie miała zamiaru zaczynać kolejnej sesji z Malfoyem. To była po prostu rozmowa między dwojgiem dorosłych, więc stwierdziła, że odrobina alkoholu na odwagę nie zaszkodzi.

– Usiądź. – Skinął głową w stronę kanapy, odwrócił się do niej plecami i podszedł do wózka z napojami, który stał w rogu pokoju. – Założę się, że nie lubisz Ognistej Whisky, ale mogę ci zaproponować wino.

Czy wino zawsze tam było? A może zostało dostarczone dopiero dzisiaj? Nie zauważyła butelki podczas ich pierwszego spotkania, ale myśl, że w jakimś stopniu zaplanował prostą rozmowę, była… dziwna. Draco Malfoy, którego pamiętała, nie poświęciłby jej wystarczająco dużo czasu, nie mówiąc już o przygotowaniu czegoś, co mogłoby sprawić, że czułaby się bardziej komfortowo.

– Tak, z chęcią skosztuje, poproszę.

Desperacko chciała go zaskoczyć i wybrać whisky zamiast wina, żeby zrównoważyć szalę i obalić wszystkie jego przypuszczenia na jej temat. Myśli o nim zakłóciły jej równowagę psychiczną przez kilka dni i jakaś jej małostkowa część pragnęła odpłacić mu tym samym. Ale nie zrobiła tego – nie mogła i nie zamierzała udawać kogoś, kim nie była, tylko dlatego, że z własnej woli spotykała się ze swoim dawnym wrogiem.

On po prostu skinął głową i bez słowa sięgnął po jedną z butelek stojących na tacy, odkorkowując ją szybkim sprawnym ruchem. Korzystając z chwilowej swobody, gdy nie śledził jej wzrokiem, poruszyła się, ale szybko powróciła do swojego pierwotnego dylematu. 

Krzesło czy kanapa. Wybór wydawał się oczywisty, ale z jakiegoś powodu nie mogła go dokonać.

Siadając na krześle najbliżej sofy, Hermiona skrzyżowała nogi i czekała na powrót Malfoya. Podając jej drinka, usiadł z powrotem i strzepnął niewidzialną drobinkę kurzu ze swoich spodni. Napełnił też swój własny kieliszek, ale go nie wypił; zamiast tego czekał, oceniając jej reakcję. Trzymała nóżkę kieliszka w palcach, obserwując, jak blady płyn odbija światło. 

Mała, zawstydzona część niej zastanawiała się, czy nafaszerował wino narkotykami albo, co gorsza, trucizną. 

Przestań, skarciła samą siebie. Mogła nie znać do końca jego motywów, ale nie miała powodu do takiej paranoi, zwłaszcza po jego przeprosinach w Ministerstwie tego popołudnia. 

Poza tym zwabienie jej do Szkarłatnego Zakonu, który prowadził dziennik odwiedzin, było najgorszym pomysłem, jeśli planował coś jej zrobić. Chociaż Hermiona go nie lubiła, nawet ona mogła przyznać, że Malfoy był znacznie mądrzejszy i bardziej przebiegły.

– Jestem pewien, że pamiętasz Blaise'a Zabiniego. – powiedział Malfoy, zauważając jej zainteresowanie winem. – Wino pochodzi z jednej z jego rodzinnych winnic we Włoszech.Jest na prawdę, nawet jeśli każe mi za nie płacić jak za zboże.

Przeniosła wzrok z wina na jego twarz, mrugając powoli. Rozważała swoje opcje… Mogła milczeć i pozwolić mu przewodzić rozmowie, albo mogła robić to, co robiła najlepiej.

– Zastanawiałam się, czy jest zatrute.

Malfoy patrzył na nią przez kilka długich chwil, zamrożony jej śmiałym oskarżeniem. Potem zrobił jedną rzecz, której się nie spodziewała… Nie drwił, nie skrzywił się, ani nawet nie przewrócił oczami. Roześmiał się. To był szczery śmiech, a ona była zaskoczona myślą, która pojawiła się w jej głowie.

Powinien się więcej śmiać.

To nie było coś, czego doświadczyła, kiedy byli w szkole. Chociaż przeżyła wiele obrzydliwych kpin i szyderczych żartów, nigdy nie widziała jego szczerej radości. 

– Powinienem był się tego spodziewać – powiedział, kiedy jego śmiech ucichł. – Szczerze mówiąc, gdyby moja mama nie nauczyła mnie inaczej, wręczyłbym ci butelkę i kazałbym ci ją otworzyć, żebyś przekonała się, że przy niej nie majstrowano. Ale proszę, śmiało, sprawdź, może to sprawi, że poczujesz się lepiej.

Niespiesznie skinął głową w stronę jej drinka.

Hermiona zatrzymała się. Znała kilka zaklęć wykrywających pewne eliksiry i trucizny, ale rzucenie ich zajęłoby kilka minut. Minuty, które będzie musiała spędzić z jego wzrokiem skupionym na jej różdżce, a to udowodni mu tylko, że nie zmieniła swojego stosunku do niego i nadal mu nie ufa. Stanęła przed gorszym dylematem niż wybór miejsca. Czy wybrała najbezpieczniejszą opcję, siedząc dalej od niego? Czy powinna zaufać komuś, kogo nie była pewna?

Uniosła kieliszek do ust i upiła łyk wina, nie odrywając od niego wzroku, dopóki nie przełknęła. Smak wina uderzył w jej kubki smakowe, cierpki i wytrawny. Był lekko cytrusowy i pozostawił ciepły, miodowy posmak w jej gardle. Patrzyła, jak jego oczy lekko pociemniały, kiedy jego wzrok opadł na jej szyję.

Na jej ramionach pojawiła się gęsia skórka, a ona zlizała resztki alkoholu z ust. Jej serce zaczęło dziko walić w piersi, adrenalina sprawiała, że czuła się podekscytowana i spięta. To było uczucie, którego nie doświadczyła już od dawna, robienie czegoś, o czym wiedziała, że to zły pomysł. Coś, co mogłoby ją wpędzić w kłopoty. Podejmowała ryzyko, kalkulowała szanse i stawiała na to, że uda jej się wyjść z danej sytuacji. Niekoniecznie bez szwanku, ale jednak zwycięsko.

Tęskniła za tym.

Logicznie rzecz biorąc, wiedziała, że jeśli zacznie się źle czuć, będzie miała minuty, jeśli nie sekundy, na aportację do Świętego Munga. Wpatrywali się w siebie. Sekundy zaczęły upływać, a wszelkie resztki wątpliwości rozwiewały się, gdy tak wpatrywali się w siebie. 

– W porządku. – Malfoy odchrząknął i usiadł na swoim miejscu, prostując ramiona. – Kazałem ci czekać wystarczająco długo. Zaczynaj.

– Dlaczego? – Pierwsze pytanie wypadło z jej ust, zanim Malfoy zdążył choćby zaczerpnąć powietrza. – Co Ci się stało? Byłeś obrzydliwym, okropnym dzieciakiem w szkole, a teraz...Jesteś taki...

Machnęła ręką w jego kierunku. Nie potrafiła znaleźć słów, by opisać zagadkę, jaką stał się przez lata po wojnie. Był starszy, to prawda, i dojrzalszy,, ale wydawał się zupełnie inną wersją Malfoya, którego znała kiedyś. 

Zauważając, jak jego palce zaciskają się mocniej na szklance whisky, obserwowała, jak obraca ją, pokrywając cieczą boki kryształowego szkła, próbując znaleźć odpowiedź. Jego szczęka zacisnęła się, gdy rozważał jej pytanie.

– Wiele się wydarzyło – powiedział w końcu szorstkim głosem. Zniknął zalotny i flirciarski mężczyzna, który był w jej biurze tego popołudnia. – Nie miałem okazji dorastać pod dobrym wpływem, który nauczyłby mnie dobroci, prawości i sprawiedliwości. 

Przypuszczam, że musiało minąć trochę czasu, zanim w końcu otworzyłem oczy i nadrobiłem zaległości.

Jej oczy zwęziły się.

– Więc co? To wina wszystkich innych, że byłeś takim bigotem?

Malfoy potrząsnął głową, a kiedy znów na nią spojrzał, jego usta były zaciśnięte w wąską linię.

– Zupełnie nie. Ale to powinno przynajmniej dać ci wyobrażenie o tym, jak to wszystko się zaczęło. Jeśli chcesz odpowiedzi, będziesz musiała usłyszeć coś, co może ci się nie spodobać.

– W porządku – westchnęła. Miała nadzieję, że rozmowa przebiegnie szybko, ale najwyraźniej nie było to takie proste. Biorąc kolejny łyk wina, dała mu znak, by kontynuował.

Wziął łyk własnego drinka. Obserwowała jego usta, gdy powoli smakował płyn, delektując się nim, zanim przełknął. Widziała napięcie w jego szyi, kiedy wziął łyk. 

– Mój ojciec nie był miłym człowiekiem. Wybuchy gniewu zdarzały się często, gdy ja lub moja matka sprzeciwiliśmy się mu w jakikolwiek sposób. Na pewno pamiętasz go z tamtego dnia na Pokątnej przed naszym drugim rokiem. Myślał, że cała władza jest w jego rękach. Uważał się za nietykalnego. Praktycznie wypluł to słowo. 

– Jako dziecko bardzo chciałem być taki jak on. Moja matka… ona… miała problemy z zajściem w ciąże, dlatego byłem jedynakiem. Była opiekuńcza, czasami przesadnie, dlatego nie pozwalano mi zbyt często opuszczać Dworu Malfoyów. Theo i Pansy często nas odwiedzali, ale przez większość czasu byłem sam. Przy mojej matce, która tak bardzo bała się spuścić mnie z oczu, mój ojciec wydawał się… niemal legendarny. Miał władzę i emanujący autorytet swojej obecności, a jedyne na co pozwalał to całkowite posłuszeństwo. Przez długi czas myślałem, że tylko mama się o mnie martwi, ale ojciec też to robił. Jednak jego sposób był o wiele bardziej wypaczony. Użył swojej mocy i wpływów, aby upewnić się, że trzymam się wpojonych przez niego zasad. Bezwarunkowo wierzyłem w to, czego mnie nauczyli, ponieważ nie znałem niczego innego

– Że wszyscy mugolacy są obrzydliwi. Że nie zasłużyliśmy na naszą magię – powiedziała słowami, których najwyraźniej on nie chciał powiedzieć, a kiedy skinął głową, zmyła gorzki smak w ustach kolejną porcją wina.

– Nawet gdybym chciał się zmienić, nie pozwolono by mi. Theo przyniósł kiedyś mugolskie czasopismo, które znalazł na ulicy, a kiedy mój ojciec je zobaczył, spalił je na naszych oczach. Kiedy Theo wyszedł, miałem na ramieniu siniaka w kształcie jego palców, który utrzymywał się przez tydzień. Nie pozwolił elfom go wyleczyć. Powiedział, że potrzebuję tego jako przypomnienia.

Hermionie ścisnął się żołądek.

– Ale kiedy byliśmy w szkole, mogłeś chociaż spróbować być lepszy, nie być taki okrutny…

– Nie mogłem – warknął, a jego oczy płonęły. – Wiedział o każdym moim kroku. Nawet gdybym chciał, gdybym w jakiś sposób wiedział lepiej lub był na tyle odważny, by mu się przeciwstawić, byłoby to niemożliwe. Nie mówię ci tego jako wymówki, Granger, ani żeby usprawiedliwić moje działania…

Nie mogła powstrzymać się od parskania suchym, pozbawionym humoru śmiechem. Tak, to, co działo się w jego rodzinie, było okropne, ale jak dotąd Malfoy po prostu zrzucał winę na kogoś innego i nie przyznawał się do niczego. 

– I myślisz, że to cię usprawiedliwia?

– Mówię, jaka była rzeczywistość, w której żyłem aż do wojny. Dom, w którym utknąłem. Otoczony przez Śmierciożerców i samego Czarnego Pana. A im dłużej to trwało, tym bardziej niebezpieczne byłoby dla mnie wyjście przed szereg. Nawet gdy wszystko się rozpadało i wymknęło spod kontroli. Nie miałem innego wyboru, jak tylko odwrócić wzrok i zrobić to, co mi kazano. Przyjąłem Mroczny Znak, by chronić moją matkę i utrzymać się przy życiu. Dostałem szansę, by odpokutować za błędy mojego ojca, a nie dlatego, że tego chciałem. Gdybym tego nie zrobił, Czarny Pan zabiłby moją matkę, tylko po to, by dać nam nauczkę. Potem przyszłaby kolej na mnie. A moja ofiara? Byłaby na nic.

Jakakolwiek riposta, zastygła na jej ustach. Malfoy ledwie zdążył zarejestrować jej milczenie, zanim ruszył dalej.

– W pewnym momencie, na samym początku, też w to wszystko wierzyłem – powiedział, a na jego rysach wykrzywił się niesmak. – Wierzyłem w kłamstwa, których nauczył mnie ojciec. To było łatwe, kiedy nie widziałem drugiej strony, a później byłem już tak zindoktrynowany, że nie widziałem nic poza czubkiem własnego nosa. Tak bardzo pragnąłem jego aprobaty i miłości, że byłem gotowy ukształtować się na jego podobieństwo, stać się jego cieniem.

Coś rozluźniło się w jej klatce piersiowej, widząc go tak załamanego. W tym momencie przypominał jej tego udręczonego, przestraszonego chłopca z cieniami pod oczami i zapadniętymi policzkami z szóstego roku.

– Byłeś tylko dzieckiem, jak my wszyscy – wykrztusiła, ale Malfoy potrząsnął głową. Nie miało to niczego usprawiedliwiać, ale była to prawda, z którą pogodziła się dawno temu. 

Wszyscy byli tylko dziećmi, uwikłanymi w wojnę, której nie rozpoczęli. Zmagali się z konsekwencjami i naprawiali błędy dorosłych, którzy byli przed nimi.

– Byłem słaby. I dopiero gdy Dumbledore zaoferował mi wyjście, całkowicie się załamałem. Potem jedyne, czego chciałem, to przeżyć. Powinienem był zrobić więcej, żeby cię chronić, kiedy szmalcownicy przyprowadzili cię do dworu.

Hermiona skrzywiła się na to wspomnienie, jej oczy na moment powędrowały w dół, zatrzymując się na bliźnie na jej ramieniu. Z biegiem lat jej kolor zmienił się z fioletowego na bladoróżowy, a potem biały, ale wciąż lśniła w świetle, gdy tylko jej szukała.

– Kupiłeś nam czas – przyznała. – Nie wydostalibyśmy się, gdybyś tego nie zrobił.

Malfoy upił kolejny łyk whisky i spojrzał na ścianę, a jego wzrok stał się nieobecny.

– Wszystko, o czym mogłem myśleć tego dnia w salonie, to jak nie zwymiotować na podłogę, ani nie zemdleć i nie rozbić sobie głowy o kominek. Gdybym to zrobił, Bella z pewnością skrzywdziłaby nas o wiele bardziej. Od lat śniły mi się koszmary: słyszałem twój krzyk, wiedziałem, że nie mogę zrobić nic poza staniem i patrzeniem. Nigdy w życiu nie czułem do siebie większego obrzydzenia niż w tamtej chwili.

Ciepło rozlało się po jej żołądku i skupiła się na trzymanym w dłoni winie. To musiało być wino, a nie jego słowa.

– Ja też miałam koszmary. – Powiedziała cicho Hermiona. Jej słowa zawisły w milczeniu między nimi.

Po zakończeniu wojny spędziła lata na cotygodniowych spotkaniach terapeutycznych z uzdrowicielami umysłu. Przez kilka miesięcy budziła się co noc zaplątana w pościel, krzycząc z przerażenia. Ron był jej opoką w tamtych dniach, trzymał ją w ramionach, aż znowu mogła normalnie oddychać i upewniał się, że wiedziała, że to tylko sen, a nie rzeczywistość. Ale to nie chodziło tylko o tamten moment- chodziło o wszystko. O to, jak patrzyła, gdy Ron został rozszczepiony. O myśli, że Harry nie żyje. O ucieczce przed szatańską pożogą, i niepewności, czy w ogóle uda im się wydostać, by dokończyć to co zaczęli.

– Teraz wiem, że miałaś rację co do tego wszystkiego. Zawsze miałaś rację, nawet jeśli byłem zbyt ślepy lub bałem się przyznać. Nawet jeśli już w to nie wierzę, wiem, że żadne przeprosiny nie naprawią tego, co ci powiedziałem i zrobiłem. Nasza przeszłość zawsze będzie integralną częścią nas i nic tego nie zmieni. Ale mam nadzieję, że rozumiesz, że gdybym mógł przejść całą tę drogę jeszcze raz, dokonałbym innych wyborów. 

Kiedy w końcu na nią spojrzał, potrząsnęła głową.

– Wszyscy tak mówią. Łatwo jest tak mówić, kiedy wszystko jest już za nami. Wszystkim wydaje się, że byliby bohaterami, ale niewielu nimi zostaje. 

Nie umknęło jej, że Malfoy zesztywniał na jej słowa.

– Nigdy nie powiedziałem, że chcę być bohaterem, po prostu nie chcę być już złoczyńcą. Od tamtej pory staram się to udowadniać. Dlatego zgodziłem się pokazać swoje wspomnienia na rozprawie.

Jego słowa przywołały wspomnienie artykułu, który odkryła na jego temat podczas swoich szaleńczych poszukiwań.

– Myślałam, że zrobiłeś to w ramach ugody? I że stało się to dopiero po zeznaniach? Wszyscy pokazali swoje wspomnienia, Malfoy, to nic specjalnego. – Hermiona zmrużyła oczy, szukając pęknięć w jego historii.

Malfoy zastanawiał się przez chwilę, obracając szklankę z bursztynowym płynem, ale zamiast ją opróżnić, postawił resztę alkoholu na niskim stoliku.

– Miałem swoje powody, by czekać – powiedział spięty. – I byłem gotów odsiedzieć swój czas za rzeczy, które zrobiłem i w których brałem udział. Wiem, że nie jestem niewinny. Ale jeśli chodzi o to, dlaczego zajęło mi to tak długo… Myślę, że można powiedzieć, że myślałem, że pewne rzeczy wyjdą na jaw, a kiedy tak się nie stało, postanowiłem użyć tego atutu i podnieść zasłonę tajemnicy.

– Co? Co wiedziałeś? – Pochyliła się do przodu, pełna zapału. To jest to, pomyślała.

Jego klatka piersiowa zadrżała, gdy wziął głęboki oddech i potrząsnął głową. Kilka kosmyków jego blond włosów opadło mu na czoło, a on szybko odgarnął je palcami. 

– Ja… ja nie będę o tym mówić. Nie mogę. Nie tutaj, nie teraz. To już przeszłość, a wykopywanie tych szczegółów spowoduje tylko niepotrzebny ból. Myślę, że oboje wycierpieliśmy już wystarczająco dużo.

– Chcę wiedzieć – argumentowała. – Oczekujesz, że ci zaufam, a mimo to otwarcie przyznajesz, że ukrywasz przede mną informacji?

Ostre rysy mężczyzny złagodniały nieznacznie, smutek migotał w jego szarych oczach.

– Wiem, że chcesz wiedzieć, Granger. Ale mam nadzieję, że nigdy się nie dowiesz. Nawet jeśli to pewnie sprawia, że cię to wkurza, zapewniam cię, że lepiej dla ciebie, żebyś o tym nie wiedziała.

Odkryje, co ukrywał i co miał do zaoferowania Ministerstwu, co w jakiś sposób było cenniejsze niż same wspomnienia, które przekazał każdy inny Śmierciożerca. Ale w tym momencie udawała, że jest zadowolona z jego odpowiedzi. Było jasne, że wymuszanie odpowiedzi nie było właściwą drogą do rozwiązania tej konkretnej zagadki.

– A ugoda? – Zapytała.

Wyraźnie zadowolony ze zmiany tematu, Malfoy nieco się odprężył.

– Ugoda nie dotyczyła mnie - dotyczyła mojej matki. Mogłem przeżyć Azkaban, ale nie sądzę, żeby ona to zrobiła. Nie byli przekonani, więc zaoferowałem swoje umiejętności szkolenia aurorów w Oklumencji, za darmo. Ci, którzy mnie przesłuchiwali, byli w tym beznadziejni.

Obdarzyła go uważnym spojrzeniem. Wszystko, co mówił, zgadzało się z jej własnymi badaniami i informacjami, które przekazał jej Harry.

– Harry powiedział, że wasza umowa miała obowiązywać tylko przez dwa lata.

– Naprawdę? – Kąciki jego ust uniosły się lekko, a twarz wykrzywiła się w uśmieszku. – Na to wygląda.

Unikał pytania.

– I? Dlaczego ciągle wracałeś?

– Uznaj to za mój osobisty dług wobec Ministerstwa. Jedyną rzeczą, którą mam do zaoferowania, a której desperacko potrzebują.

– Nie potrzebujemy tego – odparła z oburzeniem. Jasne, świeżo wyszkoleni aurorzy nie byli doskonali, ale sposób, w jaki to mówił, sugerował, że byli całkowicie niekompetentni.

– Zaufaj mi, potrzebujecie. To po prostu cud, że udaje im się wrócić ze swoich misji z jakimikolwiek wspomnieniami. Nawet niedoświadczony Legilimens byłby w stanie przebić się przez „mur” wzniesiony w ich umysłach przy niewielkim wysiłku.

Rzucił jej suche spojrzenie i sięgnął po swojego drinka, ponownie zmieniając się w zbyt pewnego siebie mężczyznę, którego dobrze znała. Cokolwiek ukrywał, wyraźnie sprawiało, że czuł się bardzo nieswojo i było jasne, że nie chciał, aby ta informacja ujrzała światło dzienne. Ale dlaczego? Co mogło być tak złego? Oboje widzieli te same okropności wojny, więc jakich informacji jej brakowało?

Przegryzając wargę, rozważała jego słowa. Nie zdziwiło jej, że jego ojciec był okrutny, ani że próbował ochronić swoją matkę. Hermiona pamiętała, jak Narcyza przytuliła się do Draco zaraz po bitwie, płacząc cicho z ulgi, że on żyje. W tamtym momencie była zdegustowana. Teraz widziała to w nieco innym świetle – zmartwioną matkę i przerażonego syna, którzy próbują zrobić wszystko, by ocalić się nawzajem. Nie żeby to coś zmieniało, ale wnosiło coś nowego do coraz bardziej złożonego obrazu osoby siedzącej przed nią. Mężczyzna, który twierdził, że się zmienił - i może rzeczywiście tak było- ale wciąż skrywał swoje własne tajemnice.

Zmieniła taktykę, przechodząc do następnej rundy przesłuchania.

– Dobrze, odsiedziałeś swój wyrok i odpokutowałeś swoje winy, więc co teraz? Dni spędzasz szkoląc aurorów w ramach swojej pokuty, a noce na znajdowaniu chętnej partnerki, która zaspokoi twoje dewiacyjne upodobania?

Słowu “dewiacyjne” padło w towarzystwie uniesionych brwi, ale on tylko uśmiechnął się kpiąco na tę uszczypliwość.

– To trochę banalne, prawda? Były śmierciożerca, który woli wiązać swoje kobiety? – Jego palec przesunął się po krawędzi szklanki, zataczając powolne kółko. – Ale wiem, że już przeprowadziłaś swoje dochodzenie, nawet jeśli próbujesz mnie sprowokować. Nie jestem większym dewiantem niż ty, a za pokaźną sumę złota założyłbym się,, że lubimy to dokładnie z tych samych powodów.

– Bardzo w to wątpię – zadrwiła Hermiona. Sama myśl o tym była śmieszna, nawet po przeczytaniu jej profilu zrozumiałby to. Nie mogli się bardziej od siebie różnić.

Malfoy posłał jej oceniające spojrzenie.

– Jak wiele badań przeprowadziłaś na temat drugiej strony naszego małego przypadkowego układu?

– Cóż. – Przerwała i odchrząknęła. Niedużo. Niewystarczająco, ale była skupiona na sobie i własnych potrzebach. Bardziej niepokoiły ją przyczyny braku koncentracji w łóżku i możliwe rozwiązania tego problemu. Nie motywacje stojące za tym rozwiązaniem. – Tylko trochę. Ale wolałabym usłyszeć to w twoich własnych słowach, jeśli nie masz nic przeciwko. 

Zastanowił się chwilę, a jego oczy przebiegły po niej w wyraźnie przemyślany sposób, Zrobiło jej się gorąco, jej skóra lekko się rozgrzała i musiała skupić się na ustabilizowaniu oddechu. Było coś tak intensywnego w jego spojrzeniu... i od kiedy zaczął na nią tak wpływać? Miała wrażenie, że może się zapalić. Logicznie rzecz biorąc, wiedziała, że najprawdopodobniej była to reakcja organizmu na ich przypadkową schadzkę - był pierwszym mężczyzną od wieków, który dał jej orgazm, a teraz jej hormony nie mogły o tym zapomnieć.

– Weź jeszcze jeden łyk swojego wina – polecił. Kiedy się zatrzymała, on czekał. Siedzieli w milczeniu przez kilka sekund, ale nie powiedział nic więcej. Gorąco przylgnęło do jej karku, rozlewając się po klatce piersiowej, i zwalczyła chęć podniesienia kieliszka do swoich ust. Gdyby spojrzała w dół, czy zobaczyłby jej rumieniec?

– Dlaczego? – zamiast tego zapytała.

Przysłonił swój uśmiech dłonią, leniwie sunąc po swoich wargach. Jej wzrok przywarł do tego ruchu, jak urzeczony, gdy ponawiał gest raz za razem. Na Merlina, to nie powinno być tak cholernie pociągające.

– Ponieważ to pomoże w przedstawieniu mojego punktu widzenia. To nie tak, że już go nie piłaś lub że ci nie smakuje. Ale powinnaś wiedzieć, że stawiając opór, tylko obojgu nam to utrudniasz.

Jej gardło było suche, ale usilnie starała się, by jej głos pozostał niewzruszony.

– Co masz na myśli?

– Chodzi mi o to, że bardzo się staram być dżentelmenem i postępować właściwie. Ale twoja naturalna skłonność do przeciwstawiania się wszystkiemu, co mówię, sprawia, że pragnę cię bardziej, chociaż wiem, że nie powinienem. To sprawia, że chcę wziąć od ciebie twój kieliszek i sam go wypić, żebyś zamiast tego mogła posmakować wina z moich ust. 

– Och. – To słowo było ledwie dźwiękiem, bardziej piskiem niż czymkolwiek innym.

Podniosła szklankę do ust. Jeśli zauważył, że jej palce drżą, nie wspomniał o tym. Igrała z ogniem, tyle wiedziała. Jej plan na dzisiejszy wieczór dotyczył tylko uzyskania od niego odpowiedzi, a nie angażowania się z nim w cokolwiek więcej, ale im dłużej tu była, tym bardziej rosło ryzyko. Dla niej był zbyt atrakcyjny, zbyt niebezpieczny. Kiedy w końcu wzięła łyk, skinął głową z satysfakcją.

– Jak smakuje ci wino? – zapytał, jakby przed chwilą nie zasugerował, że chce ją pocałować.

Co? Co wino miało wspólnego z ich skłonnościami seksualnymi?

– Jest cierpkie i dość mocne. – Zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad tym. – Prawie kwaśne, gdyby nie odrobina słodyczy na końcu, ale i tak jest bardziej wytrawne niż większość białych win.

Niewiele wiedziała o winie, ale po latach hałaśliwych świątecznych obiadów w Norze i dusznych galach w Ministerstwie nauczyła się podstawowych różnic i smaków.

– Dokładnie. – Malfoy skinął głową, najwyraźniej zadowolony z jej obserwacji. – To wszystko kwestia gustu. Niektórzy wolą mdłą słodycz schłodzonego wina, inni cierpki smak elfickiego wina. Zawsze miałem słabość do czegoś pośrodku.

– Porównujesz mnie do wina, Malfoy? – rzuciła.

Przesunął się lekko do przodu, a w jego oczach tańczył ten sam błysk. Gdyby to była rozgrywka quidittcha, ona byłaby zniczem, a on byłby o krok od złapania jej. 

– Mówisz tak, jakbyś nie miała żadnych własnych preferencji, Granger. Ty też nie zadowolisz się byle czym. Gdybyś tak nie było, nie byłoby cię tutaj, wciąż byłabyś na swoich nudnych randkach, uprawiając nudny, słodki seks.

Ciepło pod jej skórą wzrosło.

– Więc? Czy to jest twój jedyny argument, jeśli tak, to nie jest imponujący. Czytałam twój profil tak samo, jak ty czytałeś mój. Wiem, że Twoje preferencje sięgają dalej niż moje i nie spotkalibyśmy się, gdybyśmy nie mieli ze sobą czegoś wspólnego.

– Masz rację – zgodził się. – Ale to nie wszystko. To po prostu oznacza, że jesteśmy technicznie kompatybilni. Nie bierze pod uwagę żadnej… chemii, która może tam być. Jednak ważniejsza część wynika z twojej potrzeby posiadania partnera, który skupi się na twojej przyjemności i będzie w stanie ci ją dostarczyć. Mężczyźni tacy jak ja żyją dla zagadek. Czerpię satysfakcję z ich rozwiązywania, tylko po to, by później rozkładać cię na czynniki pierwsze, kawałek po kawałku. To właśnie daje mi przyjemność. Moja przyjemność rodzi się po drugiej stronie twojej własnej.

Wstrzymała oddech i fala podniecenia przetoczyła się przez jej podbrzusze. Hermiona poruszyła się na krześle, próbując uspokoić pulsowanie między swoimi nogami. Rozkładać cię na czynniki pierwsze, kawałek po kawałku . Nie powinna tego chcieć. Nie z nim. 

Jego nozdrza rozszerzyły się, gdy patrzył na nią, oceniając jej reakcję. Nie było co do tego wątpliwości - przejrzał ją na wylot. 

– Więc przyszedłeś tutaj, by to znaleźć – dokończyła za niego, ściskając nóżkę swojego prawie pustego kieliszka. Chciała połknąć resztę alkoholu jednym dużym haustem.

– Próbowałem trzymać się dobrych, miłych dziewczyn, ale to tylko pogorszyło pragnienie. Szybko się nimi nudziłem i traciłem zainteresowanie, choć bardzo chciałem, żeby tak nie było. A przecież nie mogłem otwarcie prosić kobiety, by pozwoliła mi mieć pełną kontrolę nad stosunkiem seksualnym przy mojej reputacji, prawda? Szkarłatny Zakon zaoferował mi dyskrecję, której ty też szukałaś. To po prostu… niefortunne, że to było twoje pierwsze doświadczenie. Kiedy zdałem sobie sprawę, że to byłaś ty tamtej nocy, nie przeraził mnie fakt, że to właśnie ty, ale raczej to, że myślałem o tym momencie od lat… o tym, by cię znów zobaczyć i znaleźć słowa, by przeprosić… ale nagle byłaś w moich ramionach. To wydawało się niewłaściwe, jakbym cię wykorzystywał.

– Proszę cię – Przewróciła oczami, odgarniając kosmyk włosów z twarzy. Miała ogromną ochotę, żeby wyjąć z torby gumkę do włosów, by pozbyć się ciężaru włosów na swoim karku, który tylko potęgował gorąco w pomieszczeniu. Miała wrażenie, że zaraz się udusi. – Nie przesadzaj. Nie wykorzystałeś mnie. Brałam w tym udział z własnej woli.

Jego jasne brwi uniosły się ze zdziwienia.

– Odniosłem inne wrażenie.

– Tak, cóż – prychnęła, w końcu poddając się pokusie wypicia ostatniego łyka wina. Odstawiła kieliszek na stół i wytarła mokre ręce o spódnicę. – Chociaż nie lubię tego przyznawać, doceniam twoją dzisiejszą szczerość i mogę przynajmniej odwzajemnić ten gest, akceptując fakt, że moja reakcja była bardziej emocjonalna, niż bym sobie tego życzyła. To nie zmienia faktu, że przyszłam tu z dobrowolnie jako uległa. 

Ale taka była prawda, jej reakcja była instynktowna, ale połączenie przerażającego zaskoczenia i emocji podczas jej orgazmu sprawiły, że wydarzenia nie były takie wspaniałe.

– Doceniam to. Jednak upewnię się, że Zakon się dowie, że nasza sesja nie była idealna, nie z twojej winy. Powinni wkrótce znaleźć ci kogoś innego, jeśli chcesz kontynuować – powiedział Malfoy, ale przebiegły błysk zniknął z jego spojrzenia. W szarych tęczówkach jego oczu nie było już iskier, z powrotem wrócił do bardziej spokojnego i uprzejmego zachowania. Wstał i podszedł do wózka z napojami, aby odstawić pustą szklankę. – Jeśli nie masz już żadnych pytań, zostawię cię, abyś mogła cieszyć się resztą wieczoru.

Czekaj… co? Nie, była zszokowana swoją natychmiastową reakcją na myśl o jego odejściu.

– Wychodzisz? Już? – Oczywiście, że mam więcej pytań! Miała ochotę do niego krzyknąć. Nie żeby miały przynieść odpowiedź, która by ją usatysfakcjonowała, ale coraz bardziej intrygowała ją sama tajemnica Draco Malfoya.

Kim on naprawdę był? Jakie były teraz jego motywy? Co ukrywał i dlaczego stał się tak troskliwy? I najgorsze ze wszystkich: dlaczego tak bardzo go pragnęła? Nie powinna go pragnąć, tak samo jak wiedziała, że nie powinna zjeść sześciu cukrowych piór w ciągu jednego popołudnia, kiedy badała sprawy dla Ministerstwa. Ale wiedza, co jest słuszne, nigdy jej nie powstrzymała... Jadła, aż brzuch zaczynał ją boleć od nadmiaru cukru, a jej zęby i język przybrały odcienie fioletu i błękitu.

– A może chciałaś zapytać o coś jeszcze? – zapytał, przechylając głowę. – Myślę, że dotrzymałem swojej części umowy.

– Cóż, nie odpowiedziałeś na wszystkie moje pytania –  jej klatka piersiowa zacisnęła się, gdy rysy jego twarzy zarejestrowały jej bunt. Zniknęła uprzejma powściągliwość, a na jej miejscu pojawiło się coś mroczniejszego, bardziej wyzywającego. Jej żołądek ścisnął się z ekscytacji, aż musiała zacisnąć swoje uda.

Zrobił dwa kroki w jej stronę, kładąc ręce na oparciu kanapy i przenosząc ciężar ciała do przodu. Była to władcza postawa, szerokość jego ramion i muskulaturę ciała podkreślał szyty na miarę garnitur. Nawet jeśli był jej wrogiem z dzieciństwa, wyrósł na kogoś… Hipnotyzującego. Jak odłamek przydymionego szkła, składał się z samych ostrych kątów, ale nie można było go przejrzeć. Jeden niewłaściwy ruch i mogłaby się na nim skaleczyć do kości.

– Wydaje mi się, że odpowiedziałem na każde zadane przez ciebie pytanie – zaprotestował. – Przynajmniej na miarę moich możliwości. Chyba że coś przegapiłem?

Hermiona poczuła ucisk w gardle. O bogowie. To był zły pomysł. Na końcu jej języka było pytanie, które wcześniej zostało ukryte pod całą resztą.

– Ty... powiedziałeś, że ci się podoba.

Malfoy uniósł podbródek, patrząc na nią z góry. Jednak w jego oczach nie było kpiny, tylko próba wyłapania ukrytego znaczenia w tym, co powiedziała. Czy próbował ją rozgryźć? 

Znaleźć odpowiednią strategie, aby rozbić jej obronę kawałek po kawałku?

– To nie jest pytanie.

Wyprostowała ramiona i uniosła głowę, patrząc mu prosto w oczy.

– Jak sobie poradziłam?

Zadowolony uśmiech rozciągnął się na jego twarzy, a ona nie oderwała od niego swojego spojrzenia.

– Hermiona Granger chce wiedzieć, czy dostała „Wybitny” za uległość? Nie jestem zaskoczony.

Gorąco zalało jej policzki, ale nie odwróciła wzroku. Nie mogła.

– Jesteś bardziej doświadczony ode mnie, więc chciałabym wiedzieć. Profesjonalne badania opierają się na opiniach i obserwacjach innych, a ja nie mam kogo zapytać.

Milczał przez kilka chwil, rozważając jej pytanie, a kiedy się odezwał, Hermiona prawie rozpłynęła się w swoim krześle. 

– Pięknie Ci poszło. Jesteś wszystkim, czego pragnie taki mężczyzna jak ja, i wszystkim, o czym wiem, że nie powinienem marzyć.

– Dziękuję – powiedziała z urywanym oddechem.

– Naprawdę powinienem już iść. – W końcu odwrócił wzrok, przerywając ich kontakt wzrokowy.

– Co się stanie, kiedy powiesz im, że nie pasujemy do siebie?

Odruchowo potarł szczękę knykciami.

– Zrobią notatkę w naszych kwestionariuszach, abyśmy przypadkowo nie dobrali się ponownie. Dostaniesz kogoś innego. Zwykle jest to dość szybki proces. Do końca przyszłego tygodnia prawdopodobnie będziesz miała nowego partnera.

Nowy partner. Jakiś bezimienny nieznajomy bez twarzy. Myśl o tym stłumiła trochę podniecenie w jej żyłach. Jak w ogóle znalazła się w tym miejscu, nie wiedząc, z kim lub czym będzie musiała się zmierzyć? Sama myśl o tym wydawała się śmieszna po tym, przez co przeszła z Malfoyem.

Podniósł się ponownie, prostując plecy, a ona nie mogła powstrzymać się od zadania kolejnego pytania.

– Z iloma osobami się dopasowałeś?

To była zwykła ciekawość, to wszystko. Nic więcej.

– Włączając Ciebie? Pięć. I odpowiadając na twoje następne pytanie, żadna z nich nie była relacją długoterminową. Najwyżej kilka miesięcy.

– Dlaczego? – Pamiętała, jak wyznał, że była pierwszą czarownicą, z którą się dopasowywał od jakiegoś czasu.

Posłał jej obojętne spojrzenie.

– Naprawdę powinienem był wiedzieć, że to ty, nawet pomimo iluzji. Chyba tracę swój instynkt. Jest tylko jedna czarownica, która zadaje tyle pytań, a mimo to byłem na ten fakt ślepy. Ślepy na to kogo miałem w swoich ramionach.

– To nie jest odpowiedź. – Hermiona powoli wstała. Coś głęboko w niej popychało ją do przodu, krok za krokiem, mimo że wiedziała, jak blisko krawędzi się znajduję. To była niebezpieczna gra, ale jedyną rzeczą, o której mogła teraz myśleć, powrót do pokoju z nim przywołał wspomnienia jego dominującej osobowości, gdy ostatnim razem podporządkował sobie jej ciało.

Jej ciało było okropnym, obrzydliwym zdrajcą.

– Nie chcesz tego, Granger. Nie ode mnie.

Nienawidziła tego, że miał rację. Jeszcze wcześniej tego dnia zgodziłaby się z nim. Ale teraz, po jego wyjaśnieniach, przeprosinach i wspomnieniu tego, jak to jest czuć jego skórę na swojej, jej umysł toczył wojnę z ciałem.

Znalazła się w kolejnym impasie w swoich badaniach i miała do wyboru dwie opcje.

Po pierwsze, mogła przyjąć jego przeprosiny i nigdy więcej o tym nie myśleć. Mogła pozwolić Szkarłatnemu Zakonowi znaleźć jej nowego partnera i mieć nadzieję, że będzie wystarczająco dobry. Że to będzie ktoś, komu będzie mogła zaufać, ktoś, kto będzie wiedział, jak ją rozpalić tak łatwo jak Malfoy.

Po drugie, mogła go przekonać, by dał jej jeszcze jedną szansę. Mogła kontynuować swoje oryginalne badania ze swoim pierwotnym partnerem i zobaczyć, jak nowy czynnik zmieni sytuację. Nie było wątpliwości, że pociągał ją fizycznie, choć bardzo chciałaby by było inaczej, i z pewnością łączyła ich chemia, zanim zdała sobie sprawę, że to on. Czy ich chemia przetrwa? Mogli spróbować jeszcze raz, a jeśli się nie uda, Hermiona spróbuje szczęścia z nowym partnerem.

Ale co najważniejsze, druga opcja miała tę zaletę, której brakowało pierwszej: możliwość odkrycia, co ukrywa Malfoy. Nie żeby mogło go uwieść swoimi kobiecymi wdziękami - doskonale zdawała sobie z tego sprawę, jak bardzo była poza swoją strefą komfortu, ale trzymanie go blisko było było o wiele łatwiejsze, niż gdyby całkowicie przestali się kontaktować. 

– A co, jeśli… – zapytała, zaciskając dłonie po bokach. – A co jeśli bym powiedziała, że chcę spróbować jeszcze raz?

– Nie chcesz – upierał się. Kręcąc głową, odwrócił się w stronę drzwi. – Zaufaj mi. Dałaś mi to jasno do zrozumienia i nie chcę ponownie wywoływać u ciebie traumy.

Z każdym krokiem, jaki stawiał w kierunku drzwi, ogarniała ją coraz większa panika.

– A może tylko raz? Tylko po to, żeby sprawdzić? Powiedziałeś, że ci się podobało, więc czemu nie?

Zatrzymał się, odwrócony do niej plecami i spojrzał w sufit. Nie musiała widzieć wyrazu jego twarzy, by wiedzieć, że najprawdopodobniej malowała się na niej frustracja.

– I tu zaczął się twój problem, Granger. Ciągle ścigasz mężczyzn, którzy dbają tylko o własne pragnienia.

– Chcę tego. Chcę spróbować jeszcze raz, z tobą. Z nikim innym.

Odwrócił się tak wolno, że mogła policzyć każdą upływającą sekundę wraz z szybkim biciem jej serca. Pulsowało w jej żyłach, prawie uderzało o skórę i dudniło w uszach. Słodka Kirke.

Nie mogła uwierzyć, że praktycznie błagała Malfoya, żeby uprawiał z nią seks.

Kiedy ponownie na nią spojrzał, jego wyraz twarzy był pusty. Tego wieczoru widziała w nim całą gamę emocji - droczenie się, smutek, rozbawienie, flirt - czy to był efekt działania jego Oklumencji? Czy ukrywał swoje emocje, żeby nie widziała, co naprawdę o niej myśli? I co myśli o jej wyznaniu?

– W takim razie proponuję mały test.

– Co? – Czy nie mógł się po prostu zgodzić? Może to było samolubne albo niecierpliwe, ale miała ochotę go udusić. Narzekał, że nigdy nie ułatwiała spraw, ale wcale nie był lepszy. 

Najpierw targowanie się o odpowiedzi, których chciała, a teraz to.

Stłumił uśmiech na widok jej oburzenia.

– Musisz przyznać, że twoja reakcja na mnie w zeszły weekend nie była najlepsza, ale jeszcze dzisiaj w swoim biurze również dałaś jasno do zrozumienia, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego. Czy się mylę?

– Nie – przyznała. Nie chciała tracić czasu na kłamstwa.

Ruszył w jej stronę, odchylając ramiona i trzymając ręce w kieszeniach. Wstrzymała oddech, gdy do niej dotarł, ale zamiast się zatrzymać, okrążył ją.

Jak drapieżnik.

Jej ciałem wstrząsnął dreszcz.

– Zimno, Granger? – zapytał rozbawiony, ale nie czekał na odpowiedź. – Twojemu ciału i umysłowi łatwo jest chcieć dwóch różnych rzeczy i jestem pewien, że myślisz, że możesz po prostu wyłączyć ten cichy głosik w swojej głowie, który wciąż jest zniesmaczony mną i rzeczami, które zrobiłem. Myślisz, że będzie łatwo, bo pamiętasz, jak byłaś tu poprzedniej nocy. Ale co się stanie, kiedy cię dotknę, kiedy wiesz, że to ja? Co wtedy? 

– Ja… – Zamknęła oczy, kiedy podszedł do niej, nie mogąc znieść jego ciężkiego spojrzenia. – Nie wiem.

– Mmm. – Jego pomruk aprobaty wywołał kolejną falę gęsiej skórki na jej ramionach. – Spójrz na siebie, byłaś taka dobra, mówiąc mi prawdę. Wcześniej skłamałabyś, zadzierała nosa i powiedziała, że to nie ma znaczenia. Co się zmieniło?

Zmusiła się, by ponownie na niego spojrzeć, przełknęła ślinę i zebrała w sobie całą szczerość i odwagę, jakie miała.

– Dotrzymałeś słowa.

Choć było to zaskakujące, Malfoy dotrzymał słowa. Obiecał jej odpowiedzi i przysiągł, że nigdy więcej nie spróbuje jej dotknąć. Teraz sama go o to prosiła. Jej stwierdzenie sprawiło, że gwałtownie wciągnął powietrze. Jego oczy płonęły, gdy patrzył na nią z góry. Malfoy był tak wysoki, że mógł oprzeć podbródek na czubku jej głowy, a różnica wzrostu sprawiała, że chciała się do niego przytulić i przekonać się, jak to jest położyć policzek na jego klatce piersiowej.

– Podnieś ręce do góry i oprzyj je o regał, dłonie na zewnątrz – rozkazał twardym głosem, kładąc jedną rękę na jej ramieniu, by skierować Hermionę w stronę regału z książkami po ich lewej stronie. Nie pozwoliła sobie zatrzymać się i pomyśleć, ale serce zaczęło łomotać jej w klatce piersiowej. 

Co zamierza zrobić? Strach mieszał się z podnieceniem w jej klatce piersiowej, skręcając się i ściskając, aż Hermiona poczuła, że zaraz wybuchnie z nadmiaru emocji. Kiedy podniosła ręce do półki i owinęła palce wokół zimnej krawędzi drewna, pchnął stopą jej but. 

– Rozstaw szerzej nogi.

– Co… – Przerwała, dobierając słowa. Była dobra w testach i zamierzała zdać ten test śpiewająco… Musiała jednak uważać, aby nie zacząć czegoś bez uprzedniego rozważenia swoich możliwości. Chciał ocenić jej reakcję, prawda? Aby sprawdzić, czy mogłaby odpowiednio zaakceptować go jako dominanta? Musi więc odegrać swoją rolę. – Czy mogę zapytać, co zamierzasz zrobić?

Tak bardzo, jak chciałaby być pyskata i sprowokować go do pochylenia jej nad kanapą, wiedziała, że to nie był właściwy moment. Musiała być dobra.

Jego śmiech był głęboki i desperacko chciała się odwrócić by na niego spojrzeć. Zamiast tego patrzyła przed siebie, utrzymując pozycję, w której ją ustawił. 

– Niedługo zobaczysz. – obniżył głos, pochylając się, bliżej jej ucha. Zbliżył swoje ciało do niej, a ona poczuła delikatny dotyk jego garnituru na plecach swojej sukienki. – Teraz możesz się ruszać, prawda? Gdybyś chciała. 

Z rękami opartymi o krawędź półki z książkami, było wystarczająco dużo miejsca, by prześliznąć się obok niego, gdyby chciała. Obok nich nie było nic i było dużo miejsca do poruszania się. Mogła uciec gdyby znowu wpadła w panikę. 

– Tak.

– To twój pierwszy test, Hermiono. Będziesz tu stała i nie ruszysz się, dopóki ci nie pozwolę. To jest moment, w którym musisz zdecydować się na poddanie się. I zgodzić się uczestniczyć w tym ze mną. Jeśli nie spodoba ci się to, co robię, powiedz „czerwony”, a przestanę. 

Czerwony. Bezpieczne słowo. Wystarczająco łatwe.

– Dobrze.

Jego ciało natychmiast się napięło, twarde linie jego klatki piersiowej przycisnęły się do jej pleców, gdy gwałtownie wciągnął powietrze.

– Zamknij oczy. Nie otwieraj ich, dopóki nie powiem, że możesz.

Ton jego głosu był prawie tak stalowy jak jego mięśnie, a ona poczuła ciepło z jego ciała przenikające przez jej ubranie. Racjonalnie wiedziała, że prawdopodobnie powinna odmówić i na wszelki wypadek mieć otwarte oczy, ale pamiętała wystarczająco dużo z ich ostatniej wizyty. Musiała być mu posłuszna i całkowicie mu zaufać, inaczej to się skończy, zanim się zacznie. Zauważyła, jak przy braku światła inne zmysły zaczęły się wyostrzać. Hermiona czuła, jak jedwabista tkanina jego garnituru przesuwa się po jej plecach z każdym oddechem. Zapach jego wody kolońskiej, gęsty i odurzający. Szept jego oddechu, wyczekujący, obserwujący, by zobaczyć, co zrobi.

– Dobrze. – Jego pochwała wysłała kolejną falę gorąca do jej podbrzusza – Teraz chcę, żebyś wyobraziła sobie, że jesteś w domu, w swoim łóżku.

W jej umyśle pojawił się obraz łóżka. Ciemnoniebieska kołdra z dopasowanymi poszewkami na poduszki. Jej ulubiona narzuta starannie złożona na dole, gotowa na wypadek chłodnej nocy.

– Dobrze. Jestem tam.

Nie spodziewała się takiego odgrywania ról, ale jeśli tego właśnie chciał…

– Właśnie się obudziłaś… – Jego głos był tak cichy, że musiała się wysilić, żeby go usłyszeć. – To były ciężkie dni w Ministerstwie, i jesteś bezustannie przepracowana. Budzisz się i wiesz, że czeka cię kolejny dzień pełen papierkowej roboty, spotkań i biurokratycznych przeszkód. Przeraża cię myśl o kolejnym dniu, w którym nikt cię nie posłucha, choć wiesz lepiej od nich wszystkich. Ale kiedy dochodzisz do siebie, czujesz mnie za sobą i zamierasz. Jesteś taka spięta, Granger.

Położył dłoń na jej ramieniu i przesunął po nim palcami, aż jego palce owinęły się wokół jej nadgarstka. Ich ciała zbliżyły się do siebie, a on lekko ścisnął jej dłoń.

– Leżymy razem, a ty jesteś taka spięta. – Musnął palcami wewnętrzną stronę jej nadgarstka, sunąc po wrażliwej skórze i lekko przyciskając swoje biodra do jej pośladków. 

Hermiona poczuła jego jak twardnieje, i wypuściła drżący oddeche. Ciepło wypełniło jej wnętrzności na myśl, że on reaguje na ich pozycję równie mocno jak ona. 

– Potrzebujesz ulgi i wiesz, że mogę ci ją dać. Czy to jest to, czego chcesz? Pozwolisz, że pomogę ci się zrelaksować?

Dźwięk jej własnego oddechu zaczął zagłuszać jego głos. Podobała jej się ta wizja, poranne światło wpadające przez okno, miękkość kołdry, jego ciało dopasowane do niej. A on? Czy widział to samo?

Pozwoliła tej wizji trwać. Blada skóra Malfoya kontrastowała z jej własną, gdy przesuwał dłońmi po jej ramionach, barkach, szyi. Nie powinna tego pragnąć. Bogowie, naprawdę nie powinna, pomyślała. Ale jego dotyk był zbyt silną pokusą. Jego wskazujący i środkowy palec delikatnie kreśliły leniwe wzory na jej skórze, przypominając jej, jak łatwo mógłby zrobić o wiele więcej.

– Więc zaczynasz ocierać się o mnie – kontynuował i wolną ręką odgarnął jej włosy z ramion, odsłaniając wrażliwą szyję. Malfoy przesunął nosem po jej gardle, a ona nie mogła powstrzymać dreszczu, który przeszedł przez całe jej ciało. To było takie łagodne i delikatne w porównaniu z ostrością jego poleceń. – Ale to nie wystarczy, prawda?

Nie, pomyślała, ale nic nie powiedziała. Zamiast tego potrząsnęła głową, pochylając się, by dać mu jeszcze większy dostęp do swojej szyi. Malfoy ponownie przycisnął do niej biodra i zaczął poruszać się w płynnym rytmie, zmuszając ją, by kołysała się na nim, tak jak jej powiedział.

– Czujesz, że jak robisz się coraz bardziej mokra, chcesz więcej, ty chciwa dziewczyno. Czy chcesz żebym ci pomógł? – Musnął nosem wrażliwą skórę za jej uchem, a ona stłumiła pełen potrzeby dźwięk, który wyrwał się z jej gardła.

– Tak. – Nie mogła się powstrzymać, nawet gdyby próbowała. Był taki władczy, przejął kontrolę nad wszystkimi jej zmysłami, a ona straciła orientację, gdzie jest góra, a gdzie dół.

– Czy potrzebujesz znowu moich rąk? – Przesunął dłońmi, sunąc nimi wzdłuż jej ramion, zanim przesunął je niżej. Jego palce musnęły krawędź jej piersi, ścisnęły lekko żebra, a potem spoczęły na jej talii. – A może tym razem chcesz moich ust?

Wizja się zmieniła, Malfoy wczołgał się pod jej kołdrę, zarzucając jej nogi na swoje ramiona i unieruchamiając ją, gdy składał wilgotne pocałunki na jej łechtaczce. Fala gorąca osiadła między jej udami, a ona poruszyła się niespokojnie. Jego obecność tuż za nią zaczynała doprowadzać ją do szaleństwa – twarda długość jego członka napierała na jej pośladki, ale to wciąż było za mało. Przy tak szeroko rozstawionych stopach nie miała najmniejszej szansy na tarcie tam, gdzie najbardziej go potrzebowała.

– Myślę, że podoba ci się ten pomysł – warknął, a jego palce sunęły wokół jej talii, przyciągając ją całkowicie do siebie. Przycisnął dłonie do przodu jej bioder, obejmując dół jej podbrzusze. Jego palce były tak blisko, tak bardzo blisko, a ona oddałaby wszystko, by sięgnął choć odrobinę dalej i objął ją swoją dużą dłonią. Wystarczyłoby jedno mocniejsze dociśnięcie – tyle potrzebowała. Mogłaby kołysać biodrami ocierając się o jego dłoń, czerpiąc z tego przyjemność… Jej oddech stał się krótszy, płytszy i czuła, jak jej pierś unosi się i opada z każdym desperackim urywanym tchem. – A gdybym zamiast tego użył obu?

Wyobraziła to sobie, czując jego usta na swojej cipce, liżące wrażliwą łechtaczkę, podczas gdy jego palce wbijały się w nią. 

Przyciskając się do niego plecami, wiła się niespokojnie, nie mogąc kontrolować swoich reakcji. Była tak wilgotna między nogami, że czuła, jak materiał jej majtek ślizga się przy każdym ruchu. On ledwie jej dotykał, a mimo to doprowadzał ją do szaleństwa - bardziej niż ktokolwiek wcześniej. I robił to wyłącznie samymi słowami.

– Może… – Jedną dłoń trzymał na jej podbrzuszu, a drugą uniósł do jej głowy, wsuwając palce w jej włosy i lekko je ciągnąc. Kiedy to zrobił, odchyliła głowę do tyłu, opierając ją o jego klatkę piersiową, pozwalając mu całkowicie ją podtrzymywać. – Skoro jesteś taka dobra, pozwolę ci wspiąć się na moją twarz i wziąć to, czego potrzebujesz. Pozwolę ci nadawać tempo, podczas gdy ja będę lizał twoją cipkę i pieprzył cię palcami. Chciałabyś tego, Hermiono?

– Och... – Przygryzła wargę, oddychając ciężko i mocno zaciskając oczy. Musiała zachować spokój. Dźwięk jej imienia na jego ustach w połączeniu z nieprzyzwoitymi słowami, które szeptał jej do ucha, wystarczyły, by popchnąć ją na skraj utraty kontroli. 

Wszystko poniżej jej pasa zaczęło boleśnie pulsować w rytm bicia jej serca. Nie dało się rozróżnić, gdzie kończyło się jej podniecenie, a zaczynał on. Hermiona wyobraziła sobie, jego twarz ukrytą między jej rozchylonymi udami. Prawie czuła w dłoni zimny metal wezgłowia swojego łóżka, pręty z kutego żelaza wbijające się w jej skórę, kiedy ujeżdżała jego twarz, ciesząc się przyjemnością, na jaką jej pozwalał. Jej dłonie drżały z pragnienia, by wsunąć palce w jego blond włosy i przejechać paznokciami po bladej skórze jego ramion. Desperacko chciała zostawić na nim swój ślad, tak jak on zostawił go na niej. Zamiast tego jej ręce zacisnęły się na półce z książkami, a drewno zrobiło się wilgotne pod jej dłońmi.

– Ale jeśli puścisz, nie będę mógł kontynuować.

– Nie! – Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak żałośnie brzmiała jej prośba, ale potrząsnęła głową, by udowodnić, jak dobra może być. Czy on tego nie widział? Czy nie widział, jak bardzo się starała? Zrobiłaby wszystko, o co by poprosił. – Nie, nie puszczę, obiecuję.

– Tego właśnie oczekuję – Warknął niskim tonem. Jako nagrodę złożył na delikatnej skórze pod jej uchem mokry pocałunek, przesuwając zębami po wrażliwym miejscu i ssąc mocno. Wystarczająco mocno, by zostawić ślad. Dźwięk, który wyrwał się z jej gardła, brzmiał bardziej jak rozpaczliwy skowyt zwierzęcia niż jej własny głos.

– Tak dobrze… świetnie się spisałaś. – Malfoy ponownie przygryzł jej skórę, ale tym razem to nie było to samo. Kiedy spróbowała jeszcze bardziej odsłonić przed nim swoją szyję i mocniej przycisnąć biodra do jego penisa, jego cichy śmiech zawibrował na jej plecach – Otwórz oczy, Granger. 

Jej ciało potrzebowało chwili, by zareagować na jego polecenie, ale gdy jej powieki w końcu się uniosły, uświadomiła sobie jak bardzo jest nakręcona. Jej ramiona drżały, opierając się o półki z książkami, walcząc o utrzymanie pionowej pozycji, ale nie mogła powstrzymać drżenia przeszywającego jej ciało. Przyspieszony, płytki oddech sprawiał, że brzmiała bardziej jak po przebiegnięciu maratonu niż po tym, że on doprowadził ją na skraj orgazmu samymi słowami. Ale najgorsze było to, jak bardzo czuła się zdesperowana i pozbawiona kontroli. Mógł poprosić ją o niemal wszystko, a ona by mu na to pozwoliła.

– O bogowie – wydyszała, próbując się uspokoić. 

Jej palce były zdrętwiałe, więc uniosła dłonie do swojej piersi. Przyciskając je do siebie, próbowała skupić się na leżących przed nią książkach. Uspokój się. Gdy zamrugała, znów zobaczyła go pod sobą, wpatrzonego prosto w jego oczy, podczas gdy jego język pieścił jej rdzeń. Intensywne pożądanie malowało się na jego twarzy, a determinacja rozszerzała mu źrenice, aż stały się niemal czarne od pragnienia. Kolejna fala podniecenia przeszła przez jej ciało, a ona przygryzła swoją wargę. To był test, przypomniała sobie. Nic więcej. 

Poczuła, jak się odsuwa, a jego ciepło znika zza jej pleców. Musiała włożyć całą swoją siłę woli, by nie podążyć za nim. Nie rób tego, nakazała sobie w myślach. Nie bądź taka zdesperowana.

– Spójrz na mnie – rozkazał, przedzierając się przez mgłę jej pożądania, a Hermiona instynktownie odwróciła się do niego. Jego ręka pozostała na jej talii, podczas gdy drugą uniósł do jej podbródka, zmuszając ją, by spojrzała mu w oczy. 

Uśmiech, którym ją obdarzył, był wręcz rozbrajający i poczuła go między swoimi nogami. 

– Myślę, że dostałabyś za to “W” jak „wybitny”.

***

Nogi Hermiony wciąż były słabe, gdy aportowała się do swojego mieszkania, prawie biegnąc do swojej sypialni, gdy tylko poczuła grunt pod swoimi stopami. Nawet gdyby wstrzymała oddech, wciąż czułaby delikatny zapach jego wody kolońskiej na swojej sukience. Nawet nie zadała sobie trudu, by się rozebrać, zanim opadła na swój lekki materac. Jej dłoń natychmiast zanurzyła się między jej nogi, palce prześlizgnęły się po wilgotnej warstwie podniecenia, którą wzbudził w niej Malfoy.

Zaledwie chwilę wcześniej złożył delikatny pocałunek na jej policzku i życzył jej dobrej nocy, mimo że doprowadził ją do takiego stanu desperacji. Czuła się całkowicie poza kontrolą, dzika, niezdolna do powstrzymania się przed wsunięciem palców w swoją cipkę, gdy tylko znalazła się w zaciszu własnego domu. gdy tylko znajdzie się w zaciszu własnego domu. Jej własny dotyk nie był nawet w połowie tak dobry jak jego, ale gdy wsunęła do środka dwa palce, udało się jej chociaż trochę złagodzić to palące napięcie.

Z jej ust wyrwał się urywany oddech, gdy biodra instynktownie zakołysały się ocierając o materac, kiedy drugą rękę sięgnęła do łechtaczki, zataczając miękkie okręgi opuszkiem środkowego palca.

– Teraz przechodzisz do drugiej części testu – powiedział Malfoy, patrząc jej prosto w oczy, nie mrugając ani razu, gdy podawał jej kolejne instrukcje. – Teraz łatwo ci się tak czuć, w tym zamroczeniu. Ale chcę, żebyś wróciła do domu i poszła spać. Jeśli za kilka dni wciąż będziesz tego chciała, wyślij mi sowę. Jeśli nie, nigdy więcej o tym nie wspomnę.

Z jej gardła wyrwał się jęk, a głowa gwałtownie obróciła się w bok, wciskając się w pościel. Jej palce nie były wystarczające. Były zbyt smukłe, zbyt krótkie, by sięgnąć czułego miejsca na przedniej ścianie jej wnętrza. 

Zamknęła oczy i pozwoliła myślom wrócić do wizji, którą stworzył. 

Jego blade ciało rozciągnięte na jej łóżku. Jej uda owinięte wokół jego głowy. Jego usta i nos zanurzone między nimi, gdy poruszała się na jego twarzy. 

Pozwoliła ponieść się temu wyobrażeniu, jej palce przyspieszyły, naciskała mocniej na swoją łechtaczkę. Kółka które na niej zataczała, stawały się coraz ciaśniejsze i szybsze. 

Czy warknąłby na nią? Czy pozwoliłby, aby wibracje jego głosu przebiegły przez jej kłębek nerwów, drażniąc ją jeszcze bardziej? Czy wsunąłby język w jej wnętrze, desperacko pragnąc posmakować, gdy dojdzie? Czy użyłby drugiej ręki, by pieścić się, podczas gdy ona brałaby od niego to, czego potrzebowała? 

Och, och, całe jej ciało zacisnęło się w nagłym skurczu. Nie trwało to długo, napięcie w podbrzuszu rosło szybko. Nie wiedziała, jak wyglądał nago, więc jej fantazja się zmieniła - wciąż miał na sobie ten sam garnitur, który nosił na pierwszym spotkaniu. Głęboka czerń, niczym jego wierzchnie szaty, perfekcyjnie skrojony na miarę. Równie groźny, co hipnotyzujący.

Uderzyła w nią nowa fala pożądania, a jej wnętrze zacisnęło się wokół jej palców. Sama myśl o tym – ona, całkowicie naga i bezbronna, z nim, wciąż ubranym w swój drogi, perfekcyjnie skrojony garnitur – był jedną z najbardziej erotycznych rzeczy, jakie kiedykolwiek sobie wyobrażała.

Może właśnie tak to zaplanował. To ich wieczorne spotkanie. 

Zostawił jej jasne instrukcje, miała być naga, gotowa i czekać na niego. A on wziąłby ją od razu, gdy tylko wyszedłby z kominka. Nie mógł dłużej czekać. Rzucił ją na podłogę, desperacko pragnąc jej posmakować. 

Jego dłonie obejmowały jej uda, palce mocno wbijały się w miękką skórę, gdy układał ją w odpowiedniej dla siebie pozycji. Jedna ręka uniosła się, by ścisnąć jej pierś, muskając i drażniąc sutek, podczas gdy druga wsunęła się głęboko, a ona dociskała się mocniej do jego języka... 

Fala rozkoszy uderzyła w nią z całą swoją mocą, ciało spięło się w gwałtownym skurczu, a fala orgazmu ścisnęła jej palce, gdy wciąż masowała swoją łechtaczkę. Orgazm uderzył w nią nagle, mocno, rozpoczynając się w nogach, pulsując przez biodra i rozlewając się po całym ciele. Wypełnił ją gorącą falą, przesyłając impulsy wzdłuż wszystkich zakończeń nerwowych, a ona oddała się temu z głośnym jękiem. 

Pozwoliła tej chwili całkowicie ją pochłonąć, obraz Malfoya powoli rozpływał się w jej myślach. Kiedy napięcie w końcu opadło, wypuściła długi, drżący oddech. Jej nogi wciąż się trzęsły, a palce zwolniły ruch, powoli sunąc po skórze, gdy jej ciało nadal drżało w drobnych spazmach przyjemności.

To było dobre.

Ale jedynie złagodziło całe napięcie. Miała niepokojące przeczucie, że chociaż to był jej pierwszy orgazm tej nocy, z pewnością nie był ostatnim. Podniecenie wciąż pulsowało u podstawy jej kręgosłupa, a palce leniwie kreśliły okręgi wokół jej wejścia, gdy zastanawiała się, co zrobić dalej. 

Oddychając ciężko, wciągneła duży haust powietrza, próbując uspokoić nierówny rytm serca. Nie tylko błagała Malfoya o szansę bycia jego uległą, ale pozwoliła mu doprowadzić się do granic wytrzymałości, po czym wróciła do domu, by masturbować się myśląc o nim. 

Jeszcze kilka dni temu sama myśl o tym, że mógłby jej dotknąć, niemal przyprawiała ją o mdłości. Jeszcze tego samego ranka wciąż uważała go za wroga. Gorzki ścisk w żołądku zaciążył jej na sumieniu, a dłonie znieruchomiały, gdy umysł zaczął składać fakty w logiczną całość.

Na tę chwilę istniało kilka rzeczy, których była pewna.

Po pierwsze, Malfoy w pewnym stopniu ją pociągał. Przynajmniej fizycznie. Jej umysł też nie był temu zbytnio przeciwny, jeśli ten wieczór był jakąkolwiek wskazówką. Zwłaszcza teraz, kiedy udało mu się sprawić, że opuściła swoją gardę. Wydawało się, że on dokładnie wie, czego i w jaki sposób jej potrzeba, i udawanie, że było inaczej nie miało sensu. Wiedziała, że jeśli spróbuje się temu oprzeć, to tylko sama na tym straci. 

Po drugie, Malfoy odwzajemnił jej zainteresowanie. Dlaczego? Tego nie była pewna. Na to pytanie będzie musiała znaleźć odpowiedź później.

Po trzecie, choć to akurat niechętnie musiała przyznać, wydawał się szczery. Twierdził, że jest człowiekiem honoru, i jak dotąd dotrzymał wobec niej wszystkich obietnic. Nie było ich wiele, ale potrafiła wystarczająco odsunąć swoje emocje na bok, by dostrzec, że ani razu jej nie okłamał ani nie wykorzystał, mimo że miał ku temu okazję. Był wymijający, owszem, a czasem wręcz protekcjonalny, ale biorąc pod uwagę, kim był, można się było tego po nim spodziewać. 

I w końcu, co najważniejsze, Malfoy skrywał jakiś sekret, który miał ogromną wartość dla Ministerstwa. Wystarczająco cenny, by uratować siebie, jak i swoją matkę przed dożywotnim wyrokiem w Azkabanie, pomimo złożonego w ostatniej chwili zeznania. Wystarczająco niebezpieczną, by nie mówić o niej nawet teraz, lata po zakończeniu wojny.

Cokolwiek to było, zamierzała się tego dowiedzieć, 

Mogła mieć tylko nadzieję, że uda jej się wyjść z tego cało.

Chapter Text

W ciągu zaledwie kilku dni Hermiona przeszła przez pełne spektrum reakcji na dotyk Malfoya. Wcześniej budziła się z resztkami wstydu i poczucia winy ściskającymi jej gardło, dławiącymi ją głębokim obrzydzeniem wobec własnych lubieżnych czynów na jego kolanach. Ale teraz? Otworzyła oczy po niespokojnej nocy, dręczona myślami o jego dłoniach, ustach i ciele, budząc się raz po raz przez swoje nieustanne przewracanie się w łóżku. Wciąż senna, zacisnęła uda pod kocem, lecz była to marna próba złagodzenia pulsującego bólu między jej nogami i zmniejszenia ciężkiego, osiadającego w kościach podniecenia. Jakby ktoś rzucił na nią zaklęcie—czuła się zupełnie inną osobą niż tydzień wcześniej.

Racjonalna część jej umysłu chciała się temu przeciwstawić—wiedziała, że Malfoy to zły wybór. Wciąż był niebezpieczny, nawet po swoich przeprosinach, i wiedziała o tym z pierwszej ręki. Pomijając sekrety i tajemnice, nie powinien być jej wyborem na partnera seksualnego. Ich dopasowanie było dziwne, biorąc pod uwagę jego szerokie doświadczenie w porównaniu do jej własnego. Wątpliwości wkradły się do jej myśli, psując jej nastrój. Czy nie byłby szczęśliwszy z kimś, kogo nie musiałby uczyć? Czy jej nie byłoby lepiej z kimś innym, kto nie oczekiwałby od niej tak wiele?

Na samą myśl o tym przeszedł ją dreszcz. Gdyby się na to zdecydowała, miałby wobec niej pewne oczekiwania. Nie znała go osobiście, ale wiedziała o nim wystarczająco dużo… Draco Malfoy dorastał w otoczeniu tego, co najlepsze, i nie sądziła, by nagle miał się zadowolić kimś, kto nie byłby w pełni zaangażowany.

Niepokój stłumił jej podniecenie, a ona zarzuciła swoje ramię na oczy, próbując zablokować poranne światło. Czy byłaby w stanie to zrobić? Czy mogłaby być jego?

Czy naprawdę tego chciała?

Tak. Jej ciało odpowiedziało, zanim jej umysł zdążył za nim nadążyć. Nawet przez swoje pytania i obawy, był pierwszym mężczyzną, który potrafi tak łatwo wyczuć jej potrzeby. Z innymi partnerami jej pragnienia były jak zamknięta księga napisana w martwym języku. A Malfoy nie tylko miał klucz—on biegle znał ten język. Ich dwa spotkania jasno to pokazały—nie kłamał, kiedy mówił, że wie, czego potrzebuje.

Może za bardzo nad tym rozmyślała. Powiedział, że była dobra, przypomniała sobie. Że mu się podobało.

Zrzucając z siebie koc, Hermiona wyszła z łóżka i przeszła do swojego gabinetu, witając swojego brązowego puchacza przysmakiem i podrapaniem go po głowie. Słońce ledwo przebijało się przez horyzont, ale nie pozwoliła sobie na zastanowienie się. Gdy pióro skrobało po pergaminie w niechlujnym, pospiesznym stylu, przyznała w nim prawdę, zanim zdążyła stracić swoją odwagę.

Malfoy,

Może to niespodzianka dla nas obojga, ale przeszłam twój test. Daj mi znać, jak chcesz to rozegrać, a zorganizuję kolejne spotkanie w Szkarłatnym Zakonie

Hermiona

Patrzyła, czując dziwny spokój, gdy jej sowa znikała na tle londyńskiego nieba. Nie było już odwrotu i nie była pewna, czy w ogóle go chciała.

Jej sowa wróciła przez otwarte okno w jej gabinecie, gdy sączyła swoją herbatę, a jej włosy wciąż były wilgotne po porannym prysznicu.

Strach ścisnął jej żołądek na widok zwiniętego listu w szponach ptaka. 

Już? Nie spodziewała się tak szybkiej odpowiedzi i odwiązała pergamin drżącymi palcami. Była pewna swoich umiejętności, ufała swojemu umysłowi i wiedziała, że po tym, jak doprowadził ją niemal do orgazmu samymi słowami, chciała go. Nie było co do tego wątpliwości. Czy coś źle odczytała? Czy zmienił zdanie? Czy ten test był tylko żartem?

Jego pismo było schludne i staranne w porównaniu do jej własnego. Przemyślane i dopracowane, z ozdobnym zawijasem przy jej imieniu na górze pergaminu.

Granger,

Kiedy mówiłem, żebyś dała sobie kilka dni, dokładnie to miałem na myśli. Dni, a nie dwanaście godzin.

Wiem, że potrafisz lepiej przestrzegać instrukcji.

Z poważaniem,
D.M.

Jej policzki zapłonęły od jego lekkiej nagany. Jednak miał rację—rzeczywiście się pospieszyła, chętnie spychając na bok wszelkie wątpliwości, które narastały w jej piersi. Ale jej wątpliwości nie wynikały z jej reakcji na niego, lecz raczej z ryzyka, jakie niosła ze sobą taka umowa jak ta, którą rozważali. Przesunęła wzrokiem po liście jeszcze kilka razy, przygryzając dolną wargę, gdy rozważała swoje opcje. Próbowała zignorować frustrację spowodowaną jego odrzuceniem—czyż nie o to mu chodziło? O jej uwagę? O jej wyraźną zgodę?

Dobrze, pomyślała. Może trzymał ją na dystans tak samo, jak ona trzymała jego, próbując się chronić, ale przynajmniej traktowała go poważnie. A jeśli chciał, żeby poczekała, to poczeka. Malfoy był tak przekonany, że ona go nie chce, że będzie musiała udowodnić mu, że się myli—jeśli chciał to słyszeć codziennie przez następny tydzień, mogłaby mu wysyłać listy codziennie, jeśli tego to wymagało.

Z uśmiechem wsunęła list do sekretarzyka, gdzie trzymała swoją dodatkową korespondencję.

Być może właśnie to zamierzała zrobić.

W środę poczekała do przerwy na lunch, by przeteleportować się do domu i wysłać drugi list.

Malfoy,

Jak się spodziewałam, minęło 36 godzin, a ja nadal jestem chętna i zainteresowana. Uznaj to za swego rodzaju kontrolę, żeby udowodnić mój punkt widzenia.

Hermiona

Zgodnie z przewidywaniami, jego odpowiedź czekała na nią, gdy wróciła z pracy.

Granger,

Zadziorna. Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, z jakim niebezpieczeństwem igrasz. Jednak 36 godzin to nadal nie „kilka dni.” Może powinienem wysłać ci kalendarz, skoro masz problem z zapamiętywaniem właściwych dni tygodnia?

Z poważaniem,
D.M.

W czwartek rano miała już gotowy list, który wysłała, zanim weszła do sieci Fiuu, by rozpocząć dzień w Ministerstwie.

Malfoy,

Być może powinnam wysłać ci słownik, ponieważ termin „kilka” oznacza „niewielką liczbę osób, przedmiotów lub rzeczy.” Technicznie rzecz biorąc, dwa dni mieszczą się w tych ramach. Jeśli jednak nadal nie jesteś przekonany, uznaj to za grzeczne przypomnienie, że dotarłam do trzeciego dnia, nie zapominając o tobie ani nie udając, że nasz poniedziałkowy wieczór nigdy się nie wydarzył. Jeśli już, to nasza wzmożona korespondencja powinna przekonać cię o mojej powadze.

Jeśli jednak tak nie jest, sugerowałabym ci ograniczyć smakołyki—moja sowa odmawia teraz przyjmowania moich własnych. Czym ją karmisz, świeżymi rybami?

Hermiona

Jego odpowiedź była opóźniona i dotarła dopiero, gdy słońce zaczynało zachodzić.

Granger,

Tak, właściwie to tak. Kazałem mojemu skrzatowi domowemu przygotowywać prawdziwą ucztę każdego dnia, odkąd stała się stałą bywalczynią w moim domu. To nie moja wina, że lubi mnie bardziej. Może powinnaś się ode mnie czegoś nauczyć.

Z poważaniem,
D.M.

W piątek kipiała z frustracji. Jej pismo stawało się coraz bardziej kanciaste i pospieszne, wbijała pióro w pergamin tak mocno, że przebiła go na wylot w pierwszej wersji listu.

Malfoy,

Z pewnością zdajesz sobie sprawę, że właśnie tego próbuję, prawda? A jednak odmawiasz uznania mojej zgody na twoje warunki i faktu, że zdałam twój test — i to z wyróżnieniem, dodam. Jeśli zmieniłeś zdanie, proszę, powiedz to wprost.

Hermiona

Podobnie jak we wtorek, jego odpowiedź przyszła niemal natychmiast, a satysfakcja, jaką poczuła na widok krótkiego listu, całkowicie pochłonęła wszelką irytację, jaka jeszcze ją trapiła.

Granger,

Godzina 19:00. Dziś wieczorem.

Do zobaczenia,

D.M.

W Ministerstwie wszystko wróciło do względnej normalności, z jednym wyjątkiem: Hermiona zaczęła bacznie wypatrywać Malfoya na korytarzach Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Nie znała jego dokładnego harmonogramu, ale wiedziała, że jego regularne spotkania z aurorami musiały mieć jakąś cykliczność.

To skłoniło ją do zastanowienia się nad czymś, o czym wcześniej nie pomyślała — dyskrecją. Co innego rozważać nawiązanie fizycznej relacji z Malfoyem w czasie wolnym, a co innego spotykać go w pracy. Dotąd nie zastanawiała się nad szczegółami — nie była osobą, która ukrywała swoje życie prywatne, ale to nie była zwyczajna relacja. Nie umawiali się na randki, a poza tym mężczyźni, z którymi dotychczas się spotykała, nie pojawiali się w jej własnym departamencie.

Musieli ustalić plan działania, by zachować odpowiedni poziom ostrożności w miejscach publicznych.

Tego popołudnia, podczas przerwy, wymknęła się z biura, zostawiając stos notatek i akt spraw na biurku swojej sekretarki.

— Trzeba je rozesłać przed końcem dnia, aktualizacje w aktach powinny zostać skopiowane do zatwierdzenia przez Robardsa. Jeśli będziesz mnie szukać, będę w archiwach, robiąc rozeznanie.

— Nie ma problemu, zajmę się tym przed twoim powrotem — przytaknęła Cecelia, machając różdżką, by uporządkować dokumenty. — Potrzebujesz jakichś kopii z archiwów?

Hermiona ukryła grymas niezadowolenia za uprzejmym uśmiechem. Jej „rozeznanie” nie dotyczyły żadnej aktywnej sprawy w departamencie i im mniej osób o tym wiedziało, tym lepiej.

— Nie, nie sądzę. Po prostu muszę sprawdzić kilka szczegółów.

Idąc w stronę wind, skupiła się na trzymaniu ramion prosto i miała wysoko uniesioną głowę, ale nerwy zaczynały gwałtownie tańczyć w jej żołądku. To było jak powrót do dzieciństwa — przemykanie do działu ksiąg zakazanych w bibliotece czy krycie się w opuszczonej łazience dziewcząt, wiedząc, że nie powinna robić tego, co właśnie zamierzała.

Bezpośrednia winda do archiwów była starym, trzeszczącym urządzeniem z migoczącymi światłami i lekko stęchłym zapachem, usytuowanym w tylnej części Ministerstwa, z dala od miejsc odwiedzanych przez gości. Nie była używana często, a Hermiona ściskała różdżkę w spoconej dłoni, gdy zjeżdżała na najniższy poziom budynku.

Archiwa dzieliły się na dwie sekcje: jedną z dokumentacją publicznych spraw i historycznymi rejestrami oraz drugą, dostępną jedynie dla pracowników Ministerstwa.

Kiedy drzwi windy otworzyły się, a ona stanęła w słabo oświetlonym korytarzu, wzięła głęboki oddech, odganiając niepokój. To nie jest złamanie zasad, przypomniała sobie. Przynajmniej nie technicznie. Dzięki swojemu dostępowi mogła przeglądać niemal wszystkie akta, których mogłaby potrzebować, z wyjątkiem tych przechowywanych w Departamencie Tajemnic.

Dźwięk jej obcasów odbijał się echem od kamiennej posadzki, a jej usta wygięły się w uśmiechu, gdy skręciła za róg i zobaczyła Archiwistkę siedzącą przy głównym biurku. Stosy akt i pudeł piętrzyły się na półkach od podłogi aż po sufit, rozciągając się w nieskończoność, tak daleko, jak sięgał wzrok Hermiony.

— Dzień dobry, Beatrice — przywitała się uprzejmie. 

Archiwistka była już starszą kobietą, z siwiejącymi włosami przy skroniach i grubym swetrem w warkoczowy wzór, który wyglądał, jakby mógł pochodzić prosto z drutów Molly Weasley. Pracowała w archiwach jeszcze zanim Hermiona dołączyła do Ministerstwa i wielokrotnie pomagała jej odnaleźć trudne do zlokalizowania akta.

— Och, dzień dobry, panno Granger! — Beatrice uniosła wzrok znad książki, zamykając ją na palcu, by nie zgubić strony. — Szuka pani czegoś konkretnego?

Hermiona posłała jej uspokajający uśmiech, machając ręką.

— Przyszłam tylko sprawdzić kilka szczegółów ze starej sprawy. Wiem, gdzie szukać.

— Na pewno? — Beatrice podniosła się, wkładając zakładkę do książki. 

Była jak zawsze chętna do pomocy, a Hermiona stłumiła w sobie irytację. To nie była jej wina — kobieta spędzała całe dnie w podziemiach Ministerstwa, z nikim nie rozmawiając, chyba że ktoś przyszedł po dokumenty albo gdy przychodził nocny archiwista na swoją zmianę. Była rozmowna z natury i uwielbiała opowiadać o swoich sześciu wnukach lub wspominać swojego zmarłego męża,

Ostatnie, czego Hermiona teraz potrzebowała, to żeby paplała za jej plecami, gdy będzie przekopywać się przez stosy akt w poszukiwaniu obciążających dowodów na temat mężczyzny, któremu właśnie zgodziła się ulec.

Z całych sił starała się zachować spokój i szybko odsunęła od siebie tę myśl. Nie robię nic złego. Malfoy może i nie odpowiedział na jej pytania, ale nie powiedział też, że nie może sama poszukać odpowiedzi.

— Oczywiście. Sprawdziłam numery akt przed przyjściem. B117.

Beatrice wyglądała na lekko rozczarowaną, ale skinęła głową i usiadła, pocierając pomarszczone knykcie.

— Jeśli jednak będzie pani czegoś potrzebować, proszę dać mi znać.

— Oczywiście.

Z uśmiechem na ustach Hermiona ruszyła między półki, gotowa znaleźć to, czego szukała.

Kiedy dotarła do tylnego rogu, gdzie znajdowała się sekcja B117—zakurzona i przepełniona pudełkami pełnymi nadgryzionych przez mole dokumentów—szybko rzuciła okiem przez ramię. Ani śladu Beatrice, ani nikogo innego, zwłaszcza tak późno w piątkowe popołudnie. Dobrze.

Wyciągnęła różdżkę i stuknęła nią w metalowe półki, wprowadzając sekwencję liter, by przywołać akta spraw z okresu powojennych procesów. Uwzględniła te dotyczące osób o nazwiskach na litery od L do O i cofnęła się, gdy kilka pudeł z wyższych półek wysunęło się ze swoich miejsc.

Zaczarowała je, aby unosiły się w powietrzu i później przesunęły się na pobliski stół, po czym zabrała się do pracy. W archiwum panowała złowieszcza cisza, przerywana jedynie szelestem przewracanych stron, gdy szybko wyciągała przepełnione teczki, przeglądała ich zawartość, jednocześnie nasłuchując ewentualnych kroków.

Labret. Lennox. Livingston. Mabins. MacCay. Malfoy.

Serce podskoczyło jej w piersi na widok grubej teczki, a palce zdrętwiały, gdy po nią sięgnęła. Po bliższym przyjrzeniu się zauważyła, że to nie jedna, lecz trzy teczki.

Najgrubsza z nich miała przekrzywioną etykietę:

Malfoy, Lucjusz A.

Dwie mniejsze:

Malfoy, Narcyza D.
Malfoy, Draco L.

Ignorując akta jego rodziców, otworzyła teczkę Malfoya i szybko przejrzała zawartość.

Nakaz aresztowania. Dokumentacja procesowa dotycząca Azkabanu. Dzienniki odwiedzin, na których widniało tylko jedno nazwisko: Ambrose Patterson. Pole obok jego nazwiska, oznaczone jako „ZATWIERDZONY PEŁNOMOCNIK”, sugerowało, że był obrońcą Malfoya. Jego wizyty stawały się coraz częstsze, odwiedzał go niemal codzienne, pod koniec procesu.

Pod spodem znajdował się plik fioletowych kopii, a Hermiona wstrzymała oddech. To jest to, to właśnie…

Przerwała, przeglądając ponownie dokumenty procesu. Coś tu nie gra.

Brakowało dokumentów— z większości procesów Wizengamotu istniały pisemne zapisy zeznań i oświadczeń. Sama składała oficjalne oświadczenie po wojnie i zatwierdzała podobne dla spraw, którymi zajmowała się jako pracownik Ministerstwa. Tutaj znajdowało się jedynie kilka zeznań—wszystkie na korzyść Malfoya. Ale nie było jego własnego.

Przerzucała dokumenty, znajdując swoje oświadczenie dotyczące jego działań w Dworze Malfoyów i w Hogwarcie. Pod nim znajdowały się zeznania Harry’ego i Rona, a także jedno od jego matki. Potem… kolejne dokumenty dotyczące jego zwolnienia z Azkabanu.

I nic więcej. Żadnych szczegółów dotyczących ugody, żadnego stenogramu z procesu, ani nawet kopii ostatecznego wyroku wskazującego na winę lub uniewinnienie.

Coś się tu nie zgadzało.

Hermione widziała sprawy o drobne kradzieże, które miały bardziej obszerne akta. Odkładając teczkę na stół, sięgnęła po akta Narcyzy.

Jej dokumentacja zawierała więcej fioletowych kopii, w tym szczegółowe relacje z jej działań w Zakazanym Lesie podczas Bitwy, spisane na podstawie przekazanych fragmentów wspomnień. Znajdowały się tam także oficjalne notatki jej obrońcy oraz skrócony zapis stenogramu z procesu. Wszystko wyglądało normalnie aż do…  końcowych szczegółów wyroku.

Na podstawie dostarczonych zeznań i dowodów Wizengamot zaleca zawieszenie wykonania kary i skazanie Narcyzy D. Malfoy na dwa lata aresztu domowego.

Wynik głosowania Wizengamotu: 41 do 9.

Hermiona wróciła do początku dokumentacji, sprawdzając pierwotne zarzuty.

Imię i nazwisko: Narcyza D. Malfoy
Data urodzenia: 14 marca 1955
Proponowany wyrok: 5 lat w Azkabanie; 5 lat aresztu domowego
Zarzuty:

  • Wspólniczka Lucjusza A. Malfoya, znanego Śmierciożercy i członka wewnętrznego kręgu Voldemorta
  • Ukrywanie poszukiwanych przestępców
  • Świadek morderstwa:

Hermione zamknęła oczy i przewróciła stronę, gdy jej żołądek się zacisnął. Lista była tak długa, że zajmowała całą stronę. Nie chciała tego czytać. Znała te nazwiska— nigdy nie mogłaby ich zapomnieć.

Szybko wsunęła dokumenty z powrotem do teczki i odłożyła ją obok tej należącej do jej męża i syna. Nie było sensu zagłębiać się w akta Lucjusza—przejrzenie ich zajęłoby jej godziny, a nie znalazłaby tam niczego, czego już nie wiedziała.

Poza tym —pomyślała. Malfoy wspomniał tylko o ugodzie dla siebie i swojej matki. Nie dla Lucjusza. Wiedziała, że starszy Malfoy odsiadywał dożywocie bez możliwości zwolnienia warunkowego czy aresztu domowego. Cokolwiek zostało zaoferowane, nie wystarczyło , by go uchronić, albo wręcz pogorszyło jego sytuację.

Czy Malfoy zdradził własnego ojca? Czy to właśnie było kluczem?

Powróciła do jego teczki, szukając pierwotnych zarzutów.

Imię i nazwisko: Draco L. Malfoy
Data urodzenia: 5 czerwca 1980
Proponowany wyrok: 15 lat w Azkabanie; trwała konfiskata różdżki
Zarzuty:

  • Znany Śmierciożerca
  • Próba morderstwa Albusa Dumbledore’a
  • Wspólnik Lucjusza A. Malfoya
  • Zaangażowany w porwaniu Harry’ego Pottera

Hermiona zastukała palcem w dokument, przypominając sobie swoje wcześniejsze badania. Draco i Narcyza odbyli karę sześciu miesięcy w Azkabanie, zanim ich procesy się zakończyły, a następnie zostali skazani na dwa lata aresztu domowego. Mimo to Malfoy wciąż posiadał swoją różdżkę i teraz pracował w Ministerstwie.

To była ogromna różnica w porównaniu do losu głowy rodu Malfoyów, ale jeszcze jedna myśl wdarła się do jej świadomości. Czy Lucjusz był bezpośrednio zamieszany w przestępstwa, na które dowody dostarczył jego syn? A może Malfoyowi po prostu nie zależało, by walczyć o ojca i wykorzystał okazję, by się od niego uwolnić?

Niepokój zakotwiczył się u podstawy jej kręgosłupa, zimny i ostrzegawczy. Coś było nie tak.

Kroki rozległy się w oddali, lekkie stukotanie obcasów kilka przejść dalej.

Hermiona w pośpiechu wepchnęła dokumenty z powrotem do pudełka i bez namysłu, wyciągnęła losowy plik:

SPRAWA #5209H
Imię i nazwisko: Oscar O’Connor
Zarzut: Podszywanie się pod urzędnika Ministerstwa

Ledwo zdążyła rozrzucić jego dokumenty na stole, gdy Beatrice wychyliła się zza rogu.

W szystko w porządku?

Hermiona podniosła głowę, mrugając, jakby właśnie wybudziła się z zamyślenia.

— Och, tak, po prostu zagłębiłam się w szczegóły. Wiesz, jaka jestem.

— Myślę, że jesteś najciężej pracującą osobą w DMLE — Beatrice zaśmiała się. — Nikt inny z twojego departamentu nie spędza tu zbyt wiele czasu – po prostu przywołują akta zaklęciem.

Zbierając pliki, Hermiona przesunęła papiery i ułożyła je starannie. 

— Zawsze wolałam sama zbierać dane. Dzięki temu łatwiej jest zauważyć coś, co wymaga większej uwagi.

— I to właśnie czyni cię Najbystrzejszą Czarownicą Swojego Pokolenia — Beatrice puściła jej oczko, niczego nieświadoma.

Hermiona zaśmiała się cicho, próbując przywołać na twarz uprzejmy uśmiech na dźwięk nadużywanego określenia. 

— Chyba tak.

— Henry powinien niedługo przyjść na wieczorną zmianę, ale chciałam się upewnić, czy nie potrzebujesz czegoś, zanim wyjdę?

Hermiona spojrzała na zegar i ze zdziwieniem zauważyła, że minęła już ponad godzina. 

— Ach, nie, myślę, że nie. Mam jeszcze trochę do przejrzenia i powinnam być gotowa. Miłego weekendu.

— Tobie również, kochana.

Hermiona wróciła do stosu papierów przed sobą, kilkukrotnie przebiegając wzrokiem po informacjach, aż kroki Beatrice oddaliły się w stronę frontu archiwum. Gdy całkowicie ucichły, wypuściła z siebie napięte westchnienie.

Będzie musiała wrócić, by sprawdzić akta Wizengamotu innego dnia, być może pod pretekstem pomocy w pobieraniu innych plików. Co jakiś czas Robards potrzebował informacji z dawnych procesów, by uzasadnić wyroki – będzie musiała poczekać na taką okazję i wtedy sięgnąć po potrzebne dokumenty.

Powoli pakując pudełka, upewniła się, że są ułożone w takiej samej kolejności, w jakiej je znalazła. Analizowała to, co odkryła. A raczej to, czego nie znalazła. Chodź w układance brakowało kilku częsci, jej zarys nadal pozostawał widoczny, a ona zaczynała zarysowywać jej krawędzie.

Mało prawdopodobne, by akta i duplikaty procesowe po prostu zniknęły z jego kartoteki procesowej. Oficjalne archiwa były magicznie zabezpieczone przed wyniesieniem czegokolwiek poza teren Ministerstwa, a ich zniszczenie mogło nastąpić jedynie przez Szatańską Pożogę. Bardziej prawdopodobny scenariusz był znacznie bardziej niepokojący niż kradzież czy tuszowanie sprawy i mógł oznaczać tylko jedno.

Te akta nigdy nie istniały.

A jedynym departamentem w Ministerstwie, który miał taką władzę, był sam Wizengamot.

Pomieszczenie było puste, gdy Hermiona się do niego aportowała. Była lekko zaskoczona tym widokiem – spodziewała się, że Malfoy będzie siedział rozłożony na kanapie, czekając na nią z tym swoim lekko zirytowanym wyrazem twarzy.

Spojrzała na zegarek – była na czas. Niepokój zaczął kiełkować w jej żołądku. Nie wydawał się osobą, która się spóźnia. Nie, skoro sam kazał jej tu być.

Chyba że…

Zatrzymała się, rozglądając po pokoju. Wszystko było na swoim miejscu, nic nowego ani niezwykłego od ich ostatniego spotkania. Żadnych instrukcji pozostawionych na stole, ani opaski na oczy jak podczas ich pierwszej sesji.

Chyba że każe jej czekać celowo, zirytowany jej nieustępliwością w tym tygodniu.

Jej kark oblał się ciepłem, poczuła pierwsze ukłucie żalu z powodu swojej upartości. Wydawało jej się to dobrym pomysłem w tamtej chwili, ale co, jeśli go uraziła?

Odgoniła tę myśl i podeszła do regałów, szybko przebiegając wzrokiem po tytułach. Był tu szeroki wybór książek, od dzieł historycznych obejmujących kilka ostatnich stuleci, po antyczną literaturę. Kolejna półka zawierała autobiografie i popularną fikcję. Uniosła rękę, muskając opuszkami palców złocone litery grzbietów książek. Dawała mu dziesięć minut. Znajdzie coś do czytania, a jeśli się nie pojawi, to…

— Dobry wieczór, Granger.

Odwróciła się gwałtownie, serce podskoczyło jej do gardła na dźwięk jego głosu. Stał blisko drzwi, dokładnie tam, gdzie jeszcze chwilę temu sama była. Jedną rękę miał schowaną w kieszeni spodni, a w drugiej trzymał kilka arkuszy pergaminu.

— Ty— wykrztusiła, chwytając się za pierś. Nie była przyzwyczajona do tego, by ktoś tak łatwo ją zaskakiwał. — Potrafisz aportować się bezgłośnie?

Odpowiedział lekkim skinieniem głowy i pobłażliwym uśmiechem.

— Och — Dopiero teraz pojęła, co miał na myśli. — Nigdy się nad tym nie zastanawiałam.

Ciche i dyskretne aportowanie musiało być kluczową umiejętnością dla Śmierciożercy, a on miał najlepszych nauczycieli.

— Większość ludzi o tym nie myśli. I słusznie. Ale dla mnie to już druga natura, często zapominam, jak bardzo może to być dla kogoś zaskakujące.

Zmrużyła oczy, robiąc krok w jego stronę. W jego oczach błyszczało rozbawienie, patrzył na nią zbyt swobodnie.

— Mmm, oczywiście. Nie wyobrażam sobie, byś robił to specjalnie, tylko po to, by mieć przewagę.

— Ja? — Jego usta wygięły się w kpiącym uśmiechu. — Nigdy.

— Dupek — Przewróciła oczami. — I na pewno nie stałeś tu, obserwując mnie, prawda?

Malfoy pokręcił głową z szeroko otwartymi oczami. 

— Oczywiście, że nie. Gdybym to zrobił, na pewno zauważyłbym, jak patrzysz na te książki z tak intensywnym pożądaniem, że czułbym się nieswojo.

— Nie jesteś do tego przyzwyczajony? Szkoda.

Jej złośliwa odpowiedź sprawiła, że jego uśmiech zamienił się w pełny, szczery uśmiech, a jej żołądek wykonał niechciany fikołek. Nie taki był jej zamiar, ale wcale jej to nie przeszkadzało.

— Ostrożnie, Granger — ostrzegł, zajmując miejsce w jednym ze skórzanych foteli. — Tak ostry język może przeciąć człowieka do kości.

— Tylko jeśli masz szczęście.

Nie ruszyła się z miejsca, obserwując, jak kładzie pergamin na stoliku. Walcząc z pokusą, by od razu zajrzeć, czekała. Musiała zobaczyć, co zrobi najpierw.

Jego usta wygięły się w rozbawionym grymasie, gdy machnął różdżką nad kartkami. Czarny atrament rozkwitł na powierzchni, układając się w znajome wzory. Listy.

— Jestem pewien, że twój język jest zdolny do wielu innych rzeczy, prawda? — Spojrzał na nią, po czym wrócił do jednej z list. — A przynajmniej tak tu napisałaś.

Hermiona wciągnęła oddech przez nos, ignorując gorący rumieniec, który zaczął wpełzać na jej szyję i uszy.

To była lista jej fetyszy.

– Co chcesz z tym zrobić? – przełknęła ślinę, zaciskając pięści po bokach. Kosztowało ją to mnóstwo wysiłku, by nie wyrwać mu tego i nie ukryć, choć wiedziała, że to bezcelowe. Już raz to widział i miał pełen dostęp do kopii odkąd zostali dopasowani.

– My – powiedział z naciskiem – zaczniemy od czegoś, co, jak sądzę, przypadnie ci do gustu. Czas na negocjacje.

Jej stopy same zrobiły krok w jego stronę.

– Co?

Tak naprawdę pytała “dlaczego”, ale jej spojrzenie utknęło na znacznie dłuższej liście, którą on trzymał w swoich dłoniach.

– Nie bądź taka skromna. Wiem, że zrobiłaś rozeznanie.

– Tak, ale— urwała, kręcąc głową, by odpędzić natrętne myśli. – Myślałam, że powinniśmy…

– Od razu rzucić się na głęboką wodę? – przerwał jej Malfoy z rozbawionym wyrazem twarzy. – Sądziłaś, że wejdę tu i po prostu zerwę z ciebie majtki? Zwiążę ci ręce, żeby wziąć cię w mało grzeczny sposób? Żadnych wstępów, tylko seks?

Gorące zażenowanie powoli przekształciło się w coś znacznie cięższego, bardziej płynnego, osiadającego w jej podbrzuszu. Czy on by tak zrobił? Z łatwością potrafiła to sobie wyobrazić – jego pewny krok, jakby przemierzał pomieszczenie, zanim zdążyłaby się w ogóle zorientować, że przyszedł. Jedna duża dłoń zaciskająca się na jej dużo mniejszych nadgarstkach, przyciskająca je nad jej głową, podczas gdy on podciąga jej sukienkę i wciska między jej nogi swoje udo. Nie dając jej szansy, by drugi raz się nad tym zastanowiła. Żadnego myślenia – po prostu czuć, brać i rozkoszować się.

– No proszę. – Kpiący uśmieszek zdradzał, że zauważył, jak bardzo ją to poruszyło. – Zapiszę to w swoim notatniku.

– Nie… – Hermiona uderzyła dłonią w usta, zmuszając się do spokojnego oddechu, mimo narastającego napięcia, między nimi.

Straciła panowanie nad sytuacją, a przecież minęło zaledwie kilka minut.

– Ja nie… Nie jestem… Zainteresowana, to znaczy. Nie o to mi chodziło.

Przez dłuższą chwilę milczał, przyglądając się jej uważnie. Dopiero gdy jej skóra zaczęła się ochładzać po niespodziewanej fantazji, odezwał się ponownie:

– Pamiętasz, jak byliśmy tu pierwszy raz? To, co ci powiedziałem, zanim… wszystko się posypało?

Machnął ręką w powietrzu, jakby chodziło o zepsute krzesło, a nie o jej załamanie emocjonalne.

Powiedziałeś mi wiele rzeczy – w jej głosie słychać było nutę irytacji. – Musisz być bardziej precyzyjny.

Nie mogła się powstrzymać. Było w nim coś, co sprawiało, że chciała go prowokować, testować, szukać granic – bo wiedziała, że on to wytrzyma. Między nimi nie było wymuszonej uprzejmości… Mogła być sobą, i to było wyzwalające.

Jego cichy śmiech zabrzmiał jak ostrzeżenie. 

Myślę, że było to coś w stylu: ‘Choć uważam twój sarkazm za uroczy, nie toleruję kłamstw.’ - Hermiona zesztywniała, a on mówił dalej. To nadal obowiązuje. Może nawet jeszcze bardziej teraz, kiedy wiem, że to ty i kiedy oboje wiemy, jak bystra jesteś. A teraz podejdź tutaj.

Jego ton zmienił się – stał się twardy i nieznoszący sprzeciwu, Hermiona wiedziała, że nie ma tu miejsca na dyskusję. Pokonała dzielącą ich odległość, lecz gdy sięgnęła w stronę kanapy, uniósł dłoń, by ją zatrzymać.

To twoje ostatnie ostrzeżenie, Granger. Chcesz tego – prosiłaś mnie o to przez cały tydzień. Pragnęłaś zasmakować uległości, więc daję ci ją. Ale od tego momentu, gdy jesteśmy w tym pokoju, podporządkujesz się moim zasadom.

— Ja… - Jakakolwiek odmowa zamarła na jej ustach, gdy zobaczyła ciepło w jego spojrzeniu i zdecydowany wyraz twarzy.

— Jeśli podejmuję decyzję lub czegoś od ciebie wymagam, oczekuję, że mi zaufasz – kontynuował. – Przyznam, że cenię twoją upartość, ale nie podoba mi się, jak skrywasz pewne rzeczy,  przede mną i przed samą sobą. To nikomu nie pomaga.

Poczucie winy ścisnęło jej pierś, więc spuściła wzrok. Może mówił o tym, jak szybko zaprzeczyła swojej fantazji, ale było coś więcej. Gdyby tylko wiedział… wściekłby się.

— Tak bardzo chcesz to wypchnąć z umysłu. Udawać, że nie pragniesz tego, czego pragniesz. Nic dziwnego, że jesteś tu, gdzie jesteś.

— I mam po prostu bezwarunkowo słuchać twoich poleceń? — Zmusiła się, by ponownie spojrzeć mu w oczy, mimo że serce waliło jej jak szalone.

— Proszę cię — Mrugnął do niej, jakby to była najgłupsza rzecz na świecie — Jest różnica między zadawaniem pytań, a udawaniem, że coś cię nie pociąga. Obiecuję, że nigdy cię nie okłamię, gdy jesteśmy razem, i oczekuję tego samego od ciebie.

Zaufanie. Wszystko, co do tej pory wyczytała w swoich poszukiwaniach i czego doświadczyła z Malfoyem, sprowadzało się do tego jednego słowa.

Wzięła uspokajający oddech i skinęła głową. 

— Dobrze.

Malfoy przesunął się w fotelu, rozluźnił ramiona i rozstawił nogi. Miał na sobie czarny garnitur, a materiał opinał się na jego udach.

— Dobrze. Teraz, być może nie spodoba ci się ta część, ale szczerze mówiąc, nic mnie to nie obchodzi — Na jego ustach pojawił się uśmiech. — Masz usiąść na moich kolanach. Nie na kanapie.

— Co? — Otworzyła szerzej oczy.

— Musimy omówić kilka rzeczy, a nie ufam ci, że nie będziesz znowu próbowała tłumić swoich reakcji. Muszę mieć cię blisko, żeby cię obserwować.

— To bez sensu…

— Nie będę się powtarzać, Granger — Jego ton nie pozostawiał miejsca na sprzeciw.

Gorący, zdradziecki dreszcz pożądania zmieszał się z narastającym niepokojem. Logicznie nie chciała usiąść mu na kolanach. Ale wystarczyło jedno spojrzenie na jego udo i oblizała wargi. Dał jej czas, by się oswoiła z tą myślą, milcząc, gdy gapiła się na jego nogi. Były długie, wyraźnie umięśnione pod kosztowną tkaniną garnituru. Instynkt podpowiadał jej, że gdy tylko na nich usiądzie, stanie się żałośnie drżącą, spragnioną istotą.

Właśnie tego chce.

Zrozumienie przyszło o ułamek sekundy za późno, bo jej ciało już podjęło decyzję. Zrobiła kilka kroków, zmniejszając dystans między nimi, a gdy powoli zaczęła siadać, jego dłonie natychmiast spoczęły na jej biodrach. Pociągnął ją bliżej, opierając ją plecami o swoją pierś, zanim zdążyła się wygodnie ułożyć.

— Powiedziałem na moich kolanach – zganił ją cicho przy uchu. — Nie na moich nogach.

Może rzeczywiście usiadła najdalej jak mogła, ale przecież i tak by się przesunęła. W tej pozycji była uwięziona w jego objęciach – jedno ramię owinięte wokół jej talii, drugie wolne, dające jej przestrzeń, by mogła na niego spojrzeć. Nie siedziała całkiem prosto; jej kolana opierały się o jego udo.

— Wygodnie?

Było jej wygodnie, ale coś w niej opierało się, by mu to przyznać. Jego ciało było twarde i ciepłe, nawet przez warstwy ubrań, a dotyk jego uda pod jej nogami sprawiał, że serce biło jej jak oszalałe.

— Czy to ważne? — zapytała zamiast tego.

Sięgnął wolną ręką po różdżkę, wyciągnął ją z kieszeni marynarki i przywołał pergamin ze stolika. 

— Oczywiście, że tak — Spojrzał na nią z lekko zmarszczonym czołem. — Jeśli cokolwiek sprawia ci rzeczywisty dyskomfort, natychmiast przestanę.

— A niewielki mentalny dyskomfort? — Hermiona nie mogła się powstrzymać.

Jego ramię zacisnęło się wokół niej mocniej, a dłoń zsunęła się z jej talii na udo. Spódnica podwinęła się, odsłaniając skórę, a on nie zwlekał z tym, by na niej oprzeć swoją dłoń. Jego palce rozłożyły się w pewnym, władczym geście, rozsyłając gorąco po jej ciele.

Jego odpowiedzią było rozbawione mruknięcie. 

— Możesz być moją najbardziej niedoświadczoną partnerką, ale oboje wiemy, że doskonale znasz odpowiedź na to pytanie. Jesteś mądra, Granger, więc dlaczego mi jej nie powiesz?

Rumieniec rozgrzał jej policzki i była wdzięczna, że w tej pozycji nie mógł zobaczyć jej twarzy.

— Nie – odpowiedziała na wydechu. Jak wszystko, czemu poświęcała swój czas, jej badania nad dynamiką dominacji i uległości objęły też zasady i strukturę relacji. — Dominujący zatrzyma się, jeśli jego uległa naprawdę źle się czuje lub nie akceptuje danej sceny.

Malfoy zamruczał z aprobatą. 

— Jest wiele poziomów dyskomfortu, co oboje wiemy. Dyskomfort wynikający z nowości to coś zupełnie innego niż prawdziwy problem.

– I twoim zadaniem jest pokazać mi sposoby na to, by czuć się komfortowo z nowymi rzeczami – dokończyła Hermiona. Znała zasady uległości, czytała o nich, zapamiętała je, wbiła każdy szczegół w swoją pamięć, jeszcze zanim zdecydowała się złożyć aplikację do Szkarłatnego Zakonu .

Jego kciuk musnął jej skórę, delikatnie kierując się w stronę wewnętrznej części jej uda.

– Wciąż jesteś zdeterminowana, żeby być najlepszą uczennicą w klasie, prawda?

Przyjemna fala dreszczy przebiegła przez jej ciało. Jedną rękę oparła o podłokietnik fotela, drugą przycisnęła do brzucha i wyprostowała się z dumą. Ten ruch nieświadomie sprawił, że jej pośladki przesunęły się po jego udach, a ona poczuła subtelną twardość napierającą na bok jej pośladków. 

Dreszcz ekscytacji momentalnie zmienił się w płynne gorąco.

Nie skomentował swojego narastającego pobudzenia. Zamiast tego pozwolił kciukowi zataczać ostrożne kręgi na jej udzie. Delikatna skóra po wewnętrznej stronie jej nogi i tak była już nadwrażliwa, a jego dotyk sprawił, że zadrżała.

– A ponieważ jesteś taką dobrą uczennicą, myślę, że ta część ci się spodoba. Zanim zaczniemy, oboje musimy ustalić zasady, jakie będą nas obowiązywać.

Na jego sugestię poczuła, jak opanowuje ją przyjemne odrętwienie. Zasady . Uwielbiała je. Uwielbiała mieć jasną strukturę, wiedzieć dokładnie, co i jak robić. Dzięki temu wszelkie pytania i wątpliwości w jej już i tak skołatanej głowie znikały. Szybko skinęła głową. 

– W porządku. Tak.

Słyszała ekscytację w swoim głosie – i on też musiał to wyczuć. Malfoy zaśmiał się krótko, niskim, głębokim dźwiękiem rozchodzącym się przyjemnymi wibracjami po jej plecach. 

– Moja pierwsza zasada, i nie podlega ona negocjacjom, brzmi tak: mimo że to nie jest formalny związek, wymagam od ciebie wyłączności. Każde z nas może zakończyć tę umowę w dowolnym momencie, ale dopóki trwa, nie dzielę się tym, co należy do mnie.

Słowa te podkreślił jego szybki uścisk na jej udzie, Hermiona gwałtownie wciągnęła powietrze. Zwykle nie pociągali jej zaborczy, zazdrośni mężczyźni, ale w jego słowach kryło się coś, co sprawiło, że jeszcze mocniej oparła się o jego klatkę piersiową. Siedząc w ramionach Malfoya i czując, jak ją podtrzymuje, była pewna, że wkrótce może całkowicie zmienić zdanie. 

– Zgoda. W tym momencie i tak nie chcę nikogo innego. Ale musisz powiedzieć mi od razu, jeżeli to zmieni się w twoim przypadku.

W jej głowie przemknęła szybko myśl o artykule w Proroku Codziennym i jego tajemniczej brunetce, a wraz z nią ostre ukłucie złości. Zacisnęła palce na miękkim obiciu fotela. Być może to nie ona jedna miała mały problem z zazdrością. 

– Nie będzie z tym problemu – oznajmił, płynnie przechodząc dalej. – Lubię mieć stały grafik i wolałbym, żebyśmy ustalili przynajmniej jedną noc w tygodniu na nasze spotkania. Możesz wybrać dzień, który będzie ci najbardziej odpowiadał.

Obróciła głowę, by spojrzeć na niego z niedowierzaniem. 

– Przynajmniej raz w tygodniu? Aż tyle?

Jego oczy pociemniały, a dłoń powędrowała wyżej na jej udzie, całkowicie wsuwając się pod brzeg jej spódnicy. Objął jej cipkę i przytrzymał ją mocno, a na jego ustach pojawił się pełen satysfakcji uśmiech, gdy zdał sobie sprawę, jak gorąca była pod jego palcami. Natychmiast odwróciła wzrok, a zażenowanie zapiekło ją w szyję i uszy.

— Przepraszam za założenie, że kobieta, która wysyłała mi sowę każdego dnia przez cztery dni, chciałaby spotykać się regularnie.

— So… Soboty będą w porządku — powiedziała szybko, jej głos się załamał. 

Gdy nie zabrał ręki, poruszyła biodrami. Jej serce biło tak mocno, że była pewna, iż on też je słyszy – dudniące w jej uszach i pulsująca krew w żyłach. Gdy się poruszyła, on jedynie zacisnął dłoń mocniej.

— My… — Zadrżała, gdy środkowy palec Malfoya naparł na szew jej warg. — Zazwyczaj chodzimy na drinki po pracy w piątek.

Przez chwilę rozważał jej odpowiedź. 

— Zatem soboty.

— Nie zamierzasz… — Hermiona wypuściła drżący oddech, rozdarta między pragnieniem odsunięcia się od jego dotyku a chęcią przyciśnięcia się do niego jeszcze bardziej. — Nie zamierzasz ze mnie zrezygnować?

Na jego ustach pojawił się rozbawiony uśmieszek, a potem pokręcił głową. 

— Nie, chyba nie. Bardzo lubię czuć, jak twoje ciało na mnie reaguje, nawet kiedy tak bardzo starasz się to ukryć.

Poczuła, jak jej wnętrze się zaciska, a gorąco zamienia się w tępy ból między nogami. W jego objęciach była bezsilna.

— W ten sposób — kontynuował. — Mogę dokładnie poczuć, jak bardzo się rozgrzewasz, gdy opowiadam ci o moich zasadach. Lubisz je, prawda?

Mogła jedynie przygryźć wargę, by stłumić cichy jęk. Opadając głową na jego ramię i wpatrując się w sufit, podjęła ostatnią próbę oporu.

— To niesprawiedliwe!

— Nie ma być sprawiedliwe — Jego serdeczny palec zaczął delikatnie wodzić po krawędzi jej majtek, a ten miękki dotyk sprawił, że ścisnęła uda wokół jego dłoni. Jej ruch obrócił się przeciwko niej, przyciskając jego palce jeszcze mocniej do jej cipki. Czuła każdy z nich na swojej skórze, nawet przez materiał.

— Muszę przyznać — powiedział, jego głos stał się chrapliwy i napięty — kiedy po raz pierwszy wyobrażałem sobie twoje uda, które mnie oplatają, nie myślałem, że będzie to wyglądać właśnie tak.

Zmuszając się do rozluźnienia mięśni, powoli rozchyliła swoje nogi. W nagrodę wznowił swoje pieszczoty.

— Myślałeś o tym?

— Prawdopodobnie częściej niż ty. — Pochylił się nad jej szyją, muskając ją lekko. Było to zaskakująco delikatne i czułe w porównaniu do sposobu, w jaki przytrzymywał ją na miejscu, ale tylko spotęgowało jej podniecenie. Nie mogła za nim nadążyć, nie potrafiła przewidzieć jego kolejnego ruchu, i z każdą mijającą chwilą pod jego dotykiem traciła zdolność racjonalnego myślenia.

— Ale to rozmowa na później. Najpierw musimy ustalić tytuły, które będziemy stosować, gdy jesteśmy razem.

— Jak… jak chciałbyś, żebym cię nazywała? — Wiedziała, jak poważnie wielu Dominantów traktuje swoje tytuły. Niektórzy preferowali coś osobistego, inni formalnego.

— Ostatnim razem nazwałaś mnie "Sir", i to mi odpowiada. Nie przepadam jednak za określeniem "mistrz", więc jeśli mogłabyś go unikać, byłbym wdzięczny.

Hermiona skinęła głową, zatracając się w sposobie, w jaki jego palce zaczęły poruszać się w idealnej synchronizacji. Przeszedł od ledwo wyczuwalnych muśnięć do otwartego pieszczotliwego dotyku ponad jej majtkami.

— Czy mogłabym… — Pytanie uformowało się na jej ustach szybciej niż zdążyła je zarejestrować w swoich myślach, ale było już za późno, by je cofnąć.

— Powiedz to — rozkazał, jego dłoń zastygła. — Nie ukrywaj się przede mną, Granger.

Zajęło jej kilka oddechów, zanim znalazła w sobie odwagę, a wstyd ponownie zapiekł ją w piersi.

— Czy mogłabym… nazywać cię Draco?

To było głupie, naprawdę. To było jego imię, na litość boską, nie tytuł. A tylko dlatego, że nie była przyzwyczajona do jego wymawiania, nie znaczyło, że on…

— Powtórz — wydusił przez zaciśnięte zęby. Jego dłoń wciąż mocno ją obejmowała, a ona uświadomiła sobie, że czuje napięcie jego ciała pod sobą. — Moje imię.

— Draco. — Wyszeptała.

Przełknął głośno. 

— Nie obchodzi mnie, jak mnie nazywasz poza tym pokojem, ale gdy jesteśmy tu razem… chcę, żebyś mówiła do mnie po imieniu.

— Tak, Draco — zgodziła się, tracąc oddech. Czuła jego twardniejącego penisa, napierającego na jej biodro, i nie mogła się powstrzymać przed delikatnym otarciem się o niego. Kiedy wciągnął powietrze przez zęby w ostrzeżeniu, zastygła.

— Zrujnujesz mnie — westchnął. — Wiem to.

— Więc jesteśmy w tym razem. — Gdy jej riposta wywołała u niego śmiech, nie próbowała nawet ukryć własnego uśmiechu.

— Masz jakieś preferencje co do tytułów? — Jego dłoń wciąż pieściła jej obolałą cipkę, a drugą przesunął po jej talii. — Mogę nazywać cię "kotkiem", "skarbie". Może "moją grzeczną dziewczynką"? Zawsze byłaś najlepsza w klasie…

Serce Hermiony zabiło mocniej, a ciało zadrżało, gdy zaśmiał się cicho.

— Jesteś grzeczną małą czarownicą, prawda?

Gorąco rozlało się po jej ciele przy jego pochwałach. Była przewidywalna, wiedziała o tym, i to sprawiało, że miała ochotę się skrzywić. Może to przez samą potrzebę struktury i zasad, ale uznanie i pochwała zawsze powodowały u niej dreszcz, którego nigdzie indziej nie znajdowała. Jednak na ustach Malfoya… to było jak nowe, lepsze uzależnienie – i o wiele bardziej niebezpieczne.

— Tak — zgodziła się w końcu. — Nie przeszkadza mi, jak mnie nazwiesz, byleby nie było to poniżające.

Na jej słowa zamarł. 

— Spójrz na mnie.

Posłuchała natychmiast, ich twarze dzielił ledwie centymetr. Jego szare oczy były niemal czarne, źrenice rozszerzone, a on patrzył na nią intensywnie.

— W momencie, gdy cię obrażę, możesz bez żalu rzucić we mnie Avadą. Nigdy więcej cię nie poniżę. Obiecuję.

Przez krótką chwilę pomyślała, że ją pocałuje.

Jego spojrzenie opadło na jej usta, zatrzymując się tam na ułamek sekundy, zanim ponownie uniósł swój wzrok. Zawahał się, jego usta rozchyliły się z cichym wdechem, a ona nie potrafiła powstrzymać powiek przed opadnięciem.

Chciała tego. Chciała jego ust na swoich.

Nie pocałował jej tamtej pierwszej nocy, ani nie znaleźli się w żadnej sytuacji, która by ich do siebie tak zbliżyła. Ale teraz, kiedy dzielił ich zaledwie oddech, pragnęła tego pocałunku tak samo mocno, jak reszty jego dotyku.

— Miałem zamiar kontynuować nasze negocjacje — powiedział cicho, a gdy otworzyła oczy, wciąż patrzył na nią intensywnie. — Ale w tej chwili zupełnie mnie to nie obchodzi.

— Więc nie zawracaj sobie teraz tym głowy — szepnęła, poruszając biodrami przy jego dłoni, zachęcając go do ponownego ruchu. Teraz, gdy zaczął ją rozbierać warstwa po wartstwie, stawała się bezwstydna. — Cokolwiek to jest, zrobię to później. Możesz nawet nazwać to moim zadaniem domowym, jeśli chcesz nadać temu sprośny wydźwięk.

Jego spojrzenie wyostrzyło się na jej słowa.

— Nie myśl, że tego nie zrobię.

— Proszę, Draco — wyszeptała błagalnie, choć nie była do końca pewna, o co dokładnie go prosiła. O cokolwiek. O wszystko. Jeśli tylko pocałowałby ją i w końcu wsunął palce pod jej majtki, dotykając tam, gdzie paliło ją najbardziej.

Jego wolna dłoń, spoczywająca dotąd na jej żebrach, uniosła się, by uchwycić jej podbródek. Ledwo zacisnął palce na jej szczęce, gdy druga dłoń odsunęła materiał jej bielizny na bok i długi palec przeciągnął wzdłuż wilgotnych fałdek.

Gwałtownie wciągnęła powietrze, całe jej ciało napięło się pod wpływem nagłego dotyku, ale na jego ustach pojawił się jedynie drapieżny uśmiech.

— To jest to, czego chciałaś? — Zakreślił palcem kółko wokół jej łechtaczki, ledwie musnął ją opuszkiem, po czym zsunął się niżej, w stronę jej wejścia. — To jest to, o co mnie błagasz?

Przygryzła wargę, tłumiąc głośny jęk, zagłębiając w nią zęby, gdy wygięła się w jego stronę.
— Tak, tak – zasapała, nie mogąc powstrzymać się od bezładnej paplaniny. Skoro zaledwie kilka dotknięć potrafiło doprowadzić ją do takiego stanu, nie była pewna, czy mogła przetrwać sam seks z nim.

— Zanim ci to dam… – drażnił się, sunąc palcem po jej wejściu, ale nigdy nie wsuwającc go do końca. Jej biodra goniły za jego dotykiem, lecz był nieuchwytny. – Powiedz mi… co myślałaś o tamtej nocy, gdy wróciłaś do domu? Po tym, jak stąd wyszłaś?

Hermiona walczyła z mgłą pożądania, która otulała jej umysł i czyniła ją niezdolną do myślenia. O czym myślała? Kiedy? Poniedziałek. Poniedziałek…

— O tobie – potwierdziła w końcu, uświadamiając sobie, czego od niej oczekiwał. – Wyobrażałam sobie ciebie,  jak używasz na mnie swoich ust, tak jak o tym mówiłeś.

Odpowiedział na to aprobatą, przesuwając dłoń nieco inaczej i dodając do pieszczot swój kciuk, który delikatnie zakreślał kółka na jej łechtaczce. Jej oczy zamknęły się same pod wpływem tej pieszczoty.

— Co jeszcze?

Z wysychającym gardłem próbowała przypomnieć sobie szczegóły.

— To było szybkie – na podłodze. Czekałam na ciebie, tak jak kazałeś mi za pierwszym razem. Wszedłeś przez kominek i od razu mnie wziąłeś. Jakbyś nie mógł się doczekać. Nic innego nie miało znaczenia.

— Grzeczna dziewczynka – szepnął, pochylając się, by ucałować jej policzek, potem szczękę i wreszcie musnąć jej ucho. – Pozwól, że zgadnę… Cały dzień o tym myślałaś – dodał do jej fantazji między pocałunkami. – Podniecałaś się, aż stałaś się rozpaczliwie spragniona. Ja też bym taki był. Padłbym na kolana, jak tylko bym cię zobaczył, byle tylko móc cię posmakować.

Hermiona zamruczała, naciskając biodrami na jego dłoń, choć odrobinę mocniej. Nie za bardzo, nie na tyle, by przestał, ale wystarczająco, by znaleźć więcej tarcia, niż oferował jej w tej chwili.

— Poczekaj – przerwał. – Co jeszcze?

— Nic więcej – potrząsnęła głową, jęcząc, gdy jego ręka między jej nogami również się zatrzymała. – To wszystko.

— Nie zdarłem z ciebie ubrań? Nie rozerwałem zębami twoich majtek? Nie wsunąłem się pod twoją sukienkę? Które z tych?

Gorąco rozlało się w jej brzuchu na wspomnienie niewypowiedzianej części fantazji. Jej wnętrze się zacisnęło, kolejna fala podniecenia przetoczyła się przez nią już na samą myśl, a gdy otworzyła oczy, wiedziała, że on to wie.

Cholernie dobrze wiedział.

— Czego mi nie mówisz, kochanie? – Palce na jej szczęce dały jej szybkie, zachęcające pociągnięcie. – Poczułem to, czy tego chciałaś, czy nie.

Z policzkami płonącymi zawstydzeniem odwróciła wzrok.

Oblizała usta i zmierzyła się ze swoim wstydem.

— W tej fantazji nie było już… byłam już naga.

Zapadła cisza, a ona zerknęła na niego ukradkiem. Miał zamknięte oczy, nozdrza rozszerzone, a szczękę zaciśniętą. Ale gdy tylko spojrzała na niego, otworzył je.

Kiedy przemówił, jego głos stał się znów niski, surowy i rozkazujący – i sprawił, że zadrżała.

— Masz dwie opcje. Możesz wstać i zdjąć swoją sukienkę oraz majtki sama, albo mogę je zniknąć za ciebie. Którą wybierasz?

— Zniknij je – odpowiedziała bez wahania.

Ręka na jej szczęce zniknęła, ale nie mogła odwrócić wzroku. Patrzyli na siebie, uwięzieni w tym spojrzeniu, dopóki nie poczuła szeptu magii, gdy jej ubranie zniknęło z jej ciała. Jego usta nawet się nie poruszyły.

Bezgłośna magia. Znowu. Jeśli to w ogóle było możliwe, stała się jeszcze bardziej podniecona.

— Spójrz na siebie – rozkazał. – Spójrz, jaka jesteś naga i spragniona na moich kolanach.

Wypełniła polecenie, odwracając głowę na tyle, by spojrzeć w dół. Jej brzuch się napiął na ten widok, rozłożona na jego udach. Ciemny materiał jego garnituru ostro kontrastował z jej nagą skórą, jego zapięta na ostatni guzik, formalna elegancja była przeciwieństwem jej jawnego, niezaprzeczalnego pożądania.

— To było to – potwierdziła, choć wiedziała, że nie pytał. – To właśnie sobie wyobrażałam.

Palące zawstydzenie mieszało się z jej pożądaniem, gęstym i ciężkim w jej żyłach.

— Jesteś taka piękna, kochanie – wyszeptał, ocierając nosem o jej kość policzkową, aż zatopił się w jej lokach. – I tak idealna.

Jego dłoń wciąż spoczywała na jej cipce, a jakby w nagrodę, w końcu wsunął w nią palec. Wydała z siebie niski jęk, jej ciało zwiotczało na jego klatce piersiowej, a on ponownie się zaśmiał.

— Jesteś jeszcze bardziej mokra.

Wreszcie, błogosławienie, była zbyt podniecona, by się przejmować. Poruszyła biodrami, jeżdżąc nimi w górę i w dół po jego palcu, gdy wpychał go głęboko, aż po nasadę. Z palcami wbitymi w poręcz krzesła, próbowała skupić się na czymś innym.

— A ty?

Czuła jego penisa, twardego i naprężonego pod jej tyłkiem, jednak nie podjął żadnych działań, by coś z tym zrobić. Zamiast tego pieścił ją powoli, prawie leniwie, bez pośpiechu, by dodać drugi palec lub poruszyć się tak, jak lubiła.

— A ja co?

— Ostatnie dwa razy – jej głos zadrżał, gdy jego palec zgiął się do góry, ocierając się o czuły punkt na przedniej ściance jej pochwy. Po kilku ruchach poruszyła się mocniej, dociskając się do niego. To było wystarczające, by zbliżyć ją do krawędzi, ale jeszcze nie dość, by tam dotrzeć. – Nie skończyłeś.

— To, że nie zrobiłem tego tutaj, przy tobie, nie znaczy, że nie zrobiłem tego wcale.

Patrząc na niego, w jego ciemne, intensywne oczy, mogła to zobaczyć.

— Powiedz mi – westchnęła. – Proszę.

Jego brew uniosła się na to żądanie, ale odpowiedział.

— Nie minęło nawet kilka sekund od twojego wyjścia w poniedziałek, zanim pękłem.Nie mogłem się na tyle opanować, żeby aportować się do domu. Czy to chciałaś usłyszeć?

Nie było w tym oskarżenia, ale i tak skinęła głową. Patrząc na niego, na jego ciemne, intensywne oczy, mogła to zobaczyć. Mogła sobie wyobrazić, jak rozrywa spodnie i zaciska dłoń na swoim penisie.

— Jak to zrobiłeś? — Musiała znać szczegóły. Szybko? Mocno? Powoli? Wyobrażał sobie ją na kolanach, patrzącą na niego z oddaniem?

Jego brew uniosła się na to pytanie. 

— Byłem tak podniecony, że ledwo mogłem się dotknąć, nie kończąc od razu. Nie spuściłem się tak szybko od czasów nastoletnich.

Oh. Może nie był to bezpośredni komplement, ale uznała to za pochwałę, przygryzając wargę, by powstrzymać swój uśmiech. Jej satysfakcja została jednak szybko przerwana, gdy dodał drugi palec w jej wnętrzu.

— Nie myśl, że tego nie czuję — zganił ją. — Podnieca cię ta myśl. Myśl o tym, jak doprowadziłaś mnie do szaleństwa. Nawet teraz pragnę cię tak samo, jak ty mnie.

Zaczerpnęła gwałtownie powietrza, gdy nowa fala przyjemności rozlała się przez jej ciało, a jej nogi zacisnęły się wokół jego dłoni. Jego kciuk ponownie znalazł jej łechtaczkę, przesuwając się po niej leniwie, i wydała z siebie cichy jęk.

— Pozwól mi sobie pomóc — wyszeptała błagalnie. — Pozwól mi cię dotknąć. Proszę, Draco.

Słowa „Potrzebuję tego” utknęły jej w gardle. Jej dłonie zaciskały się i rozluźniały, spragnione oddania mu czegoś w zamian—czegoś choćby w połowie tak dobrego, jak to, co on dawał jej. Nigdy nie była zachłanną kochanką, ale myśl o tym, że da jej pozwolenie na dotykanie go tak, jak chciała… była nie do odparcia.

Wypuścił ostro powietrze przez nos. 

— Dzisiejsza noc miała nie być o mnie.

— Nie jest — poprawiła go, przesuwając jedną dłoń na jego udo. Było silne, napięte, a ona zacisnęła na nim palce z całą mocą. — Jest o nas.

— Kurwa — zaklął cicho, odchylając głowę na oparcie fotela, jakby ważył jej prośbę.

Przesunęła się na jego kolanach, ustawiając ciało pod lepszym kątem. Teraz mogła go łatwiej dosięgnąć. Rozluźniając uścisk na jego udzie, pozwoliła dłoni powędrować w górę, w stronę jego bioder, muskając dłonią twardy kształt pod materiałem jego spodni.

— Proszę, Draco — powiedziała ponownie. — Pozwól mi być twoją grzeczną dziewczynką.

— Bogowie — zaśmiał się, ale jego głos brzmiał na udręczony. — Już teraz jesteś w tym zbyt dobra.

Podniósł głowę i spojrzał na nią ostrzegawczo. 

— Jeśli to zrobisz… jeśli mnie dotkniesz… nie będzie odwrotu. Rozumiesz? To przestanie być tylko nauką. W chwili, gdy poczuję twoje dłonie na swojej skórze, to stanie się poważne.

Wpatrując się w niego, sięgnęła do jego paska. 

— Chcę tego —  powiedziała mu. — Chcę ciebie. Całego ciebie, Draco, nawet jeśli mnie to przeraża.

Była rozpalona pożądaniem i gotowa na wszystko, co miał jej do zaoferowania, ale to nie znaczyło, że nie była w pełni świadoma swojej decyzji. A jednak coś nadal go powstrzymywało.

Jego wolna ręka pomogła jej rozpiąć spodnie i oswobodzić jego penisa. Był długi i gruby, a kiedy zacisnęła palce u jego nasady, powstrzymał jęk.

— Dotknij się — powiedział, powoli wycofując palce, by zrobić miejsce dla jej własnych.

— Czekaj… — zawahała się. — Myślałam, że…

Przerwał jej potrząśnięciem głowy. 

— Zwolnij trochę ten swój wielki genialny umysł. Zaufaj mi.

Podczas gdy on poprawiał się pod nią, jej dłoń powędrowała między jej nogi. To nie było to samo… jej własne palce wydawały się za małe, za krótkie w porównaniu do jego. Ale i tak zaczęła się dotykać, czując, jak bardzo jest już mokra i gorąca.

Myśl o tym, że może zostawić mokrą plamę na jego spodniach, sprawiła, że zarumieniła się jeszcze bardziej.

Po kilku pociągnięciach jego dłoń zatrzymała jej ruch, palce zacisnęły się na jej nadgarstku.

— Wystarczy.

Nieco zdezorientowana, spojrzała, jak podnosi jej rękę i prowadzi ją do swojego penisa. Dopiero gdy zamknął jej mokre palce wokół swojego czubka, dotarło do niej, co robi.

— Oh — westchnęła. Oh .

Razem zaczęli poruszać jej dłonią w górę i w dół jego długości, pokazując jej dokładnie, jak lubił być dotykany, mocno i pewnie. Ich splecione palce ślizgały się po jego nagiej skórze, pokrytej namacalnym dowodem jej podniecenia.

— Tak, właśnie tak — powiedział cicho, ale nie zabrał swojej ręki.

To było intymne, cholernie intymne. A ona poruszyła biodrami, czując, jak narasta w niej jeszcze większe napięcie i stawała się jeszcze bardziej mokra.

— Draco — jej głos był słaby, prawie błagalny.

Jego usta uniosły się w kpiącym uśmiechu. 

— Jesteś niecierpliwą dziewczynką, co?

— Tak — przyznała bez wahania. Nie zamierzała udawać nieśmiałej. Właśnie tego chciał… doprowadzić ją do szaleństwa, patrzeć, jak rozpada się od samej przyjemności, którą jej dawał. Może na początku by się opierała, niezdolna do poddania się, dopóki sam by jej do tego nie zmusił, ale instynkt samozachowawczy przepadł w chwili gdy objął jej cipkę i przytrzymał ją tak, jakby należała do niego. — Dla ciebie, tak.

Jego powieki drgnęły, gdy ścisnęła go mocniej tuż przy główce jego członka, ale puścił jej dłoń. – Uczyńmy to ciekawszym. Sprawdzę, jak szybko mogę sprawić, że dojdziesz, ale jeśli zatrzymasz się choć na moment – ja też przestanę.

Uniosła brwi, przyjmując jego wyzwanie, a jej oddech stał się płytszy.

– Mogę to zrobić – obiecała mu, szybko kiwając głową. Mogła. Zrobi to. Dla niego. Wydawało się, że zrobiłaby wszystko, o co by ją poprosił.

Jej pewność siebie miała okazać się jej zgubą.

Jego szare oczy rozbłysły determinacją, kiedy on przesunął się do przodu. Ręka, która jeszcze przed chwilą spoczywała między jej udami, powędrowała wyżej, sunąc po jej piersiach i muskając sutki, podczas gdy druga zaczęła ponownie pieścić jej cipkę.

Wilgotne palce zostawiły lepką ścieżkę podniecenia na jej skórze, a ten nagły, zaskakujący gest posłał dreszcze przez całe jej ciało.

Było to nieprzyzwoite.

I tylko podsycało żar jej pożądania.

– Zobaczymy – Powiedział to jak obietnicę, po czym natychmiast się na nią rzucił.

Jego usta opadły na jej szyję, ssąc i kąsając skórę na obojczyku. Palce, które wcześniej skupiały się na jej łechtaczce, powróciły do wejścia i wsunęły się głęboko dwoma mocnymi pchnięciami. Była już rozgrzana, ale i tak poczuła szok – jej ciało drgnęło gwałtownie pod wpływem fali rozkoszy.

Jego kciuk ponownie odnalazł jej łechtaczkę, wznawiając ostrożne pieszczoty sprzed chwili. Był konsekwentny – narzucił stałe tempo, ale nie dawał jej ani chwili wytchnienia. Jego palce przy każdym wysunięciu wyginały się lekko ku górze, a przy każdym wsunięciu ocierał się o jej łechtaczkę.

Ta kombinacja sprawiła, że zaczęła płytko dyszeć, wijąc się i poruszając napierając na jego dłoń. Miała wrażenie, że to wszystko to będzie dla niej za wiele – niemal nie do zniesienia – i musiała walczyć, by nie zamknąć oczu przy każdym kolejnym pchnięciu.

Spuściła wzrok, desperacko próbując skupić się na zadaniu, które miała wykonać.

Jej klatka piersiowa uniosła się gwałtownie na widok ich splecionych ciał, a dłoń która obejmowała  jego członka zacisnęła się i rozluźniła odruchowo. Jej nagie nogi, rozłożone na jego udach i całkowicie otwarte na jego dotyk, już to samo w sobie były wystarczającą prowokacją, ale widok jego członka, oswobodzonego z ciasnych spodni, sprawił, że zacisnęła się wokół jego palców. Każdy inny fragment jego ciała był tak idealnie ułożony, nienagannie dopracowany – z wyjątkiem rozpiętego paska i pogniecionych bokserek zsuniętych pospiesznie w dół.

To było jak żywa wersja jej fantazji – ona, naga i gotowa na niego, oboje zagubieni w szale pożądania.

Kolejna fala rozkoszy napięła jej brzuch, a ona pozwoliła sobie przesunąć spojrzeniem po miejscu, gdzie się ze sobą splatali. Jego przedramię napięło się, gdy pieścił ją palcami, a główka jego członka zaczynała nabierać głębokiej czerwieni pod wpływem jej dotyku.

Jej uścisk znów osłabł na moment, a on jęknął, wtulając się w jej szyję.

– Nie przestawaj – prowokował ją, unosząc biodra, by pieprzyć jej dłoń.

To sprawiło, że znów zacisnęła uda wokół jego ręki, drżąc i rozpaczliwie szukając jego dotyku.

Była coraz bliżej, czuła to.

Jej orgazm wciąż pozostawał tuż poza zasięgiem jej ręki, wirując i napinając się mocniej z każdą pieszczotą jego palców, z każdym spojrzeniem na ich ciała splecione ze sobą. To było wszystko naraz – dotyk jego ust, zapach jego wody kolońskiej, szorstkie muśnięcie materiału jego garnituru ocierającego się o jej pośladki.

To było czyste wyrafinowanie.

I całkowite zatracenie.

To.

Walcząc o utrzymanie otwartych oczu, dławiła się jękiem, gdy jego dłoń przyspieszyła, dopasowując się do jej tempa. Patrzyła, zahipnotyzowana, jak oboje doprowadzali się do granic z narastającą desperacją, o jakiej dotąd tylko śniła. Intensywność tej chwili pochłaniała ją całkowicie, a ona pragnęła jedynie się poddać—spaść w to bez reszty, wiedząc i ufając, że on ją złapie.

– Och… – Hermiona jęknęła cicho.

Napięcie narastało między jej nogami, a mięśnie same zaciskały się pod wpływem nadchodzącej fali rozkoszy. Cienka warstwa potu osiadła między jej piersiami, a usta Draco podążyły w górę, aż do jej ucha. Jego oddech łaskotał jej skórę, a zaraz potem poczuła, jak lekko kąsa jej płatek ucha. Uszczypnięcie sutka było dla niej jasnym przypomnieniem.

– Nie przestawaj, kochanie, nie waż się przestać.

Drżała, wijąc się na jego kolanach i przy jego dłoni, a jej uścisk na jego członku stawał się coraz bardziej niestabilny z każdym kolejnym ruchem. Na samym czubku zebrała się perłowa kropla, a ona przesunęła po niej kciukiem. Na ten gest z jego ust wyrwał się przeciągły jęk.

Nieomylny znak nadchodzącego orgazmu był jeszcze bliżej, przebiegając przez jej ciało tuż przed kulminacją.

– Dobra dziewczynka – wymruczał Draco. – Nie przestawaj. Powiedz moje imię, kiedy dojdziesz.

Z chaotycznym skinieniem głowy rzuciła się w pogoń za własną rozkoszą.

Aż w końcu, po jednym mocnym pchnięciu jego palców, rozpadła się na kawałki.

– Och… Bogowie… Draco…

Jej dłoń zacisnęła się na jego członku, uścisk na moment osłabł, ale on zrekompensował jej brak kontroli, unosząc biodra i wbijając się w jej dłoń.

– Draco!

Zatonęła w tym uczuciu, oszołomiona białym żarem rozkoszy, który pulsował od jej nóg aż po tors z oszałamiającą intensywnością. Z mocno zamkniętymi oczami poddała się całkowicie, rozkoszując się dotykiem jego dłoni, która wyciskała z jej cipki każdą kroplę przyjemności.

– Draco.

Nie mogła przestać szeptać jego imienia, wciąż poruszając się w pogoni za jego palcami, gdy powoli sprowadzał jej ciało na ziemię po orgazmie.

– Cholera, nie przestawaj – błagał ją, a wtedy dotarło do niej, co się działo, gdy wycofał dłoń z jej wnętrza i zamiast tego owinął ją wokół jej palców. Zacieśnił jej uścisk, prowadząc jej rękę mocniej, pociągając i ściskając z większą siłą, niż była w stanie w swoim rozproszonym stanie.

Skupił się na czubku, pozwalając jej dłoni i palcom zataczać kręgi wokół główki przy każdym pociągnięciu, zanim poprowadził je z powrotem w dół.

– Bogowie, Hermiono…

Rozpadł się na kawałki, mając jej imię na ustach, jego nasienie wystrzeliło w górę, lądując na jej udzie.

Kolejna ciepła, gęsta kropla rozlała się na jej dłoni, a ona zerknęła w dół, obserwując, jak miesza się z jej własną wilgocią między ich splecionymi palcami. Śliska mieszanka sunęła między ich rękami, pokrywając go przy ostatnich, leniwych ruchach, aż w końcu zastygł, a jego ciało drgnęło od ostatnich fal rozkoszy. Jego głowa wciąż spoczywała w zagłębieniu jej szyi, a ona walczyła o oddech, gdy obsypywał jej skórę miękkimi, pełnymi uznania pocałunkami.

– Bogowie, byłaś doskonała. Moja idealna, grzeczna dziewczynka.

Hermiona przygryzła wnętrze swojego policzka, pozwalając sobie wtulić się w jego objęcia. Powoli rozplótł ich dłonie i owinął ramiona wokół jej talii, przyciągając ją mocno do siebie.

Nie było wątpliwości, że to objęcie było czymś więcej – czymś intymnym – a echa jej orgazmu sprawiły, że przycisnęła policzek do jego piersi.

– Dziękuję – powiedziała, choć sama nie była pewna, za co dokładnie mu dziękuje.

Przyjemność nadal otulała jej ciało, pozostawiając ją lekko oszołomioną i znacznie bardziej skłonną do okazywania czułości, niż miała to w zwyczaju. Nie było to pragnienie seksualne, a coś cieplejszego, bardziej kojącego, dlatego uniosła dłoń i delikatnie pogładziła jego pierś.

Jej palce wsunęły się pod klapę jego marynarki, wyczuwając miarowe, mocne bicie jego serca.

– To ja powinienem ci dziękować – poprawił ją. – Ale tę walkę zostawimy na inny dzień. Teraz będę potrzebował chwili.

Dałaby mu tyle chwil, ile tylko by chciał, pod warunkiem, że nie będzie musiała wstawać z jego kolan.

Zamknęła oczy w błogim spokoju, pozwalając, by powolne unoszenie i opadanie jego klatki piersiowej ukołysało ją do snu, nieświadoma momentu, w którym odpłynęła.

Chapter Text

Malfoy najwyraźniej potraktował ją poważnie, gdy zaoferowała mu możliwość zadawania jej pracy domowej.

Dał jej jeden dzień wytchnienia na dojście do siebie po ich wspólnej nocy, zanim wysłał swoją sowę, której noga obciążona była grubą kopertą wypełnioną pergaminem. W środku znajdowała się reszta warunków ich umowy. Przesyłka dotarła do niej w poniedziałek rano, zanim jeszcze zadzwonił jej budzik, a ona otworzyła okno, by wpuścić jego wielką orlą sowę, zanim słońce zdążyło w pełni wzejść na horyzont.

Zaspanymi oczami zaczęła przeglądać jej zawartość.

Granger,

Ponieważ jesteś taką grzeczną uczennicą, wiem, że nie będziesz miała nic przeciwko otrzymaniu pracy domowej z samego rana w poniedziałek. Ponieważ Twoja lista zainteresowań jest tak krótka, chciałbym, abyś dodała do niej wszystko, co mogło się zmienić od czasu Twojego pierwszego kwestionariusza. Następnie proszę, przejrzyj moją. Choć wiem, że znajdzie się tam wiele pozycji, których możesz nie znać, chciałbym, abyś wybrała trzy, które byłabyś skłonna wypróbować. Jeśli to pomoże, potraktuj to jako wyzwanie dla tej swojej gryfońskiej odwagi, którą tak bardzo cenisz.

Trzy, Granger. Ani więcej, ani mniej.

Odeślij mi je, gdy tylko skończysz, a ja prześlę Ci kolejne zadanie.

D.M.

Pod jego listem, jak się spodziewała, znajdowały się ich kwestionariusze z Szkarłatnego Zakonu oraz odpowiadająca im lista preferencji seksualnych. Choć wiedziała, że to irracjonalna reakcja, odwróciła wzrok na ich widok. Nie dlatego, że było jej wstyd ani przed nim, ani przed swoim pożądaniem, ale dlatego, że rzeczywistość ich układu w świetle dnia była o wiele trudniejsza do logicznego zaakceptowania, niż początkowo zakładała.

W piątkową noc, gdy obudziła się wtulona w jego pierś, zauważyła, że zdjął marynarkę, gdy spała, i transmutował ją w lekką kołdrę. Była bezwładna i ciepła, otulona jego ramionami i bezpiecznie zamknięta w jego objęciach. Zajęło jej kilka minut, zanim w pełni oprzytomniała, a gdy w końcu to zrobiła, zobaczyła, że przygląda się jej z rozbawionym uśmiechem.

— Dobry wieczór, Granger.

Jego swobodny ton natychmiast przypomniał jej, że ich sesja dobiegła końca, i poderwała się z jego kolan tak szybko, jak tylko mogła, starając się nie potknąć o własne nogi. Nawet bez lustra wiedziała, że wygląda okropnie. Jej włosy były potargane, loki sterczały we wszystkie strony, transmutowana kołdra ledwo zakrywała ją od piersi do kolan, a na szyi wciąż czuła ślad po jego zębach.

Próbowała przeprosić za to, że na nim zasnęła, ale on szybko wstał i zbył jej przeprosiny. Zazwyczaj nie robiła takich rzeczy… Nawet podczas krótkich przygód na jedną noc nigdy nie czuła się aż tak senna ani tak zadowolona po wszystkim. Ale on nie chciał o tym słyszeć.

— Jestem niemal pewien, że to oznacza, iż dobrze wykonałem swoje zadanie — powiedział, unosząc jej podbródek jednym palcem.

Gdzieś w czasie, gdy spała, zdążył doprowadzić się do porządku. Jego pasek był znów zapięty, koszula starannie wsunięta w spodnie, a na nim samym nie było śladu tego samego chaotycznego spustoszenia, które nosiła na sobie ona.

Myśląc o tym, ponownie się zarumienił. Jego zdolność do zachowania zimnej krwi, podczas gdy ona rozpadała się na kawałki, stawał się jej nową obsesją. Wkrótce potem, gdy zaczarowała koc, by przekształcić go w nową sukienkę, w której mogła się teleportować do domu, pożegnał się z nią, obiecując wysłać sowę w ciągu tygodnia.

Jej eksperyment z dominacją i uległością miał być tylko tymczasowy, miał być sposobem na odkrycie własnej seksualności i znalezienie tego, co lubi, by mogła później wnieść te elementy do swoich przyszłych związków. Nie miał stać się okazją do rozpoczęcia sekretnej relacji z jedynym mężczyzną, który mógłby zrujnować jej reputację, ani do tego, by tak szybko upadła przed nim na kolana.

Najgorsze było jednak to, jak bardzo tego pragnęła. Naiwnie założyła, że znajdzie jedynie przelotne zainteresowanie lub klucz do własnych orgazmów. Miała to być szybka lekcja, coś, czego mogłaby się nauczyć i wykorzystać na własną rękę. Nie przewidziała jednak, że smak tej przyjemności wywoła w niej wszechogarniające pragnienie. Ani że będzie bezbronna wobec dynamiki, którą odkryła z Malfoyem, gotowa i chętna na wszystko, co on zechce jej dać. To było przerażające, ale jej instynkt samozachowawczy ustępował miejsca brakowi kontroli nad własnymi impulsami.

Jej uczucia były chaotycznym wirem emocji, szarpiącym ją w każdą stronę. Rozpoznawała i nie mogła zaprzeczyć swojemu przyciąganiu do Malfoya, nawet jeśli intensywność jej nagłego pożądania sprawiała, że miała ochotę zaszyć się gdzieś na zawsze. Jej ciekawość względem jego sekretów nadawała sytuacji dodatkową warstwę skomplikowania – zawsze lubiła łamigłówki. I choć Malfoy porównał odkrywanie jej przyjemności do zagadki, nie miał pojęcia, że i ona zmagała się teraz ze swoją własną.

Nim.

Czy to część jej pożądania? Potrzeba rozszyfrowania go? Czy wszystko zniknie, gdy odkryje, co skrywa? A może z czasem stanie się jeszcze bardziej intensywne? Z lektur wiedziała, że relacja między dominującym a uległą – niezależnie od tego, jak swobodna – mogła stać się skomplikowana, jeśli obie strony nie były ostrożne. Przy tak wysokim poziomie zaufania i troski niemożliwe było całkowite oddzielenie się od emocji.

Pulsujący ból pojawił się za jej okiem i skrzywiła się. Zbyt intensywne myślenie czasem miało taki efekt, a jej próba zracjonalizowania wszystkiego w prostą, łatwą do przeanalizowania informację najwyraźniej była za dużym wyzwaniem dla jej umysłu o poranku.

Przegryzając wargę, spojrzała na pergamin, który jej wysłał. Choć miała wrażenie, jakby podchodziła coraz bliżej krawędzi urwiska, wiedziała, że nie będzie w stanie zignorować jego poleceń. Co więcej, chciała to zrobić – tak jak powiedziała mu kilka nocy wcześniej – pragnęła go, nawet jeśli ją to przerażało. To było prawdą, a była wystarczająco silna, by przyznać to sama przed sobą.

– W porządku – mruknęła do siebie, chwytając za pergamin. Załatwi to przed pracą, bo była dobrą uczennicą. Nie było sensu tego przeciągać, prawda?

Po prysznicu, kiedy skubała swoje śniadanie, jej oczy ponownie prześlizgnęły się po dokumentach. Pamiętała swoje odpowiedzi i swoją dość przeciętną listę zainteresowań.

Seks oralny
Zabawa rękoma
Stosunek
Opaski na oczy
Klapsy
Zabawki erotyczne
Stymulacja sutków

Nie żartował, gdy mówił, jak krótka była jej lista. Z grymasem zakłopotania nad własnym brakiem doświadczenia dopisała kilka dodatkowych pozycji.

Kobieca nagość / Mężczyzna ubrany
Podążanie za instrukcjami
Gra słowna
Deprywacja sensoryczna

Nie była do końca pewna, jak nazwać niektóre z rzeczy, które ją intrygowały—na przykład fantazję o tym, że daje jej instrukcje, by na niego czekała. By była na to gotowa, budując naturalne napięcie i sprawiając, że pragnęłaby go jeszcze bardziej, zanim choćby jej dotknął.

Tak jak pamiętała, jego lista była znacznie dłuższa i bardziej szczegółowa niż jej własna. Ocenione według różnych poziomów zainteresowania, jego preferencje wymagały dokładniejszego przyjrzenia się. Podczas ich pierwszej nocy rzuciła na nią tylko pobieżne spojrzenie, bardziej koncentrując się na ilości wymienionych pozycji niż na ich wartości. Upijając łyk herbaty, spojrzała na nią raz jeszcze, próbując dostrzec jakiś schemat.

Po kilku chwilach zauważyła pewien trend. Najwyżej ocenione pozycje miały wspólny element kontroli i władzy—wiązanie, shibari, ograniczenia ruchu, doprowadzanie na skraj rozkoszy, gra z bólem—podczas gdy inne wydawały się bardziej poboczne, jakby były jedynie dodatkiem. Odgrywanie ról, zabawa w różnice wieku i seks grupowy miały tak niskie oceny, że praktycznie można było je uznać za zerowe.

Więc nie ma nic przeciwko, ale też go to nie ekscytuje. Przejechała językiem po dolnej wardze, analizując jego preferencje z rosnącym zainteresowaniem. Malfoy zawsze wydawał się wybredny i pedantyczny jako rozpieszczone dziecko, zdecydowanie nie jest typem, który otworzyłby się na wszystko i cokolwiek.

Jedynymi pozycjami, które zostały skreślone lub zaznaczone jako twarde granice, były te związane z prawdziwym bólem lub torturą. Nie tylko klapsy czy biczowanie, ale chłosta, pochodnie i zabawy z krwią. Drgnęła, czytając to, i poczuła ulgę, że nie musi nawet tego rozważać. Jednak jej spojrzenie zatrzymało się na ostatnich kilku granicach.

Brakowało na niej upokorzenia, knebli i degradacji.

W jej umyśle mignął obraz jednej z jej pierwszych lektur na ten temat, przypominając sobie zdjęcia knebli, które wtedy widziała. Niektóre były przeznaczone do swobodnego trzymania w ustach i mogły zostać wypuszczone, jeśli uległy potrzebowała mówić. Drugi typ, ten, który podejrzewała, że zaznaczył, był bardziej inwazyjny—uniemożliwiał mówienie, nawet jeśli coś było nie tak. W połączeniu z innym sposobem sygnalizowania granic, sprawiał, że wycofanie się z sytuacji było znacznie trudniejsze.

Odchylając się na krześle, Hermiona przyjrzała się jego liście, a przy okazji jemu samemu. Lubił władzę, pragnął jej, nawet, ale nie czerpał przyjemności z zadawania bólu. Był gotów spróbować wszystkiego, nawet jeśli nie było to jego osobistym wyborem. W połączeniu z jej doświadczeniem z ich wspólnego czasu miało to sens. Był najbardziej imponujący, gdy czuł się swobodnie i miał pełną kontrolę—jego osoba stawała się wtedy wręcz hipnotyzująca, a ona miała trudności, żeby mu odmówić. Ale nie chciał używać tej siły do okrucieństwa czy krzywdzenia.

To, co zobaczyła, zgadzało się ze wszystkim, co jej powiedział i o czym ją zapewnił, a jednocześnie przeczyło każdemu założeniu, jakie miała na jego temat w przeszłości.

Poczucie winy nadało jej zaciekawieniu bardziej mroczny wydźwięk, przypominając, jak okropnie się zachowywała. Teraz bolało ją to, wiedząc, że prawdopodobnie go zraniła, nawet jeśli nie miała takiego zamiaru. Gdyby nadal był tym dawnym Malfoyem? Nie przejęłaby się tym. Pozwoliłaby sobie na sprawiedliwy gniew, wbijając pięty w ziemię i robiąc wszystko, by poczuł pełną siłę jej furii.

Ale teraz… Teraz to wydawało się nie na miejscu. Dzięki większemu zrozumieniu, choć nadal niepełnemu, potrafiła dostrzec przynajmniej część jego perspektywy. Może niekoniecznie podobały jej się jego motywacje, ale doceniała jego szczerość i to, co przeszedł. Jako dorosła kobieta potrafiła przyznać, że wojna nie była tak czarno-biała, jak kiedyś sądziła. Nie tylko Malfoy—podczas swojej pracy w Ministerstwie spotkała wielu ludzi, którzy z różnych powodów nie mogli opowiedzieć się po żadnej ze stron. Ze względu na własne bezpieczeństwo, czy bezpieczeństwo swoich bliskich, dzieci, rodziców, społeczności, które od nich zależały. W idealnym świecie wszyscy mogliby walczyć, ale świat nie był idealny i nigdy nie będzie.

Westchnęła, odrzucając te myśli, i ponownie podniosła pióro. Przyglądając się liście, kilka pozycji wyróżniło się na tle reszty. Kiedy wcześniej przeglądała każdą z nich z neutralnej perspektywy, wiele wydawało się zbyt onieśmielających, by chcieć ich spróbować, albo po prostu niepotrzebnych. Wydawało się nielogiczne dodawać sobie więcej do rozważenia, skoro próbowała znaleźć proste rozwiązanie, ale zaczynała rozumieć, że problemem nie było zbyt wiele rozpraszaczy—lecz ich brak.

Szybko zakreśliła trzy pozycje.

Lekkie krępowanie
Wojeryzm
Ogrzewanie penisa

Sama myśl o ostatnim sprawiła, że poczerwieniała, jej skóra zapłonęła od wewnątrz. Na początku nie dostrzegała w tym nic ekscytującego. Wydawało się niezręczne i lekko niewygodne, jeśli miała być szczera. Ale teraz… Wyobrażając sobie siebie na jego kolanach, całkowicie nagą, z jego członkiem wyswobodzonym z eleganckiego garnituru? Powoli opuszczając swoje ciało, ale nie mogąc się poruszać? Nie mogąc poruszać biodrami? Być zdana na jego łaskę, dopóki nie zdecyduje się jej zerżnąć?

Mógłby rozkazać jej, by pozostała w bezruchu, sprawdzając, ile była w stanie znieść i jak długo mogła to wytrzymać. Mógłby mocno trzymać jej biodra, aż zaczęłaby błagać, by mogła się ruszyć, wyzywając ją, by była grzeczną małą czarownicą i podążała za jego instrukcjami—wszystko to, będąc nabitą na niego do granic swoich możliwości.

Mogłaby… Wypuściła drżący oddech, zdając sobie sprawę, jak szybko zatraciła się w kolejnej fantazji. Ciepło zaczęło pulsować między jej udami, znajomy, głęboki ból narastał z każdą sekundą.

Na Merlina. On zamieniał ją w kompletny chaos.

 


 

— Na kolana.

Rozkazujący ton Malfoya przesłał upajający dreszcz strachu przez żyły Hermiony. Gdy tylko zjawiła się w ich pokoju w Szkarłatnym Zakonie, on już na nią czekał. Siedział swobodnie w tym samym fotelu, w którym spędzili czas podczas ich ostatniej wizyty, i nie dał jej nawet chwili na przyzwyczajenie się do otoczenia, zanim wydał jej pierwszy rozkaz.

Jego nogi były szeroko rozstawione, jedna stopa wysunięta nieco do przodu, a ramiona rozpostarte na skórzanych podłokietnikach. Granatowy garnitur odbijał chłodne światło w jego oczach niczym wzburzone morskie fale. Kiedy nie posłuchała od razu, uniósł swoją jasną brew.

— Nie będę się powtarzał.

Hermiona zmusiła swoje ciało do ruchu, podchodząc do środka pokoju. Stolika do kawy już nie było, a w jego miejscu znajdowała się cienka, czarna poduszka. Bardziej przypominała płaski, kwadratowy klęcznik niż klasyczną poduszkę, ale Hermiona natychmiast zrozumiała jej przeznaczenie. Widziała podobne zdjęcia—ułożone ciała uległych, starannie ustawione w różnych pozach, demonstrujące posłuszeństwo i zrozumienie dla swojej roli.

Przełknęła ślinę i powoli opadła na podłogę, opierając kolana i piszczele w miękkiej powierzchni. Gdy zaczęła siadać na piętach, Malfoy uniósł dłoń.

— Stop.

Jego spojrzenie prześlizgnęło się po niej, oceniając jej wygląd. Zostawiła włosy związane w warkocz po popołudniowych porządkach, ale zamiast znoszonych dżinsów i poplamionego t-shirta, wybrała na to spotkanie prostą szarą sukienkę. Nie było w niej nic wyjątkowego, ale pamięć o tym, jak łatwo ostatnim razem miał dostęp do jej nóg, wystarczyła, by upewnić się, że już nigdy nie założy niczego, co mogłoby ograniczyć ruchy jej—lub jego dłoni.

Zamrugał kilka razy, zastanawiając się nad kolejnym poleceniem. Jej ciało instynktownie się poruszyło, a gdy jej dłonie zacisnęły się na materiale sukienki, w jego oczach pojawiła się czujność.

— Zdejmij ją.

— Już? — Jej oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu, a panika zaczęła w niej narastać. To było szybciej niż cokolwiek, co do tej pory robili—żadnej rozgrzewki, żadnego wprowadzenia, żadnego czasu na oswojenie się z sytuacją.

Najwyraźniej Malfoy skończył czekać.

— Tak — Potwierdził bez cienia wahania. — Chyba że przyszłaś tutaj w innym celu?

Wcześniej tego tygodnia nie odpisał, gdy wysłała mu swoją zaktualizowaną listę zainteresowań. Jego jedyny list zawierał krótką, ostro sformułowaną wiadomość—by zastanowiła się nad swoim bezpiecznym słowem.

Przygotuj sobie hasło bezpieczeństwa do soboty. Przyda ci się szybciej, niż myślisz, więc wybierz je mądrze.

D.M.

Oczyściła gardło, prostując ramiona i unosząc podbródek. W jego oczach przemknęło zaskoczenie, ale nie przerwał jej.

— Nie. Po prostu jestem ciekawa, dlaczego…

— Dlaczego nagle ci rozkazuję? Jak twój Dominant powinien? — Malfoy pochylił się do przodu, opierając łokcie na kolanach i spoglądając na nią twardym wzrokiem. Na jej miejscu na podłodze byli niemal na tej samej wysokości. — Czyż nie o tym myślałaś w zeszłym tygodniu? Nie fantazjowałaś o tym, tam przy regale? Że wezmę cię z zaskoczenia i nie dam ci szansy na odmowę? Czy już zmieniłaś zdanie?

Jej odpowiedzią było powolne potrząśnięcie głową. Nie. Nie zmieniła.

— A może zapomniałaś, gdy mówiłem ci, że jeśli się zdecydujesz, jeśli wybierzesz mnie, nie będzie odwrotu? Nie miałaś z tym problemu, gdy pieprzyłem twoją delikatną rączkę. Czy to nie tego chciałaś? Nie to nie to miałaś na myśli, gdy błagałaś, by móc dotknąć mojego kutasa?

Jej palce mimowolnie zadrżały na wspomnienie, a w gardle poczuła suchość, jakby została uwięziona w pułapce. Miał rację—co do wszystkiego.

— To miałam na myśli.

— Dobrze — Jego głos był stanowczy i rzeczowy. — To uznaj to za swoją pierwszą oficjalną lekcję bycia moją uległą. Zobaczymy, jak dobrze się przygotowałaś.

Moja uległa.

To określenie rozgrzało jej wnętrzności, mieszając ciepło podniecenia z chłodnym niepokojem przed tym, co nieznane. Rozdarło ją to na dwie części—nie wiedziała, czy pragnęła więcej, czy powinna uciekać.

Logika podpowiadała jedno, ale ciało wiedziało lepiej. Gdy nie odpowiedziała, Malfoy przechylił głowę lekko na bok.

— Dostałaś polecenie, by wybrać swoje słowo bezpieczeństwa. Zrobiłaś to? 

Kolejna fala niepokoju stłumiła narastające podniecenie. Hermiona przygryzła wargę, czując, jak jej wcześniejszy pomysł—wydający się tak sprytny jeszcze tego ranka—teraz zbladł pod jego surowym spojrzeniem.

— No? — ponaglił.

Hermiona opuściła wzrok na poduszkę pod swoimi kolanami i policzyła do trzech, by zebrać odwagę. Znalazła ją, ukrytą głęboko w piersi, i podniosła oczy, aż napotkała jego spojrzenie.

— Hardodziob.

Refleks Malfoya był szybki, ale nie na tyle, by całkowicie ukryć swoje zaskoczenie, które przemknęło przez jego rysy. Jego usta zacisnęły się lekko, a brew uniosła w górę, gdy przetwarzał jej wybór.

— Sprytne.

Zawahał się, potrząsając głową i przejeżdżając językiem po ostrym czubku swojego siekacza. Hermiona zauważyła ten ruch, jego pewną siebie, niemal drapieżną postawę, i zanim zdążyła się powstrzymać, pozwoliła sobie opaść na pięty, chcąc zwiększyć dystans między nimi. Czuła, jak serce pulsuje jej w szyi, bijąc mocno, gdy czekała na jego reakcję. Może naiwne było sądzić, że najpierw o tym porozmawiają. Nie sądziła, że od razu będzie musiała klęknąć przed nim i wyznać swoje  bezpieczne słowo z pozycji na podłodze.

Zażenowanie zaczęło rozgrzewać jej uszy—nie tyle z powodu nieudanego żartu, ale przez to, jak wystawił ją na próbę.

Nie znosiła porażek.

Malfoy powoli podniósł się z miejsca, nie odrywając od niej wzroku. Jego postawa była pewna i dominująca, a Hermiona musiała zadrzeć głowę w górę, by na niego spojrzeć.

— Jesteś z siebie dumna? — zapytał niskim tonem. Nie było w tym oskarżenia, ale nie dostrzegła w nim też rozbawienia.

Hermiona uniosła lekko ramię. 

— Uznałam to za zabawne, tak.

— Wiesz — zaczął, robiąc krok w bok, by zacząć okrążać jej ciało. Jego dłoń prześlizgnęła się delikatnie po jej warkoczu, a ona powstrzymała dreszcz. Ten gest, w tak bezpośredniej sprzeczności z jego twardą postawą, był zapewne zamierzony. Chciał, by nie wiedziała, czego się spodziewać. — Inni Dominanci mogliby uznać to za brak szacunku.

— A ty? — spytała, zerkając na niego, gdy przeszedł na drugą stronę.

— Czy by cię to obchodziło? — w jego głosie słychać było wyzwanie, a on skrzyżował ramiona na piersi.

Tak. Odpowiedź pojawiła się, zanim zdążyła ją przemyśleć. Tak, obchodziłoby ją, gdyby go uraziła. Ich układ opierał się na zaufaniu, które według niej było jedną z form szacunku. Do tej pory Malfoy nie zrobił nic, by ją zlekceważyć. Nie wydawało jej się właściwe i celowe obrażanie go, gdy on tak konsekwentnie traktował ją z uwagą.

— Tak, obchodziłoby mnie.

Jego dłoń uniosła się i opuszkami palców musnął jej szczękę. 

— I dlatego, moja droga, nie oszczędzę ci dziś klapsów.

Hermiona gwałtownie nabrała powietrza i odwróciła wzrok. Serce nadal jej waliło, ale resztki zażenowania ustąpiły miejsca ciepłu, jakie wywołały jego słowa. Nadal pamiętała, jak dobrze czuła się z jego dłonią na swoich pośladkach tamtej nocy, jak każdy klaps sprawiał, że jej wnętrze pulsowało.

Na przeprosiny uniosła rękę do boku sukienki i rozpięła suwak. Gdy materiał się rozluźnił, zacisnęła na nim palce, podciągnęła go przez głowę i pozwoliła mu opaść na podłogę, zostawiając go w nieładzie przy kanapie.

Stoicka maska Malfoya złagodniała, a jego usta uniosły się w pełnym satysfakcji uśmiechu.

— Jesteś grzeczną dziewczynką, Hermiono.

Jego słowa sprawiły, że jej serce zadrżało—ale nie była pewna, czy z powodu pochwały, czy tego, że użył jej imienia. Jakby odwoływał się do niej w sposób, w jaki nie mógł, kiedy wołał ją w dzieciństwie po nazwisku.

Czy on czuł to samo, gdy ona wypowiadała jego imię?

— Połóż dłonie na kolanach, wewnętrzną stroną w dół," polecił jej, wracając przed nią na miejsce i opadając z powrotem na fotel.

Zrobiła, co kazał, prostując plecy i biorąc głęboki oddech. Zimne powietrze w pokoju sprawiło, że dostała gęsiej skórki, prawie całkowicie odsłonięta, poza czarnym stanikiem i majtkami. Nie było w nich nic szczególnego—żadnej koronki, jedwabiu, tylko zwykły, prosty komplet. Ale przynajmniej pasowały do siebie. Większość jej bielizny była bardziej praktyczna niż ładna, ale Draco i tak patrzył na nią z wyraźnym uznaniem.

Rozsiadając się wygodnie, zatrzymał się na chwilę, by nasycić się widokiem. Jego spojrzenie błądziło po piegach rozsianych na jej ramionach i dekolcie, sunęło niżej, zatrzymując się na krawędzi stanika, potem przesunęło się po brzuchu, aż w końcu spoczęło na jej udach. Hermiona poruszyła się lekko, jakby mimowolnie, a ciepło zaczęło gromadzić się między jej nogami pod wpływem jego spojrzenia. Było w nim coś przejrzystego, oczywistego—pożądanie.

— Piękna. Rozsuń kolana trochę szerzej.

Zrobiła to, a on skinął głową. Chłodny przeciąg musnął jej nagą skórę, sprawiając, że zarumieniła się lekko od samej świadomości tego, jak jest przed nim odsłonięta. Gdyby była całkiem naga, bez wątpienia dostrzegłby, jak zaczyna robić się wilgotna.

I wszystko to tylko dlatego, że mówi mi, co mam robić.

Otrząsnęła się, odrzucając włosy na plecy, gotowa na kolejne polecenie. Gdy oblizał wargi, poczuła, jak jej brzuch zaciska się w oczekiwaniu.

— Ręce za głowę, łokcie na boki. Spleć palce.

Pozycja ta wypchnęła jej piersi do przodu, napinając materiał stanika. Sutki stwardniały, a jej oddech spłycił się, ale wytrzymała.

Draco oparł dłoń na szczęce, powoli przesuwając kciukiem po dolnej wardze. Kilka jego palców było ozdobionych grubymi, metalowymi pierścieniami, a światło odbiło się od monogramu „M”, gdy ręka zatrzymała się w blasku lampy. Jego oczy ciemniały z każdą chwilą, a na jego spodniach zaczęło rysować się wybrzuszenie.

— Powiedz mi, o czym teraz myślisz.

To nie było pytanie, tylko rozkaz. Kiedy Hermiona znalazła w sobie słowa, jej głos zabrzmiał słabiej, niżeli tego chciała.

— O twoich ustach na mojej piersi.

Mogła to sobie wyobrazić—jego gorący język ślizgający się po jej sutkach, liżący, ssący i przygryzający wrażliwą skórę, podczas gdy ona tłumiłaby swoje spragnione westchnienia. Wiedziała, że drażniłby ją, sprawiając, że ledwo utrzymywałaby swoją pozycję, nagradzając ją mocnymi uściskami na biodrach, żebrach, talii, gdyby jej się to udało.

Wydał z siebie niski, rozbawiony dźwięk, ale jeśli się uśmiechnął, jego dłoń to przysłoniła. 

— Dobrze wiedzieć, że myślimy podobnie — Przesunął się nieznacznie w fotelu. — Zdejmij dla mnie stanik, proszę.

Palce Hermiony zadrżały, gdy sięgnęła za plecy, próbując rozpiąć zapięcie. Nerwowość zapiekła ją pod żebrami, ale skupiła się na zadaniu, zamiast pozwolić, by jej zawstydzenie wróciło. To nie było jak wcześniej, kiedy była tak rozgrzana, że nie obchodziło jej, czy jest naga, czy to, że Malfoy jednym ruchem różdżki usunął każdy skrawek materiału z jej ciała.

Teraz czuła każdy ruch. Każdy centymetr skóry, który przed nim odsłaniała, i z jaką chęcią robiła to z własnej woli. Wybierała to. Z nim. Dla niego.

Gdy stanik opadł na stos ubrań obok sukienki, zacisnęła palce w pięści na swoich udach.

— Piękna — wyszeptał, a jej sutki zesztywniały jeszcze bardziej pod jego spojrzeniem.

— Dziękuję.

Gdy jej pierś unosiła się i opadała w rytmie oddechu, jego oczy śledziły każdy ruch z niewzruszoną uwagą. Hermiona poruszyła się lekko, zbliżając ramiona do siebie i splatając dłonie w ciasnym uścisku na kolanach. Jego spojrzenie natychmiast przeniosło się na jej twarz.

— Granger — powiedział ostrzegawczo, a ciepło rozlało się po jej klatce piersiowej.

Tym drobnym ruchem przycisnęła piersi do siebie, jeszcze bardziej eksponując je na jego spojrzenie. Draco rozchylił nozdrza.

— Jestem o centymetry od rzucenia cię z powrotem na podłogę i pieprzenia tak mocno, że przez następny tydzień będziesz miała otarcia na plecach. Twoje prowokacje utrudniają mi zachowanie spokoju.

— Przykro mi — Nie było jej przykro.

— Wcale nie jest ci przykro — wychwycił to od razu, niemal zanim sama zdążyła o tym pomyśleć. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, który zakradł się na jej usta.

Jego wcześniejsze słowa sprawiły, że poruszyła biodrami, a w jej podbrzuszu rozlała się znajoma fala gorąca. Choć to był już ich czwarty raz w Szkarłatnym Zakonie, wciąż nie uprawiali seksu. Nawet się nie pocałowali, na Merlina. Jej uśmiech powoli zniknął.

— Jeśli tak bardzo tego chcesz, to dlaczego jeszcze nie posunąłeś się dalej? Czy nie o to właśnie chodzi? — Tylko przez moment zastanawiała się, czy się nie odezwać, ale potrzebowała odpowiedzi.

Draco pochylił się lekko do przodu, a teraz była na tyle blisko, że dostrzegła, jak czerń zaczyna ustępować z jego szarych oczu.

— Tu — zrobił krótką pauzę, pozwalając spojrzeniu powoli zsunąć się po jej ciele, — chodzi o ciebie. Pamiętasz? O naukę. Rozebranie cię na części, by zobaczyć, co sprawia, że działasz. Żeby potem poskładać cię na nowo i sprawić, byś działała lepiej.

Hermiona wypuściła z siebie sfrustrowane westchnienie i zacisnęła palce na udach.

— Boisz się, że nadal cię nie chcę.

Jego brwi uniosły się na to oskarżenie.

— Och, kochanie, uwierz mi—wiem, że chcesz. Widzę to za każdym razem, gdy wydaję ci polecenie. Twoje źrenice rozszerzają się, ilekroć nazwę cię grzeczną dziewczynką i powiem, jaka jesteś piękna. Widzę to w sposobie, w jaki reaguje twoje ciało, gdy tylko mnie dostrzegasz, niezależnie od tego, czy tego chcesz, czy nie. Myślisz, że nie zauważyłem, jak przygryzasz wargę albo poruszasz biodrami, gdy zaczynasz robić się dla mnie mokra? Sądzisz, że nie wiem, co dokładnie chodzi ci teraz po głowie? Mogę ci obiecać jedno—wiem więcej, niż ci się wydaje. I im szybciej to zaakceptujesz, tym lepiej dla ciebie.

Gdy skończył mówić, Hermiona ledwo mogła złapać oddech. To wszystko było prawdą.

— Więc co myślę teraz?

Draco przechylił lekko głowę, pozwalając, by cisza przeciągnęła się między nimi. Zwilżył dolną wargę językiem, obserwując jej reakcję.

— Że frustruje cię ta nierówność władzy, tak samo, jak ją uwielbiasz.

Frustracja niemal zmusiła ją do wstania, bo miał rację. Rozkoszowała się tym niemal tak samo, jak tego nienawidziła.

— Myślę, że mniej martwi cię to, dlaczego jeszcze cię nie pieprzyłem, a bardziej to, że cię nie pocałowałem. Że nie dałem ci tej codziennej bliskości, do której przywykłaś z innymi mężczyznami, tak żebyś mogła mnie wrzucić do tej samej, uporządkowanej szufladki co resztę.

— To nieprawda — rzuciła szybko, ale słyszała w swoim głosie fałsz.

Draco zacisnął usta w niedowierzaniu, opierając łokcie o kolana. Wyglądał całkowicie swobodnie, mimo że ona klęczała przed nim, niemal naga.

— Nie? — Uniósł brew. — Więc nie chcesz, żebym cię pocałował?

Słowa uwięzły jej w gardle i wiedziała, że nie odpowie bez zdradzenia się. Część niej—ta miękka, spragniona—potrzebowała jego ust na swoich. Chciała wiedzieć, jakie były w dotyku. Czy całowałby ją z brutalną siłą? Czy może jego usta byłyby miękkie, zachęcające?

— Odpowiedz mi, Hermiono.

Jego rozkaz sprawił, że westchnęła i opuściła wzrok.

— Tak. Chcę. Czy to coś złego? Czy to takie straszne, że pragnę czegoś normalnego, znajomego w tym wszystkim?

— Wcale nie — Jego rysy odrobinę złagodniały. — Ale jeśli czegoś chcesz, oczekuję, że mi o tym powiesz.

— Dlaczego mam to mówić, skoro jesteś tak bystry, że i tak już wiesz, co myślę? — rzuciła wyzywająco, krzyżując ramiona na piersi.

Jego klatka piersiowa uniosła się na głębokim oddechu, a potem powoli wstał. Nie spojrzał na nią od razu. Zamiast tego zaczął odpinać marynarkę, którą następnie starannie odłożył na oparcie fotela. Potem sięgnął do srebrnych spinek przy mankietach.

— Wstań.

Nie musiał mówić tego dwa razy. Uniosła się na chwiejnych nogach, czując mrowienie w łydkach, gdy wracało do nich krążenie.

— Przejdź na drugą stronę kanapy, twarzą do mnie. Oprzyj ręce o oparcie.

Niepokój zaczął zaciskać się w jej żołądku, ale posłusznie wykonała polecenie. Gdy znalazła się na miejscu, on zdjął spinki i zaczął podwijać rękawy swojej koszuli, odsłaniając jasną skórę swoich przedramion. Jej oddech uwiązł w gardle, gdy jego ręka opadła wzdłuż ciała, odsłaniając wyblakły, zamazany kontur Mrocznego Znaku.

Wyglądał jak blizna, ciemna i nierówna, jakby zapadł się pod jego skórę.

— Zwykle go maskuję — powiedział, podchodząc do niej powoli. — Przeszkadza ci?

Jego ton był niezwykle swobodny jak na sytuację, w której się znajdowali. Gdyby miała opaskę na oczach, mogłaby pomyśleć, że pyta ją, czy przeszkadza jej pogoda, a nie dowód jego błędów.

— Ja… — Zawahała się, przełykając gulę w gardle. Nie była pewna, czy to przez niepokój związany z tym, co miał zamiar zrobić, czy przez Mroczny Znak. — Nie tak bardzo, jak myślałam, że mógłby.

W końcu wybrała szczerość. Nadal był to brzydki, przerażający symbol, ale nie napawał jej obrzydzeniem ani strachem tak, jak się tego spodziewała. Był zmieniony, jakby próbował się go pozbyć, i nie wyglądał już tak samo jak kiedyś.

Jak on, pomyślała, gdy stanął za nią.

— Dziękuję za twoją szczerość, kochanie — powiedział, gdy zerknęła na niego przez ramię. — Ale obawiam się, że źle się wyraziłem wcześniej, mówiąc, że dziś obejdzie się bez klapsów.

— Co?! — Próbowała się odsunąć, ale jego dłonie mocno chwyciły jej biodra, unieruchamiając ją w miejscu, zanim zdążyła wykonać choćby krok.

— To nie tylko kara, obiecuję — w jego głosie pobrzmiewało rozbawienie, ale uchwyt, jakim ją obdarzył, nie pozwalał jej się obrócić. — Choć początkowo może tak się wydawać. Traktuj to jako lekcję, karę i nagrodę w jednym.

— Przepraszam, nie wiem, dlaczego… — próbowała powiedzieć, desperacko szukając sposobu na przeprosiny. Wiedziała, że była buntownicza, ale teraz było już za późno na skruchę.

Przerwał jej, rozstawiając jej nogi szerzej.

— Dlaczego naciskasz? Oczywiście, że wiesz. Chwytasz się każdej odrobiny kontroli, jaką jesteś w stanie zdobyć. Ale zapominasz, że jestem tutaj po to, by ci ją odebrać. To jest twój problem, Hermiono. Zapominasz, że zawsze dam ci to, czego chcesz, nawet jeśli będziesz się opierać.

Jego dłoń opadła na jej plecy, popychając ją w dół, aż jej policzek przycisnął się do skórzanej kanapy, a plecy były całkowicie proste. Z szeroko rozstawionymi nogami i wypiętymi biodrami rozpaczliwie zacisnęła palce na oparciu kanapy, by nie stracić równowagi.

— Mmm, nie, tak nie będzie — skarcił ją. Poczuła, jak jego dłoń opuszcza jej plecy, a chwilę później usłyszała szelest materiału. — Ręce za plecami.

Ostrożnie, powoli, wykonała jego polecenie. Znane jej uczucie strachu wirowało w jej piersi, więc wzięła kilka głębokich oddechów, by uspokoić przyspieszone bicie serca. Gdy jego dłoń owinęła się wokół jej nadgarstków, drgnęła.

— Spokojnie — uspokajał ją, ale tylko się spięła, gdy poczuła coś chłodnego i twardego zaciskającego się luźno wokół jej nadgarstków. Obróciła głowę i jej serce zamarło. Jego pasek.

— Nie — wyszeptała. — Proszę, ja…

— Boisz się — jego głos pozostał spokojny, gdy zacisnął skórę wokół jej rąk. — Ale obiecuję ci, że wszystko jest w porządku. Powiedziałaś, że spróbujesz lekkiego krępowania, prawda? I masz swoje bezpieczne słowo, jeśli go potrzebujesz. Teraz pociągnij.

Poczuła dwa lekkie stuknięcia w lewą dłoń. Niepewnie szarpnęła. Pasek był owinięty wokół jej nadgarstków w taki sposób, że czuła niewielką przestrzeń między skórą a swoim ciałem. Poruszyła rękami. Strach zaczął ustępować, gdy uświadomiła sobie, że więzy nie są wcale tak ciasne—były stosunkowo luźne, na tyle, że jeśli się uprze, mogłaby się wyswobodzić. Nie byłoby to łatwe ani natychmiastowe, ale było możliwe.

Związał ją, ale dał jej wystarczająco dużo luzu, by mogła się oswobodzić, jeśli tego zapragnie.

Wypuściła oddech z ulgą, dociskając policzek mocniej do kanapy.

— Dziękuję.

Pasek wciąż ciężko spoczywał na jej skórze i nie mogła się powstrzymać przed próbą wyswobodzenia dłoni trochę bardziej. Gdy jej dłoń zaczęła się wysuwać z pętli, zatrzymała się. Kiedy wsunęła ją z powrotem, Draco ścisnął jej biodro w sprawdzającym geście.

— Dobrze. W momencie, gdy się oswobodzisz, to się skończy, Hermiono, tak jak i wtedy, gdybyś użyła swojego hasło bezpieczeństwa. Musisz zdecydować się na uległość… Możesz to dla mnie zrobić?

Dawał jej ostatnią możliwość ucieczki. Jej kolana zaczęły drżeć, więc przesunęła ciężar ciała, by się ustabilizować.

— Tak — powiedziała w końcu.

Dłoń Draco przesunęła się na jej talię, jego dłoń gładko sunęła po jej skórze. Druga dołączyła do niej, swobodnie ją pieściła, jego palce wędrowały wokół jej żeber i brzucha, aż do gumki jej majtek, po czym znów się cofały. Każde muśnięcie rozgrzewało jej skórę, a gdy pochylił się nieco, by chwycić w dłoń jej swobodnie opadającą pierś, przygryzła wargę, tłumiąc jęk.

Pochylając się nad nią, jego biodra przycisnęły się do jej pośladków i lekko się o nią otarł, jednocześnie szczypiąc jej sutek.

— Och! — zesztywniała, jej ciało instynktownie odchyliło się ku niemu. Gorąco rozlało się po jej ciele, czując jego twardość przez materiał garnituru, i zacisnęła powieki, gdy jego druga dłoń dała jej drugiej piersi tyle samo uwagi.

— Dwie poprzednie pozycje, w których cię ustawiałem, były bardziej do odpoczynku lub ekspozycji — zaczął Draco, odsuwając się. — Chociaż zawsze szczególnie lubiłem tę, ponieważ sprawdza się zarówno w pozycji stojącej, jak i klęczącej.

W tej pozycji była całkowicie na jego łasce, a dreszcz przebiegł przez jej ciało, gdy jego dłonie ponownie spoczęły na jej biodrach, palce zaczepione o brzegi majtek.

— Zdejmijmy to, dobrze?

Ściągnął z niej materiał jednym sprawnym ruchem, pozostawiając go wokół jej kostek. Gdy jedna dłoń spoczęła na jej pośladku, nie mogła się powstrzymać przed uniesieniem bioder, wygięciem pleców, by się przed nim zaprezentować. Instynktownie poddała się tej pozycji, a jego palce zacisnęły się na jej skórze.

Draco wypuścił ostry oddech.

— Kurwa — zaklął cicho. — Wyglądasz idealnie, kochanie. Ale zaraz będziesz wyglądać jeszcze lepiej.

Zanim zdążyła się zastanowić, co miał na myśli, jego lewa ręka uniosła się i mocno chwyciła pasek, którym związane były jej ręce. Pociągnął go w dół, skutecznie ograniczając jakikolwiek ruch, na jaki mogłaby sobie pozwolić.

– Licz dla mnie – polecił, a jego druga dłoń natychmiast uderzyła w miękką skórę jej pośladków.

Hermiona krzyknęła na nagły, ostry impuls bólu. 

— Jeden.

Napinała się pod jego uściskiem, ale on nie przestawał. 

— Dwa.

Przy trzecim razie się zatrzymał, przyciskając dłoń do jej skóry. Zaczynało piec, ciepło rozlewało się coraz mocniej. Z doświadczenia wiedziała, że zanim stanie się lepiej, najpierw zrobi się znacznie gorzej.

— Jesteś mądrą dziewczyną – powiedział, zmieniając rękę, by skupić się na drugiej stronie. – Powiedz mi, dlaczego ważne jest, żebyś mówiła mi, czego chcesz?

Walcząc o słowa, opadła ciężko na kanapę. Jej policzek zagłębił się w miękką powierzchnię, tłumiąc głos, ale znała odpowiedź – wyczytała to w swoich badaniach. I on też to wiedział.

— Jasna komunikacja jest konieczna, aby… – jego dłoń spadła na miejsce pomiędzy pośladkiem a udem, a ona zająknęła się w połowie zdania – …aby partnerzy unikali błędów dotyczących granic i pragnień. Żeby nikt nie został skrzywdzony.

Kolejny raz, i kontynuowała. 

— Pięć.

— Dobrze. Ale jest jeszcze jeden powód.

Zliczała kolejne uderzenia, a pieczenie zamieniało się w rozpalony żar. Jej oddech stał się krótki i urywany, balansowała ciężarem ciała między stopami, czekając na następny klaps.

Draco się zatrzymał. 

— Jestem dumny z tego, że potrafię obserwować, Hermiono. Wpojono mi to od najmłodszych lat – musiałem być przebiegły, zawsze o krok przed innymi. Ale to, że potrafię odczytywać twoje reakcje i przewidywać twoje potrzeby, nie oznacza, że nie potrzebuję ich potwierdzenia. Muszę wiedzieć, że cenisz to tak samo jak ja. Że cenisz mnie na tyle, by powiedzieć mi, czego chcesz.

Im dłużej zwlekał, tym bardziej jej skóra mrowiła, ciepło rozchodziło się przez podbrzusze, osiadając między jej  nogami.

— Powiedziałam ci, a ty mi nie uwierzyłeś.

Łzy zaczęły zbierać się w kącikach jej oczu, mrugała szybko, by je odpędzić. Emocje zaczynały dławić jej gardło, tłumiąc rosnące w ciele podniecenie, a myśli wirowały w głowie. Nie miało to sensu – dlaczego płakała, kiedy ją karał?

Uwolnienie emocjonalne. Ta myśl przyszła za późno. Przypomniała sobie kilka artykułów, na które natknęła się w swoich badaniach przed aplikacją do Szkarłatnego Zakonu. Dominujący partner mógł wymusić uwolnienie emocji, łącząc ból i przyjemność, by przytłoczyć zmysły i sprawić, że wszystko w końcu się uwolni. I nagle, z brutalną jasnością, zrozumiała – jego brak wiary w jej pragnienia bolał. Nie wziął jej słów za pewnik, a choć logicznie potrafiła to zrozumieć, wciąż odrzucał jej zaloty.

Czy to dlatego naciskała? Czy to dlatego nadal czuła potrzebę, by z nim walczyć, zamiast po prostu się poddać? A może było w tym coś więcej?

Zanim pozwoliła swoim myślom uciec za daleko, jego głos sprowadził ją z powrotem do teraźniejszości. Jego ton był łagodny.

— Nie chodziło o to, że ci nie uwierzyłem. Chciałem, żebyś była całkowicie pewna. Wykorzystanie twojej chwili słabości… nie mógłbym tego zrobić. Nie zrobiłbym. Nie jestem takim człowiekiem.

Wiedziała, że ma rację. Nawet jeśli jej pragnienie stało się bardziej oczywiste, wciąż było splątane z całą gamą emocji, z którymi nie potrafiła sobie poradzić. Nadal mu nie ufała, ale wierzyła w każde jego słowo. Była nim zafascynowana, uległa pod jego twardym spojrzeniem i stanowczą ręką. Nie był jak żaden inny mężczyzna, o jakim mogłaby marzyć – był wszystkim, czego powinna nienawidzić. Nie powinna go chcieć, ani tego, co jej oferował… ale jednak chciała.

Odezwał się kiedy ona milczała.

— W tej sytuacji to ja jestem dominującym, ale oboje mamy swoją władzę, Hermiono. Musisz o tym pamiętać. Jestem tu po to, by dać ci przyjemność, by dowiedzieć się, czego naprawdę pragniesz. Ale twoja moc tkwi w tym, że to ty mi ją dajesz. Tak bardzo starasz się mnie sprowokować, walczysz, ale nie chcesz przyznać, że każdy mój ruch jest możliwy tylko dlatego, że mi na to pozwalasz.

Zmarszczyła brwi, próbując spojrzeć na niego przez ramię, ale ledwo mogła dostrzec jego twarz. Czy naprawdę wciąż miała taką kontrolę? Nawet będąc związana?

— Jeszcze trzy. Jesteś gotowa?

Zaciskając zęby, przygotowała się kolejnym skinieniem głowy. 

— Tak.

Były łagodniejsze niż poprzednie, ale każde uderzenie nadal iskrzyło w jej nerwach białym, gorącym bólem. Ponieważ krew zdążyła już osadzić się tuż pod powierzchnią jej skóry, była jeszcze bardziej wrażliwa, drżąc przy każdym kolejnym razie. 

– Osiem. Dziewięć. Dziesięć.

— Byłaś taka grzeczna, kochanie. Tak dobrze sobie poradziłaś – pochwalił ją Draco, gładząc delikatnie jej rozgrzaną skórę. Jego palce zanurzyły się między jej nogami, łatwo sunąc przez wilgoć. Dał jej chwilę na dojście do siebie, powoli przesuwając palcami po jej fałdkach. Ból zamieniał się w narastający pulsujący żar, a ona zadrżała. – Czy jesteś gotowa na swoją nagrodę?

Kiwnęła głową, jej policzek przesunął się po kanapie, ale on tego nie uznał.

– Chcę to usłyszeć.

Oblizała wargi i spróbowała ponownie. 

– Tak, Draco.

Jego odpowiedzią był delikatny uścisk na jej biodrze.

– Czerwienisz się w najpiękniejszym odcieniu różu, kiedy jesteś rozpalona. Sprawia, że mam ochotę posmakować każdego z tych małych piegów na twojej skórze – powiedział, a jego druga ręka puściła pasek, którym miała związane nadgarstki. Poruszyła ramionami, przymykając oczy na jego słowa, i instynktownie cofnęła biodra. Narastające między jej nogami pulsujące pragnienie stawało się coraz bardziej dojmujące, puste miejsce w jej wnętrzu domagało się jego dotyku, ale niemal bała się odezwać, ryzykując, że przerwie jego plany.

Chciała być jego grzeczną dziewczynką. Chciała być dobra, chciała go zadowolić, przyjąć to, co chciał jej dać, bo wiedziała, że pokocha każdą sekundę.

– Ponieważ jestem dziś hojny, pozwolę ci wybrać. Moje usta, czy mój kutas? Chciałaś obu, prawda?

Hermiona jęknęła, opierając czoło o skórzaną powierzchnię kanapy. Ciało między jej nogami pulsowało w rytm jej szybkiego bicia serca, a ona walczyła, by utrzymać trzeźwość myśli. Jego palce wciąż pieściły jej skórę, ale nie dostarczały jej wystarczającego nacisku, by uwolnić napięcie. Wręcz przeciwnie – tylko je potęgowały, sprawiając, że instynktownie przesuwała biodrami, gdy drażnił jej łechtaczkę, by zaraz znowu się cofnąć.

– Nie mogę mieć obu? – wyszeptała błagalnie, wijąc się pod jego dotykiem. Chciała wszystkiego – jego dłoni mocno trzymających jej biodra, gdy poruszał się pod nią, jego ust na swoich, kiedy wbijał się w nią głębiej. Chciała, by przygniótł ją swoim ciałem, popychając ją na podłogę każdym ruchem bioder, jej jęki tłumione przez jego pocałunki. Chciała być przez niego pochłonięta, całkowicie i bez reszty, wszystko naraz.

– Możesz mieć oba, gdy na to zasłużysz. – uderzył jej cipkę, a ona wygięła się, drżąc od fali przyjemności, która przeszła przez jej ciało. – A teraz wybierz.

Hermiona zakrztusiła się własnym oddechem, wychylając się w przód, błagając o więcej. 

– Pieprz mnie. Proszę, Draco…

Opadłaby na kolana, gdyby nie dał jej czegoś, czegokolwiek, by ulżyć palącemu pragnieniu między jej udami. O jego pocałunki mogła martwić się później.

Draco zamruczał rozbawiony, a jego palce wróciły do powolnych, długich pociągnięć. Pisnęła, kiedy zaczął drażnić jej wejście, wsuwając palce tylko na tyle, by poczuła nacisk, po czym ponownie się wycofując. Powtórzył to kilka razy, jej oczy zamknęły się w rozkoszy, a ledwo powstrzymywała się przed tym, by nie napierać mocniej na jego dłoń.

– Właśnie tak cię przelecę – powiedział, odsuwając dłoń. Usłyszała jego ruchy za sobą i cichy szept zaklęcia. – Patrz, Hermiono. Otwórz oczy.

Z trudem podniosła powieki, spoglądając w bok – i gwałtownie wciągnęła powietrze, gdy zdała sobie sprawę, co zrobił.

Po ich lewej stronie, oparty o ścianę, stało zaczarowane lustro. Było ogromne – wyższe od nich obojga i na tyle szerokie, by mogła dostrzec w pełnym odbiciu ich sylwetki. Nawet z tej odległości widziała czerwień na swoich pośladkach i udach, swoją nagą skórę kontrastującą z jego eleganckim strojem. Jego dopasowane spodnie i podwinięte rękawy wysłały przez jej ciało falę gorąca, a ona przygryzła wargę, tłumiąc jęk.

– Jesteś na mnie gotowa? A może potrzebujesz jeszcze trochę rozgrzewki? – zapytał, zabierając się do rozpinania swoich spodni, celowo zwlekając przy guziku i suwaku. Stojąc za nią, rozstawił szeroko nogi i zerknął między jej ciało a lustro. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, jego usta wygięły się w lekkim uśmiechu, czekając na jej odpowiedź.

– Jestem gotowa – skinęła głową, nie wstydząc się już swojej gorliwości. Czuła, że zaraz się udusi, jeśli nie da jej tego, czego tak bardzo pragnęła. Nie chciała czekać ani chwili dłużej – błagałaby go, jeśli by musiała. Było cudowne, jak potrafił całkowicie wyrwać ją z rzeczywistości, sprawić, że mogła zapomnieć o wszystkim poza nim. Kochała to. Rzadko kiedy mogła zdać się wyłącznie na instynkt, nie gubiąc się we własnych myślach i analizach. Ale to, z nim, było jedną z najbardziej wyzwalających rzeczy, jakich kiedykolwiek doświadczyła. – Chcę tego teraz, Draco. Proszę.

Spojrzał na nią ponownie, oblizując wargi, gdy wysunął swojego penisa z bokserek, zaciskając na nim dłoń. 

– Taka potrzebująca – wymruczał niemal do siebie, przesuwając czubkiem po jej mokrych fałdkach.

– Tego właśnie chcesz? – Potarł główkę o jej łechtaczkę, a ona jęknęła pod wpływem tego doznania.

– Tak – wykrztusiła. – Chcę tego. Chcę ciebie.

— Jesteś pewna, że ​​dasz radę?

Hermiona prawie nie potrafiła odpowiedzieć, jej wzrok utkwiony w widoku ich ciał, tak bliskich połączenia. Draco jedynie odsunął koszulę i bokserki, pozostając w pełni ubrany, by dać jej to, o co błagała. Jakby nie było nawet warto się rozbierać—liczyło się tylko to, by znaleźć się w niej. Ta myśl sprawiła, że zacisnęła mięśnie, a potem naparła na niego.

— Tak, mam swoje hasło bezpieczeństwa—mogę przerwać. Mogę znieś…

Zanim zdążyła dokończyć wyliczanie powodów, dla których była gotowa, wszedł w nią jednym płynnym, mocnym pchnięciem. Krzyknęła, czując, jak rozciąga jej wnętrze, a jej dłonie zacisnęły się, rozpaczliwie szukając oparcia, lecz znajdując jedynie powietrze.

— Tak, możesz — Słowa zabrzmiały niemal jak warknięcie, gdy walczył z sobą, by pozostać nieruchomym. Hermiona patrzyła na niego zahipnotyzowana, obserwując, jak jego ciało się napina. Lustro pokazywało jej wszystko—imponującą długość jego członka aż po napięcie w jego ramionach. Była nabita na niego tylko do połowy, a mimo to widziała, jak z trudem powstrzymuje się przed wepchnięciem się głębiej. By mu pomóc, zaczęła poruszać biodrami, powoli biorąc go głębiej. Z każdym ruchem wchodził nieco łatwiej, czubek jego erekcji ocierał się o jej wnętrze, napierając mocniej, gdy pracowała biodrami.

— Kurwa — przeklął, odchylając głowę do tyłu. Zajęło mu chwilę, by się opanować, ale gdy to zrobił, jego dłonie mocniej zacisnęły się na jej biodrach. Poczuła, jak coś twardego wciska się w jej skórę tuż nad kością biodrową, gdy przytrzymał ją mocniej. — Gotowa, kochanie?

Nie zdążyła mu odpowiedzieć, zanim wbił się w nią, zagłębiając się po nasadę. Krzyk, który wyrwał się z jej piersi, brzmiał na złamany i pełen bólu, ale nie miało to dla niej znaczenia—samo uczucie jego bliskości, w końcu—było wystarczające, by chciała zaszlochać z ulgi.

— Tak, Draco, tak — wykrzykiwała, gdy ten zaczął ją pieprzyć, mocnymi, długimi pchnięciami w stałym rytmie. Popchnął ją jeszcze bardziej do przodu, wpychając jej policzek w oparcie kanapy, aż musiała się od niej odpychać. Czuła każdy centymetr jego ciała, gdy wbijał się w nią, dając jej wszystko, o co prosiła.

— Czy tego właśnie chciałaś? Czy tego potrzebowała twoja chciwa mała cipka? — drwił z niej. — Ja, pieprzący cię tak, jakbyś czekała na to całe swoje życie?

Próbowała trzymać swoje oczy otwarte, patrzeć, jak ją pieprzy bez litości, ale było to zbyt przyjemne. Przyjemność przepływała przez nią z każdym ruchem jego bioder, a ona czuła, jak trzepocze i zaciska się wokół niego za każdym razem, gdy uderzał w jej wrażliwy punkt. Z biodrami uniesionymi do góry i jego dłońmi trzymającymi ją w miejscu, nie miała siły przyjąć tego, co chciał jej dać.

I to jej się podobało.

— Tak — odpowiedziała w końcu, próbując złapać swój oddech. Jej nerwy płonęły, a każde pchnięcie tylko popychało ją coraz bliżej orgazmu. Jej ciało tak bardzo wrażliwe po klapsach nie potrzebowało wiele — Tak bardzo tego chciałam, potrzebowałam tego…

Jego tempo lekko osłabło, gdy usłyszał prawdę w jej słowach, a jego palce wbiły się jeszcze mocniej w jej biodro. Skrzywiła się z bólu, ale to tylko zwiększyło jej przyjemność. Nacisk jego pierścienia na jej miękkiej skórze wystarczył, by przypomnieć jej, kto ją pieprzy i dlaczego, a jej nogi automatycznie zacisnęły się.

— Myślałem, że wiem — mruknął, a ona otworzyła oczy, by znów na niego spojrzeć. Nie patrzył na ich odbicie, tak jak ona, lecz jego wzrok skupiony był na miejscu, w którym ich ciała się łączyły. Nadal pchał, obserwując samego siebie, doprowadzając ją tym do szaleństwa. Podążała za jego tempem, ich biodra pracowały w tandemie, choć nie miała wyboru, biorąc pod uwagę sposób, w jaki jego dłonie prowadziły ją przy każdym pchnięciu i pociągnięciu. — Myślałem, że dam sobie z tym radę, dam sobie radę — kurwa…

Jego biodra znów zadrżały, gdy mięśnie w jej wnętrzu zacisnęły się wokół niego, a on gwałtownie podniósł swoją głowę. Oczy Draco odnalazły jej w lustrze, a jego rysy wykrzywiły się w coś niebezpiecznego.

— Nie chcesz mnie teraz prowokować, kochanie?

Na bladej skórze jego szyi zaczął rozkwitać rumieniec, stanowiący wyrazisty kontrast z jego jasną cerą i bielą jego koszuli. Jego włosy były zmierzwione od dawania klapsów, a kilka niesfornych pasm opadło mu na czoło. Nigdy wcześniej nie widziała go tak potarganego i zaniedbanego. Świadomość, że to wszystko wydarzyło się przez nią, dla niej, rozpaliła w niej odwagę, której nie powinna była czuć.

Dreszcz przeszył ją, podwajając przyjemność pędzącą przez jej żyły. Jego słowa były ostrzeżeniem, a ona tego pragnęła. Przywiązana paskiem i pochylona nad kanapą, była już na jego łasce… Co jeszcze mógł dla niej przygotować?

Jej odpowiedzią był kolejny celowy uścisk jego penisa, który napinał się coraz mocniej i bardziej niż do tej pory.

Draco uniósł jedną brew, natychmiast zastygając w bezruchu. 

— Sama się o to prosiłaś, ty mała złośnico.

Zanim zdążyła przetworzyć jego ostrzeżenie, poruszył się – pochylił do przodu i uniósł górną część jej ciała, przyciągając ją do swojej piersi. Z rękami wciąż związanymi za plecami była jeszcze bardziej bezbronna – uwięziona w jego ramionach, pozbawiona możliwości walki i jakiejkolwiek drogi ucieczki. Ta świadomość wywołała w niej falę paniki, ale zamiast sparaliżować ją strachem, przyniosła odwrotny efekt  – lęk podsycił ekscytację, splatając je w coś intensywnego i odurzającego.

— Poczułem to — wydusił jej słowa do ucha, jego oddech był gorący na jej wrażliwej skórze. — Poczułem, jak zrobiłaś się bardziej mokra przy moim penisie, jak tylko uświadomiłaś sobie, że jesteś na mojej łasce.

Jej odpowiedzią było jęknięcie, a on wbił się w nią z największą siłą, na jaką było go stać.

—  Czy wiesz? — kontynuował, gdy wznowił swój ruch, jedną ręką obejmując jej klatkę piersiową i szyję, a drugą sunąc w dół jej brzucha. Jego palce zagłębiły się w jej fałdach, szukając jej łechtaczki. Skończyły się drażniące, lekkie dotknięcia — teraz miał jeden cel. —  Że w tym tygodniu mogłem myśleć tylko o tym, żeby cię pieprzyć? Po tym, jak położyłem cię nago na moich kolanach, mogłem skupić się tylko na tym, jak to będzie, gdy w końcu spuszczę się w twojej ślicznej cipce.

Hermiona zamknęła oczy, a jej głowa opadła na jego ramię. Jego słowa doprowadzały ją do szaleństwa, ale jego palce robiły jeszcze więcej. Jego środkowy palec ostrożnie kreślił delikatne kółka wokół jej wrażliwego guzka, dając jej dokładnie taką ilość nacisku, aby jej ciało wiło się przy jego. Miała mniejszą dźwignię w nowej pozycji i czuła, jak narasta jej orgazm.

—  Podoba ci się to? — zapytał ją, gryząc w ucho. Kiedy udało jej się drżąco skinąć głową, nagrodził ją mocniejszym, głębszym pchnięciem. —  Oczywiście, że tak. Ale mi też. Nie raz doprowadzałam się do szału, myśląc o tym. O tym, jak bardzo chciałam naznaczyć cię moją spermą, żebyś wiedziała, że ​​twoje ciało należy do mnie.

Wiedziała, że ​​powinna się tego wstydzić, jak bardzo podniecało ją jego wyznanie, ale pragnęła tego — chciała poczuć, jak jego kutas pulsuje w niej, wypełniając ją całkowicie. Było w tym coś niedozwolonego, coś brudnego i coś z tabu, co wiązało się z pragnieniem poczucia w sobie męskiej spermy. To było niczym pierwotny impuls i znów przez niego jęknęła.

—  Tak… tak — odpowiedziała, gdy kontynuował pieprzenie jej. Niezdolna powstrzymać się przed wyrażeniem swoich myśli na głos. —  Chcę tego, ja też tego chcę.

Draco poddał się, jakby właśnie otrzymał jej przyzwolenie. Nie powstrzymywał się, pieprząc ją karzącymi uderzeniami, które sprawiły, że uniosła się aż po czubki palców u stóp. Jego palec pracował w stałym tandemie, podnosząc ją wyżej z każdym ruchem jego palca. Nie ustąpił, nawet gdy próbowała się wykręcić, a jej przyjemność rosła nisko w jej podbrzuszu. Narastała, wirowała i zaciskała się, aż poczuła, że ​​zaczyna osiągać szczyt. Przypominając sobie jego rozkaz z ich ostatniego spotkania, zacisnęła się wokół niego.

— Draco – wyszeptała jego imię. — Draco, proszę, ja zaraz…

— Dojdź dla mnie – rozkazał, trzymając palec mocno na jej łechtaczce. — Bądź grzeczną dziewczynką i dojdź na moim kutasie. Chcę poczuć, jak się na mnie zaciskasz – pokaż mi, jak bardzo tego chcesz.

I tak zrobiła. Orgazm uderzył w nią z siłą, napinając każdy mięsień jej ciała, gdy fala przyjemności eksplodowała w niej. Przebiegł przez zakończenia nerwowe, rozlewając się ciepłem i ogniem w jej żyłach. Krzyknęła, gdy pieprzył ją, a jej dłonie odruchowo zacisnęły się na przodzie jego koszuli, ściskając i szarpiąc materiał, gdy wiła się w jego objęciach. Jego penis wciąż trafiał w jej najbardziej czuły punkt, przedłużając ekstazę z każdym kolejnym ruchem. Całe jej ciało drżało od wtórnych wstrząsów, walcząc z siłą rozkoszy, zanim w końcu wszystko zaczęło opadać.

— Jesteś taka cholernie idealna – pochwalił ją, przyciskając pocałunki do jej szyi, gdy jęczała. — Zostałaś stworzona do… do tego.

Tempo Draco zaczęło słabnąć, a Hermiona walczyła o złapanie własnego oddechu. Nie zwolnił, ale stałe, mocne pchnięcia stały się płytsze, a on wycofał się tylko nieznacznie, aż główka jego penisa masowała wrażliwy obszar w pobliżu jej wejścia.

— O, bogowie – jęknęła, gdy przeszła przez nią kolejna fala przyjemności, choć nie tak silna jak jej pierwszy orgazm, ale jego słabe echo. Sprawiło, że zacisnęła się, a jego klatka piersiowa zawibrowała, gdy wyjęczał jej imię.

Jego uścisk wokół jej piersi rozluźnił się na tyle, by jego ręka objęła jej gardło, ale nie ścisnął go. Trzymał ją w miejscu, tuż przy sobie, gdy jego biodra zaczęły przerywać ruchy, gdy zbliżał się do własnego orgazmu.

Hermiona próbowała oddychać przez nos, skupiając się na zaciskaniu swojego wnętrza z każdym ruchem jego penisa. Czuła, że ​​jej wnętrze jest spuchnięte i nadwrażliwe, ale potrzebowała tego – potrzebowała poczuć, jak rozpada się w niej.

— Proszę – błagała. — Proszę…

Głowa Draco opadła na jej ramię w momencie, gdy jego ciało zadrżało, zamierając niemal całkowicie, poza powolnym, drżącym ruchem jego bioder, gdy dochodził. Czuła gorący skurcz między swoimi nogami, ciepło rozlewające się w niej z każdym drgnięciem jego penisa. Jego urywany oddech pieścił jej nagą skórę, a ona zadrżała – należała do niego, całkowicie. Nawet jeśli tylko w tym pokoju, w tej jednej chwili, to sama ta świadomość wystarczyła, by zapragnęła zatracić się w jego objęciach.

Po kilku długich chwilach jego dłonie rozluźniły uścisk na niej i oparł je o jej biodra. 

— Przytrzymaj się mnie przez chwilę, kochanie.

Skrzywiła się, gdy się wysunął, a jego palec wbił się w tkliwe miejsce na jej biodrze. Spojrzała w dół, widząc czerwoną plamkę, ale dopiero gdy poluzował jej dłonie zaciśnięte paskiem, była w stanie pochylić się do przodu na tyle, by zobaczyć, co to było.

Tam, gdzie tak mocno ją trzymał, widniało malutkie M zaznaczone na jej skórze.

Jego sygnet.

Choć jej twarz wciąż była zarumieniona po orgazmie, odwróciła się w jego stronę w szoku, gdy zaczął poprawiać swoje ubranie. Jego klatka piersiowa unosiła się z każdym jego ciężkim oddechem, ale oczy wciąż płonęły pożądaniem, gdy wpatrywał się w jej ciało i powoli zapinał guziki swoich spodni.

Jego zadowolone spojrzenie było odpowiedzią na jej niewypowiedziane pytanie. Gdy skończył się ubierać, podszedł do niej i ujął jej twarz w dłonie. Dopiero wtedy zauważyła, że jeden z jego pierścieni był obrócony do spodu – dokładnie tak, by odcisnąć się na jej skórze niczym tymczasowe znamię. Metal był ciepły na jej policzku, gdy mocniej ścisnął jej twarz.

– Wiesz już, że jestem małostkowym, rozpieszczonym człowiekiem, który nie lubi dzielić się swoimi rzeczami – powiedział cicho – ale mam maść na siniaki od aptekarza, jeśli chcesz się tego pozbyć.

Złożył subtelny pocałunek na jej czole, a jej powieki mimowolnie opadły. Wciąż otulona ciepłem i błogim odprężeniem po rozkoszy, nie potrafiła znaleźć w sobie gniewu wobec niego. Może później, gdy jej myśli się wyklarują, ale teraz była bezbronna w jego objęciach.

Gdy owinął ramię wokół jej pleców i pochylił się, by unieść ją w swoich ramionach, nie stawiała oporu. Pisnęła z zaskoczeniem, gdy ją podniósł i zaniósł z powrotem na kanapę, lecz gdy jej nagie ciało zetknęło się z szorstką wełną jego spodni, syknęła z bólu.

Nie miała siniaków, ale jej skóra wciąż była nieco podrażniona. Niemal jak po oparzeniu słonecznym – czuła to ciepło bardziej, niż zdawała sobie z niego sprawę.

– To również pomoże na to – dodał spokojnie. Gdy już wygodnie usiadła na jego kolanach, a on zaczął przesuwać dłońmi po jej ramionach i udach, utrzymując ją w cieple i rozluźnieniu. Powieki Hermiony stawały się coraz cięższe, a ona zamruczała coś niewyraźnie, wtulając się w jego pierś.

— Jesteś dupkiem.

— Wiem — Draco zaśmiał się cicho. Poczuła, jak jego usta muskają czubek jej głowy, a nos wtula się w jej loki. — To żadna nowość, kochanie. A teraz powiedz mi… jak się czujesz?

Szczerze mówiąc, była zmęczona. Całkowicie wyczerpana, ale w najlepszy możliwy sposób. Jej ciało było ciężkie i rozluźnione, a ona nie potrafiła zdobyć się na choćby cień oporu wobec fizycznej czułości Draco. To było dobre, koiło jakieś dziwne miejsce głęboko w jej piersi, którego istnienia nawet wcześniej nie była świadoma, a które rozpaczliwie potrzebowało spokoju i siły jego objęcia.

Powoli zamrugała, szukając odpowiednich słów, podczas gdy jej ociężały umysł starał się za wszystkim nadążyć.

— Spokojna. Zmęczona. Wyczerpana.

— Same dobre rzeczy — zamyślił się. W jego głosie słychać było rozbawienie, gdy nieznacznie zmienił ułożenie swoich ramion, przytulając ją mocniej.

Hermiona wiedziała, że powinna zacząć szukać swoich ubrań i wrócić do siebie. Nie chciałby, by zbyt długo leżała na jego kolanach.

— Powinnam iść, zanim znowu zasnę.

Próbowała oprzeć się swojej senności, ale jej ciało było zbyt ciężkie, jakby odebrał jej całą wolę walki. Może jeszcze tylko kilka minut…

Uchyliła swoje powieki, gdy sięgnął w bok po swoją różdżkę. Jednym ruchem przywołał koc ze skrzyni pod przeciwległą ścianą, a potem wyciągnął z kieszeni marynarki niewielką puszkę. Gdy już trzymał ją w dłoni, otulił ją kocem, a ona, z powiekami ciężkimi od zmęczenia, obserwowała, jak nabiera na palce odrobinę woskowatej, żółtawej substancji.

— To będzie ciepłe — ostrzegł, a jego głos obniżył się do cichego szeptu, gdy jego dłoń wsunęła się pod koc i zaczęła kreślić małe kółka na wrażliwej skórze jej pośladków. Ciepło rozlało się po jej skórze, wywołując lekkie mrowienie. Westchnęła cicho, wtulając się w jego pierś.

— Moja rola jako twojego Dominanta nie kończy się na wiązaniu cię i pieprzeniu, wiesz? Mam dbać o ciebie na każdym poziomie, dopóki jesteśmy razem. Więc pozwól mi.

Opieka postpenitencjarna. Uśmiechnęła się lekko, wspominając jego upór tamtego dnia w biurze. Pamiętała jego czułe głaskanie po włosach. Pozwalając sobie opaść jeszcze głębiej w jego objęcia, odpuściła ostatnie resztki swojego oporu.

Skoro nalegał, to pewnie było to konieczne.

— Okej — zgodziła się sennie. Ostatnim, co zapamiętała, była jego dłoń rysująca leniwe kręgi na jej skórze, kojąca resztki bólu.

 


 

Biuro Harry’ego było w kompletnym chaosie.

— Naprawdę nie wiem, co się z tym stało — powiedział do Hermiony, przeczesując włosy ze zdenerwowania. Zgubił gdzieś akta sprawy i po godzinach bezowocnych poszukiwań zwrócił się do niej o pomoc.

Westchnęła, opierając ręce na biodrach.

— Muszą tu gdzieś być. Na pewno Cecelia nie może…

— Muszę zdobyć podpis Robardsa na tym formularzu zwolnienia do końca dnia — przerwał jej, potrząsając głową. — Nie mam czasu, żeby przepisywać wszystkie te notatki od zera, a tym bardziej dyktować je Cecelii. Zajęło mi tygodnie, żeby przeanalizować wszystkie numery tych spraw.

Harry opadł z jękiem na fotel przy biurku. Był sfrustrowany, i było to w pełni zrozumiałe.

— Mówiłeś, że to do czego? — zapytała Hermiona, podchodząc do pierwszego ze stosów akt i teczek piętrzących się na jego biurku.

Zanim Harry podniósł się z miejsca i dołączył do niej, minęło kilka sekund. Wspólnie zaczęli przeglądać dokumenty, odkładając na środek biurka te, które nie były tym, czego szukali.

— Chodzi o petycje w sprawie zwolnień więźniów — odpowiedział mimochodem. — Wciąż jest wielu prawników, którzy chcą podważyć wyroki z czasów wojny. Twierdzą, że procesy były zbyt pospieszne, że Robards przepchnął je za szybko.

Hermiona znieruchomiała, serce podeszło jej do gardła. To była jej szansa — planowała poruszyć ten temat przy Harrym, ale nie spodziewała się, że to on sam stworzy ku temu okazję.

— Dlatego Robards nie chce przedłużyć ci terminu oddania tych akt, nawet jeśli ich nie znajdziesz? — ukryła swoją ciekawość, zagłębiając się w jeden z folderów i uważnie sprawdzając numery spraw, zanim przeszła do następnego.

Jej stanowisko w Departamencie było bardziej regulacyjne — podczas gdy Harry i inni aurorzy zajmowali się egzekwowaniem prawa, ona pomagała je tworzyć. Kingsley osobiście zwerbował ją do przeglądu i reformy prawa czarodziejów, i choć formalnie podlegała również Robardsowi, nie miała z nim tak bliskiego kontaktu jak Harry.

— Jest bardzo… drobiazgowy — odparł Harry sztywno, w sposób niemal dyplomatyczny. Hermiona powstrzymała uśmiech, udając, że skupia się na dokumentach.

Rozważając kolejne pytanie, nie spieszyła się z odpowiedzią. W żołądku czuła narastający niepokój, który sprawił, że miała kwaśny posmak w ustach. Nie lubiła okłamywać jednego ze swoich najlepszych przyjaciół, ale w tym wypadku musiała postępować ostrożnie.

— W tamtym okresie było bardzo dużo procesów naraz — powiedziała ostrożnie. — Rozumiem, dlaczego mogą wykorzystywać taki argument.

W kulminacyjnym momencie Wizengamot wydawał wyroki o dziesiątkach spraw tygodniowo. Byli przepracowani, prowadząc trybunał niemal przez dwanaście godzin dziennie. Azkaban pękał w szwach, a liczba skazań rosła.

— To były solidne wyroki — zapewnił ją Harry, kończąc przeglądanie jednego stosu akt i sięgając po kolejny. Gdy odwrócił się do niej plecami, mogła odetchnąć z ulgą.

Harry dołączył do Departamentu znacznie wcześniej niż ona, niemal natychmiast po wojnie, i miał ogromne doświadczenie związane z Wizengamotem. Osobiście uczestniczył w każdym procesie, w którym mógł, a Hermiona pamiętała, jak bardzo go to wyczerpało, gdy wszyscy wciąż próbowali się pozbierać.

— A skoro o tym mowa… — zaczęła, odchrząkując i przewracając kolejną stronę. — Wiem, że ostatnio Malfoy nam przerwał, ale chciałam zapytać… co w końcu stało się na jego procesie? Nie pamiętam, żeby podawano szczegóły. Mówiłeś, że przekazał jakieś wspomnienia?

Serce ją ścisnęło na myśl, że musi udawać niewiedzę przed własnym przyjacielem, ale wiedziała, że to konieczne. Gdyby Harry choćby podejrzewał, że wykazuje jakiekolwiek zainteresowanie Malfoyem, natychmiast by ją przejrzał.

Harry zawahał się, mrużąc oczy za szkłami swoich okularów, po czym z frustracją odrzucił kolejny plik.

— Szczerze? Nie mam pojęcia — przyznał. — Brałem w nim udział tylko jako świadek, a on sam nie lubi o tym mówić.

— Musiało to być coś poważnego. Miał chyba dość poważne zarzuty, prawda? — Hermiona podeszła do szafki z aktami, zwiększając dystans między nimi.

— Chyba tak… tak, miał — potwierdził Harry, choć wyraźnie zaczynał się rozpraszać. — Ale Robards wysłał notatkę do zespołu Aurorów, kiedy Malfoy zaczął przychodzić konsultować przypadki, że nie mamy o tym rozmawiać. Że mamy się skupić na tym, jak może „dalej pomagać Ministerstwu i ruszyć naprzód po wojnie”.

Spojrzała na niego i dostrzegła, jak kończy unosić palce w powietrznych cudzysłowiu.

— To… dziwne — skomentowała.

Szef Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów był znany z dążenia do większej przejrzystości w procedurach i wśród swoich pracowników. To nie miało sensu — dlaczego Robards miałby się przejmować Malfoyem i jego procesem?

I wtedy ją olśniło. Zamarła.

Brakujące akta w archiwum.

Poza Ministrem Magii niewiele osób w Ministerstwie miało władzę nad dokumentami trafiającymi do archiwów. Jeszcze mniej pracowników było bezpośrednio zaangażowanych w aresztowania i procesy skazanych przestępców, a tylko jeden departament miał miejsce w głosującym składzie Wizengamotu.

Szef Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, Gawain Robards.

Hermiona ledwie zarejestrowała wymruczaną odpowiedź Harry’ego. Myśli wirowały w jej głowie, analizując potencjalne konsekwencje swojego odkrycia, którego właśnie dokonała. Dopiero kiedy poczuła piekący ból w palcach, zdała sobie sprawę, że ściska papiery tak mocno, że ostre krawędzie przecięły jej skórę. Spojrzała w dół i dopiero wtedy dotarło do niej, że znalazła zaginiony plik Harry’ego.

— Przepraszam — mrugnęła, by oczyścić umysł, i rozluźniła swój uścisk, zanim zdążyła poplamić kartki krwią. — Nie dosłyszałam ostatniej części?

Harry zaśmiał się sucho.

— Po prostu żartujemy sobie czasem na ten temat… Bo to faktycznie dziwne. Robards naprawdę nie cierpi Malfoya. Uważa go za kompletnego kretyna i nawet tego nie ukrywa. Powinnaś widzieć jego minę za każdym razem, gdy Malfoy wychodzi z jego gabinetu. Ale wciąż płaci mu za konsultacje, więc coś musi być na rzeczy. Nie wydaje mi się, żeby Malfoy dawał mu jakąś przyjacielską zniżkę na swoje usługi.

Coś musi być na rzeczy.

Panikę ściskającą jej żołądek zaczęło wypierać podejrzenie. Hermiona odsunęła się od szafki, jej umysł przyspieszał, analizując możliwe scenariusze, a palce aż świerzbiły ją, by chwycić za pióro i wszystko spisać.

Brakujące akta w archiwach. Ocenzurowane zapisy z procesu. Robards — jedyna osoba mająca władzę, by ukryć takie rzeczy — który miał otwartą niechęć do Malfoya, a mimo to wciąż go zatrudniał i zabraniał swoim pracownikom rozmawiać o jego przeszłości.

Wzięła kilka głębokich oddechów, by uspokoić swoje myśli, a potem odwróciła się do Harry’ego, wyciągając do niego rękę z dokumentami. Musiała jak najszybciej wrócić do swojego biura.

— Znalazłam.

Harry obrócił się na pięcie, a wyraz ulgi na jego twarzy był niemal namacalny. Zamknął oczy z westchnieniem, odbierając od niej akta.

— Jesteś moją wybawczynią.

— Może raz czy dwa — zażartowała lekko. — Ale muszę już iść. Może lunch jutro?

— Umowa stoi, ale ja stawiam. Mam u ciebie dług za to — powiedział, unosząc teczkę w geście podziękowania, ale już kierował się w stronę biurka.

Hermiona wyszła na korytarz i dopiero po przejściu kilku kroków poza zasięg wzroku Harry’ego wypuściła z siebie oddech, nerwowo przygryzając dolną wargę.

Cokolwiek spodziewała się usłyszeć podczas tej rozmowy, na pewno nie było to to.

Robards coś ukrywał. Może nawet więcej niż Malfoy.

I była zdeterminowana, by odkryć co.

 


 

Tego wieczoru Hermiona cofnęła się o krok od ściany w swoim biurze. Przypięła do niej swoje artykuły o Malfoyu, obok notatek ze swoich badań w archiwach. Pomiędzy nimi splatały się pytania, które nasunęły się jej po popołudniowej rozmowie z Harrym, a ona patrzyła na to wszystko, próbując dostrzec jakikolwiek wzór. Choć poszczególne elementy zaczynały się ze sobą łączyć, wciąż brakowało jej wyraźnego powiązania, ale spojrzenie na całość pomagało nieco uporządkować cały ten chaos.

Po pierwsze, Malfoy został oskarżony o wystarczającą liczbę przestępstw, by trafić do Azkabanu na długie lata. Wspomnienia, które przekazał w zamian za wolność swoją i swojej matki, musiały być warte naprawdę wiele dla Wizengamotu.

Po drugie, Gawain Robards osobiście uczestniczył w jego aresztowaniu i zasiadał w komisji sądzącej jego sprawę. Przesłuchał każde zeznanie, zarówno na korzyść Malfoya, jak i przeciwko niemu, i otwarcie go nie znosił. A jednak, w pewnym momencie zmienił zdanie na tyle, by nie tylko go zatrudnić, ale także ostrzec innych pracowników Ministerstwa, że nie wolno go przesłuchiwać ani zadawać pytań.

Po trzecie, Robards był jednym z niewielu urzędników ministerialnych mających władzę nad archiwami i najbardziej prawdopodobnym kandydatem odpowiedzialnym za zniknięcie akt.

Choć nie miała żadnych dowodów, jej podejrzenia zaczynały nabierać kształtu. Robards był w jakiś sposób uwikłany w to, co Malfoy ujawnił podczas swojego procesu. I miał w tym osobisty interes. Szef Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów nigdy nie zaangażowałby się bezpośrednio we współpracę z byłym Śmierciożercą, chyba że sam miałby coś do stracenia.

Coś, o czym Malfoy wiedział.

Coś, co wykorzystał jako swoją dźwignię.

Coś, co było warte tego, by Robards osobiście wystąpił o złagodzenie jego wyroku i przekonał Wizengamot do jego uwolnienia. I czegoś, co było warte każdej sumy, jaką Malfoy zażyczył sobie za swoje „usługi konsultingowe”, byle tylko go zadowolić.

Ale czym to było? Co Malfoy na niego miał?

Niepokój zaczął w niej narastać. To nie była już tylko kwestia osobistej, wewnętrznej ciekawości względem mężczyzny, z którym sypiała. Teraz stawało się to czymś znacznie poważniejszym i o wiele bardziej niebezpiecznym, bo zaangażowane było w to samo Ministerstwo.

Nie mogła tego tak zostawić.

Nie przestanie, dopóki nie dowie się prawdy. I jak głęboko sięgała ta sprawa.

Chapter Text

Środowe wydanie Proroka miało krzykliwy nagłówek, który rzucał się w oczy w każdym kiosku mijanym przez Hermionę w drodze do pracy.

DZIEDZIC MALFOYÓW ZNOWU WIDZIANY NA MIEŚCIE!

Tak, drodzy czytelnicy, dobrze przeczytaliście – Draco Malfoy staje się lwem salonowym, którym najwyraźniej zawsze miał być. Po długim okresie społecznej nieaktywności wygląda na to, że dziedzic Malfoyów wychodzi z ukrycia i ponownie zaszczyca Londyn swoją obecnością.

W ubiegłą sobotę wieczorem pan Malfoy został zauważony w jednym z lokalnych pubów w towarzystwie tajemniczej brunetki – tej samej, o której pisaliśmy już miesiąc temu. Nasz reporter donosi, że spędzili razem ponad półtorej godziny, delektując się najdroższą butelką wina dostępną w lokalu, po czym opuścili pub tylnym, prywatnym wyjściem. Choć pan Malfoy nie odpowiedział na nasze liczne sowy z prośbą o potwierdzenie tożsamości swojej towarzyszki, inni goście pubu twierdzą, że oboje bawili się wyśmienicie, śmiejąc się i popijając wino przez cały wieczór.

Wraz z jego nową pracą w Ministerstwie Magii i rozwijającą się przyjaźnią z Harrym Potterem, wydaje się, że młody Malfoy robi wielkie kroki w kierunku odbudowy swojego wizerunku i odcięcia się od przeszłości Śmierciożercy.

Biorąc pod uwagę, że to już drugie takie spotkanie tej pary, nasi redaktorzy działu towarzyskiego są przekonani, że mamy do czynienia z klasycznym procesem zalotów w stylu czystokrwistych rodzin. Czyżby na horyzoncie był ślub w rodzinie Malfoyów? Więcej naszych przewidywań na temat tego, kiedy możemy spodziewać się towarzyskiego ślubu stulecia, znajdziecie na stronie szóstej.

Hermiona musiała włożyć całą swoją siłę woli, by nie zwymiotować na chodnik, kiedy stała tam,  niczym sparaliżowana wpatrując się w fotografie Nawet pchana naporem spieszących się przechodniów nie mogła oderwać swojego wzroku.

Na dziesiątkach stron, w idealnie zsynchronizowanych, czarno-białych obrazach, znajdował się niezaprzeczalny dowód—Malfoy, ubrany w ten sam garnitur i białą koszulę, w której pamiętała, że siedział w loży pod przygaszonym światłem. Jego włosy były lekko zmierzwione, jeden kosmyk opadał mu na czoło, gdy śmiał się, spoglądając na swój kieliszek.

To było jedyne świadectwo ich wspólnie spędzonego czasu, zaledwie godzinę czy dwie wcześniej tego samego wieczoru, a jednak wypaliło się w jej pamięci. To była pierwsza rzecz, jaką zauważyła, kiedy obudził ją z błogiego snu na jego piersi, jej wzrok powoli się wyostrzał, gdy do niej przemawiał.

Uśmiechał się do niej łagodnie, a widok jego lekko potarganych włosów sprawił, że coś w jej piersi drgnęło.

— No proszę, jesteś — powiedział cicho, przywołując ją do pełnej świadomości.

Bez zastanowienia podniosła rękę, by odgarnąć mu włosy z czoła, ale one natychmiast opadły z powrotem.

— Nie ma sensu, to przegrana sprawa — mruknął.

Dziwne było widzieć go z takim wyrazem twarzy. Prawie wyglądało to na… czułość.

— Chodź, czas wstawać. Nie możemy tu zostać na zawsze.

Budził ją delikatnie, gdy próbowała znowu zamknąć swoje oczy. Jego ramiona były takie silne i ciepłe, a dłonie kreśliły delikatne kręgi na nagiej skórze jej ramienia i uda, niemal usypiając ją ponownie.

Teraz rozumiała. Spieszył się, żeby ją obudzić, bo miał randkę.

Zacisnęła pięści po bokach i zmusiła się, by odwrócić wzrok. Ostrożnie, stawiając krok za krokiem, z powrotem wtopiła się w tłum porannego pośpiechu.

Jej serce miarowo dudniło w uszach, dopasowując się do rytmu jej kroków, a ona walczyła, by zachować spokój. Wbiła palce w pasek torby, aż wżynał się w jej skórę, starając się stłumić drżenie rąk i nóg.

Jego włosy były zmierzwione na tamtej fotografii z jej powodu. Nie przez tajemniczą kobietę siedzącą naprzeciwko niego, śmiejącą się i popijającą drogie wino.

Jak on mógł? Jak mógł mówić jej te wszystkie rzeczy, a potem…

Zmusiła się, by przerwać ten tok myślenia.

Z pewnością było jakieś wyjaśnienie. Z pewnością to nie było to, na co wyglądało.

Przez cały ich czas razem Malfoy powtarzał jej nieustannie, jak ważne są uczciwość, zaufanie i otwarta komunikacja. Obiecał jej, że będą sobie równi, a mimo to zaraz po opuszczeniu Szkarłatnego Zakonu poszedł spotkać się z inną kobietą.

Dlaczego kazał jej obiecać wyłączność, jeśli zaraz potem miał iść na randkę z kimś innym?

Jej myśli pędziły bez opamiętania, gdy przedzierała się przez wejście dla pracowników Ministerstwa, wcisnęła się do zatłoczonej windy i czekała, aż nadejdzie jej kolej, by przecisnąć się przez tłum i wyjść na korytarz prowadzący do DMLE i jej biura.

To była ta sama kobieta. Ta sama, z którą widział się zaraz po ich pierwszej wspólnej nocy, kiedy nie wiedzieli, że zostali ze sobą dopasowani, dopóki nie było za późno. Znane uczucie furii wezbrało się w jej żołądku—czy to o to chodziło? Czy wykorzystywał ją i Szkarłatny Zakon, by zaspokajać swoje pragnienia, zanim wyruszał na podbój odpowiednich, wysoko postawionych czarownic? Utrzymywał swój mały, brudny sekret w ciemności, a na światło dzienne wychodził jako odmieniony, przykładny czystokrwisty?

Hermiona cisnęła swoją torbę na biurko, gdy tylko znalazła się wystarczająco blisko, a jej szczęka zaczęła boleć od siły, z jaką zaciskała swoje zęby.

To niemożliwe. To nie może być prawda.

Logiczna, rozsądna część jej umysłu próbowała walczyć z szalejącymi w niej emocjami, ale było to z góry skazane na porażkę. Jej gniew płonął, parzył, a za każdym razem, gdy zamykała oczy, pod jej powiekami pojawiała się ta fotografia, wypalona w jej pamięci. A pośród tego echa brzmiały w jej głowie wszystkie jego słowa, te, które sprawiły, że mu zaufała. Że się przed nim otworzyła. Spała z nim, tylko po to, by mógł się odwrócić i…

— Dzień dobry, panno Granger.

Cecelia wpadła do jej biura z codzienną porcją herbaty, zupełnie nieświadoma, że Hermiona była o krok od eksplozji.

— Zaktualizowałam pani kalendarz na dzisiaj, a Podsekretarz Ministra przesłał dokumenty do przejrzenia…

Podczas gdy jej sekretarka krzątała się po biurze, Hermiona sięgnęła po herbatę i wciągnęła nosem parę, zamykając oczy, by się uspokoić. Jeden wdech, jeden wydech.

Kazał jej obiecać wyłączność i sam na nią przystał, a mimo to najwyraźniej złamał swoją część umowy.

Nie powinnaś była mu ufać.

W pośpiechu, by doświadczyć przyjemności, jaką jej oferował, zignorowała swój instynkt samozachowawczy. Sprzeciwiła się własnym przeczuciom, poddała się upojeniu, które jej dawał, i zapomniała, kim w głębi serca był.

Cecelia mówiła dalej, opróżniając tackę z wypełnionymi dokumentami i układając nowe w przegródce na korespondencję przychodzącą.

— DRCMC wysłało notatkę, czy ma pani jakieś aktualizacje dotyczące komisji ds. współpracy z goblinami? I wygląda na to, że Biuro Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów chce, by pojawiła się pani na ich kolejnej konferencji.

— Mmmhmm — mruknęła w odpowiedzi, choć ledwo zwracała na nią uwagę. Zajmie się kalendarzem później.

Przez chwilę rozważała wszystko, czego dowiedziała się o nim w swoich poszukiwaniach.

Przez te kilka tygodni ich układu nigdy nie zapomniała, że coś przed nią ukrywał. Ale jakoś zapomniała, że jego skłonność do kłamstw mogła przeniknąć również do ich sesji.

 


 

Minęły dwa dni, zanim się do niej odezwał, a przez te wszystkie godziny pomiędzy jej gniew i irytacja jedynie narastały. Nigdy nie słabły, zawsze tliły się tuż pod powierzchnią, a w cichych momentach, gdy była sama, wahała się między rozdrażnieniem a żalem. Była mądrzejsza od tego—nigdy nie powinna była tak łatwo opuścić swojej gardy. Mówił o sobie jako o człowieku honoru, ale najwyraźniej nadal był tym samym kłamcą, którym był jako chłopiec.

Nawet jeśli nie był w związku z tą kobietą, to niemal wymusił na niej obietnicę wyłączności, nawet jeśli ich układ nie był publiczny. Powinno być oczywiste, że porozumienie obejmuje wszystko, co mogłoby zostać uznane za romantyczne—zwłaszcza w oczach prasy.

Dlatego gdy jego krzykliwa sowa wylądowała na jej parapecie, akurat gdy wróciła do domu po pracy, poczuła kolejny przypływ frustracji. W szponach trzymała płaską paczkę zawiniętą w czarny papier, do której przymocowana była mała notka. Po szybkim podrapaniu ptaka po głowie, spojrzała na wiadomość.

Załóż to dla mnie jutro i nic więcej.

Bez oficjalnego zwrotu, nawet bez inicjałów na końcu. Brzmiało to chłodno i bezosobowo, jak zestaw instrukcji dla obcej osoby, i wcale nie pomogło uspokoić jej narastającego gniewu.

Hermiona prychnęła, rozdzierając czarny papier, i wcale się nie zdziwiła co było jego „prezentem.” W środku, starannie złożony w mały stosik, leżał komplet bielizny. Wykonany z miękkiej, zielonej koronki, z delikatnie wykończonymi brzegami i dopasowaną gumką. Przesunęła materiał między palcami, wpatrując się w niego z irytacją. Kolor był tak ciemny, że niemal czarny, a pasujący stanik i figi miały również do kompletu podwiązki w tym samym odcieniu. Praktycznie niczego by nie zakrywał, co zapewne było zamierzone.

Biorąc kilka głębokich oddechów, gdy układała w głowie plan działania, sięgnęła po różdżkę.

 


 

Czekała dokładnie do 19:05, zanim Aportowała się do ich pokoju w Szkarłatnym Zakonie. Wisior, który jej to umożliwiał, ciążył na jej szyi, a jego klejnot spoczywał pomiędzy jej piersiami. Jego czerwień idealnie pasowała do jej nowych majtek, zwłaszcza po spontanicznie rzuconym zaklęciu zmieniającym kolor, były one całkowicie ukryte pod marynarką Malfoya, którą zabrała do domu kilka tygodni wcześniej.

Kiedy się pojawiła, Malfoy stał w rogu, przeszukując stary drewniany kufer. Cichy trzask jej Aportacji natychmiast zwrócił jego uwagę. Momentalnie się wyprostował, jego ramiona zesztywniały pod czarną marynarką, a głos zabrzmiał nisko:

— Kazałaś mi czekać?

W dłoniach trzymał coś, czego nie mogła dostrzec, więc stała cicho, czekając, aż się odwróci. Prawda była taka, że przez cały dzień ściskał ją niepokój. Nieustannie zerkała na zegar, coraz bardziej poirytowana i niespokojna w oczekiwaniu na ich spotkanie. Jedyną satysfakcją, która ją podtrzymywała, było to, że zmieniła kolor bielizny—chciała zobaczyć jego minę, gdy uda się jej go przechytrzyć. Zwłaszcza że sobie na to zasłużył.

Przez cały dzień rozważała odesłanie mu tej bielizny z krótką notką o treści „odwal się”, ale coś powstrzymało ją przed przyłożeniem pióra do pergaminu. Część niej nadal chciała go zobaczyć—żałosna, spragniona wersja Hermiony Granger, która nie mogła się nasycić jego dotykiem. Nawet jeśli nie był do końca szczery, uświadomiła sobie, że nie potrzebuje jego zapewnień, by wykorzystać go do kilku dobrych numerków. Była potężną czarownicą i w pełni gotową, by rzucić na niego klątwę, gdyby zaszła taka potrzeba. Znała kilka małych zaklęć bezróżdżkowych i jeśli kiedykolwiek spróbowałby czegoś, gdy byłaby pod jego ręką? Potrafiłaby się obronić lepiej, niż mógłby się spodziewać.

Gdy w końcu się odwrócił, jego wyraz twarzy zmienił się z ciekawości wymieszanej z irytacją na coś mroczniejszego, bardziej nieodgadnionego. Jego szare oczy przesunęły się powoli po jej ciele, od zaplecionych ciasno włosów, po dużą marynarkę, która zwisała z jej ramion. Była na nią zbyt obszerna, rękawy całkowicie zakrywały jej dłonie, a materiał opadał aż do ud, ale środek był na tyle rozchylony, by ukazać delikatny fragment skóry pomiędzy jej piersiami i nagim brzuchem.

— Powiedziałem „nic więcej”, czyż nie? — zapytał, ruszając ku niej. Zacisnął dłoń na przedmiotach, które trzymał, po czym opuścił rękę. Nie zdążyła zobaczyć, co to było, zanim znalazł się na tyle blisko, że musiała unieść wzrok, by spojrzeć mu w oczy.

Posłała mu przesłodzony uśmiech.

— Pomyślałam, że może spodoba ci się widok czegoś twojego na mnie.

Jego oczy zwęziły się, gdy spojrzał ponownie na jej dekolt. Jego palec powoli przesunął się po klapie marynarki wzdłuż jej obojczyka, muskając przy tym delikatnie jej skórę. Uśmiechnął się, kiedy zadrżała. Nawet w złości nie umiała zapanować nad sobą, kiedy jej dotykał.

— To czemu mam wrażenie, że coś kombinujesz? — Zrobił krok w tył, splatając ręce za plecami w formalnej pozie. — No już, pokaż mi, co ukrywasz.

Hermiona zaśmiała się cicho, rosnąca satysfakcja odbijała się echem w jego rosnącej frustracji.

— Dlaczego miałabym coś kombinować?

— Bo zawsze coś kombinujesz — odparł bez wahania. Nie powiedział nic więcej, a kiedy się nie ruszyła, uniósł brwi. To była cicha, lecz wyraźna oznaka, że domaga się odpowiedzi.

Zdając sobie sprawę, że nie ma innej drogi ucieczki poza Deportacją do domu, Hermiona zebrała się w sobie. Powoli rozchyliła poły marynarki i zsunęła ją z ramion, odsłaniając swoje ciało.

Dzięki jej zaklęciu, droga koronka zmieniła kolor z ciemnej zieleni na głęboką czerwień. Gryfońską czerwień.

Gdyby miała wybór, zrobiłaby to ponownie.

Jego nozdrza rozszerzyły się, gdy ją zobaczył, nie zwracając najmniejszej uwagi na marynarkę leżącą teraz na podłodze u jej stóp. Choć nie miała na sobie pończoch, pas do pończoch wciąż okalał jej biodra i uda, nawet ona musiała przyznać, jak było to bardzo prowokujące. Stała przed lustrem w swojej sypialni prawie godzinę, przyglądając się swojemu odbiciu, czując wilgoć między nogami na samą myśl o delikatnym dotyku koronki na swojej skórze. Jej sutki były twarde od tak dawna, że zaczynały już boleć—czy to od miękkiej tekstury materiału, czy od napięcia oczekiwania na wieczór, nie była pewna. Gniew wcale nie osłabił jej podniecenia, a wręcz przeciwnie—podsycił je jeszcze bardziej. To właśnie ono pchnęło ją naprzód, sprawiając, że zrobiła krok w jego stronę, podczas gdy on wciąż wpatrywał się w jej nagie ciało.

— Nie podoba ci się? — zapytała, przechylając głowę. To była najseksowniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek miała na sobie, z zaklęciem czy bez niego. — Wprowadziłam tylko kilka... poprawek.

Szczęka Malfoya zacisnęła się, a gdy uniósł wzrok, jego oczy były twarde jak stal.

— Widzę.

Jego oczywista złość rozpaliła w niej ogień, a Hermiona pozwoliła sobie go poczuć. Może i była za stara na takie gierki, ale satysfakcja z doprowadzenia go do szału była zbyt kusząca, by z niej nie skorzystać. W końcu to on powiedział jej, że wciąż ma swoją władzę. Nie wspominał, że nie może użyć zaklęcia na bieliźnie, którą jej podarował, więc technicznie rzecz biorąc, nie zrobiła nic złego.

Kiwnął głową i odwrócił się z powrotem do kufra, upuszczając przedmiot, który wcześniej trzymał.

— Coś, o czym chciałabyś porozmawiać, zanim zaczniemy?

Zawahał się wystarczająco długo, by spojrzeć na nią przez ramię, a Hermiona poczuła zimny dreszcz zaskoczenia na jego ewidentny brak zainteresowania. Przeniknęło to przez nią jak lodowata woda, gasząc całą satysfakcję, którą odczuwała jeszcze chwilę temu.

— Nie.

Nawet w jej własnych uszach, zabrzmiało to sztywno i niekomfortowo. Wszystko, co chciała mu powiedzieć, cisnęło się jej na usta, zatrzymując się na samym końcu języka. Nawet gdyby chciała zażądać od niego wyjaśnień, coś mówiło jej, że było na to już za późno. Miała ku temu okazję wcześniej w tygodniu, ale on również. Nie była jedyną odpowiedzialną stroną—zwłaszcza że to nie ona złamała ich umowę.

— Naprawdę nic? Nic, o czym chciałabyś ze mną porozmawiać?

Dał jej jeszcze jedną szansę, ale gdy pokręciła głową, nie odezwał się więcej.

Zamiast tego pochylił się nad kufrem i zaczął w nim grzebać, po chwili wyciągając kilka przedmiotów.

— Stań przy stole, proszę — polecił jej. Ruszyła na drżących nogach, posłusznie podążając za jego wskazówkami. Z każdą sekundą wydawał się jej coraz bardziej odległy. Był zimny i zdystansowany, zupełnie nie przypominał mężczyzny, na którego spotkania co tydzień czekała z utęsknieniem. Jej satysfakcja zaczęła gasnąć, traciła na sile, która popychała ją do przodu. Bez niej trudno było utrzymać gniew, który przez ostatnie dni nieustannie ją napędzał. Spodziewała się, że się zdenerwuje, że zacznie krzyczeć, wrzaśnie na nią i przyciśnie do regału, by razem mogli rozładować swoje napięcie—nie że całkowicie się od niej odsunie.

— Wiesz, to nie była lekcja, którą miałem na dziś zaplanowaną — powiedział, rzucając przedmioty na kanapę obok niej. Gdy opadły z lekkim stuknięciem, jej serce podskoczyło do gardła.

Pasy do unieruchamiania. Cztery.

— Ale skoro nie bardzo przemawia do ciebie klaps, myślę, że pora spróbować czegoś nowego.

Dwa szybkie stuknięcia różdżką w stolik sprawiły, że Hermiona patrzyła, jak ten się zmienia. Nogi wydłużyły się, a powierzchnia stała się czarna i napęczniała, zmieniając się w wyściełaną platformę tuż przed jej oczami.

— Czekaj… — Zrobiła krok do tyłu, niemal potykając się o dywan. — Chyba nie masz na myśli—

Jego głowa uniosła się gwałtownie, a wzrok utkwił w niej twardo.

— Myślałem, że omówiliśmy to podczas naszego ostatniego spotkania, ale najwyraźniej się myliłem.

Jej gardło zacisnęło się, a dłoń powędrowała do piersi w daremnej próbie uspokojenia rozszalałego serca.

— To był żart. Nie powiedziałeś, że nie mogę ich zaczarować na inny kolor.

Kącik ust Malfoya uniósł się w kpiącym uśmiechu. Coś mówiło jej, że przejrzał jej marną wymówkę na wskroś.

— Gdyby to było wszystko, co zrobiłaś, mógłbym ci uwierzyć. Ale spóźnienie i ta marynarka mówią mi więcej, niż ty sama jesteś gotowa przyznać. A teraz, proszę, połóż się na plecach.

Wskazał na stół lekkim ruchem podbródka i nie dał jej szansy na odpowiedź. Z nową wysokością i wielkością stół był wystarczająco duży, by mogła się na nim położyć od stóp do głów, ale nie zostawiał wiele dodatkowego miejsca.

— Nie możesz być poważny! Naprawdę chcesz mieć nade mną aż taką kontrolę?

Ledwie wypowiedziała te słowa, a już ich żałowała.

Skrzyżował ramiona na piersi.

— Przerabialiśmy to już, a ty mimo wszystko odmawiasz używania słów, mimo moich prób, by pokazać ci, że warto. Jeśli nie chcesz mi powiedzieć, co cię gryzie, dobrze, ale masz dwie opcje: możesz użyć swojego bezpiecznego hasła i wrócić do domu albo położyć się tak, jak ci kazałem. Wybieraj, Hermiono. Teraz.

Ostre polecenie sprawiło, że natychmiast poruszyła się, wiedząc w głębi duszy, że dalszy opór czy brak szacunku tylko bardziej go zezłości. Wiedziała też, że nie chodziło mu o kontrolę. Nie w rzeczywistości, i nie w sposób, który zasugerowała. Jej argument był przejrzysty jak szkło i oboje o tym wiedzieli.

Gdy już znalazła się na miejscu, starała się nie pozwolić fali wyrzutów sumienia i wstydu całkowicie jej pochłonąć. Jej skóra była zimna i pokryta gęsią skórką, palce drętwiały od niepokoju, a ona zdała sobie sprawę, jak głupia była—dała się ponieść czemuś tak błahemu, co teraz obróciło się przeciwko niej w spektakularny sposób. Mogła przecież odwołać spotkanie. Mogła wysłać mu sowę, żądając wyjaśnień w sprawie artykułów z "Proroka". Mogła zrobić mnóstwo innych rzeczy, ale zamiast tego postanowiła być małostkowa.

Wzdrygnęła się, gdy poczuła jego dłonie zaciskające się na jej kostce, pewny chwyt, kiedy zapinał pierwszy pas nad jej stopą i przypinał je do nogi stołu.

— Czy mogę… — Zawahała się, przełykając strach i zmuszając się do przypomnienia sobie, jak ostatnim razem dał jej możliwość rezygnacji. — Czy mogę zapytać, co zamierzasz?

Nie odpowiedział, dopóki nie skończył zapinać jej nóg i nie przeszedł do prawego nadgarstka. Ostrożnymi ruchami owinął go miękkim paskiem i przypiął do stołu, sprawdzając luz w zapięciu, by upewnić się, że ma kilka centymetrów swobody.

— Zamierzam pokazać ci, że czasami można mieć za dużo dobrego.

Jej usta nagle wyschły, a umysł nie był w stanie przetworzyć jego słów. Z jakiegoś powodu ich wydźwięk był o wiele bardziej niepokojący niż zapowiedź klapsów. Przynajmniej wtedy wiedziała, czego się spodziewać. Wciągnęła powietrze przez nos, desperacko próbując się uspokoić, ale to nie wystarczyło.

Gdy jej drugi nadgarstek został przypięty, poczuła lekkie stuknięcie jego palców—dokładnie tak, jak zrobił to wcześniej.

— Pociągnij.

Posłusznie szarpnęła oba paski. Jeden był nieco luźniejszy od drugiego i jej powieki opadły. Nie musiała testować, by wiedzieć, że jeśli wystarczająco mocno będzie się szarpać i wiercić, to da radę radę się uwolnić. Może stłukłaby sobie kciuk, ale to było wykonalne. Tak jak poprzednio—nie łatwe, jeśli już, za to bardziej wymagające niż wtedy, gdy użył swojego paska—ale w razie konieczności miała drogę ucieczki.

— Dziękuję — powiedziała cicho, ale on nie odpowiedział, podnosząc się do pionu i stojąc nad nią.

Odszedł kilka kroków, bezwstydnie podziwiając widok, zanim spojrzał jej prosto w twarz.

— Ostatnia szansa, Hermiono. Czy jest coś, co chciałabyś powiedzieć, zanim zaczniemy?

Część jej chciała to zrobić, naprawdę chciała. Ale wstyd palił jej uszy, rozgrzewając skórę na karku, aż w końcu zmusiła się do zamknięcia oczu. Od kiedy aż tak przejmowała się tym, co Malfoy o niej myślał?

— Naprawdę jest mi przykro – powiedziała zamiast tego. — To był po prostu źle przemyślany żart.

Praktycznie czuła intensywność jego westchnienia, ale tylko pokręcił głową i rzucił jej zniecierpliwione spojrzenie. Kiedy przeszedł na drugą stronę pokoju, wydawało jej się, że mruknął pod nosem „uparta wiedźma”, ale nie była tego pewna.

Gdy wrócił do niej, trzymał w rękach pojedynczy przedmiot, a jej ciało zesztywniało.

— Czy to… czy to mugolski wibrator?

Z jej perspektywy zdecydowanie na to wyglądał.

— To – zatrzymał się, unosząc go do światła. Był czarny i nieco większy od jego kciuka. — To zabawka erotyczna, tak. Ale nie mugolska.

Patrzyła, gdy znajome uczucie płonącego niepokoju zaczęło narastać w jej brzuchu, a on stuknął w przedmiot różdżką. Wibrator zaczął drżeć, a on sprawnie zademonstrował, jak może kontrolować jego ustawienia za pomocą magii.

— Będzie robił dokładnie to, czego od niego zażądam—może się rozgrzać – zrobił pauzę, a czarny kolor zmienił się w głęboką czerwień. — Może stać się większy.

Zabawka spuchła, wydłużając się i zakrzywiając ku końcowi.

Widok tego sprawił, że jej nogi szarpnęły się w więzach, usiłując się ze sobą zetknąć, ale nie mogła. Jej oddech stał się płytszy, a ona pociągnęła za kajdanki przy nadgarstkach. Niestety, przyniosło to odwrotny efekt—poczucie oszałamiającej bezsilności tylko się nasiliło. Dokładnie tak, jak czuła się tydzień wcześniej w jego ramionach, i aż się wzdrygnęła na myśl o cieple, które zaczęło pulsować między jej udami.

Z oczami utkwionymi w zabawce ledwo zauważyła, że okrążył stół i teraz stał przy jej talii.

— Kupiłem go specjalnie dla ciebie – powiedział, choć nie spojrzał jej w oczy, co sprawiło, że żołądek jej zadrżał. Jego dystans był w bezpośredniej sprzeczności z tym, jak bardzo ją podniecał, i miała przeczucie, że doskonale zdawał sobie sprawę, jak bardzo pragnęła jego uwagi. — Chociaż muszę przyznać, że miałem nadzieję używać go jako nagrody, a nie kary.

Dreszcz przeszedł po jej skórze na dźwięk tej zaowalowanej groźby. Draco odłożył zabawkę na stół obok jej biodra, tuż obok swojej różdżki, po czym zaczął zdejmować swoją marynarkę.

Wolnym ruchem powtórzył te same gesty co tydzień temu. Zdjął spinki do mankietów, a kiedy zaczął podwijać rękawy, zaczęła oddychać już niemal z trudem. Widok jego przedramion nie powinien mieć na nią takiego wpływu.

Wygładzając krawat, ponownie podniósł różdżkę i machnął nią nad jej ciałem. Choć niczego nie poczuła, gdy spojrzała w dół, wszystko stało się jasne. Koronka odzyskała swój pierwotny zielony kolor, a figlarny uśmiech na jego ustach sprawił, że jej policzki zalała fala gorąca.

— Gdybym chciał cię w czerwieni, wysłałbym ci komplet w czerwieni — Kiedy poczuła, jak jego palce musnęły lekko jej brzuch, wciągnęła gwałtownie powietrze. — Chociaż wyglądasz pięknie w każdym kolorze.

Jego czuły komplement sprawił, że jej skóra zapłonęła, a ona mocno zacisnęła oczy. Jej klatka piersiowa zacisnęła się boleśnie, rozdarta między poddaniem się narastającej panice a zatopieniem się głębiej w pożądaniu.

Pomimo irytacji, którą czuła z jego powodu, napięcie rosło w niej od godzin, i wyglądało na to, że nawet jej strach nie zdoła go już przyćmić.

Gdyby ktoś powiedział jej kilka miesięcy temu, że będzie rozkoszować się uczuciem zarówno strachu, jak i podniecenia na myśl o Draco Malfoyu, wyśmiałaby go.

— Dziękuję – wyszeptała, w końcu przyjmując komplement.

Jego dłoń powoli przesunęła się po jej żebrach, palce bawiły się krawędzią gumki pod jej piersią. Nigdy nie wsuwając się pod materiał, nigdy jej nie dotykając—jakby chciał po prostu poznać jej ciało swoim delikatnym dotykiem.

Było to kojące, niemal usypiające, a on spędził kilka minut, przesuwając dłonią po jej torsie, wzdłuż uda, a następnie z powrotem do ramienia i dłoni.

— Powiedz mi – zapytał cicho – z ciekawości, ile razy pod rząd doprowadziłaś się do orgazmu?

Pytanie wyrwało ją z otępienia, jej oczy gwałtownie się otworzyły.

Nie umknęło jej, że nie zapytał, ile razy szczytowała podczas seksu lub z partnerem.

Przygotowując się na jego osąd, odpowiedziała:

— Dwa.

To nie tak, że nie była zainteresowana większą liczbą—bo była—ale kiedy robiła to sama, szybko zaczynało ją to nudzić. Każda kolejna próba bardziej ją rozpraszała, tak samo jak w łóżku z innymi mężczyznami.

Ku jej zaskoczeniu, na jego twarzy nie było widać zdziwienia.

Zamiast tego skinął tylko głową.

— Spróbujemy trzech albo czterech.

— Czterech?! — niemal pisnęła, a on tylko parsknął śmiechem. — Nie możesz… nie ma mowy.

— Nie? — Uniósł brwi na jej wyzwanie. — Mogę tu zostać całą noc, jeśli będzie trzeba.

Każdy argument zamarł na jej ustach, gdy zrozumiała, jak bardzo mówił serio.

— To w twoim najlepszym interesie jest, by się postarać, Hermiono. A teraz bądź grzeczną dziewczynką i spróbuj jak najmocniej.

Nie czekając, chwycił jej majtki i gwałtownym ruchem zsunął je w dół jej ud.

Hermiona wciągnęła pospiesznie oddech, próbując odsunąć biodra od jego dotyku.

Gdy tylko poczuje, jaka jest już mokra, wszystko zrozumie.

— Dlaczego cztery? — zapytała, usiłując odwlec to, co nieuniknione.

— Wiem, że lubisz dobre wyzwanie — Draco objął jej udo, unieruchamiając ją. Pochylił się, a jego oddech musnął jej ucho.

— Ale ja również. Po prostu bądź wdzięczna, że nie zabieram cię do pokoju pokazowego na twoją karę.

Pokój pokazowy? Nagły przebłysk strachu przeszył jej pierś.

Pomiędzy pasem do pończoch a sposobem, w jaki jej nogi były unieruchomione na stole, jej majtki mogły zostać zsunięte tylko do pewnego momentu, a nawet wtedy jedynie jeszcze bardziej ograniczały jej ruchy. Ściśnięte wokół jej ud, elastyczna tkanina wżynała się w jej skórę, dodając nutę bólu, która tylko wzmagała spiralę potrzeby rozlewającą się po jej ciele. Jej umysł i ciało reagowały na sprzeczne bodźce, szybko tracąc jasność, a oddech stawał się coraz bardziej urywany.

Gdy położył na niej dłoń, zrobił to z taką siłą i determinacją, że wiedziała, iż delikatne pieszczoty dobiegły końca. Jego palce z łatwością wsunęły się między jej nogi, szukając wejścia środkowym i serdecznym palcem. Spięła się, tłumiąc jęk, który niemal wyrwał się z jej gardła na to szorstkie doznanie.

Drugą ręką chwycił jej szczękę i zmusił ją, by na niego spojrzała. Jego oczy płonęły, były niemal czarne, a ona nie mogła się oprzeć, pogrążając się jeszcze bardziej w jego uścisku. Choć miała to być kara, jak dotąd wcale na taką nie wyglądała.

— Jeden za nieposłuszeństwo wobec moich poleceń – warknął, zbierając jej wilgoć palcami i przesuwając ją w górę, na jej łechtaczkę. — Jeden za spóźnienie – kontynuował.

Jego palce rozciągały ją, a ona zaczęła ciężko oddychać. Nie zawracał sobie głowy powolną rozgrzewką – pieprzył ją palcami z nieugiętym skupieniem. Nie mogła powstrzymać się przed kołysaniem biodrami w rytm jego ruchów, szukając rozkosznego wypełnienia, którego tak desperacko pragnęła.

— J-ja nie mogę — wyszeptała, kręcąc głową. — To za dużo.

Nie było mowy, żeby doszła cztery razy w ciągu jednej nocy.

— Jeden za to, że nie powiedziałaś mi, co cię dręczy – kontynuował, całkowicie ignorując jej protesty. Jego dłoń na chwilę się odsunęła, a ona zesztywniała pod wpływem tej nagłej pustki. — I jeden tylko dlatego, że cholernie mam na to ochotę.

Bez ostrzeżenia przycisnął wibrator do jej łechtaczki. Nadal był zaczarowany, ciepły i delikatnie wibrujący, a choć próbowała się odsunąć, nie mogła.

— Draco! – Hermiona gwałtownie nabrała powietrza, unosząc tułów. Sprawiło to, że jej piersi mocniej napięły się pod koronką stanika, a gdy spojrzała w dół, zobaczyła, jak jej sutki stwardniały i odznaczały się na materiale. To nie było to, czego chciała… chciała jego…

— Chcę, żeby ten pierwszy przyszedł szybko — rozkazał. Wciąż pochylał się nad nią, unieruchamiając ją, ale odciągnął jej szczękę na bok — Nie każ mi czekać.

W tej samej chwili docisnął swój tors do jej ciała i przywarł ustami do miejsca tuż pod jej uchem, skubiąc i całując skórę z większą determinacją niż kiedykolwiek wcześniej. To nie było badawcze, było zdecydowane. Nie romantyczne ani uwodzicielskie, ale ukierunkowane wyłącznie na to, by doprowadzić ją do orgazmu jak najszybciej.

Jego gorący oddech owiewał jej ucho, gdy doprowadzał ją na krawędź, zaciskając zęby, wydając kolejne polecenia, dokładnie instruując ją, jak ma to wyglądać. Jego ręka nie ustępowała ani na chwilę, a wibrator zaczął zataczać ciasne kręgi wokół skupiska nerwów między jej udami.

Całkowicie przejął kontrolę nad jej zmysłami, nie pozostawiając jej żadnej drogi ucieczki. Między więzami a pulsującą wibracją, jej podniecenie narastało szybciej, niż kiedykolwiek mogłaby sobie wyobrazić. Napinało jej mięśnie, przeszywało kończyny, a ona jęknęła, próbując je odepchnąć. Nie chciała dojść tak szybko—nie jeśli oznaczało to poddanie się karze, którą jej wymierzał.

— Nie, nie… — powtarzała błagalnie, próbując się cofnąć, ale jego dłoń mocno przytrzymała jej głowę w miejscu. Zacisnął palce, a jego język przesunął się po krawędzi jej ucha. Wstrząsnął nią dreszcz, a fala gorąca spłynęła prosto do jej wnętrza.

— Tak, Hermiono — skontrował twardo.— Nie walcz z tym.

Poczuła jak wibrator zwiększa moc między jej udami. Zamiast delikatnego pulsowania, wibracja przeskoczyła na intensywniejszy poziom, a jej oczy przymknęły się pod naporem tych wrażeń. Nie przestawał go poruszać, czubkiem wibrującego urządzenia drażnił jej łechtaczkę, by zaraz potem docisnąć je pewnymi, miarowymi pociągnięciami, które sprawiały, że jej biodra bezwiednie wyginały się w jego stronę.

Była już tak blisko, czuła, jak napięcie buduje się u podstawy jej kręgosłupa, rozlewając ciepło po jej nogach, ale zacisnęła zęby, próbując się powstrzymać.

Choć było to przyjemne, nie tak chciała dojść. Draco nie był delikatny ani czuły, nie pieścił jej powoli ani nie prowadził ostrożnie ku krawędzi. On wymagał, popychał ją ku spełnieniu z wprawą i brakiem jakiejkolwiek czułości. Przyzwyczaiła się do jego pełnych uwielbienia dotyków i tego, jak zdawał się zatracać w ich grze równie mocno jak ona.

To było… coś zupełnie innego.

Zmusiła się do otwarcia oczu i wtedy to zobaczyła.

Zdystansowany. Zimny. Twardy. Bezwzględny.

Niebezpieczeństwo czające się w głębi jego stalowoszarych oczu sprawiło, że znów zadrżała, wydając cichy jęk, gdy przyspieszył ruchy między jej udami. Jej ciało zaczynało pulsować od napięcia, mięśnie w jej wnętrzu napinały się coraz mocniej, pędząc ku przyjemności. Czuła, jak jej ściany zaciskają się, szukając czegoś, czego mogłyby się uchwycić, ale on nie pozwalał jej na żaden odpoczynek. Zamiast tego trzymał ją mocno, patrząc jej prosto w oczy, podczas gdy bezlitośnie wymuszał na niej orgazm.

W momencie, gdy nadeszło spełnienie, Hermiona rozchyliła usta w niemym jęku a jej powieki same się zacisnęły.

Nie było to tak intensywne jak poprzednie, które przeżywała z nim wcześniej, ale uderzyło szybko i gwałtownie, przeszywając jej ciało niczym impuls elektryczny. Napięła się pod wpływem fali rozkoszy, szarpiąc się w więzach i unosząc głowę na tyle, by poczuć jego czoło stykające się z jej własnym. Iskra, jaka przepłynęła przez jej nerwy, sprawiła, że zadrżała w postorgazmicznych wstrząsach, oddychając ciężko i mimowolnie dociskając biodra do wibratora. Jej wnętrze zacisnęło się ponownie, ściany pulsowały wokół pustki, a ona krzyknęła, gdy jej ciało opadło bezwładnie na stół.

— Jeden zaliczony — mruknął Draco, ale nie umknęło jej, jak bardzo jego ton był pozbawiony zachwytu. — Gotowa na drugi?

Bez żadnego ostrzeżenia, ponownie przesunął wibrator niżej, do jej wciąż drgającego wejścia, po czym wsunął go w nią jednym, płynnym ruchem.

Hermiona zakrztusiła się własnym oddechem, powietrze ugrzęzło jej w piersi przy uczuciu nagłego wtargnięcia. Nie tracił czasu na delikatność, a ona nie mogła zaprzeczyć, że jego pewny dotyk uderzał w coś głęboko zakorzenionego w jej wnętrzu. Był zdeterminowany, by doprowadzić ją do granic w sposób, w jaki żaden mężczyzna nigdy wcześniej się nie odważył—i jej ciało, zdradziecko, reagowało na to z rosnącym podnieceniem.

Przygryzła wargę, tłumiąc kolejny jęk, gdy zaczął długie, powolne pchnięcia. Jej wnętrze wciąż pulsowało po pierwszym orgazmie, a ona czuła każde przesunięcie zabawki w sobie. Choć była gładka i ciepła, była też zbyt wąska, by zastąpić uczucie jego twardego ciała w niej, a ta różnica pozostawiała w niej inny, nieugaszony rodzaj pragnienia.

— Proszę… — urwała, zaciskając zęby i kręcąc głową. Draco wciąż patrzył na nią, jakby była problemem, który trzeba rozwiązać, a nie jego partnerką. Choć jego czułość zawsze była ograniczona, jej całkowity brak sprawiał, że coś ciężkiego osiadło jej na piersi. — Ja… przepraszam…

Jego usta zacisnęły się w wąską linię, ale jego wyraz twarzy nie zdradzał wiele poza wyraźnym rozdrażnieniem.

— Więc powiedz mi, co cię tak dręczy, Hermiono. Powiedz to, a możemy to skończyć.

Słowa utkwiły jej w gardle, dławiły ją, nie pozwalały się wydostać. Przełknęła ślinę, próbując nabrać oddechu, ale gdy nie odpowiedziała od razu, Draco westchnął z irytacją.

— Nie ma nic… — zaczęła, ale jego palce szybko przesunęły się z jej szczęki na usta, skutecznie uciszając jej protesty.

— Wolałbym, żebyś nie marnowała naszego czasu na kłamstwa, kochanie. Nie musisz mi nic mówić, ale nie pieprzę się z kłamcami. W chwili, w której mnie okłamiesz, to wszystko się kończy.

Jego gniew zapalił w niej iskrę buntu, zacisnęła szczękę, walcząc z własnymi emocjami. Miał czelność mówić coś takiego, kiedy zaledwie kilka dni temu paradował po Londynie z inną kobietą, od razu po…

Przerwał jej myśli, rzucając kolejne zaklęcie.

Incrementum.

Poczuła, jak wibrator między jej udami drgnął, rosnąc od środka, a gdy Draco poruszył nim w niej ponownie, coś zaczęło naciskać na nadwrażliwą łechtaczkę.

Och.

Zbyt późno uświadomiła sobie, że zaczarował zabawkę tak, by miała dodatkową wypustkę, która pieściła jej ciało z zewnątrz. Gdy wibracje rozlały się po jej wnętrzu i na wrażliwą skórę, jej głowa opadła do tyłu. Przy każdym pchnięciu przekręcał nadgarstek w taki sposób, że końcówka zahaczała o punkt w głębi jej ciała, doprowadzając ją do szaleństwa.

Hermiona walczyła ze sobą z całej siły, ale była praktycznie bezbronna, i ta świadomość tylko pogarszała całą sprawę. Draco zostawił jej w więzach tylko tyle luzu, by mogła zrobić dwie rzeczy: wyswobodzić się i zakończyć scenę albo poddać się i poruszać w jego rytmie.

Czuła własny puls dudniący w ciężkich, nabrzmiałych tkankach między jej udami, a lekkie wibracje i penetracje zabawki rozniecały w niej podniecenie na nowo, doprowadzając ją do granic obłędu. To nie było wystarczające—potrzebowała więcej, ale wiedziała, że nie dostanie tego na swoich własnych warunkach.

— No dalej, użyj swojego hasła bezpieczeństwa, jeśli nie chcesz wziąć tego, co mam ci do zaoferowania.

Prowokował ją, wiedziała to. Wyzwał ją, popychał aż do granicy, zmuszając ją do przyznania, co ją naprawdę dręczyło.

— Nie? — spytał, gdy pokręciła głową, nie pozostawiając wątpliwości, że coś ukrywa. — Dlaczego nie?

Nazwałaby to instynktem samozachowawczym lub zwykłą głupotą, ale nie pozwoliłaby sobie na taką bezbronność przed nim. Przyznanie, że była na niego zła za to, że spędzał czas z inną kobietą, było egoistyczne i małostkowe, a ona nie potrafiła zmierzyć się z prawdą, która napędzała jej poczucie niedoskonałości.

— To nie ma znaczenia — wydyszała zamiast tego.

Sfrustrowany, Draco ponownie zwiększył prędkość wibratora między jej udami, a ona nie zdołała powstrzymać jęku bólu, który wydostał się z jej gardła. Jej instynkt kazał jej zacisnąć uda, zamknąć się wokół jego dłoni, ale nie mogła.

— Śmiem się nie zgodzić. Jeśli jesteś nieszczęśliwa, chcę o tym wiedzieć. Mam do tego prawo, prawda? Czy ty nie chciałabyś wiedzieć, gdybym to ja był nieszczęśliwy z tobą?

Walcząc o zachowanie opanowania, Hermiona przełknęła ślinę, zaciskając zęby na fali przyjemności, która zaczynała się budować w jej podbrzuszu. Powoli się napinała, rosnąc do gorączki, która obiecywała jeszcze intensywniejszy finał niż poprzedni orgazm. Chciała mu zaprzeczyć, otworzyła usta, by to zrobić, ale nie znalazła słów.

Co on mówił?

Usiłowała przypomnieć sobie jego pytanie. Nieszczęśliwa.

— Ty… ty jesteś teraz nieszczęśliwy — jęknęła, odwracając głowę, gdy jego usta opadły do jej szyi. Ugryzł delikatną skórę nad pulsującą żyłą, dodając nutę bólu do przyjemności, którą jej dostarczał.

— Jestem nieszczęśliwy, bo ty jesteś nieszczęśliwa.

Wyszeptał to do jej ucha tak, jakby było to najoczywistszą rzeczą na świecie, jakby jego dłoń nie pieprzyła jej w tym momencie zaczarowanym wibratorem, prowadząc ją ku drugiemu orgazmowi tej nocy. Jakby nie karał jej przyjemnością, trzymając się przy tym w chłodnym dystansie.

Nie potrafiła tego pojąć, a jej ciało stawało się przez to jeszcze bardziej zdezorientowane. Czuła, jak kręci się w głowie, a jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w krótkich, urywanych oddechach.

— Nie mam ochoty na dziecinne gierki, kochanie, i nie zamierzam ich tolerować — kontynuował, wpychając zabawkę jeszcze głębiej. Zamiast ją wyciągnąć, ponownie wymówił inkantację, a ona poczuła, jak końcówka zaczyna puchnąć wewnątrz jej ciała.

— O bogowie, o bogowie, o… — Hermiona krzyknęła, gdy zaczął ocierać się o najczulsze miejsce w jej wnętrzu. To było niemal za dużo, nie była nawet w stanie usłyszeć jego głosu przez własne, urywane oddechy.

— Przyznam — Draco zatrzymał się, by unieść i przekręcić zabawkę tak, by dociskała się do miejsca, które sprawiło, że jęknęła jeszcze głośniej — nie mogę zaprzeczyć urokowi przebijania się przez twoją obronę i dawania ci tego, czego naprawdę potrzebujesz. Opór, jaki stawiasz, sprawia, że nagroda jest jeszcze słodsza.

Jej oczy zamknęły się, gdy jej ciało napięło się w oczekiwaniu na kolejny orgazm. Czuła go, każdy mięsień rozciągał się, gdy przyjemność rosła i rosła. Draco przestał poruszać zabawką, pozostawiając wypustkę wibrującą tuż przy jej łechtaczce, drgającą głęboko i nieprzerwanie, aż zaczęła tracić resztki samokontroli.

— Ale moja cierpliwość się kończy.

Na te słowa jej opór całkowicie pękł.

Rozkosz eksplodowała w jej ciele, zaczynając się nisko w podbrzuszu i rozlewając na nogi, aż poczuła, jak więzy boleśnie wpijają się w jej kostki od szarpania się na stole.

— Och, kurwa, o bogowie… — zaklęła, gdy Draco nie zabrał zabawki, przytrzymując ją na miejscu, by przeciągnąć jej ekstazę jeszcze dalej. To było niemal bolesne, szarpiąc jej ciałem kolejnymi falami przyjemności, które przytłaczały każdy z jej zmysłów, aż nie istniało już nic poza tym. Nie była nawet świadoma, jak się miotała w jego uścisku, jej ciało poruszało się samo, nie mogąc przestać szukać więcej.

— Draco, proszę!

Jej krzyk zaginął w kolejnej fali rozkoszy, wciągając ją pod powierzchnię. To nie ustawało—tylko narastało, rozrastając się, aż jej brzuch zaczął boleć od tego, jak mocno napięte były wszystkie jej mięśnie. Nie była nawet pewna, o co błagała—o mniej? O więcej? Nie wiedziała już, co jest górą, a co dołem, nie mówiąc o tym, czego właściwie chciała.

W końcu, niczym cofająca się fala, wszystko zaczęło się uspokajać. Jej ciało drżało od wstrząsów, gdy w końcu mogła złapać oddech. Gdy Draco usunął dłoń spomiędzy jej nóg, zabierając zabawkę, z jej gardła wyrwał się cichy szloch na to uczucie pustki. Jej skóra była mokra od potu i zaróżowiona, ale dystans, jaki natychmiast między nimi powstał, osiadł w jej żołądku niczym kamień.

Wszystko było nie tak.

Jej umysł toczył wojnę z ciałem. Nawet przez mgłę pożądania i podniecenia nie mogła pozbyć się poczucia winy, które rozciągało się w jej podświadomości. Narastało z tą samą intensywnością co jej przyjemność, podwajając się w momencie, gdy nie potrafiła oprzeć się sile jego dotyku. Nie chciała tego orgazmu—nie, kiedy był na nią zły. Nie, kiedy ona wciąż była zła na niego.

A jednak doszła… Była całkowicie na jego łasce. I ta świadomość wystarczyła, by wrzucić jej emocje w wir, z którego nie potrafiła się wyrwać.

Zrobiłaś to sobie sama, przyznały jej własne myśli, gdy skupiła się na oddychaniu przez nos, próbując uspokoić swoje galopujące serce. Draco po prostu stał obok, dając jej chwilę wytchnienia, z wyczekującym wyrazem twarzy. Nie masz kogo winić poza sobą.

— Gotowa na kolejną rundę? — Jego pytanie nie było czułe, nie było w nim zachęty ani flirtu. Zadał je takim samym tonem, jakim mógłby zapytać ją o prognozę pogody na weekend albo o to, czy zjadła już śniadanie. Było rzeczowe, oceniające i nic więcej.

Zanim zdążyła pokręcić głową, ponownie przycisnął zabawkę do jej łechtaczki. Miała zaledwie kilka krótkich sekund bez niej, a to, jak gwałtownie jej podniecenie ponownie eksplodowało, niemal ją przytłoczyło.

— Nie… nie, proszę… — Hermiona naprężyła się w więzach, zagryzając dolną wargę, by powstrzymać jęk bólu, który chciał wyrwać się z jej gardła. Wydawało się, że zabawka wróciła do mniejszego rozmiaru, ale wszystko między jej nogami było spuchnięte i nadwrażliwe, jej skóra mrowiła nawet bez niskiego brzęczenia wibracji, a uda paliły tak bardzo, że miała ochotę wbić w nie paznokcie.

— Więc użyj swojego hasła bezpieczeństwa — polecił Draco, poruszając nadgarstkiem, by zatoczyć wibratorem okrąg wokół jej łechtaczki. — Wiem, że je pamiętasz.

Może to była ta część jej, która nigdy nie pozwalała jej się poddać, nie pozwalała cofnąć się, gdy została przyparta do muru. Ale nie mogła. Nie, skoro wiedziała, że była przypięta do stołu, bo celowo była uparta. A teraz był na nią zły, chłodny, zdystansowany, i nienawidziła tego, jak bardzo tęskniła za Draco sprzed tego okropnego artykułu w „Proroku”. Za swoim Draco, zaczęła o nim myśleć, jakby był innym człowiekiem niż ten, który stał teraz obok niej. Tym, który przeprosił ją w biurze i dał jej szansę, by uzyskała odpowiedzi, których potrzebowała. Tym, który się nią opiekował, ucząc ją, jak jej ciało może przyjąć dokładnie to, czego potrzebowało.

Powiedz mu teraz, powiedz mu, a może przestanie . Ta desperacka myśl przebiła się przez jej poczucie winy na sam szczyt umysłu. Powiedz mu, a może przestanie być na ciebie zły.

Ciepło gromadziło się między jej nogami, lepkie i gorące na wewnętrznej stronie ud. Na stole pod jej pośladkami musiała być mokra plama, a sama świadomość tego sprawiła, że jej policzki zapłonęły jeszcze bardziej. Wibrator przesuwał się między jej fałdkami z łatwością, śliski od jej własnych soków, a ona szarpała nadgarstkami w więzach. Bezskutecznie, ale nie mogła powstrzymać swojego instynktu.

— Jeśli ja… — Hermiona urwała, gdy dotknął wyjątkowo czułego miejsca, a jej oczy zamgliły się, a słowa uwięzły w gardle — Jeśli ci powiem, przestaniesz?

Draco milczał tak długo, że zmusiła się, by na niego spojrzeć. To, co zobaczyła, ją zaskoczyło—był rozbawiony.

— To urocze, że myślisz, iż masz tu jakąkolwiek możliwość negocjacji — powiedział. — Jest na to o wiele za późno. Miałaś swoją szansę.

— Proszę — błagała ponownie. To było głupie, cholernie głupie, ale już ją to nie obchodziło. Kiedy ponownie trafił w to samo miejsce, jej nogi zesztywniały. Przez pulsujące w jej żyłach napięcie czuła, jak buduje się jej trzeci orgazm. Nie była pewna, jak to możliwe—jego dotyk był teraz znacznie lżejszy niż przy pierwszych dwóch, ale to tak, jakby celowo nie pozwalał jej ciału się uspokoić.

— Załóżmy, że dałbym ci szansę. Co bym z tego miał?

Jego słowa towarzyszyły lekkiemu dotykowi wzdłuż krawędzi jej stanika, palec podążał za delikatną koronką, aż jej skóra pokryła się dreszczem. To było drażniące, przypomnienie, jak czuły potrafił być, jeśli tylko chciał, i sprawiło, że wychyliła się ku niemu jeszcze bardziej.

Słowa wyrwały się z niej szybko, chaotyczne i urwane, gdy próbowała powstrzymać jęk. 

— C… cokolwiek chcesz. Dam ci cokolwiek zechcesz.

Kiedy zabrał dłoń z jej piersi, miała ochotę się rozpłakać.

— Chcę, żebyś przestała być tak cholernie uparta, tylko dlatego, że możesz. Chcę, żebyś przyjęła swoją karę jak dobra, posłuszna czarownica, którą wiem, że potrafisz być, i przestała udawać, że nie zasłużyłaś na każdą jej część.

Do czasu, gdy skończył mówić, jego słowa były wysyczenie przez zaciśnięte zęby. Wina i wstyd wypełniły jej klatkę piersiową, przygaszając część narastającego podniecenia, i musiała walczyć, by złapać oddech przez wir emocji, które groziły, że ją pochłoną. Wszystko było zbyt intensywne—jej umysł, jej ciało, jej nerwy, jej uczucia, wszystko.

— Tak — przyznała cicho, głos jej osłabł. — Przepraszam, Draco. Tak bardzo przepraszam… nie pomyślałam…

Jej przeprosiny urwały się, gdy kolejny impuls rozkoszy eksplodował w jej podbrzuszu, ściskając je w spazmie przyjemności, gdy zwiększył nacisk zabawki zaledwie odrobinę. Powoli budował ją z powrotem, pchając w stronę kolejnego orgazmu, całkowicie ignorując jej słowa. Nic nie mogło go zatrzymać.

I choć walczyła, nienawidziła tego, jak bardzo ją to rozpalało.

— I właśnie to jest twój problem, kochanie. Obrażasz mnie, zakładając, że jestem taki sam, jak wszyscy mężczyźni w twojej przeszłości—że pozwolę ci dyktować warunki bez pytania. Jeśli tego chcesz, to może powinienem był od razu ci odmówić.

— Nie! — Szarpnęła się w więzach, patrząc na niego z desperacją. Wpatrywał się w nią z twardym wyrazem oczu i napiętą szczęką, a ona nie mogła znieść myśli, że mógłby to skończyć. Nawet ze swoją złością na artykuł w „Proroku” nie mogła pozwolić, by tak po prostu odszedł. — Nie możesz.

Czy to dlatego nie mogła znieść myśli, że tej nocy nie dojdzie? Mimo że spędziła dni, gotując się we własnym gniewie i irytacji, coś nieustannie popychało ją do przodu. Zmuszało do tego, by się nie poddawać, mimo że była zraniona. Była słaba, pragnęła przyjemności, którą jej dawał, i nie była pewna, co by się z nią stało, gdyby tak po prostu ją odrzucił.

Jego dłoń nigdy się nie zatrzymała, palce kreśliły zabójczo doskonałe kręgi wokół zabawki, a ona czuła, jak w napięciu się zaciska. Jej wnętrze pulsowało, obolałe i spuchnięte, a wszystko wokół niej zdawało się robić jeszcze bardziej gorące.

Nie teraz, kiedy właśnie znalazła to, czego potrzebowała.

Z nim.

Draco był inny niż wszyscy mężczyźni, z którymi kiedykolwiek była, a świadomość tego, jak blisko była jego utraty, sprawiła, że słowa, które przez całą noc tłumiła, zaczęły się z niej wydobywać. Jednak zanim zdążyły paść, to jej ciało poddało się jako pierwsze.

Gorąco rozlało się po niej, wypływając z jej brzucha do kończyn jak gęsty miód. Powoli i odurzająco, odbierając jej dech, gdy jej wnętrze zaciskało się ciasno, biodra unosiły się ku zabawce. Nie mogła tego powstrzymać—jej oczy zacisnęły się, a z ust wydobył się cichy skowyt, gdy drobne fale rozkoszy przeszywały jej ciało.

Wszystko pulsowało żarem, a Hermiona ledwie rejestrowała, jak jej dłonie zaciskają się i rozluźniają w więzach nad głową, jak ramiona i barki zaczynają boleć od nieustannego napięcia. Końcówki palców mrowiły, a jej palce u stóp skręciły się w spazmie, gdy kolejna fala przyjemności powoli rozlała się po jej brzuchu.

— Kłamałeś — słowa wyrwały się z niej, zanim w pełni zrozumiała, że je wypowiada. Wydobyły się z jej ust w bólu i bezdechu, gdy jej głowa przechyliła się na bok. — Ten artykuł — ty i ta kobieta — znowu.

Łzy zostawiały wilgotne ślady spływając po jej policzkach, a ona zacisnęła zęby, gdy jej orgazm zaczął opadać. Ale jakby tama pękła—było już za późno, by powstrzymać falę emocji, którą to uwolniło.

— Obiecałeś mi…  mówiłeś, że jesteśmy tylko my. Że nie dzielisz się, ale potem…

— Hermiono. — Ostry ton Draco sprawił, że zakrztusiła się na własnym szlochu, ale wciąż nie otworzyła oczu. Nie mogła na niego spojrzeć. Gdy pokręciła głową, odmawiając wykonania jego niewypowiedzianego polecenia, jego dłoń chwyciła ją za szczękę.

— Spójrz na mnie.

— Nie. — Odmówiła. Łzy paliły jej powieki i wiedziała, że jeśli otworzy oczy, tylko wszystko pogorszy. — Spałeś ze mną, a potem poszedłeś do niej…

Poczuła, że się odsuwa—zabrakło wibracji między jej udami. Jego dłonie przestały ją przytrzymywać, zmuszając do spojrzenia na niego, a ona poczuła tylko chłód.

Dygocząc, opuściła ramiona, drżącymi palcami chwytając się za przedramiona. Coś poluzowało się wokół jej stóp i pomiędzy urywanymi, łamiącymi się oddechami zdała sobie sprawę, że ciepły ciężar otacza jej ciało.

Dotyk dłoni na jej policzkach, gdy walczyła o oddech. O to, by zachować spokój, gdy jej lęk, gniew i wstyd przelewały się przez nią jak wezbrana rzeka.

To było jakby kolejne orgazmy rozbiły coś w jej wnętrzu, każdy z nich kruszący jej starannie skonstruowane mury, aż cała konstrukcja chwiała się w posadach.

Ciężkie ramiona objęły ją ciasno, przyciągając do twardej ściany jego ciała, muskanie materiału o jej nagą skórę.

Zamknął ją w swoim uścisku.

Nie zorientowała się, że mówi, dopóki nie poczuła miękkiego nacisku jego ust na jej twarzy.

— Kochanie — wyszeptał, a jego kciuk śledził każdy pocałunek. Wodził nim po mokrych śladach na jej policzkach, jakby chciał je zetrzeć. — Spójrz na mnie, proszę. Błagam cię.

Ledwie udało jej się pokręcić głową, uciekając z jego ramion, próbując się wyrwać.

Wstyd rozrywał ją od środka, przeżerał jej wnętrzności.

Musiała uciec—musiała się deportować do domu i spróbować otrząsnąć się z duszącego upokorzenia, które kazało jej przyznać się do zazdrości i jednocześnie zapłakać zaraz po tym, jak doprowadził ją do orgazmu.

Ale zamiast ją puścić, jego ramiona jeszcze bardziej się zacisnęły.

Znalazła się w pułapce na jego kolanach, przytulona do jego torsu, i uświadomiła sobie, że nawet nie zauważyła, kiedy ułożył ją w ten sposób, by trzymać ją blisko, gdy rozpadała się pod jego dotykiem.

— Puść mnie — wyszeptała kolejną prośbę, a kolejna łza spłynęła po jej policzku.

Dłoń Draco powędrowała do jej twarzy, obejmując jej policzek.

— Nie pozwolę ci odejść. Nie w takim stanie. Jeśli musisz, krzycz na mnie. Wrzeszcz, jeśli to cię uspokoi. Ale nie uciekaj ode mnie.

Nie miała odpowiedzi.

Z każdą wymuszoną przyjemnością, gniew wypalał się, pozostawiając po sobie jedynie pustkę.

I choć wiedziała, że to głupie, dziecinne, pragnęła, by mogła cofnąć czas. By mogła sięgnąć po swój Zmieniacz Czasu z trzeciego roku, zawiesić go na szyi i przewinąć go do tyłu o trzy godziny, by zamiast tego wysłać mu wyjca.

W ciszy poczuła, jak jego usta wtapiają się w jej włosy, jego oddech był ciepły, gdy wypuszczał powietrze przy czubku jej głowy.

— Nigdy cię nie okłamałem, Hermiono. Ale przyznaję, że powinienem był zrozumieć, jak to mogło wyglądać z twojej perspektywy.

Jego słowa sprawiły, że zadrżała, jej oczy otworzyły się mimo piekącego bólu po emocjonalnym wybuchu.

Siedziała na jego kolanach, jego ramiona owinięte wokół jej ciała, a jedna dłoń delikatnie głaskała jej nagie ramię.

Wciąż nie mogła spojrzeć mu w oczy, wstrzymała oddech, gdy mówił dalej.

— Kobieta, z którą mnie widziałaś, to Astoria Greengrass. Do niedawna byliśmy zaręczeni.

— Co?! — Hermiona spróbowała znowu z niego zejść, odepchnąć się ze wszystkich sił, ale on ją powstrzymał. Był zaręczony?!

— Proszę, pozwól mi wyjaśnić — uciął jej nagły napływ paniki. — Nigdy nie łączyło nas to, co sobie wyobrażasz.

Zacisnęła szczękę, czując się zagubiona.

Nie znosiła tego uczucia—bycia zagubioną, uwięzioną w ciemności, bez żadnej mapy.

Którędy do wyjścia?

Głos Draco przebił się przez mgłę niczym latarnia morska.

— Astoria i ja rozpoczęliśmy proces rozwiązania naszego kontraktu zaręczynowego na początku tego roku, krótko przed tym, jak po raz pierwszy się spotkaliśmy. Ponieważ umowa została zawarta, gdy byliśmy jeszcze nastolatkami, naszym prawnikom zajęło sporo czasu rozplątanie wszystkich kruczków prawnych, jakie zawarli nasi rodzice.

Nie odezwała się, przegryzając wargę. Jej gardło nadal było ściśnięte, ale łzy nie zamazywały już krawędzi jej pola widzenia. Zamiast odpowiadać, wpatrywała się w swoje kolana, skupiając wzrok na elastycznej taśmie podwiązki. Uziemiło ją to, pozwalało skupić się na jego słowach zamiast na przytłaczających ją emocjach.

Draco potraktował jej milczenie jako zachętę do kontynuowania:

— To, co Prorok przekręcił, to upór Astorii, żebyśmy wyszli uczcić nasz nieudany zaręczynowy układ. Nasi prawnicy sfinalizowali rozwiązanie umowy zaledwie kilka dni przed tym.

W umyśle Hermiony wypłynęło wspomnienie, którego kurczowo się uchwyciła. Dwie siostry siedzące po drugiej stronie Wielkiej Sali. Jedna starsza, o bystrych oczach, obok Pansy Parkinson. Druga młodsza, cichsza, czytająca książkę przegryzająca tost.

— Ale... – jej głos zabrzmiał chrapliwie. – Astoria była blondynką. I miała inny nos…

To było jedyne, o czym mogła myśleć. Cicha dziewczyna, o blond włosach i niebieskich oczach, czytająca obok starszej siostry. To nie była ta sama kobieta ze zdjęć.

— Tak, była – przyznał Draco, jego dłoń przesunęła się z jej ramienia na szczękę. Delikatnie musnął kciukiem jej policzek, a powieki Hermiony opadły pod wpływem tego czułego gestu. – Jej starsza siostra, Daphne, wyszła za uzdrowiciela kosmetycznego o nazwisku Rhoades. Po wojnie oboje przenieśli się do Francji, żeby zdystansować się od wszystkiego. Myślę, że Daphne uznała, że jeśli zmieni swój wygląd, łatwiej będzie jej wrócić do Londynu.

— Żeby nikt jej nie rozpoznał – powiedziała Hermiona, nieświadoma, że wypowiedziała te myśli na głos, dopóki Draco delikatnie nie podniósł jej podbródka. W końcu mu na to pozwoliła i spojrzała mu w oczy.

— Dokładnie. I to częściowo dlatego tak długo zwlekaliśmy z rozwiązaniem kontraktu. Daphne potrzebowała czasu, by w pełni dojść do siebie po wszystkich zabiegach. Gdyby to ode mnie zależało, nigdy bym tego kontraktu nie podpisał, ale kiedy dorastasz, myśląc, że nie dożyjesz dorosłości...

Hermiona skrzywiła się, walcząc z pokusą, by znów spuścić swój wzrok. Draco patrzył na nią uważnie, jego brwi były lekko zmarszczone w powadze. Zebrała się na odwagę, by wypowiedzieć na głos myśl, która zrujnowała jej cały tydzień.

— Czyli… to nie była randka.

Jego klatka piersiowa uniosła się z głębokim wdechem, a odpowiedź rozwiała resztki jej wątpliwości.

— Nigdy nie byliśmy z Astorią romantycznie zaangażowani. Nie było nikogo innego od naszej pierwszej nocy razem. I nie będzie nikogo innego, dopóki to ty nie zdecydujesz się tego zakończyć.

Coś w jej piersi zadrżało na dźwięk tych słów, serce zabiło szybciej, zanim zdążyła stłumić to uczucie.

— Ty też możesz to zakończyć. Nie tylko ja.

Czy właśnie tego się bała? Że on mógłby odejść, zostawiając ją za sobą bez mrugnięcia okiem, niszcząc ją całkowicie? Sama myśl o tej możliwości zacisnęła jej klatkę piersiową w bolesny sposób. Od kiedy stała się do niego tak przywiązana?

— Mógłbym próbować – uśmiechnął się krzywo, odwracając wzrok. – Ale wygląda na to, że mam do ciebie słabość. Po prostu nie potrafię się powstrzymać.

Przez chwilę milczała, a potem zmusiła się do przyznania:

— Powinnam była po prostu zapytać.

— Tak, powinnaś – zgodził się, znów na nią spoglądając. W jego oczach pojawiło się coś, czego nie potrafiła zidentyfikować. – Ale ja też założyłem, że nie chciałabyś słyszeć szczegółów z mojego życia prywatnego po tym wszystkim... Po tym, co było wcześniej. Miałem nadzieję, że uda mi się zostawić to za sobą i nie wracać do tego. Nie pomyślałem, że mogłabyś... cóż – urwał, po czym odchrząknął. – Chyba to już nieważne. Powinienem się spodziewać, że między nami będzie mnóstwo nieporozumień. W końcu to my.

Jego suchy żart sprawił, że cicho się zaśmiała, choć nadal brzmiała trochę pusto.

— Przepraszam.

Jego uśmiech złagodniał.

— Ja też. I doceniam twoje przeprosiny, kochanie.

Kiedy jego wargi delikatnie dotknęły jej czoła, Hermiona zamknęła oczy. Nie była pewna, czy to pocałunek, czy jego ciepłe słowa, ale coś w jej wnętrzu się uspokoiło. Lęk, który towarzyszył jej od dni, powoli się rozpraszał. Jej ciało czuło się tak samo zmęczone, jak umysł – jakby przebiegła maraton, jednocześnie tłumacząc runy.

Draco przesunął ją w swoich ramionach, zsuwając ją z kolan na stół. Odruchowo zacisnęła dłonie na jego nadgarstkach, zanim mógł się odsunąć zbyt daleko.

— Co robisz? – zapytała, zaskoczona jego nagłym odsunięciem się. Mimo początkowego oporu, chciała pozostać na jego kolanach, otulona bezpieczeństwem jego ramion.

Jego palce delikatnie ją ścisnęły w odpowiedzi, ale nie wahał się zacząć ją odsuwać. 

— Kończę to, co zacząłem.

— Ale ja… — Hermiona chwyciła się go, próbując utrzymać się w pozycji siedzącej, ale nie była w stanie walczyć z jego działaniami. — Myślałam…

Draco wyswobodził ramię z jej uścisku i przesunął dłoń na tył jej szyi, amortyzując ją, gdy docisnął ją do końca.

— Obiecałem ci karę i zamierzam doprowadzić ją do końca. Nigdy nie powiedziałem, że cię wypuszczę, prawda?

— Nie, ale… — Jej argument zniknął, gdy musnął lekkim pocałunkiem jej czoło. Kolejny złożył na jej prawym policzku, potem na lewym, a jej powieki zaczęły mimowolnie opadać, zanim zdążył się odsunąć. Jego nagła czułość odebrała jej mowę. Czy naprawdę mógł sprawić, że dojdzie ponownie?

— A może spróbujemy czegoś nowego? — Jego pytanie było oczywiście retoryczne, ale poczuła, jak stół pod jej nogami zaczyna się przesuwać. Uniosła głowę na tyle, by zobaczyć, że Draco stuknął różdżką w jego koniec. Stół skracał się, aż zatrzymał tuż pod jej kolanami, przez co jej nogi zwisały, a kostki wciąż spoczywały w więzach. Choć były luźne, stanowiły ciche przypomnienie tego, co mógł z nią zrobić. Przeniosła spojrzenie na swoje nadgarstki, przyciśnięte do brzucha – kajdanki wciąż były na miejscu, ale on nie wydawał się zainteresowany ponownym ich zapinaniem.

— Przesuń się na koniec stołu, proszę.

Jego łagodna prośba sprawiła, że wykonała ruch bez najmniejszego oporu. Między miękkimi pocałunkami na jej twarzy a ciepłym dotykiem jego dłoni sunącej wzdłuż jej łydki wiedziała już, że ta runda nie będzie tak intensywna jak poprzednie.

— Grzeczna dziewczynka – pochwalił ją Draco, gdy usadowiła się na brzegu stołu. Jej nogi zwisały niezręcznie w powietrzu, teraz gdy stół nie podtrzymywał już jej w pozycji leżącej. Wsuwając kciuki pod gumkę jej majtek, zsunął je w dół, aż całkowicie uwolnił jej nogi. Jednak zamiast upuścić je na podłogę, wsunął je do kieszeni swoich spodni.

— Poczekaj chwilę.

Różdżką przywołał skórzany fotel, zatrzymując go tuż za sobą. Bez zwłoki usiadł, chwycił jej łydki i ułożył jej uda na swoich ramionach. W jednej chwili wszystko stało się dla niej jasne.

— Zamierzasz mnie teraz…?

Wypowiedzenie tego na głos sprawiło, że oblała się rumieńcem, a jej ciało poruszyło się niespokojnie na stole. Ruch przypomniał jej o tym, jak śliska i lepka była po jego wcześniejszych pieszczotach. Na pewno nie zamierzał…

— Wolisz, żebym cię znowu przywiązał i użył zabawki? — Musnął ustami wewnętrzną stronę jej uda, a ona zadrżała. Jego wargi były miękkie i ciepłe, przesuwały się ścieżką w górę, aż do jej cipki, gdy zadawał kolejne pytanie. — Pomyślałem, że po takiej rozmowie wolałabyś coś bardziej osobistego. Ja na pewno.

Jego wyznanie zgasiło w niej wszelkie wahanie.

— Okej — zgodziła się. Na jej przyzwolenie uśmiechnął się szeroko, jego twarz rozświetlił ostry, drapieżny uśmiech.

— Nie myśl, że zapomniałem o twojej małej fantazji. Może pewnego dnia ją spełnię — zamyślił się, wracając wzrokiem do jej centrum. Wciągnął głęboko powietrze, a jej ciało zapłonęło gorącem.

— Nie masz pojęcia, jak bardzo lubię widzieć cię w takim stanie — powiedział, ponownie całując miękką skórę po wewnętrznej stronie jej ud. — Wiedząc, że to ja cię do tego doprowadziłem. Że to przeze mnie jesteś taka mokra. Powiedz mi, kochanie, czy cię boli?

Jej odpowiedzią był cichy jęk. Tak. Bolało. Krótkie pociągnięcia zabawką wcześniej nie zrobiły wiele, by ugasić jej pragnienie, a teraz, kiedy znów zaczął ją pieścić, czuła, jak jej cipka ponownie puchnie z podniecenia. Jego palce delikatnie rozchyliły jej fałdki, ale wstrzymał się. Całował każdy bok z taką czcią, że aż westchnęła, a jej nogi zacisnęły się na jego ramionach. Poczuła, jak się zaśmiał.

— Wrażliwa, widzę.

Pokiwała głową, choć nie mógł tego zobaczyć. 

— Tak, Draco. Dla ciebie.

Coś w niej pragnęło otworzyć się przed nim, powiedzieć, co myśli, teraz gdy całkowicie przebił się przez jej obronę. Pokazać mu, że potrafi, nawet jeśli oznaczało to jedynie szczerą próbę bycia dla niego najlepszą uległą.

Mrucząc pod nosem, zmienił uchwyt – jedną dłonią rozchylił jej wargi, a drugą poprowadził w stronę jej wejścia. Muskał ją delikatnie, drażniącymi pociągnięciami, zupełnie innymi niż wcześniejsze. W tym samym momencie, gdy jego palec zanurzył się w niej, poczuła najdelikatniejszy dotyk jego języka na swojej łechtaczce.

— Moja grzeczna dziewczynka — pochwalił ją, a ciepło jego oddechu wywołało dreszcz na jej skórze. Zacisnęła pięści po bokach, rozpaczliwie pragnąc go dotknąć, ale bała się, że jeśli się poruszy, znowu ją zwiąże. Kolejne delikatne liźnięcie, kreślący kółka język, i zadrżała pod wpływem tych doznań. Gdy uspokoiła się odrobinę, zrobił to ponownie. Jego tempo było powolne, torturujące, ale ona zatraciła się w tych odczuciach.

— Smakujesz jeszcze lepiej, niż się spodziewałem.

To było tak odmienne od początku sesji, kiedy był zimny i zdystansowany. Teraz emanował jedynie ciepłem – jego oddech gorący, a słowa jeszcze gorętsze, gdy wielbił ją swoimi ustami. Nie cenzurował się, mówił dokładnie to, co myślał, podczas gdy jej smakował.

— Pewnego dnia chciałbym obudzić cię, mając moje usta na twojej słodkiej cipce.

Podkreślił te słowa pocałunkiem na jej łechtaczce. Jego usta owinęły się wokół niej, a język zatańczył w górę, wywołując falę gorąca, która przeszła przez jej ciało. Przyjemność narastała, jej uda zaczęły drżeć wokół jego głowy, ale on zdawał się skupiony tylko na swoim celu.

Celu, którego nie sądziła, że będzie w stanie osiągnąć – ale on najwyraźniej nie miał co do tego wątpliwości.

— Chciałabyś tego? — zapytał, wciskając palec głębiej w jej wnętrze. Wciąż poruszał się powoli, świadomy jej nadwrażliwości, ale było to boskie. — Odpowiedz mi.

— Tak! — słowo wyrwało się z niej szybko, nie była w stanie powstrzymać bioder, które pragnęły sięgnąć jego ust. Gdy zamruczał z aprobatą, jęknęła. — Tak, bogowie, tak, proszę.

Spojrzała w dół i zobaczyła, że ją obserwuje. Jego oczy były ciemne, gdy całował ją, lizał i pieścił jej łechtaczkę. Widok ten sprawił, że jej nogi zacisnęły się jeszcze mocniej, a fala przyjemności wystrzeliła wzdłuż jej kręgosłupa.

Czy nadejdzie dzień, w którym spędzą razem noc? W którym obudzi się właśnie tak? Sama ta myśl sprawiła, że jej powieki opadły.

— Mogłabyś obudzić się, dochodząc na moim języku — obiecał jej. — Jęcząc moje imię, zanim jeszcze zdasz sobie sprawę, że to nie jest sen.

Jego język pracował cierpliwie, równomiernie, zataczał kręgi w idealnym tempie. Napięcie zaczęło się budować, rosło, zupełnie jak zapowiedział. Wypuściła drżący oddech.

Zorientowawszy się, że jest blisko, Draco nie przestawał. Dodał jeszcze jeden palec, rozciągając ją tak, że wreszcie poczuła się pełna. Uśmiechnął się, gdy krzyknęła.

— Proszę — jęknęła. — Mogę cię dotknąć?

Paliło ją pragnienie, by wpleść palce w jego miękkie włosy, trzymać go bliżej siebie, gdy jej ciało zaciskało się z napięcia.

Kiwnął głową, a ona nie zmarnowała okazji. Jej dłonie wylądowały w jego włosach, ścisnęła je, gdy przyciągnęła go bliżej. To sprawiło, że jej piersi uniosły się razem, sutki napięte i wrażliwe, ocierały się o koronkę.

— Przeleć mnie — błagała, jej głos przesycony potrzebą. Chciała czuć, jak rozchyla jej uda, wbija się w nią, patrząc jej w oczy. Skóra przy skórze, mogliby oddychać i jęczeć razem, aż oboje znajdą spełnienie. — Proszę, Draco, potrzebuję cię.

Zatrzymał się na moment, posyłając jej ostre spojrzenie. 

— Wiem, że tak, kochanie. Ale nie teraz. Ta noc jest dla mnie, pamiętasz?

Jęknęła, uświadamiając sobie, że nadal ją karze, mimo że dał jej chwilę ulgi.

— Dojdź dla mnie, skarbie. Smakujesz cudownie, ale chcę to poczuć na swoim języku.

Powrócił do swoich pieszczot, a Hermionie opadła głową na stół. Doprowadził ją do szaleństwa, słyszała, jak mokra była pod jego palcami. Gdy zamruczał przy jej łechtaczce, dźwięk ten wzmocnił jej doznania.

— Weź to, czego potrzebujesz, kochanie. Weź to jak grzeczna dziewczynka, którą jesteś.

Zadrżała, jej biodra straciły rytm, jej ruchy stały się chaotyczne.

— Pieprz mój język tak, jak masz ochotę — rozkazał, ssąc jej łechtaczkę.

I wtedy pękła z krzykiem. Wszystko zniknęło w ciemności, jej plecy wygięły się w łuk, a uda zacisnęły się wokół jego głowy. Nie mogła tego powstrzymać, jej ciało całkowicie się spięło, gdy nerwy zapłonęły ogniem, jeden po drugim. Orgazm zalał każdy skrawek jej świadomości, opróżniając jej umysł i zmuszając ją do przetrwania go. Wzbił ją w powietrze, aż do granicy bólu, a oddech uwiązł w jej płucach. Nie mogła oddychać – mogła tylko czuć.

Dla niego.

Przez niego.

I tak to trwało, szczyt rozbijał się na mniejsze fale przyjemności, aż w końcu poczuła, jak rozplata jej nogi z uścisku. Zebrał jej wciąż drżące ciało w ramiona, szepcząc kolejne pochwały prosto do jej ucha.

— Jesteś doskonała, Hermiono. Poradziłaś sobie wspaniale.

Próbując złapać oddech, poczuła, jak jego palce powoli przesuwają się po jej warkoczach, rozplątując je i uwalniając jej loki. Jego dotyk na skórze głowy był niczym niebo, a ona rozluźniła się w jego objęciach.

Po prostu ją trzymał, jego palce gładziły jej włosy z czułością, której nie wiedziała, że potrzebuje, aż w końcu jej oddech się wyrównał. Kiedy otworzyła oczy, zdała sobie sprawę, że teraz siedziała na jego kolanach, zwinięta jak mały kociak w fotelu, w którym wcześniej siedział.

— To było… — Nie mogła znaleźć słów. Czuła się lekko oszołomiona, jej ciało całkowicie nasycone i wyczerpane. — Dużo.

Podnosząc wzrok, rozpoznała jego zadowolony uśmiech. 

— A myślałaś, że nie dasz rady.

Część jej chciała przyznać, że to nie ona—że to wszystko było jego zasługą, ale nawet otumaniona rozkoszą wiedziała, że nie potrzebował kolejnej pochwały dla swojego ego.

Minęło kilka minut, gdy ją uspokajał, jego dłonie zatrzymały się na mankiecie wokół jej nadgarstka, gdy skończył rozplątywać jej włosy, a potem zaczął go rozpinać. Kiedy w końcu go zdjął, odrzucił na podłogę i zabrał się za drugi.

— Chciałbym ustalić kilka zasad na przyszłość, jeśli nie masz nic przeciwko.

Jego głos był miękki, głęboko rezonował w jego piersi, a ona nie mogła się powstrzymać przed oparciem głowy na jego ramieniu. Powieki miała ciężkie, a jego kojący dotyk wcale nie pomagał w walce ze spokojnym odprężeniem, które ogarnęło jej ciało.

Jego dłonie przeniosły się na jej kostki, zdejmując pasy z jej nóg, a ona ledwo rejestrowała, jak jego palce delikatnie muskają świeżo uwolnioną skórę. I chociaż to nie był pierwszy raz, kiedy czuła się tak zaskakująco podczas jego opieki po wszystkim, była zdeterminowana, by tym razem nie zasnąć w jego ramionach.

— Okej — ziewnęła.

— Jeśli coś cię trapi, musisz mi o tym powiedzieć, zanim zaczniemy sesję. Nie czerpię przyjemności z tego, że muszę cię karać, wiesz? Twoja postawa pokrzyżowała moje plany na wieczór, a byłem naprawdę ciekawy, jak zareagujesz na coś nowego.

— Przepraszam, że zepsułam dzisiejszy wieczór — Smutek zacisnął się wokół jej klatki piersiowej, ściągając ją ciasno.

Jego dłoń zacisnęła się lekko na jej udzie, obejmując je całkowicie. 

— Nie zepsułaś niczego, skarbie. Po prostu odłożyłaś to na później.

Niepokój rozkwitł w jej piersi, rozpuszczając resztki poczucia winy za rzekome zepsucie wszystkiego. 

— Nie jesteś na mnie zły?

— Nie, wcale. Czy chciałbym, żebyś powiedziała mi wcześniej? Tak. Ale i tak to zrobiłaś, i doceniam to. Wiem, że nie było ci łatwo.

Nie wiedziała, co powiedzieć, więc po prostu skinęła głową.

— A w ramach rekompensaty za moje kłopoty, zatrzymam majtki.

Natychmiast usiadła prosto, patrząc na niego z szokiem. 

— Ty… Nie… Nie mogę się tak po prostu teleportować do domu bez…

— To ja je kupiłem, czyż nie? — Przerwał jej, ale w jego oczach widziała rozbawienie. — I chciałbym je zatrzymać jako pamiątkę za moje trudy. Powiedziałbym, że w pełni na nie zasłużyłem.

Hermiona wybuchnęła zaskoczonym śmiechem, uderzając go w ramię, ale on złapał jej dłoń i pocałował ją w środek. Obserwowała go, czując ciepło rozlewające się w jej spojrzeniu, gdy jego usta powędrowały niżej, całując powolnie jej nadgarstek, zatrzymując się dłużej na wrażliwej, delikatnej skórze. Jej wargi zapiekły, przypominając sobie o wszystkich miejscach, których jeszcze nie pocałował.

— Zamierzasz zawiesić je na żyrandolu jak trofeum?

— Proszę cię —przewrócił oczami z udawaną irytacją, — mam gust, Granger. Zawiśnie na kinkietach, gdzie będę mógł je należycie podziwiać.

Chapter Text

— Po prostu mówię, że nie sądzę, aby Falmouth miał w tym sezonie wystarczająco dobrą drużynę. Z Benningiem grającym dla Montrose, będą mieli spory problem…

— Mów, co chcesz, ale Livorn jest lepszym Ścigającym, niż Trentt kiedykolwiek był. To się liczy.

Hermiona pozwoliła, by głosy wokół niej zlały się w jedno, gdy przeciągnęła paznokciem po rysie na powierzchni stołu. Pub był zatłoczony, jak to w piątkowy wieczór, a zespół Aurorów mówił o quidditchu tak długo, że zaczynały ją już boleć skronie.

— Co o tym sądzisz, Hermiono?

Dźwięk jej imienia sprawił, że uniosła głowę, mrugając i rozglądając się po stole. Kilku jej współpracowników patrzyło na nią z wyczekującymi minami. Nie miała pojęcia, kto zadał pytanie, ani nawet specjalnie jej to nie obchodziło.

Jedna randka z Viktorem Krumem i nagle jesteś króliczkiem stadionowym.

— Nie śledziłam zbytnio drużyn w tym sezonie – powiedziała zamiast tego, zmuszając się do przepraszającego uśmiechu. To była ta sama wymówka, którą stosowała każdego roku, ale nikt nigdy nie zwracał na to uwagi.

Kiedy zdali sobie sprawę, że nie uzyskają od niej żadnych cennych spostrzeżeń z czasów jej dawnej znajomości z Krumem, Aurorzy wrócili do swojej rozmowy.

Zduszone parsknięcie Harry'ego przyciągnęło jej uwagę. Siedział po jej lewej stronie ze swoim drinkiem. 

— To chyba niedopowiedzenie roku – wymamrotał na tyle cicho, by tylko ona mogła to usłyszeć.

— Mogłabym sobie wypisać na czole ‘Nienawidzę quidditcha’ i wciąż by tego nie zauważyli.

Harry uśmiechnął się, dopijając zawartość swojej szklanki. 

— Może powinnaś przestać umawiać się z zawodnikami quidditcha.

Mimo iż wiedziała, że tylko żartował, szturchnęła go łokciem. 

— To było tylko raz!

— Na pewno? — Harry z łatwością uniknął kolejnego szturchnięcia.

Technicznie rzecz biorąc, umawiała się z Viktorem dwa razy. Najpierw podczas ich nieudanej próby związku na odległość tuż przed piątym rokiem, a potem kilka lat później, kiedy wciąż próbowała dojść do tego, czego brakowało jej w sypialni. Ron mógłby być uznany za profesjonalnego gracza quidditcha, biorąc pod uwagę jego sezonowy epizod w Armatach z Chudley, zanim „przeszedł na wcześniejszą emeryturę”, by pomóc przejąć franczyzę Magicznych Dowcipów Weasleyów. A nawet nie wspominając już o wszystkich plotkach w „Proroku Codziennym”, że rzekomo spała zarówno z Harrym, jak i Ginny, zanim się pobrali.

Warren, starszy Auror siedzący po jej drugiej stronie, zastukał głośno pustą szklanką o stół, rozglądając się ponad głowami tłumu. 

— Gdzie jest nasza kelnerka? Minęły wieki, odkąd ostatnio tu była.

Zsuwając się ze stołka, Hermiona skorzystała z okazji, by uciec od rozmowy o quidditchu. Jeśli miała szczęście, zniknie na tyle długo, że temat zdąży się zmienić na inny. 

— Pójdę po napoje. Ktoś chce coś jeszcze?

Jeden z nowych rekrutów wstał, machając różdżką, by zebrać puste szklanki. 

— Mogę pomóc – powiedział z lekkim uśmiechem.

—  Sam, tak? – zapytała, gdy przedzierali się przez tłum w stronę baru. Był wysoki, z ciemnymi włosami związanymi z tyłu na karku – wyglądał bardziej jak opiekun smoków niż Auror.

— Tak —  Sam skinął głową. — Wybacz, że tak się wtrąciłem – trochę się tam nudziłem. Myślałem, że zasnę przy stole, jeśli miałbym tego dłużej słuchać.

Śmiech Hermiony zagubił się w hałasie wokół nich, wzruszyła ramionami. 

— Mam tak samo. Nie wiedziałam, że nie jestem w tym sama.

— Niestety – powiedział, kiwając głową z udawaną powagą, opierając się o bar. Gdy barman zauważył, że czekają, ich puste szklanki zniknęły. — Pomyśl tylko o możliwościach. Razem możemy zrujnować tyle rozmów.

— Tylko jeśli będziemy mieli szczęście —  Uśmiechnęła się w odpowiedzi. Przerwała na chwilę, gdy zamawiali napoje, a potem ponownie podjęła rozmowę. — Jak ci się podoba w departamencie? Zacząłeś kilka tygodni temu?

— Miesiąc temu – potwierdził. — I jest naprawdę świetnie. Robards jest trochę trudny do zadowolenia, ale nie spodziewałem się po nim niczego innego .

Hermiona spojrzała na niego znacząco, odsuwając się, gdy barman przesłał im napoje. 

— Ma swoją specyficzną metodę działania. Nie winię go, ale…

— To dużo? — Sam dokończył za nią z niewinnym uśmiechem.

Nie miała jeszcze okazji, by bardziej zgłębić temat Robardsa i jego powiązań z Wizengamotem, ale jej podejrzenia co do tego wcale nie zniknęły.

Zbierając napoje szybkim machnięciem różdżki, Sam kontynuował, nie zauważając tego, że się zawahała. 

— Jest dobrym człowiekiem. Nie wyobrażam sobie, żeby nie miał swoich powodów.

Hermiona mruknęła coś w odpowiedzi, kiwając głową, gdy ruszyli z powrotem przez zatłoczone pomieszczenie. Uznając, że lepiej zmienić temat, zanim zauważy jej sceptycyzm, przeszła na inny wątek. 

— Skoro nie interesujesz się quidditchem, to jak spędzasz czas wolny?

Jego twarz rozjaśniła się, a on nie musiał pochylać się bliżej, by mówić niższym tonem. 

— Mam w domu dwie małe córeczki. Bliźniaczki. Trzymają mnie w ryzach.

— Och, to cudowne! Ile mają lat?

— Dwa.

Choć duma Sama była oczywista, Hermiona nie mogła sobie wyobrazić godzenia pracy z opieką nad dwiema małymi dziewczynkami. Z kilkoma szklankami unoszącymi się wokół nich, ostrożnie stawiali kroki.

— Pewnie są równie wymagające – zażartowała.

— I to jak. Sam nie wiem, co gorsze — Sam zaśmiał się, odstawiając napoje na środek stołu. Hermiona wdrapała się z powrotem na swój stołek, a przed nią pojawiła się nowa szklanka kremowego piwa. — Obrywam z obu stron.

— Jakby nie było, wyglądasz na kogoś, kto świetnie sobie radzi —  Nie powiedziałaby, że ma w domu bliźniaczki, sądząc po braku cieni pod oczami i przedwczesnych zmarszczek.

— Cała zasługa należy…

Głos obok niej przerwał Samowi.

— Czy cały departament tu siedzi, czy może uznaliście, że po godzinach nie ma już przestępstw?

Hermiona zamarła, jej ramiona automatycznie się wyprostowały, a głowa gwałtownie obróciła się w bok. Dra… Malfoy. Malfoy stał obok Harry’ego, a na jego twarzy malował się rozbawiony wyraz, gdy patrzył na nią. Jej spojrzenie opadło, rejestrując jego sylwetkę, podczas gdy reszta jej współpracowników śmiała się z jego żartu, ale szok związany z jego widokiem kompletnie opróżnił jej myśli.

Jego biała koszula była rozpięta pod szyją, odsłaniając gardło, i po raz pierwszy nie miał na sobie krawata ani marynarki. Choć jego strój był tak samo elegancki i starannie dopasowany jak zawsze, gdy spotykali się w sobotnie wieczory, bez dodatkowej warstwy ubrań wyglądał znacznie bardziej swobodnie.

— Peterson ma nocny dyżur, ale szczerze mówiąc… Departament równie dobrze mógłby być pusty, skoro on nim zarządza.

Nie była pewna, kto rzucił tę uwagę, ale to słowa Harry’ego w końcu wyrwały ją z osłupienia.

— Hej, bez zdradzania poufnych informacji Ministerstwa. Malfoy może mieć kontrakt, ale za tamtych dwóch nie ręczę.

Tamtych dwóch?

Dwie sylwetki obok Malfoya nabrały ostrości – równie wysokie i dystyngowane w przyćmionym świetle baru.

— Och, daj spokój, Potter — Malfoy uśmiechnął się kpiąco. — Sądziłem, że dawno zostawiłeś za sobą dawne rywalizacje

Harry spojrzał na trójkę mężczyzn chłodnym, beznamiętnym spojrzeniem. 

— Theo, Blaise. Miło was znów zobaczyć.

— Wzajemnie — odparł Theo, puszczając mu oczko.

Podobnie jak w przypadku Malfoya, nie widziała ich od czasów szkolnych. Pamiętała Theo jako chłopca nieco chudszego i bardziej nieporadnego, ale teraz wyraźnie nabrał proporcji. Blaise natomiast wyglądał niemal identycznie jak wtedy – jedyną różnicą były jego szaty, zdecydowanie droższe i lepiej skrojone, niż nosiłby siedemnastolatek.

Zamarła, gdy jego ciemne oczy przebiegły po jej sylwetce, zatrzymując się na chwilę na jej twarzy, zanim odwróciły się w drugą stronę. Choć nie było w tym spojrzeniu złośliwości, jego obecność jedynie wzmocniła napięcie zaciskające się wokół jej żeber.

— To miejsce jest… interesujące. Przypomnij mi, Draco, dlaczego tu jesteśmy?

— Dla rozgłosu.

Odpowiedź Malfoya sprawiła, że krew zaczęła dudnić w jej uszach, a ona wbiła swój wzrok w stół. Panika szybko zaczęła przejmować nad nią kontrolę—nie była na to gotowa. Nie była gotowa, by zobaczyć go poza Szkarłatnym Zakonem, nie sądziła nawet, że byłaby taka możliwość. Przez wszystkie piątkowe wieczory spędzone w pubie z Harrym, ich współpracownikami, a czasami także z Ronem i Ginny, nigdy wcześniej nie natknęli się na trójkę mężczyzn, którzy teraz stali na obrzeżach ich grupy.

Przyszedł dla niej? Chciał ją zobaczyć? Nie, nie. To niemożliwe. Gdyby chciał się z nią skontaktować, wysłałby sowę, ale nie dostała od niego żadnej wiadomości przez cały tydzień. Więc po co?

Rozgłos. Rozgłos. Coś ją swędziało na skraju świadomości. Kiedy ponownie uniosła wzrok żeby spojrzeć na Malfoya, jego spojrzenie właśnie wracało na Harry’ego.

— Nie możemy pozwolić, żeby Prorok zamieniał każde moje publiczne wyjście w ogłoszenie zaręczyn, prawda? – zapytał Malfoy z sarkastycznym tonem.

Coś na kształt ulgi rozluźniło supły w jej klatce piersiowej. Do tej pory, poza jednym krótkim spojrzeniem, nie zwrócił na nią szczególnej uwagi. Jej oczy odnalazły jego, szukając odpowiedzi, ale on konsekwentnie ją ignorował.

— Nie daj Boże, żeby uznali każdą moją towarzyszkę za obiekt mojego romantycznego zainteresowania — zgodził się Harry, unosząc szklankę w geście toastu.

— Czyli to znaczy, że nie planujecie ‘ślubu stulecia’? – zapytał Sam, unosząc palce w powietrznych cudzysłowach, podczas gdy pozostali Aurorzy zachichotali nad swoimi drinkami.

Hermiona nie mogła oddychać. Prześladowały ją wspomnienia jego rąk. Jego ust. Jego słów.

— Jestem niemal pewien, że Draco prędzej uciekłby z kraju, niż zobowiązał się do czegoś tak publicznie — zażartował Theo, klepiąc Malfoya po ramieniu, zanim ten zdążył odpowiedzieć. Malfoy rozchylił usta, jakby miał coś na końcu języka, ale zamiast tego je zamknął.

Jakakolwiek ostrożna nadzieja, która jeszcze drgała w jej piersi, zniknęła, przecięta na kawałki kilkoma słowami. Wiedziała, że powinna odwrócić wzrok, udawać, że go nie zna i że nic z tego jej nie obchodzi. Ale nie mogła. To nie miało znaczenia—wiedziała, że nie—jego zachowanie, jego słowa. Jakby był jakimś wolnym strzelcem, nieprzywiązanym do nikogo i niczego.

Od samego początku wiedziała, że jeśli ktokolwiek dowiedziałby się o ich—związku? Układzie? Jej kariera skończyłaby się, zanim się na dobre zaczęła.

Ta myśl pozostawiła kwaśny posmak w jej ustach, ale nie miała czasu, by się nad nią rozwodzić.

Warren skierował palec by wskazać na Malfoya. 

— Tak, nie wyglądasz na typa, który lubi zobowiązania.

— Nie, jeśli prasa robi z twojego życia spektakl — Malfoy wypowiedział to zdanie tak jak stał, sztywno i bez emocji.

Harry coś mamrotał, prawdopodobnie w geście zgody, ale dźwięk zniknął w nagłym huku krwi dudniącej w jej uszach.

— Założę się, że ta ogromna fortuna, którą musisz chronić nie ułatwia sprawy, co? – zażartowała z swojego miejsca Cambrielle, kolejna Aurorka. Miała czekoladowobrązowe włosy w odcieniu swoich oczu i bawiła się końcówką ich kosmyka, patrząc na Malfoya. — Pewnie masz całe rzesze czarownic, które za tobą szaleją. Odrobina rozgłosu na pewno się przydaje.

W jej spojrzeniu czaił się głód, który sprawił, że pięści Hermiony zacisnęły się pod stołem. Jej palce oplatały rękojeść różdżki, aż poczuła napięcie w stawach. Była o krok od poderwania się z miejsca, ucieczki z pubu i znikając w noc, tylko po to, żeby znaleźć miejsce, gdzie znów będzie mogła oddychać.

Blaise przewrócił oczami. 

— Łatwiej byłoby pozwolić gazetom myśleć, co chcą, ale…

— Ale — przerwał mu Malfoy, posyłając przyjacielowi ostre spojrzenie. — Nie mam tego luksusu, Zabini. Nie zamierzam poddawać się sensacyjnej fikcji tylko dlatego, że tak jest wygodniej.

Żołądek Hermiony ścisnął się w supeł, emocje oplatały się wokół jej wnętrzności z siłą, która zmusiła ją do rozprostowania palców, by pozbyć się mrowienia w zaciśniętej pięści. Choć nadal na nią nie patrzył, miała wrażenie, jakby jego słowa były skierowane właśnie do niej. Jej dłonie lepiły się od potu, a utrzymanie opanowanego wyrazu twarzy kosztowało ją całą siłę woli.

— Wypijmy za to — rzucił ktoś zza stołu.

Blaise, po solidnej reprymendzie, poprawił kołnierz koszuli i zamilkł.

— Cóż, nie chcemy wam przeszkadzać w tej ekscytującej nocy z elitą Ministerstwa — powiedział Theo, skłaniając lekko głowę w teatralnym ukłonie, po czym odszedł w stronę baru. Blaise poszedł za nim, ale Malfoy został.

Hermiona to zauważyła. Jego. Każdy jego ruch. Jak prostował plecy, jak przesuwał dłonią po nienagannie ułożonych włosach, jak skłonił się lekko w pożegnaniu grupie Aurorów.

— Granger…

Jego głos sprawił, że podniosła wzrok tak gwałtownie, iż niemal spadła z krzesła.

— …zawsze miło cię widzieć — Jego spojrzenie było ciemne, wędrowało po jej twarzy, zatrzymując się na końcach jej włosów. Kącik jego ust uniósł się w rozbawionym uśmiechu, zanim przeniósł uwagę na Harry’ego. — Powinieneś sprawdzić, czy nie rzucono na nią klątwy splątanego języka. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek była tak cicho w szkole.

Dopiero gdy zatrzasnęła usta, zdała sobie sprawę, że przez cały ten czas były lekko rozchylone. Jej oko drgnęło, gdy zmrużyła je w gniewnym spojrzeniu, ale on nawet na nią nie spojrzał, jakby byli jedynie dawnymi znajomymi. Jakby...

— Powiedziałbym ci, żebyś nie robił niczego, czego ja bym nie zrobił, ale wszyscy wiemy, że jesteś gorszy ode mnie.

— Zależy, jak na to spojrzeć — Harry odwzajemnił uśmiech.

— Semantyka — Malfoy rzucił jeszcze jedno krótkie spojrzenie na grupę i dodał — Miłego wieczoru.

Gdy tylko zniknął z jej pola widzenia, ramiona Hermiony opadły, a napięcie odpłynęło z jej ciała. Wciągała powietrze przez nos, usiłując zachować spokój przed kolegami z pracy.

— Wciąż trochę drażliwy, co?

— Jest dupkiem — powiedziała, a słowa drapały ją w gardło jak papier ścierny. Brzmiało to niewłaściwie, po raz pierwszy w życiu, ale wiedziała, że musi to powiedzieć. Musiała podtrzymać tę fasadę. 

Nie mogli się dowiedzieć.

Wiedziała, logicznie, że ich relacja – czy czymkolwiek to było – nie mogła ujrzeć światła dziennego. Choć w zaciszu apartamentu w Szkarłatnym Zakonie należeli do siebie, poza tymi drzwiami nie istnieli w żadnym formalnym sensie.

Nie w tej chwili.

Przez ułamek sekundy zastanowiła się, jakby to wyglądało – dzielić z nim butelkę wina, jak robił to z Astorią. Pozwolić mu otwierać za nią drzwi, prowadzić rozmowy o książkach przy kolacji. Błysk w jego oczach, wyzwania, których nie mogłaby i nie chciałaby odrzucić.

Ale to było irracjonalne.

— Trochę się poprawił — zauważył Harry.

Warren skinął głową. 

— Musiał, skoro Robards mu ufa.

Hermiona przesunęła spojrzeniem po twarzach wokół stołu. To była rzeczywistość. Nie emocjonalny kryzys w pubie w piątkowy wieczór.

— Myślicie, że powinien? — zapytała, śledząc palcem kropelki wody na szkle. — To trochę dziwne, nie sądzicie?

— Na koniec dnia wszyscy chcemy tylko chronić nasze rodziny — powiedział Sam, opierając się na łokciach. — Nie można go za to winić.

Cambrielle wzruszyła ramionami. 

— Słyszałam go w gabinecie Robardsa rok temu. Rozmawiali o czymś szeptem. Robards był wściekły, mówił coś o swojej córce, a Malfoy wyglądał na mocno poirytowanego. Zobaczyli mnie przy czajniku i natychmiast zamknęli drzwi.

— Chcesz powiedzieć, że Robards zatrudnił Malfoya, by chronił jego córkę? — Warren parsknął śmiechem. — Przed czym? Przypadkowym legilimensem na ulicy? Ten chłopak może i zna się na zamykaniu myśli, ale cała reszta to kwestia pieniędzy.

Hermiona zmarszczyła brwi, przejeżdżając językiem po wewnętrznej stronie zębów, analizując nowe informacje. Córka Robardsa była od nich starsza – skończyła Hogwart, gdy oni zaczynali naukę. Nie słyszała o niej od lat i ledwo pamiętała jej imię.

Amelia? Amy?

— Może Malfoy nie jest jedynym, który chroni swoją rodzinę — zauważył Sam, pijąc łyk swojego trunku.

A może, pomyślała Hermiona, Robards nie zatrudnił Malfoya, by chronił swoją córkę.

Może próbował chronić ją przed Malfoyem.

Na tę myśl jej serce zamarło.

 


 

Następnego ranka, była jeszcze w łóżku, przybyła sowa Malfoya – majestatyczny puchacz.

Twój widok zeszłej nocy pozostawił mnie z niedosytem. Jeśli obiecasz być grzeczna, mam zaplanowane coś specjalnego.

Nie zawiedź mnie, kochanie.

D.M.

Jej oddech zadrżał w piersi, a serce przyspieszyło do jednostajnego rytmu. Miała dwanaście godzin, zanim miała się z nim spotkać, i wiedziała, wiedziała, że do tego czasu będzie kłębkiem nerwów.

Jeśli obiecasz być grzeczna…

Słyszała to w jego głosie, gdy jej oczy śledziły litery na pergaminie, czytając je raz za razem. Kartka zmięła się w jej mocnym uścisku, a w jej głowie pojawiła się tylko jedna myśl.

On nigdy nie może dowiedzieć się o jej poszukiwaniach.

I nie tylko dlatego, że nie chciała zostać przyłapana.

Po raz pierwszy w życiu nie chciała go zawieść.

Sama ta myśl sprawiła, że w jej piersi rozlał się ból, rozciągając się od mostka aż do żołądka jak otwarta rana. Było to obce i niewygodne uczucie, którego nienawidziła tak samo mocno, jak pragnęła się w nie zanurzyć.

Ale Hermiona Granger nie poddawała się tylko dlatego, że jej uczucia się komplikowały. Musiała być jeszcze ostrożniejsza. Odkryć, co ukrywa Robards i jaką rolę odgrywał w tym Malfoy. Dowiedzieć się, co Amelia Robards miała wspólnego z tą całą sprawą i jak znalazła się pomiędzy Aurorem a Śmierciożercą – i zrobić to, nie pozwalając nikomu się zorientować.

Hermiona mogła mieć tylko nadzieję, że cokolwiek to było, nie okaże się tak złe, jak wyglądało.

 


 

Malfoy czekał na nią w ich apartamencie, oparty o regał, przesuwając między palcami czarny skrawek materiału.

— Powiedz mi, Hermiono… — Jego głos był cieplejszy, głębszy, bogatszy niż poprzedniego wieczoru w pubie, a ona zadrżała, gdy stanęła naprzeciwko niego. — Czy mi ufasz?

Odpowiedź była na jej ustach, zanim zdążyła się nad nią zastanowić.

— Tak.

Mogła tylko mieć nadzieję, że nie popełniła błędu.

Jak do tego doszło? Jak dała mu się tak omotać? Jej ciało zaczęło drżeć, gdy Malfoy okrążył ją, unosząc jedwab do jej oczu.

— Myślałem o tym, żeby dziś być dla ciebie łagodniejszym — powiedział, pochylając się, by wyszeptać słowa wprost do jej ucha, podczas gdy jego zręczne palce zawiązywały opaskę na jej głowie. — Ale potem zacząłem się zastanawiać… Może tu właśnie popełniłem błąd. Dając ci zbyt dużą swobodę, licząc, że delikatne podejście jest tym, czego potrzebujesz.

Hermiona przełknęła ślinę, jej świat pogrążył się w ciemności, lecz mimo to czuła ciepło jego ciała tuż za sobą.

— Ale zapomniałem — kontynuował. — Jesteś Hermioną Granger. Nigdy w życiu nie podeszłaś do niczego połowicznie, niezależnie od tego, czy zastanowiłaś się, czy powinnaś. Czy mam rację?

Powoli skinęła głową, strach zaczynał splatać się z czymś cięższym, mocniejszym, osiadającym nisko w jej podbrzuszu. Głębokie westchnienie sprawiło, że jego zapach otulił jej zmysły.

— Tak.

— Tak, właśnie tak. Moja odważna dziewczynka — pochwalił ją, przesuwając opuszkiem wzdłuż jej szczęki. — Przyjęłaś wszystko, co ci dałem, nawet jeśli się temu opierałaś. Ale dziś wieczorem zawładnę tobą tak bardzo, że nie będziesz mogła się temu oprzeć.

Cichy jęk groził wyrwaniem się z jej gardła, ale Hermiona wymusiła na sobie spokojny oddech. Nie bała się go, bez względu na to, jak mocno jej ciało drżało z oczekiwania. Cokolwiek zaplanował, on tego chciał. A ona chciała mu to dać.

— Tak, proszę.

Usłyszała jego wydech, mocny i równy, muskający jej włosy. Jego dłoń przesunęła się na jej bok, oplatając żebra. Palce osiadły tuż poniżej piersi, a on przysunął się bliżej, tak że jego tors wyrównał się z jej plecami.

— Trzymaj się — polecił, czekając, aż jej dłoń spocznie na jego, zanim objął ją drugą ręką w pasie. W tym uścisku było coś zbyt intymnego, biorąc pod uwagę ich chłodny dystans poprzedniego wieczoru. — Przeniosę nas do pokoju na górze.

Zanim zdążyła zesztywnieć, poczuła znajomy ucisk teleportacji. Otoczył ją mocniej niż ramiona Malfoya, ale gdy wylądowali, nie miała zawrotów głowy, nie czuła nieprzyjemnego szarpnięcia, nie było głośnego trzasku ani ucisku w uszach. Tylko płynna, kontrolowana magia.

Draco.

Wypuściła oddech, którego nie była nawet świadoma, że go wstrzymuje.

— Gdzie jesteśmy? — W jej głosie zabrzmiała nutka paniki, ale trzymała się go tak kurczowo, że nie było mowy, by mógł ją puścić czy odejść bez niej. Nie zostawiaj mnie.

Ta myśl nią wstrząsnęła. Była nagła, zaborcza i całkowicie obca. Przypomniała sobie, że mogła zdjąć opaskę, odejść. Jej różdżka tkwiła za pasem jej spódnicy. Była w pełni zdolna do obrony, nawet jeśli nie było go tam, by ją wesprzeć.

To przypomnienie sprawiło, że wyprostowała się, stając pewniej na swoich nogach. Jej ręce opadły z jego ramion.

— Nadal jesteśmy w klubie — zapewnił ją Draco. Ścisnął lekko jej palce, po czym powoli zaczął puszczać uścisk, choć wciąż splatał z nią jedną dłoń. — Po prostu w innym pokoju.

Poczuła delikatne szarpnięcie i ruszyła za nim, kierowana jego pewnymi, ostrożnymi krokami.

— Co jest nie tak z naszym pokojem?

Z ich bezpiecznym, cudownym pokojem. Z jego regałami i idealnymi fotelami.

Pociągnęła nosem, ale nie wyczuła żadnej różnicy. Żadnych obcych zapachów w powietrzu, żadnej zmiany temperatury. Wydawało się, że wszystko jest takie samo.

Draco zatrzymał się, jego ręka spoczęła na jej talii, delikatnie ją obracając, a potem dwoma lekkimi pociągnięciami nakazały jej, żeby usiadła. Ostrożnie opuściła się w dół, aż poczuła pod sobą twarde, mocne mięśnie jego ud.

Gdy już się ułożyła, poczuła jak jego głos zadrżał tuż przy jej szyi.

— Nasz pokój nie ma tego - kiedy skończył mówić złożył delikatny pocałunek na jej szyi.

Tkanina zsunęła się z jej oczu a ona zamrugała, gdy obraz przed nią zaczął się wyostrzać. Przed nimi nie było zwykłej, niczym niewyróżniającej się ściany.

Lecz okno.

— Witaj w pokoju widokowym, kochanie.

Hermiona zesztywniała, ale jego ramiona trzymały ją mocno. Nie dał jej szansy na zadanie żadnych pytań. Jego ciepły oddech owiewał jej szyję, gdy jego dłonie powędrowały w dół do jej bioder, ściskając je lekko.

— A to jest pokój pokazowy. Możesz uznać to za naszą dzisiejszą rozrywkę.

Hermiona nie mogła oderwać wzroku od tafli szkła przed nimi i kobiety, która stała w środku pokoju, tuż obok wyściełanego stołu — bardzo podobnego do tego, który Draco zaczarował na ich użytek tydzień wcześniej. Miała na sobie opaskę na oczy, białą jak koronka jej bielizny, ale to nie ona sprawiła, że serce Hermiony ścisnęło się boleśnie w piersi.

Kobieta była związana. Całkowicie.

Na tle bieli jej majtek czarne liny odcinały się ostro, oplatając jej ciało, krzyżując się na torsie, oplatając ramiona i nogi, splatając się w skomplikowany wzór, który zdawał się obejmować ją jak druga skóra. Liny otaczały jej piersi, unosząc je nad biustonoszem, i napinały się przy jej biodrach, tam, gdzie delikatna koronka stykała się z jej skórą. Nie zakrywały jej ciała bardziej niż sama bielizna, ale niemal podkreślały to, co najbardziej wrażliwe. Nadgarstki miała skrępowane przed sobą, palce zaciśnięte tak mocno, że jej kostki zbielały. 

Stała zupełnie sama.

Uświadomiła to sobie czekając.

Jej serce uderzyło mocniej.

Nerwy zaczęły pulsować w jej żyłach, napięcie narastało jak burza.

— Co my… — Musiała przełknąć ślinę, powstrzymując się przed chwyceniem jego rąk. Odepchnąć go? Czy przyciągnąć jeszcze bliżej? — Co my tutaj robimy?

Dłonie Draco opuściły jej biodra, śledząc materiał jej spódnicy aż do ud.

— Naprawdę, Najbystrzejsza Czarownica Swego Pokolenia potrzebuje, żebym tłumaczył, co się robi w pokoju widokowym?

Oderwała wzrok od kobiety po drugiej stronie szyby i szybko rozejrzała się wokół. Pomieszczenie było proste, mniejsze od ich własnego. Nie było tu regałów ani dodatkowych krzeseł, jedynie kanapa i niewielki stolik obok, a podłogę pokrywał gruby, pluszowy dywan.

Dłoń Draco przesunęła się do wewnętrznej strony jej uda, rysując lekkie okręgi opuszkiem środkowego palca.

— Będziemy oglądać — wyszeptała, bez tchu. Jej palce zrobiły się zimne i poruszyła się na jego kolanach, by móc spojrzeć mu w twarz.

Jego rysy przepełniała satysfakcja, tak intensywna, że coś w niej się skręciło, napinając boleśnie. Nie odpowiedział jednak od razu. Jego wzrok opadł na jej usta, a ona nie mogła powstrzymać instynktu — jej język wysunął się, zwilżając je odruchowo.

— Właśnie tak — powiedział w końcu, ich twarze dzieliły ledwie kilka centymetrów, a satysfakcja w jego spojrzeniu zmieniała się w czyste pożądanie. Jego szare oczy pociemniały, nozdrza lekko się rozszerzyły, a Hermiona poczuła się uwięziona, sparaliżowana samą siłą jego wzroku.

Nie wiedziała, jak długo patrzyli na siebie, oddychając w tym samym rytmie, zanim ruch w kącie jej pola widzenia nie przełamał jego kontroli.

Do pokoju wszedł barczysty mężczyzna o grubych przedramionach i szerokich ramionach. W dłoni ściskał różdżkę, nie zaszczycając nawet swoim spojrzeniem okna. Uniósł różdżkę, wypowiadając zaklęcie, którego Hermiona nie zdołała wychwycić. Szkło zalśniło złotym blaskiem, po czym powróciło do pierwotnego stanu.

Hermiona zesztywniała, gdy zrozumiała co się wydarzyło.

— Czekaj… — Szarpnęła się, próbując uwolnić się z jego dłoni, które dociskały ją do miejsca. — Ja nie…

— Spokojnie, Hermiono. Oni nas nie widzą ani nie słyszą — zapewnił ją niskim głosem Draco. — To zaczarowane szkło.

Wypuściła powietrze, choć wciąż czuła się zbyt ciasno zamknięta w swoim własnym ciele.

— Ale my ich widzimy.

Draco nie odpowiedział od razu, czekając, aż znów rozluźni się w jego objęciach. Gdy jej plecy opadły na jego pierś, ścisnął lekko jej udo w geście uznania.

— Jak sama nazwa wskazuje to pomieszczenie pokazuje ci to, co chcesz zobaczyć — wyjaśnił spokojnie. — Dla nich, po drugiej stronie, może siedzieć tuzin czarownic i czarodziejów, czekających w napięciu na każdy ich ruch. A może wyglądać jak okno penthouse’u, wychodzące na ruchliwą ulicę. Częścią tego wszystkiego jest to, że nigdy nie wiedzą, kto lub co naprawdę znajduje się po drugiej stronie.

— Mogą zobaczyć kogokolwiek? — zapytała Hermiona, ponownie kierując wzrok na scenę rozgrywającą się przed nimi. Mężczyzna zdejmował koszulę, krążąc wokół kobiety stojącej pośrodku pokoju. Teraz, gdy wiedziała, że nie jest sama, zaczęła wyraźnie drżeć.

— Każdego — potwierdził Draco. — Może to być zupełnie obcy człowiek, który obserwuje ich razem. Albo ich przyjaciele. Może jej dawny partner, w którym on chce wzbudzić zazdrość.

Poczuła, jak jego ciało zesztywniało pod jej własnym, a przez jej żyły przeszła fala gorąca.

— Albo jego — odparła szeptem. 

Było w tej fantazji coś, co przyciągało do siebie głęboko skrywaną część jej samej — tę, która przez lata zawsze stawiała potrzeby innych ponad własnymi. Widziała to tak wyraźnie, jakby sama była częścią tej sceny. Widziała, jak Draco rości sobie do niej prawo, chce pokazać wszystkim, że należy do niego w najbardziej pierwotny, zwierzęcy sposób. Że była jego uległą, tak samo, jak on był jej Dominantem. To było ekscytujące, nawet jeśli wiedziała, że nie powinno.

— Albo jego — powtórzył cicho. Jego dotyk stał się cięższy, osiadł pod jej spódnicą. Ciepłe dłonie na jej skórze sprawiły, że znów zadrżała.

— Co oni zamierzają zrobić? — zapytała drżącym głosem. Mężczyzna zbliżył się, wyciągając rękę, by przesunąć palcem po linach oplatających ciało jego partnerki. Na jej własnym udzie Draco odwzorował ten sam ruch.

— Po prostu patrz.

Oddychając płytko, z sercem bijącym miarowym, ciężkim tempem w jej żyłach, Hermiona posłuchała. Mężczyzna był muskularny, miał sylwetkę Pałkarza lub wojownika, zupełne przeciwieństwo Draco. Jego ramiona i tors pokrywały ciemne włosy, te same, jak na jego głowie. Gdy przesunął dłońmi po ciele kobiety, na jego twarzy malowało się ciepło.

Ani razu nie spojrzał w stronę okna.

— Sprawdza napięcie węzłów — głos Draco stał się głęboki, niski. Uniósł jedną rękę do jej bluzki. Nie opierała się, gdy wysunął ją z jej spódnicy, a potem rozpinał perłowe guziki jeden po drugim. Nie odezwał się ponownie, dopóki nie zsunął jej bluzki z ramion i nie upuścił jej na podłogę w niedbałej kupce. — Upewnia się, że jest jej wygodnie. Że nic nie uciska ani nie szczypie.

To był pierwszy raz, kiedy Hermiona widziała Shibari na żywo. Widziała zdjęcia, ale te nie miały w sobie tej samej intensywności.

— Ale jej piersi… Czy to nie jest niewygodne? — Hermiona dostrzegała, jak sutki kobiety są twarde, napierały na niemal przezroczystą białą koronkę. Gdy mężczyzna musnął jeden z nich kostkami palców, jej własne natychmiast się napięły.

— Wręcz przeciwnie — odpowiedział Draco, przesuwając dłoń, by objąć dolną część jej piersi. Jego palce pieściły wrażliwą skórę tuż pod fiszbiną biustonosza, drażniąc ją, zanim wsunęły się pod materiał. — To sprawia, że jest jeszcze bardziej wrażliwa.

Hermiona wypuściła gwałtownie powietrze, czując, jak jego palce igrają z jej sutkiem. Wyginając plecy, jeszcze mocniej wtuliła się w jego objęcia. Gdy jedna z jego dłoni wędrowała powoli w górę jej uda, a druga obejmowała jej pierś, czuła się bezpieczna. Chroniona, pomimo strachu, który tlił się pod narastającym podnieceniem.

Chociaż się na to zgodziła, sama zapisała słowo „wojeryzm” na swojej liście własnym piórem, coś w tym nadal wydawało się… trochę niewłaściwe.

Zakazane, poprawiła się w myślach, czując, jak fala podniecenia przepływa przez jej uda, gdy palce Draco dotarły do jej majtek. Bawił się brzegiem materiału, przesuwając opuszkiem palca w tę i z powrotem, w tym samym powolnym, torturującym tempie, co na jej piersi. Jej biodra zaczęły kołysać się same z siebie, szukając więcej, usiłując przechylić się w jego stronę, by jego palce mogły wsunąć się pod materiał i dotknąć jej tam, gdzie zaczynała stawać się mokra.

— Więc… — Przełknęła ciężko. Mężczyzna zatrzymał się za kobietą, najwyraźniej zakończywszy ocenę napięcia jej więzów, i zsunął miseczki jej stanika, odsłaniając piersi przed oknem. Szeptał jej coś do ucha, jego spojrzenie było ciemne, pełne intensywności. Cokolwiek mówił — czy to były czułe słowa, czy sprośne obietnice — sprawiło, że jej klatka piersiowa zaróżowiła się od podniecenia. Wspięła się na palce, a on nagrodził ją mocnym uściskiem każdej piersi. Hermiona niemal zapomniała, że miała mówić. — To wszystko? Będziemy po prostu patrzyć?

Potrzeba w jej głosie zdradziła każdą próbę ukrycia wpływu, jaki miały na nią jego dłonie i scena przed nimi. Minęły dwa tygodnie, odkąd ostatni raz uprawiali seks. Jej nieposłuszeństwo zepsuło wszystko w poprzednią sobotę, a teraz czuła, jakby przechodziła przez odstawienie. Kochali się tylko raz, a ona już pragnęła tego ponownie. Nawet wtedy, teraz jeszcze bardziej, aż do bólu. Każdy przypływ podniecenia potęgował napięcie między jej udami. Jego lekki dotyk i drażniące pieszczoty tylko pogarszały sprawę, aż zaczęło to pulsować w niej głuchym tętnem.

Draco poruszył się szybciej, niż się spodziewała, jego ręka wysunęła się z jej majtek i powędrowała do jej włosów. Wsunął palce w jej loki, ciągnąc mocno, aż zmusił ją, by spojrzała na niego.

— Próbujesz sprowokować mnie do dania ci więcej, Hermiono?

Twarda nuta w jego głosie i ostre spojrzenie sprawiły, że jej pierś ścisnęła się w środku.

— Nie, ja…

— Nie — przerwał jej. — Właśnie to próbowałaś zrobić. I znów, myślałem, że zrobię coś miłego i dam ci chwilę, byś się dostosowała. Żebyś mogła się powoli rozgrzać, skoro to wszystko jest dla ciebie nowe. Ale ty jesteś niecierpliwą, małą czarownicą. Chcesz mojego kutasa, prawda? Chcesz, żebym ci go dał, podczas gdy ona też będzie pieprzona.

Hermiona otworzyła usta, ale żadne słowo nie wydostało się z jej gardła. Gdy jego palce mocniej zacisnęły się w jej włosach, skręcając je lekko, wystarczająco, by jej nerwy przeszyła fala dreszczy, skinęła głową.

— Tak, tak. Proszę, Draco.

Jej błagalne, pełne potrzeby słowa wywołały uśmiech na jego twarzy. Zadowolony z jej posłuszeństwa, puścił ją.

— Wstań.

Chwiejnie podniosła się na nogi i stanęła przed nim. Draco rozbierał ją w milczeniu, rozpiął z boku zamek spódnicy zsuwając ją z jej bioder. Kiedy materiał opadł u jej stóp, do stosu dołączyły jej majtki. Bez czekania na jego polecenie odwróciła się, ukazując mu plecy, a on rozpiął zapięcie jej biustonosza.

Poczuła lekkie uszczypnięcie na pośladku i w oddali rozpoznała jego pochwałę.

— Popatrz tylko na siebie, poruszasz się tak, żebym mógł cię rozebrać jak grzeczna dziewczynka. Jakbyś była rozpaczliwie spragniona, żeby znów wić się naga na moich kolanach.

Jego słowa rozpaliły w niej jeszcze więcej gorąca, ale jej wzrok utknął na oknie, gdzie mężczyzna rozdzierał koronkowe majtki kobiety. Gąszcz jasnych loków pasował do włosów na jej głowie, a usta kobiety rozchyliły się w rozkosznym okrzyku. Grube palce mężczyzny bez zwłoki zanurzyły się między jej nogami, ale kobieta walczyła o to, by pozostać nieruchomą.

Hermiona poruszyła się niespokojnie, ocierając uda o siebie.

Za jej plecami rozległ się cichy śmiech, ale nie mogła się odwrócić. Mogła jedynie patrzeć, jak mężczyzna zagłębia palce między uda swojej partnerki, wysuwając je, by zatoczyć kółko wokół jej łechtaczki, zanim znów zanurzył się w niej. Wciąż i wciąż, aż kobieta zaczęła kołysać się na jego dłoni.

— Hermiono, spójrz na mnie.

Polecenie Draco zmusiło ją do odwrócenia głowy, choć walczyła, by wciąż mieć scenę w zasięgu wzroku. Ale kiedy spojrzała na niego, wciągnęła gwałtownie powietrze.

Draco wciąż siedział, ubrany w czarny garnitur, ale poprawił się, gdy była rozproszona. Jego krawat był poluzowany, a kołnierzyk rozpięty, ale to nie przyciągnęło jej uwagi. Jedna noga była wyciągnięta między nimi, a gdy Hermiona prześledziła linie jego ciała aż do bioder, zobaczyła, że uwolnił swojego członka i teraz powoli go pieścił, jednocześnie mierząc ją swoim wzrokiem.

— To jest to, czego chciałaś? — drażnił się, ale nie mogła oderwać wzroku od jego dłoni. Jego palce pieściły czubek, zataczając kręgi wokół główki, dociskając jego wrażliwą stronę od spodu, śledząc żyłę biegnącą wzdłuż trzonu. Czy tak to lubił? Była pewna, że mogłaby zrobić to samo ustami.

— Tak — wydyszała, opuszczając wzrok na swoje stopy. Mogłaby opaść na kolana i wsunąć się między jego uda…

— Nawet o tym nie myśl — ostrzegł ją Draco. — Usiądziesz z powrotem na moich kolanach, tam, gdzie cię chcę. Tam, skąd możesz patrzeć.

Rzeczywistość tego, co mieli zamiar zrobić, uderzyła ją natychmiast, i Hermiona cofnęła się lekko na piętach. Zamierzali uprawiać seks, obserwując inną parę.

O, Merlinie.

— No już. Nie każ mi czekać.

Jego niecierpliwa postawa, połączona z faktem, że on wciąż był w pełni ubrany, podczas gdy ona stała całkowicie naga, sprawiła, że jej brzuch zacisnął się z napięcia. Wiedział, jak bardzo tego pragnęła. Ale on również.

Odwróciła się i, opuszczając wzrok, ostrożnie wsunęła się między jego nogi, powoli opuszczając się na jego kolana. Wciągnęła ostro powietrze, gdy czubek jego erekcji nacisnął na jej wejście, przytrzymywany przez jego dłoń. Drugą ręką objął jej biodro, stabilizując jej ruch.

— Teraz powoli.

Napięcie w jego głosie sprawiło, że zadrżała, ale rozciąganie między jej nogami pozbawiło jej umysł wszelkich myśli.

— Tak, właśnie tak. Dobra dziewczynka.

Gdy już w pełni na nim usiadła, jego członek tkwił głęboko w jej wnętrzu, uniosła wzrok z powrotem na okno. Para, nieświadoma tego, co działo się między nią a Draco, całowała się, podczas gdy mężczyzna wciąż pieścił partnerkę dwoma palcami.

Hermiona zaczęła kołysać biodrami, dopasowując ruch do jego tempa, i cicho jęknęła. Na ten dźwięk Draco zatrzymał jej biodra, przytrzymując ją mocno, gdy sam się przesunął.

Jego ruch sprawił, że jego członek uderzył głęboko, a ona pisnęła.

Ale on jej nie puścił. Przytrzymał ją w miejscu, jego palce wbiły się w jej nagie biodra, nie pozwalając jej się poruszyć.

— Skoro nie mogłaś się doczekać, teraz będziesz tu siedzieć i nic nie robić, dopóki nie uznam, że sobie na to zasłużyłaś.

— Co?! Ale… Już…

Jej uda spięły się, gdy odwróciła się, by na niego spojrzeć, jej pierś unosiła się w szybkim oddechu. Gorąco pulsujące między jej nogami narastało, a rozciągające ją wypełnienie budziło w niej tylko jedną potrzebę... By kołysać się, pocierać, wić na nim, aż oboje osiągną spełnienie. Desperacko tego pragnęła. Ostatnim razem, gdy ją brał, to on był u pełni władzy.

Chciała mu to oddać.

Chciała pokazać mu, jak bardzo go pragnie, jak bardzo docenia wszystko, co dla niej robi.

Chciała sprawić, by dla odmiany to on dziś doszedł.

— Słyszałaś mnie.

Draco uśmiechnął się drapieżnie, ale nie poluzował swojego uścisku.

— Będziesz tu siedzieć jak grzeczna mała czarownica i oglądać przedstawienie, które dla nas zorganizowałem, a kiedy uznam, że jesteś gotowa, dam ci to, czego tak rozpaczliwie pragniesz. Wystarczająco, by złagodzić twoje napięcie. I nic więcej.

Miał niewymuszoną zdolność do przełączania się między miękkimi, łagodnymi poleceniami a twardymi, wymagającymi rozkazami.

Głos Hermiony zadrżał, gdy w końcu znalazła w sobie siłę, by odpowiedzieć.

— Tak, Draco.

Nawet gdy była na górze, to on wciąż sprawował kontrolę.

Zawsze będzie miał kontrolę.

Poruszyła się powoli, odwracając z powrotem i prostując się w wyczekiwaniu. Starała się skupić, nie pozwalając, by jej myśli zbłądziły ku gorącu i naciskowi między jej nogami. Przed nimi para przeszła do stołu – kobieta była pochylona w pasie nad wyściełaną powierzchnią, podczas gdy mężczyzna drażnił ją od tyłu. Jedną ręką pieścił jej łechtaczkę, a drugą powoli rozpinał swoje spodnie, rozbierając się.

— Sposób, w jaki rezerwują ten pokój, jest właściwie bardzo interesujący — powiedział Draco, gdy tylko się uspokoiła. Jedna jego ręka opuściła jej biodro i przesunęła się do przodu, by objąć jej cipkę. Obejmował jej wargi, palce ślizgały się po wilgoci, która z niej wypływała, ale jednocześnie wywierał tylko minimalny nacisk. Ledwo była w stanie skupić się na tym, co mówił. — Jeśli jakaś para chce skorzystać z pokoju wystawowego, zapisują się na konkretną datę, a Szkarłatny Zakon umieszcza ich anonimowe profile, by inni mogli je obejrzeć. Jeśli ich zainteresowania się pokrywają, można zarezerwować pokój do podglądania. Lista daje całkiem niezły wgląd w to, co można przeżyć, ale para nigdy nie wie, ile osób zdecyduje się na oglądanie.

Mężczyzna wyciągnął swojego kutasa, odchylając głowę do tyłu i wzdychając z ulgą. Z jej perspektywy wydawał się gruby, ale patrzenie na niego zbyt długo sprawiało, że zaczęła się wiercić. Dłoń Draco zacisnęła się na niej mocniej, a ona zesztywniała.

— Tak, to… interesujące.

Nie miała pojęcia, o czym mówił. Ani dlaczego.

— Wiesz, co ta para miała na szczycie swojej listy zainteresowań?

W głosie Draco pobrzmiewała nuta rozbawienia, wystarczająca, by w jej piersi zakiełkował niepokój.

— Co?

— Ci dwoje… — Draco zawiesił głos, jego palce między jej nogami przesunęły się w górę, muskając jej łechtaczkę, — …lubią się doprowadzać prawie do szczytu i zatrzymywać.

Słodka Kirke.

— Doświadczyłaś już czegoś takiego, Hermiono?

Pytanie zabrzmiało zwodniczo swobodnie, a on zaczął kreślić powolne kółka wokół jej najbardziej czułego miejsca. Nigdy go nie dotykając w pełni, tylko drażniąc, ale to wystarczyło, by Hermiona napięła się, walcząc z pragnieniem ruchu.

— N-nie.

Jej gardło było suche, a usta zbyt spierzchnięte, by mogła je zwilżyć.

Mężczyzna, po zdjęciu spodni, stał teraz nagi za swoją skrępowaną partnerką. Nie dotykał jej, jedynie pieścił się, podczas gdy palcami wciąż drażnił jej wnętrze. Kobieta nadal miała opaskę na oczach, a Hermiona widziała, jak ciężko dyszała, jej jasna skóra zarumieniona była od wysiłku i oczekiwania.

— Jesteś niesamowicie mokra, kochanie — zauważył Draco. Miała wrażenie, że stawała się coraz bardziej śliska z każdym ruchem jego palców. Powolne krążenie zamieniło się w miarowe pociągnięcia. Jego palec wskazujący i środkowy drażniły ją, muskając boki jej łechtaczki dostarczając jej dokładnie tyle tarcia, by musiała włożyć całą swoją siłę w to, by się nie poruszyć. — Mogłoby się wydawać, że ci się to podoba.

Mężczyzna zrobił krok naprzód, przesuwając główkę swojego członka po wilgotnych fałdach kobiety. Drażnił ją, nigdy nie zagłębiając się do końca, nawet gdy wiła się na stole, wypychając biodra w jego stronę. Hermiona poczuła, jak zaciska się wokół Draco, jej wnętrze pulsowało.

— Proszę… — Jej błaganie było ledwie szeptem, ale Draco jedynie się zaśmiał. Jedną ręką wciąż pieścił ją między nogami, a drugą przytrzymał tył jej szyi, unieruchamiając ją i zmuszając do patrzenia.

— Proszę co? Już dałem ci mojego kutasa. Nie wiem, czego jeszcze możesz potrzebować.

Jej biodra poruszyły się ledwie zauważalnie, a powieki przymknęły.

— Proszę, pozwól mi się ruszyć.

Narastająca potrzeba paliła ją od środka, a im dłużej patrzyła na parę przed nimi, tym gorzej ją znosiła. Gdy mężczyzna w końcu wsunął się między nogi swojej partnerki, Hermiona jęknęła.

Draco przyspieszył ruchy palców, a jej nogi znów się napięły.

— Możesz się ruszać, kiedy ci na to pozwolę. Możesz dojść, kiedy ci na to pozwolę.

Hermiona zacisnęła dłonie na jego udach, wbijając paznokcie w materiał spodni. Nie obchodziło jej, czy rozerwie drogi materiał albo czy podrapie go tak mocno, że zostawi na nim swoje ślady — zasłużył na to. Doprowadzał ją do szaleństwa, a noc dopiero się zaczynała.

Mężczyzna przed nimi poruszał się za swoją partnerką długimi, powolnymi pchnięciami. Nie spieszył się, wsuwając się i wysuwając z niej w leniwym tempie. Ręce kobiety drżały, zaciskając się w pięści, szukając czegokolwiek, czego mogłaby się chwycić, ale nie znajdując niczego. Widok jej tak bezradnej, rozpalonej i zdesperowanej sprawił, że pragnienie Hermiony pogłębiało, ciasno oplatając ją od środka.

— Spokojnie — ostrzegł ją Draco, gdy jej biodra zaczęły się poruszać, ledwie zauważalnie szukając tarcia, którego tak desperacko potrzebowała. Jego palce wciąż ocierały się o jej łechtaczkę, dając jej dokładnie tyle, by czuła, że zbliża się do krawędzi, ale nie na tyle, by ją przekroczyła.

— Proszę — spróbowała ponownie. — Choć odrobinę.

Zamiast ustąpić, całkowicie zabrał ręce spomiędzy jej ud, a ona jęknęła głośno.

— Nie!

Odruchowo się poruszyła, przestawiając się na jego kolanach, zanim zdążyła się powstrzymać. Rysy Draco były napięte, wyostrzone od powstrzymywanego napięcia, a jego spojrzenie przeszywało ją ostrym, surowym wzrokiem.

— Gdybym chciał usłyszeć, jak błagasz, poprosiłbym o to.

Ton jego głosu sprawił, że natychmiast wróciła do poprzedniej pozycji. Oparła się na nim, rozchylając uda jeszcze szerzej. Może przy mniejszym tarciu będzie łatwiej.

Rozciągnięta na jego kolanach, całkowicie naga i wypełniona do granic możliwości, nie mogła powstrzymać spojrzenia w dół na swoje ciało. Jej sutki były twarde, zarumienione na ciemnoróżowy kolor, a piersi lekko nabrzmiały. Nogi, rozchylone szeroko na jego udach, kontrastowały ostro z ciemnym materiałem jego garnituru. Przygryzła dolną wargę.

Naprawdę nie powinna była mówić mu o tej fantazji. Jak dotąd, Draco nigdy nie rozebrał się do końca, gdy byli razem.

— Przepraszam, Draco — powiedziała, opierając głowę na jego szyi. To było najbliżej przytulenia, na jakie mogła sobie pozwolić, wciąż siedząc przodem. — Będę grzeczna.

Wypuścił ostro powietrze, a jego dłonie wróciły na jej talię.

— Jesteś taką małą kusicielką.

Hermiona uśmiechnęła się, ale jej uśmiech zniknął, gdy tylko spojrzała z powrotem w stronę szyby. Kobieta kołysała się do tyłu, wychodząc biodrami naprzeciw każdemu pchnięciu mężczyzny, jej twarz wykrzywiona była w rozkoszy. Zanim zdążyła dojść, mężczyzna zacisnął dłoń na swoim członku i całkowicie wysunął się z niej, oddychając ciężko. Wolną ręką uderzył ją w nagie pośladki, karcąc za to, że była zbyt blisko orgazmu. Kobieta jęknęła w niemej prośbie, ale mężczyzna tylko się uśmiechnął. Powiedział coś, jego usta poruszyły się bezgłośnie, a ona skinęła głową.

— Przypomina jej o publiczności — zrelacjonował Draco, a jego dłoń ponownie przesunęła się między jej rozchylone uda. Hermiona starała się opanować oddech, pozostając zupełnie nieruchoma, gdy znów zaczął ją pieścić. — Chce, żeby pamiętała, że ktoś po drugiej stronie szyby ją obserwuje.

Poczuła, jak zaciska się wokół niego, a Draco zamruczał z zadowoleniem. Kiedy jego kutas drgnął między jej udami, gwałtownie wciągnęła powietrze.

— Może pewnego dnia to będziesz ty — powiedział Draco. Przed nimi mężczyzna ponownie wsunął się między uda swojej partnerki, ściskając jej biodra i wracając do leniwego rytmu. W ich własnym pokoju palce Draco zaczęły sunąć po bokach jej łechtaczki, naciskając delikatnie, drażniąc ją.

Hermiona mogła jedynie jęknąć, przygryzając wargę.

— Może — kontynuował. — Rozchylę cię szeroko i będę się bawił twoją śliczną łechtaczką, tak jak teraz. Pokażę wszystkim, jak bardzo jesteś dla mnie mokra, kiedy trzymam rękę między twoimi nogami. Pokażę im, jak wyglądasz, wypełniona moim kutasem, a mimo to błagasz o więcej.

Nagły przypływ podniecenia sprawił, że zwinęła palce u stóp, a jej oddech przyspieszył. Musiała zebrać całą swoją siłę, by się nie rozsypać, by nie błagać, nie wić się, nie prosić o więcej. Była tak blisko załamania, tak blisko upadku i krzyku dla niego—oddałaby mu wszystko, czego tylko by chciał, gdyby tylko dał jej odrobinę więcej. Nie za dużo, tylko tyle, by w końcu przekroczyć szczyt, na który tak szybko się wspinała. Może gdyby… Hermiona przerwała myśl, zanim mogła się rozwinąć. Mogła być grzeczna. Mogła.

Tempo mężczyzny zaczęło się zmieniać, jego biodra poruszały się szybciej. Jego twarz była rozluźniona w rozkoszy, oddychał ciężko, delektując się uczuciem bycia w ciele swojej partnerki. Czy Draco tak wyglądał, kiedy ją pieprzył? Czy tak właśnie czuł się wewnątrz niej, jak się rozpadał na kawałki?

Nie po raz pierwszy Hermiona pragnęła większej intymności. Chciała jego pocałunków. Jego ciała. Jego czoła opartego o jej, gdyby oboje się rozpadali, by mogła spojrzeć w jego szare oczy i znaleźć prawdę, której tak desperacko szukała. Potrzebowała.

Palce Draco stały się bardziej stanowcze, szybsze i mocniejsze, dostarczając jej nieco więcej tarcia. Tempo było idealnie dopasowane do widowiska przed nimi, a ona niemal mogła poczuć, jakby to Draco wsunął się w nią od tyłu. Jej ciało zaczęło się napinać, uda drżały tak mocno, że prawie nie była w stanie ich utrzymać w miejscu. Ale nie mogła się ruszyć.

Prawie jęknęła, gdy mężczyzna w drugim pokoju znowu się wycofał, jego szyja była zaczerwieniona, gdy zatrzymywał się tuż przed swoim orgazmem. W tym samym momencie Draco również się cofnął, rozluźniając uścisk na jej łechtaczce, zostawiając jedynie delikatny nacisk. Z jej ust wyrwał się cichy jęk, tłumiony przez zaciśnięte wargi, a ona zacisnęła powieki, jak najmocniej potrafiła.

Myślała o czymkolwiek, co mogłoby pomóc—notatki do pracy, lista zakupów na następny dzień, gulasz, który jadła na kolację—nic już nie działało. Nic nie zmniejszało narastającego napięcia w jej podbrzuszu, gotowego do eksplozji.

Draco wciąż ją drażnił, muskając ją środkowym palcem, aż w końcu jęknęła.

— Jak… — Musiała zmusić się do skupienia, choć na chwilę, by zebrać swoje myśli. — Jakim cudem to cię nie niszczy?

— Kto powiedział, że nie? — odparł Draco. Gdy jego druga dłoń uniosła się i przesunęła po jej sutku, jej oczy gwałtownie się otworzyły. — Ty, skarbie, nigdy nie byłaś dobra w ukrywaniu tego, co czujesz. Nie jesteś przyzwyczajona do kogoś, kto ma samokontrolę.

Przed nimi mężczyzna ponownie przyciągnął biodra kobiety do siebie i wsunął się w nią.

— Jesteś okrutny — jęknęła Hermiona.

— Jesteś zdesperowana. I dzika. I piękna.

Każde słowo podkreślił lekkim uszczypnięciem jej sutka. Gwałtownie wciągnęła powietrze, gdy jego palce ponownie zaczęły pieścić jej łechtaczkę, a napięcie znów zaczęło narastać. Pulsował w niej, głęboki ból, który z każdą minutą stawał się coraz bardziej nieznośny.

Nie zajęło jej długo, by znów dotrzeć do krawędzi, pożądanie było już tak silne, że prawie niemożliwe było powstrzymanie się przed poruszeniem biodrami. Ale wiedziała, że jeśli to zrobi, Draco przestanie jej dotykać. To było szaleństwo—chcieć więcej, ale wiedzieć, że jeśli się odważy, wszystko zostanie jej odebrane, zanim zdąży tego dosięgnąć.

— Draco — jęknęła. — Nie jestem pewna… Nie mogę…

— Dasz radę – obiecał jej — Wytrzymaj jeszcze trochę. Będzie warto.

Kobieta na stole znów zaczęła się odsuwać, jej biodra drżały, gdy sama napierała na mężczyznę. On stał, pozwalając jej na całą pracę, ale Hermiona widziała napięcie na jego twarzy. Jego oczy były utkwione w jej pośladkach, śledząc ruchy jej bioder, jej determinację w pogoni za własną przyjemnością.

Dokładnie tego samego pragnęła Hermiona.

Była tak mokra, że wiedziała, iż Draco będzie miał plamę na spodniach, gdy skończą. Nie było możliwości, by jej wilgoć nie wypłynęła na jego uda, nawet bez ruchu. Między jej nogami wciąż był twardy jak kamień, czubek jego kutasa naciskał na przód jej wnętrza, dokładnie tam, gdzie znajdował się ten wrażliwy punkt, od którego całe jej ciało zaczynało drżeć.

Jeśli Draco też to poczuł, najwyraźniej mu to nie przeszkadzało, bo jego palce znów zaczęły krążyć wokół jej łechtaczki. Każdy dotyk sprawiał, że jej ciało podskakiwało, jakby przechodził przez nią  magiczny impuls. Jęknęła, jej nogi drgnęły bezwiednie.

Hermiona była zgubiona. Nie potrafiła już skupić się na parze w sąsiednim pokoju ani na niczym innym wokół. Istniał tylko nacisk między jej udami i ciepło Draco – jego dłoń, jego penis, jego ciało – wszystko na raz. Nie musiała nawet otwierać oczu, gdy jego palce nagle zastygły, nie cofając się, ale również nie poruszając.

Druga para musiała się zatrzymać.

— Nie – jęknęła — Błagam, nie znowu.

To naprawdę zaczynało boleć. Cała jej dolna część ciała pulsowała. Jej nogi były napięte, a mięśnie tak spięte, że wiedziała, iż rano będzie obolała. Jej palce u stóp były zaciśnięte, stopy wygięte i rozpaczliwie szukające jakiegokolwiek oparcia, choć wiedziała, że nie może sobie na to pozwolić. Jeśli nie wytrzyma, jeśli nie zrobi tego, o co prosił…

— Pieprz mnie, Hermiono. Teraz.

Jej ciało ruszyło, zanim umysł w pełni przetworzył jego rozkaz. Ale zamiast unieść się i zacząć kołysać biodrami nad nim, podniosła się na nogi, zachwiała i niemal upadła. Wspięła się na kolana, podciągnęła w górę i zarzuciła nogi na jego biodra, wsuwając jego kutasa z powrotem do siebie, zanim sam zdążył go pochwycić.

Jedynym dźwiękiem, jaki z siebie wydał, było ostre westchnienie, gdy opadła na niego jednym ruchem, biorąc go w całości, z jedną myślą w głowie. Jego szczęka zacisnęła się mocno, pulsujący mięsień w skroni zdradzał jego napięcie, ale pozwolił jej przejąć inicjatywę.

Zaczęła poruszać się w skupieniu, odchylając biodra, kręcąc nimi, szukając tarcia, którego tak rozpaczliwie pragnęła.

Chciała zobaczyć jego twarz, kiedy dochodzi w niej. Musiała.

Hermiona zapomniała o drugiej parze. Nie obchodziło jej, co robią, ani nawet, czy cały ten cholerny pokój stoi w płomieniach. Liczył się tylko Draco i to, jak czuła go w sobie.

Zakręciła biodrami, krzyczała przy każdym przesunięciu jego kutasa wewnątrz niej. Było cudownie – gładkie wsuwanie się między jej uda, uderzanie w głębi przy każdym pchnięciu jej miednicy. Odbijała się na nim, ocierając piersi o jego koszulę, aż w końcu opadła czołem na jego.

— Draco – błagała. Nie była pewna, o co go prosi – była oszołomiona pożądaniem, skupiona tylko na tym, co działo się między ich ciałami, ale wiedziała, że potrzebuje więcej. Była tak rozpalona, że czuła pot między piersiami i na swoich plecach, ale nie dbała o to. Nie miało to znaczenia. Liczył się tylko on. Tylko mężczyzna, który wiedział dokładnie, jak sprawić, by się rozpadła – i jak poskładać ją na nowo.

Jego dłoń wplątała się w jej loki, przytrzymując jej głowę w miejscu, przy jego twarzy. Jego oczy były ciemne, prawie czarne, rozszerzone źrenice pochłaniały całe srebro jego tęczówek, i poczuła, jak drży pod nią, gdy zaczęła się poruszać szybciej.

— Nie waż się przestać, kochanie. Nie waż się, kurwa, przestać.

Jęcząc, przyspieszyła, opadając mocniej na jego biodra, by poczuć, jak jej łechtaczka ociera się o jego spojenie łonowe. Walczyła z zamykającymi się oczami, chciała rozkoszować się tym uczuciem, ale nie mogła sobie na to pozwolić.

— Dotknij mnie – proszę, Draco, proszę…

Potrzebowała go całego. Potrzebowała rozpaść się pod jego dotykiem, bo to on jej to dawał, nie dlatego, że sama sobie to wzięła. Budowało się to w niej, napinało się wewnątrz jej ciała, a jej biodra zaczęły tracić rytm. Jej uda drżały, ściskały jego biodra, i poczuła, jak jej wnętrze zaczyna pulsować, gdy jego kciuk znalazł się między ich ciałami, odnajdując jej łechtaczkę.

Jego usta rozchyliły się w tej samej chwili, gdy to poczuła – ten moment, gdy wiedziała, że to się dzieje. To, na co czekała całą noc. Wystarczyło kilka dokładnych pociągnięć jego kciuka, jej biodra wykonały resztę.

— Oto jest – wychrypiał, napinając się pod nią. Gdy jej nogi odmówiły posłuszeństwa, przejął kontrolę, pchając się w nią, nie pozwalając jej przestać. Przyjemność uderzała w nią falami, ogarniając nerwy, zalewając żyły gorącem. Drżała w jego objęciach, płonąc, rozbijając się o niego raz za razem. Jej usta były ledwie o oddech od jego, dyszała w jego wargi, pragnąc go pocałować, poczuć go, gdy szczytowała – ale nie mogła. Nie, dopóki jej na to nie pozwolił.

— Cholera, kochanie, nigdy mi się to nie znudzi… nigdy nie będę miał dość tego… ciebie…

Cokolwiek miał powiedzieć, zginęło w kolejnym jęku, urwanym w jego piersi. Jego oczy przymknęły się, pchnięcia stały się chaotyczne, kilka ostatnich razy, zanim rozpadł się całkowicie.

Jej głowa spoczęła na jego ramieniu, a jego dłoń powędrowała w dół jej pleców, masując lekko, jakby ją uspokajał.

— Naprawdę powinienem się tobą zająć – powiedział w końcu, muskając policzkiem jej włosy.

— Myślę, że wolę zostać tutaj.

Draco zaśmiał się, potrząsając nią lekko.

— Śmieszne, prawda? Jak na początku sesji muszę walczyć, byś została blisko. A na końcu muszę cię wręcz od siebie odrywać.

Zarumieniła się. 

— Ty…  zawsze musisz mieć ostatnie słowo.

Zamarł, a jego kciuk uniósł się nieznacznie, by musnąć jej dolną wargę. Obrysował ją, jego dotyk był tak lekki i delikatny, że pochyliła się ku niemu, chcąc więcej. Gdyby zamknęła oczy, mogłaby sobie wyobrazić, że to jego usta zamiast palców. Draco uśmiechnął się, zadowolony z jej reakcji.

— Owszem.

Hermiona zmusiła się, by odwrócić swój wzrok, zanim znów się zaczerwieni. Nie była już niewinną uczennicą, ale coś w pewności siebie Draco, w tym, jak dobrze zdawał się ją znać — lepiej niż ona samą siebie — sprawiało, że była wobec niego bezradna. Był spostrzegawczy, pewny jej pragnień, ale także własnych umiejętności, co nie pozostawiało wątpliwości, że nigdy nie znajdzie innego mężczyzny, który by mu dorównał.

Ta myśl ją przerażała.

— To… nie było to, czego się spodziewałam po dzisiejszym wieczorze. W dobrym znaczeniu — powiedziała, skupiając się na guzikach jego koszuli, zamiast patrzeć mu w oczy. Przesunęła kciukiem po jednym z nich, czując jego chłodną, gładką powierzchnię, po czym przeniosła się na kolejny. Wyobrażała sobie, jak guziki wysuwają się z dziurek, odsłaniając jego tors. Jak rozbiera go powoli. Jak wciąga koszulę na swoje nagie ciało, otulając się jego zapachem.

— Dobrze. — Pozwolił jej bawić się guzikami, a jego dłonie powróciły do pieszczot na jej nagich piersiach. Kiedy zadrżała, powtórzył ruch. — Czego się spodziewałaś?

Hermiona przygryzła wnętrze policzka, rozważając swoją odpowiedź. Prawdę mówiąc, przestała już próbować przewidywać jego ruchy. Nic, co robił, nie było tak przewidywalne, jak by sobie tego życzyła, a próby bycia o krok przed nim stawały się coraz bardziej wyczerpujące.

— Sama nie wiem. Zawsze mnie zaskakujesz. Za każdym razem, gdy myślę, że cię rozgryzłam, okazuje się, że się myliłam. Chyba mogę równie dobrze się poddać.

— Hermiona Granger poddająca się? — Zaśmiał się z autentycznym zdziwieniem. — Kochanie, nie wydaje mi się, żebyś była do tego zdolna. A jeśli mogę być szczery, powiedziałbym, że twoja determinacja to jedna z twoich najlepszych cech.

Przez jej ciało przebiegł zimny dreszcz poczucia winy, gasząc resztki podniecenia i przypominając o wszystkim, co przed nim ukrywała.

— Tylko jedna? — droczyła się, powoli zsuwając się z jego kolan. Choć jego członek nieco zmiękł, uczucie wysuwania się z jej ciała sprawiło, że jej mięśnie lekko zadrżały.

Draco nie pozwolił jej oddalić się od siebie. Jednym ruchem przyciągnął ją do swojego boku, mocno obejmując. Kiedy się wygodnie ułożyła, użył wolnej dłoni, by poprawić swoje spodnie i zapiąć je, a potem naciągnął koszulę, zasłaniając się.

— Ktoś tu się zaczyna oswajać ze swoim pragnieniem pochwał.

Hermiona szturchnęła go w bok, ale nie wyglądało na to, by mu to przeszkadzało.

Po kilku chwilach błogiej ciszy Draco znów się odezwał:

— Powinniśmy porozmawiać o wczorajszej nocy.

Wstrzymała oddech, próbując zachować spokój. Istniało tysiąc różnych dróg, którymi ta rozmowa mogła podążyć, ale musiała pozwolić mu przejąć inicjatywę.

— Co z nią?

Kiedy na nią spojrzał, jego twarz była całkowicie neutralna. Niemalże zrelaksowana, ale Hermiona dostrzegła, że jego ciało zdradzało coś zupełnie innego. Mięśnie miał napięte, oddech równy i kontrolowany — i gdyby nie była przytulona do jego boku, pewnie by tego nie zauważyła.

— Rozumiem, dlaczego musimy trzymać nasz układ w tajemnicy, i nie mam z tym problemu. — Draco ścisnął ją lekko, ale jego druga dłoń powędrowała do włosów, by je wygładzić. Był już wystarczająco rozczochrany, więc nie rozumiała, po co to robił. — Ale żałuję, że cię tak zaskoczyłem. To prawdopodobne, że w przyszłości będziemy na siebie wpadać, biorąc pod uwagę twoją pozycję i mój grafik w Ministerstwie. Powinniśmy ustalić jakiś plan, na wszelki wypadek.

Hermiona rozumiała potrzebę zachowania dystansu poza Szkarłatnym Zakonem. To było głównym powodem dlaczego dołączyła do klubu — byli najlepsi w kwestii dyskrecji. Najlepsi w organizowaniu prywatnych układów dla ludzi takich jak ona i Draco. Ludzi, których kariera mogłaby ucierpieć, gdyby znaleźli się w niewłaściwym miejscu, z niewłaściwą osobą.

Ale w blasku pożądania, z jej ciałem wciąż zalanym hormonami i jego ramionami ciasno oplatającymi ją w ochronnym geście, uświadomiła sobie, jak bardzo chciała zapomnieć o tych wszystkich głupich, bezsensownych zasadach. Z każdą kolejną nocą spędzoną z Draco granice coraz bardziej się zacierały — chciała więcej niż jednej nocy w tygodniu. Chciała go w swoim łóżku, trzymającego ją w miejscu, kiedy pieprzyliby się o poranku przed pracą. Chciała, by wpadał do jej biura z jedzeniem na wynos i błyskiem w oku. Chciała weekendów i dni powszednich, nie tylko sobotnich wieczorów.

Ostry, lodowaty strach zatrzymał te myśli na uwięzi, nie pozwalając im ujrzeć światła dziennego.

— Tak, to dobry pomysł — zgodziła się po chwili.

Nie miała prawa tak o nim myśleć, a już na pewno nie po zaledwie półtora miesiąca. Nawet się jeszcze nie całowali—nie byli w prawdziwym związku, nawet jeśli zobowiązali się do wyłączności. Wciąż podejrzewała go o niejasne intencje wobec Ministerstwa, a on miał całe życie poza ich spotkaniami, o którym nic nie wiedziała. Nie znała go. On nie znał jej. Nie tak naprawdę. Chemia w sypialni to jedno, ale to, co mieli, nie było wystarczające, by pragnąć tego, czego ona pragnęła.

— Nie brzmisz na zbyt zadowoloną — zażartował Draco, mylnie interpretując jej nastrój. — Miałem zaproponować, że może spróbujemy czegoś nowego i przestanę publicznie cię obrażać, ale jeśli wolisz kontynuować grę wstępną…

Jego groźba sprawiła, że mimo przygnębienia parsknęła śmiechem.

— Nie, nie, to byłoby w porządku. To ma sens, zwłaszcza że wszyscy w departamencie zdają się cię lubić. Może powinnam w końcu się dostosować.

Draco prychnął, odsuwając się nieco i spoglądając na nią spod przymrużonych powiek.

— Wiedz, że oni mnie nie tylko lubią. Oni mnie uwielbiają. Jestem niezwykle sympatyczną osobą.

— Zdobyłeś ich sympatię,  również ich dominując? W ten sposób podbijasz DMLE, Auror po Aurorze?

Draco przewrócił oczami.

— Na twoje szczęście mam słabość do przemądrzałych małych wiedźm, które uwielbiają mnie dręczyć. To moje brzemię, ale ktoś musi je nieść.

— I jesteś w tym taki dzielny. — Poklepała go protekcjonalnie po piersi, ale on złapał jej dłoń i splótł ich palce.

— Właściwie to tak. I czuję się zaszczycony, że to zauważyłaś.

Hermiona parsknęła śmiechem.

— Wiesz, co jeszcze zauważyłam? To, jak Cambrielle na ciebie patrzy. Przysięgłabym, że wczoraj wieczorem była o krok od wspięcia się na stół, żeby tylko ktoś zrobił wam zdjęcie i mogła zostać przedstawiona w gazetach jako twoja najnowsza narzeczona.

— Nie masz się o co martwić, kochanie. Ona nawet nie istnieje w moim świecie. — Musnął pocałunkiem jej czoło, a jego głos obniżył się do niskiego tonu. — Ale powinnaś wiedzieć, że twoja zazdrość działa na mnie cholernie podniecająco.

Ignorując go, kontynuowała:

— To naprawdę obrzydliwe. Powinna mieć więcej samokontroli. Kręci się po biurze, obserwując cię.

— Naprawdę? 

Hermiona natychmiast zamknęła usta, zdając sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziała. Draco spojrzał na nią, a w jego stalowych oczach błyszczało rozbawienie i coś jeszcze—zrozumienie.

— Powiedziała ci to osobiście, czy zauważyłaś to sama? — podpuścił ją.

— My… mogłyśmy o tobie rozmawiać po tym, jak wyszedłeś z Theo i Blaise’em — odpowiedziała w końcu. Napięcie ściągnęło jej brzuch, balansując na granicy ryzyka i nagrody. To było niebezpieczne, biorąc pod uwagę, czego szukała, ale coś popychało ją naprzód. Może jego ramię oplatające jej talię, może resztki emocji po seksualnym uniesieniu. — Powiedziała, że podsłuchała twoją rozmowę z Robardsem w zeszłym roku o jego córce. Byłeś czymś zdenerwowany, ale on zamknął drzwi, zanim zdążyła się czegokolwiek dowiedzieć. Myślała, że sprowadził cię do departamentu, bo próbował ją przed czymś chronić.

Niech to będzie to , błagała w myślach. Niech to będzie tak proste . Po raz pierwszy w życiu pragnęła łatwego rozwiązania. Żeby Draco nie szantażował Robardsa, a chodziło wyłącznie o ochronę. Żeby wszystko miało proste wytłumaczenie i jedynym powodem, dla którego Draco jej o tym nie mówił, było to, że nie było to jego sekretem. Żeby może jednak był niewinny. Żeby jedyna rzecz, która powstrzymywała ją przed całkowitym poddaniem się temu, zniknęła na dobre.

Kiedy Draco zesztywniał, a jego oddech zwolnił, stając się bardziej kontrolowany niż kilka minut temu, Hermiona poczuła, jak jej serce opada niczym kamień w wodę. A gdy w końcu się odezwał, jego głos był napięty.

— Te sprawy są między mną a Robardsem. Koniec tematu. Cokolwiek Cambrielle myślała, że usłyszała, myliła się.

— Ale… — Hermiona spróbowała się odsunąć, ale przytrzymał ją mocno. Nie mogła się ruszyć.

— Zostaw to, Hermiono. Wiem, że twój wielki mózg domaga się odpowiedzi, ale uwierz mi, to nie jest coś, w co powinnaś się angażować.

— Draco, proszę… — podjęła kolejną próbę. — Pozwól mi ci pomóc. Cokolwiek to jest, na pewno mogę coś zrobić.

— Wystarczy! — Odsunął się, wstając, zanim zdążyła go zatrzymać. Jeszcze chwilę temu sama chciała się oddalić, ale teraz jego nagła rezerwa sprawiła, że coś w jej wnętrzu się zacisnęło. Draco zaczął chodzić po pokoju, obracał się w miejscu, a potem znów podszedł do niej, siedzącej samotnie na kanapie. Jego ramiona były spięte, a dłonie zaciskały się i rozluźniały w geście frustracji. — Nie możesz pomóc — powiedział. — Nikt nie może. Ani ty, ani nikt w Ministerstwie. Nie będę o tym więcej mówił. Nie mogę.

Spojrzenie w jego oczach mówiło wszystko.

Nie mógł. Może częściowo dlatego, że nie chciał, ale też dlatego, że był do tego zobowiązany.

Hermiona słyszała o magicznych kontraktach wiążących, które wymuszały milczenie. Niemal jak Wieczysta Przysięga, ale zaprojektowana specjalnie po to, by uniemożliwić czarodziejowi lub czarownicy mówienie na określony temat. Głównie stosowana w Departamencie Tajemnic, gdzie Niewymowni byli zobowiązani do jej składania w ramach pracy. Ale także… tak Voldemort zabezpieczał swoją organizację, by nikt spoza jego najbliższego kręgu nie znał procesu nadawania Mrocznego Znaku.

Poczuła, jak jej skóra staje się lodowato zimna. Sięgnęła po leżącą na podłodze bluzkę, by zakryć nagą skórę.

— Złożyłeś Przysięgę?

— Musiałem. — Odwrócił wzrok, zaciskając szczękę. — To było jedyne wyjście. Sam ten fakt powinien ci pokazać, jak poważna jest ta sprawa.

— Przepraszam — powiedziała cicho, sięgając po swoją spódnicę i zapinając ją pospiesznie. — Nie chciałam być wścibska…

— A jednak byłaś — warknął. — Powiedziałem ci tyle, ile mogłem. I ufałem, że to wystarczy. Musi wystarczyć.

— Ja… — Głos uwiązł jej w gardle. Opuszczając wzrok, poczuła, jak pod jej powiekami zaczynają zbierać się łzy. Przełknęła gulę w gardle, walcząc z emocjami.

Po chwili ciszy usłyszała, jak Draco podchodzi bliżej. Uniósł dłoń i uniósł jej podbródek, zmuszając ją, by spojrzała mu w oczy.

— Obiecaj mi, że zostawisz to w spokoju. Musisz.

Między jego słowami usłyszała to, czego nie powiedział na głos. Niewypowiedzianą groźbę. Że jeśli nie odpuści, wszystko, co zbudowali do tej pory, runie.

Hermiona wiedziała, że jej odpowiedź oznacza wybór: Draco albo zagadka, która przyciągnęła ją od chwili przeczytania pierwszego artykułu w Proroku Codziennym . Nie mogła mieć obu. Jeśli się zgodzi, jeśli wypowie „tak” na głos, tak jak o to prosił, zdradzi samą siebie.

Wojna nauczyła ją ufać instynktowi. Teraz miała go zignorować? Świadomie zrezygnować z poszukiwania prawdy? To nie była ona. Ale jednocześnie wiedziała, że bez odpowiedzi nigdy nie będzie w stanie w pełni zaufać Draco. A jeśli nawet go wybierze, to nie będzie mogło stać się niczym więcej. Nie, dopóki nie pozna całego obrazu sprawy—niezależnie od tego, jak brzydki by był.

Nie wiedzieć, co czai się w ciemności, było gorsze niż zmierzyć się z potworami.

Musiało istnieć inne rozwiązanie. Droga, w której mogłaby zachować i jego, i prawdę. W której mogłaby odkryć, co się dzieje, i jak wszystko to prowadziło z powrotem do mężczyzny stojącego przed nią. Nie mogła obiecać mu, że zostawi to w spokoju. Ale mogła obiecać sobie, że nie przestanie szukać, dopóki nie znajdzie sposobu, który pozwoli jej zarówno ufać Draco, jak i dać im szansę—prawdziwą, pełnowartościową szansę—na coś więcej poza Szkarłatnym Zakonem .

Więc zamiast się zgodzić, zamiast wypowiedzieć słowo, które przekreśliłoby ich relację, skinęła głową.

To musiało wystarczyć.

Chapter Text

Była środa wieczorem, prawie zachód słońca, kiedy znajoma sowa przybyła do okna Hermiony.

Kochana,

Zostałem wezwany do naszej posiadłości we Francji, aby zająć się sprawami biznesowymi, które prawdopodobnie potrwają do weekendu. Jeśli będziesz wolna, mogę spróbować wyrwać się w piątek wieczorem na krótki czas. Chciałbym cię zobaczyć, nawet jeśli tylko na chwilę.

D.M.

Serce Hermiony niespodziewanie opadło do jej brzucha. Z pergaminem trzymanym w palcach wpatrywała się w to jak zwrócił się do niej w liście, aż słowo zaczęło się rozmazywać. Kochana. To było po raz pierwszy, kiedy użył tego słowa poza ich spotkaniami, i sprawiło, że list stał się o wiele trudniejszy do przyjęcia. Wiedziała, że nie powinna być tak zmartwiona – to naturalne, że ich harmonogramy się rozmijały. Musiało się to w końcu zdarzyć, ale głębokość jej rozczarowania była większa, niż się spodziewała. To był pierwszy tydzień, kiedy nie miała go zobaczyć od niemal dwóch miesięcy.

Z żalem w gardle przywołała swój własny pergamin.

Draco,

Bardzo przepraszam, ale mam inne plany na piątkowy wieczór, których nie da się już przełożyć.

Ginny wracała z sześciotygodniowego intensywnego obozu treningowego w Walii z Harpiami, i nie wyobrażała sobie, żeby mogła zignorować przyjęcia "Witaj w domu!", które Harry zaplanował dla swojej żony. Pisząc dalej, Hermiona zmarszczyła brwi na myśl o swoim grafiku pracy w przyszłym tygodniu.

Mamy rozprawę, która zaczyna się w przyszłym tygodniu, to prawdopodobnie oznacza kilka późnych wieczorów pracy. Nie jestem pewna, czy będę wolna przed następnym weekendem.

Zawahała się, jej pióro zawisło nad pergaminem, a potem szybko zapisała swoje imię. Walczyła z swoim instynktem – czy to byłoby zbyt wiele, gdyby podpisała się "Twoja", czy byłoby to zbyt śmiałe? Pokręciła głową. 

To nie były listy miłosne.

Jego sowa nie wróciła aż do następnego ranka, a gdy się pojawiła głośno pohukiwała, domagając się przekąsek, kiedy zabierała od niej list. Był krótszy, składał się z jednej linijki perfekcyjnie zapisanych liter, co znów sprawiło, że jej pierś zaczęła boleć.

Rozumiem; powodzenia w przyszłym tygodniu. Wiedz, że będę o tobie myślał.

Zanim zdążyła się przekonać, że nie powinna tego robić, Hermiona złożyła list i schowała go do kieszeni swojego płaszcza, biorąc kilka smakołyków dla sowy Draco, zanim odesłała ją z powrotem na parapet.

Choć wiedziała, że raczej nie będzie miała czasu na ponowne przeczytanie jego słów, samo to, że list był blisko niej, sprawiało, że czuła się spokojniejsza, gdy przygotowywała się do swojego dnia. Czuła jego ciężar w kieszeni, przesuwając palce po ostrych krawędziach, gdy jechała windą do swojego biura, wiedząc, że nadchodzący tydzień będzie pełen stresu.

To nic, przypomniała sobie. Nie potrzebujesz tego. Przecież żyła przez lata, nie mając cotygodniowego seksu z Draco Malfoyem. To po prostu głupie, że czuła się do niego tak przywiązana i to w tak krótkim czasie. To była emocjonalna ulga, tak, a on dbał o stworzenie takiej atmosfery, w której po raz pierwszy nie musiała być tą odpowiedzialną za wszystko. Gdzie mogła zaufać komuś innemu, wiedząc, że jest bezpieczna.

Tyle. Dwa dodatkowe tygodnie bez niego da się przeżyć.

Kiedy drzwi windy się otworzyły zobaczyła, że w Departamencie działo się spore zamieszanie, a prawie każdy auror i pracownik wsparcia wyciągał akta i dokumenty przygotowane na nadchodzącą rozprawę. Dodatkowi sekretarze i asystenci badawczy byli przydzieleni z innych departamentów na rozkaz Robardsa, aby zapewnić, że żadne zeznanie świadka ani wspomnienie nie zostaną pominięte w oskarżeniu Wizengamotu.

Vance Grabsworth, znany sympatyk Voldemorta, w końcu został złapany po latach ukrywania się, i choć nie brał bezpośredniego udziału w wojnie. Udało się wyśledzić wypłaty tysięcy galeonów prowadzących do skarbców Grabswortha, co dowodziło, że czarodziej potajemnie finansował działalność Śmierciożerców.

— Bry, Hermiono — Harry przywitał ją trzymając w ręce muffina, gdy stali w otwartej przestrzeni stanowisk roboczych dla młodszych aurorów,.— Będziesz na spotkaniu o czwartej, prawda?

Zatrzymała się, próbując przypomnieć sobie szczegóły swojego harmonogramu na ten dzień. Miała kilka spotkań w kalendarzu, ale nie była pewna, o które chodziło Harry'emu. 

— Które to?

— Ach, to z tym, hmm… — Harry zatrzymał się, by wziąć duży kęs muffina, a okruchy zebrałysię na krawędziach jego ust. Hermiona uniosła brew, czekając, ale on nie spieszył się. W końcu przełknął. — ...z tym gościem z Magicznych Gier i Sportów.

— Ahh, nie jestem pewna — Skrzywiła się. To nie brzmiało znajomo, ale jeśli wysłał zaproszenie w ostatniej chwili, jak to zwykle bywało, to notatka prawdopodobnie nadal czekała na jej biurku. — Jeśli wysłałeś zaproszenie, to pewnie jest w moim kalendarzu. Wtedy się zobaczymy.

Zignorowała pokusę, by zakwestionować, że nie był to odpowiedni czas na marnowanie czasu na spotkania o Quidditchu. Nie teraz, kiedy mieli kilka dni do rozprawy, a to, czego potrzebowali od DMLE, prawdopodobnie było mało istotne.

— Brzmi dobrze! — zawołał za nią, gdy szła do swojego biura. — Do zobaczenia!

Westchnęła, robiąc mentalną notatkę, by jak najszybciej sprawdzić swoje wiadomości wewnętrzne, gdy tylko dotrze do swojego biurka. Jeśli gdzieś przegapiła zaproszenie na spotkanie, to nie wiedziała, co jeszcze może być w jej opóźnionych sprawach.

 


 

Hermiona była po łokcie w dokumentach prawnych, gdy zza drzwi dobiegło pukanie. Wpatrywała się w papiery w swoich dłoniach, starając się na wszelkie sposoby uporządkować bałagan, który powstał w wyniku niewłaściwie złożonego magicznego nakazu i niedbałego Aurora, który nie sprawdził swoich kodów śledczych.

— Jestem zajęta! Za chwilę!

Gdyby oderwała wzrok od dokumentów, wiedziała, że straciłaby wątek. Dwa dokumenty. Dwa oddzielne, ale pomieszane kody. Jeden zawierał kod 879425, a drugi kod 879245. Nakaz poddania się przeszukaniu ciała i nakaz ujawnienia lub usunięcia wszelkich magicznych śladów lub elementów na osobie lub w przestrzeni, odpowiednio.

Hermiona jęknęła, z opadającą głową. Oba były niepoprawne. Warren powinien był złożyć nakaz pod kodem 879524 — obowiązek oddania wszelkich magicznych przedmiotów lub osobliwości.

Poprawienie tych dokumentów oznaczało stos papierkowej roboty — co najmniej trzy zwoje pergaminu, które musiała jeszcze szybko przepuścić przez biuro Ministra, by zdążyć przed rozprawą. O Boże, jaki to będzie bałagan. Jeśli tego nie skończy…

— Przepraszam, Panią — Zawiasy zaskrzypiały a od drzwi jej biura doszedł ją sztywny i głęboki głos, najwyraźniej jej gość nie zamierzał dłużej czekać — Szukam jednej z moich najlepszych przyjaciółek. Może ją Pani widziała? Kręcone włosy? Plamy tuszu na nosie? Zestresowane brwi…

— Ginny! — Hermiona krzyknęła, rzucając pergamin i wstając z miejsca. — Co ty tu robisz? Miałaś wrócić dopiero jutro!

Rudo-włosa dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, otwierając ramiona na przytulanie. 

— Wróciłam wcześniej!

W objęciach Ginny, Hermiona poczuła się choć trochę spokojniejsza. 

— Och, tak dobrze cię w końcu zobaczyć.

To były długie sześć tygodni bez jednej z jej najlepszych przyjaciółek. Harmonogram Ginny ledwo pozwalał jej na cokolwiek poza treningami, a ich kontakt ograniczył się do kilku rozmów przez sieć Fiuu, kiedy Hermiona była na Grimmauld z Harrym.

Sześć tygodni, podczas których Hermiona niepostrzeżenie rozwinęła sekretny związek z Draco Malfoyem. Sześć tygodni pełnych uczuć, seksu i wszystkich rzeczy, o których zwykle rozmawiałaby z Ginny, ale nie mogła. Nie tym razem.

Czuła ciężar listu w swojej kieszeni. Wyjęła go tylko kilka razy tego dnia, upewniając się wcześniej, że drzwi jej biura były mocno zamknięte na klucz, by w spokoju wpatrywać się w słowa Draco.

Kochana. To było po raz pierwszy, kiedy napisał to dla niej i zapisał to słowo na papierze, mogła je trzymać i poczuć w swoich dłoniach, chciała, by było wypalone po wewnętrznej stronie jej powiek. Sama myśl o tym wywoływała u niej dziwne, uczucie motyli w brzuchu w okolicach żeber. To wydawało się o wiele bardziej rzeczywiste, kiedy mogła  to przeczytać.

— Zgadnij co? — zapytała Ginny, odchodząc od niej. Na jej piegowatej twarzy malowało się podekscytowanie, a Hermiona dostrzegła na jej policzkach ślady poparzenia wiatrem. — Dostałam awans na kapitana!

Usta Hermiony otworzyły się szeroko. Wiedziała, że Ginny walczyła o to stanowisko przez ostatnie dwa sezony, ale nie dała żadnych znaków, że jest bliska zdobycia tego awansu. 

— To fantastyczne! Gratulacje!

— Przepraszam, że nie napisałam — chciałam ci powiedzieć osobiście. Menedżerowie drużyny powiedzieli mi o tym dopiero w tym tygodniu, kiedy treningi zbliżały się do końca.

— Cieszę się twoim szczęściem — powiedziała Hermiona, ponownie ją przytulając — I nie przepraszaj, wiem, jak bardzo cię zajmują.

Ginny jęknęła. 

— Nie masz pojęcia. Nowy menedżer w tym roku miał nas w innym reżimie i było brutalnie. Przez pierwsze trzy tygodnie obozu miałam siniaki na pupie od miotły. Nawet najlepsze zaklęcia amortyzujące nie pomagały.

— Auć — Hermiona skrzywiła się z współczuciem, siadając z powrotem na krawędzi biurka. — Pewnie cieszyłaś się, że znowu zobaczyłaś Harry’ego.

— I ciebie — dodała Ginny. — Ron przyjeżdżał na obóz kilka razy, a mama non stop dzwoniła przez Fiuu, ale najbardziej brakowało mi was dwoje.

Uśmiech Hermiony zniknął, gdy spojrzała na zegar. 

— Ach, bardzo przepraszam, Gin, ale muszę iść na następne spotkanie.

Z Magicznymi Grami i Sportami. Jej nastrój od razu się pogorszył — Jeszcze jedna sprawa zakłócona ich ingerencją w jej dzień.

Ginny wyciągnęła ramiona. 

— Patrz na to, skarbie.

— O co ci chodzi? — Hermiona zaśmiała się. — Naprawdę muszę już iść…

— Tak — przerwała Ginny. — Z Gier i Sportów, prawda?

Patrzyła na Hermionę, z oczekiwaniem malującym się na jej twarzy. Sekundy mijały, gdy Hermiona wracała myślami do krótkiej rozmowy z Harrym tego ranka i do sposobu, w jaki wpychał jedzenie do ust, by uniknąć odpowiedzi na jej pytanie o to, z kim będą się spotykać.

Jakiś facet. Hermiona wypuściła z siebie cichy śmiech gdy dotarło do niej, to co właśnie sobie uświadomiła, czując, jak jej usta lekko unoszą się we wdzięcznym uśmiechu. 

— Harry dopasował mój harmonogram, żebym mogła cię zobaczyć?

— Oczywiście, że tak —  odpowiedziała Ginny z uśmiechem. — A teraz wychodzimy stąd i w końcu będziemy mieć czas tylko dla siebie.

Pomysł brzmiał cudownie, i Hermiona na chwilę poczuła wdzięczność wobec Harry'ego za jego przewidywanie, zanim poczuła się przygnębiona, przypominając sobie wszystkie formularze, z którymi walczyła.

— Chciałabym, ale… — Reszta jej wymówki utknęła jej w gardle. Jak mogła odmówić Ginny? Jej wrodzone poczucie odpowiedzialności walczyło z jej pragnieniem odpuszczenia.

Na szczęście Ginny nie pozwoliła się jej wycofać. 

— Ach, nie, nie! Nie widziałam cię od prawie dwóch miesięcy i potrzebuję czasu z kimś, kto nie będzie mnie wypytywał o quidditcha. Potrzebuję solidnej dawki babskiego towarzystwa.

— Jesteś pewna, że nie wolałabyś Lavender? — Hermiona odpowiedziała suchym tonem. Ostatnio słyszała, że Lavender nękała Rona o pierścionek zaręczynowy.

— Wolałabym chyba drzazgi w tyłku — odpowiedziała Ginny. — A teraz łap swoją torbę, muszę załatwić kilka spraw na Pokątnej i chcę usłyszeć wszystko, co ostatnio przeoczyłam u ciebie — Ginny odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi z determinacją, którą Hermiona widziała tylko u Molly Weasley. Z ręką na klamce, Ginny skinęła głową, ponaglając Hermionę. — No chodź, im szybciej tam dotrzemy, tym szybciej będę mogła najeść się lodów w Fortescue. Jestem na diecie treningowej od tygodni i jeśli nie dostanę wkrótce trochę cukru, to popełnię morderstwo.

Hermiona zarzuciła torbę na ramię, zmuszając się do śmiechu, by przykryć poczucie winy, które wbiło się głęboko w jej brzuch. To przyćmiło jej podekscytowanie na myśl o ponownym spotkaniu z Ginny, kiedy zazwyczaj byłaby wniebowzięta na myśl o popołudniu spędzonym na zakupach i plotkowaniu. Ale zamiast tego, jedyne, o czym potrafiła myśleć, to jak bardzo nie mogła o czymś powiedzieć swojej najlepszej przyjaciółce.

Nie mogła jej powiedzieć o całym tym fantastycznym seksie, który miała, ani że w końcu przestała się frustrować wszystkimi nieudolnymi mężczyznami, z którymi umawiała się na randki. Nie mogła jej powiedzieć o dziwnych, intensywnych uczuciach, które czuła do Draco, ani jak te uczucia skręcały jej klatkę piersiową, sprawiając, że wszystko stawało się zamglone i niewyraźne. Nie mogła poruszyć tajemnicy jego obecności w Ministerstwie, ani tego, co mógł przed nią ukrywać, i dlaczego było to tak ważne, że zobowiązał się do magicznej przysięgi, by tego nie ujawiać.

— Dobrze, ale ja płacę — Hermiona obiecała Ginny, szybko rzucając zaklęcie “Poza Biurem” na drzwi. Może popołudnie na mieście było dokładnie tym, czego potrzebowała, żeby poczuć się znowu jak dawniej.

 


 

Ginny była wirującą kulą energii, ciągnąc Hermionę z sklepu do sklepu, wypytując ją, co mogła przegapić, będąc uwięzioną na obozie treningowym w Walii.

— Przysięgam, że Harry staje się z każdym rokiem coraz bardziej nudny— powiedziała Ginny, marszcząc brwi i liżąc rożek lodów, który trzymała. Miała dwa, po jednym w każdej ręce, bo nie mogła się zdecydować, który smak chciała najbardziej. — Na pewno przegapiłam coś fajnego, kiedy mnie tu nie było.

Jest ta część, kiedy zaczęłam spotykać się z Draco Malfoy'em na cotygodniowy seks, gdzie sprawia, że przeżywam orgazmy silniejsze niż kiedykolwiek z innym partnerem.

— Myślę, że Harry przeżył już tyle ekscytujących momentów, że spokojnie wystarczyłoby ich dla nas wszystkich — Hermiona odpowiedziała, lekko szturchając Ginny w przypomnieniu.

Zatrzymując się przed apteką, Ginny skinęła głową w stronę drzwi. 

— Muszę tu wpaść po trochę Eliksiru Pieprzowego — Wchodząc do środka, kontynuowała. — Nawet moja mama miała plotki! W prawdzie były nudne, ale to zawsze coś.

— O? — Hermiona uśmiechnęła się na jej frustrację, łapiąc koszyk. Skoro już tu były, pomyślała, że może przydałoby się kilka eliksirów dla niej samej.

— Podobno Bill i Fleur starają się o dziecko — Ginny poruszyła brwiami. — Będę ciocią! A, to mi przypomniało, możesz mi wziąć kilka mikstur antykoncepcyjnych? Sześć fiolek powinno wystarczyć.

Hermiona zaśmiała się i ściągnęła buteleczki z półki, dyskretnie dodając kilka dla siebie do stosu. Szkło lekko zadzwoniło, gdy kontynuowały wędrówkę po alei, ale Ginny nie przestawała.

— A ty? Co ciekawego u ciebie?

Tak prawdę mówiąc odkryłam, że naprawdę lubię, dostawać klapsy.

— Nie, nic specjalnego.

Ginny znowu zmarszczyła brwi, a pomiędzy nimi pojawiła się zmarszczka. Lody zaczęły topnieć na boku jednego z jej rożków, więc oblizała roztopiony ślad. 

— W porządku. A jakieś fajne randki ostatnio?

Była taka jedna, kiedy Draco zorganizował, żebyśmy oglądali inną parę uprawiającą seks, a na dodatek tak długo trzymał nie na krawędzi orgazmu, że myślałam, że zwariuję.

— Nie powiedziałabym, że jakąś miałam — mruknęła Hermiona, odwracając się, by przyjrzeć się bliżej fiolce z Eliksirem Wzmacniania Pamięci. Może kupi kilka butelek na weekend.

Technicznie rzecz biorąc, nie kłamała. To, co robiła z Draco, nie było tak naprawdę randkowaniem. Nie było kolacji ani wspólnych wieczorów. Nie trzymali się za ręce, nie całowali się przed jej drzwiami po odprowadzeniu jej z punktu Aportacji do domu. To był po prostu seks, raz w tygodniu, zorganizowany na mocy umowy z Szkarłatnym Zakonem, który pojawił się w jej życiu przez przypadek. Ginny wyjechała na treningi, kiedy zaczęli, ale teraz… Nie było sposobu, żeby wyjaśnić to wszystko w taki sposób, który nie sprawiłby, że Hermiona brzmiałaby jakby została zastąpiona przez uzurpatora, który wypił eliksir wielosokowy.

— To szkoda. Chcesz, żebym sprawdziła, czy brat Marguerite wciąż jest singlem? Widziałam go na ostatnim “Dniu Rodziny” drużyny. Facet całkiem przystojny, jeśli nie przeszkadzają ci te wszystkie tatuaże.

A jak jego język? Czy lubi schodzić między uda kobiety, skupiając się na tym w taki sposób, że będą o tym marzyć jeszcze przez tygodnie?

Hermiona poczuła rumieniec na twarzy, a jej myśli natychmiast zareagowały na ten nagły i intensywny zwrot. Mimo że były w miejscu publicznym, jej uda zacisnęły się na samą myśl o tym. Nie, była pewna, czy jakikolwiek mężczyzna będzie w stanie sprawić, by czuła się tak rozpalona i niedorzeczna. 

— Chyba mi to nie przeszkadza, chociaż dziękuję za ofertę. Jestem całkiem zadowolona z tego, jak się teraz u mnie układa.

— Na pewno? — zapytała Ginny, oblizując drugi rożek. — Hej, wszystko w porządku? Wyglądasz na trochę rozpaloną.

Przesuwając koszyk na drugie ramię, Hermiona sięgnęła do karku, by go potrzeć. Jej gardło było suche, a niepokój zaczął owijać się wokół jej klatki piersiowej. Czy to było aż tak widoczne? 

— Tylko trochę tu gorąco, to wszystko.

Ginny spojrzała na nią, niezbyt przekonana, ale jej spojrzenie przerwało małe dziecko, które z nieśmiałym wyrazem twarzy podeszło między nie. Miało brązowe kokardki i trzymało w rękach książkę „Quidditch przez wieki”. 

— C-C-Cześć… J-J-Jest pani Ginny Potter?

Twarz Ginny rozjaśniła się na widok małej fanki. 

— Tak, to ja! A jak masz na imię?

— M-M-Matilda. C-Czy mogłabyś… podpisać moją książkę?

Mała Matilda była wyraźnie spięta, całe jej ciało drżało z ekscytacji, gdy podchodziła bliżej do Ginny. Hermiona zauważyła przypinkę Harpii z Holyhead na jej szatach. Kilka kroków dalej stała kobieta o tym samym kolorze włosów, patrząc na nie z ciepłym wyrazem twarzy. To musiała być jej mama.

Ginny rzuciła szybkie spojrzenie w stronę Hermiony, po czym podała jej lody. 

— Mogłabyś…?

— Oczywiście! — Hermiona szybko przeniosła uchwyty koszyka na łokieć, zabierając topniejące lody z rąk Ginny. Gdy tylko Ginny była wolna, Hermiona cofnęła się w przeciwnym kierunku, by dać im trochę przestrzeni. Matilda wydawała się uspokajać, gdy Ginny uklękła, pytając ją o ulubione części książki. Ich głosy zanikły, a Hermiona wypuściła głęboki oddech, ucieszyła się, bo ta przerwa pojawiła się w idealnym momencie.

Jej ulga nie trwała długo, bo gdy się odwróciła stanęła twarzą w twarz z Theodore’m Nottem, który przyglądał jej się z ciekawością.

— Miło cię znów zobaczyć, Granger — przywitał ją.

Usta Hermiony opadły, ale żaden dźwięk nie wydostał się z jej gardła.

Theo zaśmiał się. 

— Śmieszne, zrobiłaś dokładnie tę samą minę, kiedy zobaczyłaś Draco w zeszłym tygodniu w pubie. Czy wyglądasz tak za każdym razem, gdy spotykasz starego kolegę, czy po prostu uważasz mnie za równie przystojnego jak on?

To sprawiło, że Hermiona zamknęła usta z trzaskiem. Uchwyciwszy nagły przypływ irytacji w swojej piersi, zmrużyła oczy. Jeśli szuka kogoś do prześladowania, trafił na złego człowieka. Nie byli już dziećmi i nie zawaha się rzucić w niego zaklęciem. Nawet jeśli później musiałaby wyjaśnić to Draco. To, że byli w miejscu publicznym, stało się mniej istotne. 

— Nie wiem, o czym mówisz.

Theo opadł na pięty, zamykając swoje usta i kiwając głową, jakby się zgadzał. 

— Pewnie, pewnie. Wiesz, po całym tym absurdzie z wojną i po wszystkich historiach, które słyszałem o tym, co robiłaś, pomagając Potterowi, zastanawiałem się, dlaczego tiara przydziału nie przydzielił cię do Slytherinu. Ale teraz rozumiem… — Zrobił dramatyczną pauzę, nachylając się i mówiąc cicho — Jesteś okropną kłamczuchą.

Jej serce zaczęło walić w piersi. Suche gardło zaczęło się kurczyć, a niepokój narastał. Nie znała Theo, ale był wyraźnie bardziej spostrzegawczy, niż by tego chciała.

— Mogę ci jakoś pomóc? — zapytała, cofając się, by ponownie stworzyć przestrzeń między nimi.

Wzruszył ramionami, dostrzegając jej gest, który miał sugerować by się odsunął, opierając ramię o pobliską półkę i wkładając kciuki do kieszeni. Wyglądało to na luz, ale Hermiona dostrzegła w tym sygnał. Znak, że jest zrelaksowany i nie stanowi zagrożenia. Prychnęła. Wąż w koszuli i szarych wełnianych spodniach wciąż był wężem.

Natychmiast pojawiła się w niej iskra poczucia winy. Myślała dokładnie tak samo o Draco, prawda? Ale on wydawał się jej bardziej autentyczny, niż kiedykolwiek mogłaby przypuszczać. Nawet jeśli wciąż skrywał swoje tajemnice.

— Widziałem cię z przodu sklepu i pomyślałem, że podejdę, żeby się przywitać. Pracujesz z Draco w Ministerstwie?

Subtelnie, Theo. Hermiona ledwo powstrzymała się przed przewróceniem oczami. 

— Nie do końca, nie. Nie jestem aurorką, więc nie potrzebuję lekcji z Oklumencji.

— Interesujące — zamyślił się. — Czyli uważasz go za atrakcyjnego, prawda?

— Co? — Hermiona sapnęła. — Nie mam pojęcia, o czym mówisz.

Theo tylko się uśmiechnął na widok jej złości. 

— Chodzi o to, że to dziwne, wiesz? Draco nienawidzi być widziany publicznie. Był naprawdę uciążliwy przez lata, ale nagle zaczyna planować, żebyśmy poszli do pubu w piątkowy wieczór. Ale nie do byle jakiego pubu, wiesz? Bardzo dokładnie wybrał ten, do którego chciał pójść. A kiedy tam dotarliśmy, przypadkiem trafiamy na Pottera i Złotą Dziewczynę. Tę samą Złotą Dziewczynę, która patrzy na niego jak plumpka przez cały czas, gdy on żartował. Wiedziałem, że ma dobre relacje z Potterem, biorąc pod uwagę, jak często razem pracują, ale ty właśnie powiedziałaś, że nie masz z nim żadnych kontaktów. Więc zostaje tylko jedna opcja.

Hermiona przełknęła ślinę, walcząc, by utrzymać niewzruszoną twarz.

— Byłam po prostu zaskoczona, to wszystko — odpowiedziała po chwili, spoglądając między jego brwi, by nie musieć patrzeć mu prosto w oczy. Potrafiła być całkiem niezłą kłamczuchą, kiedy chciała. — I powiem ci, że nie gapie się na niego jak ryba.

— Mógłbym ci uwierzyć — zgodził się. — Gdyby nie fakt, że Draco też nie potrafił cię zignorować.

— Nie rozmawiał nawet ze mną! — zaprotestowała Hermiona. I czy to właśnie nie było najbardziej frustrujące? — przypomniała sobie ze zmarszczonym czołem. — Nawet się do niej nie odezwał, a i tak to ona teraz musiała się tłumaczyć.

— Jakby to miało jakieś znaczenie — Theo machnął ręką z westchnieniem. Co? Rozmowa z Theo była prawie tak trudna do śledzenia, jak rozmowa z Luną Lovegood. — Słuchaj, Granger—Draco trzyma swoje karty blisko siebie. Nie lubi, żeby ktoś wiedział, co się z nim dzieje. Jest kontrolującym maniakiem, co nie powinno cię dziwić. Ale czasami zapomina, że niektórzy z nas przebywali  wystarczająco długo w jego towarzystwie, by zauważyć pewne wskazówki.

Hermiona wypuściła powolny oddech, nie wiedząc, dokąd to zmierza. 

— A te wskazówki to?

— O nie — zaśmiał się Theo, kręcąc głową. — Może jestem lekkomyślny, ale nie szukam kłopotów.

— To czego chcesz? — zapytała zgrzytając zębami.

Jego ciało się napięło, a on pochylił głowę, zmuszając ją, by spojrzała mu w oczy. Z minuty na minutę stawał się poważniejszy, przemieniając się w kogoś tak starannie opanowanego, że Hermiona znowu zrobiła krok w tył.

— Chcę ci powiedzieć, żebyś uważała. Draco… kiedy zależy mu na czymś, zależy mu naprawdę mocno. Nie robi nic bez przemyślenia tego dokładnie. Bez rozważenia każdej opcji i możliwości. A po tym, przez co przeszedł przez swojego ojca, wcale mnie to nie dziwi. W ten sposób nauczył się kontrolować to, co mógł, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo. Nie wiem, co się dzieje między waszą dwójką, ani czy to tylko kwestia czasu, i wiem, że na pewnym poziomie to nie moja sprawa. Ale on jest moją sprawą, a ja wiem, że ty jesteś dla niego ryzykiem.

Jej usta otworzyły się znowu. Czy on ją groził? Zanim zdążyła odpowiedzieć, kontynuował.

— Przedstawiam to jako… przyjacielskie ostrzeżenie, jeśli zechcesz potraktować je poważnie. Nie możesz związać się z mężczyzną takim jak on, jeśli nie jesteś tego absolutnie pewna. Nie masz pojęcia, przez co on przeszedł, Granger. Co musiał przeżyć pod dachem własnego domu, żyjąc obok Czarnego Pana. To cud, że wyszedł z tego żywy, a ja nie chcę, żeby znów to wszystko go prawie zniszczyło. On nie ufa łatwo, ale z jakiegoś powodu zwraca teraz na ciebie uwagę, czy to zauważyliśmy, czy nie.

Strach przebiegł przez jej żyły, ale skupiła całą swoją siłę, by utrzymać głowę uniesioną wysoko i zachować spokój na swojej twarzy. Było tysiące rzeczy, które chciała mu odpowiedzieć—że sama wiedziała i to z ust Draco, że przeszedł swoje podczas wojny, i że wymagało to tyle samo, jeśli nie więcej, zaufania, by stanąć przed nim i pozwolić mu na to, na co mu pozwalała. Chciała mu powiedzieć, że sama nie wiedziała, co się dzieje między nimi, ale intensywność tego wszystkiego przerażała ją bardziej, niż mogła przypuszczać. Że to więcej niż tylko przelotne spojrzenia w pubie czy głupie, tymczasowezainteresowanie. Ale zanim znalazła odpowiedź, która nie zdradziłaby jak bardzo była zdezorientowana i jak głębokie były jej uczucia, zza rogu korytarza zabrzmiał wysoki śmiech.

Rzuciła okiem przez ramię, Ginny wciąż była zajęta Matildą. Jej matka dołączyła do nich, a Ginny machała rękami, opowiadając jakąś historię o jednym ze swoich meczów, naśladując dwie miotły zderzające się w powietrzu. Cholera.

Zimne, wilgotne uczucie przyciągnęło jej uwagę z powrotem do przodu, i Hermiona spojrzała w dół. Jeden z rożków Ginny topniał, a zimna czekoladowa maź ściekła po jej palcach. Jej przerażenie rosło, kiedy zdała sobie sprawę, że nie tylko trzymała dwa rożki lodów przed Theo, ale także koszyk z miksturami antykoncepcyjnymi wiszący na jej łokciu, którego zawartość była w pełni widoczna.

— Cóż — Theo zakaszlał, ledwie powstrzymując śmiech. Kiedy była rozproszona, zdążył znów przeobrazić się z powrotem w tego wyluzowanego, żartobliwego mężczyznę, którym był na początku ich rozmowy. Swobodnego uwodziciela, uśmiechającego się do niej z takim spokojem, że zaczęła się zastanawiać, czy to ten sam człowiek, który przed chwilą wypytywał ją o jej zainteresowanie jego przyjacielem jak nadopiekuńcza matka. — Jako że miło spędziłem z tobą czas, chyba powinnam cię zostawić. Wydaje się, że masz całkiem mocno zaplanowany weekend. Nie będzie ci więcej przeszkadzać.

Odwracając się na pięcie, ruszył w stronę wyjścia, zanim Hermiona zdążyła mu cokolwiek odpowiedzieć.

 


 

Hermiona nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo przywykła do widywania Malfoya w każdą sobotę, dopóki go nie zabrakło. To powinno być ulgą, dzień wolny po jej chaotycznym tygodniu, ale zamiast tego czuła się niespokojna i zagubiona. Zamiast pospać dłużej i cieszyć się świadomością, że nigdzie nie musi iść i z nikim się spotykać, obudziła się krótko po świcie. Zamiast zwinąć się w ulubionym fotelu i nadrobić zaległości czytając książkę dla przyjemności, całymi dniami krążyła po mieszkaniu, robiąc różne obowiązki tylko do połowy i nie mając na nic ochoty.

To nie było w porządku. Wszystko wydawało się jej nie na miejscu. Do wczesnego popołudnia nie mogła już tego znieść. Z garścią proszku Fiuu weszła do kominka.

— Ministerstwo Magii.

Atrium było prawie puste, z wyjątkiem kilku pracowników służby sprzątającej kręcących się w pobliżu. Odwiedzający w weekendy pojawiali się rzadko, ponieważ prawie każdy wydział pracował wtedy w ograniczonych godzinach. Poza tym jednym, który był zawsze otwarty, może z wyjątkiem największych świąt?

Archiwa.

Może to wszystko było spowodowane przez rosnące uczucia, które nawiedzały ją, gdy błąkała się po mieszkaniu. Towarzyszyły jej wszędzie, zmuszając do myślenia o tym jedynym mężczyźnie, któremu udało się wedrzeć w zakamarki jej umysłu, daleko poza ramy ich cotygodniowych spotkań. A może to przez ostrzeżenie Theo, które ciągnęło się za każdą jej myślą, odkąd zostawił ją w środku apteki. Nie mogła przestać o nim myśleć, próbując znaleźć sens we wszystkim, co powiedział.

Draco nie robi nic bez wcześniejszego przemyślenia. W ten sposób nauczył się kontrolować to, co może, by czuć się bezpiecznie. Gdy na czymś mu zależy, naprawdę się angażuje.

Jesteś ryzykiem.

Theo nie miał pojęcia, jak ona wiele ryzykuje. Traktował ją, jakby po kryjomu uwodziła Malfoya, kokietując go i trzepocząc rzęsami niczym jakaś kusicielka. Cokolwiek Theo sobie wyobrażał, był daleki od prawdy. To Malfoy był ryzykiem. Nie ona.

Paznokcie Hermiony wbijały się w jej dłonie, gdy zjeżdżała windą do archiwów, wdzięczna, że tym razem nie musiała dzielić ciasnej przestrzeni z tuzinem innych ludzi. Poszukiwania będą łatwiejsze, gdy w budynku będzie mniej ludzi, a z doświadczenia wiedziała, że archiwistą w weekend był stary Jerry, który często ucinał sobie drzemki przy biurku. To był idealny moment — nie tylko mogła zaliczyć dodatkowe godziny na potrzeby nadchodzącego procesu, ale tym razem, w przeciwieństwie do pierwszej wizyty w archiwach, nie szukała akt związanych z Malfoyem. Tym razem chodziło o Robardsa.

Kiedy drzwi windy się otworzyły, Hermiona ruszyła korytarzem, ale zatrzymała się gwałtownie po skręcie za róg. Zamiast Jerry’ego — łysego, tęgiego mężczyzny z wyraźnym bezdechem sennym — zobaczyła Beatrice.

Kobieta rozpromieniła się na jej widok. 

— Och, witaj, kochanie — nie spodziewałam się dziś żadnych gości!

— Cześć, Beatrice — przywitała się Hermiona, odgarniając kosmyk włosów za ucho i próbując ukryć swoje rozczarowanie. — Nie wiedziałam, że pracujesz w weekendy.

Beatrice uśmiechnęła się, odkładając druty dziewiarskie, które Hermiona zauważyła dopiero teraz. Włóczka była splątana i pełna supełków. 

— Tylko czasami. Jerry miał przyjęcie urodzinowe wnuczki, a ja nie miałam nic przeciwko dodatkowym godzinom.

— Aha, rozumiem — odpowiedziała Hermiona. — Miło cię widzieć. Wpadłam tylko zrobić trochę dodatkowego rozeznania przed przyszłotygodniowym procesem. Obiecuję, że nie będę przeszkadzać.

Poprawiając pasek torby na ramieniu, zbliżyła się do półek, ale Beatrice zatrzymała ją z nadzieją w oczach.

— Czy mogę ci dziś w czymś pomóc?

Hermiona przyjrzała się kobiecie i rozważyła swoje opcje. Jej plan był znacznie prostszy, gdy zakładała, że nikt nie będzie obecny ani przytomny, by zadawać pytania o akta, które zamierzała przeglądać. Choć… Te badania łatwiej było uzasadnić jej faktyczną pracą na górze, skoro nie dotyczyły bezpośrednio Malfoya. Naleganie na całkowitą prywatność mogłoby wzbudzić większe podejrzenia niż pozwolenie archiwiście na wykonywanie swoich obowiązków. Wybierając bezpieczniejszą opcję, Hermiona skinęła głową.

— Właściwie, mamy w przyszłym tygodniu proces i zauważyłam kilka błędów w dokumentach sprawy. Chciałam się upewnić, że to samo nie wydarzyło się w ostatnich paczkach, które Robards przesłał do archiwum.

Beatrice wstała z krzesła i chwyciła różdżkę. 

— Oczywiście! Nie chcielibyśmy, żeby coś takiego zostało przeoczone. Od czego zaczynamy?

Z ulgą wypuszczając powietrze, że Beatrice nie zaczęła zadawać kolejnych pytań, Hermiona ruszyła za nią. 

— Zacznijmy od ostatnich pięciu lat, tak na wszelki wypadek. Chociaż rozumiem, jeśli masz coś lepszego do roboty?

Beatrice zaśmiała się — był to wysoki, niemal niezręczny dźwięk. 

— Ależ skąd! Z przyjemnością pomogę. Po to tu przecież jestem, kochanie.

Oczywiście, pomyślała z grymasem Hermiona. Miała cichą nadzieję, że sama liczba akt zniechęci Beatrice do pomocy albo sprawi, że nie zostanie na długo. Przynajmniej łatwo będzie to ukryć... Beatrice nie musiała wiedzieć, że wcale nie szukała niespójności w kodach archiwizacyjnych — wystarczyło, że Hermiona będzie sprawdzać każdy plik dwa razy, żeby mieć pełne alibi.

 


 

Dwie godziny później Hermiona nadal siedziała przy długim stole w tylnym rogu archiwum, otoczona stosami pudeł tak wysokimi, że nie widziała regałów wokół siebie. Beatrice siedziała na przeciwległym końcu stołu, przesuwając końcem różdżki po każdej linijce dokumentu, który trzymała w rękach. Miała własny stos niebieskich teczek, charakterystycznych dla sposobu archiwizacji akt przez aurorów, i przyglądała się uważnie plikom, do których Hermiona jeszcze nie dotarła.

Jak dotąd Hermiona nie znalazła niczego interesującego ani istotnego, poza kilkoma błędami ortograficznymi i pomieszanymi datami.

— Och! — okrzyk Beatrice przerwał jej lekturę. — Chyba coś mam.

Hermiona podniosła wzrok. 

— Co takiego?

Wyprostowała się, rozciągając zesztywniałe mięśnie, gdy wstawała. Gdy podeszła, Beatrice podała jej teczkę i wskazała podpis.

— Tutaj. Wygląda na to, że Robards podpisał ten nakaz, ale nie mogę znaleźć odpowiedniego formularza dotyczącego zabezpieczenia dowodów.

Mrucząc pod nosem, Hermiona wzięła teczkę i przejrzała dodatkowe dokumenty w środku. Wyglądało na to, że dotyczyły zamkniętej sprawy byłego pracownika z innego departamentu, która jednak nie trafiła do sądu.

— Nie wygląda na to, żeby cokolwiek zebrali — powiedziała. — Może wykonali nakaz, ale jeśli nie znaleźli tego, czego szukali…

Akta pochodziły sprzed czterech lat i zawierały drugi podpis, którego Hermiona nie kojarzyła. Jeśli sprawę zamknięto z powodu braku dowodów, nie byłoby dodatkowej dokumentacji.

— Nie znam tego aurora — zamyśliła się, mrużąc oczy, by odczytać nazwisko. — Renwing? Ronwin?

Hermiona spojrzała w samą porę, by dostrzec, jak na twarzy Beatrice na moment pojawił się grymas, zanim go przed nią ukryła. 

— Bernard Ronwing. Kiedyś był partnerem Robardsa w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Przeszedł na emeryturę kilka lat temu.

Ton Beatrice był sztywny, choć jej postawa pozostawała profesjonalna.

— Był z nim jakiś problem? — zapytała ostrożnie Hermiona, przysuwając sobie krzesło i siadając z powrotem. Obserwowała Beatrice uważnie, dostrzegając, jak kąciki jej ust lekko się opuściły przy tym pytaniu. To jeszcze bardziej rozbudziło ciekawość Hermiony — jeśli Beatrice pracowała w archiwach wystarczająco długo, mogła być dokładnie tą osobą, która pomoże jej w śledztwie.

Beatrice spojrzała na plik między nimi, a potem odwróciła wzrok. Zmarszczki wokół oczu pogłębiły się od napięcia. 

— Nie byłoby stosowne, żebym cokolwiek mówiła.

Hermiona wstrzymała swój oddech, czując przyspieszone tętno. 

— Jeśli to coś poważnego… — urwała, zostawiając jej furtkę. Nie chciała wyjść na zbyt zainteresowaną. Potrzebowała zachować dystans i pozorną obojętność, która pozwoli Beatrice mówić z własnej woli.

— To tylko… — Beatrice zacisnęła usta. — Nie, nie powinnam. To nic takiego.

Hermiona przytaknęła z bólem serca. 

— Nie chcę się wtrącać, ale wiedz, że możesz mi zaufać. Zachowam pełną poufność informacji.

Nie czekała na odpowiedź, zamiast tego wróciła do swojej sterty dokumentów. Przez kilka kolejnych minut pracowały w ciszy, aż w końcu Beatrice się odezwała. Jej głos był niepewny, starannie powściągliwy, jakby przez ten czas układała sobie w głowie, co chce powiedzieć.

— Nie mam żadnych dowodów i oczekuję, że to zostanie między nami. Mówię o tym tylko dlatego, że jesteś najbardziej skrupulatnym pracownikiem, jakiego kiedykolwiek miało Biuro Przestrzegania Prawa Czarodziejów…

— Oczywiście — odparła natychmiast Hermiona, pochylając się lekko w stronę rozmówczyni.

Beatrice zawahała się, pocierając palcami kostki swojej dłoni. Drapała się odruchowo, jakby w zamyśleniu, ale Hermiona zauważyła, że nie były tak zaczerwienione jak ostatnim razem. Zrobiła sobie mentalną notatkę, by zapytać później o maść, którą wtedy poleciła — ale dopiero po tym, jak Beatrice powie, co jej leży na sercu.

— Z pewnością wiesz, jak Robards lubi prowadzić sprawy, które trafiają do Biura. To bardzo konkretny człowiek, który chce, by wszystko było zrobione dokładnie tak, jak sobie tego życzy — zaczęła Beatrice, posyłając Hermionie znaczące spojrzenie. — Ale jest w Ministerstwie od bardzo dawna. Nikt nie zostaje szefem jednego z największych i najbardziej wpływowych departamentów w magicznej Wielkiej Brytanii bez kilku sprzymierzeńców u swego boku.

Sprzymierzeńców? zdziwiła się Hermiona. 

— Co masz na myśli?

Beatrice odchrząknęła, obniżając głos, choć były w archiwum same. 

— Możesz o tym nie wiedzieć, biorąc pod uwagę, że pracujesz tu krócej, ale po wojnie Gawain nie miał oporów przed usuwaniem tych, którzy w jego odczuciu byli mu przeciwni. Niektórzy uważają… uważali…  że wykorzystywał swoich sprzymierzeńców do własnych celów.

— Nie bardzo nadążam — przyznała Hermiona.

Czy Beatrice sugerowała, że Robards obsadzał ministerialne stanowiska swoimi ludźmi? I w jakim celu?

— Jego działania były… interesujące. Zawsze miał problem z kilkoma pracownikami z innych departamentów. Z urzędnikami Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, Departamentu Tajemnic… z czarodziejami i czarownicami, którzy mieli pewien wpływ, jeśli wiesz, co mam na myśli. Już wtedy było powszechnie wiadomo, że ciężko się z nim współpracowało… zarówno wewnątrz, jak i poza jego departamentem. Ale gdy po wojnie wszystko było w stanie przejściowym, wielu z tych urzędników, z którymi miał problemy, nagle opuściło Ministerstwo. Wszystko w ciągu roku, może nieco dłużej.

— Czy ty… — zaczęła Hermiona, kręcąc głową. — Czy chcesz powiedzieć, że Robards wykorzystał procesy przed Wizengamotem jako zasłonę dymną, by pozbyć się innych urzędników i pracowników?

Beatrice opadła na krzesło i wzruszyła ramionami. 

— Oczywiście, nie mam żadnych dowodów. Ale jeśli mnie pamięć nie myli, było przynajmniej pięciu czy sześciu urzędników, którzy albo bardzo szybko zrezygnowali, albo zostali zwolnieni bez wcześniejszego uprzedzenia. Co ciekawe, wszyscy byli powrzechnie znanymi rywalami Robardsa. A jeśli ktokolwiek w Ministerstwie miał zarówno władzę, jak i powód, by to zrobić…

— To byłby on — dokończyła Hermiona cicho. 

Wszystko, co powiedziała Beatrice, miało sens. Robards zajmował jedyne miejsce departamentowe w Wizengamocie, a przy lawinie powojennych procesów departamenty były w ciągłym chaosie, próbując się odbudować. Był znany z tego, że był szorstki i nieugięty, jeśli chodziło o sposób swojego działania, i nigdy nie krył się z tym, że czegoś, lub kogoś nie lubi. Biorąc pod uwagę jej doświadczenie i wiedzę, że Robards w jakiś sposób pomógł Malfoyowi po jego procesie, Hermiona znów zaczęła się zastanawiać… Czy Malfoy go szantażował? Czy znał prawdę o tym, jak Robards próbował pozbyć się z Ministerstwa każdego, kogo uznawał za rywala?

A może Malfoy był jednym z tych jego sprzymierzeńców?

— Bernard Ronwing był prawą ręką Robardsa, kiedy ten zajmował się procesami. Jeśli znajdziesz jakieś dziwne nieścisłości w jego dokumentach, miej świadomość, że bardzo łatwo było mu uzyskać podpis Robardsa — wyjaśniła Beatrice.

Hermiona uniosła wzrok ku wysokiemu sufitowi, mrugając kilkakrotnie, gdy przetwarzała tę informację. Choć nadal wszystko nie składało się w spójną całość, zaczynało powoli nabierać sensu.

— Dziękuję, że mi to wszystko powiedziałaś. To bardzo cenna wiedza.

Beatrice skinęła głową, rzucając Hermionie niepewne spojrzenie. 

— Proszę… tylko uważaj. Nie wiadomo, co Robards mógłby zrobić, gdyby dowiedział się, że ktoś grzebie w jego przeszłości. Właśnie dlatego nie chciałam nic mówić na początku… wolę po prostu cicho wykonywać swoją pracę, rozumiesz? Nie ma sensu prowokować wrogów, jeśli można tego uniknąć.

Hermiona doskonale to rozumiała. 

— Oczywiście. Jeśli ktoś wie, jak ważna jest dyskrecja, to właśnie ja.

Na więcej niż jeden sposób, pomyślała z ironią, ale równocześnie przyszedł jej do głowy nowy pomysł. Jeśli było kilku ludzi, których Robards się pozbył, to mogło ją naprowadzić na kolejne tropy.

— Beatrice — odezwała się — czy mogłabyś dać mi nazwiska pracowników, których pamiętasz jako tych, którzy odeszli z Ministerstwa? Chciałabym je znać, na wypadek gdybym natrafiła na kolejne błędy w dokumentach. To prawdopodobnie się zdarzy, a nie chciałabym zwracać uwagi na coś, co mogłoby przyciągnąć nieodpowiedni rodzaj zainteresowania. — Hermiona wskazała na wieże pudeł wokół nich.

Wyraz twarzy Beatrice zrobił się bardziej przenikliwy. 

— Oczywiście, kochana. Nie ma problemu. Tylko będę potrzebowała trochę czasu, jeśli nie masz nic przeciwko, żeby się upewnić, że niczego nie pomyliłam. Nie chciałabym podać ci złych nazwisk i wprowadzić cię w błąd. W tamtym czasie krążyło tyle fałszywych oskarżeń… wszystko przez władzę, jaką miało kilka osób. Nie chciałabym stać się częścią tego problemu.

— Oczywiście, nie ma pośpiechu — odparła Hermiona.

— No dobrze, skoro to załatwione, jeśli pozwolisz, muszę sprawdzić kilka rzeczy — powiedziała Beatrice, wstając i delikatnie odsuwając krzesło.

W tym samym momencie Hermiona poczuła burczenie w brzuchu. Sięgnęła do torby, wyciągnęła paczkę słodyczy i podała jeden Beatrice, zanim ta zdążyła odejść.

— Naprawdę bardzo doceniam twoją pomoc dzisiaj. Dziękuję.

Beatrice z trudem ukryła grymas obrzydzenia, z jakim spojrzała na toffi w ręku Hermiony. 

— Ach, nie, dziękuję. Wrócę za chwilę, żeby sprawdzić, czy nie potrzebujesz czegoś jeszcze.

Hermiona wzruszyła ramionami i położyła paczkę na stole. Kilka minut później zdążyła już przeżuć kilka cukierków, zanim zrozumiała, dlaczego Beatrice była tak zniesmaczona na widok toffi — opuszki jej palców pokryte były lepką warstwą, a gdyby teraz sięgnęła po którykolwiek z dokumentów, zostawiłaby odciski palców na każdej kartce. Zrównoważyła różdżkę między palcami i spróbowała zaklęcia czyszczącego.

Scourgify.

Większość resztek zniknęła, pozostawiając jednak na skórze lekko szorstkie uczucie. Hermiona westchnęła i wstała, postanawiając zrobić sobie pełną przerwę — skorzystać z toalety i znaleźć gdzieś herbatę, zanim wróci do dalszego sortowania akt. Dzięki informacjom od Beatrice jej ścieżka stała się jaśniejsza, a zapowiadało się, że czekał ją długi wieczór.

 


 

Jedna zarwana noc przerodziła się w kilka, gdy Hermiona znajdowała coraz więcej błędów w dokumentacji, które musiały zostać zgłoszone do poprawy przed procesem. Całą niedzielę spędziła, pracując nad poprawkami w swoim domowym biurze, ignorując ścianę informacji, które zebrała na temat Malfoya. Wciąż brakowało jej fragmentów w artykułach i chronologii, które udało jej się zgromadzić, ale dzięki wglądowi Beatrice wiedziała, że będzie musiała stworzyć drugą oś czasu — poświęconą Robardsowi, bezpośrednio pod tą dotyczącą Malfoya.

Obudziła się w poniedziałek przed świtem i nie wróciła do mieszkania aż do późnej nocy. Jej stopy były zupełnie zdrętwiałe od biegania od biura do biura, zbierając podpisy i zatwierdzając zeznania oraz zapisy wspomnień, a wtorek miał rozpocząć się od zebrania całego zespołu.

Stojąc w otwartej przestrzeni w dziale, Robards przyglądał się zespołowi aurorów i pracownikom pomocniczym, których zebrał. Wszyscy wokół kręgu wyglądali na zmęczonych i wyczerpanych, i Hermiona wiedziała, że nie była jedyną osobą, która dolała Eliksiru Rozbudzenia do swojej porannej kawy.

— Doceniam ciężką pracę, jaką wszyscy włożyliście w minionym tygodniu — powiedział Robards. — Ale to jeszcze nie koniec. Przed nami jeszcze kilka długich dni i muszę mieć pewność, że każdy z was będzie utrzymywał najwyższe standardy, gdy mnie nie będzie podczas procesu.

Hermiona powstrzymała się od okazania podejrzliwości wobec tego polecenia. Nie tylko było to insynuacją, że nie można im ufać bez jego bezpośredniego nadzoru, ale również ignorowało jego najwyraźniej nieczystą przeszłość.

Robards kontynuował:
— Potter, Benting i Hardison będą asystować mi bezpośrednio w tym tygodniu, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że inni również zostaną wezwani do złożenia zeznań, w zależności od wymagań adwokata. Muszę mieć pewność, że wszyscy będą gotowi, na wszelki wypadek.

To było to samo przemówienie, które wygłaszał przed każdym procesem — zawsze traktował je jakby miały być najważniejszymi, w jakich kiedykolwiek wezmą udział. Wszyscy pracownicy działu skinęli głowami w milczeniu, rozumiejąc powagę jego tonu.

Hermiona westchnęła, co przyciągnęło uwagę Robardsa.
— Granger, masz jakieś wieści w sprawie transferu dowodów?

— Tak, oczywiście — powiedziała, wychodząc na środek i splatając dłonie za plecami. — Formularze zgłoszeniowe zostały złożone wczoraj rano i spodziewam się, że pudełka zostaną dostarczone bezpośrednio do sali rozpraw.

— Dobrze, dobrze. — Skinął głową i ją odprawił.

Powstrzymała się od przewrócenia oczami. Ani słowa podziękowania. Nie była jedyną osobą, która poświęcała niezliczone godziny, żeby wszystko było gotowe, ale zaczynało jej to poważnie doskwierać. Nie miała nawet czasu na porządny prysznic tego ranka, a brak snu i ciągła stymulacja zaczynały powodować drobne drganie mięśnia w jej oku. Była rozdrażniona — i wiedziała, że będzie tylko gorzej.

 


 

Do środy wieczorem Hermiona była bliska łez. Połowa jej wniosków o skopiowanie protokołów z rozpraw została odrzucona, co oznaczało, że musiała ręcznie przepisywać wszystkie pytania i odpowiedzi na marginesach własnego pergaminu. Została wezwana żeby zasiąść w galerii publiczności, by wystąpić jako świadek, ale jej rola była podwójna — miała też upewnić się, że adwokat Grabswortha nie wysuwał żadnych twierdzeń, których dział nie mógłby obalić.

Przy coraz krótszym śnie i niemal całkowitym braku czasu na luksusy, takie jak porządny prysznic czy pełny, ciepły posiłek, czuła się, jakby funkcjonowała wyłącznie na oparach. Nawet najmocniejszy Eliksir Rozbudzający nie był już w stanie jej pomóc.

Chciała, żeby ktoś ją przytulił. Chciała, żeby ktoś ją objął, głaskał, chciała poczuć, jak Draco wtula swój nos we włosy na czubku jej głowy. Potrzebowała stabilnej siły jego ciała pod sobą, trzymającej ją mocno, gdy wtula się w jego kolana i zasypia. Potrzebowała Draco.

Na samą myśl o tym chciało jej się płakać. Na samą myśl o tym jej klatka piersiowa wydawała się pustą jaskinią. Tak mocno zacisnęła palce na piórze, że aż zaczęło się trząść, gdy gorączkowo notowała zeznania. Ale kiedy już to do niej dotarło — że naprawdę, szczerze tęskni za Draco — nie była w stanie myśleć o niczym innym.

Ta myśl nie opuszczała jej aż do końca wieczoru, aż do momentu, gdy członek Wizengamotu uderzył młotkiem o pulpit w galerii.

— Rozprawa zakończona na dziś. Proces zostanie wznowiony jutro o ósmej rano.

Vance Grabsworth, zakuty w kajdany i zamknięty w klatce dla oskarżonych, został odprowadzony na bok, najpewniej z powrotem do swojej celi w Azkabanie. Zazwyczaj Hermiona śledziłaby ten moment, analizując wyraz twarzy oskarżonego, próbując odczytać jego emocje. Uwielbiała obserwować, jak adwokaci rozmawiają ze swoimi klientami, zastanawiać się, czy szykują coś na kolejny dzień — coś, o czym Wizengamot nie wiedział, czy może tylko zwlekają, czekając na nieunikniony wyrok.

Jednak w tej chwili nie potrafiła się przejmować tym, co zazwyczaj pochłaniało jej uwagę. Nie obchodziło ją nic poza palącą tęsknotą za jedynym mężczyzną, za którym nie powinna aż tak bardzo tęsknić. Drżącymi dłońmi zebrała swoje notatki i przepchnęła się przez tłum w korytarzu, wskakując na początek kolejki do wind. Nie wróciła już do swojego biura, wzięła notatki ze sobą, bo musiała stamtąd wyjść. Musiała być w swoim mieszkaniu, w ciszy, z dala od wszystkiego i wszystkich, by zrobić jedną rzecz.

Musiała napisać do Draco.

Brak kontaktu przez ostatnie dwa tygodnie sprawił, że czuła się, jakby traciła grunt pod nogami. Miała ochotę biec przez kominek do domu, chcąc jakoś rozładować swoje napięcie, które przepełniało ją do granic. Czuła to w kościach, jak coś, co pchało ją z powrotem do niego, jak ćmę do płomienia. Ciągły stres, brak snu, jedzenia i higieny doprowadziły ją do granicy wytrzymałości. Zmuszało ją to do konfrontacji z najgłębszymi, najbardziej pierwotnymi potrzebami — bliskością, czułością, kimś, kto się nią zaopiekuje. Kto ją ochroni. Tego właśnie potrzebowała. Jego.

W domu rzuciła notatki i torbę na podłogę, zdzierając z siebie ciężką togę procesową, żeby móc swobodniej oddychać. Ale nie pomogło to w zmniejszeniu poczucia presji, która zdawała się ją przygniatać jak niewidzialna siła.

Draco.

Zanim zdążyła przemówić sobie do rozsądku i nakazać sobie pozostać logiczną i zdystansowaną, sięgnęła po arkusz pergaminu i zawołała sowę.

Draco,

Tęsknię za Tobą. Nie widzieć Cię przez prawie dwa tygodnie, gdy praca tak całkowicie mnie pochłania… czuję, że tracę równowagę. Proszę…

Jej pióro zawisło w powietrzu, drżąc lekko w palcach. Proszę … o co? Kierowała się wyłącznie emocjami — o co tak naprawdę chciała go błagać? Przecież nie mógł jej przynieść ukojenia, nie teleportując się do jej mieszkania. Na samą myśl wstrzymała swój oddech — czy zrobiłby to? Nie, nie. Pokręciła głową. Nie mogła o to prosić, nie będąc w pełni sobą. Czy była gotowa na taki krok?

Czy była?

Przełknęła ślinę i przekierowała swoją rozpacz w bezpieczniejsze słowa.

Proszę, wiedz, że myślę o Tobie. Nie mogę się doczekać, aż ten proces się skończy i znowu zobaczę Cię w sobotę.

Twoja,

Hermiona

Zanim zdążyła się rozmyślić lub zakwestionować własne wyznanie, złożyła list i przyczepiła go do nogi sowy. Ptak wzbił się w ciemne niebo, znikając gdzieś między gwiazdami, a Hermiona poczuła, jak jej serce powoli się uspokaja. Nie złagodziło to bólu, który pulsował w jej kościach, ale sprawiło, że tęsknota stała się odrobinę mniej dotkliwa.

Wchodząc pod prysznic, delektując się ciepłem strumieni wody na skórze, próbowała nie myśleć o tym, co właśnie zrobiła. O kroku, który właśnie postawiła. O wyznaniu, które zapisała na pergaminie — dowodzie, który każdy mógłby zobaczyć.

Lęk rozlał się w jej żyłach.

Czy popełniła błąd? Może to było zbyt bezpośrednie? Może przekroczyła granicę? Jego ostatni list wspominał jedynie, że będzie o niej myślał — nie, że za nią tęskni, ani że jest gotów na większą emocjonalną bliskość. Wątpliwości zaczęły kotłować się w jej żołądku, przemieniając lęk w mdłości.

W ręcznikiem owiniętym wokół piersi, Hermiona przeszła do sypialni. Skupiła się na przygotowaniu do snu, sięgając po książkę z zakładką leżącą na jej szafce nocnej. Skupiła się na tym, co znajome — by przypomnieć sobie, kim jest poza pracą i relacją, której formalnie nawet nie miała z Draco Malfoyem.

Jej książki. Jej ciekawość. Jej magia i umiejętności. Jej wiedza. Każda z tych rzeczy odrobinę ją uspokajała. Te rzeczy nigdy jej nie zawiodą, nie odejdą ani jej nie skrzywdzą. Wiedziała, że sobie poradzi — nawet jeśli Draco nie będzie na to gotów.

Dźwięk znajomej sowy drapiącej w szybę wyrwał ją z łóżka. Rozerwała list i serce zabiło jej szybciej, gdy zobaczyła jego charakter pisma.

Kochana,

Jak tylko proces się zakończy, przyjdź do mnie. Nie obchodzi mnie, czy to będzie w środku dnia czy o północy. Mój kominek jest  dla Ciebie otwarty.

Będę czekał.

Twój,

Draco

Chapter Text

„Komitet Wizengamotu, w imieniu Ministerstwa Magii, uznaje Vance’a Grabswortha winnego wszystkich zarzutów.”

Hermiona nie była w stanie skupić się na hałasie sali sądowej – wszystko zagłuszał rytmiczny puls w jej uszach. Krew dudniła w jej żyłach, pulsowała i pchała ją na nogi, gdy chwyciła mocniej swoje notatki przyciśnięte do piersi. Wełna jej szaty procesowej drapała jej skórę, kiedy przeciskała się z miejsca dla świadków w stronę wyjścia, popychana przez tłum spieszący do wind. W powietrzu unosił się szmer rozmów – zapewne podekscytowane głosy współpracowników, zadowolonych z kolejnego zwycięstwa – ale Hermiona nie była w stanie się skupić, by się w to włączyć.

Jej stopy same ją niosły, krok po kroku, wzdłuż korytarza i w stronę wind. Patrzyła w podłogę, z wzrokiem wbitym między swoje buty, próbując zsynchronizować swój oddech z biciem serca w swojej klatce piersiowej.

Winda zatrzymała się z szarpnięciem i dźwiękiem dzwonka. Hermiona wyszła do atrium Ministerstwa. Miała wybór. Właściwie to miała kilka opcji, które powinna rozważyć, zanim podejmie decyzję. Problem polegał jednak na tym, że od niemal czterdziestu ośmiu godzin wciąż  rozważała to samo.

Był piątkowy wieczór. Proces się zakończył. W domu czekał na nią gorący prysznic i pudełko w lodówce z jedzeniem na wynos. Na półce leżała nowa książka, do której zabierała się od tygodni, z paragonem nadal wsuniętym między strony.

Przyjdź do mnie.

Gorąco przeszło przez jej ciało, muskając jej skórę jak dotyk, gdy przypomniała sobie słowa Draco. Nie odpisała na jego list, zamiast tego drżącymi palcami schowała go do szuflady stolika nocnego. Nie minęło wiele czasu, aznów po niego sięgnęła, śledząc wzrokiem litery, upewniając się, że się nie przewidziała.

Jego słowa wracały do niej przez ostatnie dwa dni, rozbrzmiewając w jej myślach za każdym razem, gdy zamykała swoje oczy. Gdy na sali sądowej zapadała cisza. Za każdym razem, gdy o nim myślała — a zdarzało się jej to coraz częściej, z każdą kolejną mijającą godziną.

Tłum przed nią przesuwał się powoli, przechodząc w kolejki prowadzące do pracowniczych kominków sieci Fiuu. Hermiona bezwiednie zrobiła krok naprzód. Czas uciekał. Musiała podjąć decyzję.

Będę czekał.

Draco dopisał swój adres na końcu listu, w post scriptum, kierując ją do mieszkania w samym sercu Londynu. Nie do Szkarłatnego Zakonu. Nie do posiadłości Malfoyów. Gdzieś indziej. Gdzieś do miejsca, które należało tylko do niego. Hermiona zbliżała się do kominka wraz z malejącą kolejką, a jej klatka piersiowa zaczęła się zaciskać. Kończył się jej czas.

Ktoś za nią chrząknął niecierpliwie. Hermiona przesunęła notatki, by sięgnąć po garść proszku Fiuu, który przykleił się do jej wilgotnych od potu dłoni. Puls dudnił jej w uszach, zagłuszając słowa, które wypowiedziała — drżące i niepewne. Wtopiły się w szum płomieni, które ją otaczały, rozmyły w zieleni ognia. Gdy popiół opadł, wszystko wokół niej zastygło.

Salon był przestronnym, otwartym pomieszczeniem, z całą ścianą okien po lewej stronie, ciągnących się od podłogi aż po sufit, ukazujące połyskujące światła Londynu. Całe miasto rozciągało się przed nią, rozświetlone na tle nocnego nieba. Zrobiła niepewny krok na miękkim dywanie wchodząc do pomieszczenia. Po prawej znajdowała się nowoczesna kuchnia – z lśniącymi, nowymi sprzętami i szafkami, ustawiona tak, by rozciągał się z niej widok na salon i panoramę miasta.

To nie było zwykłe mieszkanie — to był penthouse, i to wyraźnie drogi. Nie było to dla niej zaskoczeniem, znając nazwisko jego właściciela, ale wszystko inne już tak. Oczekiwała bogactwa typowego dla Draco Malfoya. Nie spodziewała się jednak, jak bardzo to miejsce będzie różnić się od jej wspomnień o Dworze Malfoyów. Żadnych ozdobnych arrasów, kryształowych żyrandoli. Żadnych portretów malowanych farbami olejnymi, popiersi ani ręcznie rzeźbionych mebli dziedziczonych z pokolenia na pokolenie.

Zamiast tego było nowocześnie, minimalistycznie – skóra, metal… i absolutna pustka.

— Halo? — zawołała, krzywiąc się na dźwięk swojego głosu w ciszy.

Czy podała zły adres? Panika ścisnęła jej klatkę piersiową, a ona sięgnęła do wewnętrznej kieszeni swojej szaty, szukając zmiętego listu, który do niej napisał. Jej wzrok przesunął się po znajomym piśmie — po raz tysięczny — ale nie znalazła żadnej wskazówki. Nie wracając do kominka nie miała się jak upewnić.

Po prostu wyjdź , pomyślała. To byłoby rozsądne — bezpieczniejsze rozwiązanie, i nikt by się nie dowiedział. Malfoy nie miał pojęcia, że proces się skończył. Mogła wrócić do domu i zaszyć się pod prysznicem. Wszystko byłoby dobrze.

Zanim zdążyła się odwrócić w stronę kominka, powstrzymał ją dźwięk otwierających się drzwi po drugiej stronie pokoju.

— Granger?

Jeśli Hermiona myślała, że wcześniej była zdenerwowana, to było nic w porównaniu do momentu, w którym zarejestrowała widok przed sobą.

Malfoy stał, opierając jedną rękę o framugę drzwi, ubrany jedynie w nisko opuszczone spodnie dresowe. Jego włosy były mokre, a nawet z daleka Hermiona mogła dostrzec kilka zbłąkanych kropel wody spływających po jego płaskiej, pokrytej bliznami klatce piersiowej. Na jego twarzy malowało się zaskoczenie, a gdy sięgnął, by odgarnąć włosy ze swojego czoła, mięśnie na dole jego brzucha widocznie się napięły.

Słodka Circe. Jej oddech uciekł w pośpiechu.

– Przepraszam – powiedziała szybko, cofając się i na oślep sięgając za siebie po proszek Fiuu. Z pewnością gdzieś tu musiał być pojemnik. – Nie chciałam przeszkadzać… nie powinno mnie tu być… ja tylko…

Nie zamierzała przerywać mu wieczoru, ani zjawiać się niezapowiedziana w jego domu…

– Hermiono. – Zatrzymał ją jednym słowem, a jej ciało od razu go posłuchało, zanim jej umysł zdążył przetworzyć informacje.

Nie mogła na niego spojrzeć, wybrała zamiast tego wpatrywanie się w dywan. Gdy przechodził przez pokój, by do niej podejść, a jego bose stopy znalazły się w polu jej widzenia, zesztywniała.

– Proszę, nie uciekaj ode mnie – poprosił ją cicho, obniżając swój głos o ton. Jego dłoń spoczęła na jej podbródku, delikatnie unosząc jej twarz, aż ich spojrzenia się spotkały. – Nie uciekaj ode mnie znowu.

Na jego twarzy malował się jedynie spokój. Nie patrzył na nią ze złością, niecierpliwością ani nawet ciekawością. To nieco uspokoiło jej szybko bijące serce.

– Przepraszam – powiedziała znowu. – Proces się skończył i nie pomyślałam… jest późno i…

– Przestań. – Delikatnie jej przerwał. – Zrobiłaś dokładnie to, o co prosiłem. Nie masz za co przepraszać.

Gdy jego kciuk zaczął delikatnie głaskać jej policzek, jej oczy opadły. To było miękkie i czułe, i kosztowało ją wiele, by nie wtulić się mocniej w jego dotyk.

– Chcesz tu być? Czy naprawdę wolisz odejść?

Hermiona zawahała się, spróbowała przełknąć ślinę, ale poczuła, że zaschło jej w gardle. Jej umysł walczył z sercem. Wcześniej pozwoliła emocjom poprowadzić się, podążając za jego wskazówkami prosto przez kominek sieci Fiuu aż do jego salonu. Ale teraz, w ostrym świetle tej emocjonalnej decyzji, zapragnęła z powrotem schować się w bezpiecznym cieniu.

Kiedy nie odpowiedziała, jego uścisk wzmocnił się, aż ponownie otworzyła swoje oczy. Wpatrywał się w nią z niewzruszoną intensywnością, po prostu czekając na jej odpowiedź.

– A może… czy pamiętasz, jak powiedziałem ci, że aby naprawdę nauczyć się uległości, musisz nauczyć się ufać swojemu ciału tak samo, jak ufasz swojemu umysłowi?

Ledwo zdołała skinąć głową.

– I udało ci się to. Zrobiłaś to pięknie, kochanie. Zaszczytem było to obserwować. Ale teraz wyraźnie znowu walczysz z tym instynktem. I wiem, że to nie jest dla ciebie łatwe, czuć, jak wszystko wymyka się spod kontroli. Jakbyś nie wiedziała, jaki powinien być następny krok. Ale nie musisz się bać, nie przy mnie – powiedział łagodnie. – Powiedz mi tylko, czego potrzebujesz. Cokolwiek to będzie, dam ci to. Cokolwiek, Hermiono  jest twoje.

Poczuła, jak dolna warga zaczyna jej drżeć. Jej dłonie stały się wilgotne, a notatki, które wcześniej ściskała bez większego przekonania, opadły na podłogę między ich stopy. Nie mogła. To było niedorzeczne. Odrobina stresu i dystansu nie powinno było doprowadzić jej na skraj załamania. Ale w tym momencie czuła się krucha, o krok od całkowitego pęknięcia.

– Ja… chcę tu być. – Wyszeptała, ale przynajmniej był to jakiś początek. Gdy on wciągnął powietrze, jego klatka piersiowa się rozszerzyła, a ciało rozluźniło. Wtedy zrozumiała, że wcale nie był taki spokojny. Jej zgoda go uspokoiła, i dała jej siłę, by mówić dalej. – Ja…

Zawahała się, oblizując swoje usta. Jego szare oczy zsunęły się na chwilę w dół, zanim znów spojrzały na nią.

Słowa utknęły jej w gardle.

– Myślę, że… – spróbowała ponownie. Chciała wyrwać się z jego uścisku, odwrócić wzrok albo się odsunąć, schować. To było coś, czego nie wypowiedziała na głos, odkąd pierwszy raz zauważyła początki swoich uczuć, gdy zaczęły barwić brzegi jej codzienności, ukazując możliwość, że może nie jest tak spełniona, jak kiedyś wierzyła. – Ja… chcę więcej. Myślę, że potrzebuję więcej.

Hermiona zerknęła w bok, gdy zawstydzenie rozlało się gorącą falą po jej karku przez słowa, które w końcu wypowiedziała. To była niedorzeczna myśl, miała życie, które kochała, i przyjaciół, którzy też ją tak samo kochali. Ale bez względu na wszystko, bez względu na to, jak ciężko pracowała w Ministerstwie, czy ile czasu spędzała z przyjaciółmi, czegoś jej brakowało. Nie miała powodu, by czuć się samotna, ani aby mieć tak intensywne pragnienie czegoś więcej. Powinna była być zadowolona – miała przyjaciół, pracę, w której dobrze jej płacili, i spełnione potrzeby seksualne – było lepiej niż kiedykolwiek wcześniej.

Fakt, że to nie wystarczało, sprawiał, że chciało jej się krzyczeć.

Wszystko między nimi zamarło, gdy Draco przetwarzał jej wyznanie. Wszystko było nie tak. Te uczucia, rozrywające jej klatkę piersiową i obnażające całą jej niepewność. Ten dziwny, nowoczesny penthouse, zupełnie nie taki, jakiego się spodziewała. Draco, bez koszuli i mokry po prysznicu. Jasne, wyblakłe blizny na jego piersi, odsłonięte i już nieukryte za bezpieczną zasłoną ubrań. Ale kiedy jego usta opadły na jej, wszystko znalazło się na swoim miejscu.

To nie był delikatny pocałunek, ani taki zrodzony z ciekawości. Był gorący, parzący, gdy Draco zbliżył się do niej, dopasowując ich ciała do siebie. Całował ją jak człowiek wygłodniały, odchylając jej głowę do tyłu i przesuwając językiem po linii jej warg. Kiedy jęknęła, skorzystał z okazji, zagłębiając się, by jej posmakować, a Hermiona z trudem za nim nadążała. Jej dłonie chwytały go – za nadgarstki, za ramiona – przyciągając go bliżej i splatając się z nim w jedność.

Nie mogła oddychać. Piersi paliły ją ogniem, gdy wszystko inne przestało istnieć, jej niepewność, strach, lęk—wszystko zniknęło, poza Draco i dotykiem jego ust na jej własnych. Ciepło eksplodowało w jej żyłach, gdy przyciągnął ją do siebie, skubiąc jej dolną wargę i jęcząc w sposób, na jaki zareagowała instynktownie, zadrżała, wypuszczając oddech i przesunęła dłońmi w górę jego ramionach, aż do barków. Pozwoliła swoim palcom błądzić po jego skórze, podczas gdy całował ją, a jej umysł potykał się o własne myśli, próbując nadążyć za doznaniami – za dotykiem jego języka, miękkim ruchem warg, za gładkimi, delikatnymi liniami jego ciała pod opuszkami jej palców.

Ciało Draco zadrżało, gdy przesunęła dłonią po jego obojczyku, i to wystarczyło, by nieco przejrzała na oczy. Dysząc, otworzyła je i ujrzała jego źrenice, rozszerzone niemal na całą tęczówkę. Serce waliło jej jak szalone, usta pulsowały jej  z pragnienia, lecz nie zapomniała o jego obietnicy.

— Czy to znaczy, że w końcu na to zasłużyłam?

Kąciki jego ust uniosły się w rozbawionym uśmiechu, a językiem przeciągnął po swojej dolnej wardze—ten sam drapieżny wyraz, który u niego pokochała, świadczący o tym, że była na jego celowniku, była jego jedynym obiektem pożądania. Była tą, której pragnął ponad wszystko. Ona.

— Czy kiedykolwiek miałaś co do tego wątpliwości? — zapytał z tym swoim spojrzeniem pełnym pewności.

Gdy jego oczy pociemniały, dreszcz przeszył jej żyły. Ośmielona, uniosła drżące palce do guzika pod szyją swojej togi sądowej. A gdy tylko go odpięła, szata zsunęła się na podłogę, tworząc kałużę materiału u jej stóp i odsłaniając jej nagie ramiona, które od razu przeszył chłód jego pokoju. Miała na sobie prostą, grafitową sukienkę, nic szczególnego, ale nie sięgnęła po suwak. Zostawi to jemu.

Ręka Draco chwyciła ją za kark i przyciągnęła ją z powrotem do swojego ciała, do kolejnego pocałunku. Jeśli to w ogóle możliwe, było to jeszcze bardziej intensywne – niemal karzące, w sposobie, w jaki oddychał przy jej skórze. Całował ją, jakby należała do niego, rozpalając ją do białości każdym dotykiem swoich ust. Ich zęby zderzyły się, gdy próbowała dotrzymać mu kroku, otwierając usta szerzej, gdy przyciągnął ją bliżej. Jego uchwyt był żelazny; nie mogła się od niego odsunąć, nawet gdyby chciała.

Nawet kiedy jego dłoń puściła jej kark, nie próbowała się cofnąć ani stworzyć dystansu między ich ciałami. Próbowała lizać i ssać jego dolną wargę, zdesperowana, by nadążyć za jego gorączkowym tempem, ale on odpowiedział jej lekkim ukąszeniem. Przypomnieniem.

Pisk wyrwał się z jej gardła w momencie, gdy poczuła jego dłonie chwytają od tyłu jej uda, ale nie przerwał pocałunku, gdy się pochylił, by ją podnieść. Instynkt poprowadził jej nogi wokół jego bioder, a westchnienie uciekło z jej ust, gdy poczuła jego twardość, gdy przyległa do jego ciała. Sukienka podwinęła się wokół jej ud, podnosząc się aż do bioder, ale to nie miało znaczenia. Gdzieś daleko w jej świadomości zarejestrowała ruch jego nóg, przesuwanie się przez przestrzeń, ale nie potrafiła przejmować się tym dokąd ją niesie. To nie miało znaczenia, póki nie przestanie jej całować.

Mogłaby umrzeć spełniona, tylko od jego pocałunków.

Jego język zwolnił, leniwie badając wnętrze jej ust, a ona znowu zawyła z pragnienia.

— Draco — błagała, odrywając się tylko na tyle, by wypowiedzieć jego imię. Poruszyła nogami wokół jego talii, unosząc biodra, by przycisnąć się do niego. Potrzebowała więcej – ciepło przemieniało się w piekący żar między jej udami, a jej brzuch napinał się z intensywnością jakiej nie czuła od lat. Nawet tamtej nocy, gdy doprowadzał ją do granic przez blisko godzinę, nie była tak oszalała z pragnienia. Jego naga skóra pod jej dłońmi była jak jedwab, i musiałby ją przywiązać swoim paskiem, jeśli chciał, by przestała go dotykać.

To było jak okazja, która zdarza się tylko raz w życiu—poczuć go takiego. Otwartego i nagiego, poza fasadą dopasowanych garniturów i chłodnego opanowania. Był dziki i nieokiełznany z mokrymi włosami i odkrytą piersią, Hermiona zanurzyła dłonie w jego włosach, trzymając go tak samo mocno, jak on on trzymał ją.

Oddychał ciężko przy jej ustach, zatrzymując się tylko na chwilę, by przeprowadzić ich przez drzwi, zza których wyszedł.

— Mam cię — zapewnił. — Zawsze będę się tobą opiekował.

Desperacja zapłonęła w jej piersi, wybuchając tuż obok coraz gwałtowniejszego pożądania. Mrugając, zarejestrowała, że są w pokoju—sypialni. Wielkie, czarne łóżko z baldachimem dominowało przestrzeń, potężne i majestatyczne. Otoczone przez dopasowane meble i duże lustro na przeciwległej ścianie.

Pokój Draco.

Nie zatrzymał się w drodze do łóżka, nie próbował łagodzić jakichkolwiek resztek jej niepewności. Po prostu ruszył w kierunku materaca, pochylając się ostrożnie, by ją tam ułożyć. Nie było żadnych wątpliwości co do jego zamiarów, pozostawało tylko pytanie, jak chciał ją wziąć.

Jedną ręką pracował przy zamku z tyłu jej szyi, a drugą unosił dół jej sukienki. Gdy tylko tkanina zniknęła z jej ciała, pozostawiając ją w prostym staniku i majtkach, jego usta znów odnalazły jej wargi. Pchnął ją na plecy i wślizgnął się między jej nogi, nie tracąc czasu na dopasowanie ich ciał do siebie. Jakby nie mógł się nią nasycić. Jakby musiał jej dotykać, czuć i smakować tak samo, jak ona chciała jego.

— Jesteś wszystkim — wyszeptał przy jej ustach, tak łagodnie, że Hermiona zastanawiała się, czy w ogóle zdawał sobie sprawę, że wypowiedział te słowa na głos. 

Objęła go nogami w biodrach, przyciągając go bliżej, delektując się ciężarem jego ciała na sobie. Ułożył się bez trudu, trzymając jej uda w miejscu, i przycisnął ich ciała razem. To było najwięcej jego nagiej skóry, jaką kiedykolwiek czuła… brzuch do brzucha, pierś do piersi, jego usta poruszały się w rytmie jej warg, wlewając w ten pocałunek całą swoją energię i uwagę.

Nie zwalniał i nie cofał się, a jej i tak ciągle było mało. Z biodrami przyciśniętymi do siebie, zaczęła poruszać się w jego rytmie, szukając tarcia. Czuła wyraźnie zarys jego członka przez miękki materiał jego spodni, sunący po jej środku z każdym ruchem. Hermiona czuła, jak wilgoć zbiera się między jej nogami, jak materiał jej majtek przesuwa się po spuchniętych wargach, ocierając się o jej łechtaczkę.

Dłonie Draco błądziły po jej ciele, sunąc długimi pociągnięciami po jej nagiej skórze. Ściskał jej talię, gładził żebra, wsunął palce pod pasek jej stanika, aż ten puścił i mogła go zrzucić na bok. Gdy jej piersi były już odsłonięte, jego kciuki ujęły i potarły jej sutki, ściskając je mocno, aż wygięła się w jego stronę, a z jej ust wyrwał się jęk, kiedy jego dotyk powędrował niżej. Jego palce, przyciśnięte mocno między ich ciałami, głaskały zewnętrzną stronę jej majtek. Wyginała się jeszcze bardziej w jego stronę, bezwstydnie prosząc o więcej.

— Moja wygłodzona dziewczynka — wyszeptał je z uśmiechem tuż przy jej ustach.

Z trzaskiem jej majtki rozdarły się na pół. Hermiona gwałtownie wciągnęła powietrze przez zaciśnięte zęby. Nie obchodziła jej tkanina, łatwo ją będzie zastąpić—ale to, jak bardzo się spieszył, tylko potęgowało jej podniecenie. Gdy jego dłoń ponownie wsunęła się między jej uda, muskając jej cipkę pewnymi ruchami palców, całe jej ciało zesztywniało. Pragnęła go, paliło ją w podbrzuszu, pulsowało między jej nogami i czuła, jak ciepło rozlewa się po jej żyłach z każdym pocałunkiem, dotykiem, szeptem.

Miała zaledwie ułamek sekundy na myśl, zanim jego usta znów chwyciły jej własne, a ona skupiła się cała na tym, co czuła—na jego wargach—próbując jednocześnie wcisnąć własną dłoń między ich ciała. Drżącymi palcami sięgnęła do paska jego dresów, wsuwając dłoń pod spód, aż natrafiła na jego gorącą, twardą skórę. Nie miał pod spodem niczego, a ona  jęknęła, gdy poczuła jego penisa w swojej dłoni. Nie pozwolił jej dotknąć się w ten sposób odkąd pierwszy raz spotkali się w klubie, znając już nawzajem swoje tożsamości. Gdy kazał jej wyznać swoje fantazje, gdy siedziała naga na jego kolanach. Kiedy pokazał jej dokładnie, jak lubi być pieszczony – z jej śliskością wokół jego członka i jego dłonią prowadzącą jej własną. Jak każdą z jego lekcji, tak i tę zapamiętała doskonale.

Poczuła, jak jego brzuch napina się pod jej dotykiem, jak  delikatnie zesztywniał. ale szybko odzyskał kontrolę. Palce zanurzyły się w jej wejściu, zbierając wilgoć, by zaraz potem przesunąć ją w górę, w stronę łechtaczki. Jego kciuk zaczął zataczać wokół niej delikatne kółka, podczas gdy dwa palce—środkowy i serdeczny—wślizgnęły się do jej środka. Czuła metal jego pierścieni między swoimi nogami, jeden na kciuku, drugi na palcu serdecznym, i nie mogła się powstrzymać przed mocniejszym dociskaniem bioder do jego dłoni. Gdyby jego sygnet mógł zostawić ślad gdziekolwiek, chciała, było by to właśnie tam.

Jej ręka zacisnęła się mocniej wokół jego członka, a ruchy stały się niespójne, gdy opuszki jego palców zgięły się i zaczęły pocierać, wywołując falę rozkoszy, która przeszyła ją aż do samego wnętrza. Gdy jego biodra zaczęły poruszać się w jej rytmie, napinając się i ponaglając ją do szybszego, mocniejszego ruchu, jego dłoń dopasowała się idealnie do niej. Oddychał coraz ciężej, jego pocałunki stawały się coraz bardziej chaotyczne, jakby oboje tracili kontrolę.

— Więcej — wychrypiała, puszczając go tylko na moment, by zsunąć jego dresy w dół bioder. 

Szarpnęła za materiał, rozkładając szerzej swoje nogi, robiąc dla niego miejsce, i westchnęła z ulgą, gdy spełnił jej życzenie. Kiedy był już nagi, Draco chwycił się za penisa, przesuwając jego główkę wzdłuż jej wejścia, jeszcze się powstrzymując.

— Teraz cię wezmę — ostrzegł. Jego oczy pociemniały, gdy patrzył na nią z góry, szczęka napięta od determinacji. — Tak długo, jak zechcę, jak tylko będę chciał. Jesteś moja, Hermiono. A potem zaśniesz w moim łóżku, a rano? Zrobię to znowu.

Hermiona nie była pewna, czy to była obietnica, czy groźba, ale i tak tego pragnęła.

— Tak… — zaczęła, ale zgodę przerwał zduszony jęk, gdy wszedł w nią jednym mocnym pchnięciem.

— Kurwa — syknął Draco, zamykając na moment oczy. Zatrzymał się, zbierając siły, po czym cofnął się i wszedł w nią znowu.

Zacisnęła się wokół niego, jej wewnętrzne mięśnie spięły się od nagłego wtargnięcia, ale przeszył ją dreszcz przyjemności. Jej dłonie błądziły po jego ciele, śledząc linię jego blizn, czując napięcie smukłych mięśni. Wczepiła się w jego plecy, obsypywała pocałunkami jego szyję, obojczyk, ucho, rozkoszując się tym, jak ją brał.

To było to, czego potrzebowała. To była właśnie taka bliskość, za którą tęskniła przez tak długi czas. Bez ubrań, bez klubu—tylko oni dwoje. Razem.

Gdyby miała czas zastanowić się, jak wyglądałby z nim „zwykły” seks, pewnie popadłaby w panikę. Zadręczałaby się myślą, czy będzie w stanie czerpać przyjemność bez dominacji. Czy seks z nim byłby zbyt intensywny, zbyt obciążony wspólną historią i emocjami. Czy udałoby jej się wyłączyć umysł choć na chwilę. Ale czego by wtedy nie przewidziała, to tego, że może wcale nie chodzi o sam seks. Może chodziło o niego. Że nie dominacja była istotą, a głęboka, niepokojąca więź, która sprawiała, że wszystko inne przestawało mieć znaczenie. Że chodziło o Draco. Tylko o niego.

Uchwycił jej spojrzenie swoim własnym, nie odrywając od niej wzroku, gdy posuwał ją powolnymi, leniwymi pchnięciami. Jej ciało zaczęło drżeć pod siłą jego spojrzenia i uczuciem jego członka ocierającego się o jej wnętrze. Z każdym ruchem wchodził w nią tak głęboko by otrzeć się o jej łechtaczkę, po czym cofał się i zaczynał od nowa.

Jej nogi trzęsły się, jej mięśnie były napięte, gdy pracowała biodrami, szukając tarcia, którego tak bardzo pragnęła. To uczucie narastało głęboko w jej miednicy, wspinając się wzdłuż kręgosłupa, i wiedziała, że szczyt nadejdzie szybko i gwałtownie.

— Pocałuj mnie — wyszeptała błagalnie. Potrzebowała jego ust, gdy dojdzie. Potrzebowała, by ją pochłonął.

Na ustach Draco pojawił się zadowolony uśmiech, ale nie zwolnił.

— Uwielbiam, gdy jesteś taka chciwa.

Pochylając się, pochwycił jej usta. Jego ciężar spadł niżej, zmieniając kąt pchnięć i zwiększając tarcie na jej łechtaczce. Hermiona zamknęła oczy, a jego język wsunął się do jej ust w tym samym rytmie i z tą samą pewnością, z jaką posuwał ją swoim kutasem, dopasowując każdy ruch tak, by nie mogła myśleć o niczym innym—tylko o nim.

Jej kolana uniosły się wyżej, obejmując jego biodra, zahaczając niemal o jego talię, otwierając ją jeszcze bardziej, by mógł wejść głębiej. Jęknęła całując go, a jej biodra zadrżały. Wszystko w niej było rozpalone do granic możliwości, czy powodowała to jego obecność między jej udami, czy sposób, w jaki ją całował, tego nie wiedziała, ale wystarczyło zaledwie kilka kolejnych pchnięć, by wszystko w niej pękło.

Doszła z tłumionym okrzykiem, jęk zadrżał w jej piersi, gdy jej ciało zacisnęło się wokół niego. Nie przestawał, nie zwalniał, pieprzył ją przez cały ten czas, a ona mogła tylko leżeć pod nim, gdy rozkosz powoli pełzła przez jej ciało, rozlewając się po kończynach niczym powolny dreszcz. Nie była to szybka kulminacja, jakiej się spodziewała, ale coś, co rozlewało się z jej środka po całym ciele, jakby magia iskrzyła się jej w żyłach. Wyginała się ku niemu, niezdolna do niczego więcej, poza podążaniem za pragnieniem—pragnieniem wszystkiego, co jej dawał, brała to wszystko z radością.

Ledwo co fala orgazmu zaczęła opadać, gdy Draco nagle się od niej odsunął, cofając się, by klęknąć przy niej. Zmieszana otworzyła oczy, jej ciało nadal drżało w spazmach, tylko po to, by zobaczyć, jak zaciska dłoń na swoim kutasie i ciężko oddycha. Oczy miał zamknięte, kłykcie zbielałe, a usta poruszały się bezgłośnie. Nie dosłyszała słów, ale nagle ją olśniło.

Powstrzymywał się. Nie pozwalał sobie dojść.

Jego klatka piersiowa była zarumieniona, blada skóra przybrała różowy odcień, co jeszcze bardziej uwydatniło jego blizny. Ale nawet z potarganymi od prysznica włosami i drżącym ramieniem, gdy walczył z własnym ciałem, Draco był obrazem samokontroli.

Kolejna fala spazmów przeszyła jej ciało, zacisnęła się na pustce z cichym jękiem. Dźwięk ten przykuł jego uwagę, uniósł powieki i spojrzał na nią długo i przenikliwie. Pod jego spojrzeniem wyciągnęła się, unosząc piersi wyżej w powietrze, poruszając biodrami. Jej sutki były twarde i sterczące, a ona czuła wilgoć przylepiającą się do wewnętrznej strony ud.

Jego wzrok przesuwał się po jej ciele, chłonął każdy szczegół, a ona westchnęła z ulgą, gdy jego dłoń znów zaczęła się poruszać. Gładził się powoli, jakby testował samego siebie, po czym zacisnął palce na główce i powtórzył ruch. Pieścił się, patrząc na nią, a wolną ręką musnął opuszkami jej pierś. Gdy uznał, że ma nad sobą kontrolę, opuścił swoje dłonie i chwycił ją za biodra, unosząc i przewracając na brzuch, aż znalazła się na kolanach.

— Pokaż mi, to co jest moje, Hermiono — polecił, naciskając jej ramiona w dół, aż jej ręce znalazły się nad głową, a biodra były uniesione wysoko. Czuła chłodne powietrze między nogami i zadrżała. Jęk Draco był niski, prawie niesłyszalny, ale i tak go wychwyciła.

Rozsunęła kolana szerzej i wypięła się, prezentując się w całości. Jej szyja i klatka piersiowa oblały się gorącem, ale odsunęła od siebie wstyd. Skupiła się zamiast tego na fakturze pościeli, gdy Draco poruszył się za nią, ustawiając się za nią. Przez chwilę przesuwał dłońmi po jej talii i żebrach, zjechał palcami po udach, po czym ścisnął je lekko. Chwalił ją. To napięło jej brzuch i poruszyła się lekko do tyłu.

— Cierpliwości — zganił ją lekkim klapsem w pośladek. Było delikatne, ostrzegawcze, ale i tak jęknęła w prześcieradła. Nie była cierpliwa. Była dzika, pożądliwa—zupełne przeciwieństwo jego spokoju—i właśnie dlatego to działało. On hamował jej popędy, trzymał w ryzach jej instynkty, prowadził ją ku czemuś lepszemu, niż byłaby w stanie znaleźć sama. On ją hartował. Ale wiedziała, że nie był tak niewzruszony, jak mogłoby się wydawać.

Widać to było w tym, jak jego palce zacisnęły się na jej biodrze, pierścień wrzynający się w cienką skórę nad kością. Widać to było w jego westchnieniu ulgi, gdy znów w nią wszedł, zatrzymując się na moment, by nacieszyć się jej wnętrzem. Gdy obejrzała się przez ramię, ujrzała to też na jego twarzy—czystą, nieskalaną przyjemność malującą się na jego rozluźnionych rysach.

Chciał tego równie mocno jak ona. Był teraz tak otwarty, jak jeszcze nigdy wcześniej, a świadomość, że to ona miała moc aby tak łatwo go rozbroić, sprawiła, że jej ciało znów się napięło. Czuła, jak to w niej narasta, głęboko między nogami, gdy zaczęła poruszać się na nim sama, pracując swoimi biodrami, poszukując przyjemności, którą wiedziała, że znajdzie. Już nie zastanawiała się, czy uda jej się dojść—pytanie brzmiało: ile razy?

To było na wyciągnięcie ręki, i sięgnęła po to. Ruszała się, przechylając miednicę z każdym ruchem, upajając się dotykiem palców Draco na swoich biodrach. Trzymał ją mocno, nie prowadził, nie popychał ani nie przyciągał—pozwalał jej przewodzić. Gdy przycisnęła biodra i odepchnęła się z większą siłą, jęknął. Więc zrobiła to ponownie.

Pozwolił jej nadać tempo przez długie minuty, a jedynymi dźwiękami między nimi były uderzenia ciała o ciało i ciężkie oddechy. Mięśnie jej nóg zaczęły piec, drżały, gdy zaciskała palce na prześcieradle i odpychała się od niego. Nawet bez stymulacji łechtaczki goniła swoją rozkosz—tarcie jego penisa pod nowym kątem, głębokość, jaką mógł osiągnąć, i to, jak ocierał się o jej nabrzmiałą cipkę—wystarczały w zupełności.

W końcu jej miarowe tempo przestało mu wystarczać. Zaczął poruszać się w niej mocniej, z coraz większą siłą i determinacją, niż ona była w stanie sama osiągnąć. Zaczęło się powoli, ale narastało, ich ciała ślizgały się po sobie z łatwością, aż w końcu przejął całkowitą kontrolę. Przytrzymał ją w miejscu, jego ciało było napięte tuż za jej plecami, gdy wbijał się w nią z impetem. Było w tym coś niemal rozkazującego — sposób, w jaki ją posiadł, jakby chciał udowodnić coś niepodważalnego: do kogo należy i co jest w stanie z nią zrobić.

Jęczała jego imię raz za razem, ocierając policzkiem o pościel, nie zważając na to, że jej makijaż się rozmaże, a loki zamienią się w splątany nieład.

 — Draco, proszę… Proszę, proszę, proszę…

Prawie niezdolna do logicznego myślenia przez narastające pragnienie, czuła, jak jej ciało zaczyna wspinać się po dobrze jej znanej ścieżce ku kolejnemu orgazmowi. Podążała za nim, zaciskając wewnętrzne mięśnie wokół niego, by zwiększyć tarcie. Ale potrzebowała więcej, potrzebowała…

— Kurwa, kochanie, nie… — Draco zaczął tracić rytm, jego pchnięcia stawały się coraz mocniejsze i bardziej desperackie. Ale ona musiała, po prostu musiała uzyskać ten ostatni bodziec, którego potrzebowała — zbierając resztki sił, opuściła jedno ramię i poprowadziła dłoń w dół brzucha, tam, gdzie ich ciała się stykały. Była roztrzęsiona, ale bez trudu odnalazła właściwe miejsce. Gdy tylko środkowym palcem zatoczyła krąg wokół swojej łechtaczki, poczuła, jak jej uda napinają się w oczekiwaniu. Jego biodra uderzały w nią głęboko, bez wahania, a ona jęknęła, przyspieszając ruch swojego palca, dostosowując się do jego tempa. Jeszcze jeden, może dwa ruchy i byłaby u celu.

Zanim jednak zdążyła to zrobić ponownie, Draco cofnął się. Znowu. W pośpiechu niemal odepchnął ją do przodu, wychodząc się z niej i klnąc pod nosem. Przetoczyła się na bok, ale nie przestała się dotykać. Większość fali, która miała przynieść orgazm, rozmyła się wraz z utratą jego obecności w niej, ale to nie miało znaczenia — widok, jak po raz drugi walczy, by się nie zatracić, wystarczył, by podtrzymać jej napięcie. Jej tempo zwolniło, rysowała leniwe wzory między swoimi nogami, obserwując go uważnie.

Tym razem wyglądał na bardziej sfrustrowanego. Jego usta zaciśnięte były w cienką linię, a palce napinały się na jego własnym członku. Oczy miał zamknięte, a białe, platynowe włosy opadały w nieładzie na jego czoło, gdy trzymał głowę pochyloną. Nie było już szeptanych słów na jego ustach, tylko czyste skupienie i koncentracja. Wiedziała, że fakt, iż jego pchnięcia zaczęły się rozsypywać, oznaczał, że był jeszcze bliżej granicy niż podczas ich pierwszego zbliżenia — i to wystarczyło, by rozbudzić w niej ogień. Chciała, żeby doszedł. I chciała być tą, która złamie jego opanowanie. Chciała sprawić, by rozpadł się równie łatwo, jak ona robiła to dzięki niemu.

Powoli podpełzła do przodu, aż znów była na rękach i kolanach, zwrócona w jego stronę. Nie zauważył jej, dopóki jej dłoń nie sięgnęła do niego i nie objęła jego penisa. Wtedy jego oczy otworzyły się szeroko. Patrzył na nią oczarowany, gdy pochyliła się, by polizać jego czubek, drażniąc i zataczając kółka językiem. Jego ciało zaczęło się trząść, oddech stawał się płytszy, ale nie powstrzymał jej. Nie wtedy, gdy wzięła go między swoje wargi, zataczając językiem krąg wokół jego główki — dokładnie w tym miejscu, które zapamiętała, że lubił najbardziej.

Nikt nigdy nie mógłby powiedzieć, że Hermiona Granger nie wkłada całego serca w naukę — niezależnie od przedmiotu.

Chociaż miał lekko piżmowy smak, zupełnie jej to nie przeszkadzało. Ssała go delikatnie, poruszając dłonią w górę i w dół, zsynchronizowaną z ruchem ust. Gdy jego ręka opadła, by zanurzyć palce w jej lokach i przytrzymać jej głowę na miejscu, spojrzała w górę.

Patrzył na nią z najbardziej intensywnym, nieokiełznanym pożądaniem, jakie kiedykolwiek widziała. Każda odrobina jego opanowania, jaką mógł mieć, zniknęła bez śladu, a gdy ich spojrzenia się spotkały, poczuła, jak coś w niej wskakuje na swoim miejscu.

Nie była po prostu samotna. Nie chodziło tylko o potrzebę bliskości. Pragnęła jego — właśnie w ten sposób — i to przerażało ją do głębi.

Rzęsy Draco zadrżały, gdy poruszył biodrami, łagodnie kołysząc się w jej ustach. Nie było w tym nic gwałtownego ani pospiesznego, była to raczej czułość, jakby jego ciało reagowało mimo jego woli. Hermiona poluzowała swój uścisk, pozwalając mu się poruszać. Główka jego penisa dotknęła tylnej części jej gardła, ale nie posunął się dalej. Oddychała ostrożnie przez nos, skupiona na tym, by jej wargi pozostały ściśnięte, a język we właściwym miejscu — delikatnie sunęła nim po pulsującej żyle pod spodem za każdym razem, gdy wysuwał się w jej usta i wracał.

Kiedy jego lekkie westchnienia przeszły w urywane jęki, nie mogła powstrzymać uśmiechu, który zagościł na jej ustach. Próbował je tłumić, ale i tak słyszała, jak rezonują w jego piersi. Kiedy odpowiedziała mu własnym jękiem, pozwalając, by jej gardło zadrżało wokół główki jego członka, znów się cofnął.

– Ty… – urwał, potrząsając głową, gdy uniósł ją do góry. Kiedy znalazła się wystarczająco blisko, pocałował ją, zanurzając język w jej ustach, mieszając ich smaki. Wciąż trzymał jej włosy w dłoni, ale kiedy się odsunął, dostrzegła w jego oczach niemal dzikie spojrzenie. – Chcesz wiedzieć, czemu się powstrzymywałem? – zapytał, popychając ją z powrotem na plecy. Wspiął się na nią, ponownie układając się między jej udami. Główka jego członka otarła się o jej wejście, ale czekał na jej zgodę.

Nie była do końca pewna, co miał na myśli — czy mówił o pocałunkach, czy o tym, że uprawiali po raz pierwszym seks całkowicie nago, czy może o samej decyzji, by ją zaprosić do swojego mieszkania — ale chciała wiedzieć wszystko. Wzięłaby każdy skrawek prawdy, jaki był gotów jej dać.

– Bo… – urwał, chwytając jej udo i unosząc jej kolano wyżej, po czym z łatwością wszedł w nią z cichym westchnieniem. – …wiedziałem, że kiedy już zacznę, nie będę w stanie przestać.

Nie dał jej chwili na reakcję, tłumiąc jej zaskoczenie kolejnym pocałunkiem. a kiedy wszedł w nią głęboko, jej źrenice przewróciły się do tyłu. Wszystko między jej nogami było napięte i drażliwe, mimo wilgoci, która ją zalewała, i nie czekała ani chwili, by wyjść mu naprzeciw. Ich ciała poruszały się w jednym rytmie, intensywność ich dotyku dorównywała namiętności pierwszego pocałunku w salonie.

– Więc nie przestawaj – wyszeptała błagalnie wprost w jego usta. – Nie przestawaj.

Oboje byli spoceni, ich ciała kleiły się do siebie i ślizgały, wijąc się w rytmie rozkoszy, ale Draco trzymał ją mocno. Jedną ręką podniósł dół jej pleców, unosząc miednicę tak, by mogła mocniej wpasować się w jego ruchy. Trwali tak przez dłuższą chwilę, delektując się sobą nawzajem, aż w końcu oderwał się od jej ust. Odchylił się w tył, podpierając się, by zyskać lepszy kąt – jedną ręką unieruchomił jej biodra, a drugą zaczął kreślić ciasne okręgi wokół jej łechtaczki.

Ledwo łapał oddech, a mimo to uśmiechał się z satysfakcją, słysząc dźwięki, które z niej wydobywał, kiedy wciąż poruszał się w niej pod nowym kątem.
– Ten jest mój.

Wszystkie są twoje , chciała wykrzyczeć, czując jego palce na swoim najczulszym punkcie. Ale nie mogła. Coś ją powstrzymywało, zatrzymując słowa głęboko w swojej piersi. Brzmiały bardziej jak obietnica czegoś, czego jeszcze nie była gotowa mu dać. 

Przynajmniej nie teraz.

– Tak – przytaknęła zamiast tego, nerwowo kiwając głową.

Zmieniając pozycję, uklęknął między jej nogami, opierając się na piętach. Ułożył ją na swoich zgiętych kolanach, przez co jej ramiona spoczęły na łóżku, a ciało ułożyło się w łuk. Nie miała żadnej siły by się odepchnąć, żadnej kontroli nad ruchem, ale to nie miało znaczenia. Poruszał jej biodrami, ciągnąc i popychając je, wbijając się w nią z łatwością.

Hermiona krzyknęła z głębi, jego penis wydawał się twardszy i bardziej nabrzmiały niż kiedykolwiek wcześniej. Pulsował między jej nogami w rytmie jej równego tętna, a ona wiła się pod nim bezradnie. Z rozchylonymi szeroko udami i jego palcami rysującymi zdecydowany wzór wokół jej łechtaczki, czuła, jak znów zaczyna w niej narastać orgazm .

– Właśnie tak – wysapał Draco, gdy zacisnęła się wokół niego. Jej wnętrze zaczynało drżeć i pulsować, gdy wspinała się na szczyt, coraz bliżej swojej kulminacji. Napinał się głęboko w jej podbrzuszu, skręcał i ciągnął z każdym jego równym pchnięciem.

Nie zwalniał, utrzymując tempo specjalnie dla niej. Za każdym razem, gdy się poruszał, jej ciało drżało w spazmach, a ona krzyczała, kurczowo chwytając prześcieradło. Chciała go czuć, dotykać, całować w tej chwili – nie chciała już nigdy więcej przeżywać ekstazy bez jego ust towarzyszących jej rozkoszy.

– Pocałujesz mnie znowu? – wyszeptała błagalnie po raz kolejny. Była to prośba pełna potrzeby, słaba i bezbronna, ale była tak ogarnięta pragnieniem, że nie miała już siły się tym przejmować. Po tym, jak raz go posmakowała, wiedziała, że nigdy nie będzie miała dość.

– Chcesz, żebym pieprzył cię w usta swoim językiem, podczas gdy ty będziesz dochodzić na moim kutasie?

Hermiona przytaknęła z zapałem.

Jej odpowiedź była dokładnie tym, na co czekał.
– Grzeczna dziewczynka.

Spotkała się z nim w połowie drogi, unosząc się na łokciach, gdy on pochylił się do kolejnego pocałunku, a jego język wsunął się do jej ust, gdy tylko je przed nim otworzyła. I wtedy, z jego jednym mocnym pchnięciem, doszła. Krzyknęła, wyginając się gwałtownie w łuk, gdy jej ciało wiło się pod naporem rozkoszy, po czym opadła z powrotem na łóżko. Jego własne balansowanie na granicy i uporczywe dążenie do tego, by wydłużyć jej rozkosz, sprawiały, że wszystko było jeszcze bardziej intensywne, przetoczyło się przez nią niczym biały ogień, rozlewając się po całym ciele. Rozprzestrzeniło się w zakamarkach jej umysłu, zalewając wszystko pustką – aż nie była już świadoma niczego poza jego obecnością między jej udami i wstrząsami rozkoszy przebiegającymi przez jej ciało.

W oddali usłyszała, że Draco znów coś do niej mówi – jego ton był pełen zachwytu, choć nie zdołała pojąć jego słów – a mimo to zalało ją ciepło. Wszystko było jak we mgle: jego ciało między jej udami, echa orgazmu, które sprawiały, że jej kończyny drgały i szarpały się przy każdym kolejnym pchnięciu. Za każdym razem, gdy w niej był, kolejna iskra przyjemności przebiegała przez jej żyły, przedłużając ekstazę, a ona krzyczała i wbijała paznokcie w jego uda pod swoimi pośladkami.

Jego ciało się przesunęło – wysunął nogi spod jej bioder, po czym pochylił się, opadając na nią całym swoim ciężarem. Znów byli w początkowej pozycji, skóra przy skórze, a ona złapała go za ramiona i nie puszczała. Nie otworzyła oczu, gdy całował jej powieki, policzki, czoło, a na końcu usta.

– Jesteś taka doskonała – wyszeptał z podziwem, zwalniając swoje ruchy. – Moja dobra dziewczynka.

Niewyraźny jęk był wszystkim, co zdołała z siebie wydobyć. Jej ciało było ciężkie i bezwładne, nie miała siły, by poruszyć się w odpowiedzi, ani by odpowiedzieć jego biodrom tą samą gorączkową intensywnością, z jaką robiła to wcześniej. On jednak zdawał się tym nie przejmować, a gdy odzyskała odrobinę jasności umysłu, wyczuła delikatne drżenie jego dolnej partii ciała.

Wciąż się powstrzymywał. Oddychał ciężko przez nos, wtulając się w jej szyję, chłonąc zapach jej potu i szamponu. Gdy jego usta musnęły małżowinę jej ucha, zadrżała. Podniosła rękę i zanurzyła palce w jego włosach na karku, a jego dłoń na jej udzie zacisnęła się mocniej. Trwali tak przez dłuższą chwilę, po prostu trzymając się nawzajem, aż Hermiona zebrała odwagę i zdusiła swoje wahanie.

– Draco... – Jej głos zadrżał, gdy znów wszedł w nią nieco głębiej. – Proszę... dojdź dla mnie...

Jak zawsze, pragnęła tego. Pragnęła jego , w tym jednym momencie, całkowicie oddającego się przez nią. Jak długo jeszcze miał zamiar się powstrzymywać?

– Jeszcze nie – pokręcił głową, unosząc się, by spojrzeć jej w oczy. Jej oddech zamarł je w piersi, gdy to zobaczyła.

Strach.

Był ukryty w jego spojrzeniu, chodź częściowo zamaskowany przez pożądanie w jego oczach, ale mimo wszystko go rozpoznała.

– Dlaczego? – zapytała, unosząc dłoń do jego policzka. Pochylił się ku jej dotykowi, przymykając powieki.

Jego usta się otworzyły, jakby chciał coś powiedzieć – ale nic z nich nie wyszło. Spróbował ponownie, rozpraszany coraz wolniejszym ruchem bioder, a ona po prostu czekała.

– Nie mogę – wyszeptał w końcu. Pocałował ją lekko, jego usta długo spoczywały na jej. – Nie mogę pozwolić, żeby to się skończyło za szybko.

Serce Hermiony zabiło mocniej. Zignorowała to ukłucie w piersi i tylko mocniej oplotła go nogami.

– Dlaczego?

Draco parsknął śmiechem, ale był on słaby, bez przekonania.

– Bo – zaczął – jeśli to się skończy, chcę to zapamiętać.

– Ale przecież powiedziałeś…

Przerwał jej protest pocałunkiem, desperacko próbując ukryć swoją wrażliwość w tym, jak pieścił jej usta swoimi. Ale z każdą mijającą chwilą jej umysł coraz bardziej się rozjaśniał. Odsunęła się i zmusiła go, by spojrzał jej w oczy.

– Czego się boisz, Draco?

Jego biodra zadrżały, usta rozchyliły się, po czym znów się zamknęły, jakby musiał przemyśleć swoją odpowiedź. Widziała to na jego twarzy – jak ważył każde słowo, ostrożnie dobierając, co jej powiedzieć.

– Ciebie. – Jedno słowo, a uderzyło ją jak piorun. – Tego, co możesz mi zrobić, a nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy.

Nawet przez mgłę emocji i pożądania potrafiła przywołać jego wcześniejsze słowa sprzed tygodni. Opowiadał wtedy o mocy, jaką oboje posiadali, i o tym, że robi tylko to, na co ona mu pozwoli.

Nie uświadomiła sobie wcześniej, jak krucha była jego pozycja. Jak wielki ciężar spoczywał na jego barkach – nie wiedział, jak ona się zachowa, jak odpowie po ich pierwszym spotkaniu. I jak, mimo że zachowywała się jak rozkapryszone dziecko tyle razy, on wciąż jej ufał. Wciąż prowadził ją, z troską i cierpliwością, na jaką może nawet nie zasługiwała.

Mógł twierdzić, że zatrzyma ją w swoim łóżku, że weźmie ją tyle razy, ile zapragnie. Ale tylko jeśli mu na to pozwoli. I do pewnego stopnia wyglądało na to, że on był równie niepewny jej, jak ona jego. Ręka w rękę, prowadzili się nawzajem przez ciemność, bez żadnej gwarancji, że grunt nie zniknie spod ich stóp.

Prawda zawarta w jego wcześniejszych słowach uderzyła ją jak tłuczek do quidditcha. 

– Wiem, że to niełatwe – powiedziała – czuć, że wszystko wymyka się spod kontroli. Że nie wiesz, jaki będzie następny krok.

Może teraz nadszedł czas, by to ona prowadziła. By była odważna – jeśli on nie potrafił.

– Nigdzie się nie wybieram. I nie ucieknę – obiecała mu, całując go. – Weź mnie, Draco. Spraw, żebym była twoja.

Jego ulga była natychmiastowa — mięśnie rozluźniły się nad nią, a jego ciężar przycisnął ją jeszcze mocniej do łóżka. Tempo jego pchnięć znów przyspieszyło, wbijając się w jej ciało z nowym, naglącym pożądaniem. Ona zachęcała go dalej, rozkładając nogi szerzej i wyżej, wbijając pięty w jego lędźwia.

– Tak, tak – powtarzała jak zaklęcie. – Właśnie tak… Proszę…

Draco rzucił kolejne przekleństwo przez zaciśnięte zęby, opadając głową w zagłębienie jej szyi. Jego zęby odnalazły miejsce tuż pod jej uchem, skubiąc i ssąc, gdy dawał jej z siebie wszystko. Nie zajęło mu to długo, by znów zbliżyć się do granicy, ale Hermiona była na to przygotowana. Oplotła go nogami, unieruchamiając go w miejscu, i napięła mięśnie tak mocno, jak tylko potrafiła.

– Dojdź dla mnie, Draco – błagała. – Nie powstrzymuj się.

Jego uchwyt na jej biodrze stał się niemal bolesny, zanim ją puścił i uniósł obie ręce do jej dłoni. Splecionymi palcami wyciągnął jej ręce nad głowę, aż napięcie rozciągnęło jej ramiona, przyciskając piersi do jego klatki. Wydłużył pchnięcia, opierając czoło o jej czoło, i dał jej wszystko, czego od niego pragnęła.

– Hermiono… – Jej imię spłynęło z jego ust, gdy zbliżał się do granicy swojej wytrzymałości. Całe jego ciało było napięte, naprężone do granic możliwości. – Kurwa, Granger…

Dźwięk jej nazwiska sprawił, że jej wnętrze zadrżało wokół niego, ale on nie przestawał. Był całkowicie zatracony w przyjemności, ślepo za nią goniąc. Choć wiedziała, że nie dojdzie ponownie – nie bez jego ust albo zabawki – pozwoliła sobie cieszyć się samymi doznaniami. Głębokim ruchem jego kutasa, tym, jak obejmowała go jej cipka, zaciskając się i drżąc z każdym pchnięciem, i tym, jak ich nagie ciała idealnie do siebie pasowały.

Jego tempo zaczęło się chwiać, jego ruchy stawały się krótsze, bardziej desperackie. Gdy w końcu stały się płytkie, już wiedziała. Nie mógł się bardziej cofnąć, a ona ścisnęła jego dłonie mocniej swoimi. Tak mocno, że zaczęła tracić czucie w palcach, ale nie zamierzała puścić. Nigdy by nie puściła.

W końcu pękł. Jego usta rozchyliły się w niemym jęku, jego rysy złagodniały, gdy rozpadał się nad nią na kawałki. Poczuła ciepło wypełniające jej wnętrze, pulsujące głęboko i mocno. Ale przez cały ten czas jego wzrok nie oderwał się od jej oczu. Stalowa szarość jego tęczówek rozlewała się w czerń źrenic, ale był to najpiękniejszy kolor, jaki kiedykolwiek widziała.

To nie był chłód, jak kiedyś myślała. Ani twardość, ani dystans. Nie – to było gorąco, jak płynny stop cyny, i równie silne. Intensywne. Mocne. Było wszystkim, czym on był, i wszystkim, czego ona pragnęła. I choć ją to przerażało, poddała się temu.

Poruszał się w niej nawet w trakcie orgazmu, jego biodra zwalniały, ale nie zatrzymywały się. Parł naprzód aż do samego końca, aż w końcu jęknął, a jego oczy wreszcie się zamknęły . Po chwili odpoczynku wysunął się z niej i opuścił głowę na jej pierś. Mówił bez tchu, muskając ustami skórę między jej piersiami.

– Zawsze myślałem, że to ty mnie kiedyś zabijesz, ale nie sądziłem, że stanie się to w ten sposób.

Hermiona nie powstrzymała swojego śmiechu. 

– Następnym razem postaram się bardziej.

Draco uniósł wzrok, posyłając jej krzywy uśmiech, który sprawił, że coś w niej zadrżało. Ukradł krótki pocałunek z jej ust, po czym przeturlał się na plecy, chwytając ją za żebra i przeciągając jej ciało na siebie. Nadal była bezwładna po seksie, więc bez oporu pozwoliła, by jej kończyny rozlały się po jego torsie i nogach. Gdy objął ją ramieniem w pasie, przyciągając do swojego boku, przytuliła policzek do jego klatki piersiowej.

– Potrzebuję zaklęcia czyszczącego – jej prośba była stłumiona i niewyraźna, a powieki momentalnie zaczęły jej ciążyć, jednak jej różdżka leżała gdzieś w salonie Draco, schowana w kieszeni szat procesowych – Proszę?

– Taka potrzebująca – rzucił z rozbawieniem, ale poczuła, jak jego ciało rozciąga się pod nią, gdy sięgał po swoją różdżkę. Czuła się lepka i ciepła, ale nie miała siły, by się ruszyć.

Lekkie mrowienie zaklęcia scourgify był jedynym sygnałem, że je wykonał – bez słów. Ta świadomość sprawiła, że uśmiechnęła się szeroko, pijana od przyjemności i tego, co działo się chwilę wcześniej.

– To była pierwsza rzecz, która zwróciła moją uwagę, wiesz? – powiedziała z westchnieniem ulgi. Gdy koc spoczął na jej ramionach, nie zaprotestowała. Bogowie, jego łóżko jest takie wygodne.

– Hmm?

Hermiona westchnęła, wtulając się jeszcze mocniej. Przywykła do tego – do wspinania się na niego po seksie i do bycia tuloną aż nie zaśnie. To było miłe. Właściwe , podpowiedział jej umysł.

– Twoja magia. Jesteś w niej dobry.

Śmiech Draco był ciepłym dźwiękiem pod jej policzkiem. 

– Byłem drugi w naszej klasie, wiesz? Zaraz za tobą.

Delikatnie szturchnął ją pod brodą, rzucając jej kpiące spojrzenie, gdy w końcu skupiła na nim swoją uwagę.

– Nie powinno mnie dziwić, że masz słabość do rywalizacji. Powinienem był zacząć od tego,  mógłbym cię rozgrzać kilkoma prostymi zaklęciami, a całe to uwodzenie byłoby znacznie prostsze.

Nie mogła powstrzymać swojego uśmiechu. Magia bez wypowiadania słów nie była łatwa, nawet jeśli chodziło o „proste” zaklęcia, ale nie poprawiła go, bo reszta jego wypowiedzi trafiała w punkt. Gdy rozmowa zaczęła cichnąć i przez kilka minut leżeli nic nie mówiąc, do jej umysłu znów zaczęły wkradać się wątpliwości. Oboje coś do siebie czuli – to było oczywiste – ale pozostawało jedno pytanie: co ich łączyło poza seksem? Poza tymi cotygodniowymi spotkaniami?

– Powiedz mi coś – wypowiedziała, a słowa spłynęły z jej ust, zanim zdążyła się naprawdę zastanowić nad swoją prośbą. Gdy miała wątpliwości, szukała odpowiedzi.

Spojrzał na nią z zaciekawieniem, jego rysy ściągnęły się w zamyśleniu. 

– Co na przykład?

– Cokolwiek – odpowiedziała szybko. – Po prostu… coś o sobie.

Skierował wzrok nasufit, a ręka, którą ją obejmował, zaczęła kreślić linie po jej żebrach. To lekko łaskotało, ale starała się nie wiercić. Przygryzając wargę, czekała. Minęło kilka chwil, zanim znalazł odpowiedź, a jego brwi ściągnęły się w emocji, której nie potrafiła do końca rozpoznać.

– Kupiłem to miejsce, żeby wkurzyć mojego ojca.

Choć wypowiedź zabrzmiała swobodnie, poczuła jej ciężar. Instynktownie przytuliła się mocniej.

– Czy to dlatego tu jest tak… – urwała, szukając właściwego słowa.

– Pusto? Nowocześnie? Brzydko? – Zaśmiał się. – To wszystko, czego on by nienawidził. To był pierwszy zakup, jakiego dokonałem, gdy skarbce rodzinne zostały przepisane na mnie.

– To nie jest brzydkie – próbowała zaprzeczyć. – Po prostu… nowe, tyle.

Pamiętała fortepian w rogu przestronnego salonu, niemal ginący w czerni nocnego nieba za oknami. Podobnie jak meble – wszystko przypominało pustą skorupę domu.

– Moja matka opuściła Dwór niemal od razu po naszym wyjściu z Azkabanu i przeniosła się do jednej z posiadłości we Francji. Samotne przebywanie tam sprawiało, że czułem się, jakbym mieszkał w grobowcu.

Na język cisnęło jej się tysiąc pytań, ale żadnego mu nie zadała. To nie był odpowiedni moment.

– Myślę, że do tego mieszkania zmieściłyby się co najmniej dwa moje – zaśmiała się, próbując rozładować ciężką atmosferę, która zawisła nad nimi. 

Rzucając szybkie spojrzenie po pokoju, można było uznać to za lekką przesadę, ale niewielką. Na przeciwległej ścianie znajdowało się dwoje drzwi, daleko od tych, przez które ją wniósł, i które – jak przypuszczała – prowadziły do garderoby i łazienki. Pomieszczenie było lekko chłodne, z abstrakcyjnymi obrazami na ścianach i prostymi, eleganckimi meblami. Dokładnie tak, jak Draco, którego widziała w Ministerstwie w poniedziałek po ich nieudanym pierwszym spotkaniu.

Fasada.

– Powinienem był zaproponować ci wycieczkę, zanim… wziąłem cię całą dla siebie – powiedział po chwili. – Prawdziwy dżentelmen poczekałby przynajmniej aż dotalibyśmy do biblioteki.

– Masz bibliotekę?!

Nie było tajemnicą, że Dwór Malfoyów miało jedną z największych prywatnych bibliotek na świecie – co oznaczało, że Draco musiał zabrać ze sobą choć część zbiorów. Za tymi drzwiami mogły być rzadkie, pierwsze wydania książek…

– Mam całe drugie piętro, Granger. I jutro jest twoje, jeśli tylko zechcesz zostać na śniadanie.

Przygryzła wargę, próbując powstrzymać uśmiech. 

– Tak… Myślę… myślę, że bym chciała. Ale tylko dla książek, nie musisz czuć się zobowiązany, by mnie karmić. Dziękuję.

To było dziwne – dziękować mu za zaproszenie do biblioteki po wszystkim, co razem zrobili – ale on nie wydawał się speszony jej rumieńcem. Przewrócił oczami, jakby dokładnie tego się po niej spodziewał, i znowu spojrzał w sufit.

– Mam ogromną słabość do słodyczy – kontynuował, ignorując jej uwagę o śniadaniu. – Moja matka tego nienawidzi, a ja do dziś nie mogę wejść do Miodowego Królestwa bez nadzoru.

– Nie gadaj – zaśmiała się, podpierając się, żeby spojrzeć, czy mówi poważnie. On tylko wzruszył ramionami. – Co jeszcze?

Teraz, gdy zaczął się otwierać, chciała kopać głębiej – tak głęboko, jak jej pozwoli. Chciała zatopić w nim dłonie, poczuć pod palcami strukturę tego, kim był – jakby przewracała kartki starej księgi.

– Jestem lekkim śpiochem. Wolę herbatę od kawy, bo kofeina sprawia, że drżą mi ręce. Theo kiedyś aportował mnie na środek mugolskiego Rzymu, wepchnął mnie w tłum turystów i po prostu tam zostawił, bo pewnego ranka byłem dla niego opryskliwy.

Hermiona wybuchnęła śmiechem, wyobrażając to sobie. 

– Co zrobiłeś?

– Udawałem, że się zgubiłem, co nie było trudne – szturchnął ją, gdy znów zachichotała. – Zszedłem w pierwszą lepszą alejkę, żeby spróbować się aportować z powrotem, ale trafiłem na niesamowitą, maleńką księgarnię, ukrytą z dala od głównego szlaku. Całkowicie pusta. Spędziłem tam całe popołudnie, przeglądając mugolskie książki z właścicielem.

– I jak było? – zastygła w bezruchu, wstrzymując oddech w oczekiwaniu na jego odpowiedź.

– To było… – Draco zawahał się. – Jedno z najlepszych doświadczeń w moim życiu, szczerze mówiąc. On nie miał pojęcia, kim jestem. Nie byłem Malfoyem. Ani przestępcą. Nikim. Byłem tylko zagubionym turystą, szukającym nowej książki.

Cisza otuliła ich na nowo. Hermiona zamknęła oczy, ignorując ucisk w klatce piersiowej i gardle. 

– I znalazłeś jakąś?

– Kilka – zaśmiał się cicho, jego ton był lżejszy niż wcześniej. – Więcej niż kilka. Wracałem tam co tydzień przez prawie rok, kupując wszystko, co był skłonny mi sprzedać. Gdy tylko opróżniłem jego półki, zamknął sklep i przeszedł na emeryturę. Coś wspominał o nagłym przypływie gotówki.

– To brzmi podejrzanie wygodnie – mruknęła Hermiona.

– Bardzo – zgodził się. – A ty?

– Czy wykupiłam jakiegoś włoskiego księgarza? Nie, raczej nie – rzuciła z rozbawieniem.

Draco parsknął, ale nie musiała na niego patrzeć, by wiedzieć, że znów przewrócił swoimi oczami. Gdy rozmowa zrobiła się lżejsza, zastanowiła się nad własnymi odpowiedziami.

– Potrafię zasnąć praktycznie wszędzie. Lubię czarną kawę, to jedyna rzecz, która potrafi mnie obudzić. Lubię słodycze, ale nie aż tak bardzo, a od czasu wojny nie miałam wielu okazji do podróżowania – poza wizytą w Australii u rodziców. Uwielbiam gotować, ale robię to po mugolsku, bo tak nauczyła mnie moja mama.

Ku rozczarowaniu Molly Weasley, która nigdy nie mogła pojąć, dlaczego Hermiona upiera się przy ręcznym siekaniu składników i mieszaniu – jak przy warzeniu eliksirów – zamiast użyć zaklęcia.

– Ja jestem okropnym kucharzem. Mam ekipę opłacanych skrzatów, która co tydzień uzupełnia mi lodówkę, żebym nie umarł z głodu. Żałosne, naprawdę.

Na jego dramatyzowanie przewróciła oczami, ale poklepała go po piersi i wtuliła się jeszcze mocniej. – Biedny, smutny człowieku.

Ciepło jego ciała i koc otulający ich sprawiały, że zaczynała robić się senna. Gdy Draco sięgnął ręką, by odgarnąć włosy z czoła, zostawił ją tam, opierając łokieć i spoglądając na nią z góry.

– Może kiedyś mnie nauczysz.

Zaskoczenie rozjaśniło jej twarz. 

– Serio?

Myśl o Draco uczącym się gotować… była zaskakująco przyziemna. Prawie nie potrafiła tego sobie wyobrazić, mimo że dobrze pamiętała jego zdolności do warzenia eliksirów.

– W końcu nauczyłem cię paru rzeczy, prawda? Wydaje mi się, że należy mi się przynajmniej tyle – dodał z szelmowskim uśmiechem, lekko szczypiąc ją w pośladek. – Ewentualnie mogę cię poprosić, żebyś gotowała dla mnie nago. Choć mogę się wtedy zbyt rozproszyć, żeby się czegoś nauczyć – może będziemy musieli kilka razy powtórzyć lekcję, zanim coś zostanie mi w głowie.

Hermionie natychmiast zaschło w ustach, a serce przyspieszyło. To było absurdalne – coś tak podstawowego i seksistowskiego nie powinno być pociągające. A jednak, jak większość jego sugestii podczas ich niepewnego układu… Tu nie chodziło tylko o to, co robili, ale o to, co wymieniali – kontrolę, moc, pożądanie.

Z rumieńcem odwróciła swój wzrok i poruszyła nogami. W jego oczach znów pojawiło się to ciepło – ciemne, obiecujące – i nie potrafiła mu odmówić.

Gdyby spróbował, droczyłaby się z nim, aż znowu by za nią oszalał. Aż pochyliłby ją nad marmurowym blatem w swojej otwartej kuchni i przeleciał ją tam, gdzie odbicie ich ciał widniałoby w oknach nad miejskim horyzontem – zbyt wysoko, by ktokolwiek mógł to zobaczyć.

Rzuciła mu figlarne spojrzenie. 

– Może… Ale tylko jeśli na to zasłużysz.

Rysy Draco złagodniały w ledwo powstrzymywanym uśmiechu, gdy przyciągnął ją bliżej, zaledwie kilka centymetrów od swoich ust.

– Och, myślę, że sporo sobie zasłużyłem, prawda? – zapytał, muskając jej usta.

Chapter Text

Czuła się, jakby unosiła się w powietrzu, otulona najmiększymi prześcieradłami na łóżku z piór. Wszystko było piękne, lekkie i ciepłe, aż po same dłonie, które pieściły jej ciało od stóp do głów. To było niesamowite doznanie.

Silne palce wędrowały po jej ramionach, kreśląc linie i zataczając kółka ze stałym naciskiem, lecz ona wciąż trzymała oczy zamknięte. Całe jej ciało było ciężkie i nasycone błogim uczuciem, i nie było powodu, by się spieszyć do osiągnięcia pełnej świadomości. Nawet w półśnie zdawała sobie z tego sprawę. Dryfowała w przestrzeni pomiędzy snem a jawą, opierając się wołaniu poranka, by jeszcze kilka minut napawać się komfortem łóżka Draco. Cokolwiek się działo, musiało być dalszym ciągiem snu, z którego nie zamierzała dobrowolnie się wyrywać.

Jego dłonie przesunęły się w dół jej brzucha, ściskając, badając rozpiętość jej żeber i smukłość jej talii. Jego kciuk pocierał jej biodro, masując wrażliwe miejsce, a zaraz potem poczuła dotyk czegoś miękkiego. Ciepłego.

Hermiona westchnęła.

Nacisk trwał, otaczając jej uda i schodząc aż do jej kolan. Przemierzył łydki, a ona poruszyła się niespokojnie na prześcieradle. Jej nogi były szeroko rozchylone, niemal rozpostarte, lecz spokojne, przesuwające się po niej dłonie powstrzymywały ją przed kwestionowaniem pozycji, w której spała.

Nacisk powoli narastał, oplatając jej ciało niczym pełne objęcie. Nie mogła się powstrzymać i rozluźniła się, a jej kończyny wciąż ciężkie i obolałe po nocy, bezwładnie opadły. Czuła się cudownie, jakby zanurzała się w ciepłej kąpieli, otoczona ze wszystkich stron poczuciem bezpieczeństwa.

Miękkie pocałunki zasypały jej brzuch, otoczony wciąż tymi samymi silnymi dłońmi. Długie palce przesuwały się po jej talii, w górę ku jej piersiom, niosąc ze sobą ciepło. To były pocałunki, dotarło to do niej w półśnie. Wydychając ciche, pełne ulgi westchnienie, Hermiona poruszyła się znów, pragnąc więcej. Coś ją jednak powstrzymywało, przytrzymując w miejscu, i w jej śpiącej jeszcze świadomości zaczęła przebijać się nuta dezorientacji.

Dłonie na jej biodrach, masujące jej obolałe mięśnie po bokach. Ale było też coś jeszcze — coś, co chwytało jej skórę. W jakiś sposób, w tym śnie, on był wszędzie.

Draco. Zapach Draco, jego łóżko, jego prześcieradła, wszystko ją otulało. Znała dotyk jego rąk, nawet we śnie. Jego usta, sposób, w jaki całowały jej biodra. Jego zęby, muskające wrażliwe miejsca po poprzednim wieczorze. Czy leżała na czymś w jego łóżku? Przesunął się niżej, zostawiając na jej skórze mokre pocałunki, które chłodziły jej skórę w zetknięciu z powietrzem. Pocałunek po wewnętrznej strony uda sprawił, że się wzdrygnęła. Kolejny, jeszcze bliżej miejsca, które pulsowało tęsknotą. Znane ciepło narastało między jej nogami, pulsując pragnieniem, ale on się nie spieszył. Całował i ssał jej uda, jego usta poruszały się w niemym szepcie słów, których nie mogła dosłyszeć.

Czuła ich ruch na swojej skórze, czuła, jak pomiędzy pocałunkami przesyłał jej wyznania niemal jak modlitwy. Hermiona znów się poruszyła, niespokojna. Jej puls przyspieszał, tętnił w jej żyłach i pulsował w palcach. Naprężenie narastało, kręcąc się i spiralnie zaciskając w jej podbrzuszu — i czuła to.

Muśnięcie czegoś miękkiego w jej centrum. Nie całkiem tam, gdzie tego chciała — gdzie potrzebowała — więc uniosła swoje biodra, szukając dotyku.

Cichy śmiech przyciągnął ją bliżej powierzchni świadomości.

Hermiono. Jej imię.

Hermiono.

No już, kochanie. Wiem, że chcesz się obudzić.

Draco? Brzmiał tak jakby był blisko niej. Tak prawdziwie.

Kolejne muśnięcie krawędzi jej cipki, jeszcze nie całkiem się w niej zanurzając. Leciutki pocałunek tuż nad nią, a ona naprężyła się w poszukiwaniu więcej. Jego usta. Jego usta. Potrzebowała ich. Wynagrodził jej cierpliwość pojedynczym liźnięciem, a ona poczuła drżenie własnego jęku w gardle. Tak, potrzebowała więcej.

– Hermiono – Kolejny cudowny ruch wślizgnął się do jej wnętrza, a jej ciało zrobiło się jeszcze bardziej wilgotne.

Jego głos stał się wyraźniejszy, głośniejszy, rozbijając się o senne otępienie. Nie, zaprotestowała w duchu, rozpaczliwie próbując zanurzyć się z powrotem w ten cudowny stan, gdzie wszystko było tak dobre. Coś ciągnęło jej ramiona, przytrzymując je nad jej głową. Kolejny ciepły ślad języka przesunął się w górę i wokół jej łechtaczki, drażniąc ją w taki sposób, że całe jej ciało się naprężyło. Nie mogła się ruszyć, ograniczona czymś, co ją przytrzymywało, i wciągnęła gwałtowny oddech, gdy pełna świadomość nagle do niej wróciła.

– No jesteś.

Głos Draco całkowicie wyrwał ją ze snu, a ona rozejrzała się wokół mętnym wzrokiem, mrugając, próbując przebić się przez ciężkość swoich powiek. Pochylał się nad nią, obiema dłońmi obejmując jej ciało, i złożył kolejny pocałunek na jej brzuchu, podczas gdy ona próbowała pojąć, co się dzieje.

Zaraz, co to było na jej piersi?

— Dzień dobry — przywitał się, jego głos był niski i ochrypły od snu, gdy przycisnął pocałunek wprost na jej łechtaczkę. Zadrżała, a jej skóra pokryła się gęsią skórką od widoku i dźwięku rozgrywającego się między jej nogami. Jego włosy wciąż były potargane po nocy, odrzucone do tyłu, nie starannie ułożone jak zwykle, i widok przystojnego, rozczochranego Draco Malfoya o poranku był niemal wystarczający, by odciągnąć jej uwagę od tego, co oplatało jej ciało.

Czarne liny na jej ramionach, splecione na piersi wokół jej biustu. Naciągnięte mocno wzdłuż boków i wokół jej bioder, obejmujące uda aż po łydki, rozchylając jej nogi tak, by Draco mógł klęczeć między nimi.

Shibari. Nawet jej senna jeszcze świadomość rozpoznała tę sztukę wiązania linami.

Paniczny niepokój wezbrał w jej piersi, spojrzała z powrotem na Draco, lecz jedyną odpowiedzią, jaką otrzymała, było kolejne długie, powolne liźnięcie. Nie odrywał od niej wzroku, trzymając jej spojrzenie, podczas gdy jego język krążył wokół wrażliwego skupiska jej nerwów.

— C-co ty robisz? — Jej własny głos był zduszony, czy to z powodu pozostałości snu, czy przez nagłe, palące pożądanie pulsujące między jej udami, ale szarpnęła się w więzach. Te jednak nawet nie drgnęły.

Draco odsunął się odrobinę, obdarzając ją leniwym uśmiechem, przesuwając wzrokiem w górę po jej ciele.

— Delektuję się moim śniadaniem — odparł.

Hermiona wstrzymała oddech.

Draco nieznacznie zmienił uchwyt, przesuwając kciuki, by jeszcze szerzej ją rozchylić, a potem przycisnął wargi do jej łechtaczki. Ssał lekko, z delikatnymi muśnięciami języka, i uśmiechnął się, gdy nie zdołała powstrzymać niskiego jęku, który wyrwał się z jej piersi.

— Wiem, że to niegrzeczne budzić gościa, kiedy jeszcze śpi — powiedział, jego głos wibrował na jej ciele, wywołując kolejną falę doznań — ale straciłem już cierpliwość. Będziesz musiała wybaczyć mi tę niedyskrecję.

— Dlaczego… — zaczęła, szarpiąc się w więzach, ale liny wciąż trzymały ją pewnie. Skupienie się na uwolnieniu było niemal niemożliwe, gdy jego usta robiły takie cudowne rzeczy z jej ciałem, a ona zmagała się ze sobą, z trudem walcząc z falą rozkoszy. — Uwolnisz mnie?

Zaśmiał się cicho na jej błaganie.

— Mówiłem ci wczoraj wieczorem, że rano zrobię z tobą, co będę chciał, prawda? — przypomniał jej. — A oto, czego chcę. Ciebie rozpostartej na moim łóżku, mokrej i spragnionej.

Hermiona jęknęła przeciągle, gdy znów pochylił się nad nią, a jego środkowy palec zanurzył się w jej wnętrzu, dostosowując swój rytm do ruchów swojego języka. To było dla niej niemal zbyt wiele, to uczucie więzów na ciele, ssających ust na jej spuchniętych wargach — a ona była już tak wilgotna, że czuła, jak strużki spływają po jej pośladkach. To oznaczało, że pieścił ją jeszcze zanim się obudziła. Jęknęła ponownie, poruszając swoimi biodrami, niepewna, czy próbuje się od niego oddalić, czy wręcz przeciwnie — przyciągnąć go jeszcze bliżej.

— Och? — zakpił, wyraźnie rozkoszując się jej reakcją. Szok związany z nagłym przebudzeniem powoli ustępował pod naporem przyjemności z powodu jego ust między jej nogami, a Hermiona nie była w stanie oprzeć się pokusie, by się temu poddać. Jej umysł szybko przestawiał się z sennego otępienia na bycie rozpalonym pożądaniem, poddając się tej chwili, zanim jeszcze zdążyła pomyśleć.

— Muszę przyznać, że dawno nie miałem tak wykwintnego śniadania — mruknął.

— Draco — jęknęła, szamocząc się w więzach, a wtedy coś błysnęło w świetle, przyciągając jej uwagę. Spojrzała w bok i zobaczyła srebrną tacę spoczywającą na prześcieradłach obok nich. Starannie ułożone znajdowały się na niej różne potrawy — plasterki owoców, świeże croissanty, jajka i więcej. Na stoliku nocnym stały dwie białe karafki, z których unosiła się smużka pary.

Merlinie. Była zgubiona.

Jego śmiech zawibrował między jej udami.

 — Myślałaś, że żartowałem?

Jej przytaknięcie rozpłynęło się w kolejnym jęku, gdy dodał drugi palec. Miała nadzieję, że żartował, przynajmniej trochę. Żaden mężczyzna nigdy wcześniej nie zmusił jej, by tak szeroko rozchyliła uda, by mógł ją pożerać w miejsce prawdziwego śniadania. Ale z drugiej strony — Draco wielokrotnie udowadniał, że nie był jak inni. Raz za razem rozkoszował się obalaniem jej oczekiwań.

Gdy ponownie spojrzała na niego, ich spojrzenia się spotkały. Obserwował ją, jego oczy wędrowały po jej ciele, podczas gdy on sam pracował ustami na jej łechtaczce, używając swojego sztywnego czubka języka, by wsunąć się pod jej wargi. Gdy jej powieki opadły, on się cofnął.

— Patrz na mnie, Hermiono. Chcę, żebyś patrzyła.

Przyjemność przeszyła ją jak błyskawica na to polecenie, a więzy tylko potęgowały napięcie narastające w jej podbrzuszu. Z trudem zmusiła się do skupienia wzroku na tym, co działo się między jej udami, i wciągnęła kolejny, płytki oddech. 

Nie było już Draco z poprzedniego wieczoru, który tulił ją i całował, powoli kochając się z nią w swoim łóżku bez cienia dominacji. Tego Draco, który nie chciał dojść, bo bał się, co przyniesie świt. Nie było już w nim lęku ani wrażliwości w jego oczach — zastąpiła je pewność siebie mężczyzny, który dokładnie wiedział, czego chce, i jak to osiągnąć.

Jej serce lekko zadrżało na to odkrycie, lekko studząc jej podniecenie.

— Draco — spróbowała ponownie, dławiąc się cichym jękiem, gdy spłaszczył swój język i zmienił technikę. — Proszę, uwolnij mnie. Ja... ja będę grzeczna.

Uniósł brew, odsuwając się od niej nieco ustami, choć jego palce ani na moment nie zwolniły — wciąż penetrowały ją w powolnym, niemal torturującym rytmie. Budował w niej rozkosz, nawet gdy ze sobą rozmawiali.

— Ale przecież już jesteś taka grzeczna, kochanie — mruknął.

Hermiona przygryzła dolną wargę. Nie chciała tego mówić — teraz w świetle dnia brzmiałoby to zbyt błagalnie . Co innego desperacko pragnąć go po rozłące, a co innego pozwolić sobie na to teraz, kiedy on tak wyraźnie wrócił do swojej dominującej roli. Ale był ku temu powód, ten sam który czuła, jak rozchodzi się w jej klatce piersiowej, sącząc się do żył, aż całkowicie pochłonął jej serce.

Strach.

Oboje się bali. Hermiona Granger, Najbłyskotliwsza Czarownica Swojego Pokolenia, nie potrzebowała wielkiego wysiłku, by to dostrzec.

— Nie chcesz, żebym ci pokazała, jaka potrafię być grzeczna? — rzuciła mu wyzwanie.

Zawsze uważała się za doskonałą uczennicę, ale Draco okazał się mistrzem w roli nauczyciela. Jeśli tego właśnie chciał — potrzebował — ona mu to da. Dla nich obojga.

Kiedy jego dłoń zwolniła, a palce rozluźniły uścisk, niemal się uśmiechnęła. Ale opanowała się, zdeterminowana, by nie zdradzić mu zbyt wiele, dopóki nie odzyska wolności.

Zamiast wycofać swoje palce całkowicie, Draco pozwolił im pozostać w niej, a ona poczuła, jak zaciska się wokół niego. Jej wnętrze zadrżało od wypełnienia, już bez tarcia, ale wciąż narastającym żarem przez sposób, w jaki ją obejmował. Lekkie uniesienie kącika jego ust zdradzało, że czuł to samo.

— Och, myślę, że to aż nazbyt oczywiste, kochanie.

Wyzwanie było zbyt kuszące, by mogła je zignorować. Choć jej ruchy były ograniczone, cienkie liny dawały jej wystarczająco luzu, by mogła unieść swoje biodra, poruszając się na jego dłoni. Pozwoliła swoim nogom rozchylić się jeszcze szerzej, już bez szarpania się z więzami, patrząc mu w oczy, gdy pieściła się sama na jego palcach. Te wślizgiwały się i wysuwały łatwo, a ona westchnęła z ulgą na to tarcie.

Rozpustna. Spragniona. Należąca do niego.

W jednej chwili z jego twarzy zniknęła cała wesołość, a pozostało jedynie surowe pożądanie. Jabłko Adama podskoczyło mu podczas ciężkiego przełknięcia, a jego spojrzenie opadło, by śledzić jej ruchy.

— Wczoraj w nocy… to, co powiedziałaś. — Jego głos był głęboki, ale cichy w pustym pokoju, i zrobił krótką pauzę, zanim kontynuował. — Chcesz więcej. Co to znaczy?

Biodra Hermiony niemal się zatrzymały.

— Ty… ty… co?

Gdy jego oczy z powrotem zatrzymały się na jej twarzy, poczuła się przygnieciona pod jego spojrzeniem. Serce zamarło jej w piersi, a przestrzeń pod żebrami wypełniła się niepokojem. Łatwiej było mu to pokazać, niż powiedzieć na głos. Powtórzyć coś, co tylko potwierdzało jej własne niedoskonałości. To, że była samotna i pragnęła go bardziej, niż kiedykolwiek powinna. Że, chociaż wszystko zaczęło się jako eksperyment, przedłużenie jej badań, to już dawno przestało nim być. To było coś więcej.

— Powiedziałaś, że pokażesz mi, jaka potrafisz być grzeczna, prawda? — jego głos był cichy, ale nieznoszący sprzeciwu. — Więc bądź moją grzeczną dziewczynką i odpowiedz na moje pytanie. Może wtedy pomyślę o uwolnieniu cię z tych więzów.

Podkreślił swoje słowa mocnym ruchem palców, wpychając je głęboko, aż znów poczuła chłodny metal jego pierścieni. Jego długie, głęboko wchodzące w nią palce trafiały w miejsca, których sama nigdy nie była w stanie dosięgnąć, i z jej ust wyrwał się urywany jęk, mimo że próbowała zachować swoje opanowanie. Gdy nie odpowiedziała od razu, jego palce zaczęły zataczać powolne kręgi w jej wnętrzu, doprowadzając ją do szaleństwa.

— Och, och, kurwa… — jej ciało zesztywniało, odpowiedź niemal wyślizgnęła się z jej ust. — Proszę, Draco, nie…

— Chcę to usłyszeć — powiedział cicho.

Kiedy dalej milczała, przygryzając wargi, by nie wydać z siebie ani słowa, posunął się jeszcze dalej.

— Masz swoje hasło bezpieczeństwa, wiesz o tym. Możesz je wypowiedzieć w każdej chwili, jeśli to będzie dla ciebie za dużo.

Delikatne przypomnienie sprawiło, że pokręciła głową, mimo pracy jego palców w jej wnętrzu.

— Ty też możesz — wyszeptała.

On także miał prawo użyć bezpiecznego hasła. Ale oboje byli zbyt uparci, zbyt zdeterminowani, by wygrać. To przeciąganie liny było właśnie tym, co czyniło wszystko tak cholernie intensywnym. I wiedziała, że żadne z nich nie ustąpi.

— A jednak oboje wiemy, że tego nie zrobimy — zaśmiał się cicho, nie przestając jej pieścić, penetrując ją na tyle głęboko, że jej kręgosłup wyginał się w łuk.

Starając się nie stracić resztek swojej przytomności, wzięła kilka głębokich oddechów, ale jej głos i tak zadrżał, gdy w końcu przemówiła.

— Nie możesz mi po prostu zaufać?

Wiedziała, że igra z ogniem, i widziała to w jego spojrzeniu. Rzucając mu jego własne słowa, ryzykowała. Ale skoro na początku ledwo wierzył jej na słowo, a teraz używał seksu, by zmusić ją do otwarcia się — miała tego dość. Zwłaszcza że dopiero teraz zaczęła rozumieć, jak bardzo to on był w sobie zamknięty.

Draco znieruchomiał, unosząc brew. Nie odpowiedział, za to wyciągnął rękę spomiędzy jej ud i sięgnął wyżej, rozsmarowując jej wilgoć na jej stwardniałych sutkach. Hermiona westchnęła na to nagłe uczucie, a jej klatka piersiowa uniosła się, gdy gwałtownie zaczerpnęła powietrza, próbując uspokoić swoje szaleńczo bijące serce. Sięgnął na lewo, wyciągając różdżkę spomiędzy pościeli. Przyłożył jej czubek do jej mostka, nie odrywając od niej spojrzenia, i zaczął zataczać kółka na jej skórze.

Jej gardło zacisnęło się. Krew szalała w żyłach, zalewając ciało falą gorąca. Czy to był strach, czy podniecenie — nie była pewna. Oba, zrozumiała, gdy upajający koktajl adrenaliny i przyjemności uderzył w podstawę jej kręgosłupa.

Z końca jego różdżki wystrzeliły liny — cienkie i czarne, takie same jak te, które oplatały jej ciało. Nie patrzył na nie, bo całą uwagę poświęcał jej. Magiczne więzy owinęły się trzykrotnie wokół jej żeber, po czym wspięły się na jej kark. Nie ograniczały jej dalszej swobody, raczej zdobiły jej ciało. Jak biustonosz, lecz bez miseczek, zbierały jej piersi, unosząc je i przyciągając razem, tworząc ciężkie, napięte krągłości. Jej sutki stwardniały jeszcze bardziej.

Kiedy wszystko było na swoim miejscu, odrzucił różdżkę i sięgnął po coś ze stojącej obok tacy. Mały szklany słoiczek z gęstym, bursztynowym płynem.

Miód. 

Zrozumiała w chwili, gdy zanurzył w nim małą łyżeczkę i wyciągnął kroplę, która leniwie spłynęła z powrotem do środka.

— Skoro nie chcesz rozmawiać — mruknął, nachylając się nad nią — wrócę do śniadania. Umieram z głodu.

Dopiero wtedy oderwał od niej wzrok, pochylając się, by rozlać cienką strużkę miodu na jej sutek. Wciągnęła gwałtownie powietrze na to lekkie, łaskoczące uczucie, a on powtórzył to samo na drugiej piersi. Jakby dodawał miodu do herbaty albo na bułeczkę — starannie i dokładnie, zanim rozsmarował go po skórze tyłem łyżeczki.

Hermiona niemal krzyknęła od uczucia chłodu. Czuła, jak krew pulsuje w jej piersiach, sprawiając, że jeszcze bardziej nabrzmiewały, napinając liny. Dodatkowe doznania tylko pogarszały sprawę. A może polepszały. Sama już nie wiedziała.

Ciepło jego ust sprawiło, że szok zamienił się w jęki rozkoszy. Objął ustami cały jej sutek, ssąc i liżąc jej pierś, pochylony nad jej ciałem. Jego penis wisiał pomiędzy nimi — twardy, zaróżowiony — ale on nie dotykał siebie. Całą swoją uwagę skupiał na niej, prowadząc język pewnymi, długimi pociągnięciami po jej skórze.

— Przepyszna — wymruczał, nie odrywając ust od jej piersi.

— Draco — jęknęła błagalnie.

Podniecenie rozlewało się po jej ciele, narastając w powolnym, dojmującym bólu między jej udami. Bez jego dłoni, bez żadnego tarcia, była bezradna.

— Proszę, dotknij mnie.

— Jestem — odpowiedział, nawet na nią nie patrząc. Zmienił technikę, muskając czubek jej sutka lekkimi ruchami swojego języka. — Czy to ci nie wystarcza?

Był okrutnym człowiekiem.

Nie przestając jej pieścić, wyssał każdy ślad miodu z jej piersi, po czym ponownie wciągnął jej sutek do swoich ust. Prześlizgnął go między zębami, lekko przygryzając, aż Hermiona zaczęła wyginać się w jego stronę, wydając z siebie przeciągłe jęki bólu i rozkoszy. Czuła, jak jej sutek pulsuje na jego języku, rytmicznie, w idealnej synchronizacji z jej bijącym sercem i pulsowaniem między jej udami.

Myśli kłębiły się w jej głowie i nie była już pewna, jaka była ich gra. Czego on właściwie chciał? Jedyne, co potrafiła teraz poczuć, to jego gorące usta na swojej skórze i dotkliwy brak jakiegokolwiek tarcia między swoimi nogami. Ból narastał, stając się coraz trudniejszy do zniesienia.

Zaufaj mu. Zaufaj mu, przypominała jej podświadomość. Daj mu to, czego chce. Bądź grzeczna.

— Ja… — jęknęła, niemal tracąc przytomność, gdy Draco odsunął się, by dmuchnąć chłodnym powietrzem na jej sutek. — Powiem to, jeśli ty też.

Na te słowa jego głowa gwałtownie się uniosła, a jego oczy zapłonęły, gdy spotkały się z jej spojrzeniem.

— Powiesz co? — zapytał ostro.

To było ich rytuałem. Targowali się. Ona pchała, on ciągnął.

— Cokolwiek, czego szukasz.

Ona wiedziała. Ale chciała, by to on sam to wypowiedział. Na krótką chwilę dziwne uczucie przemknęło przez twarz Draco — tak szybko, że nie zdążyła wychwycić jego znaczenia, zanim ponownie przybrał swoją maskę opanowania. Usadowił się wygodniej i podniósł w geście wyzwania.

Hermiona nigdy nie czuła się tak potężna. Nawet związana, rozciągnięta na jego łóżku, podczas gdy on zlizywał miód z jej piersi.

— Wiesz, czego chcę — powiedział. — Daj mi to, a uwolnię cię z tych więzów.

Teraz, gdy mieli między sobą odrobinę przestrzeni, potrafiła prawie złożyć swoje myśli w całość.

— Może podobają mi się te więzy — odparła, próbując odebrać mu jakikolwiek oręż. I, prawdę mówiąc, rzeczywiście tak było. Stały, lekki nacisk na skórze wyzwalał w niej przypływ endorfin. Czuła się bezpieczna, choć była zupełnie naga i rozłożona na jego łóżku. — Chyba zmieniłam zdanie.

— Och? — uniósł brew z udawanym zdziwieniem. Sięgnął po połówkę truskawki z tacy i ujął ją między palcami. Z zupełnym spokojem przeciągnął owocem po jej drugim, jeszcze nietkniętym sutku, aż ten lśnił od miodu rozsmarowanego na jej skórze.

— W takim razie… — przerwał na chwilę, pochylając się nad nią i przykładając truskawkę do jej ust. Czekał, aż je otworzy, pozwalając mu wsunąć owoc na jej język. — …mogę cię tu trzymać cały dzień, pieprząc cię tak długo, jak tylko zechcę.

Żując powoli słodką truskawkę, Hermiona delektowała się jej smakiem, zanim ją przełknęła.

— Nie widzę w tym groźby, Draco.

Na te słowa uśmiechnął się szeroko, przygryzając dolną wargę, i sięgnął po kolejny kawałek owocu, który podał jej w taki sam sposób jak wcześniej.

— Och, myślę, że nie zrozumiałaś, skarbie — wymruczał. — Nie powiedziałem, że pozwolę ci dojść.

Jej pewność siebie natychmiast się zachwiała. Nie kłamał — już wcześniej udowodnił, że doskonale znał się na tej formie tortury.

Zauważył moment, gdy dotarło do niej znaczenie jego słów, i uśmiechnął się jeszcze szerzej, karmiąc ją kolejnymi kęsami owoców. Przyjmowała każdy kawałek z jego dłoni, oplatając jego palce ustami i wysysając sok z owoców. Choć nigdy wcześniej nie była karmiona w ten sposób, czuła, że Draco z pewną czułością wybiera dla niej najlepsze kawałki. Było w tym coś opiekuńczego, nawet jeśli robił to tylko po to, by ją torturować.

— I jeszcze nie widziałaś, Hermiono, jak długo potrafię wytrzymać — powiedział cicho, pozwalając swojemu spojrzeniu przesunąć się po linach oplatających jej ciało. — Lubię rozkoszować się swoimi przysmakami. A teraz… — jego głos stał się niemal rozmarzony — …wyglądasz jak prezent, któremu chciałbym poświęcić całą moją uwagę.

Dreszcz przeszył jej ciało.

Po chwili sięgnął po kolejny plasterek truskawki i przeciągnął nim przez lepiący się od miodu ślad na jej piersi, po czym zsunął język z powrotem na jej skórę, by zebrać nadmiar słodyczy. 

— Spójrz na siebie — mruknął. — Narobiłaś sobie niezłego bałaganu, prawda?

Draco przesunął się, ustawiając się między jej nogami i pochylił się nad nią. Nie wszedł w nią — pozwolił jedynie, by główka jego penisa spoczęła tuż przy jej wejściu. W miejscu, gdzie mogła go poczuć.

— Draco… — jęknęła ostrzegawczo. Kiedy jego usta zaczęły składać pocałunki na jej piersi, a jego wargi lśniły od miodu, prawie straciła nad sobą panowanie. Któreś z nich musiało się złamać, ale ona musiała wytrwać.

— Powiedz mi, czy mówiłaś poważnie — kusił, delikatnie ocierając się o nią. Główka jego penisa wsunęła się między jej wilgotne fałdki, przesuwając się aż niemal do łechtaczki, zanim znów się wycofał.

Hermiona zamrugała, zmuszając się, by skupić swój wzrok na suficie, zamiast na tym, jak jego język krążył wokół jej sutka. Z dodatkowym, choć minimalnym tarciem jego ciała było jeszcze trudniej niż wcześniej. Jęk cisnął się jej na usta, ale powstrzymała go, zmieniając go w pytanie.

— Mówiłeś poważnie?

Poprzedniego wieczoru oboje wypowiedzieli słowa podszyte namiętnością, w bezpiecznym mroku nocy, ukryci wśród pocałunków i pieszczot. Wtedy było łatwiej. Bezpieczniej. Teraz, gdy słońce wzeszło i obnażyło całą ich relację — czymkolwiek ona była, lub nie była — nie zamierzała być jedyną osobą wystawioną na cios.

Po jej pytaniu zapadła cisza. Hermiona wzięła głęboki oddech i spojrzała mu w oczy.

Nie musisz się bać. Nie przede mną. Chciała powtórzyć jego własne słowa, ale zamiast tego przygryzła wargi, smakując na nich miód i owoce.

Szare oczy przeszywały ją spojrzeniem. Coś musnęło jej świadomość — jak piórko przesuwające się po jej umyśle, lekki nacisk między oczami. Ale tak szybko jak przyszło, tak łagodnie jak wyciągnął ku niej swoją dłoń, Draco się wycofał.

— Może pokazałabyś mi to, skoro nie potrafisz ubrać tego w słowa — zaproponował.

Hermiona zesztywniała. Może jednak miała powody, by się bać. Strach ścisnął jej pierś, przedzierając się przez mgłę podniecenia.

— Zrobiłbyś to? — zapytała, starając się ukryć napięcie w swoim głosie, poruszając biodrami w jego stronę, ocierając się o niego. Jej serce biło w chaotycznym rytmie. 

Miała za dużo w głowie — zbyt wiele rzeczy, których nie była gotowa mu pokazać. Nie była wystarczająco wyćwiczona, by ukryć to, co powinno zostać głęboko zakopane. Przez lata słyszała od Harry’ego, że powinno się przywoływać nieistotne wspomnienia, by odwrócić uwagę od tych naprawdę ważnych. Ale w jej przypadku wszystkie wspomnienia były zbyt ważne. Jej uczucia do niego. Pragnienie czegoś więcej. Bycia jego — w pełni, bez zastrzeżeń — choć wiedziała, że nie mogła, dopóki nie pozna całej prawdy. Całej historii, bez żadnej cenzury.

— Nie bez twojej zgody — zapewnił, odwracając spojrzenie i wracając do obsypywania jej piersi pocałunkami. Ulga spłynęła na nią niczym ciepły deszcz.

Gdy jego usta zamknęły się wokół jej sutka, Hermiona rozluźniła się. Musiała podtrzymać ich grę.

— Zawsze możesz pozwolić mi zajrzeć w swój umysł — zaproponowała z uśmiechem.

Draco roześmiał się lekko.

— Nie potrafisz.

— To mnie naucz. Podobno jestem bardzo, bardzo pojętną uczennicą.

— Jesteś prawdziwym utrapieniem — zaśmiał się, przygryzając spodnią część jej piersi tak mocno, że jęknęła. Mimo żartobliwego tonu jego biodra zaczęły poruszać się bardziej zdecydowanie, rytmicznie ocierając się o jej ciało. Jego penis, wciąż twardy, przesuwał się w górę, do łechtaczki, i w dół, do jej wejścia, z każdym ruchem zanurzając się tylko na tyle, by wywołać u niej drażniący nacisk, po czym znów się wycofywał. To było szaleństwo.

— Kochasz to — parsknęła, ale jej żart spotkał się z ciszą.

Draco uniósł głowę. Jego gardło ściśnięte było emocjami, a ciało znieruchomiało.

— Może jeszcze nie — zaczął cicho, głosem niższym niż szept. Spuścił wzrok, zanim kontynuował: — Ale coś bardzo bliskiego tego.

Szok rozlał się po jej ciele, pozbawiając ją zdolności do jakiejkolwiek logicznej reakcji.

— Tego chciałaś się dowiedzieć? — Draco mówił dalej. — Że chcę cię nie tylko na sobotnie noce? Że wiem, iż nie powinienem, choć to miał być tylko seks? Że od tygodni nie mogę przestać o tobie myśleć, nienawidząc siebie za to, że nie mam prawa pragnąć cię w taki sposób? Że za każdym razem, gdy się tak czuję, mam wrażenie, że cię wykorzystuję…

— Draco — przerwała mu Hermiona. — Nie… Nie wykorzystujesz mnie. Ani trochę.

Pokręcił głową, jego szczęka była zaciśnięta.
— Po prostu... Potrzebuję, żebyś mi powiedziała, Hermiono. Powiedz, że nie jestem w tym sam. Że nie wyobrażam sobie tego, co jest między nami.

Jej serce napełniło się uczuciem, mimo strachu, który dostrzegła w jego rysach. Tego samego strachu, który tlił się tuż pod powierzchnią w jej własnej piersi. Strachu, że mogliby wzajemnie wyrządzić sobie nieodwracalną krzywdę, nie zdając sobie sprawy, jak głęboka jest ich więź. Strachu, który jednak nieustannie kazał jej wracać po więcej, bo wszystko, co on miał jej do zaoferowania, było warte tego ryzyka. Czuła wobec niego znacznie więcej niż tylko strach. Poczucie winy. Podziw. Zachwyt. Przyciąganie. Wszystko to mieszało się w niej, tworząc emocję tak wielką i nieuchwytną, że nie mogła jej już dłużej ignorować, a dawne wątpliwości powoli się rozwiewały.

To nie było już tylko o seksie, o dominacji i uległości. Nie teraz.

— Nie jesteś sam — wyszeptała, a jej głos zadrżał. — Pomyliłam się co do ciebie na początku. I tak mi przykro. Tak bardzo się myliłam. Nie wiem, kiedy to się stało ani jak, ale ja też tego chcę, Draco. Chcę wszystkiego, co będziesz chciał mi dać. Chcę spróbować... tego, co jest między nami. Czymkolwiek to jest. Cokolwiek to znaczy. Ja też tego chcę.

Wiedziała, że mówi nieskładnie, a w oczach czuła pieczenie od nagromadzonych emocji, ale nie była w stanie się zatrzymać. To był jeden z tych rzadkich momentów w jej życiu, kiedy nie była przygotowana. Nie wiedziała, co to wszystko oznacza, co dla nich znaczyłoby bycie razem — ale wiedziała jedno: to nie było przelotne zauroczenie, chwilowy kaprys. To nie było tylko fizyczne spełnienie czy próba znalezienia rozwiązania dla jej sztywno zaplanowanego eksperymentu. Przez te wszystkie tygodnie spędzone razem zakochała się w Draco Malfoyu. Mimo ich różnic. Mimo że poza sypialnią wciąż znała go tylko częściowo. Mimo podejrzliwości wobec jego motywów w Ministerstwie i narastającego poczucia winy, które groziło, że w końcu się uwolni.
Oboje mieli swoje sekrety — a ona mimo to pragnęła go bardziej.

Hermiona była tak pochłonięta własną spiralą niepokoju, że ledwie zarejestrowała, jak Draco uniósł się, by złapać jej usta w pocałunku. Całował ją delikatnie, prowadząc jej wargi swoimi własnymi, jego spokojny oddech kontrastował z jej urywanym, szarpanym oddechem. To ją uspokoiło, rozplątując węzeł emocji w jej piersi, aż poczuła się znowu sobą. Jakby wiedział, że będzie potrzebowała tego dotyku, by wrócić na ziemię, przypomnienia o tym, co już mają i czym mogą się stać, jeśli tylko mu zaufa.

— Dziękuję ci — wyszeptał całując ją. Jego dłonie uniosły się, by objąć jej policzki, przechylając jej głowę, by dać sobie większy dostęp, a ona westchnęła, czując ciepły ciężar jego ciała na sobie. — Dziękuję.

Po chwili udało jej się uśmiechnąć.

— Nie musisz mi za nic dziękować, Draco. To prawda.

Prawda, którą mogła mu dać.

— Muszę — zaprotestował, odsuwając się. Jego lekki uśmiech odzwierciedlał jej własny — szczęśliwy, niemal spełniony. — Bo wiem, że to nie jest łatwe. Dla żadnego z nas.

Miał rację.

 Gdy odgarnął jej pojedynczy lok z czoła, zmarszczyła nos.

— To znaczy, że mnie w końcu uwolnisz z tych więzów? — spytała z nadzieją.

Natychmiast jego postawa zmieniła się w coś bardziej figlarnego. W oczach zamigotały mu iskierki, gdy spojrzał na nią oceniająco, zanim powoli pokręcił głową.

— Nie wcześniej, niż dopiero kiedy dostaniesz nagrodę za bycie taką grzeczną dziewczynką.

Komplement rozgrzał jej brzuch przyjemnym uczuciem.

— Ale przecież powiedziałeś...

— Powiedziałem — potwierdził, przesuwając ramiona tak, by móc schować głowę pod jej brodą. Jego usta odnalazły jej szyję, zostawiając na niej ciężkie pocałunki aż do obojczyka. — Ale nie mówiłem, że zrobię to natychmiast.

Jego uśmiech stał się jeszcze bardziej zadziorny, gdy znaczył pocałunkami ścieżkę w dół jej ciała. Zerknął na nią, wyzywająco, ale wiedziała, że lepiej nie sprzeciwiać mu się ponownie. Cokolwiek planował, będzie tego warte. Zawsze było.

Gdy zamiast walczyć, rozluźniła ciało, złożył pocałunek tuż poniżej jej pępka.

— Taka grzeczna dziewczynka, Hermiono. Moja najlepsza dziewczynka.

Mogłaby upić się samym jego pochwałami. Jej nogi zaczęły drżeć, gdy przesunął się niżej, jego dłonie muskające liny i odsłoniętą skórę jej ud. Jakby oceniał jej reakcje. Jakby nie wiedział już doskonale, co jego dotyk z nią robi. Nie przestawał obsypywać jej pocałunkami, nawet gdy znalazł się z powrotem między jej nogami. Całował każdy skrawek skóry, jakiego tylko mógł dosięgnąć — mokrymi pocałunkami, lekkimi pocałunkami, pocałunkami z zębami i językiem, muskał, ssał i lizał, aż była pewna, że przez kilka dni będzie nosić na skórze jego ślady. Jakby każdy znak był jego roszczeniem. I uwielbiała to.

Gorąco rozlało się po jej ciele, wzniecając na nowo jej pożądanie.
Mimo powagi ich wcześniejszej rozmowy, zdawało się, że czas się zatrzymał. Jej ciało wiedziało, że nie pozwoli jej czekać zbyt długo — była gotowa, gdy jego usta przesunęły się w stronę szczytu jej ud.

Draco nie tracił czasu. Używając kciuków, rozchylił jej wargi i zaczął lizać jej łechtaczkę. Delikatnie na nią dmuchał, przeplatając to miękkimi pociągnięciami języka i podmuchami powietrza, aż jej biodra zaczęły rytmicznie poruszać się, domagając się więcej. Skupił się na niej całkowicie, uważnie badając jej reakcje, powtarzając te ruchy, które sprawiały, że jęczała najgłośniej.
Jak wtedy, gdy delikatnie otoczył wargami czubek jej łechtaczki i muskał go końcówką języka. Gdy ssał z najlżejszym naciskiem, tak miękko, że czuła tylko pulsowanie rozchodzące się między jej nogami.

Hermiona krzyknęła przy każdej nowej fali doznań, jej biodra unosiły się i szukały więcej, podczas gdy on pracował nad nią ustami.

– Draco, proszę – błagała go. Jej cipka pulsowała z bólu, wewnętrzne ścianki drżały i zaciskały się w tęsknocie za naciskiem. Orgazm narastał i wiedziała, że nie potrwa to już długo. Nie była w stanie tego powstrzymać. – Pieprz mnie, proszę.

– Powiedz mi, kiedy będziesz blisko – polecił, przerywając na chwilę tylko po to, by wyszeptać słowa przy jej skórze. Drżała, czując wibracje na swojej łechtaczce.

– Już prawie... Już prawie... Potrzebuję cię, proszę – wyszeptała gorączkowo.

Jeśli miał do niej dołączyć, musiał zrobić to szybko. Ale zamiast tego kontynuował swoje pieszczoty, jego usta pozostawały między jej nogami, a szare oczy płonęły intensywnością, skupione na jej twarzy. Obserwował ją, gdy walczyła ze swoją reakcją, starając się powstrzymać swój orgazm tak jak on robił to poprzedniej nocy – ale czuła, że przegrywa.

– Poproś mnie.

Nakaz ledwie opuścił jego usta, a ona już wciągnęła gwałtownie powietrze, próbując ostudzić żar rozlewający się po jej klatce piersiowej. Szarpała się w więzach, całe jej ciało zaczęło drżeć.

– Czy pozwolisz mi dojść? Proszę, Draco. Dojdź ze mną. Potrzebuję tego.

Ale zamiast przyłączyć się do niej, zamiast zmienić pozycję, by zanurzyć się w niej i spotkać jej biodra swoimi ruchami, zmienił chwyt i wbił dwa palce w jej obolałą, rozpaloną cipkę.

– Więc dojdź. Dojdź dla mnie, kochanie. Chcę tego skosztować.

– Ale ty... – wciąż walczyła, wciąż drżała, zatracona w potrzebie spełnienia. Orgazm był tuż na wyciągnięcie ręki, szept rozkoszy, który mógł należeć do niej, jeśli tylko się podda..

– Ten jest dla ciebie – powiedział, kręcąc głową, a jego język spłaszczył się, zwiększając tarcie na jej łechtaczce. Jej oczy przewróciły się do tyłu.

Kiedy jego wargi ponownie oplotły jej łechtaczkę, ssąc ją rytmicznie w takt ruchu palców w jej wnętrzu, Hermiona rozpadła się w spazmatycznym jęku. Dźwięk wydarł się z jej płuc, gdy ciało poddało się wszystkiemu, co chciał jej dać.

Czuła, jak pulsuje, jak jej mięśnie zaciskają się wokół jego palców. On nie przestawał – przedłużał jej ekstazę, ssąc, liżąc i poruszając palcami dokładnie tak, jak wiedział, że ona lubi. Tak, by trzymać jej ciało w konwulsjach, by wydobyć z niej każdą cząstkę przyjemności.

Z jej gardła wyrwały się surowe dźwięki, szarpała więzy, wzywając jego imię, raz za razem. Modlitwy do bogów, Merlina, Circe i kogokolwiek, kto mógłby jej wysłuchać, w podzięce za tego mężczyznę. Poczuła, jak Draco zaśmiał się wokół jej łechtaczki, a jej ciało zadrżało. W końcu odsunął się, a Hermiona otworzyła oczy akurat w chwili, gdy uniósł się nad nią na kolanach. Powoli wysuwając dłoń spomiędzy jej nóg, dając jej czas na dostosowanie się, a potem uniósł błyszczące palce ku światłu.

Znów się uśmiechnął – jego usta i broda lśniły od jej spełnienia – a potem rozprowadził jej soki po swoim członku. Ostatnie drżenie przyjemności przetoczyło się przez jej ciało.

Draco patrzył na nią długo, jego spojrzenie wędrowało po jej ciele, zatrzymując się na piersiach, zanim znów spojrzał jej w oczy. Powolnymi, pewnymi ruchami pieścił się dłonią, drugą sięgając do twarzy, by zetrzeć resztki wilgoci. Bez wahania wsunął palec do ust i zlizał z niego wszystko.

Fala gorąca zalała jej ciało, serce łomotało jej pod żebrami. Był w tej chwili tak potężny, tak przystojny w swoim samozadowoleniu, że od nowa wzniecił ogień pożądania w jej wnętrzu. Choć dopiero co przeżyła orgazm, i choć zaspokoił ją już poprzedniej nocy, chciała więcej. Nie była pewna, czy to kiedykolwiek będzie dla niej wystarczające.

Z wciąż szeroko rozłożonymi nogami i kostkami skrępowanymi linami, Hermiona była pewna, że w końcu ulegnie jej błaganiom. Ale zamiast sięgnąć i wejść się w nią, wciąż pieścił się leniwymi ruchami, jakby wcale się nie spieszył. Miała ochotę wiercić się pod ciężarem jego spojrzenia, gdy w końcu przemówił:

– Nie wiem, czy istnieje jakakolwiek część ciebie, która nie jest absolutnie doskonała. Twój umysł. Twoje ciało. Twój smak. Nie sądziłem, że można kogoś tak pragnąć.

Natychmiast spłonęła rumieńcem, odruchowo odwracając swój wzrok. Kiedyś mogłaby przewrócić oczami albo zbyć jego słowa, uznając je za kolejną próbę zmanipulowania jej. Ale teraz, w jego sypialni, pod malującą się na jego twarzy czystą szczerością, wiedziała, że mówił prosto z serca. Jego pochwała była prawdziwa – i dlatego tym trudniejsza do przyjęcia.

Co mogła powiedzieć? Dzięki, Draco. Ty też. Nawet ta myśl wywołała uśmiech na jej ustach. Chciała ukryć twarz w swoich dłoniach, dopóki rumieńce nie opadną, ale zmusiła się, by znów spojrzeć na niego.

– Dziękuję – wyszeptała.

Draco obdarzył ją lekkim uśmiechem i puścił swojego penisa, opierając się rękami po obu stronach jej ciała. Westchnęła zadowolona, gotowa, by w końcu poczuć go w sobie, ale on wciąż się powstrzymywał.

– Nie masz mi za co dziękować. To tylko obserwacja. Jedna z tych, które tłumiłem tak długo, że zacząłem się obawiać, że wyrwie mi się w najmniej oczekiwanym momencie.

Jej twarz zapłonęła jeszcze bardziej. Przypomniała sobie jego urwane pochwały w chwili szczytowania – o tym, jak mówił, że jest doskonała. Że może go zgubić. Zanim zdołała odpowiedzieć, on znów się wyprostował i sięgnął po różdżkę, kierując ją na jej nadgarstek.

Solvo .

Napięcie, które trzymało jej ramię uniesione, natychmiast zniknęło, a chwilę później także drugie. Potem kostki, ale liny oplatające jej ramiona, uda i klatkę piersiową nadal pozostały w miejscu.

– Czekaj, myślałam, że już... ale co z tobą... – zaczęła, ale przerwał jej lekkim pocałunkiem.

Poczuła, jak jego różdżka opada na pościel obok niej, zanim jego dłonie sięgnęły po jeden z jej właśnie uwolnionych nadgarstków. Bogowie, ona nigdy nie była w stanie go przewidzieć.

– To było dla ciebie, kochanie. Ale nie martw się, jeszcze nie skończyliśmy.

Hermiona niemal jęknęła na sam dotyk jego palców, kiedy pracowicie i ostrożnie uwalniał ją z więzów. Starannie, metodycznie rozwijał liny z jej ramienia, masując przy tym wrażliwą skórę pod spodem.

– Jesteś pewny? – zapytała cicho.

Draco rzucił jej zniecierpliwione spojrzenie, jednocześnie niespiesznie rozwijając liny. Z pewnością mógł użyć magii, by sprawić, że znikną wszystkie naraz, ale zdawało się, że czerpał przyjemność z odkrywania jej powoli, kawałek po kawałku.

– Myślałem, że dość jasno dałem do zrozumienia, że cierpliwość jest jedną z moich wielu zalet – powiedział z mrugnięciem i zatrzymał się, by delikatnie rozmasować szczególnie bolesne miejsce na jej nadgarstku. Hermiona niemal całkiem się rozluźniła. – Ale widocznie nie.

Powstrzymała uśmiech. Uwielbiała go takiego – pewnego siebie, drażniącego się z nią. Gdy jego dłonie przesunęły się na jej ramiona, szukając kolejnych więzów i delikatnie je rozplątując, Hermiona pochyliła się, by ukraść mu pocałunek.

– Wydawałeś się tak zdeterminowany, żeby mnie utrzymać związaną...

Nie zwolnił tempa, rozmasowując delikatnie jej żebra, zanim przeszedł na drugą stronę.

– To prawda – przyznał. – Ale jestem chciwym człowiekiem, Granger. A miałem cię już skrępowaną w klubie.

Zatrzymał się, by uwolnić liny oplatające jej tułów. Jego dłonie podążały za nimi, obejmując jej talię i rozluźniając jej napięte mięśnie z łatwością. Jej ciało stawało się coraz bardziej bezwładne, mimo ciepła wciąż rozlewającego się w podbrzuszu.

– Miałem cię już też w moim łóżku – kontynuował Draco, gdy uwalniał liny z jej bioder i górnych części ud. Hermiona wciągnęła głęboko powietrze, domyślając się, do czego zmierzał.

– Miałem cię na stole, na kanapie... – urwał, masując jej łydki, a ona ledwo powstrzymała jęk. Nie chciała go przerywać. – Ale teraz, kiedy jesteś cała spocona, lepka i przepyszna...

Kiedy uwolnił jej kostki i stopy, zsunął się z łóżka i pochylił, wsuwając jedno silne ramię pod jej szyję, a drugie pod uda.

– ...chcę cię pod moim prysznicem.

Hermiona pisnęła zaskoczona, gdy uniósł ją bez wysiłku z materaca, przyciągając jej ciało do swojej piersi. Nie była w stanie zrobić nic innego, jak tylko objąć go ramionami za szyję, jej niedawno rozluźnione mięśnie natychmiast spięły się od tego nagłego szarpnięcia.

– Draco, proszę, mogę iść sama – zaprotestowała, choć jej słowa zdradził cichy śmiech.

– Możesz, tak – przyznał. – Ale przy mnie to nie znaczy, że musisz, prawda?

Spojrzał na nią z zupełnie szczerą, nieskrywaną intymnością. Jakby zdjął zasłonę z własnych oczu i pozwalał jej zobaczyć całą intensywność swoich uczuć. Gdy jego ramiona jeszcze mocniej ją przycisnęły, pozwoliła sobie na rozluźnienie. Chciał się nią opiekować. Chciał ją chwalić, sprawiać jej przyjemność, dawać wszystko, czego mogła potrzebować – nawet jeśli sama jeszcze nie wiedziała czego potrzebuje.

I być może część tego wynikała z jego natury jako Dominanta, ale Hermiona zaczęła podejrzewać, że większa część to po prostu był on. Ktoś, kto dbał o tych, których kochał.

Ten moment, w którym to sobie uświadomiła sprawił, że Hermiona wtuliła twarz w jego pierś. Wciągnęła głęboki oddech, chłonąc jego zapach – lekką woń wczorajszych perfum, zmieszaną z delikatnym aromatem potu i jej własnego szamponu.

– Chyba masz rację – odpowiedziała w końcu, stłumionym głosem. Jego kroki niosły ich przez pokój, aż w końcu pchnął jedne z drzwi, które dostrzegła poprzedniego wieczoru.

Jego prywatna łazienka była prawdziwym marmurowym dziełem sztuki – ogromna wanna stała przy przeciwległej ścianie, a po lewej znajdował się przestronny, otwarty prysznic. Po prawej stały dopasowane umywalki, a ona chłonęła każdy szczegół, gdy powoli opuszczał ją by stanęła na własnych nogach.

Wszystko było czyste, białe i lśniące, a wielkie lustro odbijało całą przestrzeń, sprawiając, że łazienka wydawała się jeszcze bardziej rozległa. Kolejne drzwi, po drugiej stronie wanny, zapewne prowadziły do garderoby. Jej spojrzenie powróciło do wanny i niemal zrobiła ku niej krok.

O, co  ona by dała, by zanurzyć się w tej wannie na długie godziny, z całą stertą książek i zaklęciem chroniącym je przed zamoknięciem.

Nie zorientowała się nawet, że ma rozdziawione usta, dopóki jego palec nie dotknął jej brody, zamykając jej szczękę. Jej oczy natychmiast powędrowały do jego twarzy, czerwieniąc się ze wstydu.

– Przepraszam, po prostu nigdy nie widziałam łazienki takiej...

– Ostentacyjnej? Zapewniam cię, te w Dworze są o wiele, wiele gorsze.

Choć ewidentnie żartował, Hermiona przewróciła oczami w przesadnym geście.

– Chciałam powiedzieć luksusowej, ale jeśli masz ochotę się chwalić, scena jest twoja.

Draco pochylił się, by odkręcić wodę pod prysznicem, a potem przyciągnął ją bliżej siebie. Jej nagie piersi musnęły jego tors, a ona zadrżała, gdy w chłodnym powietrzu jej sutki zesztywniały.

– Masz rację – zgodził się. – Podłoga jest moja. I piętro nad nami. I to pod nami.

Para zaczęła się wznosić wokół ich ciał, a Hermiona uniosła brwi.

– Nie wspominałeś o dolnym piętrze wczoraj w nocy.

Jego pocałunek był miękki, gdy pochylił się do niej, uśmiechając się przy jej ustach,

– Bo ono nie jest częścią mojego mieszkania. Kupiłem je tylko po to, żeby nie musieć znosić sąsiadów.

Zdawał się lubić kiedy mówił do niej z ustami przy jej skórze. Jakby chciał ją znaczyć swoim głosem. Swoimi słowami. Zadrżała ponownie.

– Szczęściarz z ciebie – odpowiedziała z uśmiechem, pisnęła zaskoczona, gdy jego ręce objęły jej talię i wciągnęły ją pod prysznic.

– Szczęściarze z nas – poprawił ją, ustawiając jej ciało przed sobą pod ciepłym strumieniem wody. A ona natychmiast się rozluźniła, jego dłonie wróciły do masowania jej napiętych mięśni.

– Dzięki temu nie muszę się martwić zaklęciem wyciszającym, bo dobrze wiem, jak bardzo lubisz krzyczeć moje imię.

Jego dłonie przesunęły się do jej piersi, ściskając je delikatnie, a Hermiona nie miała siły, by go powstrzymać. Zamiast tego zaśmiała się cicho, odchylając głowę do tyłu, by nie zamoczyć twarzy, i oparła ją o jego pierś.

Masował ją powoli, długimi, pewnymi ruchami. Przez chwilę bawił się jej sutkami, zataczając wokół nich kręgi opuszkami palców, zanim zsunął się niżej.

– Planujesz, że to będzie zdarzać się często? – zapytała z drżącym oddechem, gdy jego dłoń wślizgnęła się między jej uda. Draco po prostu trzymał ją przy sobie, pochylając się, by całować i ssać jej szyję.

Strumień wody spływał po jej piersi, a jego dłoń, spoczywająca tuż przy jej cipce, sprawiała, że jej ciało naprężało się z pragnienia.

– Owszem – odpowiedział Draco, a jego środkowy palec zaczął pieścić ją łagodnie. – Przynajmniej dopóki nie posiądę cię na każdym możliwym miejscu. To dla dobra twoich badań, musimy być dokładni.

– Ach tak? – Uśmiechnęła się, wiedząc, jak bardzo uwielbiała badania naukowe. – A jaka hipoteza będzie testowana?

Zaczęła kołysać biodrami w rytm ruchu jego palca, który ślizgał się po jej mokrych fałdach. Drugą ręką drażnił jej pierś, wydobywając z jej ust cichy oddech.

– Czy kiedykolwiek będę miał cię dość.

Serce Hermiony zakuło od surowej potrzeby, jaką usłyszała w jego głosie, ale zmusiła się, by zachować lekki ton. Wiedziała, że jeśli nie będzie ostrożna, albo pozwoli sobie myśleć o tym zbyt długo, poczuje dokładnie to samo. A może już czuła.

– To brzmi jak bardzo angażujący eksperyment. Jesteś pewny, że podołasz?

Draco niemal warknął jej do ucha, wciskając się swoim kroczem w zagłębienie jej pośladków.

– Zamierzam być bardzo rygorystyczny. Będziemy musieli wypróbować każde miejsce w domu – w bibliotece. Na pianinie. Przy oknach, tak by całe miasto mogło cię zobaczyć, kiedy będę cię pieprzył, aż każdy będzie wiedział, że jesteś moja.

Zgodnie z obietnicą, poruszał w niej palcem, najpierw wpychając go głęboko w jej wnętrze, a potem wynurzając się i przesuwając wokół łechtaczki. Powtarzał te ruchy w kółko, aż zaczęła rytmicznie ocierać się o jego rękę, przyciskając pierś mocniej do jego dłoni.

Jej własne dłonie kurczowo zaciskały się na jego nadgarstkach, jakby chciała upewnić się, że nigdzie nie odejdzie.

– To jest... – Hermiona z trudem łapała oddech, starając się utrzymać ich grę. – Tak, to... to na pewno się sprawdzi.

Draco uśmiechnął się przy jej szyi, lekko ją kąsając.

– Uklęknij proszę na ławce, oprzyj dłonie o ścianę.

Musiała zmusić się, by otworzyć oczy, nie zauważając nawet, kiedy same się zamknęły. Mrugała aby zobaczyć coś przez gęstą parę, aż w końcu dostrzegła kamienną ławkę po drugiej stronie prysznica, poza strumieniem wody.

Ruszyła ku niej na chwiejnych nogach, gdy tylko ją puścił.

Uklękła, rozstawiła szeroko kolana i pochyliła się naprzód. Ciało miała naprężone, pełne nieugaszonego pragnienia.

Oparła czoło o zimny marmur – szok chłodu pomógł jej trochę oczyścić myśli – a jej mokre dłonie spoczęły po obu stronach jej twarzy, ślizgając się po gładkiej ścianie, gdy poczuła, jak Draco ustawia się za nią.

Syknął, wypuszczając powietrze, gdy jego penis łatwo wsunął się między jej nogi, wślizgując się do jej wnętrza, gdy naparła na niego z powrotem.
— Bogowie — wydyszał. — Jesteś idealna.

Ona czuła dokładnie to samo. Mogłaby się rozpłakać od tego, jak bardzo to było właściwe — siła jego ciała za jej plecami i twarde pchnięcia między jej udami. Mówił, że może nigdy się nią nie nasycić, ale ona sama czuła rosnącą w niej obsesję. Przenikała ją od środka, aż do samej piersi, i wiedziała, że bez względu na to, jak to się między nimi skończy, już nigdy nie będzie taka sama.

— Tak — zgodziła się, rytmicznie odpychając się, by wyjść mu naprzeciw. Jego mokre dłonie mocno zacisnęły się na jej biodrach, by zyskać oparcie, a zimny kamień ławki ranił jej kolana — ale nie obchodziło jej to. Liczyło się tylko to tarcie, to, jak głęboko w niej był i jak doskonale razem się poruszali. Ich jęki odbijały się echem od ścian, aż nie była pewna, czy słyszy jego rozkosz, czy własną.

Poruszali się razem, a choć pragnęła przesunąć jedną rękę w stronę jego dłoni, powstrzymała się. Utrzymywała się w tej pozycji, aż jej ramiona zaczęły drżeć, uda się trząść, a biodra unosiły się przy każdym pchnięciu jego bioder. Ale gdy jej ciało zadrżało, Draco również zaczął tracić panowanie nad sobą. Czuła, jak walczy za jej plecami, jak z każdym pchnięciem jego nogi napinają się coraz bardziej. Jego palce zacisnęły się na jej biodrach, próbując desperacko utrzymać rytm.

— Nie powstrzymuj się — wyszeptała błagalnie. Nie tym razem. Nie wtedy, gdy tak bardzo go potrzebowała.

— Nie wiem, czy dam radę — wychrypiał, przesuwając się, by jego tors przylegał do jej pleców. Ciężko oddychał w jej mokre, przyklejone do szyi włosy, ale ona wcale nie zwracała na to uwagi. — Za bardzo cię pragnę.

Jedna z jego dłoni przesunęła się wokół jej biodra, by odnaleźć jej łechtaczkę. Jego palce pieściły ją, podczas gdy ona starała się nadążyć za jego tempem. Jego ruchy stawały się szybsze, silniejsze, bardziej desperackie, a ona wiedziała, że to już kwestia chwili. Dodana przez niego stymulacja była wystarczająca, by wyrwać z niej krzyk; drżała pod jego dotykiem, zaciskając się wokół niego. Ich ruchy były chaotyczne, gorące, rozpaczliwe. Nie słodko i czule jak poprzedniej nocy. Desperacko. Gorączkowo. Z pragnieniem. jakby ścigali się ku końcowi, który oboje tak bardzo chcieli osiągnąć.

— Jestem twoja — wydyszała, gdy jego ruchy stawały się jeszcze bardziej gwałtowne. Jego biodra przyspieszyły na te słowa. — Jestem twoja, Draco. Powiedz, że ty też...

Jej słowa zamieniły się w bełkot, gdy czuła, jak zbliża się do szczytu. Była tak blisko, ale chciała dojść razem z nim. Wyczuwając jej potrzebę, Draco oderwał jedną rękę od jej biodra i uniósł ją do jej karku, wplatając palce w jej włosy i odwracając jej twarz ku sobie. Nie przestając się poruszać, przycisnął usta do jej w palącym pocałunku.

— Jestem twój, Hermiono. Tak długo, jak będziesz mnie chciała.

Te słowa pchnęły ją za krawędź. Jej ciało zacisnęło się na nim, a jej krzyk zatonął w jego ustach. Draco doszedł zaraz za nią, jego jęk był głęboki, a biodra zwolniły, wciąż jednak się poruszając, gdy jego penis głęboko w niej pulsował. Ich ciała drżały razem, dopóki nie ucichli, a ciepło orgazmu nie zaczęło powoli opadać. Draco uśmiechnął się przy jej ustach, przedłużając ich pocałunek, gdy jego ciało w końcu się rozluźniło.

To było doskonałe.

Dał jej chwilę, zanim się cofnął i wysunął się z niej, a Hermiona skrzywiła się na to uczucie czując pustkę. Jeśli wcześniej nie była obolała, to teraz na pewno będzie. Mimo intensywności, z jaką ją pieścił, jego ruchy, gdy pomagał jej wstać i zaprowadził z powrotem pod prysznic, były niezwykle delikatne. Sięgnął po mydło i zaczął myć jej ciało ostrożnymi, czułymi pociągnięciami, od których jej powieki opadały ciężko. I tak jak poprzednio masował jej mięśnie po zdjęciu lin, teraz robił to ponownie pod ciepłym strumieniem wody. Ich spojrzenia się spotkały, gdy jego dłonie przesuwały się po jej skórze z taką troską, jakiej nigdy wcześniej nie doświadczyła.

Jego duże dłonie masowały jej ramiona, plecy, nogi. Klęknął, by starannie wymyć jej łydki, podtrzymując jej stopy na swoim udzie. Pracował w ciszy, jakby to było najważniejsze zadanie, jakie mu powierzono, a ona walczyła z pragnieniem, by po prostu osunąć się na kolana i objąć go za szyję. Gdy spojrzał na nią spod rzęs, z tym spojrzeniem, które potwierdzało każde słowo, jakie padło między nimi w ostatnich godzinach, niemal się rozsypała.

Potrafiła radzić sobie z pewnym siebie, dominującym Draco. Kochała jego droczenie się, pragnęła jego siły. Uzależniła się od jego wnikliwości i staranności. Ale ten miękki, bezbronny Draco był jej zgubą. Draco, który powierzył jej swoje ciało. Swój dom.. A teraz także swoje serce. To budziło w niej poczucie winy, rozrastające się z każdą chwilą.

Ale nic nie powiedziała. Przełknęła gulę w swoim gardle i obdarzyła go uśmiechem, gdy pocałował wnętrze jej uda. Odwzajemniła pocałunek, gdy wstał, zabierając mu mydło i powtarzając dla niego te same gesty. Pozwoliła swoim dłoniom błądzić po jego ciele, poznając go na nowo, podczas gdy ich ciepłe, mokre ciała złączyły się pod prysznicem.

A kiedy później prowadził ją z łazienki w stronę swojego łóżka, z ociekającymi włosami, które za kilka godzin będą w całkowym nieładzie, przypomniała sobie, że wszystko, co robi, robi dla nich. Że nie odpuści, dopóki nie pozna prawdy. A jeśli ta prawda mogłaby ich zniszczyć, zasługiwała, by ją poznać. A jeśli nie — uczyni wszystko, by on nigdy się nie dowiedział. Już wcześniej robiła gorsze rzeczy dla mniejszych spraw.

Tak samo, jak była pewna jego.

 


 

W niedzielny poranek Hermiona pozwoliła, by ciepło kąpieli otuliło jej ciało. Został jej już tylko jeden dzień, zanim wróci do pracy. Wróci do swojego życia, swojego normalnego życia. Zanurzając się głębiej w małej wannie, zamknęła oczy, czując lekkie zmęczenie w mięśniach ud i brzucha. Ból w stawach i delikatne ciągnięcie siniaków na swojej skórze — wszystko to smakowała z rozkoszą. Było to przypomnienie, o którym nie chciała zapomnieć.

Woda obmywała jej klatkę piersiową, kiedy się zanurzała, a bąbelki łaskotały luźne loki na karku. Wzięła głęboki oddech i pozwoliła dłoniom błądzić po swoim ciele. To była marna namiastka uczucia ust i warg Draco, gdy delikatnie dotykała każdego śladu, który po sobie zostawił. Dzień wcześniej, po kilku kolejnych godzinach spędzonych razem w łóżku, próbował przekonać ją, by pozwoliła mu użyć zaklęć leczniczych, by usunąć najgorsze ślady, ale stanowczo mu odmówiła.

Jej twarz była pełna niedowierzania, kiedy patrzyła na swoje odbicie w dużym lustrze w łazience Draco. Po tym, jak nakarmił ją lunchem z kolejnej magicznie przygotowanej tacy, dzięki uprzejmości swojej służby, poszła się odświeżyć przed powrotem do domu. Spodziewała się niesfornych loków, splątanych przez prysznic i brak kosmetyków, ale nie spodziewała się całej masy malinek rozsianych po jej skórze. Ozdabiały jej ciało niczym nowe piegi, znacząc miejsca, na których Draco się skupił.

Lekkie siniaki na szyi i dekolcie, czerwone od ssania i nacisku jego zębów. Odbicie sygnetu na biodrze w kształcie litery M. Ślady jego palców na miękkiej skórze pośladków i ud, tam gdzie trzymał ją mocno.

Jakby ją sobie przywłaszczył. Rozpaliło to w niej coś pierwotnego, coś, co rozgrzało jej ciało, gdy Draco stanął za nią, a jego dresy znowu zwisały nisko na jego biodrach. Kiedy zauważył, na czym skupiła wzrok, jego oczy podążyły tą samą ścieżką, śledząc i katalogując każdy ślad, który dawał do zrozumienia, że jest jego. Gdy jego nozdrza się rozszerzyły, wiedziała, że nie była jedyna w swoich odczuciach.

— Podoba mi się, jak na tobie wyglądam.

— Mnie też — odpowiedziała.

On również nie wyszedł z tego bez szwanku. Jasnoróżowe zadrapania od jej paznokci przecinały jego plecy, ramiona i pierś, wyżłobione jej desperacją. Kilka drobnych śladów ugryzień pod uchem, ale nic tak wyrazistego jak siniaki na jej ciele. Ale to jej nie przeszkadzało. Nie, kiedy czuł w tym wyzwanie.

— Jesteś pewna, że nie chcesz żadnego eliksiru przeciwbólowego przed wyjściem? Albo przynajmniej maści na siniaki? — zapytał po raz trzeci.

Za każdym razem odpowiadała mu to samo:

— Mam coś w domu, jeśli będę potrzebować.

Nie musiała dodawać, że nie miała zamiaru tego użyć.

Gdy pomagał jej włożyć sukienkę, jego dłonie wodziły po jej ciele znacznie dłużej, niż było to konieczne, a ona starała się ignorować rosnący niepokój w swoim żołądku. Odejście z jego mieszkania oznaczało powrót do własnego. Powrót do świata zewnętrznego i odejście od bezpieczeństwa jego łóżka, gdzie pomiędzy pocałunkami szeptali sobie obietnice.

Zamiast kolejnych zbliżeń, spędzili popołudnie, poznając się nawzajem, przepytując się o preferencje i poglądy. Draco wyznał, że rozwinął zamiłowanie do literatury historycznej, a Hermiona zaśmiała się, żartując, że spali każdą książkę Gilderoya Lockharta, jaką znajdzie w jego bibliotece. Dała mu kilka rekomendacji biografii i zapisała łatwy przepis na swoje ulubione ciasteczka na kawałku pergaminu z jego stolika nocnego.

Dotykając się z czułością, uczyli się, jak ich ciała odbierają bliskość, kiedy nie rządzi nimi gwałtowne pożądanie. Draco całował jej opuszki palców, przyglądając się z żalem wyblakłym słowom wyrytym na jej przedramieniu. Ona śledziła linię jego blizn i kontury twarzy, czując, jak jego usta układają się w słowa, gdy opowiadał historię o tym, jak Harry prawie się zakrztusił herbatą, gdy dowiedział się, że znów będzie miał lekcje oklumencji z Draco. Hermiona opowiadała mu o swoich nieudanych randkach, wodząc palcami po wyblakłym Mrocznym Znaku na jego przedramieniu, choć unikała dotykania go. Jemu to nie przeszkadzało, ale nie rozmawiali o swoich bliznach. Nie było to konieczne — przynajmniej w tym momencie, bo oboje nie czuli się już tymi samymi osobami, które ich doświadczyły.

Zamiast tego leżeli razem, pełni blizn i lekkich sińców, rozmawiając o przyszłości. Przyszłości, której oboje nie potrafili przewidzieć. Hermiona ukrywała swoje wątpliwości pod ciężarem uczuć, skupiając się na tym, co mogło oznaczać ich nowe, niepewne relacje.

— Czy my... jesteśmy razem? — zapytała po niemal godzinie zbierania w sobie odwagi. Wiedziała, że powinna już iść, opuścić jego mieszkanie, zanim przesadzi, ale nie mogła. Nie bez jasnej odpowiedzi.

Co dokładnie znaczy "moja"?, pomyślała. To nie było pytanie na tak lub nie. Było tysiąc odpowiedzi i tysiąc odcieni szarości. Oboje cenili swoją prywatność, ale granice ich układu zaczynały się przesuwać, zacierać, przenikać w coś nowego.

— Tak — odpowiedział natychmiast, a pewność w jego głosie ukoiła część jej niepewności. — Choć nie oznacza to, że musimy w poniedziałek ogłaszać to w Proroku czy wydawać jakieś publiczne oświadczenia. Możemy odkrywać to, co mamy, we własnym tempie.

Nadzieja zalała jej serce. To było dokładnie to, co chciała usłyszeć.

— Chciałabym widywać się z tobą częściej niż tylko w soboty — powiedziała. — Myślę, że tak by było dobrze.

— Och, myślisz? — Draco uśmiechnął się zadziornie. — Pamiętam, jak jeszcze niedawno uważałaś, że raz w tygodniu to i tak zbyt dużo.

— Tak, cóż... — zatrzymała się, żeby odchrząknąć, usiłując naśladować jego charakterystycznie obojętny ton — mówiłeś, że lubisz, kiedy jestem zachłanna. Uznałam, że to część umowy, Malfoy.

Na jej droczenie jego niewielki uśmiech zmienił się w pełen, szeroki uśmiech.

– Uważaj, czarownico. Nie myśl, że nie pamiętam, jak bardzo lubisz, kiedy klapsami sprawiam, że jesteś cała mokra.

To skutecznie ją uciszyło.

Zanim w końcu zmusiła swoje nogi, by poniosły ją w stronę kominka, dał jej długi, namiętny pocałunek.

— Dam ci tę samą radę, którą dałem na początku. Nie analizuj tego za bardzo, Granger. Ufaj swojemu ciału i sercu tak samo, jak ufasz swojemu umysłowi. Rób to, co wydaje ci się właściwe, a wszystko będzie dobrze. Nie mam wobec tego żadnych innych oczekiwań.

Leżąc w wannie, w której woda powoli stygła wokół jej ciała, zmagała się z równie silnymi pragnieniami walczącymi w jej wnętrzu. "Rób to, co wydaje ci się właściwe" oznaczało niebezpieczną grę. Przez większą część dzieciństwa walczyła z wewnętrznym konfliktem — między pragnieniem przestrzegania zasad i robienia tego, co słuszne, a potrzebą robienia tego, co konieczne. I nawet teraz, w nowym, dopiero co rozwijającym się związku z Draco, te stare odruchy nie dawały jej spokoju.

Ale nawet kiedy myślała o nim — o jego pocałunkach i czułym dotyku, które przeplatały się z jego dominacją w łóżku — narastało w niej poczucie winy. Zaczynało przyćmiewać tę wewnętrzną siłę, która zawsze pchała ją do walki o prawdę, do przekopywania się przez brud i błoto, aż jej ręce były całe czarne od dowodów.

Rób to, co słuszne. Rób to, co musisz. Rób to, co wydaje ci się właściwe. To, czego potrzebujesz. To, co wydaje się właściwe.

Jej umysł potrzebował odpowiedzi, ale serce pragnęło jego.
Jak miała zdobyć to pierwsze, nie tracąc tego drugiego?

 


 

Poniedziałek nadszedł stanowczo za szybko, przemierzając korytarze Ministerstwa w drodze do swojego biura, Hermiona była witana przez roześmiane twarze współpracowników, wciąż unoszących się na fali zwycięstwa przed Wizengamotem.

— Tęskniliśmy za tobą w piątek wieczorem! — zażartował Warren, gdy zatrzymała się przy czajniku, żeby odświeżyć swoją poranną herbatę przed rozpoczęciem pracy. Harry stał niedaleko, sącząc swoją kawę z kubka.

— Myślałem, że może wpadłaś do domu się przebrać, ale już więcej się nie pojawiłaś w pubie. Byłaś za bardzo zmęczona? — zgadywał.

— Coś w tym rodzaju. — Miała nadzieję, że jej uśmiech wygląda bardziej na rozbawiony niż konspiracyjny. Prawdę mówiąc, ich cotygodniowe piątkowe spotkania przy drinku nawet nie przemknęły jej przez myśl. — Wychodzi na to, że w tym tygodniu muszę się tobie odwdzięczyć.

Harry uśmiechnął się i uniósł kubek.

— Trzymam cię za słowo. A tak w ogóle, Ginny przychodzi dziś na lunch. Chcesz dołączyć?

Jej usta niemal natychmiast otworzyły się w odpowiedzi "tak", ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Przez cały weekend nie zrobiła absolutnie nic, a proces zabrał jej prawie dwa tygodnie pracy, więc na jej biurku piętrzyła się teraz prawdziwa góra notatek i papierów do przejrzenia. Wszystkie jej zawodowe aspiracje na nic by się zdały, gdyby teraz nie zachowała swojego skupienia. Między dodatkowymi badaniami nad przeszłością Draco a prawdopodobieństwem, że będą się częściej widywać, musiała zacząć lepiej gospodarować swoim czasem.

— Bardzo bym chciała, ale naprawdę powinnam się skupić na…

Jej wypowiedź przerwał głos dobiegający zza rogu:

— A to jest Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów, lepiej znany jako DPPC.

Beatrice stała z młodym chłopakiem o rumianych policzkach i pryszczatej twarzy. Wyglądał, jakby ledwo co skończył Hogwart, a jego brązowe oczy rozszerzyły się w zdumieniu, gdy rozglądał się dookoła. Aurorzy, powoli popijający kawę, spoglądali na niego z rozbawieniem.

Beatrice, niewzruszona, kontynuowała szybkie wprowadzenie. Po tempie jej mowy było jasne, że nie był to ich pierwszy przystanek tego ranka.

— Poznajcie Gilberta, nowego stażystę w dziale badawczym. Gilbert, to część zespołu aurorów oraz inni członkowie departamentu.

— Nie wszyscy jesteście aurorami? — zapytał, a jego podziw ustąpił miejsca ciekawości.

— Nie, nie wszyscy — potwierdziła Hermiona, podchodząc bliżej. To było powszechne nieporozumienie, które zawsze chętnie wyjaśniała. Praca nad egzekwowaniem prawa w Ministerstwie obejmowała coś więcej niż pojedynki z przestępcami czy udział w śledztwach na miejscu zbrodni. — Specjalizuję się w badaniu aktualnych i dawnych przepisów oraz doradzaniu w kwestii aktualizacji lub tworzenia nowych.

— Jesteś Hermiona Granger! — wykrzyknął Gilbert, wyciągając rękę do energicznego uścisku. Potrząsnął jej ramieniem tak mocno, że herbata w jej drugiej ręce niemal się wylała.

Za jej plecami rozległ się stłumiony śmiech i gdy Gilbert przeniósł spojrzenie ponad jej ramieniem, a jego oczy jeszcze bardziej się rozszerzyły, Hermiona wiedziała, kogo dostrzegł.

— Jest tu też Harry Potter?

Hermiona szybko odsunęła się na bok, pozwalając, by Harry został teraz "ofiarą" entuzjazmu Gilberta. Gdy chłopak był zajęty, Beatrice podeszła bliżej, żeby porozmawiać z Hermioną bezpośrednio.

— Słyszałam o twoim zwycięstwie w zeszłym tygodniu. Świetna robota — powiedziała.

— Och, dziękuję, ale to naprawdę była praca zespołowa — odpowiedziała Hermiona. — Ja tylko mogę wziąć na siebie odpowiedzialność za to, że wszystkie akta były uporządkowane i aktualne.

Beatrice uśmiechnęła się lekko.

— A propos — jej głos nieco się obniżył — chciałam cię tylko poinformować, że nadal pracuję nad tą dodatkową prośbą o pliki. Mamy trochę zamieszania na dole z nową grupą stażystów, to wszystko.

— Och! Oczywiście — zgodziła się Hermiona. Prawdę mówiąc, to była kolejna sprawa, która całkowicie wypadła jej z głowy. — Dziękuję za informację.

Za nimi Gilbert trajkotał na cały głos, opowiadając Harry'emu historie z czasów, gdy był drugoroczniakiem podczas Bitwy o Hogwart.

— To znaczy, byłem z resztą swojego domu, a potem ewakuowali nas wszystkich, bo byliśmy za młodzi, ale…

— Co to za hałas, na Merlina? — Gawain Robards wychylił głowę zza drzwi swojego gabinetu, posyłając groźne spojrzenie wokół siebie. Jego wzrok zatrzymał się na Gilbercie, a ciężkie brwi zmarszczyły się głęboko. — Kim ty jesteś?

— Gilbert Fletcher, proszę pana. Jestem nowym stażystą badawczym w Archiwum.

Robards nie wyglądał na zachwyconego.

— I szwendasz się po moim departamencie o tej godzinie... Dlaczego?

Beatrice szybko wkroczyła do akcji, odciągając Gilberta od fali porannego gniewu Robardsa.

— Robiliśmy tylko wprowadzenie do departamentów, z którymi będzie współpracował.

Odpowiedź Robardsa ograniczyła się do niezadowolonego pomruku.

— Powinnaś lepiej pilnować swoich pracowników, Betty.

Zanim zatrzasnął drzwi swojego biura, Hermiona zdążyła jeszcze usłyszeć jego mrukliwe narzekanie:

— Cholerne bibliotekarki w moim departamencie...

Beatrice jednak nie wyglądała na ani trochę zaskoczoną. Posłała Hermionie porozumiewawcze spojrzenie, po czym skinęła Gilbertowi, aby ruszał dalej w dół korytarza.

— Postaram się dostarczyć ci te akta jak najszybciej, kochana. Miłego tygodnia.

Hermiona patrzyła za nimi, zanim sama ruszyła w stronę swojego biura, ale Harry już na nią czekał.

— Kolejne akta? Naprawdę, Hermiono? Dopiero co zamknęliśmy jedną sprawę, a ty już zamawiasz następne? Nawet nie ma jeszcze dziewiątej rano!

Choć ją upominał, w jego tonie było więcej rozbawienia niż wyrzutu.

Upiła łyk herbaty i wzruszyła ramionami, choć serce waliło jej w piersi. Potrzebowała chwili, żeby dokładnie odtworzyć w głowie słowa Beatrice i upewnić się, że nie powiedziała niczego podejrzanego. Nie — wszystko było w porządku. Harry się uśmiechał, a wszystko brzmiało jak typowe, rutynowe zamówienie w archiwum. Nic nadzwyczajnego. Nie było powodów do paniki.

— Znasz mnie. Nigdy nie przestaję pracować.

Harry mruknął coś na znak zgody, kiedy ruszyli w stronę swoich biur.

— I właśnie to jest problem. Już zamawiasz nowe akta, a atrament na poprzednich jeszcze nie wysechł. Założę się, że cały weekend spędziłaś na nadrabianiu zaległości, co?

Zazwyczaj tak by było. To była jej standardowa rutyna. Ale teraz... nie mogła przecież powiedzieć Harry'emu, że większość weekendu spędziła w łóżku Draco Malfoya. Ani że, kiedy już wróciła do domu i miała sporo czasu, by nadrobić papierkową robotę, zamiast tego wzięła tak długą kąpiel, że musiała trzy razy rzucać zaklęcia podgrzewające wodę.

— Twoje milczenie mówi samo za siebie — zaśmiał się Harry, uznając brak odpowiedzi za ciche przyznanie mu racji. — I dlatego właśnie powinnaś pójść z nami na lunch z Ginny.

Hermiona westchnęła, zwalniając kroku, gdy dotarli do jej drzwi.

— Dobrze, ale dziś nie dam rady. Może jutro albo w środę?

Naprawdę musiała uporać się z częścią zadań, zanim ktoś zauważy, że jej godziny pracy poświęcane są głównie pewnemu blondynowi. Między dodatkowymi badaniami a stanem zamyślenia, w jakim trwała przez cały proces — marząc, że jest z nim — to była tylko kwestia czasu.

Harry, nieświadomy jej wewnętrznych zmagań, przytaknął z radością.

— Brzmi świetnie. Dam ci znać, który dzień będzie bardziej odpowiadał Ginny. Widzimy się na spotkaniu podsumowującym o dziesiątej?

— Jasne — odpowiedziała z uśmiechem, biorąc głęboki oddech za osłoną kubka. — Do zobaczenia.

Chapter Text

We wtorkowy poranek, zaraz po tym, jak rozsiadła się w swoim biurze z kubkiem świeżej kawy i muffinką w dłoni, do środka wpadła Cecelia.

– Dzień dobry, panno Granger! Przepraszam, że przeszkadzam, ale kurier właśnie zostawił to na pani nazwisko. Powiedział, że nadawca zapłacił, żeby dostarczono to natychmiast.

Szczęka Hermiony opadła ze zdumienia. Jej sekretarka była niemal niewidoczna za kaskadą zielonego listowia – bukiet sięgał na całą szerokość jej ramion, a Cecelia trzymała wazon daleko od swojego ciała, by nie zgnieść żadnego z nierozwiniętych jeszcze pąków. Gdy kobieta ostrożnie postawiła kompozycję na biurku i odsunęła się o krok, Hermiona zaczęła szybko mrugać, próbując pojąć, na co właściwie patrzy.

– Co to jest?

– Kwiaty, kochana! Dla pani!

Hermiona przekrzywiła głowę, przyglądając się uważniej. Nie wyglądały jak kwiaty. Prędzej jak zbieranina zielska i pąków zerwanych zdecydowanie zbyt wcześnie, by uznać je dobrymi na prezent. Zacisnęła dłonie w pięści po bokach swojego ciała, powstrzymując się od dotknięcia ich– na wszelki wypadek.

– To nie są kwia… – urwała w pół słowa, gdy dostrzegła małą, białą kartkę ukrytą wśród zieleni. Bez podpisu, bez żadnego oznaczenia – była zupełnie pusta, dopóki nie spoczął na niej jej wzrok. Gdy tylko ją zauważyła, po powierzchni zaczęły płynąć słowa, jakby zapisane niewidzialnym tuszem. Trzy proste słowa, znajomym dla niej pismem – zamaszystym i eleganckim, było to świadectwem jego staranności.

Tak właśnie powinno być.

Nie było podpisu, i nie był potrzebny. Nie było wątpliwości, kto wysłał do niej ten bukiet. Wstrzymując swój oddech, wyciągnęła drżącą dłoń. Jej klatka piersiowa stawała się coraz ciaśniejsza – nie ze strachu czy niepokoju, lecz od tego dziwnego, uczucia motyli w brzuchu, które ogarniało ją za każdym razem, gdy myślała o Draco. Ale nie przyszło jej do głowy, że w tej ich nowo odnalezionej bliskości to ona znajdzie się po tej stronie, która doświadcza jego zalotów. A przecież, biorąc pod uwagę głębię ich relacji, coś tak czystego i niewinnego jak bukiet kwiatów wydało się jej zaskakująco... delikatne.

Gdy tylko koniuszki jej palców musnęły kartkę, kwiaty rozkwitły. Wszystkie rozwinęły się z iskrą magii, połyskując w powietrzu niczym brokat, gdy pąki otwierały się i rozkładały swoje płatki w pełnym rozkwicie. Cała kompozycja składała się z przeróżnych kwiatów – w rozmaitych kształtach i rozmiarach. Niektóre były drobne, zwarte, z niewielkimi płatkami w skupiskach, inne rozwijały się ciężkimi, bujnymi główkami. Ale wszystkie łączyło jedno – kolor. Oszałamiający odcień czystej, nieskalanej bieli. Zapachy mieszały się ze sobą, lekkie i aromatyczne, a Hermiona z wrażenia wciągnęła gwałtownie powietrze. Były przepiękne.

– O rany, jeszcze nigdy nie widziałam czegoś tak pięknego – westchnęła Cecelia, a Hermiona aż podskoczyła. Kompletnie zapomniała, że nie jest sama.

Zaciskając kartkę w dłoni, Hermiona schowała ją pod krawędź swojego biurka, poza zasięg wzroku. Po części ze strachu, że Cecelia mogłaby rozpoznać charakter pisma Draco, a po części dlatego, że nie chciała dzielić się tak nieoczekiwanym, czułym gestem z nikim innym.

– Tak – zgodziła się cicho. – Nigdy czegoś takiego nie widziałam.

Na samą myśl, o tym, że Draco mógł zaaranżować wysłanie jej tych kwiatów, żołądek jej lekko podskoczył. Czy sam je wybrał? A może po prostu zapłacił komuś, by zrobił to za niego? Sama wielkość i różnorodność kompozycji była oszałamiająca. Rozpoznała niektóre – róże kapustne, tulipany – ale wiele z nich widziała po raz pierwszy. Otrzymała w życiu sporo bukietów, ale żaden z nich nie dorównywał temu ani rozmiarem, ani skalą. I żaden nie był zaczarowany, by rozkwitnąć  pod jej dotykiem. Zarówno wybór kwiatów, jak i sama magia, niosły ze sobą pewien stopień intymności, którego się nie spodziewała. Spojrzała ponownie na kartkę spoczywającą na jej kolanach.

Tak właśnie powinno być.

Wiedziała, że to on sam je wybrał.

Cecelia posłała jej porozumiewawcze spojrzenie. 

– No, ktoś tu ma szczęście, że dostaje coś takiego. Założę się, że kosztowało fortunę. Musi być w panią zapatrzony jak w obrazek, kimkolwiek jest.

Nie czekając na odpowiedź, odwróciła się i wyszła z biura Hermiony, starannie zamykając za sobą drzwi. Hermiona nie powstrzymała swojego uśmiechu – zakryła twarz dłońmi i osunęła się głębiej w fotel. To było absurdalne, jak w jej brzuchu trzepotały motyle i jak piekły ją policzki. To przecież tylko kwiaty. Ten mężczyzna przywiązał ją do łóżka i zlizywał miód z jej sutków, na Merlina.

A jednak siedziała tam, zapadając się w skórzane oparcie swojego fotela i rumieniąc się jak jakaś przeklęta uczennica.

 


 

Hermiona skubała swoją kanapkę, przyglądając się plasterkowi pomidora pod kromką chleba, podczas gdy Harry i Ginny sprzeczali się o swoją nową sofę. No, prawie nową.

– Jest okropna – stwierdziła Ginny z kamienną twarzą. Po sposobie, w jaki zaciskała swój widelec w dłoni, można było sądzić, że lada moment wystrzeli kawałkiem sałaty prosto w czoło swojego męża. – Gdy tylko wyjedziesz z miasta, spalę ją w ogrodzie za domem.

– Nie jest aż taka zła!

Niestety, Hermiona nie mogła się z nim zgodzić. Była dość twarda i niewygodna.

– Nawet najlepsze zaklęcia miękkości nie sprawią, że stanie się znośna, Harry. Wiem, że znalazłeś ją na strychu, ale zapewne była tam z jakiegoś powodu. I tym powodem jest to, że to kawał gównianego mebla. Nawet Regulus to wiedział.

Ich sprzeczka trwała już prawie piętnaście minut, ale Hermiona nie mogła nie zauważyć, że żadne z nich się nie powstrzymuje, nawet w tak błahej sprawie jak kanapa. Nigdy wcześniej nie zastanawiała się nad tym, jak wygląda bardziej intymna dynamika ich związku, ale teraz było to aż nadto oczywiste. Byli szczerzy. Bez względu na wszystko, mówili sobie, co myślą i co czują.

Wydało się jej to śmieszne, że tak bardzo analizuje tę małą kłótnię o coś tak przyziemnego, ale jej myśli błądziły własnymi ścieżkami.

Zaczęła się zastanawiać, jakby to było. Jakby to mogło wyglądać z Draco . Nawet jej związek z Ronem nie był tak bardzo oparty na rozmowie. Znali się na tyle długo, by dokładnie wiedzieć, kiedy i jak omijać swoje czułe punkty. Kiedy ugryźć się w język, kiedy spojrzeć w inną stronę. Kiedy zignorować te drobne nawyki, które doprowadzały ją do szału. On robił to samo. Kłócili się często jako nastolatkowie, aż w końcu łatwiej było wycofać się, zanim wszystko znów doprowadzi ich do tego wyczerpującego, nieustannego stanu napięcia. Byli szczerzy, ale ostrożni.

Szczerzy, ale ostrożni. O mało co nie parsknęła śmiechem w swoją kanapkę z powodu  ironii tej sytuacji. To samo mogła powiedzieć o swojej relacji z Draco – tylko w zupełnie inny sposób.

Gdy rozmowa nieco przycichła, otrzepała okruchy z palców i położyła dłonie na swoich kolanach.

– Mogę was o coś zapytać? O wasz związek?

Zacisnęła dłoń na materiale serwetki, kiedy Harry i Ginny unieśli wzrok z identycznie zaintrygowanymi minami. 

– To tylko coś, nad czym ostatnio się zastanawiam – szybko doprecyzowała, gdy nie odpowiedzieli od razu.

Ginny przełknęła kęs i kiwnęła głową. 

– Jasne. Co się dzieje?

Prawdę mówiąc, ta myśl nasunęła jej się dopiero tego ranka. Jak podobna mogła być sytuacja Harry’ego i Ginny do jej relacji z Draco. A przynajmniej – kiedyś była. Ścisnęła serwetkę jeszcze mocniej. Oblizując swoje wargi, spróbowała ubrać to w słowa.

– Jak wam się to udało? Wcześniej, mam na myśli. Podczas wojny, kiedy wszystko było niejasne, a my wszyscy mieliśmy sekrety. Jak sprawiliście, że to działało?

To było najwięcej, co potrafiła powiedzieć, nie zdradzając zbyt wiele. Twarz Harry’ego spoważniała, odłożył swój widelec i oparł się na oparciu krzesła. Przez jego rysy przemknął cień emocji, który na moment go postarzył.

– Tak naprawdę... nie udało się – odpowiedział, zerkając na żonę z lekkim smutkiem. – Nie mogłem powiedzieć Ginny, nawet jeśli chciałem, żeby była bezpieczna. Dowiedziała się o wszystkim później, jak wszyscy inni. Mogłem mieć tylko nadzieję, że mi wybaczy, niezależnie od tego, jak to wszystko się potoczy.

Ciężki kamień osiadł w żołądku Hermiony, obracając się w fale mdłości.

Ginny, choć wyglądała na równie przygaszoną, była też wyraźnie zaintrygowana. 

– Czemu pytasz? Wszystko w porządku?

Minęły lata od zakończenia wojny, odkąd wszyscy się pogodzili się i przeszli do bardziej normalnego, ustabilizowanego życia. Racjonalnie rzecz biorąc, Hermiona nie miała żadnego sensownego powodu, by tak grzebać w przeszłości.

– Wszystko jest dobrze – Hermiona zapewniła Ginny. – Po prostu zaczęłam się nad tym zastanawiać. Nie wiem, czy potrafiłabym zostawić to za sobą, gdybym była na twoim miejscu.

Ginny wzruszyła ramionami. 

– Musiałam mu zaufać. I zaufałam. Tylko to się liczyło. Zaufałam wam wszystkim.

Zaufanie. Jak przerażająco trafne.

– Na pewno wszystko w porządku? – zapytał Harry. – Jeśli coś się dzieje, wiesz, że możesz nam wszystko powiedzieć.

Zdobywając się na uśmiech, starła z twarzy niepokój, który wyraźnie ją przytłaczał. Jeśli było coś gorszego od winy, która teraz kotłowała się w jej brzuchu, to była to myśl o wciągnięciu w to przyjaciół.

– Naprawdę wszystko okej.

Ginny nie wyglądała na przekonaną. Nachyliła się bliżej, opierając łokcie na stole. 

– Co się dzieje?

Zielone oczy Harry’ego wędrowały między nimi, coraz bardziej się zawężając, im dłużej Hermiona milczała.

– Nic! – odparła Hermiona, unosząc dłonie. – Mówiłam wam, po prostu...

– Ciekawiły cię sekrety – dokończył Harry. – Co znaczy, że masz jakieś sekrety.

– Nie mam żadnych, zapewniam cię. – Kłamczucha, kłamczucha – nawet ona słyszała to w swoim głosie. – Pracuję, wracam do domu, spotykam się z wami. Moje życie jest zupełnie spokojne, bez miejsca na jakiekolwiek tajemnice. Nie byłam nawet na randce od... Merlinie wie, jak dawna!

Słowa wypadły z jej ust, zanim zdążyła zastanowić się nad ich wydźwiękiem, a przez jej żyły przetoczyła się fala paniki. Próbując ich przekonać, że wszystko jest w porządku, tylko pogrążała się coraz bardziej z każdym kolejnym zdaniem. Lęk zacisnął jej klatkę piersiową. Wewnątrz niej szalało poczucie winy, gotowe pochłonąć ją całą.

Traciła grunt pod nogami.

Usta Harry’ego rozchyliły się, by zadać kolejne pytanie, a może rzucić oskarżenie, Hermiona nie była pewna – lecz wtedy dłoń Ginny spoczęła na jego dłoni. To wystarczyło, by odwrócił ku niej swoją uwagę a ona powoli pokręciła głową.

– Myślę, że to doskonały przykład – powiedziała Ginny, a potem spojrzała na Hermionę – tego, o czym właśnie mówiłam. Gdyby coś się działo, ufałabym, że nam o tym powiesz. A jeśli nie mogłabyś, ufałabym ci równie mocno, że postąpisz słusznie.

Poczucie winy Hermiony urosło dziesięciokrotnie. Przez całe życie dokładnie wiedziała, co znaczy postąpić słusznie – ale minęły czasy, gdy odpowiedź była tak prosta. Niestety, wszystko stawało się coraz bardziej niejasne z każdym krokiem, który prowadził ją głębiej. Jeszcze kilka tygodni wcześniej, może nawet dni, byłaby gotowa się spierać, że słuszne znaczy odkryć prawdę , bez względu na konsekwencje. Ale teraz? Teraz wszystko się zmieniało. Przekształcało w coś trudniejszego do rozpoznania i zaakceptowania. Już nie mieściło się wygodnie w jej dłoniach – im mocniej próbowała je uchwycić, tym bardziej wymykało się między jej palcami.

Może słuszne nie oznaczało już ścigania się za prawdą z jej zwyczajową, zdeterminowaną desperacją. Zarówno Ginny, jak i Draco ujęli to niemal w identyczny sposób – być może to co słuszne polegało na zaufaniu, jakie miała do Draco, a nie na podążaniu za własnym instynktem.

To również było ironiczne, że jej obecna sytuacja odzwierciedlała ten sam dylemat, przed którym stanęła na samym początku. To samo, o co walczyła, i co ostatecznie udało się jej osiągnąć, Ale teraz, zamiast zanurzać się w poszukiwania, zamiast drążyć dalej, aż nie zostanie żaden nieodwrócony kamień, musiała odpuścić. Puścić ten desperacki chwyt i pozwolić Draco poprowadzić ją dalej. Musiała puścić rozpaczliwe p ragnienie zdobywania kolejnych informacji, pozwolić Draco poprowadzić się i zaufać temu, co mówił jej od samego początku. On miał już zaufanie jej ciała, ale to było coś innego... to oznaczało ofiarowanie mu zaufania jej umysłu. Jej serca.

To było przerażające w zupełnie nowy sposób.

Wychowano ją, by nigdy się nie poddawała, by nigdy nie porzucała instynktów, które ją prowadziły. To one ją chroniły, to one dawały powód, by dążyć do czegoś więcej, by pragnąć więcej. To one pozwoliły jej przetrwać wojnę – i właśnie dlatego tak trudno było jej je porzucić.

Z wdzięcznym skinieniem głowy Hermiona wróciła do lunchu, niepewna, dokąd dalej pójść.

– Dziękuję, Ginny. Naprawdę to doceniam.

 


 

Drinki w piątkowy wieczór dla pracowników Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów zaczęły się wcześniej niż zwykle, a Hermiona doliczyła się obecności niemal wszystkich pracowników. Wciąż unosząc się na fali zeszłotygodniowego zwycięstwa, siedziała wciśnięta w krzesło, otoczona tłumem przy ciągnących się niemal przez cały pub stołach.

Przez cały tydzień Hermiona zmagała się z własną niepewnością. Przechylała się między decyzjami – raz była zdeterminowana, by w następnym momencie stracić całą swoją pewność siebie, wystarczyło bowiem, że jej wzrok padł na białe kwiaty w bukiecie który dostała od Draco. Ich widok był słodko-gorzki — przypominał jej o tym, że o niej myślał, że robił to nawet poza ich wspólnie spędzanym czasem… ale też przypominał jej o wszystkim, co przed nim ukrywała.

Do piątku śnieżnobiałe płatki zaczęły z niej drwić. Nie było nic czystego w ich relacji. Nie wtedy, gdy świadomie zdradzała.

Zajęło jej to kilka dni, ale w końcu rozpoznała to, czym naprawdę to było — zdradą zaufania. Właśnie dlatego kontynuowanie śledztwa wydawało się tak złe. Właśnie dlatego poczucie winy ściskało jej gardło, a lęk ściskał płuca. Mimo że wszystko co odkryła wskazywało jako winnego na Robardsa, a nie na Draco, wciąż działała wbrew jego wcześniejszej prośbie. On wyraźnie ją o to prosił — a ona i tak to zrobiła. Każdy kolejny krok w tamtym kierunku sprawiał, że czuła się gorzej, i to właśnie ta świadomość sprawiła, że przez cały tydzień nie spojrzała nawet w stronę archiwów ani swojego domowego gabinetu.

Nie mogła tego znieść. Ledwie mogła znieść samą siebie.

Drink z Harrym i zespołem był mile widzianym rozproszeniem dla jej umysłu, wśród głośnego i rozbawionego tłum, który przepychał się wokół niej. Davies, jeden z bardziej leniwych aurorów w całym zespole, wychylił swoje trzecie piwo w kilku łykach.

— No dalej, Granger! Musisz nas dogonić! — zawołał, po czym beknął w zgięcie swojego łokcia. Kiedy zmarszczyła nos, tylko się roześmiał.

— Może to ty powinieneś zwolnić! — odparowała, ale ten nie zamierzał jej słuchać.

— Przyspiesz, dziecko! No już, no już!

Harry, choć siedział tuż obok, nie stanął po jej stronie.

— Ledwie tknęłaś swojego drinka, Hermiono! A w zeszłym tygodniu cię nie było. W ten sposób nigdy cię stąd nie wypuszczą.

Z lekkim śmiechem wzięła porządny łyk swojego wina. 

— No dobrze, dobrze.

Już czuła się rozgrzana i rozpalona od liczby ciał upchniętych w pubie, a alkohol tylko pogarszał sprawę. Zatrzymała się wcześniej przy Samie, pokazującym zdjęcia swoich bliźniaków, a potem przy Warrenie, który opowiadał szczególnie zabawną historię o tym, jak jego żona zmusiła go do sprzątania strychu, zaczarowawszy kanapę tak, by raziła go prądem, ilekroć na niej usiadł, zanim skończy.

— A co teraz u ciebie i Ginny? Spaliła już tę kanapę? — Hermiona nachyliła się, by zapytać Harry’ego. 

Musiała przesunąć się nakrześle, by spojrzeć mu prosto w twarz, otwierając się jednocześnie na resztę pubu. Czarodzieje i czarownice krążyli w dużych grupach, ale nie zauważyła nikogo znajomego.

— Prawie — zaśmiał się Harry. — Zgodziłem się przenieść ją do salonu na górze.

— Tego ze smrodem ? — Hermiona walczyła z uśmiechem, ale była to przegrana bitwa.

— Tego ze smrodem — potwierdził. 

Sam pokój był w porządku, znajdował się na trzecim piętrze Grimmauld Place, schowany z tyłu. Był cichy i prywatny, z dala od zgiełku kuchni i sypialni, i idealnie nadawałby się na gabinet, gdyby nie był nieustannie przepełniony zapachem tajemniczej, nieodnalezionej nigdy martwej ryby.

Szukali wszędzie: pod podłogą, z pomocą wszelkich znanych zaklęć czyszczących, ale nic nie działało.

— Dobra kanapa do dobrego pokoju — rzuciła Hermiona, unosząc swój kieliszek.

Harry przewrócił oczami z rozbawieniem, ale stuknął swoim kuflem o jej kieliszek. 

— No, no.

Opróżnił swój kieliszek w dwóch łykach, a jej wino zniknęło równie szybko.

— Chyba wciąż jestem ci coś winna za zeszły tydzień — powiedziała, wskazując brodą jego pusty kufel. — Kolejkę?

— Jak najbardziej.

Zbierając ich naczynia, ostrożnie przecisnęła się przez tłum. Na jej karku zaczęła zbierać się wilgoć, ichoć włosy miała związane w luźny kok, to nie wystarczało, by ją ochłodzić. Rzuciła na siebie już dwa zaklęcia chłodzące i oba wypaliły się w mniej niż godzinę. Trzecie byłoby tylko stratą czasu i magii.

Zaaferowany barman przemknął w jej stronę, miał poplamiony fartuch i dwa ręczniki zarzucone na ramiona.

— Co podać?

— Kufel piwa i wino, poproszę. Z kwiatem czarnego bzu, jeśli macie.

Ledwie dokończyła zamówienie, a mężczyzna już pomknął dalej, gdy jego uwagę przykuł ktoś na drugim końcu baru. Spodziewając się chwili oczekiwania, Hermiona zajęła najbliższy stołek i wspięła się na niego. Przez parę minut obserwowała, jak inni zamawiają swoje napoje i rozmawiają przy barze. Ta część pubu była mniej hałaśliwa, bez niemal dwóch tuzinów aurorów przy jednym stole, i przez chwilę cieszyła się odrobiną przestrzeni do oddychania.

Do chwili, gdy obok niej nie stanęła znajoma sylwetka, opierając łokieć o blat i ustawiając ciało bokiem w jej stronę w nonszalanckiej pozie.

— Hermiono Granger, musimy przestać spotykać się w takich okolicznościach — przywitał ją Theo Nott z szerokim uśmiechem. Choć miał na sobie cienki sweter, nie wyglądał na równie rozgrzanego i spoconego jak ona. Jego uśmiech jednak sprawił, że nieprzyjemnie zaczęły swędzieć ją dłonie. Patrzył na nią tak, jakby naprawdę ją znał.

Walcząc z własnym instynktem, by obejrzeć się i sprawdzić, czy za nim nie kryje się jeszcze ktoś znajomy, zamiast przywitania powiedziała:

— Theodore. Myślałam, że nie przepadasz za tym miejscem.

Wzruszył ramionami, jakby zupełnie go to nie obchodziło.
– Jest w nim coś, co może urzec. Wystarczy dać temu szansę. To chyba można powiedzieć o wielu rzeczach.

A potem mrugnął. Zamrugał do niej, do cholery.

Ignorując jego celową uwagę, zmierzyła go uważnym spojrzeniem.
– A co cię tu sprowadza?

Na myśl, że Draco może być w pobliżu, jej dłonie zrobiły się wilgotne. Czy to z potrzeby, czy z niepokoju – nie była pewna. Nie odzywał się do niej od kilku dni, był cicho od kiedy wysłała mu wiadomość z podziękowaniem za piękny bukiet kwiatów, którą przysłał do jej biura.

– Skoro mój drogi Draco nie uważa się już za wygnanego przez społeczeństwo, postanowiliśmy razem poznać najciekawsze miejsca, jakie oferuje magiczny Londyn. – Przerwał, by przywołać barmana, wskazując ruchem głowy na butelkę ognistej whisky stojącą na tylnych półkach. Barman kiwnął głową, ale nie zamierzał od razu zrealizować jego zamówienia.

Hermiona westchnęła, uświadamiając sobie, że czeka ją długie oczekiwanie u boku Theo Notta, zanim dostanie swoje drinki.

– I gdzie się wybieracie?

Ciekawość paliła ją od środka. Skoro Draco znów zaczął się pokazywać, to chyba znaczyło, że…

– Jak dotąd? Tylko tu – odpowiedział Theo z cichym śmiechem. – Zaczynamy powoli. To w zasadzie dość zabawne. Draco wspomniał, że chciałby znów wyjść wieczorem, i jakoś tak znowu wylądowaliśmy tutaj, mimo protestów Blaise’a. I co za niesamowity zbieg okoliczności, naprawdę niesłychany, że chwilę po naszym przybyciu, kogo widzę przy barze? Moją najnowszą znajomą, Hermionę Granger.

Nie miała już siły ukrywać swojego zainteresowania. Nie przy tym, jak Theo zerkał na nią kątem oka, z uśmiechem, który znała zbyt dobrze. Rozmowa w aptece tylko to potwierdziła, że Theo dostrzega znacznie więcej, niż chciałby okazać. Jej wzrok przesunął się za jego ramię, przeczesując twarze przy barze w poszukiwaniu znajomej sylwetki. Ale nic. Nie zauważyła żadnych smukłych figur, żadnych blond włosów. Rozczarowanie ją paliło. Żartował? A może Draco naprawdę tu był? Theo byłby zdolny do tego, żeby celowo ją podpuszczać, tylko po to, żeby zobaczyć, jak zareaguje.

– Więc jesteście dziś wszyscy na mieście? Jakieś plany?

W przeciwieństwie do ostatniego razu, gdy Draco zaskoczył ją tak, że niemal spadła z swojego krzesła, teraz ledwo powstrzymywała się od wstania i spojrzenia ponad tłumem, by go znaleźć. Nie. Jeśli Draco tu był, i chciał ją zobaczyć, to sam mógł ją odnaleźć. Nie będzie biegać za nim tylko dlatego, że Theo miał ochotę sobie z niej zażartować. Był w coś zamieszany, to było pewne, a ona nie zamierzała wpaść prosto w jego sidła.

– Hmm? – mruknął Theo, jakby jej nie dosłyszał, ale jego wzrok spoczął na jej szyi. – No proszę, Granger, wyglądasz na mocno zarumienioną.

– Jest tu ciepło – odparła, odgarniając niesforny kosmyk z swojej twarzy. Czuła, że niektóre pasma jej włosów wyślizgują się z jej niedbale zrobionego koka i pewnie zaczynają żyć własnym życiem przez upał i wilgoć panującą w pubie.

Wzrok Theo nie odrywał się od jednego konkretnego loczka, tego, który muskał podstawę jej szyi.
– Może powinnaś wyjść na chwilę na zewnątrz. Ochłonąć trochę – zasugerował, a jego ręka uniosła się w jej kierunku. Patrzyła na jego wyciągnięte palce, jakby to wszystko działo się w zwolnionym tempie, jakby chciał…

Pomiędzy nimi wystrzeliła dłoń, a długie palce zacisnęły się na nadgarstku Theo, zatrzymując jego ruch w pół drogi.

Draco stał po jej lewej stronie, z lodowatym wyrazem twarzy. Z uniesioną brwią i podniesionym podbródkiem patrzył na swojego przyjaciela.
– Theo – powiedział ostrym tonem. Było w nim ostrzeżenie. I to bardzo wyraźne.

Theo natychmiast się uśmiechnął, jakby w ogóle nie przejął się tym, że Draco nie puszcza jego ręki. Jeszcze przez chwilę zerkał na zaskoczoną twarz Hermiony, ale w jego oczach było tylko jedno – rozbawienie.

– Oj, drażliwy, co? Zajęło ci to… – przerwał, wyciągając z kieszeni spodni mały złoty zegarek kieszonkowy – …na tyle długo, że jestem winien Blaise’owi dwadzieścia galeonów.

Draco przewrócił oczami i puścił jego nadgarstek.
– Co ty wyprawiasz?

– Bawię się – odparł Theo, znów roześmiany od ucha do ucha. Uosobienie żartu i swobody, prawda? Ale Draco nawet na nią nie spojrzał – jego wzrok niezmiennie śledził Theo, który właśnie wsunął dłonie do kieszeni, jakby speszony czujnym spojrzeniem przyjaciela.

W końcu Draco spojrzał na nią. Jego szare oczy przesunęły się po jej twarzy i zatrzymały na jej ustach, a potem wróciły do Theo. Jej serce przyspieszyło.
– Nie mieszaj jej do tego.

– Ach, tak? Myślałem, że już to zrobiłeś. Tracisz formę, stary.

Mimo wszystkich żartów ze strony Theo, Draco pozostał niewzruszony.

– Doceniam rycerskość, ale doskonale potrafię o siebie zadbać – wtrąciła się Hermiona.

– Oczywiście – zgodził się Theo. – Wygląda na całkiem zdolną czarownicę, prawda, Draco?

Szczęka Draco napięła się, a Hermionie zajęło kilka długich sekund, by pojąć, co naprawdę się działo między tymi dwoma mężczyznami.

O, Merlinie.

Theo, z oczami pełnymi rozbawienia, dalej go podjudzał. Jakby drażnił się ze śpiącym smokiem – zupełnie niewzruszony tym, że twarz Draco coraz wyraźniej wypełnia gniew.

– Zdaje mi się, że pamiętam kilka sytuacji, w których poradziła sobie z gorszymi niż ja, ale jeśli uważasz, że nie jest zdolna…

– Zostaw ją, Theo. To nie czas ani miejsce.

Theo rozejrzał się dookoła, udając zdezorientowanie. 

– Dlaczego? Coś się stało? Coś przeoczyłem? – Skierował spojrzenie na Hermionę. – Przepraszam, panno Granger. Czy przyszłaś tu z kimś, a ja o tym nie wiedziałem? Byłoby to wyjątkowo niestosowne z mojej strony, gdybym cię zaczepił w takiej sytuacji. Stare zwyczaje dworskie wśród czystokrwistych, rozumiesz. Niespecjalnie mnie one obchodzą, więc mam tendencję do wygodnego zapominania o nich…

Hermiona zaśmiała się – dźwięk wyrwał się z jej ust, zanim zdołała unieść swoją rękę, by go powstrzymać. Był tak przesadny, tak teatralny, że nie mogła się nie roześmiać, widząc, jak to drażni Draco. Gdy zaśmiała się, Theo uśmiechnął się jeszcze szerzej.

– …Ale jeśli nie – ciągnął, jakby Draco nie stał pomiędzy nimi sztywny jak posąg – nie miałbym nic przeciwko, gdybyś rozważyła…

– Granger – przerwał mu Draco, gwałtownie odwracając się w jej stronę. Jego ciało było napięte do granic możliwości, ale twarz pozostała spokojna, chłodna, gdy patrzył na nią z góry. – Mogę z tobą porozmawiać? Na zewnątrz, proszę.

Cofnął się i zrobił dla niej szerokie przejście, skłaniając głowę jakby kierowała nim tylko uprzejmość, odwracając się plecami do Theo. Ten ostatni uśmiechał się figlarnie, gdy Hermiona zsunęła się ze stołka, mając nadzieję, że barman zdąży przynieść drinki na stół aurorów podczas jej nieobecności. Theo milczał, kiedy Draco poprowadził ją przez tłum, jego dłoń delikatnie spoczywała na jej talii, tuż nad linią jej pleców. Na tyle wysoko, by nie wyglądało to niestosownie, a jednak ciężar tej ręki palił ją przez cienki materiał sukienki. Nawet idąc przed nim, czuła jak wskazuje jej kierunek – łagodny, ale stanowczy nacisk, który prowadził ją przez tłum w stronę tylnego wyjścia.

Jednak zamiast zatrzymać się przy drzwiach, pchnął ją dalej.

– Myślałam, że mówiłeś…

– Wiem, co mówiłem – przerwał, nie oferując żadnego wyjaśnienia.

Z każdym krokiem w głąb ciemnego korytarza podekscytowanie rozlewało się w jej brzuchu. Zostało tylko dwoje drzwi – prowadzące do męskiej i damskiej toalety. Gwar pubu cichł, a bicie jej serca stawało się coraz głośniejsze.

Nie zabrał ręki z jej pleców nawet wtedy, gdy sięgnął, by otworzyć drzwi damskiej toalety. Zignorował jej cichy protest, wpychając ją do środka i zamykając drzwi za nimi. Na szczęście byli sami – kabiny były pootwierane, nikogo nie było w środku. Odwrócił ją i przycisnął plecami do ściany.

– Draco, co ty…

Jej pytanie utonęło w jego pocałunku. Jego usta przywarły do jej, a on głęboko wciągnął nosem powietrze, jakby wstrzymywał swój oddech przez całą drogę przez pub, dopóki nie miał jej w swoich ramionach. Czuła, jak jego klatka piersiowa unosi się i opada, jak przyciąga ją bliżej i dopasowuje swoje ciało do jej. Poruszał się z takim głodem, że nie było wątpliwości  – gdyby byli w domu, albo w klubie, już dawno zsunąłby jej majtki i wszedł w nią jednym ruchem.

Hermiona jęknęła, czując dotyk jego języka na swoim, wsuwającego się do jego ust, i uniosła ręce, chwytając go za kołnierz jego koszuli. Był już twardy, jego dłonie przesuwały się po jej talii, w górę i w dół, łapczywe, niespokojne, jakby nie mógł nacieszyć się tym dotykiem. Pocałunek stawał się coraz bardziej zachłanny, pełen potrzeby i desperacji. Jakby miał coś do udowodnienia – sobie, jej, Theo – nie wiedziała komu najbardziej.

Odpowiadała mu z równą intensywnością, wspięła się na palce, przyciskając się do niego całym swoim ciałem. Jej skóra, już była rozgrzana od alkoholu i tłumu, a teraz płonęła od jego dotyku. Gdy złapała jego dolną wargę swoimi zębami i lekko pociągnęła, uniósł jej nogę, wsuwając między nie swoje udo. Jej palce ledwie dotykały podłogi. Przez jej ciało przebiegł impuls pożądania, a palce zacisnęły się mocniej.

– Kurwa – wysyczał Draco w jej usta, odsuwając się, by zaczerpnąć powietrza. Jego dłonie mocno zaciskały się na jej biodrach, materiał sukienki pod jego dłońmi zaczynał się podwijać. Z jego udem wciśniętym między jej nogi, musiała powstrzymywać się, by nie zacząć się o nie ocierać. – Przepraszam. Nie powinienem tak cię zaskoczyć. Powinienem… powinienem mieć w sobie więcej samokontroli.

Słowa były przepraszające, ale jego twarz nie wyrażała skruchy. Oczy miał czarne od pożądania, jakby nie widział jej od miesięcy, a nie od kilku dni. Jej własny oddech był płytki, gwałtowny – zaskoczenie i pragnienie ścierały się w niej, nie wiedziała, czy chce go całować dalej, czy może wrócić do swojej chłodnej logiki. Logiki, która szeptała, że nie powinna uprawiać takich gierek z Draco Malfoyem, nie teraz, nie tu, kiedy jej koledzy z pracy byli tuż za ścianą.

– Co… co się stało? – zapytała zamiast podjąć decyzję. – O co w tym wszystkim chodziło? Dlaczego tu jesteś?

Nie mogła zaprzeczyć, że jego reakcja ją zaskoczyła — ale to, jak silne wywołała w niej emocje, rozpalało ją od środka. Zazwyczaj nie pociągali jej zaborczy, zazdrośni mężczyźni. A jednak, stojąc oparta o jego udo i czując ciepło narastające między swoimi nogami, nie potrafiła zignorować tego dziwnego przyciągania.

Dłonie Draco zacisnęły się mocniej, a jego czoło dotknęło jej czoła. Nie mogła uciec – nie miała gdzie.

– Theo… – westchnął, wyraźnie zirytowany. – Jak zwykle, uprzykrza mi życie.

W głowie Hermiony błysnęły obrazy ich rozmowy w aptece, ale zanim zdążyła się odezwać, Draco mówił dalej.

– Mieliśmy wpaść tylko na jednego drinka, ale zobaczyłem cię i nie chciałem wychodzić. On to zauważył i oczywiście postanowił się zabawić.

Na myśl, że Draco obserwował ją z cienia, niepostrzeżenie, zrobiło jej się jeszcze cieplej w środku. Draco zaśmiał się cicho, mrocznie, przeciągając językiem po zębach.

– Zmusił mnie do działania. Nie mógł tak cię dotykać. Jestem piekielnie zazdrosnym draniem i on dobrze o tym wie.

Hermiona wiedziała, że powinna być przerażona. To byłaby rozsądna reakcja. Ale choć starała się tłumić tę stronę swojej natury, nie zawsze była najbardziej rozsądną, opanowaną czarownicą. Nie z jej przeszłością, która teraz wydłużyła się o kolejny rozdział za sprawą Draco.

– A on wie, że już jestem twoja – powiedziała cicho, próbując zapanować nad tym, jak bardzo jej ciało zareagowało na własne słowa. Jej puls bił jak szalony: w szyi, w palcach, w piersi. Łączył się z jego. Było w tym coś dzikiego i pierwotnego, to jedno słowo „moja”, nawet jeśli intencje Theo nie były szczere, w jej wnętrzu coś się spięło. Nie potrafiła powstrzymać się od poruszenia na jego nodze, ocierając się o twardy mięsień, próbując złagodzić narastające w niej napięcie.

Twarz Draco pociemniała, jedna dłoń opuściła jej biodro i uniosła się do jej brody. Ujął jej twarz, patrząc głęboko w oczy.

– A jesteś, prawda?

Uścisk był tak mocny, że nie mogła nawet skinąć głową.

– Tak, Draco.

Zadowolony z odpowiedzi, musnął jej usta swoimi. Nie całował, dotykał. Czuł. Kusił.

– Moja grzeczna dziewczynka – szepnął. – Moja doskonała dziewczyna. Moja.

Jej powieki opadły na dźwięk pochwały, a on nagrodził ją pełnym pocałunkiem. Choć powoli ulegała mgle pożądania, jaka zawładnęła jej ciałem, drobna część jej umysłu wciąż była świadoma drzwi po ich prawej stronie. Drzwi, przez które ktoś mógł w każdej chwili wejść i ich nakryć — ją z sukienką zwiniętą wokół bioder, powoli ocierającą się o jego udo.

Na myśl o tej możliwości przeszył ją dreszcz podniecenia, a jej biodra przyspieszyły, jakby same odpowiadały na to pragnienie. Ryzyko tylko wzmacniało żar, który pulsował między jej udami, a ona chciała podsycić go jeszcze bardziej. Mocniej. Zanim jednak odnalazła właściwy rytm, jego dłoń zacisnęła się na jej biodrze, unieruchamiając ją. Gdy się odezwał, jego głos był zaskakująco spokojny.

— Cierpliwości, kochanie. Jeszcze nie teraz. Najpierw mam coś dla ciebie. Miałem ci to dać dopiero w ten weekend, ale... nie potrafię już dłużej czekać.

Na te słowa jej oczy natychmiast się otworzyły, aon wciąż patrzył na nią z błyskiem w oku.

— Sięgnij do wewnętrznej kieszeni mojej marynarki — polecił i puścił jej podbródek. Jego dłoń zsunęła się z powrotem na jej drugie biodro, przytrzymując ją przy sobie, gdy sięgnęła do jego klatki piersiowej i wsunęła palce pod materiał.

Musiała się powstrzymać przed przesuwaniem dłoni po twardych mięśniach skrywających się pod koszulą — wspomnienia ich wspólnej nocy w jego łóżku wciąż były zbyt świeże, a jej uda mimowolnie zacisnęły się wokół jego nogi. Chciała, potrzebowała, znów poczuć jego skórę na swojej.

Każda rozpaczliwa myśl o seksie czy dotyku jego ciała zniknęła w chwili, gdy jej palce natrafiły na twardą krawędź pudełka w jego kieszeni. Serce zaczęło bić szybciej, szaleńczo trzepocząc pod jej żebrami, gdy wyciągała je na zewnątrz. Przełknęła ślinę, oddychając coraz płycej.

— Draco... — Jej wzrok utkwiony był w pudełku — długim, obitym czarnym aksamitem, z wytłoczonym złotym logiem. Nie rozpoznawała go. Wyglądało na zbyt drogie, by być tylko niezobowiązującym prezentem. Nie mogła spojrzeć na niego, tylko na to pudełko, a jej palce zaczęły drżeć. On nie zażądał, by spojrzała mu w oczy, ani nie próbował odebrać jej pudełka.

— Otwórz je — polecił jej zamiast tego. Jego głos złagodniał, ale wciąż pobrzmiewała w nim ta sama nuta intensywności, z jaką wypowiedział swoje wcześniejsze słowa.

Powoli, ostrożnie, uniosła wieczko i jej serce niemal się zatrzymało. Wewnątrz, ułożona na jedwabiu, spoczywała bransoletka z rubinów.

— Draco — wypowiedziała jego imię ponownie, kręcąc głową, niepewna, co może, a co powinna  powiedzieć. Nie mogła przyjąć tak drogiego prezentu. — Nie mogę. Nie musisz przysyłać mi kwiatów ani kupować mi…

— Spójrz na nią, Hermiono. — To było niczym rozkaz, skutecznie uciszający wszelkie wymówki, jakie mogłaby przytoczyć. Kiedy odważyła się unieść wzrok i spojrzeć mu w oczy, poczuła, jak ciepło rozlewa się w jej klatce piersiowej. Patrzył na nią, nie na bransoletkę w jej dłoniach, z wyrazem czystego, nieukrywanego pragnienia.

Dopiero gdy zmusiła się, by znów spojrzeć w dół, przemówił ponownie.

— Niezależnie od tego, ile razy temu zaprzeczysz, mogę to zrobić i zrobię to, Hermiono. Ale to coś więcej niż kwiaty. To coś więcej niż zaloty, i oboje o tym wiemy.

Zabrakło jej tchu, gdy zrozumiała, co miał na myśli. Pod palcami widziała to wyraźnie, wyryte na każdym kamieniu bransoletki. Każdy z nich błyszczał w świetle, a srebro między oprawami było nieskazitelne, ale to było coś więcej. Znacznie więcej.

Środkowy kamień, największy w całym łańcuszku, błysnął, gdy przybliżyła go do światła. W głębi, nie całkiem wygrawerowana i niemal niewidoczna, jeśli nie patrzyło się bezpośrednio, znajdowała się litera D. Zapisana ozdobnym pismem, jakby nie została umieszczona we wnętrzu rubinu, lecz napisana jego własnym piórem na pergaminie. Każdy z kamieni po bokach został potraktowany w podobny sposób, ale wszystkie lśniły identycznym blaskiem. Każdy z nich nosił odcisk gwiazdozbioru, maleńkie, miniaturowe gwiazdy migotały w świetle.

Draco.

Natychmiast zrozumiała. Rozpoznała znaczenie, nawet jeśli znak był niemal niewidoczny. Nikt inny nie pojąłby, co to oznacza – co taka bransoletka mogła znaczyć – jeśli nie był zaznajomiony z tym, co symbolizowała.

Jego.

Moja — powtórzył Draco, jakby słyszał jej myśli.

Znak, że należysz do niego.

Uniosła wzrok i spotkała jego spojrzenie. Była wdzięczna za jego dłonie na swoich biodrach które  utrzymywały ją w miejscu. Powstrzymywały przed ucieczką, choć nie potrafiła wyobrazić sobie już świata, w którym znów by od niego uciekła.

To było to. Właśnie do tego wszystkiego zmierzali. Każde wypowiedziane słowo, każda obietnica. Twoja. Moja. Nasza. Wszystko prowadziło do tej chwili.

Twoja — zgodziła się, wyciągając słowa z głębi piersi. Ale nie było to trudne, jak się spodziewała, ani wymuszone. Miał rację. To było właściwe, i jednocześnie najbliższe wyznaniu miłości, jakie wypowiedziała od lat.

Gdyby nie siedziała na jego udzie, przyciśnięta do jego ciała, mogłaby nie zauważyć, jak odrobinę się rozluźnił na dźwięk tych słów. Ale to, co nastąpiło potem, było dla niej jednoznaczne, pocałunek tak delikatny, tak czysty, tak pełen ulgi, że poczuła się, jakby unosiła się w powietrzu.

Z zaciśniętą między ich klatkami piersiowymi dłonią mocniej chwyciła bransoletkę, trzymając ją tak blisko, aż kamienie zaczęły wbijać się w jej dłoń. Draco całował ją powoli, przesuwając się bliżej, nie przerywając pocałunku, gdy jego dłonie odnalazły jej nadgarstek. Otworzył jej usta, zanurzył w nich swój język, podczas gdy palcami oplatał jej nadgarstek bransoletką. Srebro było chłodne i ciężkie na jej skórze. Nie przestał, dopóki nie zapiął bransoletki i nie przycisnął mocno do swojej klatki piersiowej. Trzymał ją tak mocno, że nie było wątpliwości co do pragnienia, jakie w nim płonęło. Oboje byli siebie spragnieni . Zawsze.

Miała wrażenie, że jej pierś zaraz eksploduje, gdy on dalej ją całował, wkładając w ten pocałunek wszystko, co czuł w tamtej chwili. To uczucie w niej rosło, zmieniało się, aż stało się czymś żywym, bijącym w jej wnętrzu. Było tak lekkie, tak pełne nadziei, że miała wrażenie, iż pęknie, jeśli on nie będzie trzymał jej przy ziemi. Potrzebowała go. Potrzebowała, by się nią zaopiekował — tak jak już to robił. Tak, jak ona kochała .

Wolną ręką dotknęła jego klatki piersiowej, wsuwając ją pod marynarkę i zaciskając palce na jego torsie. Jej paznokcie wbiły się w koszulę, przesunęła się do przodu, złączyła ich biodra, aż mogła owinąć uda wokół jego talii. Było blisko — ale to wciąż było za mało.

— Draco, proszę... — wyszeptała, niemal płacząc, ale on nie puścił jej nadgarstka. Zamiast tego odsunął głowę i obrzucił ją twardym spojrzeniem.

— Nie dałem ci tego po to, żeby cię przelecieć w kiblu, Hermiono. — Brzmiało to prawie jak nagana, ale ona nie potrafiła się tym przejąć. — Powinienem był poczekać, ale…

Hermiona przerwała mu, mocno wbijając zęby w jego szyję, całując i ssąc jego skórę.

— Nie obchodzi mnie to — powiedziała. — Pieprz mnie, Draco. Proszę. Zadbaj o mnie.

To było więcej niż pragnienie, więcej niż nagła potrzeba, to było coś, co paliło się w niej jak ogień. Przenikało jej żyły, popychając ją naprzód z nieustępliwą, jednokierunkową siłą, której nie potrafiła zignorować. Nie chciała czekać, aż zabierze ją do domu. Nie chciała czekać, aż spotkają się w klubie. Chciała go tu i teraz, w jego surowej, najbardziej wymagającej postaci. Chciała, by stracił nad sobą kontrolę, tak jak niemal zrobił to, kiedy prowadził ją do łazienek. Chciała poczuć całą intensywność jego pożądania, by przekonać się, czy jego ogień dorównuje jej własnemu. By trwać w tym, podczas gdy oboje płoneli,.

Kiedy kołysała biodrami opierając się o niego, ocierała się cipką o twarde dowody jego własnego podniecenia, jęknął. Jego palce wbiły się mocniej w jej talię, a ona poczuła, jak pulsuje między jej nogami. Kiedy zrobiła to ponownie, szarpnął się, przyciskając ją mocniej do ściany.

Wyrzucając z siebie przekleństwo, Draco poluzował uścisk tylko na tyle, by podciągnąć jej sukienkę wyżej i odsłonić jej pośladki. Zaraz potem wymierzył jej siarczystego klapsa — prosto w miękkie ciało, przez majtki — ale jej to nie obchodziło. Jęknęła na skutek fali gorąca, która rozlała się po jej skórze, a on zrobił to ponownie.

— Wiesz, jak bardzo lubię, gdy mnie o to błagasz — Ręka, która nie masowała właśnie miejsca na jej pośladku po klapsie, uniosła się i mocno chwyciła ją za włosy, wbijając się pod jej kok. — No dalej. Powiedz mi dokładnie, czego chcesz, a może ci to dam.

Z głową odchyloną do tyłu ciężko dyszała. Oblizując wargi, mocniej przycisnęła swoje piersi do jego klatki piersiowej. 

— Chcę, żebyś był we mnie, Draco. Potrzebuję tego.

Draco uśmiechnął się złośliwie, wystarczająco długo, by wzbudzić w niej przebłysk lęku. Jego spojrzenie się wyostrzyło, a on oblizał dolną wargę.

— Taka jesteś zdesperowana, prawda? Moja chciwa, idealna dziewczynka. Dam ci to, ale musisz wybrać.

Zrobiła się jej jeszcze bardziej wilgotna, aż zaczęła czuć pulsujący ból między nogami. 

— Wybrać?

— Mmhmm — mruknął potwierdzająco, zachowując się zupełnie swobodnie, mimo że właśnie wciskał się między jej uda, poruszając powoli swoimi biodrami, jakby już w niej był. Przesuwał się po niej, aż dotarł do jej łechtaczki, przez materiał swoich spodni i jej majtek. Jego spojrzenie prześlizgnęło się po jej twarzy, zatrzymując na ustach, a potem przesunęło się w stronę drzwi i kabin po drugiej stronie łazienki.

— Masz wybór… — Draco zrobił pauzę i puścił jej włosy, chwytając ją za pośladki. Przycisnął jej ciało jeszcze mocniej do siebie, a potem oderwał ją od ściany i ruszył w stronę kabin, z jej nogami luźno owiniętymi wokół swoich bioder. — …między zaklęciem wyciszającym a urokiem Niezauważalności.

— Co?! — zacisnęła się na nim mocniej, gdy oddalali się od drzwi. — Nie, Draco, musisz zamknąć drzwi…

Co innego pieprzyć się z nią publicznie, gdy drzwi do korytarza były porządnie zamknięte, a co innego wsunąć się do kabiny i zatrzasnąć zasuwkę z wyraźnym kliknięciem. A właśnie to zrobił.

— Powiedziałaś, że tego chcesz, prawda? — zapytał, powoli opuszczając ją z powrotem na podłogę. — To teraz wybieraj. Wybierz jak grzeczna czarownica, a wtedy zerżnę cię tak, jak tego potrzebujesz.

Mimo słownych protestów, jej ciało zareagowało na jego słowa natychmiast. Jej nogi zrobiły się miękkie, gdy obrócił ją przodem do ściany kabiny, a sam otoczył ją swoim ciałem. 

— Chcesz wiedzieć coś jeszcze? — zapytał, pochylając się, by szepnąć jej do ucha, podczas gdy jego dłonie zjeżdżały wzdłuż jej bioder, aż palce zaczepiły się o brzeg jej sukienki. Rysował wzory na jej udach, unosząc materiał do góry, aż zebrał go w pasie. Po jej skórze przebiegł dreszcz.

— Myślałem o tym nieustannie. O tym, jak wypełniam cię swoim kutasem, kiedy nikt w pobliżu nie ma o tym pojęcia. Czuć jak spływasz po mnie, bo tak bardzo tego potrzebujesz. Ale nie możesz wydać z siebie żadnego dźwięku. Musimy być cicho, kochanie. Potrafisz?

Jego palce bawiły się gumką jej majtek, a ona ledwo powstrzymała jęk. W pewnym momencie jej dłonie spoczęły na ścianie kabiny, a nowa bransoletka zalśniła w świetle. Skupiła się na niej, zakotwiczyła w tej chwili. Zaklęcie wyciszające czy Niezauważalność? Gdyby ktoś wszedł i spojrzał na ich sylwetki w kabinie, od razu byłoby jasne, że są tam we dwoje. Mogliby nawet pociągnąć za klamkę… i jeszcze bardziej się zdemaskować.

— Urok Niezauważalności — wyszeptała w odpowiedzi. Potrafi być cicho. Potrafi. Będzie.

Draco mruknął z zadowoleniem. Wyciągając różdżkę z kieszeni, pochylił się i szepnął jej do ucha: 

— Zdejmij majtki. Pomogę ci być cicho, kochanie.

— Proszę, pośpiesz się — ponagliła go. Gdy zsunęła materiał po swoich udach i wyraźnie poczuła, jak bardzo była już mokra. Odsłonięta, z sukienką podciągniętą do bioder, stała w publicznej toalecie niemal naga, to było wręcz obsceniczne.

Draco ledwie zdążył schować jej majtki do kieszeni i rzucić zaklęcie, gdy drzwi skrzypnęły. Dźwięki z pubu wdarły się do pomieszczenia, a ona spojrzała na niego w panice ale na jego twarzy malowało się tylko rozbawienie. Uniósł brwi wyzywająco i sięgnął do paska, zaczynając rozpinać swoje spodnie.

Każdy dźwięk sprawiał, że aż się wzdrygała. Miękkie skrzypienie skórzanego paska, delikatne brzęknięcie metalowej klamry ale i tak te dzwięki niemal całkowicie ginęły w nieregularnym łomocie jej serca i głośnych oddechach, które usiłowała wciągać przez nos. Próbując i zawodząc zachować spokój, patrzyła, bezsilna i rozpalona, jak Draco wyciąga swojego penisa. Był już twardy i gruby, a gdy zaczął się pieścić, uniósł palec do ust w figlarnym geście — cicho.

Ktokolwiek wszedł, kręcił się przy umywalkach, nucąc sobie coś niewyraźnie, po czym odkręcił wodę. Chlupotanie było rytmiczne, a Draco wykorzystał jej chwilowe rozproszenie, by ponownie pochylić jej ramiona do przodu i rozsunąć jej stopy kopnięciem. Nadal miała na sobie szpilki z pracy — była wdzięczna za to, jak wydłużały jej nogi — i poddała się jego dłoni na swoich plecach, którą pchnął ją aby się pochyliła.

Kran zakręcił się dokładnie w momencie, gdy Draco zaczął powoli wciskać się między jej uda, rozciągając jej wejście z torturującą niemal kontrolą, przez co Hermiona ledwo łapała oddech przez nos. Jego kutas napierał na jej bolesną, potrzebującą cipkę, wypalając ją jak ogniem, a gdy próbowała wypchnąć biodra w jego stronę, zatrzymał ją kładąc swoją dłoń na jej biodrze. Trzymał ją nieruchomo. Zmuszał, by przyjmowała go w takim tempie, w jakim on chciał jej go dać.

Czuła, jak jęk próbuje wyrwać się z jej piersi, wędrując do gardła. Gdy wypełnił ją całkowicie, przygryzła wargę tak mocno, jak tylko mogła. Nie poruszał się, dawał jej czas, by się przyzwyczaiła, a ona walczyła z pragnieniem, by cofnąć się i ruszyć mu naprzeciw. A to tylko pogorszyłoby sprawę. Mogła poczekać, musiała, aż osoba przy umywalce wytrze ręce i wyjdzie.

Może i ona potrafiłaby poczekać, ale on nie. Zaczął się kołysać za nią, zaczynając od płytkich pchnięć, które ocierały go o jej pośladki. Niewystarczająco, by ich ciała wydały jakikolwiek dźwięk, ale wystarczająco, by tarcie natychmiast ją rozgrzało, sprawiając, że jej uda się napięły. Odpowiedziała, unosząc wyżej biodra, by pozwolić mu wejść głębiej, i natychmiast poczuła, jak robi się jeszcze bardziej wilgotna. Dokładnie tak, jak mówił.

Hermiona wypuściła drżący oddech. Kolejny jęk próbował wyrwać się z jej ust, i niemal udało jej się go powstrzymać, aż do chwili, gdy osoba poza kabiną zaczęła iść z powrotem w stronę drzwi. Zamarła w bezruchu, jej całe ciało zesztywniało… ale Draco nie przestał.

Napięcie eksplodowało w jej brzuchu, skręcając rozpalone podniecenie w miednicy. Nawet bez stymulacji łechtaczki, jej pragnienie wciąż rosło. Hermiona czuła, jak robi się jeszcze bardziej mokra, wstrzymując oddech.

O bogowie, o bogowie, o…

Dźwięki z pubu znów wdarły się do pomieszczenia, a Hermiona natychmiast się rozluźniła, opadając do przodu, jej serce waliło jak oszalałe. Strach przed przyłapaniem był oszałamiający — podniecał ją niemal równie mocno, jak pragnienie, by ściągnąć spódnicę i teleportować się razem z nim do jego domu. Ale mimo tej przelotnej myśli, nie czuła ani krzty żalu.

Gdy było już cicho i oczywiste było, że zostali sami, Draco wbił się w nią mocno, uderzając biodrami o jej tyłek, i nie mogła się  już dłużej powstrzymać. Dźwięki wyrwały się z jej ust, gdy zaczęła poruszać się w jego rytmie, kołysząc biodrami, by wślizgiwał się głębiej. Był bardziej dziki niż wtedy pod prysznicem, gdy brał ją od tyłu — szybciej, mocniej, aż ich ciała poruszały się w jednym szaleńczym tempie.

— Kurwa, właśnie tak — zaklął, gdy przesunęła stopy, zaciskając uda i ciasno obejmując jego członka. Jedną ręką puścił jej biodro i przesunął ją w górę, głaszcząc po drodze jej pierś, aż złapał ją za przód szyi i przyciągnął jej ciało do siebie, aż była przyciśnięta plecami do jego klatki piersiowej. Ale on nie przestał się w niej poruszać. Z ciężkimi oddechami, szepnął prosto do jej ucha:

— Wiesz, czego chcę, kochanie?

Odpowiedziała jedynie cichym, pełnym potrzeby jękiem. Ciśnienie między jej nogami narastało; wystarczyłby jego jeden dotyk i rozsypałaby się natychmiast. To wszystko było tak nieprzywoite: miejsce, w którym się znajdowali, szaleńcza potrzeba, która ich do siebie pchała, poczucie przynależności związane z bransoletką teraz owiniętą wokół jej nadgarstka. Była tylko jedna rzecz, na której potrafiła się skupić, i był nią on.

— Chcę spuścić się w tej twojej idealnej cipce — wyszeptał. — I patrzeć, jak wychodzisz stąd z moim nasieniem spływającym po twoich udach. Prosto do Pottera i reszty twoich współpracowników, którzy myślą, że jesteś taka grzeczna i porządna.

Jęk wyrwał się z jej gardła, a jej ciało zacisnęło się na jego na samą myśl. Jego dłoń mocniej zacisnęła się na jej szyi, naciskając lekko po bokach, wystarczająco, by przypomnieć jej, do kogo należy. Nie uciskał tchawicy, ale sama ciężkość jego ręki wystarczyła, by ponownie jęknęła. Zawładnął wszystkimi jej zmysłami, aż nie zostało już nic poza nim, i ona to kochała.

— Podoba ci się to, prawda? Moja sprośna dziewczynka. — Zaśmiał się cicho, przejeżdżając zębami po krawędzi jej ucha.

— Twoja — zgodziła się, a jego druga dłoń zacisnęła się mocniej na jej biodrze.

Chwilę później drzwi znów się otworzyły, a Hermiona wciągnęła gwałtownie powietrze, przeszyta nagłym strachem. Instynktownie chciała się cofnąć, ukryć, pozostać jak najciszej, ale uczucie Draco wbijającego się głęboko w jej wnętrze i gorący oddech przy jej uchu było zbyt intensywne. Trzymał ją mocno, z dłonią na szyi, i tylko nieznacznie zwolnił swoje ruchy. Wydłużył pchnięcia, niemal całkowicie się z niej wysuwając, po czym znów powoli wślizgując się do środka z rolującym ruchem bioder. Hermiona zaczęła ciężko oddychać.

— Nie możesz wydać ani jednego dźwięku — wyszeptał jej do ucha, niemal bezgłośnie, gdy ktoś wszedł do kabiny obok. Hermiona walczyła z sobą, napinając mięśnie, ale to tylko potęgowało doznania .

Zamiast odpowiedzieć, odchyliła głowę do tyłu, odsłaniając jeszcze bardziej szyję w jego uścisku, i bezgłośnie ułożyła swoje wargi w słowa skierowanego do niego:

Proszę. Proszę.

Uśmiechnął się do niej z wyższością, sam ledwo łapiąc oddech. Pokręcił głową z rozbawieniem, po czym puścił jej szyję i przesunął dłoń do jej ust. Wsunął palce między jej wargi i położył je na języku, skutecznie odcinając wszelką możliwość wydania dźwięku.

Z palcami w jej ustach i kciukiem przytrzymującym szczękę, ulga była natychmiastowa. Zamknęła oczy, gdy znów zaczął się w nią poruszać, i zaczęła ssać jego palce. Jego biodra zadrżały, pchnięcie było nagłe i ostre, a gdy otworzyła oczy, patrzył na nią z taką intensywnością, że niemal ją zatkało.

Zrobiła to ponownie. Zakręciła językiem wokół jego palców, naśladując to, co robiła z jego penisem. Nie przestała, nawet gdy ślina zaczęła spływać jej z kącików jej ust, ani gdy wepchnął palce głębiej. Jego szczęka lekko opadła, oddech stał się cięższy — wreszcie tracił kontrolę.

Spłuczka w sąsiedniej kabinie zadziałała, a ona poczuła, jak Draco cicho jęknął. Dźwięk zawibrował w jego klatce piersiowej, tuż przy jej plecach, ledwie wyczuwalny, i zdążył zamknąć usta, zanim drzwi kabiny się otworzyły, a kroki odbiły się echem w stronę umywalek.

Hermiona zaczęła poruszać biodrami, nie mogąc się powstrzymać. Zmusiła go do szybszego tempa, ssąc jego palce w rytmie, w jakim pragnęła czuć go między swoimi udami. Odgłosy ich ciał narastały, a fakt jak mokra się stawała był coraz bardziej oczywisty z każdym śmiałym pchnięciem. Zanim woda w kranie przestała lecieć, drzwi otworzyły się ponownie i seria stuknięć obcasami rozbrzmiała na płytkach. Nastąpił szelest butów, cichszy niż obcasy, po czym znów otworzyły się drzwi łazienki.

— O mój Boże, nie wierzę, że go przegapiłyśmy! — zapiszczał kobiecy głos, najwyraźniej przekonany, że są same.

— Ugh, wiem — odpowiedział drugi. — Ale Missy mówiła, że tu był! Musiał dopiero co wyjść. Może jeśli się pokręcimy, wróci.

Hermiona zamknęła ponownie oczy, zatracając się w dotyku Draco i otaczających ich dźwiękach. Czuła, jak jej wnętrze pulsuje za każdym razem, gdy napierał na nią mocniej, więc uniosła swoje biodra, by go poczuć jeszcze głębiej.

— Lepiej, żeby tak było — powiedział pierwszy głos zalotnym tonem. — Ale jeśli nie, to Theodore Nott nadal tu gdzieś jest. Założę się, że on wie, dokąd mógł pójść.

Jej towarzyszka zaśmiała się, ale ona mówiła dalej. Draco zwolnił, wyraźnie równie zainteresowany rozmową, jak Hermiona.

— Słyszałam, że Theo lubi blondynki, więc nie powinnaś mieć problemu z pierwszym krokiem.

— On lubi wszystko, co żyje. Słyszałam o nim różne historie. Problemem nie jest wejście, tylko dostanie zaproszenia ponownie.

Obie zaśmiały się, wchodząc do kabin po obu stronach Hermiony i Draco. On tylko spojrzał na nią z szerokim uśmiechem. Było jasne, dokąd zmierzała ta rozmowa.

— Czy to naprawdę takie złe? W sensie, wiem, że nie jest aż tak bogaty, ale… — Przy tej pauzie Draco przewrócił oczami. — Trzeba przyznać, że jest cholernie seksowny. Zabini też.

— Wszyscy są — zgodziła się jej przyjaciółka.

Znów zachichotała. 

— Może powinnyśmy zacząć od nich dwóch i dopiero potem dobrać się do Malfoya. Mogliby być naszą przepustką.

Przez cały ten czas Draco nie przestawał jej pieprzyć. Z głową opartą o jego tors, palcami w ustach i jego kutasem głęboko wciśniętym między jej uda, czarownice nie miały pojęcia, że mężczyzna, którego szukały, był dosłownie na wyciągnięcie ręki. I wyglądało na to, że dobrze się bawił — słuchając, jak rozmawiają o nim jak o najbardziej pożądanym facecie w całym pubie — i czując jej ciało pod sobą.

Gdy kończyły, ta z wyższym głosem westchnęła przy umywalkach:
— Myślisz, że oni się dzielą? Ugh, to byłoby takie gorące.

— Oczywiście, że tak! Muszą. Ich chichot zagłuszył szum kranów, gdy myły ręce. — Szczerze mówiąc, nie miałabym nic przeciwko jednorazowej akcji, jeśli oznaczałoby to, że mogę przeżyć to wszystko naraz. Pozwólcie mi tylko obejrzeć Dwór podczas porannego spaceru wstydu, okej? Tylko o tyle proszę!

Obie nadal plotkowały i chichotały w drodze do wyjścia, a kiedy drzwi się za nimi zamknęły Draco wybuchnął głębokim śmiechem.

Hermiona wydała z siebie błagalny jęk, stłumiony jego palcami, i naparła na niego mocniej. Jej umysł wirował od pytań — czy to było normalne, to co właśnie usłyszeli? Czy to część powodu, dla którego Draco tak długo nie pokazywał się publicznie, nawet po zerwaniu swoich zaręczyn? Czy naprawdę lubił dzielić się w łóżku?

Jakby wyczuwając jej myśli, jego kciuk mocniej zacisnął się na jej szczęce, a jego pchnięcia stały się silniejsze. Nie spuszczał z niej wzroku.

— Pozwól, że coś od razu wyjaśnię, zanim zaczniesz się martwić — warknął. Kolejne słowa podkreślił mocnymi pchnięciami. — Ja. Się. Nie. Dzielę.

— Dobrze — próbowała przytaknąć z jego palcami w ustach, ale brzmiało to niewyraźnie.

Draco kontynuował, jakby nadrabiał czas, kiedy musiał być cicho.
— I jedyna czarownica, której pragnę, to ta tutaj, wijąca się na moim kutasie, z moim imieniem wypisanym na jej ciele.

Oczy Hermiony przewróciły się z rozkoszy, gdy pozwalała sobie zatracić się w jego dotyku. Jego ruchy były teraz ostrzejsze, już nie powolne i zmysłowe, a on jęknął, gdy zacisnęła zęby na jego palcach.

— Dotknij się — rozkazał. — Chcę to poczuć, Hermiono.

Nie zwlekała. Opuszczając rękę z nową bransoletką, sięgnęła między swoje nogi. Jej palce prześlizgnęły się przez wilgotne fałdki i natychmiast trafiły na nabrzmiałą łechtaczkę, zaczynając szybkie, pewne ruchy. To był ten sam sposób, którego używała, gdy była sama — nie czuły ani zmysłowy, ale szybki i konkretny. Idealnie zgrywał się z jego tempem i już po kilku sekundach czuła, że jest na krawędzi.

Chłodny metal bransoletki wbijał się w jej skórę, gdy mocniej naciskała na siebie, uwięziona między ścianą kabiny a jego ciałem. Każde pchnięcie sprawiało, że była popychana do przodu, a gdy wyjął palce z jej ust i chwycił za podbródek, skupiła na nim swój wzrok. Ślina rozmazała się po jej policzku, brodzie i szyi, gdy cofnął rękę.

Nie musiał nic mówić — wiedziała, że jest równie blisko co ona. Jego uda zaczynały się trząść, biodra poruszały się w znajomym rytmie — krótsze, ostrzejsze pchnięcia, główka penisa tuż przy jej wejściu, a tempo przyspieszało w pościgu za spełnieniem. Ona odpowiadała z taką samą siłą.

W jakiś sposób potrafił sprawić, że chciała o to błagać. Chciała go jak nikogo wcześniej i pragnęła, by usłyszał, jak bardzo doprowadzał ją do obłędu.

— Chcę tego — powiedziała, gryząc wargę, by nie krzyknąć, gdy jego ciało zaczęło drżeć. — Potrzebuję tego, Draco. Wypełnij mnie, proszę. Naznacz mnie, uczyń mnie swoją…

— Jesteś moja — warknął, znów chwytając ją za gardło — i wtedy doszła.

Rozpadła się pod jego dotykiem, palce zataczające szybkie kręgi wokół łechtaczki. Jej wnętrze zacisnęło się wokół jego kutasa, drżąc spazmatycznie, a on doszedł zaraz po niej. Zalało jej wnętrze gorącem i pulsującym napięciem, gdy nie przestawał poruszać się w niej, a nutka pośpiechu sprawiała, że był bardziej szorstki niż zwykle.

Kochała to. Kochała wszystko, nawet…

— Nigdy cię nie puszczę — powiedział, zanim ją pocałował.

Całując się i drżąc wspólnie podczas orgazmu, powoli schodzili z emocjonalnego szczytu. Hermiona drżała wtulona w jego ciało. Rozkosz nadal pulsowała w jej żyłach, między udami, zmuszając ją do kolejnych spazmów przy każdym jego ruchu. Ale wcale nie chciała stąd iść. Mimo miejsca, w jakim się znajdowali, i mimo tego, że czuła, jak ich mieszające się płyny zaczynają spływać po jej udach.

Zgodnie z jego obietnicą.

— Zabierz mnie do domu — wyszeptała na jego ustach, przerywając pocałunek. Musiała mu pokazać, jak bardzo doceniła ten prezent. — Chcę znowu być w twoim łóżku, mając na sobie tylko tę bransoletkę.

Jego palce i kciuk mocniej zacisnęły się na jej szyi z zewnątrz.
— Cokolwiek zechcesz, kochanie. Będzie twoje.

Wyraz pożądania na jego twarzy jasno dawał do zrozumienia, że pragnął dokładnie tego samego. Wysuwając się z niej powoli, Draco ostrożnie zapiął swoje spodnie, a zanim zdążyła sięgnąć do swojej sukienki, sam poprawił jej ubranie. Ubrał ją z powrotem, wygładzając materiał, całując delikatnie jej usta, policzki i czoło. Kciukiem starł ślady śliny z jej twarzy. Chwalił ją, jak zawsze. Nie musiał nawet wypowiadać tych słów — ona i tak je słyszała.

Dopiero gdy sięgnął do zasuwki drzwi kabiny, zesztywniała.
— Czekaj — muszę odzyskać majtki.

Draco uśmiechnął się złośliwie, ale nie zrobił ani jednego ruchu, by wyjąć je z kieszeni, do której wcześniej je schował.
— Po co? I tak zaraz znowu je z ciebie zerwę.

Parsknęła.
— Tak, ale muszę tam wyjść, do Harry’ego i reszty, nie mogę po prostu... bez…

— Och, daj spokój, Granger. Byłabyś zaskoczona, do czego jesteś zdolna, jeśli naprawdę się postarasz.

Przygryzał dolną wargę, próbując nie roześmiać się na całego. Bezczelny drań. Nawet teraz, gdy stała z rękami na biodrach, czuła, jak jego nasienie miesza się z jej wilgocią i klei się do jej skóry.

— Naprawdę zamierzasz wypuścić mnie stąd w takim stanie? Gdzie każdy może to zobaczyć? Miała nadzieję, że jego zaborczość i zazdrość wezmą górę nad chęcią udowodnienia czegoś, ale odniosło to odwrotny skutek. Jego oczy zabłysły z satysfakcją. Wyglądało na to, że właśnie o to mu chodziło.

— Teraz już łapiesz — odparł, przekręcając zamek i wychodząc na zewnątrz. — Lepiej się pośpiesz, jeśli nie chcesz, żeby zaczęło ci to ściekać po nodze, zanim dotrzesz z powrotem do Pottera. Jestem pewien, że już podejrzewa, dlaczego tak długo cię nie ma.

Draco rzucił okiem w stronę drzwi, po czym spojrzał na nią z wyczekiwaniem.
— Spotkajmy się na zewnątrz za dziesięć minut. Ureguluję rachunek, a ty weź swoje rzeczy.

Wewnętrzne oburzenie zapłonęło w niej od nowa — irytacja mieszała się z tym, jak łatwo przejął kontrolę nad całą sytuacją.
— Nie musisz…

Był już w połowie drogi do wyjścia, gdy ruszyła za nim, ale zatrzymał się natychmiast i odwrócił gwałtownie, spoglądając na nią ostro.
— Wiem, że nie muszę nic robić. Ale chcę. Mogę. Więc to zrobię. Możesz się z tym kłócić, ile chcesz, ale oboje wiemy, że właśnie to cię podnieca, Granger.

Szarpnął za jeden z jej luźnych kosmyków i zniknął, rozpływając się w hałasie i tłumie pubu. Zajęło jej kilka sekund, zanim się pozbierała, mrugając, próbując wrócić do rzeczywistości, gdy przez drzwi weszła inna czarownica.

— Potrzebowałaś chwili oddechu od tego hałasu, co? — powiedziała ze współczuciem, marszcząc nos, gdy mijała Hermionę i wchodziła do kabiny, którą dopiero co opuścili. — Nie wierzę, jak tłoczno tu dziś wieczorem.

Hermiona zmusiła się do lekkiego śmiechu i przytaknęła.
— Coś w tym stylu, tak.

Draco zniknął zaledwie na kilka sekund, a jej serce już biło jak szalone. Gdy poprawiała włosy przed lustrem i myła ręce, światło odbijało się od kamieni na jej bransoletce, a jej umysł szalał od nowych myśli. Racjonalnie wiedziała, że ta bransoletka to tylko gest. Technicznie rzecz biorąc, nie zmieniała niczego po ich słownych deklaracjach w jego mieszkaniu.

Ale dla niej znaczyła więcej. I czuła, że tak właśnie powinno być.

Łzy zapiekły ją w kącikach oczu, więc wsunęła ręce pod gorącą wodę i zamrugała, by je odpędzić. Znajome, brutalne poczucie winy przebiło się do jej świadomości. Zalało wszystko inne, zmyło z niej ulgę po tym, jak przed chwilą była w jego ramionach, i zniszczyło wszystko dobre, co mogła, lub powinna była czuć. Odsłoniło wszystko w oszałamiającej klarowności. Nie pozwoliło jej ukryć się za rozkoszą po orgazmie ani rozproszyć radością z tak głębokiego i szczerego aktu oddania.

Nie zostawił jej miejsca na wątpliwości. Był jej tak samo, jak ona była jego.

Wiedziała, że jej grzebanie w przeszłości Draco było co najmniej wątpliwe moralnie, a w najgorszym przypadku – samolubne. Prosił ją przecież, by tego nie robiła. By mu zaufała. A ona nie potrafiła. Wszystko, co do tej pory zrobiła, było zdradą. I to musiało się skończyć.

Wcześniej sądziła, że wie lepiej. Że jej poszukiwanie prawdy było ważniejsze niż wszystko inne. Że nie będzie w stanie zaakceptować jego ani ich relacji bez wystawienia każdej części jego przeszłości na światło dzienne. Ale teraz… Pokręciła głową sama do siebie, spoglądając na bransoletkę oplatającą jej nadgarstek, gdy suszyła ręce.

Teraz to wszystko nie miało już znaczenia. 

Uczucia zapuściły korzenie zbyt głęboko, oplatając każdy fragment jej istoty, i była pewna, że nic na świecie nie mogło ich już zmienić. Ginny miała rację — musiała zaufać Draco. I może po raz pierwszy od początku ich układu rzeczywiście to zrobiła. W pełni. Ufała, że postąpił właściwie. Że się zmienił. Że powiedział jej wszystko, co mógł, pomijając to, do czego był zobowiązany przysięgą.

Ale chodziło o coś więcej niż tylko zaufanie, zrozumiała, gdy wyszła z toalety i zaczęła przeciskać się przez tłum. Chodziło o szacunek. Musiała nie tylko mu ufać, ale też go szanować. I robiła to. A to znaczyło, że musi przestać. Musi wyrzucić wszystkie artykuły i dokumenty, które zebrała, i zmusić się, by przestać zaglądać w przeszłość. By zamiast tego skupić się na przyszłości. Tej, którą mogli dzielić razem.

Ta decyzja ją uspokoiła, nieco złagodziła poczucie winy, które wciąż paliło jej pierś. Nie usunęła go całkowicie, ale wygładziła krawędzie. Tylko czas mógł sprawić, że stanie się ono bardziej znośne.

— A, jesteś — przywitał ją Harry, gdy podeszła do stolika. Jego drink był niemal pusty, ale jej wciąż stał nietknięty. Ktoś musiał je przynieść podczas jej nieobecności.
— Wszystko w porządku? Wyglądasz na trochę zarumienioną.

Jej policzki i szyja momentalnie zrobiły się jeszcze cieplejsze, ale wzruszyła ramionami i postarała się zabrzmieć możliwie lekko.
— Wyszłam na chwilę na zewnątrz, żeby się ochłodzić, ale chyba nie pomogło. Chyba czas się zbierać.

— Ja też niedługo się zawinę. Dobranoc, Hermiono.
— Dobranoc — odpowiedziała, skinęła głową pozostałym współpracownikom i chwyciła torebkę z oparcia krzesła, na którym wcześniej siedziała. Jej ruchy stawały się coraz bardziej nerwowe, a śliskość między jej udami była  z każdą sekundą coraz trudniejsza do zignorowania.
— Do zobaczenia w poniedziałek!

— Tylko nie pracuj za dużo w weekend! Sprawiasz, że reszta z nas wypada przy tobie blado! — ktoś zawołał za nią, a ona roześmiała się, odchodząc. Jakoś miała przeczucie, że z mężczyzną czekającym na nią przed pubem, znów nie dotknie pracy przez cały weekend.

Kiedy tylko wyszła na chodnik, zatrzymała się jak wryta na widok przed sobą.

Draco stał tyłem do drzwi, ramiona miał napięte i wyraźnie kogoś beształ — a konkretnie rozbawionych Blaise’a Zabiniego i Theo Notta.

— Jesteście jak dzieci, obaj. Przysięgam…

Wszyscy troje zauważyli ją w tym samym momencie, a Draco odwracając się od razu skupił na niej swój wzrok,. W jej sercu coś zadrżało, gdy dostrzegła ulgę w jego oczach. Uśmiech sam pojawił się na jej twarzy.

— Granger — powiedział swobodnie, jakby przed chwilą nie zerżnął jej w pubowej toalecie.

Theo parsknął. Blaise spojrzał to na nią, to na Draco, ale rozbawienie w kącikach jego ust zdradziło jego pozorną obojętność. Nie myśląc wiele, uniosła rękę w nieco niezręcznym geście. Nawet w półmroku rubiny na jej nadgarstku błyszczały, a konstelacje mieniły się magicznie, zbyt piękne, by je przeoczyć.

Prawie natychmiast zrozumiała swój błąd i opuściła dłoń, ale było już za późno. Twarz Theo rozjaśniła się z nagłym zrozumieniem, a on wyciągnął rękę w stronę Blaise’a.
— A nie mówiłem, stary.

Złość Draco była wręcz namacalna, jego szczęka zacisnęła się, gdy obserwował, jak dwaj przyjaciele wymieniają się kilkoma galeonami. Blaise wyjął je z kieszeni i z lekkim wzruszeniem ramion wsunął je w dłoń Theo, ale spojrzał na Draco z dłuższym, oceniającym spojrzeniem.

— Myślałem, że masz więcej samokontroli.

Draco westchnął i sięgnął do skroni, masując je palcami.
— Powinienem był rzucić w was Avadą, póki miałem okazję.

Theo, schowawszy swoje wygrane galeony, ruszył spokojnie w przeciwnym kierunku niż punkt aportacyjny.
— Chodź, Blaise. Postawię ci drinka. Mam dziś szczodry nastrój. Och— zatrzymał się i spojrzał na Hermionę, —nie ma za co, swoją drogą. Dobrze wyglądasz w rubinach.