Actions

Work Header

Ścieżka Krwi

Summary:

Minęło trochę czasu odkąd Shadow słyszał cokolwiek o swoim barcie, Eclipse the Darklingu, i postanawia go poszukać. Lecz kiedy mają miejsce pewne tragiczne wydarzenia, nie wszystko o jego przyrodnim bracie jest tak jasne dla Shadowa jak było wcześniej.

Ale...Czy to nie za późno by naprawić ich relacje?

Polska (oryginalna) wersja "Bloodline"

Notes:

(See the end of the work for notes.)

Chapter 1: Dochodzenie

Chapter Text

Shadow chodził spokojnie po lesie, ciesząc się chłodnym cieniem rzucanym przez drzewa, które blokowały ciepłe promienie słońca. Jego umysł był przyjemnie pusty, a wokół panowała miła atmosfera wypełniona szumem wiatru, szelestem liści i świergotaniem ptaków.

Spokój okolicy był wręcz dziwny, biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia. Wszyscy mobianie i ludzie byli przerażeni najnowszym posunięciem ze strony Eggmana - Metal Virusem. Był to wirus zamieniąjący wszystkie żywe organizmy w metaliczne zombie i rozprzestrzeniający się bardzo szybko; każdy, kto miał z nim kontakt nie mógł już się go pozbyć, a infekcja sama stopniowo postępowała. Oczywiście, Eggman nie ryzykował zainfekowania siebie tym wirusem, więc zlecił badania nad nim jedemu ze swoich Egg Bossów, prawdopodobnie zajmującego teren Trailusa, dokładniej Red Outback Zone, gdyż to tam, jeśli Shadow dobrze pamiętał, pojawiły się pierwsze doniesienia o zombotach.

Dostanie dnia wolnego od pracy nadal dla Shadowa było jakimś nieopisanym cudem. Nie dość, że kryzys z zombotami podczas ostatniego tygodnia rozkręcił się na dobre, to jeszcze nadal w niektórych miastach były problemy po poprzednim kryzysie, nie mówiąc już o szukaniu...

Shadow nagle się zatrzymał i poczuł, jak jego mięśnie napinają się. Czy naprawdę przez ten cały kryzys z zombotami zapomniał o jego priorytecie, poszukiwaniach jego niby przyrodniego brata, Eclipse the Darklinga i jego sługusów, hybryd wisp-Black Arms?

Jeż poczuł, jak w jego gardle wzbiera warkot, a jego brwi marszczą się. Jak on mógł o tym zapomnieć!? Eclipse i jego sługusy stanowili poważne zagrożenie dla świata, nawet on i Knuckles mieli problemy z pokonaniem ich, ba, Eclipse wraz z tymi Wispo-podobnymi stworzeniami pokonał Rouge i Omegę na raz.

- Wrraugh!! - wydarł się rozwścieczony jeż i puścił się biegiem przez las, próbując wyczuć jakąkolwiek obecność Eclipse'a. Nie miał bladego pojęcia, czy ostatni pełnokrwisty Black Arm w ogóle był w tych okolicach, nie słyszał o nim od dość dawna, ale musiał znaleźć coś, co mogłoby go zaprowadzić do Eclipse'a. Cokolwiek, może ktoś go widział? Byłoby to dziwne gdyby przez tyle czasu nikt by go nie zauważył.

Instynkt podpowiadał mu, by szukać bliżej miast, gdyż darkling mógłby tam zdobyć jedzenie, ale rozum podpowiadał bardziej naturalne obszary, w końcu Eclipse musiał szukać schronienia, a mobianie na pewno nie ucieszyliby się widokiem dziwoląga jak on.

Może i był podobny pod względem wzrostu i wyglądu do mobianów, nawet z niektórych cech anatomii, ale trójpalczaste dłonie, czerwone narośle przypominające zbroję i wygląd jego oczu z pewnością obrzydziłyby i zdystansowałyby mobianów. Chociaż może gdyby zrobił coś bohaterskiego, inni by zaakceptowali...

Shadow pokręcił gwałtownie głową, by przerwać niepotrzebne rozmyślania. Zamierza sprawdzić las, koniec. Nie chciał myśleć więcej o tym, jakie problemy społeczne miał Eclipse, to nie powinno być dla niego ważne. Powinien się skupić na wytropieniu go.

Już trochę spokojniejszy, jeż zaczął pędzić przez leśną ścieżkę, i kiedy dotarł do okolic miasta zwolnił, mając nadzieję, że może ktoś akurat spacerował po lesie i widział Eclipse'a, albo po prostu zauważył jakieś nietypowe zjawiska, które mogłyby naprowadzić go na darklinga.

Shadow przystanął na chwilę i zaczął się rozglądać. Wszędzie wokół była tylko natura, ale...zmrużył oczy, gdy zobaczył niebiesko-fioletową plamę niedaleko.

"To napewno mobian" - pomyślał Shadow i podbiegł w stronę plamy.

Podczas gdy się stopniowo zbliżał zauważył, iż była to mobianka, dokładniej ocelotka. Jej futro były przeważnie niebieskie i stawało się ciemniejsze na końcach jej uszu i kosmyków włosów, które były tak uczesane, by wyglądały jak kolce po bokach głowy Shadowa, przecinane dodatkowo fioletowymi zygzakami. Jej czoło było w większości schowane pod długim kosmykiem włosów zawiniętym w górę na końcu (końcówka miała takie samo cieniowanie jak kosmyki po bokach głowy) pysk i wnętrze uszu miała białe, a jej oczy były jasno fioletowe, idealnie pasujące kolorem do lilii. Jej ogon był smukły i niebieski z białą końcówką, odzieloną dwoma zygzakami - granatowym i fioletowym. Miała ma sobie granatową sukienkę bez rękawów, ledwo sięgającą jej do kolan, podszywaną turkusem. Jej ręce zakrywały białe rękawiczki z mankietami pasującymi kolorystycznie do jej sukienki, a na nadgarstkach miała pierścienie. W tali miała zapięty pas z różnej wielkości kieszeniami. Miała wysokie buty takiego samego koloru co jej sukienka, z turkusowymi czubkami i białymi podeszwami.

Zanim Shadow powiedział cokolwiek, ona zastrzygła uszami w jego stronę i spojrzała na niego, po czym gdy go rozpoznała, jej oczy rozszerzyły się z zachwytu.

- O mój Chaosie! Ty jesteś Shadow the Hedgehog! - wykrzyknęła radosnym tonem, po czym zachichotała, a jej ogon z ekscytacji zawinął się na plecach.

Shadow nie wiedział jak na to zareagować, więc czekał na kolejną wypowiedź ocelotki; po raz pierwszy od przebudzenia ze swojej 50 letniej hibernacji spotkał kogoś, kto by tak się ekscytował spotkaniem z nim.

- Je--Jestem Lilac! Lilac the Ocelot i jestem twoją mega fanką! - przedstawiła się, po czym zasłoniła usta ręką i trochę zmartwiona dodała. - Ouh sorka, mówię za dużo? Przepraszam...

Shadow poczuł, że teraz jest czas, by włączył się do rozmowy.

- Nie, jest ok - uspokoił ją, po czym chrząknął i powiedział bardziej formalnie. - Czy widziałaś może Eclipse'a?

Lilac była trochę zaskoczona tym pytaniem, przez co zamrugała ze zdziwieniem.

Shadow widząc jej zmieszanie dopiero zorientował się, że nazwał darklinga tylko po imieniu i nie opisał go w żaden sposób. Szybko potarł szyję i już chciał wytłumaczyć Lilac jak wygląda Eclipse, ale ocelotka go uprzedziła.

- Chodzi ci o takiego szaro-czerwonego mobia...kosmitę? - zapytała, a serce Shadowa napełniło się nową nadzieją i z werwą odpowiedział:

- Tak! Widziałaś go?

Lilac kiwnęła głową, po czym jej twarz przybrała zamyślony wyraz.

- Tak, to było...eh nie wiem, kilka tygodnii temu? - powiedziała wreszcie.

- W lesie tutaj czy gdzie? - dopytywał się jeż.

- W Westopolis, wyglądał na dość wystraszonego, a do tego chyba zderzył się wcześniej z rowerem - odparła Lilac, zmartwionym tonem. - Nie widziałam, w którą stronę poszedł

Shadow kiwnął głową na znak zrozumienia.

- Był sam? - zadał już ostatnie pytanie, które przyszło mu do głowy.

Lilac skinęła głową.

- Tak

- Dziękuję ci Lilac, bardzo mi pomogłaś - powiedział szybko Shadow, po czym wystrzelił jak z procy; w biegu łatwiej mu było myśleć.

"Zapewne Eclipse poszedł do miasta sam, by znaleźć jedzenie dla siebie i swoich sługusów" - stwierdził w myślach Shadow, chociaż jedna rzecz wzbudzała w nim wątpliwości.

Wyglądał na dość wystraszonego

Te słowa Lilac ciągle odbijały się w jego głowie. Wierzył w prawdomówność ocelotki, ale nadal to stwierdzenie było dla niego dziwne, i ta troska w jej głosie... Jeż nigdyby nie pomyślał, że jego agresywnie pewny siebie przyrodni brat mógłby się czegokolwiek kiedyś zlęknąć, on nawet nie był pewien, czy Eclipse zna znaczenie słowa "strach".

"Może źle go..." - zaczął Shadow, ale nagle przerwał tę myśl, gdy coś poczuł.

Natychmiast zatrzymał się ze ślizgiem i wyłączył swoje Air Shoes, by móc normalnie stanąć na trawie i brudnej, twardej ziemii, które stanowiły leśne podszycie.

Najwyższa Forma Życia zamknął oczy i nastawił uszy, próbując wychwycić to, co kilka sekund temu poczuł. Niestety, teraz nic nie wyczuł, przez co zacisnął powieki jeszcze bardziej, odetchnął głęboko i oczyścił umysł.

I wtedy poczuł uderzającą go słabą, lecz jednocześnie wyraźną falę energii, dochodzącą z głębi lasu. Kierując się nią, Shadow szedł dość żwawo przez co najwyżej kwadrans, aż w końcu doszedł do miejsca, z którego dochodził impuls. Kiedy tylko Shadow przecisnął się przez ostatnie krzewy, które dzieliły go od źródła energii, jego oczy zwęziły się, a on obnażył kły.

Jego ręcę zaczęły mrowić od zbierającej się w nich Energii Chaosu, którą Shadow miał nagle wielką, niepohamowaną chęć użycia.

Przed nim rosła dość spora roślina, która wyglądała jak dwie grube, szaro-pomarańczowe, splątane ze sobą kolczaste łodygi. Wokół niej ziemia była sucha, ciemna i pozbawiona życia.

Shadow zaczął warczeć, po czym przykucnął, poczekał aż jego ręcę naładują się trzaskającą już wokół niego Energią Chaosu, aż w końcu wyskoczył wysoko w górę i rzucił się na roślinę z dwoma Włóczniami Chaosu - po jednej w każdej ręce.

Już kilka sekund potem po roślinie nie było śladu, zostały tylko zwęglone pozostałości korzeni i zgliszcza.

Futro Shadowa było jeszcze przez chwilę naelektryzowane, a jego oczy świeciły groźnie furią. Jego klatka piersiowa wznosiła się i opadała bardzo wyraźnie, dotrzymując tempa ostrym oddechom Shadowa branych przez zaciśnięte zęby.

- Wiem że tu jesteś Eclipse!! Pokaż się tchórzu!! - wydarł się niemal na całe gardło Shadow, dysząc.

- Jestem tutaj! - ucho Shadowa zastrzygło, gdy usłyszał znajomy głos Eclipse'a za sobą. Jeż pospiesznie odwrócił się w stronę dźwięku idealnie w porę, by zauważyć darklinga znikającego za pobliskimi drzewami.

Shadow rzucił się w pogoń za przyrodnim bratem, po czym, gdy był wystarczająco blisko, skoczył na niego i przygwoździł go do gruntu. Przynajmniej tak mu się wydawało.

Kiedy tylko spróbował złapać ręcę Eclipse'a, ten nagle rozpłynął się, jakby nigdy go nie było. Jakby był to hologram, jakby był to tylko durny...

- Aargh!! - Shadow jęknął z bólu i padł na kolana, kurczowo trzymając się za swoją głowę. Zamknął oczy, podczas gdy jego umysł pulsował jakby miał zaraz wybuchnąć. W głowie poza czerwoną mgłą bólu widział Marię ze łzami w oczach i potem jak nagle przed nim znika. Jej szepty wypełniły jego umysł, przez co poczuł wilgoć w oczach i nagle...ból ustał, a Shadow poczuł, jak o jego czoło uderzają krople zimnego deszczu.

Jeż otworzył zdziwiony oczy i spojrzał w górę; omiótł swoim jeszcze przez chwilę rozżalonym wzrokiem korony drzew, przez które przedzierała się mżawka, która powoli przeobrażała się w ulewę.

Shadow położył uszy po sobie, próbując się pozbierać po mentalnym ataku.

Nagle, rozległ się odgłos podobny do wyładowania elektrycznego. Shadow potrzebował mniej niż ułamka sekundy, by zlokalizować źródło dźwięku, które okazało się być za krzakami.

"To jeden z jego sługusów!" - pomyślał Shadow, po czym ruszył w stronę krzewu nieopodal.

Bzzt! Bzzt!

Shadow przewrócił oczami i spojrzał na swój komunikator z irytacją, po czym kliknął na jego ekran.

- Rouge, to naprawdę nie jest najlepsza pora - warknął rozdrażniony.

- Shadow! Mamy pilne wezwanie do Westopolis w sprawie zombotów! Wiem, że masz wolne, ale sytuacja jest makabryczna! Nie poradzimy sobie bez ciebie!  - głos Rouge rozległ się z mini słuchawki, którą miał w uchu; rzadki strach i determinacja brzmiały wyraźnie w jej głosie.

Shadow stęknął, po czym spojrzał ostatni raz w stronę krzaka i zbliżył pysk ze zrezygnowaniem do komunikatora.

- Zaraz będę - powiedział, po czym ruszył w stronę Westopolis z ponaddźwiękową szybkością; nie był świadomy oczu w kolorze księżyca obserwujących go zza krzaka.

Chapter 2: Okropny Deszcz

Chapter Text

TW: Polowanie na Flicky i jego następstwa

Eclipse obserwował uważnie, jak jego przyrodni brat znika za horyzontem, w jego jasnozłotych oczach błyszczała nienawiść. Czekał jeszcze przez kilka chwil, aż w końcu odważył się wystawić całą głowę zza krzaka.

Obserwował dokładnie otoczenie, by upewnić się, że może bezpiecznie wyjść z kryjówki, aż w końcu spojrzał na kulące się pod nim Dark Arms i podniósł się.

- Chyba jest bezpiecznie - powiedział, rozprostowywując się.

Dark Arms wpatrywały się w niego jeszcze chwilę zza krzaka, jakby niepewne, czy mogą wyjść, aż w końcu Cregal odważył się podfrunąć do Eclipse'a, a za nim cała reszta. Cyzer opuścił schronienie ostatni, wlepiając swoje jarzące się cyjanem oczy w ziemię ze wstydem.

Eclipse zauważył jego zaniepokojenie, przez co od razu podszedł do niego i przykucnął przed nim.

- Coś się stało Cyzer? - zapytał zmartwiony.

Cyzer tylko wyskrzeczał coś, a Eclipse na to kiwnął głową. Darkling rozumiał język Dark Arms, więc wiedział, iż Cyzer przeprosił za to, że się odezwał, przez co Shadow namierzył ich kryjówkę.

- Nic się nie stało - zapewniał Eclipse, głaszcząc, choć bardziej klepiąc, Cyzera po głowie.

Dark Arm przypominający węgorza rozpromienił się trochę, a Eclipse rozprostował nogi i zaczął powoli iść.

- Chodźcie moje maleństwa - zachęcał hybrydy Wispów darkling. - Musimy dojść do nory zanim zacznie bardziej lecieć woda z nieba

Dark Arms kiwnęły głowami i podążyły za swoim opiekunem. 

Eclipse w głębi siebie był wdzięczny im, że lewitowały za nim i nie widziały jego twarzy, przez co mógł sobie pozwolić na obnażenie kłów i zmarszczenie brwi.

Był zdenerwowany, był tak wściekły, że nawet nie umiał tego opisać. W obecnej sytuacji było dla niego bardzo trudne znaleźć pożywienie dla Dark Arms. Nie wiedział na co polować, nie wiedział co było jadalne, więc spróbował raz jeszcze zasadzić Czerwone Drzewa Owocowe tak samo jak na Anielskiej Wyspie, gdyż Czerwone Owoce to była najbezpieczniejsza i najłatwiejsza do pozyskania opcja...przynajmniej tak myślał.

Eclipse strzepnął mocno ogonem ze złości na swojego niby przyrodniego brata. Drzewo nawet nie wydało pierwszych owoców, a Shadow już zdążył je zlikwidować i niestety Eclipse już nie miał jak zasadzić kolejnych roślin.

Nagle, deszcz przybrał mocno na sile, przez co Eclipse zmrużył minimalnie oczy i poczuł jak cztery mokre kształty przylegają do jego boków. Darkling przytulił wszystkie Dark Arms do siebie i zgarbił się nieco, by osłonić je jak najbardziej mógł od zimnych kropli.

Musiał je chronić najlepiej jak mógł, nawet za cenę swojego nędznego żywota. Nie zasługiwały na to, na co Eclipse je nieświadomie skazał.

Darkling powstrzymał żałosne westchnienie, które chciało opuścić jego usta, gdy znowu zaczął rozmyślać o swoich błędach i o tym jak bardzo nienawidzi Shadowa, tej planety i...siebie.

W końcu sytuacja, w której się znalazł była w dużym stopniu jego winą, przecież to on oszczędził Shadowa na Nowej Czarnej Komecie, gdyby choć raz posłuchałby się Black Death, możliwe jest, że do tego wszystkiego by nie doszło. Potem już młody darkling był za bardzo zaślepiony rządzą zemsty, by myśleć racjonalnie, do tego stopnia, że zmęczył swoje maleństwa podczas walki tak bardzo, że spały przez cały następny dzień przez osłabienie. Jeszcze oczywiście musiał się rozbić skradzionym statkiem na bagnach, bo nigdy nie był dobrym pilotem (a raczej nie miał wcześniej okazji pilotować). Próbował potem odbudować statek, ale jeszcze bardziej go zepsuł i przy następnym wybryku pogody, statek zatonął w bagnie, co skazało Eclipse'a i Dark Arms na wędrówkę.

Przeszli wiele kilometrów, szukając coraz kolejnych schronień, gdyż Eclipse nie chciał zostawać długo w jednym miejscu (z obawy bycia zauważonym przez kogoś), śpiąc w różnych jaskiniach, norach, czy nawet na drzewach i po prostu w trawie.

Oczywiście, Eclipse nadal chciał zemsty, ale w mniejszym stopniu niż wcześniej.  Ochrona Dark Arms była jego priorytetem. Darkling miał też pomysł zbierania Szmaragdów Chaosu, by zdobyć potęgę, lecz nie miał czasu węszyć za nimi, gdyż musiał szukać jedzenia i regularnie wracać do Dark Arms, by się upewniać czy z nimi wszystko w porządku. Oczywiście mógł pozbyć się tego kłopotu, zabierając hybrydy Black Arms i Wispów ze sobą, ale Eclipse nie chciał ich przemęczać i narażać ich na niebezpieczeństwo.

W głębi siebie, Eclipse miał już serdecznie dość tych wszystkich problemów. Jedyną rzeczą, która utrzymywała go przy życiu były Dark Arms. Bez nich, kto wie, może by popełnił samobójstwo, ale były to oczywiście myśli, które trzymał głęboko w sobie, bezpieczne poza zasięgiem Umysłu Roju. Dark Arms nie mogły ich poznać, to były dopiero dzieci, nawet niemowlaki, potrzebowały silnego opiekuna, na którego Eclipse starał się w ich oczach wyglądać. Nie mógł pozwolić, by poznały jego rozpacz, nawet jeśli tylko przez kontakt mentalny, bo były po prostu za młode, by ją zrozumieć i znać dom, za którym Eclipse tak strasznie tęsknił.

Te rozmyślania towarzyszyły Eclipse'owi, a raczej dręczyły go przez całą pozostałą drogę do ich schronienia. W tym czasie ulewa już zdążyła się na dobre rozszaleć, lecz nadal była niczym w porównaniu do burzy, która miała miejsce niedawno. Z nieba wtedy waliły dziwne, fioletowe wyładowania elektryczne, deszcz o dziwo nie padał, ale za to cała ziemia się trzęsła i przesuwała, jakby planeta się zmniejszała, wręcz zrastała i wszystkie kiedyś wznoszące się skrawki lądu upadły.

Eclipse zadrżał wewnętrznie na wspomnienie tego przeraźliwego zjawiska atmosferycznego; w końcu to podczas niego jeden z piorunów uderzył w jego skardziony wahadłowiec G.U.N., przez co ten zapalił się i zatonął. Darkling cudem się wydostał z Dark Arms bez szwanku, ale mimo to...

Eclipse mocno potrząsnął głową, by opróżnić głowę z niepotrzebnych rozmyślań.

"Przestań!" - zganił siebie ze stanowczością, po czym przykucnął i zaczął się przeciskać przez krzaki przed nim, ale nagle zamarł, gdy coś usłyszał.

Darkling wycofał się z krzaków i uniósł głowę, próbując namierzyć źródło smętnych świergotów, aż w końcu zauważył pulchnego, zielonego Flickiego, który stał kilka metrów od niego; zapewne mobini nie zdążył uciec przed ulewą.

Eclipse poruszył ogonem i wskazał jego haczykowatą końcówką na norę, dając w ten sposób Dark Arms znak, by schowały się w niej (wejście było ukryte za krzakami) nie czekając na niego.

Cyzer skinął głową na znak zrozumienia i wraz z rodzeństwem zniknął pomiędzy krzewami, podczas gdy Eclipse rozpłaszczył się na ziemii w pozycji łowieckiej i zaczął się skradać w stronę nie spodziewającego się Flickiego. Kiedy od zdezorientowanego mobini dzieliło go zaledwie kilka cali, spłaszczył się jeszcze bardziej, by wyskoczyć ułamek sekundy potem wysoko w górę i rękami przycisnąć Flickiego do mokrego mchu przy lądowaniu.

Flicky wydał z siebie jeszcze kilka przerażonych trelów, aż w końcu ucichł, gdy Eclipse przeciął pazurem jego gardło, po czym darkling ujął już bezwładne ciało w pysk i wszedł do nory.

Kiedy tylko Dark Arms zobaczyły, że ich opiekun wraca do nich ze zdobyczą w pysku zaczęły wiwatować i radować się perspektywą pierwszego porządniejszego posiłku od wielu dni.

Eclipse poczuł ciepło na sercu na dźwięk ich wiwatów; cieszył się, że je uszczęśliwił i po raz pierwszy od bardzo dawna czuł się dumny z siebie, że choć raz nie zawiódł, co było bardzo miłą odmianą od jego stanów depresyjnych.

Zanim dał Dark Arms zjeść, otrzepał się z wody (tak bardzo jak można się otrzepać nie mając kolców czy futra), po czym dopiero odłożył z dumą zdobycz na miękką, ziemistą powierzchnię nory.

Eclipse musiał przyznać, że w norze było trochę cieplej niż na dworze, co było głównie spowodowane tym, iż arktyczny wiatr, czy deszcz były blokowane przez krzewy zasłaniające wejście nory, co tworzyło miłą atmosferę.

Zanim darkling zdążył się obejrzeć, Dark Arms pochłonęły już połowę posiłku bez większych problemów, nie licząc oczywiście tego, iż Blurk zaczął się krztusić, ale przez głód nawet Cyzer i Cregal nie walczyli o jedzenie choć raz.

Eclipse przeczołgał się do najbardziej miękkiego miejsca w norze i położył się na nim; nie mógł niestety usiąść bądź wstać, gdyż nora była na to za niska, ale nie przeszkadzało mu to zbytnio i zaczął stamtąd obserwować jak Dark Arms się posilają.

Po upływie mniej niż minuty, powietrze przeszyły nawoływania ze strony hybryd Wispów i Black Arms, na które Eclipse posłał im zdziwione spojrzenie.

- Coś się stało? - zapytał z lekkim zmartwieniem.

Cała czwórka wymieniła ze sobą spojrzenia, po czym Rhygenta wystąpiła z szeregu, spojrzała na resztę jedzenia i podniosła wzrok na Eclipse'a, a z jej ust wypłynęła melancholijna melodia o znaczeniu "ty też zjedz tato".

Eclipse z jednej strony był rozczulony przez bycie nazwanym tatą, a z drugiej czuł się nieswojo, iż nie chciał jeść, mimo że głód rozrywał jego żołądek od ponad bitego tygodnia.

- Ja już zjadłem swoją część, jedzcie dalej - skłamał, a Rhygenta widocznie uspokoiła się i wraz ze swoimi braćmi kontynuowała jedzenie. Widać było, że Dark Arms były zbyt głodne zanim rzuciły się na jedzenie, by zauważyć, że było nietknięte.

Eclipse poczuł ukłucie poczucia winy na myśl okłamywania swoich maleństw, ale niestety musiał. Dark Arms były młode, no cóż młodsze od Eclipse'a, były nadal dziećmi, więc bardziej potrzebowały jedzenia niż on. Nadal rosły, poza tym, musiały być silne, i tak już dużo zniosły. Zasługiwały na to jedzenie, a darkling nie, no cóż, przynajmniej według niego.

Kiedy tylko Dark Arms skończyły jeść, od razu podfrunęły do Eclipse'a, by prosić o pieszczoty, po czym szybko przytuliły się do niego, by ułożyć się do snu.

Na pysku Eclipse'a rozciągnął się uśmiech, po czym otulił Dark Arms swoim ciałem; jego ogon i pysk tworzyły zamknięte koło. Nie minął kwadrans, a Eclipse i Dark Arms już spali.

...

Eclipse ziewnął i zaczął powoli mrugać, budząc się. Od razu zaczął nasłuchiwać w poszukiwaniu dźwięku, który go wyrwał ze snu.

Zaraz jego otwory uszne wyłapały kroki na zewnątrz nory i jęki, a do jego nozdrzy doleciał duszący smród metalu.

Darkling poczuł ukłucie zmartwienia, do czego dochodziła chęć sprawdzenia tych niepokojących go odgłosów, dochodzących z góry.

- Muszę wyjść na chwilę - powiedział szybko do Dark Arms lekko drżącym głosem.

Hybrydy Black Arms i Wispów nie zareagowały na te słowa, tylko Rhygenta lekko zamrugała i wróciła do snu.

Eclipse doczołgał się najciszej jak mógł do wyjścia z nory i wsunął głowę w krzaki, by zobaczyć, co się dzieje. Przeraził się, gdy ujrzał metalowe stopy centralnie przed nim. Gdy stopy się zbliżyły, darkling gwałtownie odsunął się i poczuł jak narasta w nim panika. Wiedział, że były to zomboty i to jeszcze bardziej potęgowało jego przerażenie; specjalnie krył się w tej norze odkąd szaleństwo z zombotami rozpętało się na dobre, bo miał nadzieję, że to zapewni im bezpieczeństwo, ale niestety się mylił.

Strasznie się mylił i najgorsze było to, że mętlik w głowie nie pozwalał mu logicznie myśleć.

- Uspokój się - szepnął do siebie, skupiając się na swoim oddechu. Wziął głęboki wdech i potem wypuścił długi wydech, co wyraźnie podziałało.

- Dobra, maleństwa, pobudka, mu--musimy uciekać! - powiedział chwilę potem Eclipse, a Dark Arms obudziły się. Wszystkie zrozumiawszy jego słowa zrobiły przerażone miny.

- U--Uspokójcie się, ma--mam plan - oświadczył darkling, próbując opanować drżenie głosu. - Teleportuję się na zewnątrz, odciągnę zomboty i potem dam wam znak i wtedy wyjdziecie, rozumiecie?

Dark Arms osłupione kiwnęły głowami, a Eclipse już zbierał Energię Chaosu w sobie, by wykonać Kontrolę Chaosu, już był gotowy do wykonania jej, aż nagle...

- A co jeśli nie wrócisz tato?

To pytanie Rhygenty spowodowało, że oddech Eclipse'a ponownie przyspieszył, strach napełnił jego główne serce, a on podczołgał się do Dark Arms i je objął.

- Nie bójcie się - błagał, po czym pocałował Rhygentę w czoło. - Nic mi nie będzie kochane

Poczuł, jak łzy zaczynają spływać po jego policzkach, przez co ułamek sekundy potem wykonał Kontrolę Chaosu; nie chciał, by jego maleństwa zobaczyły jego przerażenie.

Z trzaskiem pojawił się przy dębie, pod którym była nora i spostrzegł kilkanaście zombotów stojących przed krzakami.

Ruszył w ich kierunku i, czując nagły przypływ adrenaliny, krzyknął:

- Jestem tutaj! Gońcie mnie!

Zomboty odwróciły głowy w stronę Eclipse'a i zaczęły iść w jego stronę.

Eclipse, upewniwszy się, że zomboty zwróciły na niego uwagę, zaczął biec w stronę miasta, uciekając przed zombotami i dał znać przez połączenie mentalne Cyzerowi, by uciekł wraz ze swym rodzeństwem z nory.

Niestety, za dębem też czaiły się zomboty, które zaatakowały Dark Arms idealnie wtedy jak opuściły norę.

- Nie!! - wrzasnął Eclipse, usłyszawszy ich pełne przerażenia krzyki i błagania o pomoc.

Od razu odwrócił się na pięcie i zaczął pędzić w stronę Dark Arms, by je obronić, podczas gdy serce kołotało mu w piersi ze strachu. Już był kilka metrów od swych maleństw, gdy nagle zombot skoczył mu na plecy, przez co mocno uderzył w ziemię.

Darkling nie potrzebował dużo czasu, by pozbierać się i teleportować się spod zombota, ale niestety było już za późno.

- Nie... - pysk Eclipse'a opuścił żałosny jęk, gdy zobaczył przed sobą Dark Arms, które teraz były już zombotami. Darkling poczuł jak wzrasta napięcie w jego oczach i łzy zaczynają spływać po jego policzkach.

Jego kolana ugięły się nagle, ale on nawet nie poczuł, że opadł na nie i teraz podpierał się swoimi drżącymi rękami o ziemię.

Czuł, jak jego serce ściska się, a on zaczyna hiperwentylować i szlochać. Jego łzy spadały na trawę pod nim, mocząc ją, a on nadal gapił się jakby nieobecny na źdźbła pod nim.

"To koniec" - pomyślał z trwogą. - "Nie mam już po co żyć"

Jego ciało zaczęło się trząść, podczas gdy on zgarbił się bardziej i szlochał jeszcze przez kilka minut, aż w końcu jego żałoba zmieszała się z już niemal zapomnianą żądą zemsty.

Eclipse zacisnął pięści i wstał z dzikim rykiem, wyrywając trawę. Chciał zemsty. Oh, chciał jej tak bardzo, tylko że niestety nie mógł się zemścić na zombotach, bo sam by został zainfekowany ale...gdyby nie znalazłby się na tej planecie, nic by się nie stało.

Jego ogon trzepnął tak mocno z furii, jakby miał się zaraz złamać, a on zacisnął jeszcze bardziej pięści i zmarszczył brwi.

- Jesteś trupem Shadow - warknął, po czym pozwolił ostatnim łzom spłynąć i ruszył w stronę najbliższego miasta.

Chapter 3: Masakra w Westopolis

Chapter Text

- Shadow! Zaraz wywożę ocalałych! Potrzebuję ciebie byś nas osłaniał! - głos Rouge rozległ się w mini słuchawce dousznej Shadowa, gdy ten atakował zombota Włócznią Chaosu.

- Nie mogę Rouge! Muszę jeszcze sprawdzić, czy nikogo nie ma, a poruszanie się tutaj jest trudne! - odkrzyknął, po czym zaczął biec, przeskoczył nad niedziałającym samochodem i pobiegł dalej, mijając przy tym Omegę.

- Urgggh dobra! To przyślij Omegę i wracaj! -  jeż usłyszał zirytowaną odpowiedź swej partnerki, po czym zatrzymał się nagle, gdy nieopodal rozbrzmiał robotyczny głos Omegi:

- ROZKAZ--ODRZUCONY. NADAL W TEJ LOKALIZACJI JEST WIELE CELÓW. TRZEBA JE WYELIMINOWAĆ!

Shadow przewrócił oczami, po czym wskoczył na niedziałający samochód, by mieć widok na robota z serii E-100, który właśnie zużywał całą swoją amunicję na zombotach.

- Omega, nie jesteśmy tu, by walczyć z zombotami, musimy zabrać ocalałych! Broniąc ciężarówki będziesz mógł wyeliminować każdego na swojej drodze! Ja jeszcze sprawdzę czy wszystkich zabraliśmy i wrócę, nie będę walczył z zombotami bez ciebie! - wrzasnął do niego Shadow, próbując przekrzyczeć huk strzałów.

Omega odwrócił w jego stronę głowę, a jego reflektory groźnie rozbłysły.

- PROPOZYCJA--AKCEPTOWALNA. POWODZENIA SHADOW! - zagrzmiał, po czym oddalił się w stronę Rouge, za to Shadow popędził przez miasto mistrzowsko wymijając zomboty, krzycząc:

- Czy jest tu ktoś jeszcze!?

- Shadow, tutaj!! - Shadow natychmiast zatrzymał się, a jego uszy nastawiły się, gdy usłyszał przerażone wołanie o pomoc nieopodal. Zaczął się od razu rozglądać w poszukiwaniu jakiejkolwiek osoby niezmienionej w zombota, aż nagle zauważył już znajomą mu niebiesko-fioletową postać siedzącą na drzewie.

"To Lilac!" - pomyślał i popędził w stronę drzewa. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Lilac zauważyła go i zaczęła się tłumaczyć z przerażeniem:

- Zomboty otoczyły mnie, gdy wracałam do domu, więc tu się wdrapałam, nie jestem zainfekowana ani nic!! Proszę zabierz mnie stąd!! Proszę Shadow!

Jej ostatnie słowa spowodowały, że zadrżał i przez chwilę słyszał głos Marii w swej głowie, ale szybko ogarnął się i skupił się na ocelotce.

- Uspokój się Lilac! Wszystko będzie dobrze, zabiorę się stąd, tylko na razie złap się mocno - powiedział do niej spokojnie, a Lilac sztywno kiwnęła głową i wbiła pazury bardziej w korę drzewa.

Shadow cofnął się kilka kroków i zamknął oczy. Zomboty były wokół niego i podchodziły bliżej powoli osaczając go, co podczas biegu mogłoby go spowalniać i nie daj Chaosie doprowadzić do infekcji u niego bądź Lilac. Do tej pory była to jego pierwsza interwencja jeśli chodzi o zomboty (wcześniej był wybierany do ewakuacji miast, bądź do pomocy obywatelom po poprzednim kryzysie), a do tego podczas tej misji starał się nie używać swojej siły fizycznej, tylko swych mocy Chaosu, samochodów, znaków drogowych, wszystkiego co miał, by powalać zomboty jeden po drugim.

- Wybuch Chaosu!! - ryknął na całe gardło, wytwarzając Wybuch Chaosu, który odepchnął zomboty o dobre kilkadziesiąt metrów. Fala Energii Chaosu na szczęście nie uszkodziła drzewa, na którym siedziała Lilac, tylko spowodowała, że drzewo lekko zachwiało się.

- Przygotuj się - polecił Shadow, odbiegając kilka metrów od drzewa.

- Na coaaaaaaaaa - zawołała za nim ocelotka, ale jej zapytanie zmieniło się błyskawicznie w krzyk, gdy Shadow nagle skoczył za nią, chwycił ją w locie i zaczął pędzić w stronę ciężarówki, rozwijając niebywałą prędkość przy użyciu jego Air Shoes.

Mimo że jego bieg nie trwał długo, odczuł jak Lilac wbija w jego ramiona pazury i wtula się w niego, widocznie przerażona. Shadow poczuł ukłucie współczucia dla młodej ocelotki i starał się ignorować ból, który powodowały jej pazury.

Kiedy tylko Najwyższa Forma Życia dobiegł do ciężarówki z ocalałymi, szybko otworzył drzwi i włożył do niej Lilac.

- Dziękuję - powiedziała cicho, jej oczy lśniły wdzięcznością w półmroku, a w jej oczach błyszczały łzy.

Shadow kiwnął jej głową ułamek sekundy przed tym jak zamknął drzwi ciężarówki.

- Shadow! - Rouge krzyknęła, otwierając drzwi kierowcy ciężarówki. - Chodź! Obok mnie jest miejs--

Shadow nie dał jej dokończyć, tylko od razu ogłosił chłodnym tonem:

- Nie.

Rouge warknęła cicho i zatrzepotała z zirytowania skrzydłami, ale zanim zdążyła się odezwać, Shadow wskoczył na dach ciężarówki i mówił dalej, tym samym głosem.

- Muszę dokończyć to, co zacząłem.

Rouge przewróciła oczami.

- Ale...! - zaczęła protestować.

Wyraz twarzy Shadowa minimalnie złagodniał i stanął na chwilę obok Rouge, kładąc jej rękę na ramieniu.

- Nie martw się, wrócę - zapewnił ją, widząc strach w jej oczach.

- Leć... - wydusiła z siebie, zamykając oczy, by powstrzymać łzy.

Ułamek sekundy potem, Shadow pędził przed siebie, starając się wymijać zomboty najlepiej jak mógł. Nie potrzebował wiele czasu, by okrążyć całe miasto i gdy już był w drodze powrotnej, zapragnął teleportować się od razu do ciężarówki, by skrócić sobie drogę, ale pstryknął palcami i nic się nie stało.

- Czemu nie mo...!? - Nie zdążył dokończyć, gdyż rozległ się jakiś ryk gniewu.

- Shadow! Zapłacisz za to wszystko! - Shadow stał niczym wryty w ziemię, gdy zza zombotów przed nim wyskoczył Eclipse, rzucając się na niego i przewalając go z wrzaskiem.

- Urgh! Nie mam czasu na to! Idź sobie Eclipse - rozkazał zirytowany Shadow, zrzucając z siebie przyrodniego brata.

- Walcz ze mną tchórzu! - wyzwał go Eclipse, nie wstając z ziemi.

- Daję ci ostatnią szansę. Idź, dopóki jeszcze możesz, albo sprawie byś to zrobił - warknął na niego Shadow, jego oczy zwęziły się i zaczęły groźnie lśnić.

- Czy naprawdę wolisz pomagać swoim sługom zamiast ze mną walczyć!? W końcu zawsze tego chciałeś! - wydyszał darkling, podnosząc się; jego ogon drżał ze zniecierpliwienia.

- To nie są moi słudzy! To moi przyjaciele! Partnerzy! Rodzina! - uniósł się jeż, kładąc nacisk na swoje słowa z wyższością.

- Rodzina!? - powtórzył Eclipse z niebywałą furią lśniącą w oczach. - Śmiesz nazywać te parszywe istoty swoją rodziną!?

- Tak. Wolę te czujące, wspaniałe istoty jako rodzinę, zamiast bezmyślnych, pożerających wszystko na swojej drodze kosmitów! - przeciwstawił mu się Shadow, czując, jak wzbiera w nim gniew. Miał ważniejsze teraz rzeczy do roboty niż kłótnia z Eclipsem! Powinien już dawno wrócić i pomóc Rouge z transportem ocalałych.

- Masz naszą krew! Jesteś naszym krewnym! - krzyknął na jeża Eclipse z urazą, jednocześnie powalając zombota przed nim.

-  Ale ja nie jestem brutalnym sadystą jak twój gatunek! - odparł chłodno Shadow, uderzając zombota przed sobą znakiem drogowym.

Eclipse otrzepał się i posłał mu mordercze spojrzenie.

- To nasz gatunek! Nadal jesteś jego częścią! - przypomniał mu, jego ogon smagał z powodu gniewu, a w jego oczach migotał ból. Głęboki ból zmieszany z żałobą i tęsknotą.

- I co z tego!? Nie jestem potworem takim jak ty! - wrzasnął Shadow, mając już serdecznie dość darklinga. Chciał skończyć tą kłótnię i w sumie w ogóle w niej nie uczestniczyć, ale nie miał jak się teleportować z tego miejsca, bo Eclipse nadal blokował jego umiejętności.

Przez swą nonszalancję, Shadow nawet nie zauważył, że po jego słowach Eclipse nagle znieruchomiał i stał tak przez chwilę, biorąc urywane oddechy przez zęby.

- Czy--Czy twoim zdaniem jestem potworem dlatego, że chce przeżyć!? - zapytał, jakby niedowierzając, po czym odwrócił się gwałtownie w stronę Shadowa i kontynuował z nowym przypływem gniewu, celując w pierś jeża. - Dlatego, że ciągle muszę znajdować kolejne schronienia cholera wie gdzie!? Dlatego, że głoduję, by wykarmić innych!? Dlatego, że codziennie przypominam sobie, że sytuacja, w której się znajduje jest moją winą!?  Że jestem odpowiedzialny za śmierć swojego gatunku przez jeden, głupi błąd!? Że codziennie walczę z tą planetą, ze wszystkim nawet ze samym sobą!?

Eclipse nagle zamilkł i ze łzami w oczach owinął swoje nogi ogonem i skrzyżował ramiona, podczas gdy Shadow próbował się pozbierać po jego wybuchu.

Był wstrząśnięty tym, co usłyszał i wręcz nie wierzył, że mściwy, młody darkling jest autorem tych słów. Miały one tak wielką głębie emocjonalną, że jeż nie umiał stwierdzić, czy to było odwrócenie uwagi, czy też kłamstwa. Fakt, Eclipse stosował różne sposoby, by go zdezorientować, ale jeśli miałby to na myśli, to czemu jego głos drżał, a z jego oczu wypływały łzy?

- Co, nie wiedziałeś, że umiem odczuwać, prawda? Oczywiście, że tak. Jestem przecież tylko głupim potworem - splunął nagle Eclipse, jakby czytając w myślach przyrodniego brata.

Shadow nadal nic nie powiedział, był zbyt pogrążony w myślach i zszokowany. Cisza z jego strony jeszcze bardziej rozgniewała Eclipse'a.

- I teraz nic nie powiesz co!? - wypalił, z nienawiścią jarzącą się w złocistych oczach. - Czego mógłbym się innego spodziewać po zdrajcy!? Mimo że to ja ci zaufałem! Dwa razy mogłem cię zabić, ale tego nie zrobiłem!! Myślałem...myślałem, że jesteś inny, a ty tylko wbiłeś mi nóż w plecy!! Jak mogłeś to zrobić!? Jak mogłeś--! - z każdym jego kolejnym słowem, jego wyznania coraz bardziej brzmiały jak rozpaczliwy lament, a nie pełen nienawiści krzyk.

Zanim zdążył skończyć żalić się, Shadow bezceremonialnie mu przerwał.

- Nie moja wina, że cierpisz za swoje błędy. - zaczął cicho, ale jego głos szybko przybrał na sile. - Chciałeś podbić tą planetę i zamienić w zgliszcza tylko z powodu idiotycznego pragnienia zemsty, chciałeś też zjeść wszystko, co kocham i przysiągałem chronić!

Eclipse znowu zastygł i począł brać ostre oddechy przez zaciśnięte zęby, marszcząc brwi.

Shadow poczuł ukłucie przerażenia, na widok nagłej, niespodziewanej reakcji darklinga. Nie był pewien, czy to oznaka słabości, czy przygotowanie do ataku, co go stresowało. W końcu nadal nie mógł używać swych mocy Chaosu, więc walka byłaby trudna.

- JEDYNĄ RZECZĄ, JAKIEJ CHCIAŁEM, BYŁA RODZINA!! - wydarł się na całe gardło Eclipse, jego pełen żałoby i rozpaczy głos odbijał się od opuszczonych szczątek miasta i o dziwo zombotów.

Darkling chwilę wlepiał swój wzrok w Shadowa, jego źrenice drgały.

- A ty mi ją odebrałeś... - wyszeptał rozpaczliwie, padając na kolana. - I teraz jestem sam i to wszystko twoja...!!

Do jego tonu wpłynęła nuta gniewu, a on się podniósł, jakby próbował zaatakować.

- M...moja - jego głos załamał się, a on znowu opadł. - wina...

Z jego oczu zaczęły lecieć łzy, a on zaczął szlochać. Jego zniekształcony głos sprawiał, że jego rozpaczania dziwnie brzmiały, ale nadal były one szczere. Zacisnął pięści, po czym zgiął się jeszcze bardziej i pochylił głowę tak, że jego łzy od razu padały na podłoże.

Shadow wlepiał w niego wzrok otępiały, a jego szczęka była otwarta. Poczuł jakieś uczucie w piersi i wręcz nie wierzył, co je spowodowało. To było poczucie winy. Jeż aż przyłożył rękę do piersi. On żałował. Żałował pokonania Black Arms i wysadzenia Nowej Czarnej Komety. Po raz pierwszy tego żałował i czuł wyrzuty sumienia.

"A może to jednak podstęp? Nie." - odpowiedział sobie od razu.

Gdyby był, to po co Eclipse by pokazywał przed nim słabość? Po co, by wyznawał swoje uczucia, czego nigdy nie robił? Po co, by się załamywał tuż przed nim?

"Coś musiało się stać" - stwierdził w myślach, a jego serce nadal było boleśnie ściśnięte. Dopiero teraz przejrzał na oczy, że darkling cierpi. Dopiero teraz zaczął się zastanawiać, co on, młoda istota myśląca, musiał wtedy przeżyć.

"Nie, on jest zły, on musi umrzeć" - powiedział sobie stanowczo jeż, lecz po raz pierwszy w to nie wierzył. Miał wątpliwość. Może Eclipse po prostu zbłądził tak jak on?

Shadow pokręcił głową, jego rozmyślania zaczynały zmierzać za daleko, powinien najpierw ustalić, co się stało.

- Eclipse? Gdzie są twoje hybrydy wispów? - słowa same wypłynęły z jego pyska.

Eclipse podniósł na niego swój zrozpaczony wzrok, po czym zamknął oczy z powodu bólu.

- One...zomboty...o--one...ja--ja nie umiałem ich ochronić... - wydusił z siebie, lekko się trzęsąc.

Shadow posłał mu spojrzenie pełne współczucia i zrozumienia.

Nagle, rozległ się dźwięk podobny do wyładowania elektrycznego. Shadow i Eclipse podnieśli głowy i odwrócili je w stronę dźwięku.

- Nie...- jęknął Eclipse, gdy Dark Arms wleciały przed zomboty, a raczej, przed inne zomboty, gdyż same nimi były. Na czele hybryd Wispów lewitował Cyzer, po jego prawej stronie byli Blurk i Rhygenta, a po jego lewej stronie był Cregal.

Niespodziewanie, Cyzer poleciał ostro w bok, jakby chciał zaatakować Shadowa znienacka.

Jeż warknął i skoczył w stronę Cyzera, ale nagle poczuł, jak ktoś w niego uderza i powala na ziemię.

- Przestań!! Zrobisz mu krzywdę!! - krzyknął desperacko Eclipse, przygwożdzając Shadowa do ziemii.

- Eclipse, on jest zombotem, nic mu się... - Shadow zaczął spokojnie, ale wrzask Eclipse'a mu przerwał.

Shadow powoli podniósł się do pozycji pół leżącej i spojrzał na datklinga, wijącego się teraz z bólu przy nim.

Z ręki Eclipse'a wystawał ogon, a ona przez to świeciła cyjanowym blaskiem. Darkling przy tym krzyczał z bólu, co przerażało Shadowa.

- Eclipse! - zawołał, chcąc dotknąć Eclipse'a, ale zawahał się, gdy nagle darkling ucichł, a jego ręce zyskały ciemnocyjanowe rękawiczki z oczami na dłoniach. Jego ciało nagle zaczęło się pokrywać Metal Virusem, przez co Shadow gwałtownie się odsunął.

Po kilku sekundach przemiana zakończyła się, a Eclipse otworzył oczy i dziko zaskowyczał, po czym wstał, teraz w pełni będąc zombotem.

Shadow szybko wstał na nogi, w idealnym momencie, by uniknąć promienia cyjanowego lasera.

Jeż przez chwilę dyszał, zastanawiając się, co ma zrobić. Wszędzie wokół niego były zomboty i teoretycznie mógł używać już mocy Chaosu, ale czy miało to sens?

Zerknął z przerażeniem na swoje ręce, które były poplamione Metal Virusem i dopiero teraz poczuł, jak wilgoć przenika przez jego futro i kolce aż do skóry.

- To niemożliwe... - wybełkotał Shadow z niedowierzaniem.

Przed tą misją wiele rozmyślał nad tym, jak Metal Virus będzie na niego działać i był prawie pewien, że wirus go niezainfekuje, gdyż jest Najwyższą Formą Życia. Był tego niemal pewny, ale mimo tego nie rzucił się w wir walki z zombotami walcząc z nimi wręcz, tak jak robił to Sonic. Tower i tak nakazał mu ostrożność, z obawy utraty go i zagrożenia, jakie mógł później stanowić.

Jednakże, widok Metal Virusa na własnych rękach napełniał jego serce trwogą, gdyż wiedział, że nie uda mu się go pozbyć. Mógłby spróbować się otrzepać, jak to zrobił Eclipse podczas ich kłótni (co spowodowało, że darkling pozbył się Metal Virusa), działało to na Black Arms, więc może na niego również? Nie. Eclipse miał chropowatą skórę, a on kolce i futro, więc była mała szansa na powodzenie. Teoretycznie, mógłby spróbować "wybiegać" to, jak to Sonic robił, lecz nie był pewien, czy jego specjalne obuwie w tym nie przeszkodzi, poza tym...

Shadow poczuł jak coś bardzo mocno uderza go w głowę i leci kilka metrów, aż w końcu zatrzymuje się na czymś zimnym.

- Cholera - wymamrotał pod nosem, przeklinając siebie za brak uważności. Tak się skupił na rozmyślaniu, że zapomniał o Eclipsie.

Był pewien, że uderzenie pochodziło od Eclipse'a, a raczej jego połączenia z Blurkiem.

- Aargh!! - krzyknął Shadow, gdy poczuł, jak jakieś pazury wbijają się w jego boki, po czym  zauważył nad sobą sylwetkę Eclipse'a, machającego skrzydłami.

Zanim zdążył cokolwiek zrobić, zobaczył jak ziemia nagle się od niego oddala, ból w bokach ustaje, a podłoże się przybliża.

Jego głowa bolała po uderzeniu, wszystko go bolało i nie miał siły już wstać. Nie miał nawet siły użalać się nad sobą, tylko czekał, aż Metal Virus wsiąknie w jego skórę, a jego świadomość w pełni odpłynie.

Na szczęście nie trwało to długo; po kilku minutach Shadow wstał już w pełnii zmieniony w zombota i dołączył do innych zombotów w marszu.

Chapter 4: Okładka

Chapter Text

Witajcie! Oto okładka tego fanfica, którą zrobiłam :)

Oto szkic

A to ostateczna wersja zrobiona w FireAplaca <3

Chapter 5: Natarczywe Myśli i Boląca Głowa

Chapter Text

Shadow cicho warknął, gdy poczuł jak jego świadomość powraca. Spróbował otworzyć oczy, ale nie czuł wręcz swojego ciała, cały jego umysł był otoczony gęstą mgłą, przez którą miał zerwane wszystkie połączenia z mięśniami kontrolującymi jego kończyny i ogólnie jego całego. Mimo wszystko czuł narastającą w nim panikę i przeszywający go na wskroś ból...dziwny ból. Nie był nawet w stanie stwierdzić czy to ból fizyczny czy...mentalny.

Nagle, Shadow poczuł jak coś zaczyna się dziać z jego futrem; jego skóra zaczęła mocno piec i poczuł, jak jakiś śluz zaczyna mu przechodzić przez gardło, coraz bliżej jego ust. Poczuł potężny odruch wymiotny, który normalnie zmusiłby go do padnięcia na kolana i drżenia, ale zamiast tego po kilku sekundach tortur poczuł...ulgę. Z jego ust wyleciało to, co tak mu zalegało w gardle i jego skórę przeszedł dreszcz, gdy wychodziła z niej ta sama zimna maź. Kiedy się to skończyło, Shadow poczuł jak opada ponownie na ziemię, z której nawet nie wiedział, że został uniesiony.

- Urgh! - jęknął bardzo chrapliwym głosem, po czym wreszcie udało mu się otworzyć oczy, ale natychmiast je zamknął, gdy jasność kolorów okazała się dla niego za ostra. Jego oczy piekły od nagłej suchości, a do nich automatycznie napływały łzy, by je nawilżyć. Miał wrażenie jakby nie widział przez ogrom czasu, może nawet przez kilka, czy kilkadziesiąt lat?

"Co się ze mną dzieje!?" - Shadow zaczął się zastanawiać z przerażeniem. Z reguły był opanowany, ale to, że miał już znajome mu uczucie, które czuł już za dużo razy, napełniało go trwogą. Jeż poczuł jak jego oddech przyśpiesza, a jego serce zaczyna mu kołatać w piersi. W jego głowie pojawiła się przerażająca myśl.

"Ile lat minęło odkąd..." - Shadow zrobił pauzę, zastanawiając się teraz nad ostatnim wydarzeniem, które pamiętał, ale niestety nie mógł sobie nic przypomnieć.

"Nie, nie, nie..." - rozpaczał w myślach, czując, jak jego zwykłe opanowanie i stabilność ustępują miejsce strachowi przed ponowną utratą pamięci.

Shadow bał się. On naprawdę się bał. Czarno-czerwony jeż od dawna nie czuł tak silnego strachu, ale nie był zdziwiony nagłym pojawieniem się go, więc spróbował się uspokoić. Wziął głęboki oddech i zajrzał w głąb swojej pamięci i nagle wszystkie wspomnienia do niego wróciły. Pamiętał. Pamiętał już co się stało.

Pamiętał jak dostał nagłe wezwanie do Westopolis, pamiętał jak pomagał ocalałym, jak ich szukał, pamiętał jak Eclipse go zaatakował i jak zaczął się z nim kłócić.

JEDYNĄ RZECZĄ JAKĄ CHCIAŁEM BYŁA RODZINA!

Shadow aż wzdrygnął się, gdy usłyszał w swych wspomnieniach lekko zniekształcony głos należący do darklinga. Jego wybuch był czymś, czego się nie spodziewał. Ten głęboki ból i tęsknota w jego głosie mieszana z nienawiścią i rozżaleniem...Shadow nawet nie wiedział, że ta młoda istota, jego przyrodni brat, może odczuwać tyle emocji.

"Może jednak jest bardziej podobny do mnie niż myślałem..." - pomyślał Shadow, po czym stwierdził, że jest to prawda. W końcu Eclipse był żywą bronią stworzoną w jednym celu, istotą mającą przewyższyć inne istoty, czyli dokładnie tym, czym miał być sam jeż. Chociaż nadal Shadow miał wątpliwości co do jednej rzeczy, która była odmienna u jego przyrodniego brata, mianowicie jak wpłynął na jego sposób wychowania.

Shadow był wychowany przez ludzi na Kolonii Kosmicznej ARK, głównie przez profesora Geralda i Marię, którzy traktowali go bardziej jak członka rodziny, a nie jak potwora, czy żywą broń. To od nich nauczył się ludzkich zachowań, bycia miłym i właściwie większości z tego, co umiał.

Za to Eclipse wychowywał się wśród Black Arms, choć Shadow nie był nawet pewien czy można to nazwać wychowaniem. Sądził, nawet był pewny, że Eclipse był traktowany jak elita, jak żywa broń, może nawet jak książę, co czyniło go bardziej niebezpiecznym. Od dziecka, jeśli w ogóle był kiedykolwiek dzieckiem, wbijano mu do głowy kłamstwa Black Arms, co zbudowało jego lojalność do nich i zaufanie.

"Czy gdybym był wychowany przez Black Arms, też byłbym taki?"- rozmyślał Shadow z lekkim przerażeniem. Nigdy się nad tym nie zastanawiał i dopiero wtedy, kiedy poznał Eclipse'a zrozumiał, jakie miał szczęście, że wychowali go ludzie. Pewnie gdyby był wychowany tak samo jak Eclipse, też byłby potworem jak on...

Czy--Czy twoim zdaniem jestem potworem dlatego, że chce przeżyć!?

Słysząc, jak słowa darklinga ponownie odtwarzają się w jego głowie, Shadow po raz pierwszy stwierdził, że "potwór" to zbyt mocne określenie jeśli chodzi o jego przyrodniego brata.

THUD!

Shadowa zaskoczył nagły odgłos upadania ciała, przez co zmusił się, by otworzyć oczy i spróbować wstać. Znowu ostrość kolorów zaskoczyła go, ale tym razem spróbował przez to przebrnąć mrużąc oczy i mrugając.

Jego kręgosłup bolał, w głowie mu się kręciło, ale mimo tego wstał, a ból w końcu ustał i przez to Shadow poczuł ciepłe promienie słońca palące jego kruczoczarne futro, które wcześniej ignorował. Odchylił uszy do tyłu, ukazując w ten sposób swój dyskomfort, aż w końcu jego szkarłatne oczy zaczęły przeczesywać teren w poszukiwaniu źródła niedawnego dźwięku.

- Eclipse? - wybełkotał Shadow, gdy zobaczył coś szarego, leżącego wśród kłosów jasnej trawy polany.

Jeż od razu podszedł do nieprzytomnego Eclipse'a i kucnął przed nim w chłodnym cieniu drzewa, stojącego nieopodal. Darkling leżał w dziwnej pozycji, a na jego pysku był rozciągnięty grymas bólu.

Shadow zaczął przyglądać się bliżej darklingowi w poszukiwaniu jakichkolwiek ran, czy czegokolwiek innego co mogłoby powodować u niego ból. Przy tych oględzinach nie uszło uwadze jeża, że chropowata skóra darklinga była brudna, jakby niemyta przez wiele czasu, a pod nią rysowały się bardzo wyraźnie jego żebra.

Dlatego, że głoduję, by wykarmić innych!?

"Może to nie było kłamstwo..." - zastanawiał się jeż, przyglądając się jeszcze dokładniej darklingowi.

Pamiętał, że Eclipse był szczupły, ale nie aż tak, teraz Shadow miał wrażenie, jakby darkling był wręcz wychudzony i niedożywiony.

"To moja wina" - myśl przebiegła przez umysł Shadowa, zanim zdołał ją powstrzymać. Jego wargi rozchyliły się w zirytowanym warknięciu. Jak on mógł w ogóle czuć się winnym?! Eclipse chciał go zabić w ramach zemsty, po wysadzeniu komety niemal mu się udało...

Shadow zamarł, gdy poczuł wyrzuty sumienia. Eclipse groził światu w odwecie za jego czyny, bo starcił w ich skutku wszystko co znał i może nawet i kochał.

"Stracił wszystkich, z którymi się wychował" - przemknęło Shadowowi przez myśl. Dopiero teraz zrozumiał, że Eclipse był...dokładnie taki jak on.

Stracił wszystkich których znał i obwiniał za to świat. Chciał się na nim zemścić, pokazać swój ból innym, chciał zrobić dokładnie to, co zrobił Shadow lata temu.

Kiedy Shadow dotarł do wniosku, że Eclipse jest właściwie młodszą wersją jego samego, zaczął go dokładniej opatrywać.

Zaczął wręcz głaskać rękę Eclipse'a, próbując wyczuć pod jego skórą jakiekolwiek złamania, ale zamiast tego wyczuł coś dziwnego...jakby płyn? Shadow nie wiedział o co chodzi, ale szybko się zorientował, że nie jest on tylko w ręce darklinga, tylko w całym jego ciele.

Nagle, Shadow usłyszał bulgotanie wewnątrz Eclipse'a i sam poczuł jego ból przez mentalne połączenie. Może Metal Virus był nadal w ciele darklinga?

Shadow sądził, że jest to niemożliwe, bo Eclipse nie był już zombotem, więc jedyną sensowną opcją było to, że w ciele Eclipse'a został Metal Virus, lecz w innej, nieszkodliwej formie.

"Raczej w nie aż tak nieszkodliwej" - doprecyzował w myślach Shadow, po czym nasłuchiwał dalszego bulgotania. Nadal je słyszał, a im było głośniejsze, tym silniejsza była reakcja Eclipse'a. Darkling zaciskał z reguły zęby, mimo że był nieprzytomny, ale jeden raz zaczął jęczeć z bólu i wierzgać kończynami, co zapewne potęgowało tylko ból, który odczuwał.

Shadow nie wiedział czemu to zrobił, ale kiedy Eclipse zaczął cicho lamentować, przyłożył rękę do jego głowy i zaczął go głaskać. Zorientował się dopiero kiedy już to robił i sam nie rozumiał czemu nagle zaczął go obchodzić jego przyrodni brat.

"Jest bezbronny" - myśl przemknęła przez umysł Shadowa i jeż stwierdził, iż ona ma sens. To był pierwszy raz odkąd znał Eclipse'a, kiedy darkling był bezbronny, kiedy go nie atakował i z niego nie szydził. Dopiero teraz Shadow uświadomił sobie, że właściwie nie zna Eclipse'a i nigdy z nim nie rozmawiał poza walką.

"Muszę go stąd zabrać" - stwierdził Shadow, po czym zaczął się rozglądać za jakimś schronieniem. Nie mógł niestety skontaktować się z Rouge, Omegą czy z kimkolwiek; kiedy opatrywał darklinga dostrzegł brak komunikatora na swej ręce i poszarpane teraz rękawiczki. Nawet jego mini słuchawka douszna zniknęła.

Jedynym co wokół nich nadawało się do schronienia, był namiot, a raczej baldachim rozwieszony pomiędzy koronami drzew. Zapewne przed inwazją zombotów jacyś mobianie urządzili tam sobie obozowisko.

Shadow zmrużył oczy, próbując dostrzec wnętrze namiotu; ku swej uldze, dostrzegł w nim zarysy prowizorycznego umeblowania. Nie zwlekając już dłużej, Shadow spojrzał na Eclipse'a, delikatnie go podniósł i zarzucił jego ciało przez swoje barki.

Nie chciał by się z niego zsunął, więc dla bezpieczeństwa ściskał jego ręce i nogi. Dlaczego go nie zostawił tam czy nie wykończył na amen? Nie wiedział. Choć wewnętrznie przyjął, że Eclipse zasługuje na drugą szansę; w końcu on ja dostał, więc jego przyrodni brat zasługiwał na to samo.

Chociaż Shadow nie umiał ukryć tego, iż gdyby okazało się to złym pomysłem, nie zawahałby się wykończyć Eclipse'a.

Mimo że Eclipse przerażająco mało ważył, Shadow miał problem z doniesieniem go do schronienia. Gdy tylko wziął darklinga na plecy, uświadomił sobie, jak bardzo jest zmęczony po byciu zombotem, był wręcz wycieńczony, co widać było po jego oczach i udręczonym wyrazie twarzy.

Kiedy w końcu znalazł się pod baldachimem, odłożył ostrożnie Eclipse'a na koc, który leżał w kącie schronienia. Darkling właściwie nie ruszył się przy tym, tylko jęknął cicho i potem już milczał.

Shadow wpatrywał się w niego przez kilka minut, nadal rozmyślając nad decyzją, którą przed chwilą podjął.

Nadal się martwił, czy Eclipse naprawdę mógłby się zmienić, ale teraz do jego zmartwień dochodził również stan darklinga. Wciąż był nieprzytomny i Shadow przypuszczał, że jak się obudzi nie będzie mógł się ruszać, co oznaczało, że przenoszenie go byłoby problematyczne, poza tym nie mógł by polować - do czego Shadow nie był pewien czy to źle - ale oznaczało to również, iż to jeż musiałby przynosić przyrodniemu bratu jedzenie i wodę.

Shadow westchnął ciężko, już zaczynając żałować swojego wyboru, ale postarał się zdusić to uczucie w sobie i zaczął się rozglądać po schronie. Dostrzegł w półmroku składany stojak, do którego podszedł i zaczął przeglądać. Twarz Najwyższej Formy Życia rozjaśniła się trochę, gdy znalazł dwie drewniane miski, które wyjął i położył obok siebie.

Po tym spojrzał jeszcze raz na Eclipse'a - darkling nadal był nieprzytomny.

"Mógłbym sprawdzić, czy wszystko co mówił było prawdą" - pomyślał z niepewnością.

Wejście do umysłu Eclipse'a było ryzykownym planem, ale Shadow stwierdził, iż innej szansy niż teraz nie będzie miał, więc spróbował. Na początku ostrożnie wślizgnął się do umysłu przyrodniego brata, a gdy Eclipse nie zareagował, nabrał pewności siebie i zaczął przeglądać wspomnienia darklinga.

I wtedy to wszystko zobaczył. Zobaczył, jak Eclipse szuka pożywienia, lecz sam nigdy go nie zjada. Jak trudzi się w wędrówce, by znaleźć lepsze schronienie. Jak walczy sam że sobą, by się nie załamać, by być dobrym opiekunem. Jak stara się nie przeżywać koszmarów nocnych, by nie budzić Dark Arms. Jak chroni te istoty, jakby były wszystkim co miał, jak przysięga, że odda za nie życie. Jak wstrzymuje łzy, jak próbuje nie oszaleć. Jak jest zupełnie inną istotą, niż którą znał Shadow.

Jeż był tak wstrząśnięty tym wszystkim, że prędko opuścił umysł darklinga, próbując ustalić, czy Eclipse może nim manipulować jak jest tak osłabiony i nieprzytomny. Czy może...

Shadow pokręcił mocno głową, próbując w ten sposób oczyścić swój umysł. Kiedy już to zrobił, chwycił drewniane miski i rozprostował się.

"Muszę znaleźć coś do jedzenia i wodę" - pomyślał, po czym ostatni raz spojrzał na Eclipse'a przez ramię i ruszył przed siebie. Zmrużył oczy w słońcu, ale już sekundę potem zablokował jego jasne promienie ręką i zaczął przeczesywać teren swoimi jarzącymi się szkarłatem oczami.

Na szczęście zorientował się trochę w terenie. Nie wiedział do końca gdzie jest, ale wiedział, w którym kierunku ma iść, by dojść do rzeki. Kierując się tą myślą, a raczej instynktem, sunąc przez wysokie trawy za pomocą swoich Air Shoes, dotarł do wydrążonego koryta, wypełnionego zimną, krystalicznie czystą wodą. Shadow tylko spróbował wody i kiedy stwierdził, że jest dobra do picia, napełnił nią miskę i wrócił do Eclipse'a.

Kiedy doszedł do ich wspólnego schronienia, Eclipse nadal był nieprzytomny, więc Shadow zostawił miskę z wodą i ruszył w poszukiwaniu jakiegokolwiek jedzenia. Nie wiedział, ile kręcił się po okolicy, ale w końcu znalazł krzaki jagód, których owocami napełnił drugą miskę i, podjadając jagody z głodu, wrócił do shronu.

Lecz gdy ujrzał już baldachim rozwieszony nad drzewami, pojawiło się pod nim coś nowego. Zamiast zwykłej ciemności w kącie widać było dwie, jarzące się niczym jasne płomienie ognia tęczówki, wyglądające niemal tak jak u drapieżnika który zauważył swą ofiarę. Z pod baldachimu rozległ się dudniący warkot, wręcz prychnięcie.

Shadow czuł wręcz napięcie w powietrzu i do jego umysłu napłynęły nowe uczucia: pogarda i chęć zemsty, po czym już wiedział, że jego pomoc przyrodniemu bratu nie będzie taka łatwa...

Chapter 6: Przebudzenie

Chapter Text

- Nngh... - jęknął Eclipse, gdy jego świadomość powróciła. Słyszał dzwonienie w otworach usznych, a jego głowa była niezwykle ciężka. Ledwo przytomny, wręcz zaspany, otworzył oczy i jedyne co ujrzał to mroczki i niewyraźne, ciemne tło.

Zamknął oczy i czuł jak nagle stają się mokre, po czym otworzył je ponownie i spojrzał w górę. Nad jego głową był rozpięty olbrzymi baldachim, który sprawiał, że całe otoczenie darklinga było spowite mrokiem.

"Gdzie ja jestem?"- pomyślał Eclipse. Nie znał tego miejsca i nie sądził, że kiedykolwiek tam był.

Darkling zamknął oczy i chwilę mu zajęło, by przypomnieć sobie ostatnie wydarzenia. Pamiętał, jak walczył z zombotami, kłócił się z Shadowem i jak on sam stał się zombotem, ale nie miał bladego pojęcia, jak się znalazł pod tym baldachimem.

Mrugając z konsternacją, darkling spróbował się podnieść, ale gdy tylko przeniósł swój ciężar ciała na jedną ze swych rąk, jego usta opuścił niemy krzyk bólu.

"Co się ze mną dzieje?" - zapytał samego siebie z przerażeniem, gdy poczuł przeszywający jego rękę ból. Był to dość osobliwy ból, jakby…pochodził z jego mięśni. Jego kończyny i ciało były ogólnie ciężkie, jak gdyby wręcz coś w nich zalegało…może płyn?

Eclipse syknął z bólu, wracając jednocześnie do pozycji, w której wcześniej leżał. Dopiero wtedy poczuł, że kawałek materiału, na którym się znajdował, jest miękki, co mimo wszystko sprawiało, że, z niewiadomych mu przyczyn, czuł się bardziej komfortowo.

"To dziwne…czemu nie mogę się ruszać?" - dziwił się Eclipse, aż nagle usłyszał odgłos kroków nieopodal.

Darkling odruchowo chciał wygiąć ciało w łuk, ale niestety nie mógł, więc zmarszczył brwi i zaczął warczeć oraz smagać ogonem, którym o dziwo mógł ruszać.

- Spokojne, Eclipse, to ja - rozległ się nagle głos, przez który źrenice Eclipse'a zwęziły się. To był Shadow.

- Więc dlaczego miałbym być spokojny!? - splunął Eclipse, strach był skryty w jego głosie. Nie mógł się ruszać, więc jakby miał walczyć z Shadowem? Nie miał nawet siły, by blokować jego umiejętności, a co dopiero przeprowadzić na niego jakikolwiek atak, nieważne czy fizyczny, czy mentalny.

Oczy Shadowa rozszerzyły się, gdy wyczuł strach przyrodniego brata, po czym, nie mówiąc już nic, podszedł do darklinga (podczas gdy ten syczał i desperacko próbował się odsunąć) i podsunął mu pod pysk drewnianą miskę.

- Co to jest!? - zapytał agresywnie Eclipse, a jego ogon nie przestawał bić o ziemię.

- Woda - odpowiedział Shadow; Eclipse był zdziwiony spokojem w jego głosie.

Darkling spojrzał na jeża spode łba, a ten przewrócił oczami.

- Nie martw się, nie jest zatruta - zapewnił Shadow.

- A dlaczego miałbym ci ufać!? - parsknął Eclipse.

- Na litość Chaosu... - jęknął z rozdrażnieniem jeż, po czym usiadł przed swym przyrodnim bratem, szybko chwycił miskę i wziął z niej łyk.

- Widzisz? Nic mi nie jest - powiedział chłodno i przysunął miskę z powrotem do Eclipse'a.

Eclipse tylko posłał bratu ostatnie, podejrzliwe spojrzenie, po czym zniżył pysk, wystawił swój zielony, rozdwojony na końcu język i zaczął pić.

Kiedy w końcu napoił się wystarczająco, Shadow zabrał mu miskę i wziął do ręki inną.

- Jesteś głodny? - zapytał Shadow, a Eclipse posłał mu mściwe spojrzenie.

Od wielu tygodni nic porządnego nie jadł, jak już to tylko nędzne resztki i była to głównie wina Shadowa. Darkling poczuł uczucie frustracji, jak jeż w ogóle śmiał o to pytać?! Przez to, że Shadow zabił Black Death i wysadził kometę, Eclipse przez niezliczone dni tułaczył się po świecie, zdobywając jedzenie tylko po to, by dać Dark Arms zjeść. Dla innych mogło wydawać się to nielogiczne, ale dla darklinga było to odpracowywanie swych win, wręcz pokuta.

Ku zaskoczeniu Eclipse'a, Shadow położył uszy po sobie i spojrzał na niego przepraszająco, ale trwało to tylko ułamek sekundy, gdyż gdy darkling mrugnął, Shadow już wyglądał normalnie i podsuwał mu miskę z jakimiś kulkami.

Eclipse niepewnie powąchał zawartość miski, po czym podniósł wzrok na Shadowa. Jeż przewrócił oczami, wziął kilka kulek i zjadł je.

- Widzisz? Jagody nie są toksyczne - powiedział Shadow z lekką irytacją, przełykając pokarm.

Eclipse za to spojrzał na miskę. Nigdy nie jadł owoców tej planety, gdyż nie miał pewności co do ich jadalności, jednakże, ze względu na swój potworny głód, schylił pysk.

"Powinienem zostawić to dla Dark Arms" - pomyślał, po czym z przypływem paniki zaczął rozglądać się. - "Chwila...gdzie są moje maleństwa!?"

- Gdzie są Dark Arms!? - wykrzyczał na głos, zanim zdołał się powstrzymać.

- Co z nimi zrobiłeś!? - warknął, patrząc wściekle na Shadowa. Jeż wydawał się niewzruszony tym wszystkim.

- Uspokój się, nic im nie zrobiłem, nawet ich nie widziałem - oświadczył Shadow, jego szkarłatne oczy lśniły spokojem. - Znalazłem tylko ciebie

Eclipse spuścił wzrok, wściekły na siebie za swój wybuch.

-  Może to i lepiej - stwierdził, posyłając Shadowowi nieczytelne spojrzenie. - Zapewne ich byś zabił, gdybyś miał ku temu okazję

Shadow odwrócił wzrok i nic nie powiedział, za to Eclipse zaczął jeść. Zjadł całą zawartość miski i dokładnie ją wylizał, po czym oblizał pysk i kontynuował rozmowę z Shadowem.

- Czemu mnie ocaliłeś? - zapytał Eclipse, bardzo ciekawy odpowiedzi. To pytanie go nurtowało go przez cały czas gdy jadł.

Shadow tylko zastrzygł uszami i zaczął przeszukiwać składany stojak stojący nieopodal, świadomie unikając tematu.

Oczy Eclipse'a natomiast rozbłysły gniewem, gdy przyszło mu coś do głowy.

- Pewnie czekasz na tą twoją organizację, by razem z nią mnie pojmać i zacząć torturować! - zarzucił przyrodniemu bratu. - Pewnie teraz tu jadą!

- Nie - Shadow odpowiedział ostro. - Nie mam kontaktu z G.U.N. odkąd się ocknąłem

Pokazał darklingowi brak mini słuchawki w uchu i komunikatora na nadgarstku.

- Nie wierzę ci--uuurgh!! - Eclipse przerwał jękiem, gdy nagle rozbolał go brzuch. W gardle zaczęła mu się tworzyć gula i jego oddech przyspieszył. Miał wrażenie, jakby cała zawartość jego żołądka podchodziła w górę przez jego przełyk, wracając do jego gardła.

- Co ty mi dałeś!? - krzyknął na Shadowa z przerażeniem.

Jeż za to przykładał swoją rękę do gardła; był tak samo zdezorientowany jak darkling.

Gdy Eclipse poczuł, że jedzenie jest już w jego jamie ustnej, Shadow nagle oprzytomniał, wziął kolejną drewnianą miskę ze stojaka i położył ją przed Eclipsem.

- Nachyl się nad nią - poradził, a Eclipse to zrobił.

Shadow odwrócił wzrok, gdy Eclipse zwracał papkę jagodową zmieszaną z odrobiną kwasu żołądkowego i dziwnie znajomego płynu z metalicznym połyskiem.

Dając w ten sposób Eclipse'owi czas, by się pozbierać, Shadow wyszedł, by wypłukać miskę. Kiedy tylko wrócił, Eclipse leżał ze skierowanymi na niego półprzymkniętymi z bólu oczami.

- Wody... - wychrypiał Eclipse, a Shadow spełnił jego prośbę. Darkling od razu zaczął chłapczywie pić, a jeż podczas tej chwili usiadł.

- Eclipse - zaczął Shadow, zwracając w ten sposób uwagę przyrodniego brata na siebie.

- No gadaj! - ponaglił go ze zniecierpliwieniem Eclipse.

Shadow westchnął i zaczął mówić:

- To, czym zwymiotowałeś, to nie były tylko jagody, to było też coś podobnego do płynnego metalu, więc...może to dlatego nie możesz się ruszać

Eclipse wydał z siebie pełen gniewu krzyk, po czym mocno uderzył ogonem w ziemię.

- No po prostu cudownie! - jęknął sarkastycznie, po czym warczał dalej, teraz rozwścieczony. -  Ja nie mam czasu na to wszystko! Muszę iść szukać moich Dark Arms! One sobie nie poradzą beze mnie!

Kiedy skończył, w jego oczach pojawił się ból i rozpacz. Jego emocje opadły, a jego ogon zawinął się bliżej jego ciała. Widać było, że gdyby mógł się ruszać, skuliłby się najbardziej jak mógł.

- Nie mogę ich znowu stracić... - szepnął rozpaczliwie, niemal niesłyszalnym głosem.

Zadrżał minimalnie na wspomnienie Dark Arms zamieniających się w zomboty. Mgliście pamiętał co działo się dalej, gdyż znowu go poniosło. Znowu zemsta go tak zaślepiła, że przestał być sobą tak bardzo, że nie myślał w ogóle o konsekwencjach swoich czynów. Jedynym, co pamiętał z tego czasu były nielogiczne urywki walk z zombotami i kłótni z Shadowem. To nie był pierwszy raz, jak miał takie chwilowe amnezje, z reguły występowały, gdy za bardzo dał się ponieść złości i przez poprzednie doświadczenia wiedział, że jego pamięć z czasem się uzupełni.

- Eclipse... - niepewny głos Shadowa wyrwał darklinga z rozmyślań.

Eclipse poświęcił mu swoją pełną uwagę, a Shadow wlepił w ziemię wzrok, wyraźnie skrępowany.

- Współczuję ci uczucia straty, jak chcesz mogę... - zaczął niepewnie, ale Eclipse przerwał mu śmiechem.

Shadow zastrzygł uszami ze zdziwieniem, ale ten nadal się śmiał.

- Ty... - zaczął darkling pomiędzy parsknięciami śmiechu. - Ty współczujesz mi straty!?

Jeż odważył się spojrzeć Eclipse'owi w oczy.

- Wiem, że to jest dziwne, ale...- Shadow przerwał, nie wiedząc jak wytłumaczyć swoje rozmyślania.

- Ale co...!? - warknął Eclipse, ale Shadow nadal milczał.

Eclipse nie naciskał dalej, tylko spojrzał na swoje ręce. Nie wiedział, co myśleć o swoim przyrodnim bracie. Jeż po raz pierwszy okazał mu współczucie, właściwie jakiekolwiek inne uczucie niż nienawiść, gniew czy obrzydzenie. 

"Czy on mnie rozumie?" - zapytał sam siebie Eclipse, po czym, po mniej niż ułamku sekundy, oburzył się na tą myśl. 

"Przestań z tą naiwnością!" - skarcił sam siebie, po czym podniósł wzrok na Shadowa, by zobaczyć co robi.

- Eclipse ja...- Shadow spróbował znowu zacząć konwersację, pocierając niespokojnie tył szyi. - Prze...Przepra...

Oczy Eclipse'a zalśniły, gdy ten zmarszczył brwi na te słowa.

- Naprawdę myślisz, że ci uwierzę!? Przestań mnie oszukiwać! - wrzasnął groźnie.

- Ja nie... - Shadow próbował mu wytłumaczyć, ale przerwał, gdy nagle rozległy się głośne odgłosy.

Eclipse obserwował z przerażeniem, jak na polanę wjeżdża ogromna ciężarówka, a obok niej biegną żołnierze, z których wyróżniały się dwie postacie: biała nietoperzyca i robot z serii E-100.

W oczach darklinga błysnęła panika, gdy zaczęli się zbliżać.

- Nie--nie zbliżajcie się!! - wrzasnął z wymuszonym, groźnym sykiem, po czym jakimś cudem wygiął ciało w łuk.

- Aaargh!! - jęknął słabo, ale wystarczająco głośno, by Shadow spojrzał na niego.

- Eclipse! - krzyk jeża był ostatnim, co darkling usłyszał zanim świat przed nim zawirował i starcił przytomność.

Chapter 7: Zjednoczenie Drużyny

Chapter Text

Serce Rouge zabiło szybciej, gdy jej oczom ukazał się rozpięty baldachim, pod którym jarzyły się szkarłatne oczy, bez wątpienia należące do Shadowa. Nietoperzycę zalała niewyobrażalna ulga, gdy wreszcie ujrzała swojego partnera, którego tak rozpaczliwie szukała, odkąd Bunnie D'Coolette i Sonic the Hedgehog zakończyli szaleństwo z zombotami.

- Shadow! - zawołała rozradowana, a jeż odwrócił w jej stronę głowę, trochę zaskoczony jej krzykiem.

Rouge od razu wystrzeliła jak z procy i zatrzymała się dopiero, gdy objęła Shadowa, wtulając nos w jego ramię.

- Nawet nie waż się tak ponownie znikać bez śladu, ty Najwyższa Formo Idioty z kompleksem ofiary! - groziła mu, lecz w jej płaczliwym głosie nie było ani nuty irytacji; z jej oczu wypływały błyszczące łzy, zostawiając wodniste ślady.

Wtem, poczuła ciepły dotyk rąk Shadowa na jej policzkach, jego kciuki ocierały jej łzy.

- Wybacz - powiedział ciepłym, spokojnym głosem, zupełnie niepodobnym do jego zwykłego, chłodnego barytonu.

Zanim zdążył wydusić z siebie cokolwiek więcej, Rouge zbliżyła usta do jego pyska i zaczęła się z nim całować. Źrenice Shadowa zwęziły się z szoku, po czym jeż minimalnie wyluzował się i zamknął oczy, tak samo jak Rouge. W końcu, po kilku sekundach, Rouge oddaliła usta od ust Shadowa i dała mu chwilę, by się pozbierał.

Zaraz rozległ się odgłos ciężkich, mechanicznych kroków, przez który Rouge odwróciła głowę, by spojrzeć na zbliżającego się do nich Omegę.

- WYRAŻAM ZACHWYT Z POWODU SKOMPLETOWANIA DRUŻYNY - stwierdził Omega. - WITAJ Z POWROTEM, SHADOW THE HEDGEHOG

- Też się cieszę, że was widzę - powiedział cicho Shadow, a na jego pysku zagościł na chwilę mały uśmiech.

- Ahem! - członkowie Team Dark przenieśli spojrzenia na Andrewsa wyraźnie zirytowani, że zniszczył on tak nastrojową dla nich chwilę.

W jego oceanicznych oczach było coś dziwnego, jakby coś w rodzaju rozbawienia i drwiny, przez co Shadow z rozdrażnieniem uświadomił sobie, że rudowłosy człowiek widział jego pocałunek z Rouge, przez co nie da mu spokoju.

Po chwili jednak Andrews odwrócił wzrok od jeża i powiedział z obrzydzeniem:

- Naprawdę nie chciałbym wam przerywać gruchania i płaczliwych wyznań, zakochane dziwaki, ale mamy tu problem

Gdy skończył, wskazał karabinem na boleśnie znajomą szaro-czerwoną postać, leżącą na kocu w kącie.

Oczy Rouge rozszerzyły się ze zdziwienia, gdy rozpoznała Eclipse'a.

- Czy ty...- zaczęła z niedowierzaniem mówić do Shadowa, ale przerwał jej mechaniczny odgłos.

- OSTRZEŻENIE -- WYKRYTO FORMĘ ŻYCIA IDENTYFIKOWANĄ JAKO ECLIPSE THE DARKLING, PRZYGOTOWANIE DO ATAKU - zagrzmiał nagle Omega, celując swoim mechanicznym ramieniem, które teraz było zmienione w działo, w Eclipse'a.

- Woah, wstrzymaj się Omega! - krzyknął natychmiast Shadow, wchodząc przed robota, by ten nie mógł strzelić. - Nie strzelaj!

Rouge zamrugała zdziwiona reakcją jeża; uniosła jedną brew do góry i podeszła do Shadowa, podczas gdy Omega cofnął się, wydając z siebie zdziwiony dźwięk.

- Czy on...no wiesz, wykończyłeś go? - zapytała Rouge, przyglądając się darklingowi.

Zanim Shadow zdążył odpowiedzieć, Andrews wycelował w niego karabinem z palcem na spuście.

- Kosmita musi go kontrolować! - wykrzyknął Andrews. - Musimy go zneutralizować!

Shadow przewrócił oczami i położył rękę na biodrze.

- Jak miałby mnie kontrolować, geniuszu, jeśli jest nieprzytomny? - zapytał z ironią Shadow.

- Zawsze kosmita może łżeć! - warknął Andrews, ale Shadow kompletnie go zignorował.

- Nadal żyje, ale jest osłabiony i może nawet chory - jeż odpowiedział na pytanie zadane wcześniej przez Rouge.

- To dlaczego go nie wykończyłeś? - zapytała Rouge, zanim zdążyła się powstrzymać.

Shadow posłał jej długie spojrzenie szkarłatnych oczu i otworzył usta, by coś powiedzieć.

- Widzisz!? Nie odpowiada, co oznacza, że jest zmanipulowany! - wtrącił się Andrews, mierząc Shadowa podejrzliwym spojrzeniem.

- Podejdź bliżej to zobaczysz, kto jest zmanipulowany! - warknął donośle Shadow, kładąc uszy po sobie w gniewie i marszcząc brwi.

- Proszę bardzo - odrzekł Andrews, podchodząc do jeża.

Shadow też zaczął iść w jego stronę. Wyglądało to jakby jeż i rudowłosy kapitan mieli zamiar walczyć.

- Panowie! - krzyknęła ostrzegawczo Rouge, wchodząc między Shadowa i Amdrewsa, co spowodowało, że obaj zatrzymali się.

- Shadow, uspokój się, wiem, że Eclipse nie kontroluję cię teraz, ale taką reakcją dajesz Andrewsowi tylko satysfakcję - powiedziała Shadowowi Rouge, tak cicho, by Andrews nie usłyszał, po czym jeż skinął głową i spuścił wzrok, a nietoperzyca odwróciła się z furią w oczach w stronę Andrewsa.

- A ty, spójrz na niego! Gdyby rzeczywiście był pod kontrolą Eclipse'a nie odzywałby się i już bylibyśmy martwi! - krzyknęła na Andrewsa Rouge, a ten przewrócił oczami i odszedł w stronę reszty Spider Troupe.

Shadow stał jeszcze przez chwilę, wlepiając wzrok w podłoże.

"Dlaczego nikt mi nie ufa?" - pomyślał, ale wtem poczuł na sobie zmartwiony wzrok Rouge i zorientował się, że powiedział to również na głos.

Nie pierwszy raz czuł się, jakby nie był godny zaufania. Mimo że zdążył zrobić już tyle dla świata, większość osób nadal miała do niego podejrzenia i nie ufała mu, a najbardziej Andrews. Z jednej strony, Shadow był zmęczony ciągłym brakiem zaufania kapitana Spider Troupe, ale z drugiej strony, jeż rozumiał czemu Andrews mu nie ufał. I to nie tyczyło się tylko kapitana Andrewsa - cała Spider Troupe była ostatnio nieufna wobec niego (chociaż w trochę mniejszym stopniu niż ich kapitan) oraz niestety komandor Tower. To wszystko zaczęło się dziać po incydencie na Nowej Czarnej Komecie.

- Wysyłanie z nami tej hybrydy było błędem, sir! Ten potwór prawie nas zabił! - powiedział wtedy Andrews do komandora Towera, co bardzo zraniło Shadowa. - Lepiej by nam poszło bez niego

Mimo że Rouge zaczęła się po tym tak wykłócać, że niemal została zdegradowana, komandor rzucił Shadowowi pełne zawiedzenia i nieufności spojrzenie, gdy jeż wychodził.

"Pewnie mają rację" - stwierdził z bólem Shadow. - "Nie wolno mi ufać, dlatego Rouge jest kapitanką drużyny..."

Jeż spojrzał wtedy na Eclipse'a.

"To głównie przez niego się to wszystko dzieje, więc dlaczego go uratowałem? Dlaczego go nie zabiłem, tylko zdecydowałem się pomóc?" - pomyślał z niepewnością Shadow, czując, jak złość na siebie pulsuje w nim.

"Nie powinienem wtedy iść sam na Komecie, nie powinienem być znowu tym samym kretynem..." - rozmyślał nadal Shadow. - "Gdybym tylko posłuchał wtedy Rouge to..."

Jeż nie dokończył tej myśli, gdyż zanim zdążył to zrobić, poczuł jak ktoś potrząsa jego ramieniem. Po dotyku Shadow rozpoznał rękę Rouge.

- Mobius do Shadowa, słyszysz mnie? - Shadow skinął oszołomiony głową na pytanie Rouge.

Rouge widocznie uspokoiło to, bo zdjęła rękę z ramienia Shadowa i spojrzała na niego, chwytając się za biodra.

Shadow przełknął ślinę, gdy zauważył, że wszyscy patrzą się na niego wyczekująco, a on był za bardzo pogrążony w myślach, by wiedzieć, co mówili wcześniej. Jednak mimo tego Shadow wziął się w garść i chrząknął, oczyszając w ten sposób gardło i zaczął mówić, przywódczym tonem:

- Moim zdaniem powinniśmy wziąść Eclipse'a do naszej siedziby - przerwał na chwilę, gdy zobaczył jak Andrews otwiera usta, by zaprotestować i dał rudowłosemu kapitanowi znak w postaci gestu ręką, by dał mu dokończyć. - Nie będzie stanowił zagrożenia, gdyż z jakiegoś powodu nie może się ruszać i powinniśmy go wyleczyć z tego, bo...bo miałby wtedy dług u nas, więc musiałby go odpracować, przez co będzie unieszkodliwiony

Gdy Shadow skończył, członkowie Spider Troupe spojrzeli po sobie, jakby nie wierząc, że plan jeża okazał się mieć dużo sensu, a Rouge patrzyła na Shadowa z podziwem w turkusowych oczach.

- PROPOZYCJA -- LEDWO AKCEPTOWALNA. PLAN JEST BARDZO KONTROWERSYJNY, WIĘC ZASTRZEGAM SOBIE PRAWO DO ZAJĘCIA SIĘ ECLIPSE THE DARKLING, JEŚLI COŚ BY POSZŁO NIE TAK - ciszę przerwał grzmiący głos Omegi; ślepia robota roświetliły się groźnie, gdy mówił.

Mimo że Shadow był dumny, że jego partnerzy i Spider Troupe zaakceptowali jego plan, który wymyślił w chwili mówienia, sam miał wątpliwości, co do tego czy plan wypali.

"Eclipse jest nieustępliwy i nieufny, raczej będzie z nim ciężko, szczególnie jeśli czuje się zagrożony, przez to, że nie może się ruszać" - przypomniał sobie Shadow, wracając myślami do jego konwersacji z Eclipsem, gdy ten się przebudził po byciu zombotem.

Na szczęście, Shadow powrócił to rzeczywistości wystarczająco szybko, by zobaczyć, że Spider Troupe, Rouge i Omega zaczynają opuszczać kryjówkę. Zauważając, że tylko on został, jeż podszedł do Eclipse'a i pochylił się nad nim, gotowy go podnieść, ale wtedy Rouge odwróciła głowę w jego stronę i podbiegła do niego.

- Poczekaj, widzę, że jesteś zmęczony - powiedziała szeptem, po czym dodała już głośniej - Niech Lodge go weźmie

Usłyszawszy swoje imię, Lodge zatrzymała się i podeszła do Eclipse'a, patrząc na niego niezadowolona. Shadow dał jej niewerbalny znak, by się pospieszyła, przez co Lodge ze zniesmaczeniem, wręcz z obrzydzeniem, wzięła Eclipse'a na ręcę i poszła wraz z nim szybkim krokiem w stronę ciężarówki; Shadow domyślał się, że czarnowłosa kobieta wręcz nie może się doczekać, by odłożyć Eclipse'a i wytrzeć ręcę w swój ubiór.

Rouge poszła za nią, a Shadow wlekł się na końcu, zastanawiając się niemal poraz setny czy podjął właściwą decyzję, choć nie obchodziło go to już tak bardzo, gdyż zmęczenie zaczynało go przytłaczać. Rouge miała rację, był bardzo zmęczony, ale starał się tego nie okazywać, choć wory pod oczami mówiły same za siebie.

"Rouge nie wygląda na tak zmęczoną i sponiewieraną jak ja, pewnie nie została zombotem" - analizował Shadow, patrząc jak nietoperzyca idzie z gracją kilka stóp przed nim.

Kiedy jeż wskoczył do ciężarówki przez tylne drzwi, poczuł na sobie spojrzenie oceanicznych oczu Andrewsa z wyrzutem, przez co usiadł ze skrzyżowanymi ramionami w najciemniejszym miejscu, z dala od wszystkich innych.

Nie siedział długo sam, gdyż zanim zdążył się obejrzeć, Rouge usiadła obok niego, widocznie zmartwiona. Shadow nie zauważył tego, tylko wydał z siebie swoje zwykłe "hmph" i założył nogę na nogę, pokazując, że nie jest w nastroju do rozmowy, choć skrycie cieszył się z towarzystwa Rouge.

Mimo tych oczywistych znaków, Rouge spróbowała zacząć rozmowę.

- Jesteś pewien, że to dobra decyzja? - zapytała niepewnie Rouge, półszeptem.

To niewinne pytanie sprawiło, że coś w Shadowie pękło. Czyżby Rouge też mu nie ufała?

- I ty też przeciwko mnie!? - oskarżył ją, zanim zdążył się powstrzymać.

Jednak jego gniew momentalnie wyparował, gdy Rouge odgięła uszy, widocznie zraniona, po czym wstała i bez słowa odeszła.

- Zaczekaj...! - zawołał za nią Shadow, żałując swojego wybuchu.

Szybko wstał i złapał Rouge za rękę pod jej łokciem, przez co ona zatrzymała się i rzuciła mu zirytowane spojrzenie. W oczach Shadow za to migotał żal, gdy patrzył się przepraszająco na Rouge.

Przez chwilę po prostu patrzyli sobie w oczy, ale kiedy w końcu Shadow otworzył usta, by coś powiedzieć, ciężarówka zatrzęsła się tak bardzo, że Rouge prawie starciła równowagę, a Shadow musiał rozstawić szerzej nogi by się nie przewrócić, co spowodowało, że szybko wrócili na miejsca, na których przed chwilą siedzieli.

Shadow usiadł w tej samej pozycji, wciskając się w ociemniony kąt jak najbardziej mógł, a Rouge usadowiła się tak, by siedzieć przodem do niego.

- Wybacz, mam dość po prostu, że prawie nikt mi nie ufa - wymamrotał Shadow. - Wszyscy, nielicząc Omegi i ciebie

Gdy Rouge usłyszała jego ostatnie słowa jej twarz trochę rozjaśniła się, a ona spojrzała na niego współczująco.

- To nie tak, że nikt ci nie ufa, po prostu...trudno uwierzyć w to wszystko. Chodzi mi o to, że wcześniej chciałeś zabić Eclipse'a, a teraz go oszczędziłeś... - powiedziała Rouge, ale Shadow nie wydawał się przekonany.

- A Andrews... - zaczął Shadow, ale Rouge mu nie dała skończyć.

- Andrews jest debilem, nie słuchaj go - zapewniła, a Shadow uśmiechnął się.

- Dziękuję - powiedział, a Rouge też się uśmiechnęła.

- Zawsze, przystojniaku - zapewniła i zaczęła patrzeć Shadowowi w oczy.

Nagle, Andrews pojawił się znikąd i usiadł obok Rouge.

- Co, znowu się całujecie? Dawajcie, może to jeszcze nakręcę! - powiedział żartobliwie, a Shadow rzucił mu mordercze spojrzenie, po czym warknął i zniknął z trzaskiem.

- A z tym to co? - drwił Andrews, a Rouge poczuła, jak gniew w niej buzuje.

- Możesz wreszcie go zostawić w spokoju!? - krzyknęła na Andrewsa Rouge, z furią w oczach. - Na litość Chaosu nie widzisz, że on ma już ciebie dość!?

- Hmph - Andrews odszedł, wyraźnie obrażony i znowu usiadł wśród swej drużyny.

Rouge za to oparła się z westchnieniem, mając nadzieję, że Shadowowi jest chociaż trochę lepiej od wieczornego wiatru targającego jego kolce.

Chapter 8: Pomoc Dobrej Przyjaciółki

Chapter Text

- Możesz odejść

Shadow zerwał się z krzesła na rozkaz komandora Abrahama Towera, pragnąc jak najszybciej opuścić jego biuro.

- Uff - jeż westchnął z ulgą, gdy zamknięto za nim drzwi, a on był już na bezpośrednim kursie do biura Team Dark.

Naprawdę się cieszył, że to już koniec formlaności na ten dzień. Spotkanie z Towerem okazało się dłuższe niż początkowo przypuszczał, że będzie - trwało niemal dwie godziny, wliczając to uzyskanie nowego komunikatora i mini słuchawki dousznej.

"Nadal nie rozumiem jak mógł być tak spokojny" - pomyślał Shadow, wracając myślami do spotkania.

Tower był bardzo spokojny, wręcz na oko Shadowa za spokojny, co sprawiało, że jeż czuł się w połowie lekceważony, a z drugiej strony skonfundowany. Zachowanie komandora wydawało mu się bardzo dziwne, biorąc pod uwagę to, że Shadow bez konsultacji z nim podjął decyzję przywiezienia Eclipse'a do G.U.N. i znowu miał konflikt z Andrewsem. Ale irytacja tymi zdarzeniami wynikała tylko ze słów Towera - ton jego głosu nie zmieniał się w ogóle, tak samo jak wyraz jego twarzy.

W głębi siebie jeż podziwiał swego komandora za jego opanowanie nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Oczywiście, Shadow też umiał trzymać emocje na wodzy, ale czasami z powodu silnych emocji takich jak rozgoryczenie czy gniew tracił nad sobą panowanie, tak jak miało to miejsce wiele razy podczas poszukiwań Eclipse'a i utraczek z nim.

Shadow pokręcił głową, by odpędzić niepotrzebne myśli. Głowa i tak już mu pulsowała od zmęczenia, a długie, intensywne rozmyślania jeszcze bardziej potęgowały ten ból...ale to był inny ból. Shadow miał wrażenie jakby nie tylko głowa go bolała, tylko jego umysł był obolały i przeciążony.

"Dlaczego go oszczędziłem? Co jeśli to przyniesie tylko kłopoty? Co jeszcze cały czas mną manipulował?" - dręczące go już od kilku godzin pytania ponownie zagościły w jego głowie, przez co złapał się za nią w rozdrażnieniu.

"Pewnie moja podświadomość uważa, że jestem szalony" - stwierdził Shadow. - "i pewnie ma rację"

Jeż westchnął, gdy zalała go kolejna fala wątpliwości. Miał już serdecznie dość tego dnia i jedyną rzeczą, którą chciał zrobić było pójście spać.

Mimo że szedł dość żwawo, miał wrażenie jakby minęły wieki, gdy wreszcie doszedł do znajomych mu drzwi prowadzących do biura jego zespołu. Ku jego zdziwieniu, w pomieszczeniu zastał Rouge, która siedziała na fotelu z zielonym Szmaragdem Chaosu w ręku.

- Rouge? - wybełkotał zaskoczony Shadow.

Nietoperzyca spojrzała na niego, schowała kamień szlachetny i posłała mu uśmiech.

- Co tak długo, hun? Abe cię zagadał? - zapytała, wstając i rozciągając się.

- Nie - odpowiedział krótko Shadow, po czym posłał partnerce zdziwione spojrzenie. - Co tu robisz? Nie powinnaś być w domu?

Spojrzenie Rouge na chwilę pociemniało.

- Od kilku tygodni mieszkam tutaj - powiedziała półszeptem, wskazując na walizkę stojącą obok niej.

Shadow kiwnął lekko głową, zastanawiając się ile Rouge musiała przeżyć, gdy on był zombotem.

- Miałam nadzieję, że teleportujesz mnie i walizkę do mnie, proooszę ~ ciągnęła, po czym zrobiła błagającą minę. Shadow nie był w stanie się jej oprzeć.

- Dobra - zgodził się.

- Dzięki przystojniaku - powiedziała i mrugnęła zalotnie.

Shadow przewrócił oczami z lekką irytacją, ale Rouge zignorowała to i podała mu Szmaragd Chaosu.

"A co jeśli Eclipse dostanie ten Szmaragd Chaosu?" - przerażająca myśl przemknęła przez głowę jeża, gdy intensywnie wpatrywał się w zielony kamień szlachetny. - "Wtedy to byłaby moja wina, bo ja sprowadziłem Eclipse'a do bazy...doprowadziłbym do zniszczenia świata, który przysięgałem chronić..."

Uszy Shadowa przywarły do jego czaszki.

"Co ja zrobiłem?" - zapytał sam siebie z przerażeniem. - "Jak mogłem nie pomyśleć o niebezpieczeństwie, które moja decyzja zapewne spowoduje?"

- Shadow? - zapytała Rouge, a Shadow spojrzał na nią pytająco, gdy wychwycił zmartwienie w jej głosie.

- Trzęsiesz się - powiedziała cicho, po czym położyła mu rękę na ramieniu i spojrzała na niego z troską. - Powiedz mi, co się stało?

Shadow westchnął i posłał jej nieczytelne spojrzenie szkarłatnych oczu.

- Czy sądzisz, że podjąłem dobrą decyzję? - zapytał Shadow pozbawionym emocji głosem.

Rouge odwróciła od niego wzrok, wyraźnie zastanawiając się nad odpowiedzią.

- Nie wiem - przyznała szczerze. - Trudno uwierzyć, że Eclipse jest...nieszkodliwy i w naszych rękach

Mówiąc to, pomasowała swoje prawe ramię.

- A jeśli wywinie jakiś numer, to będzie moja wina - dokończył za nią Shadow. - Komandor mnie zapewne za to wyrzuci

Shadow skrzyżował ramiona, wewnętrznie przeklinając siebie za podjęcie zbyt pochopnej decyzji.

- Shadow - zaczęła cicho Rouge, po czym kontynuowała donośniej i poważniej - Jeśli komandor cię wyrzuci, to ja też odejdę i Omega również. Nie zamierzam pracować bez ciebie i nawet jeśli cały świat obróci się przeciwko tobie... - w tym momencie uśmiechnęła się, a w jej turkusowych oczach zaczęła migotać miłość. - Ja zawsze będę po twojej stronie, nieważne co

- Hmph - Shadow uśmiechnął się lekko i spojrzał na Rouge, lecz nadal w jego oczach błyszczała wątpliwość.

- Moim zdaniem to dobrze, że byłeś w stanie dać jemu drugą szansę - stwierdziła Rouge.

- Jesteś pewna? - wątpił Shadow.

- Tak - odpowiedziała nietoperzyca. - Cieszę się, że udało ci się spojrzeć na to z innej strony, wcześniej byłeś taki gniewny, nawet gdy ktoś tylko wspomniał o Eclipse, a teraz byłeś w stanie dojść do rzeczy, do których nawet ja nie doszłam

Shadow posłał jej długie spojrzenie, jakby analizował to, co przed chwilą powiedziała, po czym westchnął.

- Zobaczyłem w nim samego siebie - powiedział w końcu. - Pomyśl, on stracił wszystko co znał i było dla niego ważne w połowie ze swojej winy, a miał wtedy tylko kilka miesięcy

Rouge zrobiła wielkie oczy.

- To jak bardzo on jest dojrzały psychicznie?

Shadow namyślał się przez chwilę, po czym stwierdził.

- Ma dojrzałość psychiczną gdzieś nastolatka, tak z 13, może 15 lat

- Wow - wydusiła z siebie Rouge. - I w takim wieku stracił wszystko? On ma te swoje Dark Arms, myślisz, że jest dla nich kimś w rodzaju ojca?

- Raczej tak - Shadow kiwnął głową.

- Ale skąd to wiesz? - zapytała Rouge, nie rozumiejąc trochę powodów nagłych rewelacji jeża.

Odkąd Eclipse uciekł im na Anielskiej Wyspie, Shadow irytował się na każdą wzmiankę o darklingu, same jego imię wywoływało u niego gniew i nie tylko. Przez wiele czasu Shadow izolował się od niej i od Omegi, obwiniając się za działania Eclipse'a. Czuł się wtedy nie godzien swego miana i frustrowało go, że bez swych mocy był właściwie bezużyteczny oraz obwiniał się za stracenie kontroli nad sobą na Nowej Czarnej Komecie. Doskonale wiedział, że mógł wtedy pozabijać wszystkich, co tylko potęgowało jego poczucie winy. Do tego Andrews nie dawał mu z tym spokoju, stał się dla niego jeszcze gorszy niż przed misją i podczas jej.

- Przeglądałem jego wspomnienia - przyznał wreszcie Shadow, co wyrwało Rouge z myśli.

- Co? - wybełkotała z niedowierzaniem. - I pozwolił ci na to?

Shadow wydał z siebie cichy pomruk rozbawienia.

- Trudno by było, żeby mi nie pozwolił, był wtedy nieprzytomny

Rouge kiwnęła głową, po czym zamilkła. Shadow za to był zdziwiony jej spokojem, myślał, że będzie mu dawać wykład jak jego czyn był nierozsądny i niebezpieczny.

- Too... - głos Rouge zmącił ciszę. - Teleportujesz mnie do domu czy nie?

- Hmph - Shadow wydał z siebie dźwięk na znak zgody, po czym podszedł do Rouge (która trzymała walizkę), objął ją delikatnie w talii i wyjął drugą ręką Szmaragd Chaosu z kolców i uniósł ją wysoko do góry.

- Kontrola Chaosu! - krzyknął i zaraz pojawili się w domu Rouge.

- Dziękuję przystojniaku - powiedziała z wdzięcznością nietoperzyca i odeszła od jeża, by zapalić światło. - Możesz tu zostać, by się przespać jak chcesz, widzę, że ledwo stoisz

Shadow kiwnął jej głową.

- Dzięki - powiedział, po czym poszedł w stronę kanapy, zatrzymał się przy Rouge, pocałował ją w policzek i poszedł dalej.

Rouge stała w miejscu cała czerwona, jej uszy były postawione na całą wysokość, a źrenice małe z szoku.

Shadow nie czekał, aż Rouge się pozbiera, tylko od razu ułożył się wygodnie na kanapie, układając się trochę jak kot. Jedna jego ręka zwisała z podłokietnika kanapy, na drugiej podpierał głowę, a jego nogi były tak zgięte, by się zmieściły.

Jeż zamknął oczy, czując jak powoli odpływa. Był tak zmęczony, że nawet nie wykonał rutyny przed pójściem spać, nie zdjął rękawiczek i obuwia, ale to nie było ważne.

Ważne dla niego było, że wreszcie miał chwilę odpocząć po tym całym kryzysie w mieszkaniu i towarzystwie Rouge.

Nagle, poczuł jak koc ląduje na jego ramionach i plecach, sprawiając, że poczuł się komfortowo.

- Dziękuję Rouge - wymamrotał sennie, po czym zamknął oczy i zaczął cicho mruczeć.

Nie wiedział, jakby sobie poradził gdyby nie miał takiej wspaniałej przyjaciółki jak Rouge.

Chapter 9: Nieprzyjemny Start

Notes:

(See the end of the chapter for notes.)

Chapter Text

- Urgh...- jęknął Eclipse, otwierając powoli oczy. Jego wizja była tak niedokładna, że składała się tylko z rozmazanych odcieni szarości i bieli.

"Gdzie ja jestem?" - zapytał sam siebie, czując ciężkość w głowie. Normalnie by panikował, że nic nie pamięta z ostatnich wydarzeń, lecz już tyle razy tracił przytomność, że w pewnym sensie przyzwyczaił się do tego.

Nie liczył już ile razy stracił przytomność z przemęczenia, braku snu, czy odwodnienia i niedożywienia. Nienawidził tego jak nagle mógł paść, a jego maleństwa musiały czekać przerażone, aż on się ocknie. To wszystko było według niego głupią, żałosną słabością jego ciała, przez którą miał trochę mniejszą odporność niż jego bracia, lecz to nie powodowało...

Beep! Beep! Beep! Beep!

- O nie...- jęknął Eclipse, a jego źrenice zwęziły się. Jego brwi uniosły się, gdy jego główne serce zaczęło kołatać mu w piersi jak szalone, a jego oddech przyspieszył.

- Nie...nie...- majaczył dalej, jakimś cudem skulając się.

Jego kończyny, ogon i brzuch drżały, ale on nie czuł bólu pochodzącego z nich, przez co podciągnął kolana do piersi, starając się zwinąć jak najbardziej mógł.

Cały się trząsł, lecz nie z wysiłku, czy bólu - ze strachu, którego lodowate szpony atakowały go i ściskały jego główne serce.

Beep! Beep! Beep! Beep!

Jego oczy były nadal otwarte, lecz on był nieobecny. Myślami był gdzie indziej: leżał na twardej skale, z której była zrobiona Nowa Czarna Kometa, jego dom. Widział wokół siebie swoją krew i szczątki Formy Potwora.

"Nie!" - Eclipse chciał to zakończyć, nie chciał tego znowu przeżywać, ale nie miał wyboru.

Pikanie wypełniało jego otwory uszne i całą jego głowę. Tak go dezorientowało, że nawet nie czuł jak łzy spływają mu po policzkach.

Teraz widział tylko atomówkę nuklearną i nadlatującego Death's Eye'a. Gdyby tylko to wszystko było prawdziwe, gdyby tylko mógłby tam wrócić...

Czuł, jak ktoś go szarpie, przez co jęknął.

- Co robisz--!? Nie! Puść mnie!! -  protestował, próbując odepchnąć ręką napastnika, aż nagle...wszystko ustało. Coś, czyjaś ręka, zasłoniła jego otwór uszny i tym sposobem stłumiła pikanie, przez co wizja Eclipse'a rozjaśniła się na tyle, by ujrzał przed sobą beżową, puchatą głowę mobiańskiej suczki z czarnym pyskiem.

- Wy--Wyłącz to!! - lamentowal Eclipse, panika błyszczała w jego bursztynowych oczach.

Mobianka patrzyła na chwilę na niego ze zdziwieniem, po czym zdjęła rękę z otworu usznego Eclipse'a. Ten od razu jęknął i zaczął się trząść.

To wystarczyło, by w błękitnych oczach suczki mignęło zrozumienie i by wyciągnęła rękę, by wcisnąć przycisk tuż pod ekranem maszyny stojącej obok łóżka Eclipse'a.

Kiedy tylko pikanie ustało, Eclipse poczuł, jak jego tętno trochę zwalnia, ale on nadal hiperwentyluje. Zamknął oczy, a z jego ust zaczęły uciekać urywane krzyki paniki, podczas gdy jego ciało ciągle się trzęsło.

- Hej, spokojnie, już wszystko dobrze - Eclipse słyszał delikatny kobiecy głos i czuł rękę przesuwającą się delikatnie po nim.

Normalnie odskoczyłby i potraktował ten gest z obrzydzeniem, ale teraz...nie wiedział czemu, ale ciepło dotyku przynosiło mu ulgę. Głos suczki też koił. Czy to była jakaś mobiańska magia?

- Już lepiej? - zapytała mobianka, gdy zobaczyła, jak Eclipse otwiera oczy.

- Mhm - mruknął w odpowiedzi darkling, kiwając niechętnie głową, aż nagle poczuł ból w nogach.

- Urgh! - warknął, próbując rozprostować nogi, ale nie mógł. Starał się też podnieść ręce, by pomóc swoim nogom nimi, ale to tylko potęgowało ból.

- Co jest? - zapytała nagle zdziwiona mobianka. Eclipse zmierzył ją wrogim spojrzeniem, które po kilku sekundach zaszło bólem i darkling spojrzał na swoje nogi.

- Nie mogę ich rozprostować... - prychnął, a suczka delikatnie chwyciła jedną z jego nóg i zaczęła ją rozprostowywać. Eclipse syczał przy tym z bólu, ale mobianka widocznie go nie usłyszała i powtórzyła to samo z jego drugą nogą.

- Dzięki - wycedził Eclipse, nie wiedząc, jak to słowo w ogóle przeszło mu przez gardło.

- Nie ma za co - odparła suczka, zaczynając merdać ogonem.

Eclipse był trochę zdziwony tym zachowaniem z jej strony. Prawda, jemu też zdarzało się merdać ogonem jak coś go uszczęśliwiało, ale nigdy z powodu takich błahych, przyziemnych rzeczy jak podziękowanie.

- Po co tu jesteś i...kim jesteś? - zapytał chłodno Eclipse.

- Jestem Luna the Dog, a ty? - odparła suczka.

- Eclipse the Darkling - przedstawił się niechętnie darkling, po czym ponownie prychnął. - Po co tu jesteś?

- Zostałam przydzielona do opieki nad tobą - oznajmiła Luna.

Eclipse poczuł, jak zaczyna w nim buzować złość.

"Po co mi opiekunka!? Jestem elitą Black Arms!!" - pomyślał rozwścieczony, po czym dodał z bólem. - " Raczej byłem elitą Black Arms...teraz jestem niedobidkiem, który nie może się ruszać..."

- Nie potrzebuję opiekunki! - syknął zirytowany, uderzając ogonem o materac.

Luna wydawała się być niewzruszona tymi słowami, a Eclipse dopiero zrozumiał, jak bardzo się przed nią zbłaźnił. Okazał słabość przed agentką G.U.N., co jeśli ona to rozpowie i jej organizacja zacznie go torturować w ten sposób? Czuł, jak mięśnie napinają się pod jego skórą na samą tą myśl.

- Moim zdaniem potrzebujesz, Eclipse - odparła Luna, po czym jej spojrzenie zaszło smutkiem i współczuciem. - Spójrz prawdzie w oczy, nie możesz się ruszać, a przed chwilą miałeś atak paniki

Eclipse musiał przyznać, że mobianka ma rację, choć nie przychodziło mu to łatwo. Nie mógł się ruszać, więc nie mógł nic robić. Był bezsilny bardziej niż wcześniej, co nawet nie sądził, że jest możliwe.

Obnażył kły. Miał już serdecznie dość swej wiecznej bezsilności i czuł, jak jego sytuacja tylko się pogarsza, zamiast poprawiać. Na Nowej Czarnej Komecie czuł się świetnie - był wtedy silny i zdolny walczyć do upadłego, lecz naiwny. Na Anielskiej Wyspie był trochę słabszy niż wcześniej, ale miał moce Dark Arms, tyło że był zaślepiony chęcią zemsty. Potem już było tylko gorzej. Walczył z Shadowem niedawno po rozbiciu się skradzionym wahadłowcem - i ledwo wyszedł z tego cało, nie miał siły używać mocy Chaosu, ale nokautował Shadowa swoją siłą fizyczną. A potem? Przed tym, jak Dark Arms stały się zombotami, był tylko cieniem dawnego siebie. Nie był dumny - nie miał z czego. Nie używał mocy Chaosu, ani Dark Arms - był na to za słaby. Nie był oślepiony żądzą zemsty - nie miał jak dokonać zemsty i stwierdził, że nie da rady. Tracił przytomność często - brak jedzenia i wody ukazywał się w ten sposób. Nie był ekstremalnie wściekły jak wcześniej - jedynym gniewem jakim odczuwał był ten na siebie, za swoje błędy. Myślał, że już gorzej nie będzie i co się stało? Jest gorzej, o wiele gorzej! Teraz jeszcze nie mógł się ruszać i był skazany na mobianów i ludzi i nie wiedział gdzie są Dark Arms, czy w ogóle żyją.

- Jeśli komukolwiek o tym powiesz to--! - zaczął nagle Eclipse, próbując w ten sposób zapomnieć o swych stanach depresyjnych i o tłumionej w jego wnętrzu złości.

Zanim zdołał dokończyć, Luna uniosła rękę, pokazując mu w ten sposób, że chce coś powiedzieć.

- Spokojnie, nikomu nie powiem - powiedziała łagodnie, co trochę zdziwiło Eclipse'a. - Czemu bym miała to robić?

- No bo..ponieważ..eh..no - bełkotał Eclipse, po czym zamknął usta.

- Nie wiem - szepnął kilka minut po tym i zamilkł. Nie chciał podsuwać mobiance żadnych pomysłów na torturowanie go.

W oczach suczki błysnęło na chwilę rozbawienie, po czym zaczęła się bardziej przyglądać Eclipse'owi i jej oczy rozbłysły.

- Chyba już mogę ci to odczepić - powiedziała jakby do siebie, a darkling posłał jej spojrzenie z konsternacją.

- Co odczepić!? - zdziwił się, po czym podążył za wzrokiem Luny i zauważył rurkę z przyssawką przyczepioną obok jego napierśnika.

- Co to jest!? - wykrzyknął, po czym skarcił się wewnętrznie za swoją nieuważność. Jak mógł tego nie zauważyć!?

- To monitoruje pracę twojego serca, podłączyli ci to, bo byłeś nieprzytomny, więc jeśli już jesteś przytomny, mogę ci to odczepić  - wytłumaczyła Luna.

- Zrób to - Eclipse kiwnął głową.

Luna od razu chwyciła kabel tuż przy napierśniku darklinga, zaczęła go ciągnąć bez skutku, więc szarpnęła go i wreszcie odessał się od jego chropowatej skóry.

Eclipse za to zaczął się rozglądać w poszukiwaniu kolejnych kabli i znalazł jeszcze tylko jeden - rurkę przyklejoną plastrem do jego dłoni.

- A to możesz zdjąć? - zapytał, patrząc na rurkę.

Luna pokręciła głową.

- Nie, bo to ci dostarcza składników odżywczych - powiedziała jakby smutno, a jej uszy minimalnie odchyliły się do tyłu.

Eclipse miał ochotę wystawić język z obrzydzeniem na jej litość. Nie chciał litości, szczególnie od takich parszywych istot jak mobianie.

"Może nie wszyscy mobiani są parszywi?" - przebiegło przez umysł Eclipse'owi, a ten nie zatrzymał tej myśli tylko przypominał sobie ocelotkę, z którą kiedyś rozmawiał, gdy został potrącony jakimś dziwnym pojazdem na dwóch kółkach. Ona też wydawała się być miła, tak samo jak Luna.

"Nie, przestań!" - zganił sam siebie.

Nagle, rozległ się skrzyp otwieranych drzwi, który wyrwał Eclipse'a z rozmyślań.

Z ciekawością, bądź raczej rozdrażnieniem, Eclipse podniósł wzrok by spojrzeć na przybysza, którym okazał się być wysoki, brązowowłosy człowiek ze złotymi oczami.

- To jest doktor Birch - przedstawiła człowieka Luna, a ten pozdrowił ją skinięciem głowy. - Zrobi ci rutynowe badania

Eclipse jęknął wewnętrznie, gdy Luna wyszła, zostawiając go tym sposobem z człowiekiem.

"Jeśli mnie dotknie, to go ugryzę" - pomyślał Eclipse i nie wiedział czemu, ale to stwierdzenie przyniosło mu ulgę.

Notes:

Luna jest bazowana na moim psie, o tym samym imieniu. Oto jak wygląda:
https://i.postimg.cc/HW6JRD79/Lunka-2.jpg

Chapter 10: Okropieństwa Badań

Chapter Text

- Nie! Nie przeproszę! - postanowił Eclipse, odwracając wzrok od Luny. Gdyby mógł to by skrzyżował ramiona, ale z racji tego, że nie mógł się ruszać tylko strzepnął ogonem.

Luna przewróciła oczami ze zirytowaniem i zmarszczyła brwi.

- Eclipse, musisz! - krzyknęła.

- Nie - zaprzeczył Eclipse, obnażając kły. Właśnie wysłuchiwał pouczeń Luny, gdyż ugryzł doktora Bircha. Ugryzł to może za mocne słowo, bardziej dziabnął. Innymi słowy, zrobił to bardzo lekko, biorąc pod uwagę możliwości jego zębów. Niestety, człowiek tak tego nie odebrał. Od razu po tym wybiegł z wrzaskiem, wyzywając Eclipse'a od potworów i zwierząt laboratoryjnych. Eclipse'a nie obchodziła jego opinia, ale i tak irytowało go to jak był tutaj traktowany i że Birch od razu wezwał Lunę, by się z nim "uporała".

"Raczej by mnie zamęczyła wywodami" - doprecyzował w myślach darkling.

- Eclipse, ty...! - zaczęła ze złością Luna zaciskając pięści, ale Eclipse nie dał jej dokończyć.

- Błagam, jesteś psem, ty akurat powinnaś ze wszystkich najlepiej wiedzieć, że należy gryźć - splunął, wewnętrznie ciesząc się, że do umysłu roju wprowadzono podstawowe informacje na temat psów. Może nie mobiańskich, ale to było zawsze coś.

Eclipse usłyszał, jak Luna wzdycha zawiedziona, co uznał jako znak wygranej. Przez kilka minut suczka nie odzywała się, po czym uszczypnęła się w nasadę nosa, wzięła głęboki oddech i spojrzała na niego. Powaga lśniła w jej błękitnych oczach.

- Słuchaj, wiem, że nie chcesz tu być, ale gryzienie lekarza tylko pogorszy sytuację. Możesz chociaż mi powiedzieć, czemu to zrobiłeś? - powiedziała spokojnie Luna, a Eclipse spuścił wzrok.

"Ma rację...to może sprowadzić na mnie kłopoty...ale to nie była moja wina" - pomyślał, po czym poczuł, jak wyczekujące spojrzenie Luny pali jego skórę.

- Dotknął mnie znienacka, to był instynkt...- burknął Eclipse, teraz pragnąc się skulić.

Uszy Luny odchyliły się trochę i przykucnęła przed łóżkiem Eclipse'a, by być na poziomie jego oczu.

- Chcesz bym z nim pogadała? - zapytała cicho.

Eclipse spojrzał na swoje kończyny. To przez nie to wszystko się działo. Przez to, że nie mógł się ruszać stał się wyczulony na wszystko, bardziej agresywny i strachliwy. Wiedział, że nie może się bronić, co napełniało go jeszcze większym stresem i czujnością.

- Mhm - wymamrotał, zdołowany faktem, że jest skazany na łaskę istot o niższej randze, takich jak mobianie czy ludzie.

Luna wyszła z pomieszczenia, a Eclipse rozmyślał dalej.

"Miałem zdominować wszystkie inne istoty, miałem być elitą, Najwyższą Formą Kosmity...a teraz nie mogę się ruszać...teraz tkwię z wrogami w jednym miejscu, będąc na ich łasce" - rozpaczał, wgapiając się w podłogę.

"Dlaczego musiałem być taki naiwny!?" - zapytał sfrustrowany sam siebie, wciąż nie znając odpowiedzi. To pytanie nawiedzało go odkąd opuścił kometę, nawet jeśli myślał nad nim tyle razy, nawet jeśli wiedział, że jego rozmyślania nic nie zmienią. Wiedział, że nie cofnie czasu, mimo że bardzo tego pragnął. Wiedział, że jak będzie zły na siebie to nic nie pomoże, więc dlaczego wciąż się tak czuł?

Z rozmyślań wyrwał go skrzyp otwieranych drzwi, który spowodował, że podniósł wzrok, by zobaczyć kto idzie. Ku jego niezadowoleniu był to doktor Birch, który teraz miał na swojej lewej dłoni bandaż.

- Dobra, wytargujmy się, stworze - oświadczył doktor, a Eclipse przewrócił oczami na przezwisko. - Będę cię ostrzegał przed tym jak cię dotknę, ale jeśli jeszcze raz mnie ugryziesz, to ci założę kaganiec

- Zgoda - wycedził darkling w odpowiedzi, patrząc nieufnie na doktora. Nawet jeśli obiecał mu, że będzie go ostrzegał, nadal musiał być ostrożny.

Badania nie były przyjemne - czyli były takie, nawet gorsze niż Eclipse się spodziewał. Jego przestrzeń osobista była naruszana zbyt wiele razy, poza tym jak lekarz przemieszczał i chwytał jego kończyny sprawiało mu to ból. Syczał przy tym czasami, ale ogólnie starał się być cicho. Poza tym, jak próbował się odezwać, Birch mierzył go ostrzegawczym spojrzeniem, przez co darking obawiał się, że założy mu ten "kaganiec".

Kiedy te tortury dobiegły końca i Eclipse został wreszcie zostawiony w spokoju, darkling  odetchnął z ulgą. Chciał być sam, ale jednocześnie samotność go przerażała. Nienawidził ciszy, szczególnie w umyśle. To nie był jego żywioł, ale raczej nie miał prawa narzekać, gdyż była to jego wina.

Gdy tylko te myśli pojawiły się w umyśle Eclipse'a, darkling zapragnął jednak czyjegoś towarzystwa, jakiegoś bodźca, czegokolwiek, co by odwróciło jego uwagę od użaleń nad sobą. Wcześniej miał Dark Arms - a teraz ich nie ma. Nie umiał bez nich żyć. Część jego nadal myślała, że to wszystko koszmar i że się obudzi w legowisku pod dębem, tuż obok Dark Arms, ale wiedział, że to nie mógł być wytwór jego wyobraźni, jego wolności umysłu, gdyż ból, który odczuwał niemal cały czas, był prawdziwy.

Nagle, rozległ się dziwny, dość charakterystyczny dźwięk, przez który Eclipse zamarł i poczuł, jak łzy zbierają się w jego oczach.

- Rhygenta? - zapytał cicho, jakby niepewny i szybko odwrócił głowę w stronę, z której dochodził niedawny dźwięk.

I rozczarowanie ukuło go dogłębnie. Nie ujrzał Rhygenty jak pragnął, tylko jakiegoś Wispa, który przypominał wyglądem płomień ognia z trzema oczami i mackami.

- Eclipse - głos Luny spowodował, że omiótł suczkę (która przed chwilą weszła) jeszcze przez chwilę rozżalonym spojrzeniem.

- To jest mój Wisp i moja najlepsza przyjaciółka - zaczęła Luna, a jej wisp zaczął gruchać z zadowoleniem. - Nazywa się Redire

W oczach Eclipse'a pojawił się ból i tęsknota, gdy przyglądał się Redire.

"Gdzie są moje maleństwa...?" - zastanawiał się, rozpaczliwie pragnąc wiedzieć, czy jego Dark Arms w ogóle jeszcze żyją i czy są całe.

- Eclipse? Wszystko dobrze? - zapytała Luna zmartwionym głosem, a Eclipse zorientował się, że z jego oczu zaczynają wypływać łzy.

Darkling szybko zniżył głowę i usiłował wytrzeć łzy o prześcieradło, po czym spojrzał na suczkę niewzruszony.

- Ładnie...ehrm...ładnie ją nazwałaś - chrząknął Eclipse, udając jakby to, co wydarzyło się przed chwilą nie miało miejsca.

- Eclipse, widzę że coś jest nie tak - odparła niewzruszona Luna, krzyżując ramiona.

Eclipse odwrócił od niej wzrok, przeklinając siebie za nie kontrolowanie emocji.

Luna za to oparła się o ścianę, bacznie przyglądając się darklingowi, próbując sobie przypomnieć wszystko, co ujawniono jej o nim. Zrozumienie zalało ją niczym fala, przez co poderwała się i przykucnęła przed łóżkiem Eclipse'a.

- Tęsknisz za swoimi hybrydami Wispów? - spytała Luna, a Eclipse zamrugał zaskoczony i spojrzał na nią.

- Skąd wiesz o Dark Arms? - wycedził Eclipse z szokiem.

- Shadow zdradził mi kilka rzeczy o tobie - wytłumaczyła suczka, po czym dodała - Jak się nazywają?

Eclipse posłał Lunie podejrzliwe spojrzenie i obnażył kły. Nie rozumiał, czemu G.U.N. chciał tyle wiedzieć o jego maleństwach i niepokoiło go to. Co jeśli użyją tej wiedzy w jakimś złym celu? Czy jeśli nie odpowie na pytanie, to zaczną go torturować?

- To nie twoja sprawa - warknął. - Dlaczego w ogóle cię to obchodzi!? Dlaczego w ogóle mnie tu przetrzymujecie!? Czemu żeście mnie nie zabili?

Widząc strach i zranienie na twarzy Luny, Eclipse zaczął żałować swoich słów, choć nie wiedział czemu.

"Ona jest twoim wrogiem" - zbeształ sam siebie, łapiąc się na niewłaściwych emocjach.

- Bo chcemy ci pomóc

Odpowiedź Luny strasznie zaskoczyła Eclipse'a.

- Czemu!? - wybuchnął, nie zdoławszy się powstrzymać.

- Nie mogę tego zdradzić - odparła Luna. - Ale chyba mogę cię zapewnić, że nic ci nie zrobimy, chyba że nas do tego zmusisz

Eclipse wiedział, że coś jest nie tak. G.U.N. na pewno nie byłby tak wspaniałomyślny dla kogoś, kto próbował ukraść Główny Szmaragd, ukradł wahadłowiec, kilka razy rozprawiał się z Team Dark i próbował zniszczyć świat.

"Pewnie mają jakiś ukryty plan..." - pomyślał Eclipse. - "Tylko jeszcze nie wiem jaki"

Darkling czuł wewnętrznie, że będzie musiał współpracować z G.U.N. Nie miał niestety innego wyboru - w końcu nadal nie mógł się ruszać.

- Nazywają się Blurk, Cyzer, Cregal i Rhygenta... - powiedział wreszcie Eclipse, a uszy Luny podniosły się.

Na jej pysku rozciagniął się uśmiech i już otwierała usta, by coś powiedzieć, aż nagle...

Bzzt! Bzzt!

Eclipse zamrugał zaskoczony, gdy usłyszał bzyczenie. Luna też wydawała się zdzwiona, ale trwało to tylko chwilę, gdyż kilka sekund potem wyłączyła bzyczenie, które dochodziło z jej komunikatora.

- Muszę cię zabrać na rezonans - powiedziała, patrząc na Eclipse'a.

- Na co? - zapytał Eclipse, ale Luna nie odpowiedziała, tylko zaczęła pchać jego łóżko.

Nie spodziewając się tego, darkling wczepił pazury w prześcieradło i wyglądał jakby chciał wygiąć ciało w łuk i się zjeżyć. Miał wielką nadzieję, że obudowa łóżka zasłaniała go przed nachalnymi spojrzeniami ciekawskich ludzi.

Przez szpary w niskiej, metalowej obudowie łóżka widział, że jedzie wąskim korytarzem, przy którego brzegach były poustawiane krzesła.

- Nie!

Źrenice Eclipse'a zwęziły się, gdy usłyszał w umyśle desperackie wołanie Shadowa. Nie wiedział, gdzie jeż był, ale wiedział, że na pewno blisko, gdyż wyczuwał jego obecność przez łączę umysłowe.

Kiedy tylko został wwieziony do pokoju, zobaczył dużą rurę o grubych, białych ścianach, z której wychodziło łóżko, na którym siedział...

Oczy Eclipse'a rozszerzyły się, jak rozpoznał Shadowa. Jeż siedział tyłem do niego, widocznie zgarbiony. Obok niego stała biała nietoperzyca, która, z tego co Eclipse wiedział, nazywała się Rouge.

Kiedy tylko nietoperzyca zauważyła go, jej oczy zwęziły się i zaczęła coś gorączkowo szeptać Shadowowi do ucha. Uszy Shadowa na to podniosły się i jeż odwrócił głowę na tyle, by ujrzeć swojego przyrodniego brata. 

Eclipse zadrżał, gdy zobaczył, że futro na pysku Shadowa jest mokre, a jego szkarłatne oczy są przepełnione strachem.

"Co musiało się stać podczas tego badania, że Shadow jest taki roztrzęsiony?" - zastanawiał się darkling, przełykając ślinę. - "Czy ja też mam mieć to badanie?"

Już miał się spytać Shadowa co się stało, ale zanim zdążył to zrobić, Shadow wyszedł szybki krokiem wraz z Rouge.

"No cóż...miejmy nadzieję, że Luna mówiła prawdę o tym, że nic mi nie zrobią..." - pomyślał Eclipse, starając się nie panikować.

Chapter 11: Nawiedzająca Przeszłość

Chapter Text

Shadow szedł korytarzem ze skrzyżowanymi ramionami. Jego uszy były lekko odchylone, a wyraz twarzy ponury. Rouge dotrzymywała mu towarzystwa, nawet jeśli Shadow widział tylko jej plecy, bo jej kroki były szybsze.

Jeż nie był zadowolony z tego, co zaraz miało go spotkać. Rezonans. Nie chodziło o to, że nie lubił tego badania, ale irytowało go, że wszyscy ukrywali przed nim prawdziwy cel wykonywania tej czynności, który był oczywisty, biorąc pod uwagę okoliczności. Shadowowi wmawiano, że lekarze chcą skontrolować, czy nic mu się nie stało po byciu zombotem, ale to była słaba wymówka. Nawet jeśli lekarze mieli zamiar przeprowadzić pełną kontrolę jego ciała, Shadow wiedział, że najbardziej będą się skupiać na jego umyśle. On to czuł...a raczej po prostu wiedział.

Ostatnio ciągle słyszał szepty za swoimi plecami, szczególnie na stołówce i od Spider Troupe. Prawie nikt mu ostatnimi czasy nie ufał czy wierzył, czego miał pełną świadomość, gdyż sam to robił. Nie ufał już swoim decyzjom, Chaos, nie ufał sobie. I to wszystko przez decyzję przywiezienia Eclipse'a do G.U.N. Wciąż miał pewne wątpliwości czy to była właściwa decyzja, a złośliwości ze strony Andrewsa nie pomogły.

- Oh nie bądź taki ponury, rozchmurz się trochę przystojniaku! - obok Shadowa nagle rozległ się głos Rouge, a jeż dopiero zauważył, że nietoperzyca zwolniła, by dorównać mu kroku.

- Po co mi to badanie? - zapytał chłodno Shadow, choć znał odpowiedź. Chciał zobaczyć, jak jego partnerka z tego wybrnie.

Oczy Rouge zabłysły, a jej twarz przybrała zakłopotany wyraz; nie chciała okłamywać swojego partnera, ale niestety musiała.

- By zrobić ci rutynowe badanie po...po byciu zombotem oczywiście! - powiedziała z wymuszonym uśmiechem. Nawet jeśli była mistrzynią maskarady i nie miała problemów w kłamaniu, robienie tego najlepszemu przyjacielowi nie podobało się jej.

Shadow ją zmienił i ona to wiedziała. Wcześniej była samolubna i pragnęła tylko przeróżnych błyskotek i z zamiłowania do sztuk tajemnych pracowała dla G.U.N. Ale kiedy poznała Shadowa...cóż, może początek ich znajomości może nie był spektakularny, ale potem jak go znalazła w bazie Eggmana w stazie, wszystko się zaczęło. Poznała wtedy też Omegę. I właśnie stworzenie Team Dark zmieniło jej życie. Nauczyła się współpracy i siły drużyny. Wcześniej była tajną agentką, głównie do misji solo, a teraz była częścią Team Dark, swojej rodziny. Rouge musiała przyznać, że zależało jej na swoich partnerach, bardziej niż umiała wyrazić w prostych słowach. Shadow i Omega byli dla niej najważniejsi - nienawidziła, kiedy musiała ich okłamywać, nawet jeśli nie z własnej woli.

Shadow posłał jej pełne zwątpienia spojrzenie, wręcz jakby kpił z niej. Uszy Rouge lekko odchyliły się do tyłu, wbrew jej własnej woli. Zauważywszy jej skruchę, Shadow spuścił wzrok i westchnął.

- Wyczuwa... - Shadow nagle urwał, gdy jego uszy zaczęły piec, a on poczuł duży dyskomfort związany ze słowem, którego miał użyć. To słowo przywoływało nieprzyjemne wspomnienia z operacji Triage, rozgrywającej się na Nowej Czarnej Komecie...

- Domyślam się, Rouge - poprawił się, po czym spojrzał spokojnie, wręcz ciepło na nietoperzycę. - i sądzę również, że dostałaś rozkazy, by mi o tym nie mówić

Rouge sztywno kiwnęła głową.

- Słuchaj, wiem, że teraz jest ci ciężko - przerwała na chwilę, by spojrzeć na Shadowa z współczuciem. - Ale naprawdę, to nie oznacza, że Tower ci nie ufa, chce po prostu mieć pewność, że wszystko dobrze. Nie znamy możliwości Pana Nie-mogę-się-ruszać, dlatego to wszystko, by wykluczyć jakiekolwiek ewentualności

Shadow pozwolił sobie, by słowa i łagodny ton Rouge uspokoiły go. Wierzył jej. Chciał jej wierzyć.

- Dzięki - powiedział cicho, minimalnie uśmiechając się.

Nawet jeśli był to wręcz niemożliwy do zauważenia uśmiech, dla Rouge był to komplement. Shadow rzadko się uśmiechał, i jeszcze rzadziej ona była powodem jego uśmiechu.

Nagle, Rouge poczuła jak ręka Shadowa lekko muska jej dłoń, na co podniosła zdumiona wzrok na jeża.

W oczach Shadowa migotały dziwne iskry. Rouge za to otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale zamknęła je, gdy kontem oka dostrzegła lekarza czekającego przy otwartych drzwiach.

Słyszała, jak Shadow przełyka ślinę na widok lekarza - Rouge założyła, że biały fartuch człowieka kojarzy mu się z ARK.

Jednak ten strach nie przeszkodził jeżowi, by dumnie wszedł do gabinetu, a Rouge za nim.

Lekarze szybko wytłumaczyli Shadowowi, że ma leżeć nieruchomo i słuchać się poleceń, kazali mu również zdjąć buty. Shadow posłusznie zrobił to, zostawiając oczywiście inhibitory. Cieszył się, że nadal miał na nogach skarpetki by zasłaniały jego dwupalczaste stopy, które mogłyby przerazić lekarzy.

Potem, Shadow wskoczył na łóżko i położył się sztywno na plecach, tak jak mu kazano. Założono mu również coś na głowę w rodzaju hełmu, po czym Shadow już się znalazł w tubie.

Jeż poczuł, jak serce mu przyśpiesza, gdy całe jego otoczenie nagle stało się ciemnością, a on był otoczony ścianami. Nie miał klaustrofobii, ale nie lubił ciasnych pomieszczeń, szczególnie takich, które przypominały wyglądem tuby i...kapsuły.

Oczy Shadowa zwęziły się, gdy pomyślał o najgorszym - co jeśli G.U.N. przestało mu ufać i postanowiło go zahibernować...znowu?

Ta myśl napełniła go paniką.

- Nie! - zaczął krzyczeć jak opętany.

- Nie...nie...wypuście...proszę...nie...dajcie...wypuście!!

Zaczął wierzgać kończynami, próbując się uwolnić. Czuł, jak wymaginowany gaz usypiający atakuje jego nozdrza i zmusza go do zamknięcia oczu.

- Nie! - wrzasnął i zaczął się szamotać dalej. Udało mu się pozbyć hełmu, lecz nie umiał wyjść ze swojego grubościennego więzienia. Był zbyt spanikowany i zdeterminowany, by pamiętać, z której strony wjechał do tuby.

....

Rouge miała już wyjść z pokoju, aż nagle usłyszała stłumiony krzyk dochodzący z tuby, za pomocą której wykonywano badanie.

- Nie!

Rouge widziała, jak lekarze patrzą po sobie za szybą i gorączkowo rozmawiają.

Zaraz do wrażliwych uszu nietoperzycy doszły kolejne krzyki, wręcz kwilenie.

- ...Nie...nie...wypuście...proszę...nie...dajcie...wypuście!!

Mimo że był to tylko bełkot, Rouge rozpoznała głos Shadowa i zaczęła się o niego bać. Coś musiało się stać.

Strach o przyjaciela narastał w niej, gdy usłyszała, jak Shadow kopie od środka tubę, próbując wyjść....i wtedy zrozumiała.

- Tuba wygląda jak kapsuła... - wymamrotała do siebie, po czym podbiegła do szyby, za którą siedzieli lekarze i zaczęła w nią pukać.

- Musicie go wypuścić! - zaskowyczała, wskazując na tubę. - On się boi, wypuście go! Teraz!

Lekarze wyraźnie zrozumieli, gdyż wymienili spojrzenia i jeden z nich uderzył coś przy komputerze, a drugi wybiegł i po kilku sekundach był obok Rouge.

Z tuby zaczęło wyjeżdżać łóżko, na którym leżał Shadow, a raczej kolczasta, czarno-czerwona, trzęsącą się kulka.

Serce Rouge ścisnęło się, gdy zobaczyła stan przyjaciela. Uszy jeża leżały płasko na czaszce, a on wyglądał, jakby nie mógł złapać oddechu. Łzy wylatywały mu z oczu, a jego źrenice były zwężone do granicy swoich możliwości z powodu strachu. Leżał skulony i strasznie trząsł się; Rouge nigdy nie widziała go w takim stanie.

- Ma atak paniki - powiedział lekarz po czym zaczął przyglądać się jeżu i spokojnie oświadczył - Zamierzam cię dotknąć

Brwi Shadowa wygięły się do góry i wyglądał na jeszcze bardziej przerażonego niż wcześniej. Kiedy lekarz go dotknął, on coś wybełkotał i usiłował się odsunąć.

Rouge zablokowała ręką dojście do Shadowa lekarzowi, na co ten spojrzał na nią zdziwiony.

- On się boi, a widok człowieka na pewno go nie uspokoi - powiedziała, po czym jej wzrok spoważniał. - Ja to zrobię

Lekarz z tą samą powagą kiwnął głową i odszedł od jeża, by ten widział go, a zarazem wiedział, że jest za daleko, by coś mu zrobić.

- Shadow - zaczęła cicho Rouge, drżącym głosem. Ucho Shadowa minimalnie poruszyło się na dźwięk jej głosu.

- Zamierzam cię dotknąć - powiedziała Rouge, a wzrok Shadowa spoczął na niej. Nietoperzyca uznała to za znak, że jeż ją słyszy, więc delikatnie złapała go za rękę.

- Wszystko jest dobrze, już po wszystkim - próbowała go uspokoić, ale to nie pomogło. Jedyne co mogła stwierdzić, to to, że Shadow wciąż nie może złapać oddechu.

- Oddychaj Shadow... - powiedziała Rouge i zademonstrowała, biorąc przesadny oddech - Wdech...i...wydech

Jeż wyraźnie sobie nie radził z tym, więc Rouge ścisnęła jego rękę troszkę mocniej i zaczęła głaskać jego boczne kolce.

- Spróbuj ze mną - poradziła, chwytając drugą dłoń Shadowa. - Wdech...i...wydech

Shadow spróbował razem z nią, ale wyszedł mu jedynie zduszony szloch.

- Dobrze ci idzie, próbuj dalej - pochwaliła go Rouge i wzięła kolejny, przesadny oddech. Shadow spróbował razem z nią i z każdym oddechem szło mu coraz lepiej. Rouge nie wiedziała po ilu minutach Shadow zaczął oddychać normalnie i przestał się trząść. Dla niej czas nie miał wtedy znaczenia, najważniejszy był jej partner.

- Dziękuję... - sapnął Shadow, jego głos brzmiał jak świst wiatru.

Rouge uśmiechnęła się.

- Nie ma za co - odpowiedziała cała rozpromieniona.

Shadow za to podniósł się, by usiąść plecami do niej bez słowa, co lekko ją zdziwiło.

- Shadow? - zapytała cicho i usłyszała, jak jeż pociąga nosem. To zmotywowało ją, by usiąść obok Shadowa. Najwyższa Forma Życia widocznie był zdołowany, choć może bardziej roztrzęsiony po tym, co się przed chwilą stało.

- Przepraszam... - powiedział półszeptem jeż. - Po prostu...

Rouge nie dała mu dokończyć.

- Wiem - wyszeptała.

Shadow spojrzał na nią z ulgą i powolnie wstał z łóżka, by dojść do swoich butów i założyć je. Jednak nadal mu się kręciło w głowie po ataku paniki, więc jak schylił się po buty, zaczął się chwiać.

- Shadow! - zawołała Rouge i zerwała się, by asekurować Shadowa. Złapała go w idealnym momencie i pomogła mu wrócić na łóżko, po czym przyniosła mu buty, by ten mógł je założyć.

- To ahem... - Rouge i Shadow obrócili głowę w stronę lekarza, gdy ten chrząknął. - kiedy możemy powtórzyć badanie?

- Nie! - zaprzeczył od razu Shadow i słyszał w umyśle echo swojej odpowiedzi, jakby doszła ona do Umysłu Roju. Ale jeż nie zwrócił na to zbytnio uwagi, był bardziej skupiony na lekarzu. Człowiek widocznie chciał się wykłócać, ale zanim Shadow zdążył znowu coś krzyknąć, Rouge położyła mu rękę na kolanie.

- Wiem, że nie chcesz, ale chyba nie uda się od tego wywinąć - powiedziała mu cicho - Może powiedz, że się zastanowisz. Oczywiście nikt nie powiedział, że to zrobisz

Na jej ustach pojawił się chytry uśmieszek, ale natychmiast opadł, gdy zauważyła, że do pokoju wchodzi Luna, pchając przed sobą łóżko. Oczy Rouge zwęziły się, gdy ujrzała Eclipse'a leżącego na łóżku.

- Lepiej się odwróć, ktoś przyszedł- wyszeptała gorączkowo do ucha Shadowa.

Uszy Shadowa postawiły się na sztorc, podczas gdy on spojrzał za siebie i spotkał złote, ciekawskie spojrzenie swojego przyrodniego brata, które w ułamku sekundy zmieniło się na przerażone. Jeż przypuszczał, że darkling zauważył jego zdruzgotanie.

- Idziemy - wyszeptał do Rouge i szybko wstał, tym razem się nie chwiejąc. Nietoperzyca deptała mu po piętach i oboje szybko opuścili salę.

Shadow nie wiedział dokładnie czemu tak szybko zapragnął wyjść, przypuszczał, że nie był psychicznie gotowy na kolejną kłótnię z Eclipsem. Lecz nadal myślał nad tym, jak Eclipse na niego spojrzał, gdy go mijał. Czuł od niego zmartwienie i wręcz chęć zapytania się o jego stan.

Shadow szybko pokręcił głową. Miał zapewne omamy po ataku paniki, niemożliwe, by jego przyrodni brat się o niego martwił...prawda?

Chapter 12: Misja Luny

Chapter Text

- Mogę się dosiąść? - zapytała Luna, podchodząc do wolnego miejsca przy stole. W jednej ręce miała talerz ze schabowym, surówką, ziemniakami, widelcem i nożem, a w drugiej ręce trzymała szklankę z kompotem.

W jej oczach błysnęło zaniepokojenie i łagodna irytacja, gdy osoba do której mówiła, Shadow, nie odezwał się. Jego ucho poruszyło się, ale on nawet nie spojrzał na Lunę, tylko dalej jadł.

- Shadow - powiedziała głośniej i jakby poważniej, ale on nadal nie odpowiedział.

- Mobius do Shadowa - jęknęła z irytacją Luna, a uszy Shadowa postawiły się na sztorc i w końcu przestał jeść.

- Co? - spytał cicho, jakby nieobecny.

Cała irytacja spłynęła z Luny, gdy zobaczyła zmęczony wyraz twarzy jeża. Coś wyraźnie go dręczyło - Luna domyślała się, że mogło mieć to związek z tym, co stało się podczas rezonansu. Nie znała szczegółów, ale nadal pamiętała to zrozpaczone, pełne strachu spojrzenie, którym obdarzał podłogę jak ją mijał.

- Mogę usiąść obok? - zapytała spokojnie Luna.

Shadow spojrzał na miejsce obok siebie, jakby nieświadomy, że jest puste. Jego spojrzenie potem przeniosło się z powrotem na Lunę.

- Tak - powiedział cicho i obserwował, jak Luna siada, po czym kontynuował jedzenie schabowego.

Luna nie mogła powstrzymać zmartwienia, które ją zalało.

- Trzymasz się? - powiedziała półszeptem, wiedząc podświadomie, że jeż prawdopodobnie odrzuci jej troskę, pragnąc samotności. Ten jednak podniósł wzrok znad jedzenia i przestał na chwilę przeżuwać, po czym wreszcie przełknął i spojrzał na suczkę.

- Jest w porządku - wymamrotał.

Luna nie spuściła z niego wzroku, nawet jak on ponownie się skupił na posiłku. Czuła, że jeż jest z nią nie szczery i nie chciała być wścibska, ale ciekawość zbyt bardzo ją paliła.

- Co się stało podczas rezonansu? - zapytała w końcu.

Shadow upuścił widelec i zaczął się rozglądać, jakby sprawdzał czy ktoś go usłyszy. Kiedy omiótł wzrokiem już całą stołówkę, rozluźnił się i spojrzał na Lunę.

- Tuba wyglądała jak kapsuła - powiedział Shadow przyciszonym tonem i wziął łyk kompotu, pragnąc uciec od tematu.

Luna nie wypytywała go więcej, tylko próbowała rozszyfrować jego słowa.  Zaczęła kroić swojego schabowego w głębokim zamyśleniu, aż nagle zrozumiała i znieruchomiała na chwilę.

- Jak kapsuła hibernacyjna? - wyszeptała dla potwierdzenia, a Shadow zastygł w bezruchu i w końcu kiwnął głową.

Luna postanowiła nie drążyć już tego tematu, z uwagi na to, jak bardzo był drażliwy. Mogłaby się dopytać Rouge co się stało...właśnie, gdzie była nietoperzyca? Suczka zaczęła się rozglądać i spostrzegła, że łowczyni skarbów nie ma po drugiej stronie Shadowa, ani ogólnie przy stole, czy na stołówce.

- Gdzie jest Rouge? - zapytała Luna z nutą zdziwienia w głosie.

- Musiała skończyć jeszcze jakieś raporty o zombotach - odparł Shadow, wkładając do ust kolejny kawałek schabowego. - powiedziała, że przyjdzie jak skończy

Luna już się nie odezwała, tylko zniżyła głowę i zaczęła jeść.

- Jak w ogóle radzisz sobie ze swoim podopiecznym? - zapytał nagle Shadow, a Luna posłała mu zdziwione spojrzenie.

- W sensie? - wymamrotała Luna z pełnymi ustami.

- Czy ci grozi, czy się ciebie słucha - doprecyzował jeż, widocznie niepewny, czy chce wiedzieć. Widać było, że to pytanie nurtowało go zbyt bardzo, by go nie zadać oraz pragnął zmiany tematu i zakończenia niezręcznej ciszy.

Luna przełknęła, po czym zaczęła rozmyślać nad odpowiedzią.

- Nie grozi mi i w sumie się słucha - stwierdziła w końcu. - Może i jest trochę oschły, nawet wydaje się groźny, ale wydaje mi się, że po prostu się boi. Ugryzł nawet lekarza, ale nic poza tym

Shadow zaczął się krztusić, po czym jego ciałem wstrząsnął mocny kaszel, który spowodował, że jego gardło opuścił kawałek jedzenia, który mu przeszkadzał. Jeż po tym jęknął i wziął szybko duży łyk kompotu, by napój ukoił jego ból gardła.

- Ale nie do kości? Lekarz się nie skarżył na żadne niepokojące objawy? - upewniał się.

Luna pokręciła spokojnie głową.

- Nie, to było tylko małe kąśnięcie, a lekarz nie skarżył się na nic więcej - powiedziała spokojnie, po czym dodała poważniej - a czemu pytasz? Sądzisz, że on jest jadowity?

Shadow wzruszył ramionami.

- Nie jestem pewien - stwierdził szczerze jeż. - Nie sądzę, by był, ale nie wykluczam takiej opcji

Suczka kiwnęła głową, przyswajając powoli tą informację. Była pewna, że dr Birch się na nic nie skarżył, oczywiście nie licząc samej sytuacji.

- Ahem!

Uszy Luny i Shadowa podniosły się, gdy obok nich rozległo się chrząkniecie. Oboje spojrzeli w stronę źródła dźwięku i ujrzeli człowieka w białym fartuchu, mierzącego ich znudzonym spojrzeniem.

- Oto wyniki badań - powiedział lekarz i wręczył Lunie kilka kartek spiętych ze sobą spinaczem. Luna była zaskoczona ilością kartek, biorąc pod uwagę, że wszelkie istotniejsze badania Eclipse przechodził nie tak dawno temu.

- Dziękuję - wycedziła Luna i lekarz odszedł. Gdy człowiek to zrobił, Shadow od razu przysunął się do suczki, by być wstanie odczytać druk na kartce.

Luna za to uniosła brew ze zdziwienia, gdy skończyła czytać pierwsza kartkę. Zanim jednak zdążyła się odezwać i wyrazić swe zaskoczenie, Shadow ją ubiegł.

- Miałem rację - wymamrotał, po czym jego szkarłatne oczy przesunęły się ku Lunie i kontynuował przyciszonym głosem. - Zakładałem, że Eclipse ma w sobie płynny metal, nic dziwnego, że rezonans się nie udał, gdyż lekarze nie mogli dopasować częstotliwości

Luna zaczęła kiwać ze zrozumieniem głową.

- Tylko skąd ten płynny metal? - spytała.

Źrenice Shadowa zwęziły się, po czym jeż omiótł nieufnym spojrzeniem otoczenie (najdłużej wpatrywał się w Spider Troupe siedzącą nieopodal, która niedawno przyszła) i pokręcił głową.

- Powiem ci potem - burknął, a Luna skinęła głową i zaczęła dalej czytać.

Nagle, z gardła suczki uciekło ciche, urwane westchnienie zaskoczenia i wręcz przerażenia.

Shadow posłał jej pytające spojrzenie, a ona zasłoniła jedną ręką usta i drżącym palcem drugiej ręki wskazała linijkę tekstu:

PODEJRZENIE DEPRESJI

Oczy jeża rozszerzyły się z zaskoczenia, gdy ją przeczytał.

- Co? - wybełkotał. - Dlaczego?

Luna zaczęła skanować kartkę wzrokiem ponownie, w jej błękitnych oczach błyszczało zmartwienie.

- Przez podwyższony kortyzol i zachowanie - wyszeptała.

Shadow odwrócił od niej wzrok i zaczął się gapić w swój talerz. Głośne bicie jego serca było jedynym dźwiękiem wypełniającym jego uszy.

"Depresja?" - powtórzył w myślach.

Nie wiedział do końca co czuł - zdumienie, zmieszanie czy...strach? Z pewnością był oszołomiony, w końcu niedawno doszedł do wniosku, jak jego przyrodni brat jest rozwinięty emocjonalnie.

Że codziennie walczę z tą planetą, ze wszystkim nawet ze samym sobą!?

Po raz kolejny słowa Eclipse'a wypowiedziane podczas ich walki pomiędzy sobą i zombotami rozbrzmiały w głowie jeża. Teraz rozumiał - darkling nie obwiniał za swą porażkę tylko jego, obwiniał również - a raczej szczególnie - siebie. Przecież podczas swojego załamania z tego czasu, Eclipse sam wspomniał, że wszystko jest nie winą Shadowa, ale jego. Jego własną winą. Shadow nigdy nie spodziewał się usłyszeć tych słów od takiego potwora, jak Eclipse.

Chociaż...on nie był potworem - on zbłądził. Eclipse zbłądził, tak jak kiedyś jego starszy przyrodni brat. Był wychowywany tak, by wypełnić cel swojego istnienia - tak samo jak Shadow. Oboje zawiedli i obwiniali za to siebie (choć Shadow mniej) i świat. Jeż nadal nie umiał pojąć tego wszystkiego.

Kilka szczerych do bólu wypowiedzi Eclipse'a wywróciło całą opinię jeża na temat darklinga do góry nogami. Zamiast zadawać sobie pytanie 'co on może zniszczyć?' zastanawiał się jaki Eclipse jest naprawdę i jak on musiał się czuć wtedy. Odebrano mu cel, rodzinę, dom, wszystko co znał i było dla niego ważne w jednym momencie. Gdyby podjął inaczej jedną decyzję - do tego wszystkiego by nie doszło.

I po tym wydarzeniu co go kompletnie złamało, został sam. A raczej skazany na wczesne przewodnictwo, może nawet i ojcostwo. Był przewodnikiem i opiekunem, mimo że sam kogoś takiego potrzebował. Robił wszystko co mógł, ale to wciąż było za mało. I Shadow znał to ostatnie uczucie strasznie dobrze. Nie mógł pokonać Eclipse'a, bo nie miał swoich mocy Chaosu, ale po raz pierwszy tego...nie żałował? Cieszył się z tego?

Nie umiał stwierdzić, czy jest szalony myśląc w ten sposób. Spędził tyle miesięcy próbując pokonać Eclipse'a, tylko po to, by w końcu oszczędzić go, mimo że mógłby go spokojnie wykończyć.

Czy zawiódł w ten sposób w ochronie świata, którą przysiągł? Czy złamał obietnicę? Nie umiał tego stwierdzić w 100%, ale skłaniał się ku zaprzeczeniu. Przysiągł profesorowi, by chronić świat - ale przecież wprowadzając Eclipse'a na dobrą ścieżkę nadal to robi, przecież eliminuje zagrożenie dla świata. Poza tym, Maria zapewne byłaby uszczęśliwiona tym, że dał Eclipse'owi druga szansę. Nawet jeśli nazwała Death Leech "istotą bez serca", nadal byłaby zadowolona. Po raz pierwszy Shadow odważył się stwierdzić, że Eclipse ma serce - gdyby nie miał, jakim prawem by tak rozpaczał po rzekomej stracie Dark Arms? Jakim prawem posyłał Shadowowi spojrzenie, jakby błagał o śmierć? To obudziło coś w Shadowie, coś co Maria w nim zaszczepiła - współczucie i próbę zrozumienia innych.

Ta wiadomość o podejrzeniu depresji u Eclipse'a znów wzbudzała w Shadowie te same uczucia, przez co zarazem stawał się coraz bardziej świadomy stanu psychicznego Eclipse'a. Teraz przecież było jeszcze gorzej dla młodego darklinga - nie mógł się ruszać i był otoczony osobami, którym nie ufał, a do tego był sam. Słyszał również ciszę w umyśle, co dla Shadowa było normalną rzeczą, a dla Eclipse'a było to zapewne nienaturalne i potęgujące jego przerażenie.

- Shadow! Słyszysz mnie?!

Shadow zamrugał zaskoczony, gdy usłyszał wreszcie nawoływania Luny, które przebiły się przez jego rozmyślania. Poczuł irytację, że po raz enty tego dnia odpłynął, ale starał się ją stłumić, by Luna nie pomyślała, że coś się stało.

- Muszę iść - powiedział szybko Shadow i zerwał się z miejsca, po czym podszedł odłożyć talerz.

- Czekaj! - zawołała za nim Luna, gdy mijał ją w drodze do wyjścia. Ten posłusznie zatrzymał się, a ona wstała i powiedziała mu do ucha.

- Powinieneś go odwiedzić

Źrenice Shadowa zwęziły się, podczas gdy on sztywno kiwnął głową i wyszedł ze stołówki. Luna miała rację - powinien odwiedzić Eclipse'a, ale nie wiedział, czy będzie w stanie i czy nie przestraszy bardziej darklinga, zamiast mu pomóc.

Chapter 13: Brak Nadzei

Chapter Text

Eclipse leżał na plecach, wgapiając się w sufit. Jego spojrzenie i wyraz twarzy wyrażały udrękę, znudzenie i irytację. Starał się pozostać nieruchomo podczas kolejnego badania, nie reagując na zimno żelu, który na niego nakładano.

Domyślał się, że już połowa badania za nim, gdyż lekarze już obsmarowali całe jego nogi (oczywiście potem wytarli żel ręcznikiem papierowym) i kończyli nakładać żel na jego brzuch. Eclipse nie rozumiał sensu tego wszystkiego - w czym miałoby pomóc nakładanie na niego żelu i jechaniu po nim jakimś dziwnym urządzeniem? Nie sądził, że miało go to wyleczyć.

Zęby darklinga zacisnęły się, a on powstrzymał się od warknięcia na tą myśl. Już był od kilkunastu dni w G.U.N. i tracił rachubę, jeśli chodzi o liczbę badań. Po prostu tego nie rozumiał, co go frustrowało. Luna mówiła, że chcą mu pomóc i Eclipse jej wierzył. Jasne, nadal z tyłu głowy miał pesymistyczne myśli, że podczas badania coś zostanie mu wstrzyknięte, ale na szczęście nie zauważył u siebie żadnych niepokojących objawów.

Nie rozumiał nadal po co to wszystko. Czy G.U.N. naprawdę zamierzało go wyleczyć, czy po prostu chcą go zbadać? A jeśli to pierwsza opcja, to czemu? Tego elementu brakowało mu w układance myślowej tego wszystkiego. Nadal nie rozumiał dlaczego żołnierze mu pomagają, dlaczego go nie zabili, dlaczego go nie wsadzili do celi...dlaczego nie zrobili czegokolwiek, by wydobyć z niego informacje, czy zadać mu ból. Nadal wszystko to było dla niego zagadką, której nie umiał rozwiązać, mimo że bardzo chciał.

Cały czas czuł napięcie w środku, co go też zaczynało irytować. Gdyby mógł, podskakiwałby na każdy dźwięk, każdy szmer, gdyż nagle wszystko go stresowało, nie mówiąc już o ludziach. Ciągle myślał, że doktor Birch kiedyś mu coś wstrzyknie albo zrobi i dokładnie skanował wzrokiem każdą osobę, którą widział. Przy Lunie czuł się najbardziej komfortowo, nie wiedział dokładnie czemu, ale po prostu tak było. Przypuszczał, że może to być przez to, że suczka była jedną z nielicznych osób, które traktowały go jak kogoś, a nie coś. Nawet przestała przychodzić do niego ze swoim Wispem, by go nie zasmucać.

Był również jeden człowiek, które przyprawiał go dreszcze. Nie znał jego imienia, ale pamiętał jego wygląd - niski mężczyzna z długim nosem i rudobrązowym, gęstym futrem na brodzie, bądź po prostu włosiem. Eclipse nadal pamiętał jak jeden raz wieczorem przyszedł do jego pokoju, mierząc go chłodnym, złaknionym spojrzeniem drapieżnika, które zmroziło mu krew w żyłach. W ciemności darkling głównie widział zarys jego sylwetki, ale jego wyostrzony wzrok wyłapał nawet niektóre szczegóły ubioru. Mężczyzna miał biały fartuch i przeraźliwie lśniące, czerwone szkło zamontowane przy lewym oku, zasłaniając je częściowo.

Przez plecy Eclipse'a przeszły ciarki na wspomnienie tego wieczora. Doskonale pamiętał, jak tamten człowiek zaczął się do niego zbliżać, wydając siebie zadowolone chrząkniecia, brzmiące niczym okrutny, diabelski chichot. Do tego trzymał coś w ręku, jakby pojemnik z długą, połyskującą, cienką igłą na końcu. Eclipse nie wiedział, co chciał z tym zrobić, ale na szczęście człowiek został spłoszony przez nagły ruch na zewnątrz.

"Przestań" - Eclipse zganił siebie samego w myślach, na myśl o tym, że bał się człowieka. To było według niego niedorzeczne, wręcz niedopuszczalne zachowanie. Prawda, opadł na dno, ale nie aż tak, by się bać człowieka. Choć jego podświadomość wydawała się ignorować to postanowienie.

Eclipse nagle zapragnął powrotu do starych czasów, kiedy wszystko miało sens, nawet do czasów, gdy był zbiegiem. Oddałby wszystko, by przekonać się czy z jego maleństwami wszystko w porządku, nawet jeśli by się dowiedział, że nie żyją - chciał po prostu wiedzieć. Kolejna niepewność niszczyła go od środka.

Darkling był świadomy tego, że jego rozmyślania prowadzą do kolejnych, dobrze już mu znanych stanów depresyjnych, więc skupił swoją uwagę na lekarzach. Właśnie byli w trakcie obsmarowywania jego prawej ręki, jednocześnie ścierając żel z jego lewego ramienia.

Starał się skupić na tym co robią, ale leżał płasko, więc niestety nie mógł patrzeć bezpośrednio na nakładany na niego żel, mógł jedynie przyglądać się ludziom, czego nie miał zamiaru robić. Miał już dość widoku ludzi w białych fartuchach słynących z wielokrotnego naruszania jego nietykalności, zwanych powszechnie lekarzami.

Chętnie by podniósł głowę, zmienił pozycję, ale nie mógł. I to była kolejna rzecz, która go drażniła.

"A co jeśli zostanę taki na zawsze?" - Eclipse zamarł, gdy myśl przebiegła mu przez umysł, zanim zdążył ją powstrzymać.

Nie wiedział jak zwalczyć te wątpliwości i przez to poczuł, jak wzrasta w nim panika. A co jeśli tyle badań jest mu robionych, bo nie umieją go wyleczyć? Może problem jest w nim, jak zawsze? Może zawsze był utrapieniem, uciążliwym dzieckiem?

Nie umiał walczyć z tymi myślami, nie wiedział jak. Wcześniej wiedział kim jest - najpierw  elitą Black Arms, potem opiekunem i przewodnikiem Dark Arms, a teraz?

"Nie, nie, nie!" - jęczał sam do siebie, czując coraz większy strach. Musiał znaleźć jakiś cel, by się z tego uwolnić, coś co mu pozostało. Dark Arms! Dark Arms przecież nadal mogły żyć i zapewne potrzebują pomocy. I właśnie to napełniło go nowym przypływem determinacji, która stłumiła jego strach. Musiał przetrwać - dla Dark Arms. Powinien mieć nadzieję, że da radę - dla Dark Arms.

Potem, skupił sie na uspokojeniu się. Odetchnął głęboko i zamknął oczy. Starał się myśleć o swich maleństwach, o tym jak za nimi tęskni i jak jego pozytywne nastawienie pomoże mu w przetrwaniu.

- Eclipse? - głos Luny wyrwał Eclipse'a z rozmyślań. W głębi siebie, darkling poczuł ulgę zdając sobie sprawę z obecności suczki, gdyż wiedział, że ona na pewno odwróci jego uwagę od dołujących myśli.

- Hm? - mruknął Eclipse, otwierając oczy. - Już po badaniu?

- Tak - odparła suczka, po czym dodała trochę łagodniej. - Nic cię nie bolało, prawda?

Policzki darklinga zapłonęły zielonym rumieńcem, gdy ten poczuł się zażenowany przez swoją słabość.

"Jestem Najwyższą Formą Kosmity, a nie jakąś larwą!' - warknął w myślach, po czym syknął niezadowolony. Musiał pokazać Lunie kim jest i że nadal jest silny.

Kierując się tą myślą, Eclipse zebrał całą swoją siłę i postarał się sam przewrócić na brzuch.
Jakoś dał radę się unieść, ale potem jego ręce zaczęły drżeć z bólu, a mięśnie wołać do niego o pomstę, przez co zamarł, podpierając tylko ugiętymi rękami.

- Urghh - zaczął jęczeć, już nie mogąc wytrzymać.

- Eclipse! - zawołała Luna, jakby dopiero teraz zauważyła co robi darkling.

Eclipse wydał z siebie rozpaczliwy krzyk, przeklinając swoją słabość, podczas gdy Luna ostrożnie powróciła go to poprzedniej pozycji i obróciła go tak, by leżał na brzuchu.

Gdy skończyła, on tylko westchnął zawiedziony i wyraził swoje niezadowolenie smagnięciem ogona. Zanim jednak zdążył coś powiedzieć, Luna chwyciła pudełko, które wcześniej szybko upuściła wraz z miską, gdy darkling potrzebował pomocy.

Eclipse obserwował z zaciekawieniem co robi, tylko po to by zobaczyć pudełko leżące przed nim. Bezzwłocznie zaczął je obwąchiwać, a jego oczy rozszerzyły się, gdy wyczuł zapach mięsa. Trochę go to zdziwiło, gdyż karton przed nim nie wyglądał jak mięso, mimo że nim pachniał.

Darkling wzruszył na to ramionami (czego pożałował, gdyż spowodowało to ból), wystawił język i liznął lekko pudełko. Starał się nie wydać z siebie jęku odrazy, gdy poczuł jedynie tekturowy smak, niespodziewany smak.

"Może powinienem to otworzyć?" - zapytał samego siebie w myślach i stwierdził, że sprónuje. Cóż, spróbuje to może za mocne słowo na to, gdyż wciąż nie mógł się ruszać.

Ze zirytowaniem wymalowanym na twarzy, Eclipse spojrzał wymownie na Lunę, lecz dopiero teraz spostrzegł, że suczka powstrzymuje się od śmiechu.

- Pu...pudełko nie jest jadalne tak w ogóle - wysapała, rozbawienie lśnło w jej oczach.

Eclipse znowu poczuł się strasznie zażenowany jak kilka chwil wcześniej. Zieleniąc się ze złości, posłał Lunie mordercze spojrzenie, gdy ta otworzyła pudełko.

Cała irytacja opuściła Eclipse'a, gdy ujrzał kawałek mięsa otoczonego w całości chrupiącą, ruodbrązową panierką. Leżał na białym, papierowym okręgu pokrytym tłuszczem, który wydzielał słaby, ale również kuszący aromat.

Eclipse poczuł jak z ust mu spływa ślina. Nie pamiętał kiedy jadł coś normalnego i kto wie, może jeśli to mu zasmakuje, to przestanie ślinić się na widok ludzi i mobianów.

- Czy to jest bogate w białko? - chciał się upewnić, wpatrując się błogim spojrzeniem w jedzenie.

- Tak..? - odpowiedziała mu Luna, zdziwiona tym pytaniem.

Eclipse chwycił zębami kawałek mięsa i przysunął go bliżej do siebie, po czym odgryzł niemal połowę. Gdy ten niebiański dla niego smak zalał jego kubki smakowe, pozwolił sobie wydać odgłos zadowolenia. Szybkimi kęsami zjadł pozostały kawałek i smutnym wzrokiem zaczął się wpatrywać w pustkę na papierowym kole, który przed sekundą skończył wylizywać.

- Jak to się w ogóle nazywa? - zapytał Eclipse, oblizując wargi.

- Kotlet - odpowiedziała Luna.

Eclipse kiwnął głową, przyswajając tą nazwę. Był również ciekaw, ile jeszcze jest takiego pysznego jedzenia na tej planecie.

"Może ta planeta nie jest taka zła" - pomyślał, ale szybko stłumił tę myśl i zganił się wewnętrznie za nią. Nie mógł zapomnieć, ile ta planeta wyrządziła mu wcześniej krzywdy.

Jego rozmyślania zostały przerwane, przez nagły ból w jego żołądku i narastającą gulą w gardle.

"Nie, nie, nie..." - panikował w myślach. - "Nie znowu..."

Niestety, jego błagania nic nie dały i poczuł jak jedzenie podchodzi mu do gardła, coraz bliżej do jego jamy ustnej. Jego oddech przyspieszył i zmieszał się z jękami oraz warknięciami.

Luna przyglądała się darklingowi ze zdziwieniem, po czym jej oczy błysnęły zrozumieniem. Szybkim ruchem schyliła się, chwyciła miskę z podłogi i podłożyła ją pod pysk Eclipse'a.

Zanim zdążyła cokolwiek więcej zrobić, Eclipse pochylił się nad miską i zwrócił kotleta, odrobinę kwasu żołądkowego i płynny metal. Tak jak za pierwszym razem gdy wymiotował, jego głowa opadła znów na łóżko, a jego boki zaczęły falować w rytmie jego ciężkich, chrapliwych oddechów.

- Wody... - wycharczał słabo i przez to, że Luna nie podała mu jeszcze tego, o co błagał, dodał. - Proszę...

W końcu, poczuł jak ręka Luny wślizguje się pod jego głowę i trochę podnosi ją, podczas gdy druga trzyma plastikowy kubek pod takim kątem, by jego zawartość wpłynęła prosto na jego język.

Eclipse poczuł, jak wraz z wodą zalewającą jego gardło, zalewa go również ulga, która szybko zmieniła się w frustrację. Gdy tylko Luna odeszła od Eclipse'a, ten pozwolił sobie na zmarszczenie brwi.

- Ile jeszcze będzie to trwać? - burknął, wpatrując się w cienką, brudnawą pościel, na której leżał.

Luna usiadła obok niego na łóżku i posłała mu pytające spojrzenie.

- Co będzie trwać? - spytała.

- To wszystko! - wybuchnął Eclipse. - Te bezsensowne tortury, ta moja słabość! Samotność! Pokuta za mo--

Urwał, gdy stwierdził, że zaczyna go ponosić, po czym wbił wzrok ponownie w materiał pod nim. W jego złotych oczach błyszczała udręka, bezsilność i nienawiść.

- Jestem już tu Chaos wie ile i nie polepszyło mi się ani trochę - westchnął zawiedziony.

Luna posłała mu smutne spojrzenie, a darkling o dziwo nie poczuł odrazy, gdy ujrzał cień współczucia i troski w jej oczach.

- Eclipse - głos Luny był łagodny. - Badania wymagają czasu i to nie one mają cię uleczyć. One mają pomóc lekarzom dojść do tego, co ci dolega i jak mają ci pomóc. Dopiero wte..

Nagle, rozległ się skrzyp otwieranych drzwi, który spowodował, że Luna ucichła i wstała, by podejść do doktora Bircha, który przed chwilą wszedł.

Eclipse przewrócił oczami na widok człowieka i - z racji nie posiadania innego zajęcia - zaczął obserwować jego i Lunę. Dr Birch definitywnie tłumaczył coś suczce, a ona słuchała uważnie, czasami kiwając głową. W końcu, człowiek dał Lunie jakieś kartki, a Luna w zamian dała mu miskę, która niedawno odstawiła.

Kiedy w końcu dr Birch wyszedł, Luna wróciła na swoje miejsce na łóżku obok Eclipse'a, przyciskając kartki do piersi i machając ogonem.

- Lekarze wiedzą jak ci wyleczyć! - wykrzyknęła zadowolona.

Eclipse po części cieszył się, ale z drugiej strony nie rozumiał entuzjazmu Luny. Dlaczego tak się cieszyła z czegoś, co jej nie dotyczyło? W końcu ona nic nie będzie mieć z tej operacji, albo...może wreszcie się uwolni od niego? Darkling lekko potrząsnął głową, nie chcąc znów popaść w stany depresyjne. Zamiast tego, skupił się na zrozumiałej dla niego części wiadomości.

- Świetnie! - zawołał, nie kryjąc satysfakcji i entuzjazmu. To by oznaczało wyczekiwany koniec jego tortur!

- Będziesz musiał przejść operację - ciągnęła Luna. - Lekarze jeszcze nie skończyli szykować sprzętu, ale na pewno będzie gotowy na jutro. Z tego co wiem, lekarze zgromadzą płynny metal za pomocą magnesu w twoim żołądku, po czym wyssą go specjalnym urządzeniem

Radość Eclipse'a została stłumiona przez niepokój, a jego plecy przeszedł dreszcz. Czy to wyssysanie będzie boleć? Czy lekarze wstrzykną mu coś podczas tej operacji? Czy będą go torturować? Będą go ciąć?

- Co...co to jest operacja? - zapytał lekko trzęsącym się głosem Eclipse, próbując stłumić strach.

- To nie boli. Lekarze cię usypiają narkozą, do tego stopnia, że będziesz nieprzytomny i nie będziesz czuł bólu, potem się wybudzasz - wytłumaczyła Luna, a Eclipse przełknął ślinę.

Ma być nieprzytomny? A co jeśli nie będzie? A co jeśli się nie obudzi? Co jeśli lekarze mu coś zrobią? Może ta operacja to tylko przykrywka do eksperymentów na nim? Co jeśli ten przerażający człowiek z brodą mu coś zrobi?

- Eclipse? - głos Luny wyrwał Eclipse'a z rozmyślań. Eclipse posłał jej pytające spojrzenie, a Luna tylko wyszeptała, jakby smutna:

- Trzęsiesz się

Darkling dopiero poczuł, że cały się trzęsie i nie umiał tego powstrzymać. Jego ręce drżały najbardziej.

- To nic takiego - próbował wmówić to Lunie i samemu sobie. - Po prostu jest mi zimno

- Przepraszam, że przeszkadzam

Nagle, rozległ się boleśnie znajomy głos, przez który brwi Eclipse'a automatycznie zmarszczyły się, a jego zęby zacisnęły się.

- Nie... - powiedział z niedowierzaniem i odważył się spojrzeć na przybysza. Na czarno-czerwonego jeża o stoickim wyrazie twarzy, stojącego ze skrzyżowanymi ramionami.

Już sama jego postawa wywołała potężne smagnięcie ogona u darklinga. Jego mięśnie napięły się pod skórą, a pazury wbiły się w prześcieradło, przebijając je. Poczuł jak automatycznie zalewa go odraza i nienawiść. Ta interakcja będzie ciekawa...

Chapter 14: Sól na Stare Rany

Chapter Text

Eclipse poczekał aż Luna wyjdzie, aż w końcu fuknął na Shadowa:

- Czego chcesz? 

Shadow spojrzał na niego niewzruszony, aż w końcu westchnął i jego twarz rozjaśniła się trochę.

- Zobaczyć jak sobie radzisz - stwierdził, dziwnie pogodnym jak na niego głosem.

Eclipse był zdezorientowany zmianą w zachowaniu przyrodniego brata. Shadow był dla niego...miły? Dla niego było to najdziwniejsze uczucie, jakiego wówczas mógł doznać. Jeż go w końcu nienawidził, chociaż...oczy Eclipse'a zwęziły się, gdy przypomniał sobie ostatnią rozmowę z nim.

"Przestań, nie daj się omamić" - skarcił sam siebie, po czym odważył się spojrzeć Shadowowi w oczy.

- Super, po prostu fantastycznie. - Ton darklinga był wręcz przepełniony sarkazmem, gdy odpowiadał. Jednak kilka sekund potem zdecydował się na inną rozgrywkę i odpowiedział na te samo pytanie jeszcze raz, tym razem szczerze, ale wyzywająco. - Będę żyć i to nie jest oczywiście twoja zasługa

Oczy Shadowa również zwęziły się, podczas gdy on zastanawiał się co odpowiedzieć. Darkling swoimi sprzecznymi odpowiedziami wybił go z rytmu, nawet jeśli jeż wiele dni się przygotowywał do tej rozmowy. Chaos, on nawet poprosił Rouge o pomoc!

Eclipse za to przewrócił zniecierpliwiony oczami i strzepnął z irytacją ogonem. Nie rozumiał po co Shadow przyszedł do niego, jeśli tak oczywista z jego strony zagrywka już go zgasiła.

- Idź już po prostu! - warknął od niechcenia.

Shadow nie drgnął, ale również nic nie powiedział. Wyglądał tak, jakby rozpaczliwie próbował wymyśleć odpowiedź, lecz ta nie przychodziła. Stał tak pogrążony w myślach przez dobrą minutę, czego nawet nie wiedział, bo stracił poczucie czasu.

- Powiedziałem idź! - Eclipse ponaglił go.

Jednak ku jego zdziwieniu, jeż znów się nie ruszył, tylko zamknął oczy, a jego brwi wygięły się do góry. Na jego twarzy był wymalowany żal, może nawet i wyrzuty sumienia.

- Wiem... - cichy głos Shadowa drżał, jakby sam jeż był niepewny, czy powinien go użyć. Potem chrząknął i zaczął mówić dalej, już pewniejszym tonem. - Wiem, że to moja wina i nie jestem pewien czy tego żałuję ale...wiem, jak to jest stracić wszystko...kiedy znalazłem cię po szaleństwie z zombotami, zobaczyłem twoje wspomnienia...nie jesteś potworem, zagubiłeś się tak jak ja, teraz to wiem i...

Eclipse już nie słuchał jeża dalej, gdyż starał się powstrzymać łzy. Zupełnie się tego nie spodziewał. To co powiedział Shadow...było nawet lepsze niż to, o czym śnił bardzo, bardzo dawno temu. Może z perspektywy czasu nie było to długo, tylko kilka miesięcy, ale dla Eclipse'a - ogrom czasu. Nie dość, że stanowiło to niemal połowę jego życia, to jeszcze biorąc pod uwagę jak bardzo się zmienił, ile rozczarowań przetrwał i trudnych prawd poznał, był to dla niego pełen szybkich, intensywnych zmian okres.

Jednak to nadal przywołało do niego dziecinne sny o braterstwie. Lecz o nie takim normalnym, lecz z kimś o wolnej woli. Z kimś, kto również był żywą bronią, która nie spełniła swojego celu. Z kimś, kto działał na takiej samej zasadzie co on, kto znał jego ból. Ten sen już dawno przerodził się w niedorzeczną fantazję, niewykonalne marzenie...dlaczego miałoby to się teraz zmienić?

Eclipse zmrużył oczy, gdy zaczął się zastanawiać. Shadow go nienawidził, chciał jego śmierci - czemu nagle miałby się o niego martwić? Darkling bardzo chciałby wierzyć w historyjkę jeża, ale nie mógł. Po pragnieniu brata, które kiedyś płonęło jak ogień w jego głównym sercu, zostały tylko zgliszcze i popiół. To wypalenie było bolesne - złamało go i zniszczyło jego zaufanie. Jego naiwność, o której istnieniu wcześniej nie wiedział.

Teraz jednak był jej świadomy i starał się z nią walczyć. Wówczas jego wzruszenie zmieniło się w gniew na Shadowa, że znów chce nim manipulować i go złamać.

- Oh, zamknij się w końcu! - krzyknął rozdrażniony, a Shadow zamilkł. - Myślisz, że ci uwierzę!? Po tym wszystkim co przez ciebie przeszedłem!? Nigdy! Nie zrobię tego ponownie, nie jestem tym samym naiwnym idiotą co byłem na Komecie!! Przestań kłamać!

Tą nagłą, agresywną pewnością siebie chciał stłumić strach, który powoli go obezwładniał. Nie chciał być znów oszukany, nie chciał znów cierpieć przez swoją naiwność. Chciał tylko swoich Dark Arms, chciał choć raz niczego nie schrzanić...

Shadow za to położył uszy po sobie, a jego futro zaczęło się jeżyć z oburzenia.

- Nie kłamię! - wrzasnął, cały napuszony.

- Kłamiesz! - zarzucił mu Eclipse, mierząc go wrogim spojrzeniem; jego źrenice wyglądały niczym zygzakowate, cienkie szparki.

- Więc dlaczego próbowałbym tak bardzo wcisnąć ci te kłamstwa? - warknął Shadow, krzyżując na chwilę ramiona.

Oczy Eclipse'a rozszerzyły się, a on spuścił wzrok i zaczął nerwowo skanować nim podłogę.

- Um...ponieważ... - jąkał się.

Shadow zacisnął pięści.

- Dokładnie! - splunął.

Eclipse poczuł, jak po jego plecach przechodzi zimny dreszcz, gdy jego otwory uszne wyłapały gniew w tonie Shadowa. Darkling nie przyznałby się do tego, ale skrycie bał się jeża. Teraz, kiedy nie mógł się ruszać, walka z nim byłaby niemal niemożliwa.

Gdy sobie to uświadomił, poczuł ucisk w żołądku i wyrzuty sumienia. Może nie powinien nakręcać Najwyższej Formy Życia? Zanim jednak zdążył odpowiedzieć sobie na to pytanie, usłyszał jak Shadow wzdycha zawiedziony. Jeż wyczuł jego strach.

- Spójrz, chcę ci pomóc... - wyznał, a darkling strzepnął ogonem, zaalarmowany.

Musiał przyznać, że zupełnie nie rozumiał Shadowa. Przed chwilą był na niego zły, a teraz nagle był spokojny. To napewno nie było normalne w jego przypadku.

Zdziwiony, a jednocześnie zaintrygowany, Eclipse sięgnął do umysłu Shadowa. Wiedział, że znajdzie tam odpowiedź dotyczącą nagłej zmiany w zachowaniu jeża.

Kiedy rozpoczął kontakt mentalny, ujrzał w głowie swego przyrodniego brata wspomnienie: w nim była tylko jedna konkretna osoba - młoda dziewczyna o jasnej cerze i złotych blond włosach, których kosmyki opadały jej na ramiona. Miała również wielkie, oceaniczne oczy i pogodne, choć śmiertelnie poważne spojrzenie.

- Robisz to tylko z powodu jakiegoś marnego człowieka!? - wybuchnął nagle Eclipse, marszcząc brwi i smagając gniewnie ogonem.

"Oczywiście...Jak mógłbym się spodziewać po tobie czegoś innego?" - dodał w myślach, trochę zraniony. Shadowowi nie chodziło wcale o niego - tylko o tą dziewczynę. Jak zawsze.

Oczy Shadowa za to zwęziły się, a on cofnął się skonfundowany.

- Co? Nie! - wybełkotał, nie spodziewając się takiego pytania.

- Robisz to! - prychnął Eclipse, po czym jego spojrzenie zaszło bólem, a do głosu wpłyneła nutka żalu. - Dlaczego miałbym cię obchodzić!?

- Ja... - Shadow urwał, nie wiedząc, co powiedzieć dalej.

Eclipse za to wykorzystał tą okazję, by zabrać głos. Już wpadł w szał.

- Myślisz, że Maria byłaby szczęśliwa, że zniszczyłeś swoją rodzinę i gatunek!? Myślisz, że po tym byłaby z ciebie dumna!? - odpalił, niemal zaślepiony nienawiścią.

Miał ochotę jeszcze wspomnieć profesora, by zadać bratu jeszcze większy ból, ale kiedy spojrzał na niego, zrozumiał, że już posunął się za daleko.

Oddechy Shadowa były głośne i chrapliwe, a jego pierś wyraźnie wznosiła się i opadała wraz z każym z nich. W jego oczach widniał szok i coś jeszcze - ból. Ogrom bólu, który tylko dowodził temu, jak te bezmyślnie wypowiedziane słowa darklinga poruszyły jeża, gdyż nie zdołał zamaskować swoich uczuć.

Te oczywiste znaki sprawiły, że darkling zaczął strasznie żałować swoich słów.

- Shadow, ja... - zaczął cicho Eclipse, łamiącym się głosem.

Kiedy jeż nie odpowiedział, poczuł wyrzuty sumienia. Jak on by się czuł, gdyby Shadow wspomniałby o Black Death w ten sposób?

Już miał zrobić coś z tym pytaniem, ale nagłe sapanie Shadowa go zdekoncentrowało.

- Nie. Waż. Się. Wspominać. Jej. Nigdy. Więcej. - rozkazał Shadow niebywale gardłowym głosem, kładąc ogromny nacisk na swoje słowa.

Jednak za tą maskaradą wściekłości krył się ból. Ból, który rozdzierał jeża od środka i Eclipse był w stanie go wyczuć. Przez niego był niemal pewien, że słowa Shadowa miały tylko na celu zachować jego honor i godność, nic więcej.

- Nie chciałem... - jęknął Eclipse.

Shadow nic na to powiedział, tylko obrócił się na pięcie i rzucił bratu ostatnie, lodowate spojrzenie przez ramię, z oczami wypełnionymi urazą.

Eclipse już chciał wykrztusić z siebie przeprosiny, aż nagle zorientował się, że Shadow odchodzi.

- Nie! Poczekaj! Przepraszam! Wracaj! B...bracie! - krzyczał rozpaczliwie za nim, ale przestał, gdy usłyszał trzask drzwi. Pobiegłby za nim, ale oczywiście nie miał jak.

Po tym nastała cisza. To nagłe przejście od dźwięku jego własnego głosu i głosu Shadowa do nagłego milczenia sprawiło, że mięśnie Eclipse'a napięły się. To przypominało mu aż nadto uczucie, które czuł, jak był na tym przeklętym przez Chaos promie: kiedy wszelkie szepty i krzyki jego braci i mistrza ucichły, a on został sam ze swoimi myślami po raz pierwszy w życiu.

Gdy był zbiegiem, słyszał chociaż Dark Arms, szelest liści, szum wiatru, krople wody, chrobotanie stópek małych organizmów, które przechodziły przez leśne podszycie...a teraz? Teraz nic nie wydawało dźwięku, nie było nawet najcichszego szmeru, kroków na zewnątrz, niczego. To właśnie przeraziło Eclipse'a - ta niczym niezmącona cisza w umyśle i wokół.

- Nie... - darkling wydał z siebie zduszony szloch, by słyszeć cokolwiek.

Jego gardło ścisnęło się, a on zamknął oczy, próbując jak najdłużej wstrzymać łzy.

Przełamawszy ciszę zrzucił z siebie wpływ jej, ale w jego głowie wciąż było bolesne wspomnienie spojrzenia, którym Shadow go obdarzył. Co on narobił?

"Jestem idiotą..." - pomyślał, zanim zdążył się powstrzymać.

Nawet jeśli nienawidził brata, dawne uczucie, którym go obdarzał było w nim, nawet jeśli skryte na dnie jego głównego serca. Teraz, widząc jego ból, ono wróciło.

Gniew, który darkling czuł względem Shadowa wyparował momentalnie. Nie był już nawet wściekły na jeża za osierocenie go, jakimś cudem.

Wcześniej postrzegał Shadowa jako zimnokrwistego zdrajcę, a teraz...widział jego wnętrze. Ale nie jego myśli. Jaego ból, który wydawał się my potwornie znajomy. Nawet jeśli spowodowany utratą ludzi a nie własnego gatunku, to wciąż była tęsknota za domem. Tęsknota za tym co znane.

Serce Eclipse'a boleśnie ścisnęło się, gdy ten zaczął rozumieć, jak on i Shadow są podobni. Czy jeż zobaczył w nim to samo i dlatego postanowił go oszczędzić? Dlatego teraz przyszedł? Czy to właśnie podobieństwo próbował wytłumaczyć? Darkling skłaniał się ku przytaknięciu.

Potowrna konkluzja nagle uderzyła go - to on był teraz tym złym, nie Shadow. To on nie chciał słuchać, to on wyciągnął błędne wnioski, to on miał problemy z zaufaniem.

"Mistrz miał rację" - pomyślał z rozżaleniem. - "Jestem tylko uciążliwym dzieckiem"

Był tak pogrążony w myślach, że nawet nie usłyszał skrzypnięcia otwieranych drzwi.

- Wszystko z tobą ok? -  Eclipse podniósł zmęczony wzrok by ujrzeć Lunę, usłyszawszy jej znajomy głos.

- Nie! Jak mogłoby być? - warknął, a bezradność zabarwiła jego obojętny ton. - Nie wiem, gdzie są Dark Arms, nie mogę się ruszać i jeszcze ta operacja!

Darkling odpowiadał od niechcenia, chciał być sam. Potrzebował chwili, by wszystko przeanalizować, nawet jeśli oznaczałoby to skazanie na głuchą ciszę.

- Eclipse, uspokój się, wszystko będzie dobrze - współczujący głos Luny zdenerowował Eclipse'a. Jak miałoby być wszystko dobrze w jego sytuacji? Było jeszcze gorzej niz wcześniej!

- Nie! Nic nie będzie dobrze...nigdy nie będzie już dobrze! - krzyknął, zirytowany swoją bezsilnością. Gdyby tylko mógłby się ruszać to by pobiegł za Shadowem, przeprosił by go, spróbowałby znaleźć Dark Arms, poszukałby Szmaragdów Chaosu...zrobiłby cokolwiek, by poprawić swoją już koszmarną sytuację.

Luna nic nie odpowiedziała na wybuch Eclipse'a, tylko na chwilę odwróciła od niego wzrok. Najwyraźniej zrozumiała, że nie ma sensu rozmawiać z darklingem.

- Czemu Shadow wyszedł tak szybko? - zapytała, by zmienić temat.

Usłyszawszy pytanie, Eclipse spuścił wzrok, nie będąc w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa.

- Eclipse... - Luna zażądała odpowiedzi.

Darkling westchnął i zaczął ze wstydem mówić, nerwowo falując ogonem

- Ja...prawdopodobnie... - zrobił pauzę, by przełknąć ślinę i zmienić ton na przypuszczający. - Wspomniałem kogoś dla niego bardzo ważnego...?

Luna zesztywniała, a on uśmiechnął się niewinnie, próbując ukryć w ten sposób swoje zakłopotanie.

- Oh Chaosie...Jak śmiałeś wspomnieć o Marii!? - wydusiła z siebie w końcu suczka.

- Nie wiem... - kwilił bezradnie Eclipse, spuszczając wzrok. - Strasznie mnie poniosło...

Luna za to zaczęła zdenerwowana krążyć po pokoju, aż w końcu stanęła, wgapiając się w swoje ręcę z przerażeniem.

- O mój...co ja zrobiłam? - szepnęła, po czym uszczypnęła się w nasadę nosa. - Nie powinnam mu mówić, by cię odwiedził

Eclipse poczuł, jak gniew w nim buzuje.

- Co!? To twoja wina!? - wypalił, zanim zdążył się powstrzymać. - Myślałem, że jesteś po mojej stronie!

Nawet jeśli ta rozmowa sprawiła, że darkling zrozumiał trochę brata, to nadal fakt, że Luna działała za jego plecami nie napawał go radością. Jak ona mogła? Shadow to jego problem, nie jej!

- Jestem, ja...- pisnęła Luna, podkulając ogon.

Mięśnie Eclipse'a napięły się. Doskonale wiedział jak Luna dokończy zdanie, co go zirytowało jeszcze bardziej, gdyż nie chciał jej pomocy.

- Wynoś się stąd! - wrzasnął, marszcząc brwi i obnażając kły.

Luna nie posłuchała się go, zamiast tego podeszła do niego powoli.

- Przepraszam Eclipse... - powiedziała cicho i wyciągnęła rękę, by dotknąć barku Eclipse'a.

Eclipse zacisnął zęby, zastanawiając się ile jest jeszcze spraw Luna przed nim zataiła.

- Po prostu się stąd wynoś, zdrajco! - ryknął na nią i z niebywałym przypływem adrenaliny odepchnął Lunę ręką.

Uszy Luny odchyliły się, a jej oczy zaczęły błyszczeć od łez zbierających się w nich. Eclipse nie musiał już jej czegokolwiek innego mówić, gdyż Luna odwróciła się i wybiegła z pokoju, trzaskając drzwiami.

"Takiej samotności chciałeś?" - zapytał sam siebie darkling i cicho westchnął.

Chapter 15: Rozpaczliwa Tęsknota

Chapter Text

Eclipse nie zmrużył oka przez pół nocy, targany okropnym poczuciem winy i złością na swoją wybuchliwość. Mimo swojego żalu jednak nie płakał, jakimś cudem żadna łza nie wypłynęła z jego oka, co go bardzo zdziwiło. Nie był ekspertem w dziedzinie płaczu, nigdy nie zdołał się porządnie rozpłakać, gdyż zawsze coś go rozpraszało, ale wiedział, że jest to dziwne.

Cały czas czuł pulsowanie oczu, lecz łzy nie przychodziły. Dlaczego? Nie był już wściekły, tylko teraz był rozgoryczony sobą. Znów był zawiedziony, że przez swoje zachowanie znalazł się w jeszcze gorszej sytuacji. Wcześniej to było przez jego naiwność, teraz przez wybuchowość. Ile jeszcze razy będzie się zachowywał tak lekkomyślnie?

Darkling po raz pierwszy cieszył się, że nie może się ruszać, nawet jeśli tylko wewnętrznie. Gdyby mógł...nie ręczyłby za swoje prawdopodobne czyny wobec siebie samego. Był na siebie tak wściekły, że nawet nie umiał tego opisać. Żałował, żałował swojego zachowania tak bardzo...

Nadal był załamany, że posunął się za daleko w rozmowie z Shadowem, nieumyślnie raniąc brata. Gdyby chociaż przemyślał swoje słowa przed raptownym wypowiedzeniem ich, to może by tego uniknął. Niestety, nie zrobił tego. Shadow zapewne już się do niego nigdy nie odezwie, co bolało go bardziej niż przypuszczał, że będzie. A Luna...

Eclipse westchnął z zawiedzeniem, przypominając sobie swoje ostre słowa wypowiedziane względem suczki. Nie zasłużyła na to. Ona tylko chciała pomóc jakoś Eclipse'owi w zrozumieniu jego własnych emocji wobec brata, do czego darkling doszedł o wiele za późno.

Nawet jeśli wtrącała się w jego sprawy, miała dobre intecje. Chaos, była jedyną osobą, która traktowała go poważnie, a on się jak jej odwdzięczył? Jego serce ścisnęło się jeszcze mocniej.

Jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że Eclipse został teraz sam ze swoimi lękami. Obawiał się, że Shadow i Luna złożą na niego skargę i to pogorszy jego traktowanie, a do tego nadal miał mieć operację, którą był przerażony. Nie dość, że wciąż nie rozumiał jakim cudem nie będzie go boleć potecjalne rozcinanie, a do tego nie będzie w stanie stowerdzić, czy coś zostało mu wstrzyknięte, czy nie.

Poczuł jak znów zaczyna się trząść. Wiedział, że przeszłości nie zmieni, nawet jeśli coś sobie zrobi, więc powinien się skupić na przyszłości. Na przyłości, która przerżała go, lecz była nieunikniona.

"Jak będę mógł się ruszać, będę mógł znaleźć Dark Arms" - pomyślał, próbując się w ten sposób uspokoić. Nawet jeśli G.U.N. zrobi na nim eksperymenty, nawet jeśli nie daj Chaosie mu coś wszczepi, to on ucieknie. Jakimś cudem, ale ucieknie.

Mogą go torturować, mogą go wsadzić to celi, on wciąż będzie próbował znaleźć swoje maleństwa do swojego ostatniego oddechu. One są jego priorytetem. Nie zemsta, Dark Arms.

Taka długa rozłąka z nimi pokazała mu jakie są dla niego ważne, jak bardzo ich potrzebuje. One były jedynymi istotami, które w tych czasach umiały przywołać uśmiech na jego twarz. Nie mógł ich stracić, nie znowu.

Te postanowienia uspokoiły jego nerwy, więc zamknął oczy i westchnął błogo. Zasnął zanim zdążył się zorientować.

Obudziło go mocne szarpnięcie ramienia, które spowodowało, że ponownie zatęsknił za Luną. Ona była o wiele delikatniejsza.

- Wstawaj, kosmito - Eclipse otworzył oczy na dźwięk zirytowanego głosu dr Bircha.

- Eep! - darkling wydał z siebie urwany pisk zaskoczenia, gdy lekarz bez ostrzeżenia zaczął pchać jego łóżko.

Widząc jego konstrernację, dr Birch zatrzymał się na chwilę i posłał mu znudzone spojrzenie.

- Będziesz miał operację - powiedział oschle.

Eclipse przełknął ślinę.

"Już dzisiaj?" - pomyślał. - "Błagam, by to był tylko koszmar"

Spróbował ruszyć palcem i poczuł, że nie może, więc teraz miał pewność, że to na pewno nie był sen.

Po kilku minutach jazdy został wprowadzony do małego pokoju, gdzie lekarz zrobił mu już znajome mu badanie z wkładaniem na jego rękę rulonu, który się zaciskał, zapewne mierząc coś.

Po tym dr Birch wyszedł, a do łóżka Eclipse'a podeszło kilka ludzi w niebieskich workach na głowie i na tułowiach. Ich twarze były czymś zasłonięte.

Ich wygląd przeraził darklinga i ten zaczął się trochę trząść, gdy wwieźli go do mniejszej sali i zostawili go tak, by centralnie nad nim wisiała ogromna lampa.

Eclipse poczuł, że zaczyna panikować, a jego oddech przyśpiesza. Jeden z lekarzy zdawał się to zauważać.

- Uspokój się - powiedział, po głosie było można stwierdzić, że to najwyraźniej kobieta.

Inny lekarz włożył mu na pysk maskę, co go jeszcze bardziej przeraziło.

- Zacznij w myślach liczyć - poleciła znów ta sama kobieta.

Eclipse nie zrobił tego, zbyt bardzo się bał, by myśleć racjonalnie, co dopiero by się kogokolwiek słuchać.

Czuł jak dziwne powietrze atakuje jego nozdrza i go znuża. Jego powieki opadły, a jego świadomość odpłynęła.

Nie wiedział ile trwała operacja, ale po jakimś czasie się zaczął budzić. Otworzył oczy i zobaczył przed sobą słaby zarys szarych, metalowych słupków, ale był zbyt śpiący, by się rozbudzić, więc znów zasnął.

Potem pamiętał tylko urywki.

Jeden raz zbudził go jakiś nagły brzęk i zobaczył jak ktoś wchodzi do celi. Po zarysie rozpoznał tego samego, niskiego, łysego człowieka co wcześniej pewnego wieczoru.

Chciał syknąć, krzyknąć, zrobić cokolwiek, ale zanim zdołał się w pełni obudzić, poczuł jak to jego nosa i ust jest przyciskana ścierka nasiąknięta preparatem o słodkawym zapachu. Próbował się szarpać, ale woń zaatakowała jego nozdrza i znów wszystko zczerniało i znikło.

Kolejnego razu gdy się obudził, ujrzał przed sobą Dark Arms. Tło było rozmazane, więc nie był pewien gdzie były, poza tym się na nim nie skupiał. Na przodzie lewitowała widocznie poobijana Rhygenta, Cregal i Blurk leżeli pod nią zalani krwią, a Cyzer za nią leowitował; Eclipse był w stanie policzyć wszystkie jego żebra, które były aż za widoczne.

Lewitująca para piszczała, błagając w ten sposób o pomoc i ratunek, a ich rozdzeństwo pojękiwało słabo z bólu. 

- Odnajdę was maluszki - powiedział im Eclipse, a jego wizja się rozmyła i ujrzał przed sobą miejsce, w którym się znajdował.

Niezgrabnie usiadł, by się rozejrzeć i z ulgą stwierdził, że może się w końcu ruszać.

Gdy już rozprostował wszystkie kończyny z osobna i powyginał się, by sprawdzić działanie swoich mięśni, zaczął skanować wzrokiem otoczenie.

Był w jakieś klatce: z prawej i lewej strony oraz za nim były jednolite, metalowe ściany, a przed nim była wolna przestrzeń odgrodzona kilkunastoma wąskimi, metalowymi słupami, ustawionymi zbyt blisko siebie, by się między nimi przecisnąć.

Już chciał się teleportować z celi, ale nagle poczuł w sobie blokadę, jakby coś wchłaniało Energię Chaosu, którą miał zamiar zebrać w sobie. Zaczął szukać na ciele ogranicznika, aż w końcu znalazł go na szyi.

Zaczął go szarpać i stwierdził, że dałby radę go rozerwać, ale wolał przed tym wymyślić jakiś plan ucieczki.

"Spokojnie moje maleństwa" - uspokajał swoje maleństwa w myślach. - "Tatuś was zaraz znajdzie, obiecuję"

Chapter 16: Punkt Bez Odwrotu

Chapter Text

Eclipse już miał przygotowany plan działania. Z tego co zdążył stwierdzić w ciągu kilkunastu minut, w celach obok niego nikogo nie było i żaden strażnik go nie pilnował, co dawało mu idealną okazję ucieczki.

Musiał tylko rozerwać inhibitor, który miał na szyi, teleportować się z celi, wydostać się z budynku G.U.N. i jakoś znaleźć Dark Arms. Nie był do końca pewien jak zrealiować ostatni punkt, ale stwierdził, że będzie się nad tym zastanawiał nad tym, jak ucieknie od G.U.N. Unikał ich przez tyle miesięcy, napewno da radę robić to znowu, przez nieokreślony czas. Mogą go później znów ściągnąć do bazy, ale to nieważne. Póki będzie wiedział, że Dark Arms żyją i są całe, będzie dobrze.

Jego wizja dała mu do zrozumienia, że nie może już czekać, że jego Dark Arms, jego maleństwa go potrzebują. Instynkt stworzyciela nim zawładnął do tego stopnia, że już nie mógł dłużej żyć w niewiedzy. Albo uda mu się zrealizować plan, albo zginie próbując. G.U.N. zapewne i tak z nim skończy, jeśli złapie go na ucieczce.

Odkąd się obudził, błagania Cyzera i Rhygenty nie opuszczały jego umysłu chodźby na moment. Z jednej strony chciał wreszcie uwolnić od tej niekończącej się mantry, a z drugiej strony ta "mantra" motywowała go jak nic innego. Autentyczne głosy jego maluszków, nie umiał się temu oprzeć.

- Nie mogę tym razem zawieść - wymamrotał do siebie i z nowym przypływem adrenaliny chwycił inhibitor z dwóch stron i zaczął go ciągnąć. Zamknął oczy i zacisnął zęby, aż w końcu usłyszał charakterystyczne kliknięcie, które towarzyszyło otworzeniu ogranicznika.

Eclipse rzucił inhibitor na podłogę i zaczął przygotowywać się do odbycia Chaos Snapa. Jego poziom Energii Chaosu był alarmująco niski, więc potrzebował trochę więcej czasu, by się odpowiednio przygotować.

Spodziewał się, że po zdjęciu ogranicznika stanie się coś takiego, dlatego również od razu wykluczył w swoim planie teleportowanie się bezpośrednio na zewnątrz. Poza tym musiałaby być już Kontrola Chaosu, a bez Szmaragdu Chaosu miała ograniczony zasięg i Eclipse preferował Chaos Snap. Mniej męczył (oczywiście w zależności od ilości) i bardziej pożyteczny w walce oraz uciekaniu na krótkie dystanse.

- Jestem gotowy - powiedział do siebie półszeptem darkling, by dodać sobie odwagi. Potem przyjął pozycję i strzepnął raźnie ogonem. Zamknął oczy i wykonał teleportację.

Z charakterystycznym dźwiękiem pojawił się po drugiej stronie krat, co napełniło go satysfakcją.

Nie tracąc czasu na rozmyślania i triumf, rzucił się do ucieczki. Nawet nie zdążył opuścić lochów, a rozległ się alarm, który sprawił, że się zatrzymał, a jego ogon stanął dęba.

Sygnał dźwiękowy trwał zaledwie kilka sekund, więc Eclipse kontynuował tak szybko jak się skończył, słysząc w oddali biegnących żołnierzy. Na szczęście dotarł do głównego korytarza przed nimi i nawet miał znaczącą przewagę.

"Może mi się udać!" - pomyślał z ulgą i spojrzał przez ramię na ludzi. Dystans między nimi a nim zmniejszał się, więc przyspieszył.

Niestety nie zdążył spojrzeć na drogę w porę, by wyminąć kogoś przed sobą. Poczuł, jak silne ręce pokryte futrem blokują mu drogę. To zmusiło Eclipse'a do spojrzenia w górę i zobaczenia, kto go złapał.

"Nie mam szczęścia..." - burknął mentalnie, rozpoznając swojego przyrodniego, starszego brata.

Zaczął się nagle szamotać, by zaskoczyć Shadowa i się wyrwać, ale jeż nie dał mu tego zrobić. Mimo tego, darkling wyrywał się coraz bardziej i mocniej, desperacko próbując się uwolnić.

Wbijał pazury w ręce Shadowa, by ten wreszcie go puścił, uderzał w jego bok ogonem i wierzgał nogami, lecz to nic nie pomagało. Jeż zdawał się nie odczuwać bólu, albo tego nie okazywał. Sam zaciskał zęby i napinał mięśni, by zdołać utrzymać darklinga dopóki nie dobiegną do nich inni żołnierze G.U.N.

Eclipse za to stwierdził wraz z coraz głośniejszym chórem okrzyków i kroków, że jego przewaga znika i że żołnierze zaraz go złapią. Przestał się w końcu mocować i podniósł wzrok na Shadowa z niepodrabialnym wyrazem cierpienia i błagania na twarzy. Może szczerość pomoże?

- Muszę ich ocalić... - wyszeptał słabo i rozpaczliwie. W jego oczach błyszczała udręka.

Szkarłatna czerwień tęczówek Shadowa spotkała się z lśniącym złotem oczu Eclipse'a w spojrzeniu wyrażającym więcej, niż mogłoby milion słów. Po raz pierwszy rozumieli siebie nawzajem. Byli tak podobni do siebie i widzieli to obaj, w tym samym czasie.

- Proszę... - jęknął cicho Eclipse, a jego twardówka lśniła tak, jakby miał zaraz płakać. - Ja już nie mogę...

Źrenice Shadowa zaczęły lekko drżeć, co dało darklingowi znać, że jeż go słucha.

Nagle, Eclipse poczuł ciepły oddech Shadowa przy otworze usznym.

- Leć - szepnął jeż. Jego ucisk złagodniał, a Eclipse się w końcu wyrwał i popędził do przodu.

Słyszał, jak jakiś człowiek krzyczy na Shadowa zirytowany za to posunięcie, ale nie przejął się tym i biegł dalej.

- Stop, ani kroku dalej!

Eclipse zatrzymał się ze ślizgiem, gdy drogę zagrodzili mu ludzie, celując w niego bronią. Strzepnął nerwowo ogonem. Miał wrażenie, jakby ludzie przed nim pojawili się z nikąd.

Darkling obrócił się szybko i już był gotowy uciekać w stronę, z której przybiegł, ale przed nim stanął zwartą grupą jego pościg.

Jego serce przyspieszyło, podczas gdy on dyszał, zdając sobie sprawę, że jest w pułapce.

"Nie dam rady wykonać Kontroli Chaosu, a to za duży dystans na Snapa" - pomyślał, żałując, że jego rezerwy Chaosu są tak niskie.

"Pozostaje mi tylko jedna opcja" - stwierdził wewnętrznie i zacisnął zęby. Zmarszczył brwi i zaczął smagać ogonem na wszystkie strony, strącając się w ten sposób wyglądać groźniej.

Warcząc, zaczął wchodzić w swoją Formę Potwora, gotowy walczyć, by wyjść z bazy G.U.N.

- O nie ma mowy... - Eclipse usłyszał burknięcie rudowłosego żołnierza stojącego przed nim. Człowiek zrobił dziwny ruch ręką, jakby do czegoś sięgał.

Darkling uznał to za jakiś znak dla ludzi stojących po drugiej stronie, więc odwrócił się w ich stronę, już w połowie przemieniony.

Zanim zdążył odwrócić się ponownie, poczuł jak coś zaciska się na jego ramieniu i razi go prądem. Od razu padł na podłogę w odpowiedzi na nagłe porażenie, skowycząc z bólu.

Gorące fale mrowienia przechodziły przez całe jego ciało w zawrotnym tempie. Jego mięśnie przy tym rozkurczały się i kurczyły, wywołując ciągłe, niechciane podrygiwania u jego kończyn. Przy miejscach, w których zaczął już powoli formować się jego dodatkowy egzoszkielet czuł jeszcze większe napięcie i ból, jakby cała siła porażenia skupiała się właśnie na nich.

Jego gruba, szorstkawa skóra zaczęła ulegać nieustającym spazmom i pękać, rozbryzgując świeżą krew na metalową podłogę. Jego herby na szczęście nie pękały, ale niebezpiecznie się nagrzewały, zrzucając nagle dodatkowe warstwy, wytworzone na potrzeby transformacji.

Wstrząsy stawały się z każdą minutą silniejsze, a drgawki bardziej zauważalne, sprawiając, że darkling zwijał się i odwijał na podłodze, a jego skowyt drżał. Czuł, jak blada skóra jego policzków staje się mokra od łez i może nawet od krwi.

Jego wzrok wyłączył się, nawet jeśli jego oczy były otwarte, teraz wlepione w nicość. Ból nie odpuszczał, a bezlitosny prąd palił tak jego skórę, że zaczęła wytwarzać specyficzną, spaloną woń.

Czuł, jak jego czynnik leczący zaczyna szaleć. Próbując szybko naprawić straty po nadal trwającym porażeniu zaczął wytwarzać niepotrzebne warstwy skóry, szczególnie na jego lewym ramieniu, w miejscu, gdzie zaciskała się bezlitośnie opaska. Jego krew zaczynała wtryskiwać z ran po pękaniu skóry, zalewając podłogę.

W płucach zaczynało mu brakować powietrza, a z jego ust zaczęła toczyć się piana, którą się krztusił. Jego krzyk przez to zmienił się w ciche kwilenie i chrapliwe piski, gdyż nic innego nie dawało rady przejść przez jego zablokowane gardło.

Zamknął oczy mając nadzieję, że chociaż to trochę pomoże. Ból zaczął znikać, choć z innej przyczyny, darkling nie miał już siły.

- Świetnie sobie radzisz, dzieciaku... - Eclipse otworzył oczy i zobaczył przed sobą Black Death na tle nicości. Jego bursztynowe oczy ziały czymś, czym darkling nigdy w nich nie widział...dumą?

Kończyny Eclipse'a już przestały wierzgać na wszystkie strony, a o stracił siły, by opierać się już słabnącym porażeniom.

- Nie poddawaj się, jeszcze nie koniec, dasz radę - mówił Black Death, a Eclipse zamrugał zaskoczony. Nie mógł dotknąć swojego stworzyciela, Umysł Roju rozpływał się pod jego dotykiem i na chwilę znikał.

Piski i kwilenia darklinga ucichły, a on coraz bardziej krztusił się pianą, powoli dusząc się.

- Przetrwasz to - ciągnął Black Death - Musisz sprowadzić chwałę na nasz gatunek, nawet jeśli w inny sposób, niż tego chcieliśmy

Eclipse poczuł, jak mistrz kładzie rękę na jego ramieniu, a cały ból w końcu odchodzi.

- Jesteś ostatni, ostatni...ostat...

Wraz z jego głosem, znikał również on.

Pokasływanie Eclipse'a stopniowo ustawało, a jego ciało przestawało się ruszać. Nogi i ogon pierwsze znieruchomiały, potem bezwładność rozchodziła się w górę, wraz z wstrząsem.

Jego dławienie się ustało, a on znieruchomiał.

Czuł, jakby opuszczał własne ciało i wznosił się ku niewidocznemu niebu. Otworzył oczy i ujrzał na krótką, cudowną chwilę żłobek dla Dark Arms na Nowej Czarnej Komecie. Poczuł błogość, ale potem wizja zaczęła się rozmywać i znikać.

Usłyszał głos. Znajomy baryton.

Potem już miał wrażenie jakby spadał i kiedy uderzył plecami w podłoże...wszystko zczerniało i w końcu znikło.

Chapter 17: Braterski Instynkt

Notes:

(See the end of the chapter for notes.)

Chapter Text

Shadow stał przerażony, patrząc jak Eclipse zwija się na podłodze z bólu. Wrzaski darklinga sprawiały, że uszy jeża były niemal przyklejone do czaszki, a łuki brwi odchylone. Serce jeża chwytały zimne pazury. Czuł jak podłoga się pod nim trzęsła.

Nie był w stanie się ruszyć choćby o milimetr, nawet nie wiedział czemu. Stał jak słup za Spider Troupe, która stanowiła pierwszą linię obrony. Na ich czele stał Andrews. Był lekko wysunięty do przodu i to on miał za zadanie pilnować więźnia wraz ze swoją jednostką. To właśnie on rzucił inhibitorem w formie opaski tak, żeby ta zacisnęła się na ramieniu Eclipse'a.

Shadow nie wiedział skąd Andrews wziął taki ogranicznik, nawet nie wiedział, że są produkowane. Pamiętał, jak kilka razy obiło mu się o uszy, że naukowcy i mechanicy G.U.N. pracują nad specjalnym modelem inhibitora, który by powstrzymywał każdą próbę użycia mocy porażeniem prądem.

Jeż nawet nie wyobrażał sobie, jak takie porażenie musi być bolesne dla jego młodszego, przyrodniego brata. Nie czuł jego bólu przez kontakt mentalny jakimś cudem, co go raczej cieszyło niż przerażało. Z jednej strony to pokazywało jak bardzo prąd szkodził Eclipse'owi, gdyż blokował, bądź może i nawet wyłączał jego zdolności telepatyczne, a z drugiej strony przynajmniej Shadow nie musiał czuć tego, co darkling w tej chwili.

Do tamtej pory nie miał doczynienia z prądem o wysokim napięciu i nie chciał mieć.

Jednak nie tylko to zaprzątało umysł Shadowa. W jego umyśle ciągle odtwarzało się wspomnienie spojrzenia, którym Eclipse go obdarzył, gdy darkling wpadł w jego ręce.

Muszę ich ocalić

Jego głos zadźwięczał w głowie Shadowa po raz kolejny. Był cichy i drżący. Wyrażał tak wiele: determinację, rozżalenie, desperację, tęsknotę, strach, błaganie i zdecydowanie. A potem to spojrzenie, w którym było ukryte tyle niewypowiedzianych słów.

Mocy tego spojrzenia nie dało się opisać. Ta desperacja i ból w złotych oczach i...zaufanie. Ani cieniu wymuszenia, czy przezorności, po prostu zaufanie. Jakby Eclipse wiedział, że Shadow go zrozumie i wypuści. Nie był to w żadnym stopniu gest mający na celu manipulację, to była szczerość.

Shadow poczuł wtedy jak nowa nadzieja i instynkt braterski w nim rozkwitają jednocześnie. To nie było tylko wspomnienie błagającej go Marii, tylko coś głębszego - niczym nie wymuszone uczucia wobec Eclipse'a.

Nagle, do uszu jeża doszedł chór zdziwionych okrzyków, który wyrwał go z rozmyślań. Najwyższa Forma Życia potrząsnął głową i ponownie skupił się na młodszym, przyrodnim bracie.

Słyszał jego dzikie wrzaski, ale nie widział go przez to, że ludzie stojący przed nim ścieśnili się. Zaczął lawirować między Spider Troupe, aż w końcu znalazł miejsce, w którym miał widok na darklinga. Wtedy zrozumiał, co tak zdziwiło ludzi.

Ciałem Eclipse'a nadal wstrząsały drgawki, a z jego wcześniej niewidocznych ran zaczęła tryskać krew, tworząc pod nim kałużę. Z jego ust zaczęła toczyć się piana. Jego piski stały się strasznie chrapliwe, a spazmy jego ciała zaczynały zwalniać.

"On się chyba dusi" - pomyślał Shadow, czując dreszcz przechodzący po plecach. Już chciał się ruszyć, aż nagle Eclipse przestał się wić i znieruchomiał.

Jeż poczuł niebywały impuls, przez który nagle przepchnął się przez ludzi przed nim, pragnąc dojść do Eclipse'a.

"O mój Chaosie..." - Shadow nie umiał nawet stwierdzić, czy udało mu się wydusić to z siebie, czy te słowa po prostu uwięzły mu w gardle.

Eclipse leżał rozciągnięty na pociemniałej podłodze, tak jakby po coś sięgał. Przy jego czole leżał kawałek herbu przypominający koronę, który zwykł zdobić jego czoło po prawidłowym zakończeniu transformacji. Jego ciało było spalone w miejscach, gdzie powinny być dodatkowe warstwy egzoszkieletu; ciemne smugi zdobiły jego grzbiet, kończyny i ogon niczym pręgi. A jego pysk...był po prostu pobojowiskiem. Ślady spalenia, zaschniętej krwi i łez ciągnęły się w dół jego policzków niczym szramy po zadrapaniach. Łuki brwiowe miał wygięte do góry, a pysk lekko rozchylony, bez żadnego śladu piany. Wokół niego rozprzestrzeniał się odór spalonej tkanki, a jego klatka piersiowa nie wykonywała nawet najmniejszego ruchu. Wyglądało to tak, jakby darkling nie żył.

- Eclipse...- wydusił z siebie Shadow, opadając obok darklinga. Gdy ten nie zareagował na jego zawołanie, jeż postarał się przewrócić go na plecy i w tym celu chwycił w pośpiechu lewe ramię darklinga tylko po to, by syknąć i natychnmiast je puścić.

Jego skóra była ciepława, ale to, czego dotknął Shadow było twarde i gorące. Jeż nawet nie był pewien czego dotknął, wydawało mu się, że trafił na niewieki kolec na ramieniu darklinga, ale nie. Trafił na coś nowego: na wypukłość, wręcz wybrzuszenie, które było tak twarde jakby skrywało pod sobą coś...może metal?

Shadow z przerażeniem uświadomił sobie, że to wybrzuszenie na barku Eclipse'a to właśnie inhibitor, który powalił Black Arma na ziemię i poraził prądem, tylko po prostu pokryty dość konkretną warstwą skóry.

"Skup się" - polecił sam sobie, chwytając jeszcze raz rękę Eclipse'a, tym razem odcinek pomiędzy jego herbem pod łokciem i wybrzuszeniem. Płynnym ruchem obrócił darklinga na plecy i szybko przyłożył ucho do jego pyska. Nie słyszał jego oddechu.

- Nie, nie, nie...- jęczał, a jego ręce zaczęły drżeć.

"On nie oddycha! On nie oddycha!" - krzyczał wewnętrznie, gorączkowo próbując przypomnieć sobie jakąkolwiek metodę udzielania pierwszej pomocy. Ucznono go tego na ARK, był tego pewny!

Czuł jak panika w nim wzbiera, a on zaczyna bełkotać, lecz nadal podejmował próby odnalezienia dość starego wspomnienia. Był jeszcze bardzo młody, gdy go tego uczono, ale było to powtarzane. Profesor co jakiś czas organizował spotkania na temat udzielania pierwszej pomocy na ARK, w razie gdyby Maria tego potrzebowała. Jeden raz zdarzyło jej się paść i stracić dech przez to, że się przemęczyła za bardzo - Shadow na zawsze zapamiętał przerażenie wymalowane na twarzy profesora.

W końcu go olśniło. Profesor mówił o defiblyratorze AED, ale jeśli sposób działania urządzenia nie zmienił się przez ostatnie 50 lat, to byłoby za duże ryzyko używania go. Kolejny impuls elektryczny mógłby pogorszyć sprawę, nie mówiąc już o dostaniu się do takiego urządzenia.

Była jeszcze jedna rzecz, o której profesor mówił...Shadow zamknął oczy w desperackiej próbie przypomnienia sobie, z ponurą świadomością, że każda sekunda się liczy.

"Uciski klatki piersiowej!" - przypomniał sobie wreszcie jeż i uklęknął w stabilnej pozycji przy Eclipse. Ułożył w odpowiedni sposób ręce i naparł na klatkę piersiową Eclipse'a z niespotykaną siłą. Zaczął pompować, licząc pod nosem uciski.

- Błagam Eclipse...- wymamrotał przy piętnastym, gdy jego działania wciąż nie przynosiły widocznego skutku. Jednak mimo to uciskał dalej, czując, jak ciało Eclipse'a zmniejsza opór.

"Pewnie połamałem mu żebra" - przemknęło mu przez myśl.

Przy dwudziestym ósmym ucisku Shadow zaczął powoli tracić nadzieję.

- Oddychaj do cholery! - burknął, robiąc ostatni, trzydziesty ucisk.

Teraz, jeśli dobrze pamiętał, powinien zrobić dwa sztuczne oddechy. W swojej desperacji odchylił głowę Eclipse'a i pochylił się nad jego pyskiem, zakrył niecałkowicie jego nozdrza i z ulgą stwierdził, że w ustach darklinga nie ma już piany. Ignorując wszystkie złośliwe uwagi, które słyszał z tyłu, wdumuchnął powietrze do ust Eclipse'a, podniósł głowę na chwilę i powtórzył.

Kiedy już miał wrócić do ucisków klatki piersiowej, jego uszy postawiły się na sztorc, gdy wyłapały słaby jęk i świszczący oddech. Shadow spojrzał na twarz Eclipse'a i ulga go zalała, kiedy darkling otworzył trochę oczy. Nawet jeśli niewidocznie, jego powieki odkleiły się od siebie i on wydał z siebie dźwięk, co pokazało, że żyje.

Shadow poczuł niezwykłą ochotę przytulenia młodszego, przyrodniego brata, ale stłumił ją w sobie. Eclipse był jeszcze w okropnym stanie po porażeniu, może lepiej było go nie dotykać. Poza tym, jeż wciąż nie był pewien skąd to uczucie się bierze. Czyżby potencjane stracenie brata na zawsze uciszyło jego wątpliwości związane z oszczędzaniem go?

Potem spostrzegł, że Eclipse zamknął oczy, prawdopodobnie tracąc przytomność, by móc się porządniej uleczyć. Shadow pozwolił mu na to. Widział, że jego klatka piersiowa się porusza, nawet jeśli minimalnie.

"To naturalny dla niego proces, nic mu się nie stanie" - próbował przekonać samego siebie.

- Żyje czy nie? - chłodny, obojętny głos Andrewsa wyrwał Najwyższą Formę Życia z rozmyślań.

- Żyje - odparł Shadow, wstając.

- Świetnie, naprawdę bardzo jest nam potrzebny kolejny, niemal niezniszczalny dziwak - sarknął rudowłosy kapitan, patrząc z obrzydzeniem na Eclipse'a.

To wzbudziło gniew u jeża.

- Powinieneś się cieszyć, że żyje, w końcu to ty miałeś go pilnować, ale zawiodłeś. Pomyśl co by komandor pomyślał, gdyby się dowiedział, że więzień zbiegł podczas twojej warty! - wytknął ostro Andrewsowi, a człowiek zmarszczył brwi.

- Wystarczająco prawdziwe - burknął, po czym dodał z większym ogniem. - Ale to tobie się wyrwał, gdy wpadł w twoje łapska i to ty go tu sprowadziłeś!

Przez chwilę jeszcze celował palcem w pierś jeża, ale przestał, gdy Shadow wydał z siebie swoje zwykłe "hmph" i wzruszył ramionami.

- Zabieramy to z powrotem do celi! - krzyknął Andrews to swoich ludzi, odwracając wzrok od Eclipse'a.

Shadow starał się nie napuszyć, gdy rudowłosy kapitan powiedział to zamiast go.

- Nie powinniśmy go przenieść do skrzydła szpitalnego? - zapytał, krzyżując ramiona.

Andrews zbył jego pytanie machnięciem ręki.

- Po co? Wliże się z tego albo i nie, i tak żeśmy zużyli na to za dużo środków, poza tym Tower i tak będzie wystarczająco wściekły za to przedstawienie, które przy tym odstawiłeś.

"Nie obchodzi mnie, czy Tower będzie wściekły" - pomyślał jeż i spojrzał na Eclipse'a. - "Nie żałuję"

Notes:

Tak naprawdę to można używać AED po porażeniu prądem, lecz Shadow o tym nie wiedział. Nie wiedział również, że teraz AED jest przenośnie, anie stacjonarne jak 50 lat temu.

Chapter 18: Krytyczne Załamanie

Notes:

TW: Silne myśli samobójcze

Chapter Text

Eclipse wydał z siebie zduszony jęk, gdy jego świadomość powróciła. Spróbował otworzyć oczy, ale jego powieki były zbyt ze sobą sklejone. Próbował je odkleić od siebie i dopiero mu się udało, kiedy odłączyły się od siebie automatycznie, gdy poczuł, że się dusi. Jego gardło się nagle ścisnęło, a jego płuca zaczęły boleć, domagając się powietrza. Zaczął chrypić, próbując wziąść głęboki oddech. Pierwszy był najtrudniejszy - kolejne cztery już poszły łatwiej i szybciej.

To dziwne uczucie duchoty i trudność oddychania przypominała mu złudnie chwilę, w której wydostał się z kokonu, w którym został stworzony. Wtedy od razu opadł na twarde podłoże komety, ale teraz czuł tylko pod sobą coś miękkiego. Nadal pamiętał jak trudny do wzięcia był pierwszy oddech, był bardzo podobny do tego teraz.

"Umarłem?" - pytanie było głupie, ale samo się pojawiło w jego głowie. Jeśli tak, to kto go ożywił? I w jaki sposób?

Dziwny ból w klatce piersiowej przeszkodził mu w rozmyślaniach. Czuł go już wcześniej, ale nie po wykluciu się, tylko po rozbiciu wahadłowca G.U.N. na bagnach. Miał uczucie jakby jego żebra się zrastały...tylko czemu byłyby połamane?

"Co się w ogóle stało?" - zapytał sam siebie, aż nagle poczuł kolejny ból, tym razem przeszywający jego lewe ramię. Miał wrażenie, jakby coś się na nim zaciskało na wzór opaski...i wtedy wszystkie wspomnienia wróciły.

Chciał zacząć krzyczeć ze strachu...bo to chyba teraz czuł? Nie był pewien. Głowa go bolała i przytłaczał go zapach spalonej skóry, co powodowało, że miał trudności ze skupieniem się. 

Potrzebował chwili, by przeanalizować swoje emocje, po czym podniósł głowę tylko po to, by poczuć okropne zawroty. Zamknął oczy i czekał, aż nieprzyjemne uczucie minie, o czym w końcu otworzył je i usiadł niezgrabnie. Spojrzał na swoje lewe ramię i przeraził się.

Miejsce, w którym zacisnęła się wcześniej opaska, a raczej była nadal zaciśnięta, zdobiła teraz ogromna wypukłość, pokryta z brzegów przypaleniami i zaschniętą krwią. Jakby cała opaska była teraz pod dość pokaźną warstwą skóry, która została wytworzona przez jego czynnik leczniczy, gdy ten oszalał.

Eclipse zadrżał na wspomnienie tego okropnego wstrząsu. Nie dziwił się, że jego czynnik leczniczy zwariował. Zapewne uznał opaskę za nienaturalny element powstały przez przerwanie transformacji, który trzeba było zakryć, gdyż nie dał się usunąć. Co do reszty jego ciała...darkling zaczął przyglądać się swojej skórze i próbował jej dotknąć w jaśniejszych, miejscach, gdzie była cieńsza. Domyślał się, że to była nowa warstwa skóry, która powstała, gdy ta pokryta oparzeniami odpadła. Jej odcień był inny, jakby czystszy, co tylko pokazywało jak jego skóra ubrudziła się przez niezliczone dni tułaczki.

Wiedział również, że tylko łagodniejsze spalenia odpadły, gdyż czuł na plecach dwie pręgi, które piekły niczym ogień. Jego herby również miały na sobie spalenia, ale one wymagały specjalnej opieki, gdyż nie odrzucały warstw, więc trzeba by było ją zeskrobać, bądź zetrzeć.

Kiedy nie znalazł żadnych innych zmian na ciele, zaczął rozmyślać nad samą ucieczką i porażeniem prądem. Czuł, że coś mu umykało, jakby o czymś ważnym zapomniał, ale nie umiał dojść do senda sprawy. Jedyne co wiedział, to to, że miało to miejsce pod koniec porażenia...ale nie umiał o tym myśleć.

Kiedy próbował myśleć o wstrząsie, coś go blokowało, może wręcz i odrzucało od tych myśli. Eclipse wiedział, że to kwestia czasu. To samo miał z walką na Komecie - na samym początku tułaczki jej nie pamiętał, nawiedzała go tylko w uciążliwych koszmarach, ale po jakimś czasie wróciła. Nadal okropna, ale wróciła.

Darkling domyślał się, czemu tak się dzieje.

"Ja umierałem wtedy..." - stwierdził, a dreszcz mimowolnie przeszedł mu po plecach. Potem jednak spróbował się z tego otrząsnąć. - "Ale teraz żyję i to jest ważne"

Eclipse wziął głęboki oddech pozwalając, że pozytywne stwierdzenie uspokoiło go. Nawet jeśli poderwał się z przerażenia na inną myśl sekundę później.

"Dark Arms!" - pomyślał gorączkowo. Nadal ich nie znalazł, zapewne wciąż potrzebują pomocy!

Poczuwszy przypływ adrenaliny, zerwał się na nogi. Może uda mu się ponownie uciec? Ludzie nie będą się tego spodziewać!

I nagle uderzył w podłogę z głuchym łomotem.

To go nie zniechęciło, więc spróbował się podnieść z podłogi, ale jego nogi nie reagowały, ogon tak samo. Wygiął się, by dotknąć ogona i potem nogi. Nic. Nie czuł dotyku, miał wrażenie, jakby jego ciało od pasa w dół nie istniało.

Ogarnęło go nagłe uczucie paraliżującego strachu, który wręcz wbijał zimne pazury w jego skórę, powodując ciarki. Jego ręce zaczęły się trząść najbardziej jak mogły.

- Nie... - jęknął, a jego głos był dziwnie obojętny, pozbawiony emocji. W żadnym stopniu nie oddawał przerażenia i bezsilności, które rozrywały go od środka. Jego oczy były również puste.

Jego oczy źrenice zwęziły się, a on miał wrażenie, jakby całe jego otoczenie spowiła złowieszcza mgła. W nim wszystko buzuwało i tłoczyło się. Ogrom emocji tak zmieszany i obszerny, że nie umiał go odszyfrować, czy kontrolować. Czuł, jak coś w nim pęka, a w jego gardle wzbiera się głos. Rozpaczliwy krzyk o pomstę.

- Nie!!  - wrzasnął, jego ton znów był monotonny. Jakby jego głos nie reagował na jego odczucia.

Mimo tego krzyczał dalej jak opętany. Walił pięściami podłogę, a jego oczy zaczynały pulsować.

"Dlaczego!? Dlaczego znowu!?" - słowa ociekały desperacją w jego głowie i rozżaleniem, ale z niego wyszedł tylko bełkot, którego nie sposób zrozumieć.

Zaczął znów walić pięściami w podłogę i szamotać się niczym dziecko.

Nie wiedział czemu to robił, po prostu to się działo. Nie umiał tego pohamować i też nie obchodziło go to, jak to wyglądało. To była prawda i niczym nie stłumione emocje.
Nie miał już siły ich ukrywać, czy powstrzymywać. Nie było przy nim teraz Dark Arms, więc po co to ciągnąć?

Nic nie było dobrze! Miał dość.

Miał dość bezsilności!

Miał dość siebie!

Miał dość tego świata!!

- To musi być koszmar! - krzyknął, wciąż trochę bełkocząc.

Bez zastanowienia podrapał się w lewą rękę. Syknął z bólu, po czym zrobił to samo z nogą. Krew zaczęła lecieć z rozcięcia, a on nic nie czuł.

- To nie jest sen! To nie jest sen!! - darł się, nienawidząc obojętności w swoim głosie.

On nie był obojętny. To, że jego głos się nie łamał, że nie brzmiał jak kwilenie dziecka było cudem, a raczej przekleństwem. Chciał słyszeć swoją rozpacz, chciał się czuć sobą!

Opadł bezsilnie na zimny metal podłogi, ale znów się podniósł, gdy poczuł buzującą w nim silną potrzebę destrukcji czegokolwiek.

Nie umiał sobie radzić z emocjami, nie wiedział, czy niszczenie mu pomoże, ale i tak nie miał żadnych innych pomysłów, czy siły, by się temu opierać.

Chciał drapać metal i zaczął to robić. Pazury jednak przeszkodziły mu w tym, gdyż zaczęły od tego boleć, jakby teraz o wiele bardziej podatne na zranienia. Wydawały również zgrzyt, który go irytował, więc przestał.

Musiał jakoś wyrazić ten kłąb emocji, który miał w sobie. Przyjął, że to bezsilność, bo już mniej więcej wiedział, jak sobie z nią radzić, ale nie miał jak tego zrobić. Spróbował strzepnąć ogonem - nic. Ogon nie drgnął nawet o milimetr, leżał bezwładnie między jego nogami.

Zaczął słuchać dziwnych, zniekształconych lamentów opusczających bez wiedzy jego gardło. Ledwo usłyszał pomiędzy nimi, jak ktoś otwiera jego celę i wchodzi do niej.

Normalnie by próbował wybiec, ale jak biec z nie działającymi nogami?

- Eclipse!

Źrenice Eclipse'a rozszerzyły się, gdy usłyszał znajomy głos, bez wątpienia należący do Luny.

Podniósł wzrok, by spojrzeć na suczkę. W jej oczach było coś osobliwego, co pokazywało mu dokładnie jak brzmiał i wyglądał. Jej przerażenie było odbiciem jego własnego lęku. Jej zrozpaczenie było czymś, czego chciał, by jego twarz i głos też doświadczał, a nie tylko jego wnętrze.

Jednak też widok jego własnych emocji zirytował go. Nie był jakąś larwą, był niemal dorosły, był Najwyższą Formą Kosmity! Powinien być nieugięty, walczyć aż do końca i wygrywać, a nie się łamać.

Ten narzucony obraz własnego siebie zawsze w chwilach zwątpienia łamał go jeszcze bardziej i teraz nie było inaczej. Mimo że już dawno temu stwierdził, że jest nikim w porównaniu do darklinga, którym powinien być.

- Eclipse... - cichy, przerażony szept Luny powrócił go do rzeczywistości.

- Zabij mnie! Proszę! Po co mam żyć jak nie mogę się ruszać!? Jestem żałosnym niedobitkiem! Nigdy nie znajdę Dark Arms! - wykrzyczał bez zastanowienia.

Nie wiedział, jak się czuł po tej prośbie, nie obchodziło go to. Jedyne, na czym się teraz skupiał to była jego własna głupota. Cierpienie nie zostawiało go od wybuchu komety, dlaczego miałoby to zrobić teraz!?

Zanim jednak Eclipse zdążył dojść do czegokolwiek więcej, poczuł zalewające go przyjemne ciepło. Nie spodziewał się, że Luna rzuci się na niego i obejmie, więc zastygł. Nie rozumiał również celu tego nagłego ataku.

- Co ty robisz? - mimo że Eclipse chciał, by jego głos był cichy i wyrażał zrozpaczenie, nic z tego nie wyszło. Wyszło tylko obojętne pytanie, czyli coś zupełnie odmiennego.

Luna nic z początku nie odpowiedziała, jakby analizowała jego emocje, których w głosie brakowało. Eclipse nie miał bladego pojęcia, jak ona zamierzała to zrobić, choć domyślał się, że pewnie wykorzysta do tego teraz ograniczoną mimikę jego twarzy.

- Co to jest? - zapytał ponownie Eclipse, ze ściśniętym gardłem. Łzy formowały się w jego oczach, ale on starał się je powstrzymywać przed wypływaniem.

- Przytulas - odpowiedziała w końcu Luna, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

Łuki brwiowe Eclipse'a lekko drgnęły, a on przygryzł wargę, starając powstrzymać się od jęków.

- Jeśli chcesz płakać, to płacz - powiedziała mu spokojnie Luna. - Jestem tutaj dla ciebie

Darkling już nie powstrzymywał się, tylko zaczął płakać i zamknął oczy, wtulając się w nią. Może i jego szlochy brzmiały pusto, ale były prawdziwe. Po tak długim czasie wreszcie przeszły przez jego gardło, biorąc jesczcze z sobą stare wyrzuty sumienia.

- Ja przepraszam! - wybuchnął nagle darkling. - Przepraszam, że cię odepchnąłem! Ja...nie powinienem się na ciebie wściekać! I miałaś rację! Ja bałem się tej operacji cały czas i...!

Przerwał, bo zaczął się dławić płaczem.

- Nic się nie stało Eclipse, już jest wszystko dobrze - uspokajała go Luna.

Źrenice Eclipse'a zwęziły się, a on wyrwał się z jej uścisku, odsunął się i zaczął brać urywane oddechy przez zaciśnięte zęby.

- Nie jest! Ta operacja była po nic! - jęknął swym nadal monotonnym głosem. - Ja...ja nie mogę ruszać nogami i...i ogonem!

Mimo tej pustki w oczach, jego słowa i zachowanie mówiło samo za siebie. On był przerażony. Ale nie tylko tym paraliżem - też samym sobą.

Nie umiał radzić sobie z emocjami, nikt go nigdy tego nie nauczył i nie było to wgrane do umysłu roju.

Przerażały go same jego myśli o ukaraniu siebie, czy zakończeniu tego wszystkiego. Nie mógł ich powstrzymać, czy ich odgonić. Nawet jeśli znikały na jakiś czas, potem wracały z jeszcze większym natężeniem.

On już nie wiedział co robić, nic nie wiedział, lecz w inny sposób niż wcześniej. Nie był już naiwny, teraz nie miał siły analizować, nie wiadomo czemu.

- Eclipse... - powiedziała łagodnie Luna i przeniosła swoje współczujące spojrzenie z powrotem na darklinga.

Eclipse odsunął się jeszcze dalej, gdy ona wysunęła w jego stronę rękę, co spowodowało, że zmrużyła oczy w konstrenacji.

Lecz darkling nie uciekał przed nią, tylko przed własnymi lękami i wątpliwościami. Chciał uciec przed szaleństwem, przed mętlikiem w głowie i samym sobą.

- Dlaczego!? Dlaczego znowu!? - zawodził Eclipse, cały czas płacząc. Jego ramiona trzęsły się, jakby groziły, że przestaną go podpierać. Nadal czuł napięcie, lecz teraz było mniejsze, jakby powoli go opuszczało. Czy to możliwe, że płacz mu pomagał?

Spojrzenie Luny pociemniało w odpowiedzi na pytanie darklinga.

- Pewnie przez porażenie prądem - stwierdziła cicho. - Słyszałam co się stało i powiedz mi, dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego próbowałeś uciec?

Eclipse sądził, że odpowiedź na to pytanie była oczywista, ale mimo to powiedział, starając w ten sposób zapomnieć o lękach:

- Dark Arms...ja muszę im pomóc, one są ranne...

Jego pusty głos brzmiał niczym cichy świst. Ta tęsknota bolała go tak bardzo, że nawet ze sprawnym głosem nie umiałby jej wyrazić.

- A skąd to wiesz? - zapytała Luna.

- Widziałem ich chyba po operacji - odparł darkling. - Słyszałem ich błagania o pomoc

Uszy Luny trochę odchyliły się, a ona wydawała się nagle nerwowa.

- Jesteś pewien, że to nie była halucynacja po narkozie?

To pytanie uderzyło Eclipse'a mocniej niż jakikolwiek cios, nawet jeśli zadany przez Omegę. Co jeśli to była halucynacja?

"By rozpocząć połączenie mentalne, musiałby być blisko" - stwierdził Eclipse ze zdruzgotaniem. - "A to niemożliwe...gdyby były w tej bazie wyczułbym to, a gdyby były na zewnątrz...napewno żołnierze by je znaleźli"

Dopiero teraz zaczęło do niego dochodzić, jak bardzo pochopną decyzją była próba ucieczki. Mógł zginąć...i to na darmo.

"Ale przynajmniej jest szansa, że z Dark Arms jest wszystko dobrze" - przemknęło mu przez myśl, ale o dziwo nie zalała go ulga. Nie poczuł radości, zamiast tego poczuł...nic. A może jednak coś poczuł?

Warknął wewnętrznie na to, że gubi się we własnych emocjach. Nie tylko był wobec nich niepewny - nie miał siły ich rozkminiać.

Dark Arms były dla niego ważne. Dlaczego nie poczuł ulgi na myśl, że nic im nie jest?

- Nie wiem...pewnie tak - odpowiedział w końcu na pytanie, wpatrując się beznamiętnie w podłogę. - Ale ja muszę ich odnaleźć...nie chcę żyć ciągle w niepewności

Luna nie odezwała się. Jej oczy lśniły w półmroku, podczas gdy ona pogrążyła się w rozmyślaniach.

Cisza sprawiła, że do Eclipse'a wróciły lęki, teraz jeszcze doszła do nich obawa o Dark Arms. Przerażenie zaatakowało go tak znienacka, że nie wytrzymał.

- Luna... - zaczął drżącym głosem, by zwrócić jej uwagę. - Ja już nie mogę...ja już mam dość, nie mam siły już walczyć

Czuł się nieswojo przyznając się do słabości, ale nie mógł się oprzeć. Mimo całej jego siły i dumy, już od dawna zaczynały go dręczyć pokusy poddania się. Już nie wiedział co robić, wydawało mu się, że wszystko, czego próbował kończyło się katastrofą. Według siebie samego nie był tym, kim miał być. Był kimś zupełnie innym, nawet za słabym, by być żałosną imitacją siebie. Dark Arms jakoś mu pomagały, dawały mu poczucie celu i ich radość była dla niego jak lód na ranę. Przy nich musiał wyglądać na zdecydowanego przywódcę, wmawiając sobie, że nim jest, a teraz nie musiał tego robić. I to właśnie było dla niego okropne - teraz widział jaki jest naprawdę. Ten autentyczny obraz samego siebie go przerażał. Wolałby nadal wmawiać sobie, że jest silny i wie co robić.

- Eclipse - głos Luny wyrwał go z rozmyślań. Spojrzał suczce w oczy, gdy ta kontynuowała. - Masz prawo mieć dość

Mimo swojej prostoty, te słowa były dla Eclipse'a czymś cudownym. Nie wiedział czemu, po prostu mu pomogły. Nawet jeśli tylko trochę, to nadal go odciążyły i zdjęły część ciężaru, który od tak dawna dźwigał.

- Nawet jeśli zostałeś stworzony, by być idealny, masz prawo nie mieć już siły - ciągnęła Luna. - Nikt cię nie nauczył, jak żyć w tym świecie, więc to normalne, że cię to przerasta

Eclipse poczuł jak znów zachciewa mu się płakać, lecz z innego powodu - z czystego wzruszenia, bo ktoś go rozumie.

Wtem, Eclipse nieśmiało przytulił się do Luny, pragnąc pokazać suczce w ten sposób, że jest wdzięczny za jej słowa. Chciał, by była przy nim, by była jego przewodnikiem we własnych emocjach. By oświetlała mu drogę niczym gwiazda przewodnia.

- Zostań ze mną - poprosił ją cicho. - Proszę...ja boję się samotności

Luna usiadła wygodniej i położyła mu rękę na ramieniu.

- Nigdzie się nie wybieram

Eclipse poczuł, jak zaczyna się trochę uspokajać, a łzy przestają spływać po jego policzkach. Chciał, by ta chwila trwała wiecznie. Ta mała przyjemność, to współczucie, którym kiedyś się brzydził, bo go nie rozumiał. Nigdy wcześniej nie zaznał czegoś takiego, po raz pierwszy od śmierci Black Death czuł się...lepiej.

Może i nadal chciało mu się płakać, ale nie czuł już tak dużego ciężaru. Czuł się o wiele lepiej po przyznaniu się do swojej rzekomej słabości.

- Czy ja jestem słaby? - wypowiedział te pytanie na głos, zanim zdążył się powstrzymać.

- Nie - odpowiedziała od razu Luna. - Podziwiam to, że wytrzymałeś tak długo. Może i nie jesteś na razie silny, ale nie jesteś słaby

Eclipse pozwolił sobie na mały, niemal niewidoczny uśmiech. Nie pamiętał, kiedy ostatnio się szczerze uśmiechał.

Przez kilka kolejnych minut leżał w objęciach Luny, czując, jak zmęczenie go przytłacza. Niemal zasnął, ale jedna myśl nie dawała mu spokoju.

- Co ja mam teraz zrobić? - wypowiedział pytanie na głos. - Co ze mną będzie?

Luna namyślała się przez chwilę, po czym odpowiedziała.

- Mógłbyś zaproponować swoje usługi jako agent, w zamian za Dark Arms, jeśli tak bardzo ich pragniesz

Eclipse powoli pokręcił głową.

- Wasz dowódca mi nie zaufa, w końcu próbowałem uciec - westchnął.

"Dlaczego byłem taki głupi?" - dodał w myślach.

Luna przyłożyła palec do dolnej części pyska i zaczęła się zastanawiać.

- Wiesz, nie powinno się podejmować znaczących decyzji po narkozie. To może być styuacja łagodząca, tak samo halucynacja - powiedziała w końcu.

Oczy Eclipse'a minimalnie rozbłysły, lecz nadal nie zdradzały jego odczuć.

- A to, że ktoś mnie uśpił niedługo po operacji też się liczy? Chyba przyłożył mi do pyska jakąś szmatkę - zapytał.

Twarz Luny widocznie rozjaśniła się.

- Oczywiście, że się liczy! Musisz koniecznie to powiedzieć komandorowi Towerowi, zroganizuję ci spotkanie z nim jak najszybciej! - krzyknęła z werwą.

Suczka szybko wstała i już chciała wyjść, ale Eclipse chwycił ją za nogę.

- Nie zostawiaj mnie - błagał.

Luna kucnęła przy nim.

- Muszę na chwilę - powiedziała zakłopotana. - Ale wrócę jak najszybciej

Darkling sennie pokiwał głową i ułożył się wygodniej na podłodze. Załamanie go tak wykończyło, że mógłby teraz zasnąć.

Zamknął oczy, starając się mieć nadzieję, że wszystko się dobrze skończy. Kto wie, może komandor mu uwierzy?

Chapter 19: Obiecujący Pierwszy Krok

Chapter Text

- Luna! Przestań! - krzyknął Eclipse, desperacko odsuwając się od Luny. Starał się układać ręce tak, by suczka nie mogła dotknąć jego pyska, ale ona nie dawała za wygraną.

Luna na chwilę zastygła i wręcz z komicznym wyrazem twarzy spojrzała na Eclipse'a. Widać, że była rozbawiona sytuacją.

- Eclipse, musisz się dobrze prezentować na spotkaniu! - oznajmiła i znów spróbowała dosięgnąć policzków Eclipse'a mokrą chusteczką, którą miała w ręcę.

Eclipse tylko warknął i przestał się wyrywać. Spokojnie usiadł i odwrócił wzrok, gdy Luna wycierała mu pysk, mocno drażniąc jego skórę. Była nowa i jaśniejsza od reszty, gdyż stara odpadła, by usunąć spalenia. Jednak na jego policzkach były wciąż małe skrawki ubrudzone zaschniętą krwią i śladami po niedawnych łzach.

- Dość! Wystarczy! - syknął defensywnie, gdy dociskanie chusteczki zaczynało ranić go coraz bardziej.

- Już kończę - obiecała Luna, a Eclipse jęknął.

- Jakaż jest moja dola nędzna, pies mnie atakuje chusteczką! - sarknął nadal monotonnym tonem, a jego twarz mimowolnie ozdobił mały, słaby uśmiech.

Luna przewróciła oczami.

- Widzę, że humor ci powrócił - zachichotała, jednak nie miała racji.

Eclipse próbował sarkazmem rozładować sytuację i ukryć swoje wątpliwości. Tak naprawdę był zestresowany nadchodzącym spotkaniem z komandorem Towerem i swoim stanem. Był gotowy zgodzić się na współpracę pod warunkiem dostania Dark Arms, ale obawiał się, czy jego władza w dolnej części ciała powróci do tego czasu.

Minął niemal dzień od jego porażenia prądem, gdyż komandor nalegał w daniu mu czasu na rekonwalescencję i zrzucenie z siebie jego skutków, przynajmniej tych zagrażającym podejmowaniu właściwych decyzji. Eclipse jednak wciąż nie mógł ruszać ogonem ani nogami, były dla niego wręcz martwe. Z jego ekspresją emocji za to poprawiło się minimalnie, gdyż mógł kontrolować siłę głosu, lecz żadne emocje nie były w nim słyszalne. Z jego oczami było tak samo, jakby były owładnięte przez ziejącą pustkę wchłaniającą wszystkie jego odczucia, które chcą wkraść się do jego spojrzenia.

- Już skończyłam - oznajmiła nagle Luna, w końcu zostawiając policzki Eclipse'a w spokoju.

- Dzięki Chaosowi - wymamrotał Eclipse, a Luna przewróciła oczami.

Jednak humor darklinga zmienił się w ułamku sekundy z rozdrażnienia na zdołowanie. Wiedział, że dzieliło go tylko kilkanaście minut od spotkania, które może zmienić jego życie na lepsze, ale również je pogorszyć. Wszystko zależało od tego jak zaprezentuje warunki i czy temperament nie weźmie nad nim góry. Nie sądził, że był gotowy na to, lecz nie wiedział, czy kiedykolwiek byłby.

"Teraz albo nigdy" - próbował się zmotywować, lecz to nie pomogło za bardzo. Zamiast tego chciał się skupić na tym, by się nie zbłaźnić przed G.U.N. bardziej niż już zdążył, ale nie wiedział jak.

- Luna - nazwał suczkę po imieniu, by zwrócić jej uwagę i jakoś zacząć rozmowę. Luna zastrzygła uszami i przechyliła głowę na bok, wyraźnie czekając na dalsze wypowiedzi darklinga.

- Jak ja powinienem się tam zachować? Odpowiadać na pytania? Kłaniać się? Mówić mu  mistrzu, czy sir, czy jak? - lawina pytań opuściła jego usta, zanim zdążył ją powstrzymać.

Widząc konsternację Luny, Eclipse zamknął pysk i cierpliwie wpatrywał się w nią, podczas gdy ona przygotowywała odpowiedzi na zadane jej pytania.

- Przede wszystkim słuchaj i nie odzywaj się nie pytany - powiedziała w końcu, w jej błękitnych oczach lśniła rzadka powaga. - Pamiętaj, to komandor prowadzi spotkanie. Nie kłaniaj się, jak już to możesz lekko skłonić głowę i zwracaj się do niego sir

Eclipse kiwnął głową kilka razy, przyswajając te informacje.

- I najważniejsze - ciągnęła Luna. - Nie stresuj się Eclipse, dasz radę

Oczy Eclipse'a zwęziły się na ostatnie dwa słowa suczki, wydawały się dziwnie znajome. Jakby niosły ze sobą echo czegoś dziwnego, czegoś czego Eclipse nie był w stanie opisać czy sklasyfikować.

- Co powiedziałaś? - domagał się powtórzenia.

Luna wydawała się zdziwiona na początku tą prośbą.

- Um...dasz radę?

Źrenice Eclipse'a zaczęły lekko drżeć.

Dasz radę

Słowa odbiły się echem w głowie darklinga, ale nie wypowiedziane głosem Luny...tylko Black Deatha. Jego oczy rozbłysły lekko w półmroku, gdy otulił go ponownie głos mistrza, a on przypomniał sobie wizję, którą miał podczas porażenia prądem.

...Musisz sprowadzić chwałę na nasz gatunek, nawet jeśli w inny sposób, niż tego chcieliśmy...

Głos mistrza sprawił, że poczuł, jakby na niego opadł promyk światła, promyk nadzei. Czy słowa jego stworzyciela oznaczały, że wybór pracy w G.U.N. w zamian za Dark Arms był słuszny?

"Zrobię to, mistrzu" - obiecał w myślach, a nowa nadzieja rozkwitła w nim. Nadzieja, że wszystko się skończy dobrze.

- Eclipse? - głos Luny powrócił Eclipse'a do rzeczywistości. - Wszystko dobrze?

- Tak, po prostu przypomniałem sobie coś ważnego - odparł, czując jak podekscytowanie zalewa te słowa w jego umyśle. Cieszył się, że sobie o tym przypomniał.

- Jestem gotowy na spotkanie - oznajmił, dumnie wypinając pierś.

Kwadrans potem, Eclipse i Luna byli już w drodze do biura komandora Abrahama Towera. Darkling o dziwo się nie stresował, bądź po prostu wstyd stłumił te uczucia. Był zażenowany sposobem, którym musiał się poruszać - siedział na krześle z dwoma ogromnymi kołami i dwoma mniejszymi, zależny od Luny, która go pchała i prowadziła. Suczka próbowała go nauczyć podstaw kierowania tym urządzeniem, które nazwała "wózkiem inwalidzkim" i nawet Eclipse'owi dobrze poszła nauka, ale ze względu nieznanych mu zasad bezpieczeństwa miał na szyji ogranicznik, a nadgarstki przykute do podłokietników, by nie miał jak go rozerwać. Nawet nogi miał przykute i ogon, choć nie rozumiał po co, jak i tak nie mógł ruszać tymi kończynami.

Na szczęście korytarze były stosunkowo puste, więc niemal nikt nie widział jego niedoli i nie gapił się na niego jak, cóż...jak na kosmitę. W małej klatce zwanej windą, w której niemal dostał zawału, gdy ta się zaczęła ruszać, nie był pewien czy był sam z Luną. Był zbyt zestresowany i zszokowany samym byciem w niej, by myśleć o takich sprawach.

Gdy już byli na właściwym piętrze, było o wiele więcej żołnierzy i nawet kilku mobianów. Eclipse wzdrygnął się na widok rudowłosego człowieka mijającego go. To on rzucił w nim inhibitorem w formie opaski, choć jeszcze z jednego powodu wydawał się daklingowi mgliście znajomy. Eclipse zmrużył oczy i spojrzał na niego jeszcze raz. Zaczął się też przyglądać ludziom wokół rudowłosego i już wiedział.

"Oni byli na Nowej Czarnej Komecie, rudowłosy był chyba dowodzącym" - pomyślał Eclipse. - "Pewnie tym porażeniem prądem chciał się na mnie zemścić"

Eclipse jednak przestał o tym myśleć, gdy minęła go żwawym krokiem biała nietoperzyca, mierząc go lodowatym, nieufnym spojrzeniem turkusowych oczu. Szybko zatrzepotała skrzydłami, gdy odwzajemnił spojrzenie i jeszcze bardziej przyśpieszyła kroku.

Za nią szedł czarno-czerwono-szaro-żółty, ogromny robot z serii E-100, też mierząc Eclipse'a wrogim spojrzeniem mechanicznych oczu. Omega jednak też przyśpieszył, niemal depcząc Rouge po piętach.

Kolejny szedł ostatni członek Team Dark. Czarny jeż w czerwone pręgi.

"Shadow!" - zawołał w myślach Eclipse. Już chciał powiedzieć coś przyrodniemu bratu, ale powstrzymał go sposób, w jaki się na niego patrzył. W szkarłacie jego oczu migotała na początku ulga, która szybko zmieniła się w przerażenie. Shadow zeskanował Eclipse'a wzrokiem od góry do dołu, zatrzymując się najdłużej przy jaśniejszych płatach nowej skóry i na wypukłości zdobiącej jego ramię.

"Chyba jest przerażony moim stanem" - pomyślał darkling i podjął próbę zajrzenia do umysłu jeża. Shadow nawet nie opierał się, co zdziwiło Eclipse'a, ale nie aż tak jak to, co zastał w jego umyśle. Zastał tam nic. Jakby jeż był zbyt zszokowany, by myśleć, czy wypowiedzieć chociaż jedno słowo.

Zanim Eclipse zdążył cokolwiek zrobić, rozległ się pośpieszający głos Rouge.

- Shadow! Pospiesz się, spóźnimy się!

Wtem zawróciła, chwyciła Shadowa na rękę i rzuciła znów to chłodne, nieufne spojrzenie Eclipse'owi, po czym przyśpieszyła, ciągnąc jeża za sobą. Shadow niemal się potknął, ale potem dostosował tempo do Rouge i zaczął z nią cicho rozmawiać.

Eclipse tylko zdziwiony odprowadzał ich wzrokiem, po czym postarał się z tego otrząsnąć, niestety bez skutku. Ciągle w głowie miał to wspomnienie wzroku Rouge i jej reakcji, miał wrażenie, jakby chroniła Shadowa przed nim, odciągając go.

"Pewnie mi nie ufa" - pomyślał Eclipse. - "Ale ja nie jestem tym samym darklingiem co byłem. Mam nowy cel"

Niedługo potem Luna wprowadziła Eclipse'a do rozległego pomieszczenia zawierającego kilka stołów po obu stronach i bardzo dużo krzeseł. Przy stołach głównie siedzieli żołnierze, głównie ci, którzy byli na Nowej Czarnej Komecie. Shadow i Rouge siedzieli na krzesłach przed stołami, widocznie za niscy, by siedzieć wraz z innymi. Obok nich stał Omega.

Przy wysokim prostopadłościanie metalu, stojącym z boku pomieszczenia, stał wysoki siwy człowiek o różnych oczach. Eclipse'a zadziwił ten ostatni szczegół, lecz szybko stłumił chęć zapytania o niego. Nie mógł znów się zbłaźnić, a człowiek wyglądał bardzo poważnie.

"Zapewne to jest ten komandor" - stwierdził w myślach Eclipse, po czym jego źrenice minimalnie zwęziły się, gdy dostrzegł, że komandor jest dwa razy wyższy od niego, a jego spojrzenie było tak przenikliwe, że zmroziło mu krew w żyłach.

Komandor na sam początek skinął głową lecz nie do niego, tylko do Luny stojącej obok. Suczka zrozumiała niewerbalne polecenie i usiadła przed stołami z prawej strony, zostawiając tym sposobem Eclipse'a samego na środku, skazanego na komandora.

- A więc Eclipse the Darkling, powiadomiono mnie, że możesz przedstawić owe dowody, które złagodzą twoją sytuację - zaczął uroczyście Tower, a Eclipse poczuł, jak palą go spojrzenia wielu par oczu. Najbardziej tych szkarłatnych, należących do jego przyrodniego brata.

- Zanim odpowiem... - darkling zaczął, ale w tej chwili opuściła go odwaga. Obawiał się gniewu Towera, lecz jego twarz przybrała zdziwiony wyraz, co zmotywowało Eclipse'a, by mówić dalej. - Chciałbym wiedzieć, co będę z tego miał

Cieszył się, że nadal miał problemy z głosem, gdyż dzięki temu nikt nie słyszał niepewności, która nim targała.

Tower na chwilę znieruchomiał, po czym znów przybrał poważną postawę, zakładając ręcę za plecy.

- Cóż, jeśli twoje dowody okażą się istotne, przystąpimy do złagodzenia kary, więc będziesz miał większe szanse na ułaskawienie. Jeśli jednak okaże się inaczej, twoje szanse pozostaną takie same jak teraz - obwieścił, a Eclipse zmrużył oczy, próbując to wszystko pojąć.

- Może ci to przynieść tylko korzyść

Eclipse usłyszał nagle głos w umyśle, bez wątpienia należący do Shadowa. Darkling chciał zacząć rozmowę z jeżem, bądź chociaż podziękować za wytłumaczenie, ale wiedział, że powinien się bardziej skupić na Towerze. Poza tym i tak nie wiedziałby co powiedzieć.

- Dobrze, więc, moja ucieczka była bardzo ryzykowna i nieprzemyślana - przyznał Eclipse, wskazując pyskiem na wybrzuszenie na lewym ramieniu. - Twierdzę, że była niepotrzebna, poza tym, uciekłem, bo miałem wizję, w której widziałem, jak Dark Arms wołają o pomoc i...ona mogłabyć, a raczej była halucynacją. Dopiero teraz doszedłem do tego, że z uwagi na dystans dzielący nas, taki kontakt jest niemożliwy

Tower lekko skinął głową, a Eclipse nieśmiało spojrzał w bok, by ujrzeć reakcje innych. Żołnierze i Team Dark zdawali się być niewzruszeni tym, niektórzy wręcz rozbawieni.

- Halucynacja nie jest złagodzeniem, gdyż to jest bardzo rzadki skutek narkozy. Był niezamierzony - odparł Tower.

Eclipse przełknął ślinę, a jego brwi lekko wygięły się do góry, ukazując choć trochę jego zestresowanie. Zaczął wbijać pazury w podłokietniki, zastanawiając się co jeszcze powiedzieć.

- Jeśli to tyle, to oddelegowuje cię do celi - powiedział nagle Tower, na co głowa Eclipse'a poderwała się.

"Będę płacić za moje własne błędy do końca życia" - pomyślał ze zrezygnowaniem, a jego twardówka zaczęła błyszczeć od zbierajacych się łez w kącikach jego oczu.  - "Już nic nie umiem zrobić dobrze..."

- Sir, proszę się wstrzymać! - zawołała nagle Luna, podnosząc się z miejsca. Zanim Tower zdążył cokolwiek powiedzieć, ona rozłożyła ręcę na boki i spojrzała znacząco na Eclipse'a.

- Pamiętasz, co mi mówiłeś wczoraj? - zapytała go.

Ten zastanawiał się przez chwilę, po czym zrozumiał, o co chodzi suczce. Uśmiechnął się do niej i skinął głową. Spojrzał potem ponownie Towerowi w oczy, schylając przy tym lekko głowę, by ukazać swą uległość mu.

- W mojej celi ktoś był - stwierdził w końcu Eclipse, a w niedopasowanych oczach komandora błysnęło zainteresowanie.

- Czyżby? - zdziwił się Tower. - Kto?

- Niski człowiek w białym fartuchu i gęstym, długim, rudawym włosiem na brodzie. On przyszedł do mnie tuż po operacji i przyłożył mi jakąś szmatkę do pyska o chyba...słodkawym zapachu  - tłumaczył Eclipse.

Już w połowie podawanego przez niego opisu usłyszał za sobą szepty i widział, jak Tower otwiera szerzej oczy. Skończywszy swą wypowiedź, Eclipse minimalnie obejrzał się za siebie, by zobaczyć, jak skonfundowani ludzie wymieniają zdzwione spojrzenia, z jednym wyjątkiem. Rudowłosy kapitan wciąż siedział ze zmarszczonymi brwiami, mierząc Eclipse'a bacznym spojrzeniem oceanicznych oczu.

- Dlaczego powinniśmy temu wierzyć, sir? - zapytał sceptycznie.

Jego ton tak ociekał pogardą, że Eclipse był pewien, że gdyby jego ogon był sprawny to stanąłby dęba, po czym strzepnąłby ze złością. Darkling również powstrzymał się od zmarszczenia brwi na bycie nazwanym tym.

Eclipse również usłyszał ciche warknięcie z boku, bez wątpienia należące do jego przyrodniego brata. Zadowolił go fakt, że Shadow podziela jego opinię na temat tej wypowiedzi.

- Nasz monitorowy zgłosił 2 dni temu, że wystąpiło jakieś zakłócenie w monitoringu. Podjerzewaliśmy, że było to spowodwane krótką awarią prądu. Jest bardzo możliwe, że dr Snively shakował wtedy nasz system, by ukryć swoją obecność - stwierdził Tower. Rudowłosy kapitan wyglądał tak, jakby nadal chciał argumentować, ale komandor zauważył to w porę i kontynuował:

- Mamy jeszcze jeden sposób, by zweryfikować wersje darklinga. Agencie Shadow, mógłbyś to sprawdzić?

Wszystkie spojrzenia nagle przeniosły się na Shadowa. Niektóre z nich były kpiące, inne zdziwione, czy nawet zachęcające.

- Oczywiście, sir - odpowiedział po chwili Shadow z wachaniem się. Widać było, że w ogóle nie spodziewał się takiej prośby.

Kilka sekund potem, Eclipse poczuł obecność brata w swoim umyśle, więc ułatwił mu sytuację i od razu przywołał wspomnienie, którą Shadow miał zweryfikować.

Shadow po chwili wycofał się z kontaktu bez żadnego słowa, nawet jednej myśli. Eclipse nie winił go za to, sam w końcu nie wiedział, jak zacząć z nim rozmowę.

"Powinienem go przeprosić" - stwierdził w myślach. - "Spróbuję to zrobić po spotkaniu, jeśli mi dadzą"

- To prawda, sir - zameldował Shadow, tym sposobem wyrywając Eclipse'a z rozmyślań.

- W takim razie, masz większe szanse na ułaskawienie, Eclipse. Jednakowoż... - zaczął Tower, lecz darkling wszedł mu w słowo.

- Sir, jeśli mogę coś zaproponować - powiedział, a Tower po chwili kiwnął głową z aprobatą. - Chciałbym wypracować w pewnym sensie wymianę. Będę przestrzegał waszych przepisów i będę waszym agentem, a w zamian proszę o normalne życie chociaż w pewnym stopniu i Dark Arms

Tower wyglądał na zaskoczonego propozycją, lecz mimo to przemówił.

- Zgadzam się na te warunki. W zamian za bycie naszym agentem i przestrzeganie naszych praw namierzymy Dark Arms i sprowadzimy je tutaj, oraz ułaskawimy cię, choć będziesz musiał być przez pierwsze lata pod ścisłym nadzorem. Ale najpierw, musisz zasłużyć się w misji. Jednak jeśli złamiesz warunki, bezzwłocznie czostaniesz zneutralizowany

Eclipse kiwnął z powagą głową, udając, że nie jest przerażony groźbą i nagle przypomniał sobie, że wciąż jest skuty.

- Zgodziłem się dla was pracować, możecie mnie już rozkuć? - zapytał trochę zakłopotany.

Tower skinął głową i przeniósł spojrzenie na Lunę pokazując jej w ten sposób, by to uczyniła.

Gdy tylko zdjęto obręcze z jego nadgarstków, darkling zaczął je pocierać.

- Agentko Luno, proszę odprowadzić Eclipse'a do kwatery - rozkazał komamdor, na co suczka lekko skłoniła głowę i chwyciła uchwyty wózka inwalidzkiego Eclipse'a.

Mimo że Black Arm już opuszczał salę spotkań, wciąż skupiał się na tym, o co pytali dalej żołnierze.

- Sir, a co ze Snivelym? - jeden z nich zapytał.

- Wyślemy za nim Team Dark, będzie to zapewne długa misja, wyruszą jutro - oczy Eclipse'a rozszerzyły się, gdy usłyszał te słowa. Shadow wyjeżdżał kolejnego dnia na nieokreślony czas, co oznaczało, że jeśli chciałby z nim porozmawiać, bądź chociaż go przeprosić, musiałby to zrobić tego dnia.

Od razu zaczął rozmyślać nad słowami, których powinien użyć przepraszając jeża. Jednak za nim dojść do jakiś konkretów, on i Luna dotarli do windy. Darkling musiał się psychicznie przygotować na kolejną podróż ruszającym się metalowym pudełkiem, więc przestał przez chwilę myśleć o Shadowie.

Zanim jednak znalazł się w windzie, usłyszał coraz głośniejszy stukot obcasów.

- Hej! Szmaciano lalko do połowy! - Eclipse znieruchomiał na krzyk Rouge i jęknął wewnętrznie na przezwisko.

- Nigdy więcej mnie tak nie nazywaj. Co jest? - zapytał, obracając wózek w stronę nietoperzycy, by ją widzieć. Znów mierzyła go tym samym, podejrzliwym spojrzeniem.

- Musimy porozmawiać. - powiedziała krótko Rouge.

- Umm...ok? - odparł ze zdziwieniem Eclipse, patrząc się na Lunę. 

Ta uśmiechnęła się i kiwnęła głową.

- Jedź, ja poczekam

Wyraz twarzy Eclipse'a minimalnie spoważniał i pojechał za Rouge. Ciekawiło go, czego nietoperzyca od niego chciała. 

Chapter 20: Nieufność Łowczyni Skarbów

Chapter Text

Eclipse, z pewnym drżeniem serca, wolno jechał za Rouge rozległym korytarzem. Nietoperzyca skręciła kilka razy, jakby znała całą bazę na pamięć, aż w końcu zatrzymała się. Oparła się plecami o ścianę, bacznie obserwując Eclipse'a.

Nie uszło uwadze Eclipse'a, że pod pretekstem skrzyżowania ramion, Rouge trzymała się kurczowo za prawe ramię. Darkling domyślał się czemu.

- Um, jak tam ramię? - zapytał nieśmiało, bawiąc się kciukami.

Oczy Rouge zwęziły się, a jej spojrzenie wydawało się jeszcze zimniejsze niż wcześniej. Widać było, że próbowała rozszyfrować darklinga.

- Teraz dobrze - odparła chłodno, po czym kontynuowała kpiąco. - Tak tylko, to włosie na brodzie nazywa się brodą

Eclipse poczuł, jak jego policzki lekko się zielenią z zażenowania, a on instyktownie zaczyna unikać wzroku nietoperzycy.

- Taaak... - Eclipse przeciągnął końcówkę, po czym potarł z zakłopotaniem kark i westchnął. - Dzięki

Rzęsy Rouge zatrzepotały, gdy ta mrugnęła kilka razy, widocznie zszokowana.

"Błagam, to nie takie dziwne..." - pomyślał Eclipse, powstrzymując się przed przewróceniem oczami na przesadną reakcję nietoperzycy.

- Ty mi dziękujesz? - zdziwiony głos Rouge wyrwał Eclipse'a z rozmyślań.

Eclipse sądził, że może dzięki temu małemu gestowi dobroci Rouge zacznie mu trochę ufać, bądź chociaż przestanie się w niego nieufnie wpatrywać, lecz się przeliczył.

Łowczyni skarbów po kilku sekundach znów przemówiła, tym razem pogardliwym tonem:

- Wow, wy, kosmici, wiecie co to maniery?

Darkling poczuł, jak irytacja zaczyna w nim buzować i napełnia go niezwykła chęć strzepnięcia ogonem. Spróbował to zrobić, lecz nie poczuł, by jego ogon się ruszył (choć w rzeczywistości poruszył się minimalnie).

Frustracja w końcu przejęła kontrolę nad jego głosem i krzyknął z oburzeniem:

- Oczywiście, że wiemy! Black Doom--

- Nie chcę wiedzieć - przerwała mu bezceremonialnie Rouge, nakładając szminkę na usta w wyrazie nonszalancji.

Eclipse'a irytowała jej postawa, choć z drugiej strony jej nie rozumiał. Sama chciała z nim rozmawiać, więc dlaczego teraz zachowywała się tak, jakby ją to nie obchodziło? Eclipse nie umiał tego rozgryźć, więc postanowił też zdecydować się na jakiś rodzaj rozgrywki.

- Po to mnie tu wezwałaś? By mnie drażnić? - zarzucił jej z rozdrażnieniem.

Twarz Rouge minimalnie zmieniła wyraz, jakby zauważyła, że mija się z celem tego spotkania. Darkling usłyszał, jak nietoperzyca mamrocze coś do siebie, pewnie karcąc się za złe rozegranie sytuacji.

- Nie, chciałam ci coś powiedzieć - odpowiedziała w końcu. Jej ton był o wiele spokojniejszy, co spowodowało, że Eclipse trochę się odprężył.

Ta zmiana jednak nie trwała długo. Rouge wyglądała tak spokojnie jedynie przez ułamek sekundy, gdyż nagle zmarszczyła brwi i zaczęła szybko iść w stronę Eclipse'a.

Skonfundowany darkling przy przypływie adrenaliny zaczął szybko kręcić kołami wózka w tył, cofając się. Poczuł ukłucie strachu, gdy natrafił tyłem wózka na ścianę, a Rouge była już za blisko, by mógł wykręcić.

Nietoperzyca wyciągnęła ręce i naparła na górną część jego napierśnika, niebezpiecznie blisko jego szyi.

Z ust Eclipse'a wyrwał się cichy jęk, jednak zalewał go również podziw dla niebywałej siły skrytej w niepozornym wyglądzie i ruchach łowczyni skarbów.

Rouge przyciskała Eclipse'a przez kilka sekund, wręcz ciesząc się skrytym strachem w jego wyrazie twarzy. Jej niski, pełen przestrogi głos dudnił w otworach usznych darklinga:

- Chcę tylko, żebyś wiedział, że jeśli jeszcze raz zrobisz coś Shadowowi, nieważne czy fizycznie, czy psychicznie, ja i Omega nie będziemy czekać na zgodę komandora, by skończyć z tobą natychmiast. Rozumiesz?

Eclipse pokiwał gorączkowo głową, cicho śmiejąc się z nerwów, a ona w końcu puściła go i odeszła.

Mimo swojego niedawnego strachu, darkling wciąż był w stanie prezentować się godnie i nadmienił:

- Zmieniłem się!

Rouge posłała mu niewzruszone spojrzenie, parsknęła kpiąco i przewróciła oczami.

- Wybacz, ale jakoś ciągle pamiętam, jak musiałam walczyć z Shadowem, bo był  zmanipulowany - wytknęła mu ponurym, pełnym urazy tonem, trzepocząc skrzydłami. - Albo kiedy...

Eclipse skrzywił się lekko, mimowolnie zaczynając rozmyślać o swoich przeszłych akcjach (przez co przestając słuchać Rouge). Nawet jeśli teraz miał nowy cel, to wciąż tęsknił za swoją dawną siłą i całym swym gatunkiem. Wszystkie akcje z Shadowem, które działy się na Nowej Czarnej Komecie wypełniły jego umysł. Zauważył, jaki zawzięty był wtedy by wygrać, by nie zawieść, a teraz? To wszystko znikło.

Poczuł w głównym sercu mgliście znajomą pustkę i ból tęsknoty za rodziną. Powinien się już przyzwyczaić do tego przez swą tułaczkę, lecz dopiero teraz zaczął dostrzegać, że strata gatunku bardziej doprowadziła go do gniewu do siebie, niż do tęsknoty. Miał nawet odwagę stwierdzić, że nienawidził siebie bardziej niż Shadowa.

Nie wiedział czemu, lecz rozmyślania o jego stosunku do jeża przywołały do niego pierwsze dni tułaczki, kiedy nie wiedział co robi i czuł się strasznie zagubiony. Nadal pamiętał to uczucie wypalenia, tą świadomość długo gojących się blizn na sercu po tym, jak nic nie było takie, jakie miało być. Jak Shadow zniszczył wszystko w co wówczas naiwnie wierzył.

Zawsze wyobrażał sobie, że będzie miał Shadowa przy swoim boku jako przewodnika i brata. Miałby wreszcie towarzysza, z którym mógłby rozmawiać, żartować, robić wszystko, czego nie mógł z innymi. Odkąd był larwą, czuł z jeżem niezwykłą więź i pragnął, by Shadow wrócił do swojego gatunku. I wtedy, musiał dać temu pragnieniu odejść i to było jedna z najtrudniejszych decyzji, którą musiał podjąć.

Jednak to nie wytłumaczało tego, dlaczego nie odczuwał już pragnienia zemsty. Wcześniej sądził, że był po prostu za słaby, by jej dokonać i zrezygnował, skupiając się bardziej na Dark Arms. Teraz jednak sądził, że opieka nad hybrydami tak zaćmiła jego umysł, że niemal zapomniał o poległych braciach, którzy w jego głowie błagali o pomszczenie.

Eclipse z jednej strony nie dziwił się sobie, nadal pamiętał, jak całe dni spędzał na szukaniu jedzenia, nowych schronień i zajmowaniu się Dark Arms. W nocy nie miał odpoczynku - niemal zawsze w środku snu budził się z powodu uciążliwego koszmaru i już nie zasypiał. W większości potem leżał dalej, by nie budzić swoich maleństw, choć zdarzało mu się wychodzić pod pretekstem polowania, by minimalnie odreagować (nie pozwalał sobie na płacz) i się uspokoić.

Za to z drugiej strony postrzegał to jako żenującą słabość. Czuł, że powinien być w stanie robić wszystko naraz, że powinien być silniejszy i lepszy. Nawet jeśli był bez mądrego przewodnictwa swego ojca i rodziny powinien zachować swą siłę i wyniosłość, chociażby po to, by dumnie prezentować gatunek, którego był ostatnim przedstawicielem.

Jednak wciąż zapominał, a raczej nie zdawał sobie w pełni z tego sprawy, że to był jego pierwszy raz, gdy był w pełni samodzielny i skazany na siebie. Wcześniej jego realizacja własnych ambicji była mimo wszystko nadzorowana przez Black Deatha, a wtedy? Podejmował pierwszą rzecz, którą często trudnoby było nawet nazwać nieprzemyślaną decyzją, kiedy ta wówczas pojawiała się w jego umyśle po raz pierwszy. Prawda, czynił tak przez niedoświadczenie i desperację, ale on tego tak nie postrzegał. Postrzegał to również jako swą słabość. Nie wiedział czemu - po prostu tak było. Miał wrażenie, jakby każdy błąd był jego winą.

"Pewnie to dlatego, że wtedy umysł roju sprowadzał się tylko do mnie" - przemknęło mu przez myśl i stwierdził, że to prawda. Wcześniej jego umysł był częścią czegoś o wiele większego, co powodowało, że skupiał się na swojej całej rodzinie, a nie tylko na sobie, gdy został sam w umyśle roju. Dopiero w samotności zaczął dokładniej siebie analizować i nie umiał sobie na początku z tym poradzić, dlatego podkusiło go ukraść Główny Szmaragd. Wtedy nie był sobą. Choć...co w jego przypadku oznaczałoby być sobą? Tym, kim jest, czy tym, kim miał i powinien być?

- Słuchasz mnie w ogóle?

Pytanie Rouge dotarło do niego w samą porę, by wyciągnąć go z rozmyślań, które zaczynały już dochodzić za daleko.

Eclipse znów skupił się na rzeczywistości i nic nie powiedział. Zanim zdążył chociaż przypomnieć sobie, o czym nietoperzyca mówiła wcześniej, ona przewróciła oczami.

- Mobius do Pana patchworka

Eclipse jęknął wewnętrze nie na przezwisko.

- Możesz mnie tak nie nazywać? - zapytał rozdrażniony.

- Czyli jednak mnie słuchasz - powiedziała figlarnie Rouge, po czym kontynuowała głośniej. - Wybacz, ale jakoś za bardzo pasuje

Darkling przewrócił oczami i czekał na kolejne słowa nietoperzycy, lecz one nie nadchodziły.

"Pewnie chce bym odpowiedział, bym się bronił" - przypuszczał wewnętrznie.

- Ja nie chciałem manipulować Shadowem - zaczął niepewnie, po czym kontynuował, ignorując ukłucie bólu na myśl o swych przyszłych słowach. - To był Black Death--

Rouge posłała mu niewzruszone spojrzenie i przerwała mu bezceremonialnie.

- A kto próbował ukraść Główny Szmaragd? Ty, czy Black Death? - zapytała retorycznie.

Kolejne słowa nietoperzycy uderzyły darklinga w jego czuły punkt. Nadal uważał, że ta próba była zbyt śmiała. Nie powinien się zgadzać, by jego maleństwa dołączyły do walki, przecież wiedział, że jeszcze są za małe! Nawet jeśli stworzone, by być idealną bronią, wciąż były wtedy niemowlakami. Tak jak Death Leechy. Żaden Umysł Roju nigdy nie wysłałby ani jednej na pole bitwy (chyba że w celu zjedzenia spraliżowanych wrogów). Kto ze zdrowym umysłem wysłałby larwy do walki!?

Eclipse jednak spróbował powstrzymać te rozmyślania, nie chcąc znów odpłynąć. W końcu nadal prowadził konwersację z Rouge!

- No ja, ale...- spróbował się wytłumaczyć, lecz się zająknął, próbując wymyśleć jakieś nie żenujące wytłumaczenie. Zanim jednak zdążył to zrobić, uszy Rouge odgięły się lekko do tyłu, świadcząc o ogniu tkwiącym w ripoście, którą przygotowywała.

- Ale co!? - naciskała nietoperzyca, a darkling poczuł irytację tym, że nie pozwala mu dojść do słowa.

- Urgh!! - warknął, nadal nie wiedząc co powiedzieć. Czuł, jak bezradność nim obwładnia.

- Nie wiem, okej!? Nie wiem!! - wydarł w końcu gardłowym głosem. Jego pięści zacisnęły się z powodu gniewu i wypalił. - Zadowolona!?

Już chciał coś jeszcze krzyknąć ale prędko zamknął usta, karcąc się wewnętrznie.

"Przestań!" - rozkazał samemu sobie. Nie chciał znów stracić kontroli nad temperamentem i palnąć coś niewłaściwego, tak jak to miało miejsce podczas kłótni z Shadowem. Jego mięśnie napięły się w w odpowiedzi na powracające wspomnienie, nawet te w ogonie i nogach, co go zaskoczyło. Czyżby odzyskiwał czucie?

- Dobra, wybacz... - westchnęła w końcu Rouge, uspokajając się.

Eclipse przechylił głowę lekko na bok, żałując, że nie może wejść do umysłu Rouge, by ją lepiej zrozumieć. Kompletnie nie spodziewał się takiej reakcji.

Ta za to zamknęła oczy, westchnęła i uszczypnęła się w nasadę nosa. Jej rzęsy zatrzepotały, po czym Eclipse ponownie poczuł jej wzrok na sobie, tym razem jakby zmęczony.

- Wiedz tylko, że Shadow miał już wystarczająco kłopotów przez ciebie, szczególnie ostatnio inni nie dają mu spokoju przez to, że ciebie reanimował - powiedziała Rouge; cień smutku i zawiedzenia czaił się w jej nagle pociemniałych od trosk oczach.

Eclipse za to znieruchomiał zszokowany, mrugając powoli z konsternacją.

- Czekaj co? - wycedził z trudem.

Nie umiał odczytać emocji, które zagościły na twarzy nietoperzycy. Domyślał się, że była zaskoczona jego niewiedzą.

- Shadow udzielił ci pierwszej pomocy po twojej zabawie z prądem - wytłumaczyła Rouge. - Dzięki niemu żyjesz

Eclipse poczuł zimny dreszcz przechodzący wzdłuż jego kręgosłupa, na wspomnienie porażenia prądem. Był oburzony, że Rouge nazwała to zabawą, to było naprawdę dla niego bolesne doświadczenie (nawet z jego zwiększona tolerancją na ból), lecz i ta emocja została zepchnięta gdzieś na dalszy plan, w odległy kącik jego umysłu. Był zbyt zszokowany tym co usłyszał, by myśleć o czymkolwiek innym.

"On mnie uratował" - świadomość uderzyła go niczym cios. Nie wiedział czemu, ale nie spodziewał się tego. A może wiedział czemu?

Przecież był pewien, gdy wpadł w ręce Shadowa, że jeż go puści. Nawet jeśli jego błagania przypominały mu zapewne tą młodą blondynkę, nadal to zrobił. I nie tylko to - on go uratował. Mógł pozwolić mu umrzeć, ale tego nie zrobił - drugi raz. Nawet jeśli z powodu ludzkiej dziewczyny, wciąż to się stało. Kto wie, może dzięki właśnie temu człowiekowi Shadow dał mu drugą szansę i zdał sobie sprawę z dzielących ich podobieństw?

- Na...naprawdę Shadow przywrócił mnie do życia? - głos sam wymknął się z jego gardła, mimo że znał odpowiedź.

- Masz problemy z uszami!? - syknęła Rouge, po czym odpowiedziała już spokojniej. - Tak

Eclipse spuścił wzrok, zastanawiając się jak Shadowowi musi na nim teraz zależeć z jakieś przyczyny, jeśli mimo okroponych słów, które wypowiedział względem jego, uratował go.

I wtedy to do niego doszło. Nawet jeśli Shadowowi zależało na nim z powodu Marii, to nie umniejszało siły tego uczucia. Może to nie taka braterska miłość jakiej chciał, ale to wciąż była więź, o której nawet po eksplozji komety nieśmiało marzył. Kto wie, może to jest zalążek, z którego kiedyś powstaną niczym niewymuszone, czyste, braterskie uczucia?

- Widzę, że nie możesz tego przyjąć

Stwierdzenie Rouge powróciło Eclipse'a do rzeczywistości. Darkling spostrzegł ogrom emocji w turkusowych oczach nietoperzycy, lecz nie mógł go rozszyfrować.

Nagle poczuł niecierpiącą zwłoki potrzebę ucieknięcia przed ciekawiskim spojrzeniem łowczyni skarbów.

- Ja...muszę iść...zna...znaczy jechać! - oświadczył, jąkając się.

Rouge przechyliła głowę na bok, a jej źrenice zwęziły się.

- Lu...Luna na mnie czeka! - wytłumaczył Eclipse.

Nie czekając na jakikolwiek komunikat ze strony Rouge wykręcił i zaczął odjeżdżać. Jednak zanim zdążył zniknąć za zakrętem, rozległ się trzask Kontroli Chaosu, co spowodowało, że darkling zatrzymał się.

- Rouge, mam kolejne informacje od komandora

Serce Eclipse'a zabiło mocniej, gdy usłyszał głos przyrodniego brata. Od razu obrócił się w jego stronę i spojrzał na niego.

Shadow również się odwrócił.

Szkarłat spotkał się ze złotem w milczącym spojrzeniu.

Eclipsem zawładnął impuls i bez zastanowienia spróbował się podnieść, zmuszając swoją dolną połowę do ruchu. Jego nogi zaczęły się strasznie trząść, gdy przeniósł cały swój ciężar na nie. Posuwał się do przodu wolno, utykając przy każdym kroku, ale na szczęście miał mały dystans do pokonania.

Zbliżał się coraz bardziej do oszołomionego Shadowa, a jak już dzielił ich najwyżej cal, to zrobił ostatni krok i owinął ręce wokół szyi jeża w geście przytulenia. Shadow nie odezwał się, nie odepchnął go, nic nie zrobił. Eclipse wyczuwał bijące od niego oszołomienie, oraz sztywność jego mięśni, ale nadal go obejmował.

No trust of a bat thief

Darkling nie był w stanie nic powiedzieć, nawet zwykłego dziękuję. Nie rozumiał w pełni co na celu miał gest przytulenia, ale miał nadzieję, że przez niego pokaże jeżowi choć minimalny skrawek całej plątaniny jego uczuć.

Jednak nogi zaczynały mu odmawiać posłuszeństwa, a nie chciał upaść na podłogę, więc szybko zebrał Energię Chaosu w sobie i teleportował sie z trzaskiem do miejsca, w którym czekała na niego Luna. Jego ostatnią myślą przed teleportacją była nadzieja na to, że Shadow zrozumie jego gest.

Notes:

Byłabym bardzo wdzięczna gdybyś zostawił/a kudosa i/bądź komentarz! One naprawdę poprawiają mi humor!